wtorek, 31 maja 2011

Adolf Hitler umarł na Antarktydzie

Dzień bez wiadomości o UFO wydaje się być dniem straconym. Sam już nie wiem czy szykować się na wielką sensację – ujawnienie tajemnicy UFO czy nie. Nawet Watykan pogodził się przecież z koncepcją, że nie jesteśmy jedyną planetą przyjazną życiu w kosmosie. 

Raz Rosja, innym razem Anglia, a jeszcze innym Stany są miejscem obecności przybyszy z innej planety. Rzecz staje się coraz bardziej poważna. Otóż jak podaje biegły w wieściach ufologicznych portal Infra.pl, w Argentynie swoją działalność rozpoczęła komisja ds. UFO. Ta finansowana przez argentyński rząd instytucja składa się ze specjalistów i naukowców różnych dyscyplin, zaś jej celem będzie śledzenie i weryfikacja doniesień dotyczących niezidentyfikowanych obiektów latających. Co istotne, jak twierdzi argentyńska ufolog, Mercedes Casas, „celem komisji powinno być badanie wszystkich zgłaszanych spraw w sposób poważny i przede wszystkim racjonalny”. Członkami komisji będą zarówno eksperci cywilni jak i wojskowi, zaś najważniejszym celem przyświecającym powołaniu komisji jest co? Otóż - bezpieczeństwo narodowe. Co spowodowało, że pojawiające się na całym świecie UFO nagle stało się zagrożeniem dla bezpieczeństwa Argentyny, której rząd podjął decyzję o powołaniu specjalnej komisji? Czyżby zaszło coś o czym nie wiemy? 

Argentyna przewija się teoriach spiskowych co rusz. Należy do grupy państw o największej aktywności UFO na świecie. Czy istotne znaczenie dla tej aktywności ma specyficzna lokalizacja tego państwa w niedużej odległości od Antarktydy? Jeśli uwzględnimy hipotezę o istnieniu tajemniczej bazy na terenie Nowej Szwabii, wiele elementów zaczyna do siebie pasować. Tą istniejącą podobno na nie pokrytej lodem części Antarktydy bazą zainteresowały się po II Wojnie Światowej również władze USA, wysyłając tam specjalną wyprawę wojskową o kryptonimie „High Jump”. W rejonie Argentyny przez wiele lat po zakończeniu II Wojny Światowej pojawiały się informacje o aktywności niemieckich łodzi podwodnych. Co więcej to właśnie do tego kraju uciekło wielu ważnych polityków III Rzeszy. Porwania bydła przez niezidentyfikowane obiekty latające, w końcu niezwykła aktywność UFO – czy to mogło stanowić powód by rząd Argentyny zaczął ufać pogłoskom i zaczął się obawiać o swoje bezpieczeństwo? 

Interesująca musi w tym kontekście być również ujawniona przez FBI informacja, że Adolf Hitler nie zginął w Berlinie w 1945 roku, o czym pisałem już wcześniej, lecz dożył spokojnej starości na farmie właśnie w Argentynie. A może nie w Argentynie, a właśnie w tajnej bazie na Antarktydzie?


środa, 25 maja 2011

Osama - wielkie kłamstwo

Na portalu YouTube umieściłem polskie tłumaczenie bardzo interesującego materiału dotyczącego domniemanej śmierci Osamy Bin Ladena i płynących z tego konsekwencji.





Autor komentarza, James Corbett jest niezależnym dziennikarzem, autorem strony CorbettReport.com.

Zobacz także:

Internet wrogiem władzy?

Rozpoczęła się wojna w Internecie. W imię bezpieczeństwa następuje eskalacja ograniczeń nawiększego cywilizacyjnego osiągnięcia: dostępu do informacji i swobodnej wymiany myśli. Czy Internet staje się wrogiem władzy? 

W Polsce zrobiło się głośno o ,,wizycie” Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w domu jednego z internautów, prowadzącego satyryczną, jego zdaniem, stronę o polskim prezydencie. Satyra się skończyła, kiedy z całą powagą w drzwiach pojawiło się ABW. Fakt wkroczenia jednostki, która na co dzień zajmuje się o wiele poważniejszymi przestępstwami, do mieszkania przeciętnego 25-latka pokazuje, że sieć przestaje być obszarem nieskrępowanej wolności. Co więcej, czy zastosowana socjotechnika ,,zbrojnej interwencji” gasić ma jedynie próbę obrażania najwyższego urzędu w państwie? Co ona symbolizuje, skoro chłopaka można było przecież wezwać na posterunek policji. 

Zainteresowanie władzy Internetem, jako ostatni trend, jest widoczne nie tylko w Polsce, ale i w całym świecie. Ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie nauczyły nas dwóch rzeczy. Pierwszą jest doświadczenie ogólne, że potencjalnie dożywotni i cieszący się wieloletnim poparciem ,,władca”, nie może być pewien swojej pozycji, bowiem w myśl zasady, iż każdy cesarz ma swojego Brutusa, a narzędzia zawsze się znajdą, jest on zależny od tego, jak długo możni i wpływowi tego świata będą uznawać go za przydatnego. Drugą rzeczą jest to, że nawet jeśli w jednym miejscu rewolucje mogą zostać wzniecone, to dzięki użyciu Internetu i nowoczesnych środków komunikacji miejsce gdzie je zainspirowano może być gdzie indziej. Internet w tym kontekście zaczął odgrywać rolę narzędzia do skutecznej politycznej komunikacji. Czy obawa o wzniecanie niekontrolowanych niepokojów motywuje władze i ośrodki politycznego wpływu, by poddać kontroli nie tylko korespondencję wysyłaną pocztą, ale również rozmowy telefoniczne, rachunki bankowe i wiele innych aspektów życia swoich obywateli w tym Internetu właśnie? Czy coś, o czym jeszcze niedawno mówiło się, że jest najlepszym obszarem masowej społecznej inwigilacji, stało się przez władzę trudne do zaakceptowania? Tylko dlatego, że wymyka się spod kontroli? Kiedyś grzebano w śmieciach, by dowiedzieć się czegoś o podglądanym wrogu. Dziś robi się to równie nieoficjalnie ,,grzebiąc” w jego telefonie i komputerze. Tyle tylko, że po ,,grzebaniu” w śmieciach pozostawał na rękach smród, a po inwigilacji wspomnianych elektronicznych urządzeń jedynie drobny pyłek kurzu na białych rękawiczkach.

Coraz częściej docierają do nas komunikaty, mówiące o kolejnych próbach wprowadzenia kontroli sieci. Szczególne znaczenie może mieć zbliżający się szczyt grupy G8, a zwłaszcza zainicjowany przez Nicolasa Sarkozy’ego specjalne forum technologiczne e-G8 forum. Samo forum, choć oficjalnie przyświecają mu szczytne idee, może mieć również negatywne konsekwencje. Zapowiadane są protesty internautów chcących bronić Internetu przed zakusami władzy. Z jednej strony zaproszeni zostali twórcy Google’a, Facebooka czy Wikipedii, z drugiej jednak są to firmy niejednokrotnie oskarżane o zbieranie informacji o swoich użytkownikach lub cenzurowanie treści. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że siedziby tych największych internetowych przedsiębiorstw znajdują się na terenie Stanów Zjednoczonych, gdzie obowiązuje kontrowersyjny Patriot Act

Jako główne zagadnienia wytrychy, których używają politycy, by przeforsować przygotowywane przez siebie ograniczające regulacje możemy wymienić trzy najważniejsze: pedofilia, prawa autorskie i terroryzm. O ile powodu, dlaczego pedofila ma być ścigana przez prawo nie trzeba tłumaczyć i w szlachetne intencje wątpić, o wiele bardziej kontrowersyjne są dwa pozostałe uzasadnienia. Na szczycie e-G8 można się spodziewać silnego przedstawicielstwa ze strony ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement). Porozumienie, w skład którego wchodzi śmietanka najbogatszych krajów świata, postawiło sobie za cel wprowadzenie regulacji chroniących prawa autorskie. Te niby szlachetne pobudki w istocie jednak stanowić mogą zagrożenie dla podstawowych wolności obywateli. Szczególnie interesujące bowiem wydaje się być zaangażowanie rządów akurat w tych kwestiach, w których państwo nie czerpie dla siebie bezpośrednich korzyści. Dostrzeżenie tego faktu może prowadzić to do wniosku, że prawa autorskie stanowią jedynie listek figowy służący radykalnym ograniczeniom w sieci. 

Trzecie najważniejsze zagadnienie-wytrych, to terroryzm. To właśnie zagrożenie terrorystyczne było powodem, dla którego jak podawali przedstawiciele administracji George’a W. Busha, wprowadzono wspomniany już Patriot Act. Wydany przez Busha dekret umożliwia służbom amerykańskim śledzić obywateli, ich maile, konta oraz gromadzić na ich temat informacje. Dziś, gdy nowym straszakiem wydają się być opublikowane przez Wikileaks na kilka dni przez rzekomym zabiciem Osamy Bin Ladena zeznania więźniów z Guantanamo, wydaje się, że przyszedł czas na analogiczny dokument w Europie. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że w zeznaniach owych grożono, że do ataku terrorystycznego dojdzie gdzieś na terenie Europy. Patrząc na determinację Nicolasa Sarkozy’ego, zaostrzenie działań w kierunku inwigilacji i ograniczeń swobód wydaje się być nieubłagane. 

Jakkolwiek George Orwell w swoim słynnym „Roku 1984” nie przewidział istnienia Internetu, to z istnieniem Wielkiego Brata trafił on niestety w samą dziesiątkę. Jesteśmy, jak się okazuje, podglądani i inwigilowani. Co ciekawsze a właściwie smutne, informować nas o tym musi zewnętrzna instytucja czyli Komisja Europejska, która w raporcie opublikowanym 18 kwietnia 2011 roku wskazuje, że polscy obywatele są jednymi z najbardziej inwigilowanych obywateli krajów należących do Unii Europejskiej. Na pytanie: czy wynika to z niedojrzałości naszych tajnych służb, ich rozpasania czy też permanentnie toczonej “awantury politycznej” trudno jednoznacznie odpowiedzieć. W kontekście historycznej refleksji można stwierdzić, iż do dwóch najstarszych zawodów świata prostytucji i polityki powinno się z pewnością dodać jeszcze jeden: szpiegostwo. Towarzyszy nam ono od zarania cywilizacji, od zawsze. Z tą jednak uwagą, iż zarówno prostytutki nierzadko, a szpiedzy zawsze, służą politykom a nie odwrotnie. Bez wątpienia również, i jedne i drudzy stoją za ich licznymi upadkami, gdy zmienia się opcja rządząca lub ktoś obficiej ,,sypnął groszem”.

Wracając do Internetu. Próby porządkowania sobie sieci, które widać również w Polsce, póki co się nie udają. W wielu krajach jednak próby te są wciąż ponawiane. W Polsce rozmowy z rządem wciąż trwają. W Hiszpanii obowiązuje od niedawna prawo zwiększające zakres ingerencji rządu w sferę sieci (co ciekawe poparte zarówno przez rządzącą koalicję jak i opozycyjną Partię Ludową). Natomiast w Stanach Zjednoczonych pomimo niedawnej porażki ustawy COICA w Kongresie próbuje się po raz kolejny przeforsować kontrolę sieci - tym raz pod nazwą PROTECT IP.

Pomimo faktu, że internauci coraz sprawniej się organizują i walczą o swoją wolność prawdopodobne jest, że swoboda zostanie łatwo sprzedana w imię bezpieczeństwa. Opinię publiczną najlepiej wówczas postraszyć „czarnym ludem”. Co rusz pojawia się jakiś motyw zastraszenia. O zagrożeniu dla niemieckich elektrowni atomowych już słyszeliśmy. Co więcej może stać się powodem do paniki podobnie jak rozpowszechniana informacja, że „zabicie” Osamy Bin Ladena będzie powodem ataków terrorystycznych na terenie Europy? Tylko czy bomby faktycznie podłożą terroryści z Al-Kaidy albo innej muzułmańskiej organizacji? A jeżeli już je podłoża, to z czyjej inspiracji? 

Czyim interesom służy nakręcanie atmosfery strachu, a co za tym idzie zwiększenie wpływu na Internet i chęci jego kontrolowania? Kto na tym może zarobić i co uzyskać? Podobnie na panice wokół świńskiej grypy zarobiły już koncerny farmaceutyczne, choć umarło na to mniej ludzi niż mogłoby nam się wydawać biorąc pod uwagę medialny szum, jaki towarzyszy od lat. We współczesnym świecie przecież nic nie odbywa się już bez tych, którzy zarabiają i bez tych, na których zarabiają ci pierwsi. 

Naiwnością byłoby przecież myślenie, iż na tych wszystkich ograniczeniach, zbrojeniach nikt z góry wytypowany nie zarabia. Wojna toczona oko w oko, na której zarabiał Stanisław Wokulski bohater ,,Lalki”, zastępują dziś ,,zbrojenia” przeciwko tym, którzy podkładają bomby. Biblijny Raj jest mało inspirujący, bowiem nie bardzo wiadomo jak na nim zarabiać. 

Czy unijna dyrektywa, która nakazała wszystkim dostawcom Internetu na terytorium Unii Europejskiej zapisywanie danych listów elektronicznych oraz rozmów wykonywanych za pośrednictwem sieci (VoIP) zwiększyła faktycznie nasze bezpieczeństwo? Wszak motywowana była bezpośrednią reakcją na zamachy bombowe w Londynie z 2005 roku. Czy terrorysta biegający z przywiązanym do nogi dynamitem, ogłasza się w necie i dokonuje w nim zakupów? Ile będzie kosztować analiza każdego słowa by doszukać się słowa zamach? Ile i kto na tym zyska?

Gdy pętla się zaciśnie, możemy w efekcie stracić szansę na swobodny dostęp do informacji, największego naszego cywilizacyjnego osiągnęcia. Co ważniejsze, możemy stracić prawo wyrażania niczym nie skrępowanych poglądów. Poglądów, których efektem może być poznanie, co tak naprawdę się dzieje.

sobota, 14 maja 2011

Złoto III Rzeszy

Światowe trendy wskazują, że złoto wraca do łask. Czy ktoś jednak pamięta gdzie podziało się złoto Hitlera?

Steve Forbes stwierdził niedawno, że w ciągu najbliższych pięciu lat możemy się spodziewać nowej amerykańskiej waluty. Co więcej waluta ta, jak twierdzi, może być oparta na złocie. Jeśli zapowiedzi Forbesa, który jest na pewno dobrze poinformowany, są prawdziwe to znajdziemy się w zadziwiającej sytuacji. Okaże się bowiem, że okres ostatnich kilkudziesięciu lat, w którym coraz bardziej odchodzono od oparcia waluty na jakimkolwiek kruszcu, był czasem zupełnie straconym. Zdumienie budzi teza Forbesa, gdyż w wielu krajach Zachodu znacznych rezerw tego cennego kruszcu po prostu się pozbyto.

Czy zrobiono to z rzeczywistych przyczyn ekonomicznych czy na czyjeś wyraźne żądanie? Czyżbyśmy zaczęli lekceważyć fenicki wynalazek? Właściwe pytanie, wszak w momentach kryzysowych kiedy ziemia zaczynała im się palić pod stopami., to właśnie złoto zabierali ze sobą różnego rodzaju dyktatorzy. Tak zresztą całkiem niedawno zrobiła choćby żona byłego prezydenta Tunezji, Zin el-Abidina Ben Alego, która zanim uciekła z kraju, zabrała ze sobą 1,5 tony złota. Analogicznie uczynili 70 lat temu przywódcy III Rzeszy, w momencie kiedy Armia Czerwona była już u bram Berlina i było jasne, że wojna jest przegrana. W tym czasie z obszaru III Rzeszy „zniknęło” całe złoto, jakie zgromadzili naziści przez lata swoich rządów. Grabione przez sześć lat skarby całej Europy przepadły i nikt nie wie, co się z nimi stało. Nikt nie wie lub nie chce wiedzieć. Do tej pory szwajcarskie banki również, mimo ostatnich moralnych manifestacji, nie chcą ujawnić, ile pieniędzy znajduje się na kontach założonych przez Hitlera i jego towarzyszy jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej.

Nie wiadomo również, co stało się ze sporą częścią niemieckiej floty łodzi podwodnych. Po prostu przepadły. Zaraz po wojnie niejednokrotnie pojawiały się doniesienia na temat ich obecności u wybrzeży Ameryki Południowej, które były bagatelizowane. Niewykluczone, że niemieckie U-booty z najbardziej wiernymi i zaufanymi żołnierzami Hitlera opuściły wybrzeża Europy razem z potężnymi rezerwami złota, by w ten sposób mieć fundament pod budowę IV Rzeszy. W sytuacji gdy bankrutujące państwa Zachodu zdecydują się wprowadzić złotą walutę, można nieśmiało stwierdzić, że władzę i wpływy będzie mieć ten, kto zachowa tego złota najwięcej.



poniedziałek, 9 maja 2011

Zakon Rycerzy Wewelsburga – w dążeniu do władzy absolutnej

Bin Laden nie żyje. Powoli przyzwyczajamy się do tej myśli. Cały świat, a przynajmniej jego zachodnia część zastanawia się kiedy nastąpi zemsta? Czy w jej wyniku zginie kilkaset lub nawet kilka tysięcy ludzi? Ja zastanawiam się czy i kiedy, idąc za zwolennikami terrorysty, wystawi mu się pomnik lub otworzy muzeum tłumacząc, że to ku przestrodze? Niemożliwe? A no możliwe.

W czwartek 15 kwietnia ubiegłego roku otwarto muzeum poświęcone zbrodniczej hitlerowskiej organizacji SS. W wyniku jej działania zginęło nie tysiące a miliony ludzi. Zbiory muzeum ukazują historię liczącej ponad milion członków przybocznej gwardii Adolfa Hitlera – i jej wodza Heinricha Himlera, którego osobisty dziennik zdobi starannie przygotowaną wystawę. Na liczącej tysiąc eksponatów wystawie znajdują się dwa „pierścienie z czaszką”, które otrzymywali starsi stopniem oficerowie. Na srebrnych obręczach wygrawerowano podpis Himmlera, a także czaszkę, swastykę i runę Sig, szczególnie rozpoznawalny symbol SS. Gdzie nasi zachodni sąsiedzi pokazali światu tę wystawę? No właśnie, i tu cały dodatkowy skandal. Na zamku w Wewelsburgu, w którym Niemcy modlili się do swych bogów o zwycięstwo, a po wojnie dla zatuszowania historii tego miejsca zorganizowali w nim schronisko młodzieżowe. 

Zamek Wewelsburg imponująca, siedemnastowieczna rezydencja znajdująca się na szczycie wzgórza na południe od Hanoveru w środkowych Niemczech, odgrywała kluczową rolę w historii SS. Himmler wynajął go na ponad 100 lat w roku 1934, zaraz po tym jak partia nazistowska doszła do władzy, z zamiarem przekształcenia go w ośrodek szkoleniowy dla elity oficerów SS. Z czasem snuł on coraz ambitniejsze plany przejęcia okolicznej wioski i zbudowania stolicy dla SS, z zamkiem jako „centrum nowego świata” po osiągnięciu „ostatecznego zwycięstwa”.

foto Orwellsky
Zakon Rycerzy Wewelsburga, był marzeniem Heinricha Himmlera, który pragnął utworzyć nowy, germański zakon. W tym celu między innymi odwoływał się do tradycji Zakonu Krzyżackiego. Nieopodal miasta Paderborn, w połowie drogi między Kolonią a Brunszwikiem, znajdowały się ruiny średniowiecznego zamku Wewelsburg. To właśnie to miejsce Himmler upatrzył sobie na siedzibę kierownictwa SS. W zamku przygotowano specjalne apartamenty dla dygnitarzy organizacji. Ich nazwy wywiedziono od sławnych postaci historycznych. Reichsfuhrer SS dla siebie wybrał apartament Henryka I. Wybudowano wielką komnatę o długości 35 i szerokości 15 metrów, w której miały odbywać się spotkania najwyższych rangą członków organizacji. W podziemiach utworzono sanktuarium zakonu, miejsce kultu krwi, gdzie organizowano tak zwane Bluttaufe (chrzty krwi), rytuały towarzyszące przyjęciu każdego młodego adepta. Na wybór miejsca wpływ miała podobno legenda głosząca, że przyszłemu atakowi ze wschodu oprze się tylko jeden zamek w Westfalii. Okazało się, że najmocniejsze mury ma właśnie Wewelsburg.



Dla Adolfa Hitlera


foto Orwellsky
Nie wszyscy naukowcy uważają słowo „zakon”, przyjęte na nazwę organizacji, za trafione. Podkreślają oni na przykład, że Himmler i jego współpracownicy byli szczególnie zafascynowani postaciami Henryka I czy Henryka Lwa, zaś sam szef SS postrzegał siebie raczej jako kontynuatora ich tradycji niż wielkiego mistrza. Z drugiej strony profesor Gebhardt, jeden z bliskich przyjaciół Himmlera, uważał, że ten widział się mistrzem zakonu, który posiadał tylko jedną regułę – Adolfa Hitlera. Słowa te podkreślają religijną wręcz zależność Himmlera od Hitlera, którego chciał być rycerzem i obrońcą. Zdaniem Himmlera członkowie SS byli kontynuatorami tradycji rycerskich. Stąd niezmiernie ważna była dla niego zewnętrzna oprawa. Wprowadzono specjalne odznaki, które miały podkreślić znaczenie władzy SS oraz stworzyć atmosferę tajemniczości i mistycyzmu. Szefowie organizacji mogli należeć do jednej z trzech kategorii. Do każdej przypisane były specjalne insygnia: odznaka, kordzik i herb. Najmniej ważnym, choć równie pożądanym, był srebrny pierścień z emblematem trupiej czaszki.



Rycerze z piekła rodem 

Najwyższymi dostojnikami SS było dwunastu obergruppenfuhrerów. Każdy z nich miał własny, specjalnie zaprojektowany herb. Himmler w swoim postępowaniu opierał się na micie o celtyckim królu Arturze, który ucztował i odbywał narady ze swoimi dwunastoma najdzielniejszymi rycerzami. W wielkiej komnacie w Wewelsburgu ustawiono dębowy stół dla niego i jego wybrańców. Wokół znalazło się miejsce dla oznaczonych tarczami z herbami i nazwiskami każdego z „rycerzy” foteli. Pod północną wieżą zaprojektowano także sanktuarium z marmuru. W środku, na podwyższeniu, płonął wieczny ogień – miały być w nim palone “rycerskie” herby. Dookoła stało dwanaście grobowców, a pośrodku najważniejszy – należący do samego Himmlera. Wentylacja we wnętrzu nie była najlepsza, stąd w czasie ceremonii wypełniał je dym, który sprawiał wrażenie obcowania z duchami zmarłych. Himmler nakazał również dygnitarzom z kierownictwa SS odbywać specjalne ćwiczenia duchowe i niemal okultystyczne ceremoniały, w czasie których mieli odczuwać łączność z przodkami i czerpać z niej inspirację oraz siłę wewnętrzną niezbędną do realizacji wyznaczonego im posłannictwa.

foto Orwellsky
27-letni historyk, który pomagał zaprojektować stałą ekspozycję, twierdzi, że trzymające pochodnie statuy lub strażnicy SS stali najprawdopodobniej na tych podestach. Obalił on jednak mit spopularyzowany przez jedną z niemieckich gazet, jakoby Himmler odprawiał w pełnej echa krypcie dziwne pogańskie rytuały. „Nie można tego udowodnić naukowo” - stwierdził. Nie można podobnie jak nie można zapewne głośno powiedzieć o próbie tuszowania historii, o której niemiecka prasa wolała milczeć. 



Czy idea Himlera umarła razem z nim?

Wojna się skończyła, a jej wynik wymagał wytyczenia perspektywy dla wszystkich zawiedzionych. Właśnie na taki grunt trafiła ideologia kontynuowania pomysłów Himmlera. Czy zatem ponownie wybrano współczesnych, nowych rycerzy? Czy w tajemnicy werbowano członków, a organizacja rozwijała się? Mogła zarabiać na handlu bronią i kontroli możnych tego świata. Zaczęła osłabiać pozycję tych, których zakon postanowił zneutralizować. Wpływano na losy świata ukrywając się za plecami terrorystów? Cel był jeden - zbudowanie w Europie potężnego porozumienia, będącego konsekwencją tworzenia od setek lat koncepcji zastąpienia wartości chrześcijańskich i wiary w Boga nową doktryną

Kiedyś instrumentem działania były zaplanowane wcześniej wojny, dziś zaś opierają się one na wpływie uzyskiwanym na przykład poprzez uzależnianie poszczególnych krajów od dostaw energii. „Cienie” pilnujące grobu Chrystusa zastąpiono cieniami pilnującymi swoich interesów. Czy ta historia jest nierealna? Z całą pewnością, podobnie jak 27-letni naukowiec należy stwierdzić, iż naukowo jest ona nie do udowodnienia. 

środa, 4 maja 2011

Dla tych, którzy wierzą w cuda

fot. Abdul Rahman bin Laden
Tego wydarzenia nie można nie skomentować. Śmierć bin Ladena wymaga z pewnością wyważonej opinii, gdyż sama w sobie jest potwierdzeniem, iż nie istnieją jedynie białe lub czarne rozwiązania.

To, co się stało, w kontekście chrześcijańskim tak bardzo naganne, zadośćuczyni bez wątpienia, podążając za kodeksem Hammurabiego, wielkiej tragedii z 11 września. Zastanawiam się tylko - co się nagle stało, że uśmiercono żyjącego od kilku lat w niezłej rezydencji człowieka, który wydawać by się mogło winien siedzieć w jaskini ukrytej głęboko w górach?

Człowieka „straszaka”, dzięki któremu wydano miliardy dolarów płynących w wytypowane z góry ręce. Przez którego inwigilowano i zinwentaryzowano miliony ludzi, przewijających się przez amerykańskie lotniska.

Czy teraz spiszemy wszystkich Europejczyków, skoro terroryści mają odpalić w Europie bombę atomową? Czy o to chodzi? Czy winniśmy naprawdę wierzyć, że w dobie technologii, która pozwala z kosmosu znaleźć igłę w stogu siana amerykański wywiad, pełen prawdziwych geniuszy, po 10 latach dostąpił cudu oświecenia? Jaki związek ma śmierć terrorysty z wydarzeniami w Libii i innych krajach? A może rozpoczęła się już kampania wyborcza w stylu Alfreda Hitchcocka, w której to zaczęło się od trzęsienia ziemi i teraz napięcie zacznie narastać. Cenię Amerykanów wyżej i dlatego uśmiecham się czytając te światowe rewelacje dla naiwnych.

niedziela, 1 maja 2011

Europa po wojnie

Wraz z upadkiem III Rzeszy nie upadły koncepcje stworzenia na kontynencie nowego, antychrześcijańskiego ładu. 



Pozornie wydaje się, że wszyscy hitlerowcy popełnili samobójstwa albo zostali straceni, zmarli w więzieniu albo gdzieś się ukryli. Wszystko to prowadzi do wniosku, że w 1945 roku umarły poglądy tych niebezpiecznych ludzi. Wydawać by się mogło, że Hitler popełnił samobójstwo i na tym historia ideologii kultów jednostki się skończyła. Rozpoczęła się nowa, bezkompromisowa wojna o wpływy, Europa nie była już Europą sprzed wojny. Do gry weszły Stany Zjednoczone z masą własnych, znakomicie przeszkolonych agentów. Zaczęły ingerować w kluczowych sytuacjach w losy niektórych krajów i reżyserować je. W Rosji mordowano miliony ludzi, a między częścią faszystowskich ideologów a rosyjskich dyktatorów i zapewne amerykańskich outsiderów władzy powstała zmowa. Wiele lat temu twórcy obu systemów doszli do wniosku, że ich ostatnie doświadczenia wyraźnie pokazały, że wzajemne wyniszczanie się nie ma sensu, natomiast bezkolizyjna współpraca może doprowadzić do dominacji nad światem. Odżył zawarty przed wojną pomysł zmodyfikowanego paktu Ribbentrop-Mołotow. Twórcy nowej koncepcji uwierzyli, że sojusz obu wielkich krajów jest nie tylko pomysłem na zrealizowanie ideologii nowego ładu w Europie, ale i na świecie. Co gorsza, wiem, że w owym „spisku” wzięli udział również odsunięci od władzy i wpływów agenci amerykańskich służb specjalnych. By zrealizować swoje zamierzenia, potrzebowali czasu, pieniędzy i przyszłych wykonawców, którzy już po ich śmierci doprowadziliby plan do końca.

Oni sami wierzyli, że odrodzą się ponownie w nowym, stworzonym przez siebie świecie. Wierzyli w świadomą reinkarnację. Potrzebowali wykonawców, którzy pod ich wpływem doprowadzą do realizacji ideologii alternatywnych dla chrześcijaństwa, również poprzez sojusz Niemiec i Rosji, także przy udziale wielu innych wpływowych osób.

Ci ludzie szukają nieograniczonej władzy. Potrafili wymordować miliony ludzi dla swoich chorych planów. Dlaczego więc nie mieliby zaryzykować kolejnej katastrofy dla spełnienia szalonych idei?

Żeby je zrealizować potrzebowali pieniędzy i ludzi. Początkowo postanowili sfinansować swoje pomysły, wykorzystując zrabowane skarby III Rzeszy. Później zaczęli do nich dołączać różni, zwabieni perspektywą udziału w nieograniczonej władzy, milionerzy. Ich liczba wzrosła po obaleniu Muru Berlińskiego. Stworzyli ogromny mechanizm wpływów – ludzi zorganizowanych w tzw. Zakon Rycerzy Wewelsburga.



- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf