sobota, 31 stycznia 2015

Przypominamy: Kim są członkowie 13 rodów Illuminati?



O tym należy ciągle przypominać. Iluminaci mogą być bardziej lub mnie znani, ale należy pamiętać, że te 13 rodzin, które rządzą tym tajemniczym zgromadzeniem to w rzeczywistości zamknięte grupy, do których niezwykle trudno się przyłączyć. Bo i jak?



tanowią ukrytą elitę sprawującą kontrolę nad Stanami Zjednoczonymi. USA są ich narzędziem, za pośrednictwem którego dbają o to aby krok po kroku cały świat legł u ich stóp. Kim są tajemniczy Iluminaci?

Nawet zwykły jednodolarowy banknot kryje w sobie więcej tajemnic niż byśmy mogli przypuszczać. Na tym niewielkim skrawku papieru umieszczono ogromną liczbę okultystycznych symboli mających rzekomo ostatecznie wyjawić cel jaki stoi przez rządzącymi Stanami Zjednoczonymi elitami. Szczególnie jeden symbol pełni ogromnie ważną funkcję. Jest nim rzecz jasna piramida znajdująca się na rewersie banknotu. Jej czubek jest oddzielony od podstawy, u szczytu promienieje wszechwidzące oko. Dolna część piramidy składa się z 13 poziomów. Dlaczego 13? Między innymi dlatego, że dokładnie tyle głównych rodów wchodzi w skład tajemniczego zakonu Illuminatów. W ich skład wchodzić mają między innymi takie rodziny jak Rockefellerowie, Rotschildowie, DuPontowie, Kennedy czy Onasiss. Ich liczba nie jest przypadkowa, ma ona nawiązywać do wybranych przez Boga 12 plemion Izraela, lecz w szatański sposób wypaczać to przymierze poprzez powołanie do istnienia tych trzynastu wielkich rodów: 

poznaj nazwiska 13 rodów Iluminati przechodząc do artykułu

czwartek, 29 stycznia 2015

Światy równoległe - czy istnieją, czy przenikają się wzajemnie?

 Świat nauki zna wiele teorii, które w momencie ich opublikowania uznawano za szalone lub niedorzeczne. Wiele z nich z czasem zyskało uznanie i stały się fundamentami, na których opiera się współczesna wiedza o świecie. Czy to samo możemy powiedzieć o teoriach związanych ze światami równoległymi?
 
 
Czy duchy mogą być dowodem na przenikanie się światów?    
fot. wiki


Teorie głoszące istnienie światów równoległych znamy od lat, głoszą one, że wszystkie możliwe wersje historii i przyszłości są prawdziwe a każda z nich jest częścią równoległych światów, których ilość jest nieskończona. Chociaż została ona sformułowana wiele lat temu, przy obecnym stanie wiedzy i technologii nie jesteśmy w stanie w jakikolwiek sposób zweryfikować jej prawdziwości. Obserwacje możemy bowiem prowadzić jedynie w naszej rzeczywistości i tym samym wydarzenia, które ewentualnie mogłyby mieć miejsce w innych światach pozostają poza zasięgiem jakiejkolwiek naukowej weryfikacji.

"Koncepcja światów równoległych pojawiła się w mechanice kwantowej pod koniec lat 50. XX wieku, zgodnie z nią każdy wszechświat odgałęzia się na kilka kolejnych wraz z każdym kolejnym zdarzeniem, w ten sposób urzeczywistnione zostają wszystkie możliwości. W niektórych wszechświatach asteroida, która zabiła dinozaury minęła Ziemię, w innych to Portugalczycy skolonizowali Australię" - mówi Howard Wiseman, fizyk z Griffith University w Brisbane, jeden z twórców hipotezy o wielu przenikających się światach ("many interacting worlds" hypothesis - MIW). Wspólnie z kolegami zaproponował on by w celu weryfikacji istnienia wielu światów założyć, że istnieje uniwersalna siła pomiędzy podobnymi do siebie światami a tym samym na poziomie kwantowym nauka jest w stanie prowadzić ich obserwację.


Czy jeśli teoria okaże się prawdziwą, to czy będzie można mówić o przemieszczaniu się pomiędzy tymi światami? 
 
 

źródło: mnn

środa, 28 stycznia 2015

Czy komary-mutanty są nadzieją czy też zagrożeniem?

Dzięki pracy naukowców już wkrótce może zniknąć problem uciążliwych owadów. Jakie jednak będą tego konsekwencje?


Jeden z najbardziej znienawidzonych gatunków owada na świecie wciąż pozostaje źródłem wielu chorób, na które rocznie umiera ponad milion ludzi. Chcąc powstrzymać rozprzestrzenianie się malarii czy żółtej febry genetycy wyhodowali nowy gatunek komara, którego żeńskie larwy umrą zanim będą zdolne do rozrodu. Przeżywają zatem jedynie męskie osobniki, które jednak nie gryzą i tym samym to one przekazywać będą dalej swoje zmutowane geny, co sprawi, że w ciągu zaledwie kilku pokoleń populacja owadów obniży się radykalnie.

Pierwsze testy przeprowadzono do tej pory w Brazylii i na Kajmanach gdzie populacja komarów spadła o 96%, wkrótce planowano wypuścić kolejną grupę na Florydzie, jednak projekt wstrzymano z uwagi na obawy mieszkańców oraz nadrozującej agencji federalnej.

Przeciwnicy programu obawiają się, że mieszkańcy Florydy mogą zostać ugryzieni przez zmodyfikowanego genetycznie komara a jego zmienione DNA trafi do krwioobiegu ludzi. Zdaniem Oxitec, firmy która stworzyła nowy rodzaj owada te obawy są bezpodstawne gdyż tylko żeńskie osobniki wysysają krew a te z kolei nie są wypuszczane na wolność. Wszystkie zmutowane komary jakie będą latać będą płci męskiej a one nie stanowią w tym przypadku zagrożenia, co więcej przedstawiciele Oxitec deklarują, że testowali ich ugryzienia na zwierzętach laboratoryjnych i nie zauważyli jakiegokolwiek wpływu na ich zdrowie.

Kolejnym problemem z jakim muszą sobie radzić propagatorzy redukcji populacji komarów jest ryzyko, że po ich usunięciu powstanie nisza ekologiczna, która w krótkim czasie może zostać zagospodarowana przez inny gatunek, nie ma przy tym gwarancji, że będzie on mniej grożny ani też mniej uciążliwy niż znane nam doskonale moskity.



wtorek, 27 stycznia 2015

Ankieta dla Czytelników bloga "Kod Władzy"

Szanowni Państwo, drodzy Czytelnicy,

Blog "Kod Władzy" w tym roku kończy 4 lata, dziękuję za zainteresowanie i wielokrotnie wyrażane poparcie. Chciałbym aby blog i cały ten projekt stawał się co raz ciekawszy i bogatszy o nowe treści. Dlatego też bardzo proszę o pomoc i wypełnienie krótkiej ankiety (poniżej), całość nie powinna zabrać więcej niż 2-3 minuty.

Z góry dziękuję,

Victor Orwellsky

Link do ankiety: 
http://www.ebadania.pl/d9c9013c3489d04e

Ankieta trwać będzie przez 1,5 tygodnia od wtorku 27 stycznia do niedzieli 8 lutego. 




Co będzie za 25 lat? Oto świat przyszłości wg Raya Kurzweila

Zbliżamy się do momentu przełomowego, najprawdopodobniej jeszcze w pierwszej połowie XXI wieku ludzkość zyska nieśmiertelność. Tylko czy nadal pozostaniemy ludźmi?

źródło: singularityhub.com


Ray Kurzweil jest jednym z czołowych światowych futurologów i propagatorów transhumanizmu, od lat zajmuje się tematyką rozwoju technologii i jej wpływu na tożsamość człowieka.Odnotował on także wiele sukcesów w przewidywaniu istotnych wydarzeń jakie bedą miały miejsce w nadchodzących latach. Jeszcze w 1990 roku twierdził, że przed 1998 rokiem komputer po raz pierwszy wygra z szachy z arcymistrzem, powtarzał także, że zaledwie kilka lat później pojawią się pierwsze egzoszkielety, dzięki którym osoby sparaliżowane ponownie będą w stanie chodzić, natomiast do 2010 roku komputery będą w stanie łączyć się z internetem bezprzewodowo. Czy jego teorie się sprawdziły? Proszę się rozejrzeć, sieć WiFi jest powszechnie dostępna, wiele firm już teraz posiada w swojej ofercie, co prawda wciąż drogie, egzoszkielety, natomiast już w 1997 roku wyprodukowany przez IBM komputer Deep Blue pokonał w pojedynku mistrza szachowego, Garry'ego Kasparowa.

To rzecz jasna tylko kilka "proroctw" Kurzweila, zapowiada on bowiem, że jeszcze w tej dekadzie powstanie w końcu sprawny system tłumaczenia języków obcych (nad tymi rozwiązaniami pracują między innymi Skype i Google) a niedługo powstaną okulary zdolne tworzyć zupełnie wirtualną rzeczywistość.

Jakie nowinki techniczne zapowiada on jednak w ciągu najbliższych 25 lat?

  • Jeszcze w tej dekadzie pojawią się soczewki zdolne wysyłać obrazy prosto do siatkówki, a już za około tysiąc dolarów będziemy w stanie kupić procesory o mocy obliczeniowej sięgającej dziesięciu terabajtów (czyli mniej więcej tyle ile posiada ludzki mózg).
  • Jeszcze w latach 20. XX wieku dzięki nanotechnologiom będziemy zdolni leczyć większość chorób, co więcej znikną problemy z brakami żywności, gdyż dzięki nanorobotom jej produkcja przestanie być problemem.
  • Mniej więcej w tym samym czasie test Turinga będzie już zdawalny przez wiele maszyn,
  • Co raz powszechniejsze staną się samosterowne samochody a człowiekowi zabroni się prowadzić pojazd na autostradzie,
  • W latach 30. człowiek przestanie odczuwać różnicę między rzeczywistością wirtualną w światem realnym, wrażenia zmysłowe będą identyczne, co więcej przed upływem tej dekady będziemy w stanie przenosić naszą świadomość do komputera,
  • Przed nadejściem lat 40 inteligencja niebiologiczna osiągnie poziom, w którym przewyższy człowieka o miliard razy,
  • Nanotechnologia pozwoli tworzyć żywność i inne przedmioty "z powietrza",
  • Do roku 2045 nasza inteligencja ulegnie zwielokrotnieniu dzięki bezprzewodowemu łaczeniu naszej kory mózgowej z mocą obliczeniową chmury,
 To wszystko plany na najbliższe kilkadziesiąt lat, większość z nas zobaczy te zmiany jeszcze za swojego życia, czy jesteśmy na to gotowi? Jaką cenę zapłacimy?






poniedziałek, 26 stycznia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14. Bramy": Okolice Klagenfurtu. Austria

fot. wikipedia


Marc zjechał z autostrady. Inaczej dalsza jazda skończyłaby się we Włoszech. Droga z Wiednia była wyjątkowo malownicza. Dziesiątki zakrętów, omijających wysokie góry. Mieszały się one z licznymi tunelami, prowadzącymi pod ich szczytami. Ruch był niewielki. Myśli Marca, prowadzącego spokojnie samochód, pędziły w jego głowie jak chmury na niebie. Raz był przy Monik, której brak odczuwał coraz dotkliwiej, potem słowo po słowie powtarzał treść ostatnich rozmów. Bardzo dziwnych rozmów. Zastanawiał się, czy coś łączyło je ze sobą. Nie potrafił potwierdzić takiej tezy, ale miał nieodparte wrażenie, że tak właśnie było. Czasem intuicja ważniejsza jest od rozumu. Wierzył w taki stan rzeczy. Tym intensywniej starał się doszukać wspólnego sensu ostatnich wydarzeń.
– Ach, Monik – powiedział do siebie – ależ mi ciebie brak.
Zapadał zmierzch. Słońce kończyło już swoją codzienną wędrówkę. Chowało się bez pretensji za wzgórzami. Do zamku, celu jego podróży, pozostało dwadzieścia kilometrów. Był to dosyć ciekawy zbieg okoliczności. Jakiś czas temu, będąc w Polsce, Marc także miał okazję uczestniczyć w tajemniczym spotkaniu na zamku, choć zupełnie nieoficjalnie, w charakterze podglądacza... Uśmiechnął się do siebie w duchu. Towarzyszyła mu wówczas Monik. Zamek Hochosterwitz na każdym, kto widzi go po raz pierwszy, robi olbrzymie wrażenie. Później zresztą odczucie to nie znika. Na jednym ze skalistych wzgórz austriackiej Karyntii umieszczono tę potężną, wspaniałą twierdzę. Jej widok odstraszał potencjalnych najeźdźców, o jej niedostępności krążyły legendy. I rzeczywiście, twierdza nie została nigdy zdobyta. Ale jej prawdziwym wrogiem nie były tarany, lecz czas, który potrafi skruszyć nawet najgrubsze mury. Początek twierdzy dało rycerskie gniazdo nad doliną rzeki Gurk, a pierwszą wzmiankę o zamku przynosi dokument z 860 roku, w którym król Ludwik Niemiecki oddał budowlę we władanie biskupom Salzburga. W 1209 roku Otton IV przekazał twierdzę swemu podczaszemu Bernardowi, noszącemu od tej pory tytuł księcia von Osterwitz. Książęca rodzina mieszkała w zamku aż do końca XV wieku, kiedy ostatni potomek rodu zmarł bezdzietnie w tureckiej niewoli. Twierdza na jakiś czas wróciła do dóbr cesarskich, ale nie trwało to długo, bo Ferdynand I oddał ją jako zastaw pod długi. W 1571 roku od Krzysztofa von Khevenhüller zamek odkupił jego krewny i jeszcze do niedawna pozostawał on w dobrach tego rodu. Obecnie jest własnością państwa. Marc nie mógł oderwać wzroku od wzgórza, na którym znajdował się zamek. Zbliżał się powoli, podziwiając jego piękno. W resztkach zachodzącego słońca prezentował się olśniewająco. Majestatyczny a jednocześnie przyjazny. Niezdobyty, a przy tym zachęcający do wspięcia się na wzgórze. Urzekał krętą drogą, prowadzącą przez słynne czternaście bram. Dojechał na parking. Dalej mógł dostać się pieszo. Mógł również, jak co wygodniejsi z turystów, skorzystać z windy łączącej parking, na którym się zatrzymał za zamkiem. Spojrzał do góry. Otwierając bagażnik był pewny, co wybierze. Przepakował swój bagaż, zostawiając zbędne rzeczy, zabrał te najpotrzebniejsze na dzisiejszą noc. Zamykając samochód dostrzegł czterech mężczyzn ubranych w ciemne garnitury, stojących na początku drogi prowadzącej na szczyt. Ich oczy ukrywały się pod słonecznymi okularami. Rozmawiali ze sobą, od czasu do czasu rozglądając się dookoła.
Marc podszedł do nich.
– Proszę zaczekać – odezwał się jeden z nich. – Wejście na górę jest niemożliwe. Jeszcze przez trzy dni to miejsce jest zamknięte dla turystów. Przykro mi – dodał grzecznie.
– Być może – odpowiedział Marc. – Tylko, że widzi pan...
Mam zaproszenie.
– Zaproszenie? – powtórzył mężczyzna. – Jakie zaproszenie?
– No... jestem zapewne na liście gości, którzy... – starał się dobrać właściwe słowa – którzy dostali zaproszenie na spotkanie, które od jutra ma się tu odbywać.
– Tak? – mężczyzna nie krył zaskoczenia. – Gdyby pan zechciał... być uprzejmy i podać mi swoje nazwisko. Okazać jakiś dokument, który to potwierdzi.
– Ależ oczywiście. Nazywam się Marc Perce, przyjechałem z Hamburga. Jestem... – miał na końcu języka słowo „dziennikarzem”, ale powstrzymał się. – Jestem... zaproszonym gościem – potwierdził z pewnością w głosie.
Mężczyzna odsunął się o krok. Spojrzał uważnie na Marca.
– Proszę zaczekać.
Sięgnął ręką do kieszeni garnituru i wyjął krótkofalówkę. Odszedł kilka kroków, rozmawiając przez urządzenie w języku, którego Marc nie rozpoznał. Rozejrzał się dookoła. Pozostali mężczyźni przyglądali mu się dyskretnie. Pozornie zajęci rozmową, bacznie obserwowali jego zachowanie. Minęło kilka minut. Mężczyzna uzyskał odpowiedź od swojego rozmówcy. Podszedł do Marca.
– Proszę, zapraszam pana na górę. Tu obok jest wejście do windy. Zechce pan... – Wskazał ręką drogę.
– Chciałbym... – Marc przerwał jego wypowiedź.
– Tak?
– Chciałbym pójść pieszo.
– Pieszo? – Można było wyczuć konsternację. – Hm... skoro pan woli. Droga prowadzi wyłącznie na górę. Nie można pobłądzić. Zapraszam. Dobrej nocy – pożegnał się, odsłaniając przejście.
– Dziękuję. Bardzo pan uprzejmy. Dobranoc.
Marc przeszedł obok strażników. Wolno, ale stanowczo ruszył na górę. Magia zamku, o którym czytał niezwykłe rzeczy,ekscytowała go. Za chwilę miał zobaczyć słynne czternaście bram, z których każda swego czasu miała zabezpieczać życie jego mieszkańców. Skutecznie zabezpieczała. Zafascynowany stawiał kroki po nierównych kamieniach, pokrywających drogę. Po chwili zniknął za pierwszą z bram.

piątek, 23 stycznia 2015

[Infografika] Antyislamskie zamachy po ataku na redakcję Charlie hebdo

Francja po raz kolejny stanęła w ogniu. Tym razem jednak nie z powodu nowej rewolucji ani też z powodu zamieszek mających miejsce w zamieszkanych przez imigrantów dzielnic. Tym razem ataki skierowane są w stronę muzułmanów obarczanych przez wielu Francuzów jako współodpowiedzialnych za atak na redakcję Charlie Hebdo.


źródło: Tellmamauk.org


czwartek, 22 stycznia 2015

Jak rządy mogą zniszczyć Bitcoina?

W bitcoinie upatruje się prawdziwie rewolucyjną technologię, która gdy przyjdzie odpowiedni moment, kompletnie wywróci istniejący system finansowy. Są jednak tacy, którym taki scenariusz się nie podoba i mogą wcześniej czy później próbować go zniszczyć. Jak mogą tego dokonać?



Po pierwsze: poprzez zaostrzone przepisy i manipulacje rynkiem


Tego można się obawiać najbardziej - rządy mogą skorzystać z posiadanych narzędzi i próbować wprowadzić takie regulacje, które będą w stanie skutecznie ograniczyć zasięg tej technologii. W niektórych krajach można choćby doprowadzić do zupełnej delegalizacji bitcoina pod dowolnym zarzutem, np. wspierania terroryzmu czy piractwa, paragraf się znajdzie.

Po drugie: zaatakować "kopalnie"

Jednym z łatwiejszych celów mogą być osoby kopiące nowe bitcoiny, wystarczy ich zlokalizować a następnie zmusić je do blokowania niektórych transakcji w sieci BTC. Nawet jeśli któryś rząd spróbuje podobnej strategii to jednak będzie on w stanie cenzurować operacje co najwyżej w jednym kraju, trudno jednak liczyć na to, że Chiny, USA, Rosja i UE dojdą w tej kwestii do porozumienia, a nawet jeśli, to wciąż jest wiele państw, w których będzie można podobne operacje przeprowadzać.

Po trzecie: rozpocząć kopanie na własną rękę

Istnieje taka możliwość, że władze spróbują przejąć kontrolę nad siecią bitcoin na tych samych zasadach jak dokonuje się wrogich przejęć w firmach. Wystarczy, że zaangażują posiadane przez siebie środki (którymi dysponują) i spróbują wykopać jak największą ilość bitcoinów. W momencie gdy w ich posiadaniu znajdzie się 51% BTC pojawi się możliwość całkowitego zablokowania sieci.


źródło: Insidebitcoins

środa, 21 stycznia 2015

Snowden: Brytyjskie służby miały na podsłuchu czołowych dziennikarzy

Jak podają ujawnione kilka dni temu dokumenty brytyjska agencja rządowa zakwalifikowała dziennikarzy do tej samej grupy co hackerzy i terroryści. 

siedziba GCHQ (fot. wikipedia)


Kolejna odsłona informacji od Edwarda Snowdena, tym razem ujawnił on brytyjskie dokumenty, z których wynika, że tamtejsze służby prowadziły inwigilację poczty email dzienikarzy pracujących dla międzynarodowych agencji informacyjnych takich jak BBC, Reuters, Guardian, New York Times, Le Monde, Sun, NBC oraz Washington Post. Według podanych informacji agencja GCHQ umieściła dziennikarzy śledczych na wspólnej liście rankingowej wraz z terrorystami i hackerami jako "wpływowe źródła zagrożenia". Lista zawierała matrycę oceniającą dziennikarzy pod względem "zdolności" (2/5) i "priorytetu" (3/5), ponadto określono ich jako osoby o "niskim zagrożeniu dla bezpieczeństwa informacji". Terroryści w tych samych kategoriach uzyskali wyższą ocenę pod względem "zdolności" (4/5), ale niższy priorytet, tylko 2/5.
Osoby odpowiedzialne za inwigilację swoją decyzję uzasadniają tym, że "wszystkie grupy dziennikarzy mogą próbować, zarówno w sposób formalny jak i nieformalny, uzyskać dostęp do informacji rządowych, do których nie mają uprawnień".

Agencja poza włamywaniem się na konta dziennikarzy i kopiowaniem ich maili śledziła także ich położenie za pośrednictwem używanych przez nich smartfonów. Emaile były wykorzystywane przez agencję między innymi w celach szkoleniowych.

Ostatnie dokumenty od Snowdena opublikował kilka dni temu Der Spiegel, reakcja środowisk dziennikarskich była bardzo szybka, blisko 100 dziennikarzy podpisało w proteście petycję do premiera Camerona.



wtorek, 20 stycznia 2015

Kopalnie na Księżycu? Chiny mają ambitne plany rodem z książek science-fiction

Władze chińskie stawiają przed sobą co raz to ambitniejsze cele, jednym z najnowszych pomysłów Pekinu ma być inauguracja projektu, w wyniku którego na Księżycu powstaną kopalnie wydobywające izotop helu.

Miejsce lądowania na Księżycu chińskiego satelity Chang3

Jądro Helu-3 składa się z dwóch protonów i jednego neutronu, na Ziemi jest on niezwykle rzadki. Właściwości izotopu sprawiają, że może on znaleźć zastosowanie w branży energetycznej i zupełnie zrewolucjonizować istniejące metody pozyskiwania energii. Dzięki izotopowi helu-3 udałoby się wytwarzać jej znacznie więcej, a co szczególnie ważne, spadłaby ilość produkowanych w wyniku prac reaktora radioaktywnych odpadów.
 
Problemem są jednak pieniądze i dostęp do odpowiednich zapasów gazu. W tej chwili cena za gram izotopu wynosi około 1000$, za tonę musielibyśmy zapłacić aż miliard dolarów. To skutecznie zniechęca do inwestowania w bardzo drogie eksperymenty i prace nad czystszymi Na Srebrnym Globie z kolei złoża są bardzo duże, szacuje się, że może być go tam nawet pięć milionów ton, pozostaje więc pytanie kto dotrze do niego pierwszy. 

Chińczycy chcą już w 2017 roku wysłać pierwszą załogową misję na Księżyc i pobrać niezbędne próbki, najtrudniejsze jednak dopiero przed nimi. Pomimo wysokich cen helu-3 na Ziemii jego wydobywanie i transport są wciąż nieopłacalne, szczególnie że ewentualne założenie kopalni na Księzycu będzie poważnym pogwałceniem międzynarodowych dokumentów i porozumień zawartych jeszcze w latach 60. XX wieku.





poniedziałek, 19 stycznia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14. Bramy": Rozdział 7 Pekin. Chiny

Pokój wypełniał papierosowy dym. Kilka ciężkich foteli, duży stół, na którym stało parę butelek różnej wódki i kryształowe szklanki. Siedzący w fotelach mężczyźni byli do siebie dziwnie podobni, niemal tego samego wzrostu, o zbliżonych do siebie sylwetkach i rysach twarzy. Ubrani w niemalże identyczne stalowoszare garnitury. Czarne lśniące włosy nie pozwalały na jednoznaczne określenie ich wieku. Drzwi na balkon były uchylone. Za powiewającą w rytm podmuchów wiatru firaną stał odwrócony tyłem mężczyzna. Rozglądał się dyskretnie w każdą stronę, tak jakby się spodziewał, że na balkon, na którym się znajdował, za chwilę ktoś wpadnie.
W pokoju panowała cisza. Jeden z siedzących w fotelu mężczyzn przerwał w końcu to wspólne milczenie.

– Skoro jesteś szefem wywiadu, powinieneś wiedzieć więcej, nie sądzisz? – zwrócił się do człowieka siedzącego po jego lewej stronie.
Wyrwany z odrętwienia, wychylił się do przodu.
– Wiem, powinienem... ale niestety, tak nie jest. – Pochylił z pokorą głowę.
Mężczyzna, który zadał pytanie, spojrzał na pozostałych.
– I co wobec tego robimy?
Obecni spojrzeli na siebie, szukając wzrokiem kogoś, kto odpowiedziałby na to pytanie.
– Jeżeli mogę coś podpowiedzieć...
– Proszę – prowadzący dyskusję zainteresował się, spoglądając na mówiącego.
– Może to nazbyt śmiały pomysł... – zawahał się.
– Mów, do cholery, to nie czas na cesarską etykietę!
– Otóż, przyszło mi do głowy, że moglibyśmy zwrócić się o pomoc... – ponownie się zawahał. Rozejrzał się po obecnych
– Do Watykanu.
– Do Watykanu?
– Właśnie, wiedziałem, że to zbyt śmiała koncepcja.
– Dolejcie mi whisky. – Mężczyzna, który wydawał się najważniejszą postacią, ożywił się. Jeden z siedzących poderwał się, by spełnić jego życzenie. Podał mu wypełnioną szklankę. Rozejrzał się, by dopełnić alkoholem pozostałe stojące na stole naczynia. Po chwili usiadł.
– Co o tym sądzisz? – zwrócił się do człowieka siedzącego naprzeciwko.
– Według naszych danych, wspólnota katolicka w Chinach liczy od ośmiu do dwunastu milionów ludzi. Są oni podzieleni między oficjalnym Kościołem katolickim, zwanym także patriotycznym, który wyświęca biskupów bez zgody Watykanu, a Kościołem podziemnym. Stosunki dyplomatyczne między Chinami a Watykanem zostały zerwane w 1951 roku, kiedy to Mao Zedong wyrzucił z kraju nuncjusza apostolskiego, arcybiskupa Antonio Riberiego...
– Nie prosiłem cię o wykład. Pytałem, co sądzisz o tym pomyśle.
Pytany mężczyzna zastanowił się.
– Uważam, że Amerykanie chcąc budować nowy system rakietowy, tak bardzo nas lekceważą, że każde rozwiązanie jest w tym momencie dobre. Tyle tylko, że...
– Tak?
– To pociągnie za sobą konieczność zmiękczenia naszej postawy wobec Watykanu.
– Wiadomo... ale nie sądzisz, że wsparcie papieża może być dla nas mocną kartą?
– Jakoś dotąd obywaliśmy się bez tego.
– Dobrze, dobrze, ale jakoś dotychczas nikt nie chciał wznosić instalacji, nie wiadomo, z jaką bronią i nie wiadomo tak naprawdę przeciwko komu skierowaną. Premier jest bardzo zaniepokojony. Więcej, bardzo zniecierpliwiony tą sytuacją. Jedno wam powiem, nie może sobie pozwolić na utratę dotychczasowej pozycji międzynarodowej, a te pomysły z tarczą zaczynają mu zagrażać. Nie mam ochoty oglądać go poirytowanego. Wiecie, jak to się skończy?
Skinęli wszyscy głowami.
– Skoro tak, to bierzcie się do roboty.

sobota, 17 stycznia 2015

Przypominamy: Dlaczego coraz trudniej być kobietą w Arabii Saudyjskiej?

  W Arabii Saudyjskiej, w świętym mieście muzułmanów Mekce, skazaną za morderstwo kobietę ciągnęto przez miasto a następnie trzema ciosami miecza pozbawiono jej głowy. Zanim umarła kobieta krzyczała, że jest niewinna, nie podano jej znieczulenia ani narkotyków (co zwykle się czyni), była w pełni przytomna gdy miecz uderzał w jej szyję. 

W kontekście tego szokującego wydarzenia przypominam dziś tekst sprzed 2 lat traktujący właśnie o ciężkim losie żyjących w Arabii kobiet.
 
Władze Arabii Saudyjskiej wykorzystują rozwój technologii do śledzenia i ograniczania wolności kobiet. Gdy Saudyjka przekroczy granicę kraju, jej mąż dostaje SMS od służby granicznej, która informuje go o tym fakcie. 
fot. familystuff.com
Arabia Saudyjska interpretuje islam w bardzo rygorystyczny sposób. Przez to jest to jedyny kraj, w którym kobiety do tej pory nie mogą prowadzić samochodu (!). Rygoryzm ten w dużej mierze odnosi się więc przede wszystkim do sytuacji kobiet, ich możliwości rozwoju zawodowego, edukacji, praw i pozycji w społeczeństwie. 
Saudyjka, gdy chce opuścić kraj musi na granicy przedstawić odpowiednie zezwolenie od swojego opiekuna, którym jest mąż, ojciec, syn lub brat. A najlepiej gdy to oni towarzyszą kobiecie w wyjeździe.


piątek, 16 stycznia 2015

Tajemnica "pustej ziemi" - czy nazistowskie mapy są prawdziwe?

Wśród narosłych wokół III Rzeszy legend, mitów czy po prostu niepotwierdzonych teorii znajduje się jedna z najbardziej niesamowitych i budzących najwięcej kontrowersji. Chodzi mianowicie o doniesienia, jakoby pod powierzchnią Antarktydy znajdowało się wejście pod powierzchnię ziemi. W tej tajemniczej krainie panować mają warunki pozwalające rozwijać się żywym istotom a nawet zapewniające przetrwanie istotom ludzkim. Czy władze III Rzeszy uwierzyli tym teoriom i wysłali ku lodom Antarktydy ekspedycję, która dokonała sensacyjnego odkrycia? Wszystko zależy od tego jak odniesiemy się do poniższym map:





źródło: http://in5d.com/third-reich-maps-of-the-inner-earth/

czwartek, 15 stycznia 2015

Pentagon znacznie zmniejszy ilość baz USA w Europie, co to oznacza?

Blisko pół miliarda dolarów ma zaoszczędzić Pentagon na likwidacji baz wojskowych w Zachodniej Europie. Jak poinformowali przedstawiciele amerykańskiego ministerstwa obrony blisko tuzin baz zostanie zamkniętych lub ich załoga zostanie znacząco zredukowana, na liście znalazły się obiekty w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii, Holandii, Włoszech i w Portugalii. 
 


Przeniesione zostaną między innymi część baz lotniczych, które do tej pory od lat 50 XX wieku stacjonowały w Suffolk w Anglii, samoloty mają zostać rozmieszczone po całej Europie. Decyzja ta nie jest zaskoczeniem, Pentagon od lat zapowiadał poważne zmiany wśród swoich sił zbrojnych na Starym Kontynencie, główną motywacją są przede wszystkim oszczędności, szacuje się, że zlikwidowanych zostanie około 1200 stanowisk cywilinych i wojskowych a około 6 tysięcy osób zostanie przeniesionych do innych lokalizacji.

Wiele wątpliwości budzi fakt, że do reformy zabrano się właśnie w momencie gdy napięcia w Europie znacznie wzrosły, przede wszystkim konflikt na Ukrainie sprawił, że wśród członków NATO pojawiły się pytania o zdolność wojsk USA do ewentualnej interwencji. "Nie mówimy o redukcji naszych zdolności do wypełniania misji, mówimy o naszej zdolności do wykonywania tej samej misji za mniejsze pieniądze, a to naszym zdaniem warte jest kontynuowania" - stwierdził John Conger, zastępca sekretarza obrony do spraw instalacji energetycznych i środowiska. W istocie, tylko w roku 2015 około miliard dolarów ma zostać wydany na programy szkoleniowe i wspólne manewry wojsk NATO, przede wszystkim w Europie.

Czy zatem oszczędności odbiją się na ewentualnej skuteczności amerykańskich wojsk? Obawiam się, że istnieje tylko jeden sposób by sie o tym przekonać.



środa, 14 stycznia 2015

Ataki na redakcję Charlie Hebdo - czy mogła być to operacja fałszywej flagi?

Zaledwie kilka dni minęło od czasu ataków na paryską redakcję satyrycznego czasopisma Charlie Hebdo. Już jednak pojawiły się spekulacje i teorie, z których wynika, że sprawy nie mają się tak jak to z pozoru wygląda.



Nie jest to pierwszy raz kiedy na blogu Kod Władzy piszę o operacjach fałszywej flagi. Istnieją takie, które historia potwierdziła jako wydarzenia reżyserowane i zaplanowane tylko po to by rozpocząć konflikt zbrojny lub uzyskać pewne polityczne korzyści. Są również takie wydarzenia, które jedynie podejrzewa się, że są tego typu operacjami i do tej pory nie zostały one uznane przez opinie publiczną za sztucznie zorganizowane. Jak często ma to miejsce w ostatnich latach, wkrótce po atakach na redakcię Charlie Hebdo pojawiły się teorie, według których również one były w rzeczywistości operacją fałszywej flagi.

Co może za tym świadczyć? Na jednym z portali Anonymous zwraca się uwagę na szereg niewyjaśnionych wydarzeń, które towarzyszyły okolicznościom zamachu. Przykładowo - tożsamość zamaskowanych terrorystów stała się znana po tym jak zostawili oni swoje dokumenty w samochodzie, którym uciekali. Czy tak robią doświadczeni i wytrenowani żołnierze, którymi zamachowcy od Charlie Hebdo najwyraźniej byli? Jak można również wyjaśnić fakt, że wysoką rangą policjant, któremu przekazano prowadzenie jednego z najważniejszych śledztw w powojennej historii Francji nagle popełnia samobójstwo? Co go mogło skłonić do tak drastycznego czynu?

W końcu trzecie pytanie: o co chodzi z opublikowanym materiałem wideo z zamachu? Autor tego filmu wkrótce po wrzuceniu go do sieci usunął nagranie i niedługo po tym "żałował", że w ogóle to zrobił. Film jednak został szybko skopiowany i w tej chwili bardzo trudno go będzie w jakikolwiek sposób usunąć. Co złego jest w udostępnianiu tego filmu? Czy w internecie mało jest znacznie bardziej drastycznych scen przemocy. Okazuje się, że omawiany materiał zawiera jedną bardzo dziwną scenę. Widać na nim jak jeden z atakujących strzela z karabinu AK-47 prosto w głowę leżącego na ziemi policjanta. Zdaniem autora poniższego opracowania przy dokładnym zbliżeniu widać, że głowa ofiary wcale nie upada tuż po strzale, który z resztą trafia w chodnik obok. Tą hipotezę potwierdza fakt, że z tak niedużej odległości siła uderzenia pocisku byłaby niezwykle silna i robiłaby czaszkę na kawałki. Na filmie natomiast nie widać ani kropli krwi. Czy zatem policjant nie żyje? A może zginął, ale nieco później w ręki kogoś zupelnie innego?

Patrząc na konsekwencje ataku na redakcję Charlie Hebdo widzimy wyraźnie, że wiele grup mogłoby odnieść istotne korzyści z radykalizacji nastrojów w Europie, które legitymizowałyby zwiększoną kontrolę nad obywatelami. Co o tym myślicie?


wtorek, 13 stycznia 2015

Jakie konsekwencje może mieć atak na redakcję Charlie Hebdo?

Specjalnie nie komentowałem ostatnich wydarzeń we Francji, postanowiłem poczekać i zobaczyć jak rozwinie się sytuacja, aż zarysują się nowe linie podziałów a być może też nowi aktorzy. Dziś widać już konsekwencje ataków na redakcję Charlie Hebdo.
 
http://zenpundit.com


W wyniku ataków na redakcję zginęło 12 osób, poza nimi doszły kolejne ofiary, w tym sami zamachowcy, dwóch młodych Francuzów algierskiego pochodzenia. Wskutek ataku doszło do masowych manifestacji wyrażających solidarność z redakcją czasopisma, a finalnie deklarujących poparcie dla wolności słowa.

Zadajmy sobie najwazniejsze pytanie: Jakie to będzie miało konsekwencje?

Pierwszy problem to wzrost antagonizmów w samej Europie, szczególnie pomiędzy nacjonalistami i środowiskami muzułmańskimi, jak zwrócił uwagę George Friedman, Europa skrywa ukryty dylemat nie traktując muzułmanów z Północnej Afryki i Turcji jako Europejczyków. Jego zdaniem multikulturalizm tylko pozornie wydaje się koncepcją liberalną, w praktyce prowadzi jedynie do podziałów społecznych i getttoizacji wielu grup. Uważa on, że istnieje uzasadnione zagrożenie iż elity kontynentu będą miały kłopot z rozróżnieniem od siebie radykalnego islamu i bardizej umiarkowanych nurtów i finalnie doprowadzi to jeszcze większej marginalizacji a co za tym idzie także radykalizacji tych środowisk.

To, co może najbardziej zainteresować Czytelników bloga Kod Władzy są pierwsze deklaracje ze strony przedstawicieli rządów.

11 stycznia grupa polityków USA i UE spotkała się by wspólnie wyrazić solidarność z ofiarami. Jednak najważniejsze jest to, co zawarli oni w przygotowanym z tej okazji oświadczeniu. Pokazuje ono wyraźnie w jakim kierunku będą się kierować po ataku na Charlie Hebdo kraje Zachodu. Wygląda bowiem na to, że będą one musiały podjąć jakieś działania przeciwdziałające podobnym atakom w przyszłości.

Jako jeden z kierunków działań ma się stać zwiększenie przez państwa UE operacji psychologicznych i propagandowych. Co więcej koniecznym będzie zwiększenie nacisku na przestrzeganie praw człowieka i wartości społeczeństw multikulturowych, ale równocześnie unikać form „mowy nienawiści” z jakich korzystano w Charlie Hebdo. Kolejnym krokiem ma być zaostrzenie prawa o posiadaniu broni tak aby utrudnić jej zdobycie przez grupy mogące dokonać zamachu, w końcu konieczne będzie współdziałanie USA i Unii Europejskiej w obszarze cyberbezpieczeństwa, przede wszystkim powołania znacznie skuteczniejszych metod śledzenia, lokalizowania a w razie potrzeby także zatrzymywania podejrzanych jednostek.

Czy zatem konsekwencje ataku na redakcję Charlie Hebdo odczują wyłącznie potencjalni terroryści?



poniedziałek, 12 stycznia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 bramy". Rozdział 6 Wiedeń. Austria

fot. wikipedia


Marc dojeżdżał do Wiednia. Znał to miasto ze swoich służbowych podróży. Rzadko stawało się ono areną politycznych wydarzeń o negatywnym zabarwieniu. Ktoś kiedyś nawet uznał je w pewnym plebiscycie za najbardziej przyjazne miasto w Europie. Było praktycznie pozbawione tego męczącego wpływu polityków na swoich mieszkańców. A jeśli już dawało się coś zauważyć, to w najmniejszym możliwym stopniu. Marc cenił Wiedeńczyków za wiele rzeczy, przede wszystkim za ich poczucie niezależności. Podziwiał, że snuli się radośnie wieczorami po oświetlonych placach. Przyglądał się, jak organizowali wielki festiwal filmu, corocznie skupiający tysiące ludzi przy muzyce i narodowych kuchniach, których egzotyczny zapach osnuwał monumentalny budynek miejskiego ratusza. Starał się przyjeżdżać właśnie w tym czasie. Mieszał się wówczas z tłumem, oddychając atmosferą tego niezwykłego miasta. Przyjemne wspomnienia wiedeńskiej sielanki burzyły mu trochę historie, które wiązały się z tym miejscem, jak na przykłata o zamordowaniu Mozarta. Podobno stało się to za sprawą jego braci z loży wolnomularskiej. Jak głosiła legenda, uzdolniony kompozytor w operze Czarodziejski flet zdradził tajemnice ich misterium.
Ilekroć bywał w Wiedniu, z przyjemnością zjadał oryginalny tort Sachera, pijąc dla historycznej równowagi drugą kawę w słynnym wiedeńskim Demelu. Wszak zgodnie z historią tej najsłynniejszej austriackiej słodkości, aż dwadzieścia siedem lat trwała prawdziwa wojna o spuściznę po słynnym cesarskim kucharzu. W końcu strony pogodziły się i dziś każda z nich produkuje cukierniczy cud pod inną, lekko zmienioną nazwą.
Marc skupił uwagę na komunikacie, który płynął z radia: Samolot odbywający lot o numerze 447 miał na swoim pokładzie dwustu dwudziestu ośmiu pasażerów i członków załogi oraz leciał z Rio de Janeiro do Paryża we Francji. Po okołotrzech godzinach lotu, automatyczny system samolotu przekazał dziesięćraportów o stanie urządzeń, z których każdy dotyczył innej usterki. Około dziesięciu do piętnastu minut później Airbus A330 powinien był pojawić się nad Wyspami Kanaryjskimi, gdzie radio funkcjonuje już lepiej, ponieważ maszyna znajduje się nad lądem. Wtedy Lot 447 miał wysłać raport o swej lokalizacji, ale tak się nie stało.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk telefonu. Odruchowo zdjął
nogę z gazu. Samochód zwolnił. Sięgnął po telefon.
– Tak, proszę?
Po drugiej stronie panowała cisza.
– Halo, kto mówi? – powtórzył pytanie Marc.
Ze słuchawki wydobył się dziwny świst. Po chwili znowu zapanowała cisza.
– Pośród pasażerów samolotu było stu dwudziestu sześciu mężczyzn, osiemdziesiąt dwie kobiety, siedmioro dzieci i jedno niemowlę – odezwał się głos w słuchawce. – Na pokładzie było też dwunastu członków załogi, w tym jedenastu z Francji i jeden z Brazylii. Ale wśród tych pasażerów było dwóch szczególnych, o których, zapewniam pana, nie przeczyta pan w oficjalnych komunikatach. Oni również wybierali się w to miejsce, do którego pan zmierza. Oczywiście, trochę w innej roli – powtórzył rozmówca Marca. – Czy pan rozumie?
– Nie – odpowiedział Marc.
– Proszę posłuchać. Wybiera się pan na pewne spotkanie...
– Kto mówi? – Marc podniósł głos.
– Proszę zamilknąć i słuchać... nieważne kto mówi. Niech pan posłucha. Jedzie pan na pewne spotkanie.
– Na spotkanie? – powtórzył Marc. – Skąd pan wie?
– Nieważne. W każdym razie, skoro już ustaliśmy, że wybiera się pan na spotkanie... – Męski głos zamilkł na chwilę.
– Proszę przyjąć do wiadomości, że zmienia pan plany. Nie może pan na nie jechać.
– Nie jechać? – powtórzył Marc. – Dlaczego? Co mi pan chce powiedzieć?
– Dzisiaj ekipy poszukiwawcze znalazły szczątki samolotu linii Air France, który dwa dni temu zniknął z radarów nad oceanem w rejonie Brazylii, prawda?
– Słyszałem. Spadł do oceanu. Ale co to ma wspólnego
ze mną?
– Wypadki się zdarzają.
– Czy pan mnie straszy?
– Nie, nic w tym rodzaju... – Głos był spokojny. – Ostrzegam... życzliwie ostrzegam. Niech pan nie jedzie na to spotkanie. To nie pańska sprawa.
– Pozwoli pan, że sam zdecyduję?
– Oczywiście, ale to może być pańska ostatnia podróż.
– Proszę posłuchać – głos Marca był zdecydowany. – Słyszy mnie pan? Halo...
W słuchawce panowało milczenie.
– Halo, słyszy mnie pan? – powtórzył Marc.
Cisza. Odłożył słuchawkę. Był zszokowany. Telefon zadzwonił ponownie.
– Coś przerwało... Zapytam ponownie!... – krzyknął do słuchawki Marc. – O co chodzi? Czy pan mnie straszy?
– Marc! Co się stało? – usłyszał głos Monik.
– Ach... to ty.
– Tak, to ja, dzieje się coś złego? – zaniepokoiła się.
Marc zastanowił się przez moment. Nie chciał jej martwić. Wprawdzie obiecali sobie kiedyś mówić prawdę, niezależnie od okoliczności, ale tym razem miał wątpliwości, czy powinien.
– Wiesz, miałem przed chwilą dziwny telefon.
– Jaki?
– Zadzwonił jakiś nieznany mi człowiek, o dziwnym, jakby nienaturalnym głosie.
– Tak...
– I powiedział, że mam nie jechać na ten zamek.
– Nie jechać? – zaniepokoiła się Monik.
– Właśnie... nie wiem, co o tym sądzić.
Zamilkli na chwilę oboje. Próbowali zebrać myśli.
– Marc...
– Tak ?
– Jesteś zaniepokojony. Mam rację?
Marc zastanowił się przez chwilę.
– Pewnie, że trochę jestem... wiesz...
– Tak kochanie?
– Ten jego głos.... Był taki dziwny. Niepokojący.
Zdecydowany.
Zapanowała znowu chwila ciszy. Przerwała ją Monik.
– Kochanie, może faktycznie wróć... nie jedź na ten zamek.
–Wiesz, że nie poddaję się nigdy takim życzliwym podpowiedziom, a tym bardziej jakimś anonimowym pogróżkom.
– Wiem, ale mam wrażenie, że coś jest nie tak. Jesteś... nie chcę cię urazić. Wydaje mi się, że jesteś trochę... a raczej mocno wytrącony z równowagi.
Marc przedłużył milczenie.
– Pewnie masz rację.
– Zawrócisz?
– Nie wiem. Pomyślę... znasz mnie.
– Właśnie. Znam i dlatego przylatuję pierwszym samolotem. Gdzie jest najbliższe lotnisko?
– Nie wiem, chyba w Klagenfurcie. Naprawdę chcesz przylecieć?
–  Oczywiście. Przecież nie zawrócisz. Sprawdzę loty i zadzwonię.
– Dobrze... będę czekać. Dziękuję, że zadzwoniłaś.
– To ja ci dziękuję, że jesteś. Szybko się zobaczymy. Do widzenia, kochanie.
– Pa... czekam.
Odłożył telefon. Zamyślił się. Jeszcze słyszał w uszach ten dziwny, niski, metaliczny głos. Rozejrzał się dookoła. Nawetnie zauważył, że zatrzymał samochód na poboczu. Ruszył dalej. Gdyby wówczas wiedział, jak potoczą się najbliższe dni, zawróciłby na pewno.

piątek, 9 stycznia 2015

Czy u wybrzeży Sycyli odkryto okręt przewożący towary prosto z Atlantydy?

Na morskim dnie u wybrzeży Sycyli odkryto wrak starożytnego okrętu. Na jego pokładzie znajduje się kilkadziesiąt sztab dziwnego metalu, czyżby było to legendarne orichalcum?



Czy słyszeliście kiedyś o metalu zwanym orichalcum? Wspomina o nim jeszcze Platon w swoim słynnym dialou "Kritiasz", będącym także opowieścią o zatopionej wyspie - Atlantydzie. To właśnie tam według greckiego filozofa miały się znajdować kopalnie, w których je wydobywano a samo orichalcum było na tyle rzadkie, że wartością ustępowało jedynie złotu. Współczesnym ludziom nie było do niedawna dane dowiedzieć się czym w istocie był ten tajemniczy metal, jednak istnieje szansa, że już wkrótce poznamy jego sekret.

Zaledwie kilka dni temu portal Discover News poinformował o niezwykłym odkryciu. Grupa płetwonurków znalazła na pokładzie liczącego ponad 2600 lat wraku staku zatopionego u południowych wybrzeży Sycylii w pobliżu starożytnego portu Gela. Miasto było wówczas znaczącym ośrodkiem handlu i rzemiosła, wytwarzano tam przede wszystkim biżuterię i ozdoby, stąd można się domyślać, że 37 sztab nieznanego metalu było przewożonych na Sycylię by tamtejsi rzemieślnicy mogli wykonać nową partię ozdób.

Orichalcum miało być jednym ze źródeł bogactwa Atlantydy, to właśnie tym, świecącym ponoć na czerwono metalem wyłożono ściany mieszczącej się na wyspie świątyni Posejdona. Zdaniem części ekspertów nie był to jednak osobny pierwiastek, podejrzewa się, że mógł to być bursztyn lub stop kilku metali, głównie miedzi i cynku z niewielką domieszką niklu i kilku innych. Inni, jak choćby profesor Mattievich, emerytowany profesor fizyki z Federalnego Uniwersytetu w Rio de Janeiro twierdzi, że orichalcum pochodzi z Ameryki Południowej a dokładnie z peruwiańskich Andów. Czy zatem Grecy mogli mieć kontakty handlowe z kontynentem amerykańskim?

Ta teoria wydaje się niezwykła, szczególnie, że nic nie wiadomo o tym by Grekom kiedykolwiek udało się opanować żeglugę na tyle by móc wypłynąć na pełen Ocean. Tak czy inaczej, nurkowie deklarują, że wkrótce rozpoczną wyciąganie zatopionego statku z dna morskiego, wówczas dowiemy się czy skrywa on na swoim pokładzie jeszcze inne tajemnice przeszłości.



czwartek, 8 stycznia 2015

Sekrety przeszłości: Co znajduje się pod głazami ze Stonehenge?

Wielkie głazy, które dawno temu ktoś transportował setki kilometrów tylko po to aby ułożyć je na środku równiny w specjalny krąg, który wciąż nie daje spokoju współczesnym badaczom. Okazuje się jednak, że obok wielkiego kamiennego kręgu stały także inne konstrukcje.

fot. wikipedia

Odkryto je niedawno stosując nową technologię podziemnego mappingu, która jeszcze kilka lat temu nie była dla archeologów dostępna. To właśnie Stonehenge jest jednym z miejsc gdzie jeszcze w XVII wieku narodziła się archeologia, gdyż to właśnie tam pierwsi pasjonaci historii prowadzili pierwsze wykopy. Wolfgang Neubauer, dyrektor Ludwig Boltzmann Institute przyznał, że po wielu stuleciach badań dopiero teraz jesteśmy w stanie dokonać dokładnego odtworzenia tego jak zmieniało się otoczenie Stohenge.

Wokół Stonehenge znajdowały się kurhany, ogromne doły i budowle. W sumie odkryto 17 nowych zabytków, z których większość sprawia wrażenie pozostałości dawnych świątyń, zauważono również, że w najbardziej aktywnym okresie neolitu w najbliższym otoczeniu kamieni powstało wiele niezbyt trwałych kolistych budowli.  „Stonehnege już nigdy nie będzie takie samo” - stwierdził Vince Gaffney lider projektu badawczego, który dokonał sensacyjnego odkrycia.




środa, 7 stycznia 2015

Wielkość insekta, ale czy porównywalna inteligencja? DARPA pracuje nad „mądrymi” dronami

Mechanizm działania miniaturowych, latających robotów jest już w zasadzie gotowy. Prototypowe urządzenia radzą sobie co raz lepiej i kwestią czasu pozostaje aż zostaną wykorzystane na polu walki. Póki co jednak DARPA ma jeden twardy orzech do zgryzienia – jaką inteligencję będą miały nowe drony? 
 
 


Najbardziej znane, przypominające samoloty drony sterowane są zdalnie przez pilota, który przebywając w specjalnej kabinie w centrum dowodzenia analizuje informacje z ogromnej ilości czujników i kamer a następnie podejmuje decyzję o wykonaniu danego manewru bądź przeprowadzeniu ataku. Tego typu maszyny latają na dość dużych wysokościach i nie muszą dokonywać drastycznych zwrotów podczas lotu.

Inaczej rzecz będzie się jednak miała w przypadku niewielkich, przypominających owady dronów, które poruszając się blisko powierzchni ziemi z prędkością 45 mil na godzinę (ok 72 km/h) bedą musiały reagować znacznie szybciej niż ich większe odpowiedniki. Do tego dochodzi to, że owadzie drony mają być wykorzystywane w misjach gdzie powierzchnia lotu będzie ograniczona: między drzewami, w pomieszczeniach itp. - to nie da wystarczająco dużo czasu na komunikację z operatorami i łączenie się z GPS, trzeba będzie reagować od razu.

Według DARPA najnowsze UAV będą zdolne błyskawicznie rozpoznawać przeszkody i z dużą prędkością reagować na potencjalne zagrożenie, do tego wyposażone zostaną w pamięć pozwalającą rozpoznać czy znajdowały się już w danym pomieszczeniu i w razie potrzeby wykorzystywać tą „wiedzę” do poruszania się. 
 
 



poniedziałek, 5 stycznia 2015

Fragment powieści "Tajemnica Czternastej Bramy", rozdział 5, Hamburg, Niemcy


Ostatniego dnia przed wyjazdem Marc skończył pracować grubo po północy. Zmęczony wyłączył komputer. Był zadowolony z siebie. Przeanalizował mnóstwo informacji, które mogły pomóc mu w jego nowej misji. Uczucie początkowego zniechęcenia, po przekazaniu mu prośby redaktora naczelnego, zastępowały już zaciekawienie i budząca się w nim chęć wyjazdu. Jego ciekawość potęgowała się, gdy wspominał nocną wizytę nieznajomego „profesora”, jak nazywał w myślach swojego niespodziewanego gościa. Przypomniał sobie jego niezwykłą relację:
...Osoba, która „powraca”, jak każdy z nas, bezgranicznie ufa swojej pamięci, swoim przeżyciom... nie ma żadnego sposobu, żeby przekonać ją, jaka jest prawda... ta wdrukowana pamięć i nieprawdziwe wspomnienia są dla niej najbliższym światem... i nic jej nie przekona, że to wszystko to po prostu fałszywe dane, które przetransferowano do jej mózgu, jak do komputera.
– Za dużo tych wszystkich zajęć. – Zadumał się. – Kiedy ja znajdę na to wszystko czas? Za bardzo intrygowała go jednak opowieść, którą usłyszał, aby móc teraz tak po prostu zająć się swoimi sprawami. Myślał o tym człowieku i ludziach z jego opowieści, na których przeprowadzano eksperymenty w Koszmarnej Sali... Marc spakował swoje rzeczy i spojrzał ponownie na biurko. Zastanawiał się, co jeszcze ma do zrobienia. Nie będzie go przecież przez kilka dni. Wychodząc z budynku, spojrzał w kierunku pobliskiej kafejki. Miał ochotę na mocną kawę. Wszedł do zadymionego niewielkiego lokalu i rozejrzał się, szukając wolnego stolika lub chociażby miejsca przy barze.
Wszędzie było pełno ludzi.
„Normalne – pomyślał – i co teraz?” W chwili, w której chciał już zrezygnować, dostrzegł przy stoliku w rogu lokalu, machającego do niego mężczyznę. Wyraźnie przywoływał go gestem ręki. Marc podszedł do stolika i rozpoznał znajomą twarz.
– Witaj – powiedział z uśmiechem. Robert był jego kolegą z wydawnictwa. Pracowali razem w dziale miejskim, gdy Marc zaczynał karierę dziennikarską. Uścisnęli sobie serdecznie ręce. Marc usiadł, zamówił kawę. Jej zapach go ożywił.
– Co u ciebie? – zapytał.
– Jak zawsze. Piszę, że ten powiedział to, a tamten tamto. Ten przyjechał, tamten pojechał, a jeszcze inny nie dojechał. Słowem, tworzę ważne teksty o ważnych codziennych wydarzeniach – roześmiał się.
Marc odwzajemnił uśmiech kolegi.
– Skromny jesteś. Pomyślałby kto, że piszesz takie zwykłe tekściki.

– Ach, każdemu się wydaje, że w takim wydawnictwie to już muszą pracować sami geniusze, a co więcej, że ci geniusze tworzą wyłącznie genialne rzeczy.
– A nie jest tak? – zażartował Marc.
– No jest, sam jestem geniuszem nad geniuszami – Robert podjął żart Marca.
Marc przełknął kilka łyków kawy.
– Powiedz coś ciekawego. Miałem długi, pracowity dzień. Chętnie się rozerwę.
– Coś ciekawego? A wolisz usłyszeć o czymś, co zdarzyło się teraz, czy kiedyś, dajmy na to, parę lat temu?
Marc zamyślił się.
– Może coś dawniejszego. Tak się złożyło, że ostatnio zajmuje mnie historia.
– OK. Zamówię sobie jeszcze jedno piwo i postaram się spełnić twoje życzenie.
– Co to, to nie – zaprotestował Marc. – Skoro moje życzenie, to i moje piwo dla ciebie. Skinął na przechodzącą akurat obok nich kelnerkę. Robert nie protestował. Drobne gesty i zwyczajne oznaki sympatii podtrzymywały dobrą atmosferę w redakcji.
– Opisywałem ostatnio pewien temat, który zachęcił mnie do sięgnięcia do przeszłości. Nic szczególnego, więc pozwolisz, że pominę okoliczności? – Spojrzał na Marca pytająco.
– Oczywiście.

- Świetnie. Tak się stało, że zerknąłem za kurtynę skrywającą przeszłość naszego... mojego – poprawił się – kraju. Wszak jesteś Francuzem – dodał. – Sam wiesz, że są pewne czasy i idące za nimi tematy, których ruszanie albo boli, albo przynosi wstyd. Nawet dla rasowego dziennikarza – usprawiedliwił się.
– Otóż, dowiedziałem się kilku rzeczy dziwnych, wręcz niezwykłych, albo lepiej – zagadkowych. Od tego czasu często się nad nimi zastanawiam.
– Tak? – zdziwił się Marc. – Nigdy nie byłeś fanem historii.
– No właśnie. Widzę, że o tym pamiętasz. I tym bardziej frapuje mnie to, czego się dowiedziałem. Posłuchaj – powiedział w skupieniu. – Niemieckie dowództwo od jesieni 1944 roku zdawało sobie sprawę z tego, że szanse na wydostanie się z obleganej „Twierdzy” drastycznie się kurczą. Zastosowanie okrętów podwodnych było brane pod uwagę jako jedno z rozwiązań. Nowe fronty, zastosowanie ulepszonej broni – to pomysły wojskowych. Ale były też inne, bardziej długofalowe strategie, zakładające, że zawczasu trzeba założyć przyczółki, które miałyby odegrać kluczową rolę po przegranej walce.
– No, widzę, że sięgnąłeś do naprawdę zakamuflowanych tematów – zdziwił się Marc.
– Właśnie, ale słuchaj dalej. Podobno już w 1936 roku, a więc na trzy lata przed wybuchem wojny, Hitler wysłał do Ameryki Południowej ludzi z misją specjalną. Ich zadaniem było umocnienie i zorganizowanie struktury miejscowych środowisk faszyzujących, by dysponować w przyszłości jak największymi wpływami. Było ich pięciu, byli oczywiście głęboko zakonspirowani, a dla celów misji wyposażono ich w spory kapitał, dwadzieścia milionów dolarów w złocie.

– Tak? – odezwał się Marc. – Rozumiem, w końcu jak świat światem zawsze chodziło o polityczne wpływy.
– Albo o pieniądze – odpowiedział Robert – co zresztą na ogół chodziło w parze. Ale idźmy dalej. – Uśmiechnął się. – Osiem lat później postanowiono zebrać pierwsze plony i sięgnąć po pomoc południowoamerykańskich struktur. W sierpniu 1944 roku, po naradzie w Strasburgu zapadła decyzja o rozpoczęciu operacji „Ziemia Ognista”, za którą odpowiedzialny był osobiście Reichsführer Heinrich Himmler. W ciągu zaledwie kilku tygodni oficerowie Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy rozpoczęli załadunek. Były to dziesiątki zaplombowanych skrzyń, które umieszczono na statkach podwodnych. Ładunek zabezpieczono i dodatkowo zaminowano, na wypadek gdyby został przejęty przez nieprzyjaciela.
– Co się z stało z tym konwojem? – zapytał coraz bardziej zaciekawiony Marc.
– No właśnie nie do końca wiadomo. Ta historia nie ma niestety satysfakcjonującego dla słuchacza zakończenia.
– Bez wątpienia.
Robert kontynuował swoją opowieść.
– Dowiedziałem się również, że podobno nasz stary, dobry Bałtyk skrywa niejedną intrygującą tajemnicę. Praktycznie w tym samym czasie, gdy wysyłano pierwszy transport, w Kolonii rozpoczęto formowanie „Konwoju Führera”. Miał się składać z trzydziestu pięciu nieuzbrojonych łodzi podwodnych. Miały one unikać wszelkiego kontaktu z nieprzyjacielem. Załogi skompletowano według pewnego klucza. Marynarze, których wybierano, mieli być stanu wolnego, wybierano przede wszystkim ludzi niemających żadnych bliskich, z którym chcieliby utrzymywać kontakty. Na pokładzie mieli się też znaleźć inni pasażerowie...
– Pasażerowie? – zdziwił się Marc. – Czy wiesz, dokąd dotarł ten transport?
– Co najmniej jednej z łodzi nie udało się przedrzeć przez Cieśniny Duńskie. Jej dowódca, Heinz Scheffer, milczał. Wydał wprawdzie swoje wspomnienia, ale w tej sprawie zachował tajemnicę. Gdyby miał coś zdradzić, zrobiłby to pewnie podczas przesłuchań. Ale i tak, nie do końca zresztą z własnej woli, pojawił się na scenie w kontekście dawnych wydarzeń. W latach osiemdziesiątych jego współtowarzysz, kapitan Wilhelm Berhardt brał udział w programach telewizyjnych na temat tajemnic drugiej wojny światowej. W ręce policji zachodnioniemieckiej wpadł wysłany przez Scheffera do Berhardta list, w którym były dowódca czynił wyrzuty i przestrzegał przed ujawnianiem tajemnic. Pisał, że lepiej, aby wszystko spoczywało na dnie Bałtyku. Sugerował, że ta wiedza nadal mogłaby komuś zaszkodzić...
– Skarby przeszłości budzą niezwykłe emocje – przyznał Marc. – Wiesz, mam wrażenie, że poszukiwaczy skarbów nęci pozornie prosta możliwość ogromnego wzbogacenia się.
– Masz rację – zgodził się Robert. – W naszych czasach niełatwo o spokój. Nawet w największej głębinie, na samym dnie. Współcześni poszukiwacze skarbów dysponują teraz kosmiczną techniką, lecz niewyjaśnionych historii nadal jest sporo. Na przykład ta, która wiąże się z U-534, który wyszedł z Kilonii 5 maja 1945 roku. Na pokładzie tej łodzi znajdowało się nie tylko złoto. Cennym ładunkiem dla III Rzeszy było czterdziestu wysokich rangą dygnitarzy. U-534 dowodzony przez Herberta Nollau wziął kurs na Amerykę Południową, jednak nie udało mu się dotrzeć do brzegu. U-Boot został zaatakowany przez alianckie lotnictwo. Zatonął na głębokości sześćdziesięciu metrów w pobliżu wyspy Anholt. Wiadomo też, że nie wszyscy zginęli. W jakiś sposób miało uratować się czterdziestu siedmiu ludzi. O odkryciu wraku pod koniec lat osiemdziesiątych zawiadomił znany duński „łowca statków” Oge Enssen.
– Czy ktoś próbował później dostać się do tego wraku? – zapytał zaciekawiony Marc. – W końcu wiedzieli pewnie o niezwykłym ładunku, a także mieli informację, gdzie tego statku szukać.
– To właśnie wydaje się najciekawsze. Przez dwadzieścia lat nikt nie próbował dostać się do wraku leżącego w sumie na płyciźnie, jeśli porównać to do innych przypadków. Sam Oge Enssen porywał się na nieporównanie trudniejsze przedsięwzięcia. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych działania mające na celu wydobycie łodzi rozpoczęła firma znana ze starań o wydobycie „Kurska”. I co? I nic. Kompletne fiasko. Czy były to problemy techniczne, czy może jakieś inne przeszkody? Hm, ażebym to ja wiedział. Robert roześmiał się i zamilkł. W jego kuflu pozostała resztka złocistego napoju. Spojrzał na kolegę.
– Mam nadzieję, że trochę cię rozerwałem swoją opowieścią? – Uśmiechnął się.
– Ależ tak – odparł Marc szczerze. – Muszę przyznać, że sporo wiesz na ten temat.
Zamyślił się.
– Intrygująca jest zwłaszcza ostatnia twoja refleksja. Jak to się stało, że Holendrzy niczego nie odkryli?

– Widzisz – Robert nachylił się nad uchem Marca – chyba przyzwyczailiśmy się już, że czasem to, co najbardziej oczywiste, a zarazem najbardziej emocjonujące, na ogół pozostaje okryte tajemnicą. Marc skinął głową. Spojrzał na zegarek. Była za dwadzieścia druga.
– Gdyby nie zawiłe, często mroczne historie, pewnie nasze życie straciłoby ten pojawiający się czasem, emocjonujący smaczek – Uśmiechnął się. – Bardzo ci dziękuję. Spowodowałeś, że oderwałem się na chwilę od swoich spraw. Do następnego razu. Może wówczas i mnie uda się zaskoczyć cię czymś intrygującym – dodał wstając od stolika.
– Jestem pewien, że gdybyś tylko zechciał, mielibyśmy o czym mówić do samego rana. – Robert wstał.

Pożegnali się. Marc wyszedł z kafejki. Ulica połyskiwała blaskiem padającego delikatnie deszczu.

piątek, 2 stycznia 2015

Global Trends 2015: jak CIA przewidziała przyszłość świata w roku 2015

W roku 2000 CIA opublikowała raport analizujący aktualne trendy i próbujący przewidzieć jak będzy wyglądał świat 15 lat później. Z raportu "Global Trends 2015" nie dowiemy się o WTC, o upadku Saddama Husajna, ani o kryzysie gospodarczym, te wszystkie wydarzenia umknęły uwadze amerykańskich analityków, wciąż jednak wiele udało im się przewidzieć.


Dostrzegli oni przede wszystkim rosnącą, opartą na rozwoju nowych technologii informacyjnych globalizację, które znacząco zwiększy komunikację nie tylko między zwykłymi obywatelami i przedsiębiorstwami, ale też pomiędzy organizacjami przestępczymi: terrorystami, handlarzami narkotyków oraz broni i innymi grupami, które zacieśnią współpracę i usprawnią wymianę informacji między sobą. Będzie to wymagało od Stanów Zjednoczonych zupełnie nowej strategii i podejścia przy zupełnie nieznanej skali tego zjawiska w przyszłości.

Powyższy trend jest jednym z najbardziej trafnych jakie uwzględniono w raporcie, przyjrzyjmy się także kilku innym:


SPRAWDZONE

  • Wpływ wielkich i potężnych organizacji na stosunki międzynarodowe zaczyna być większy niż wpływ rządów.
  • Pomiędzy dniem dzisiejszym i rokiem 2015 taktyka terrorystów będzie znacznie bardziej wyrafinowana i nastawiona na osiągnięcie jak największej ilości ofiar.
  • Irak i Iran opracują w najbliższej przyszłości rakiety dalekiego zasięgu. Iran powinien testować podobne pociski już w tym roku.
  • Populacja świata przekroczy 7,2 miliarda ludzi,
  • Zasoby energii będą wystarczający by sprostać popytowi,
  • Gospodarka Chin prześcignie Europę z pozycji drugiej największej na świecie, ale wciąż pozostanie w tyle za Stanami Zjednoczonymi,
  • Europie nie uda się osiągnąć pełnego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi w tworzeniu globalnego systemu gospodarczego.


NIE SPRAWDZIŁO SIĘ


  • AIDS, głód i trwający gospodarcze i polityczne zawirowania sprawią, że populacja wielu afrykańskich państw spadnie.

A jak wyglądają prognozy dotyczące najważniejszych światowych graczy i regionów? Jak CIA widziała ich przyszłość w 2000 roku? 

Rosja
W latach 2000-2015 Moskwa będzie musiała sprostać oczekiwaniom stawianym wobec niej jako światowej potęgi przy równoczesnym, znacznym uszczupleniu posiadanych zasobów. Krytyczne znaczenie będzie miało to jak sprawowana będzie w Rosji władza, przypomnijmy, że raport pisano pod koniec bardzo trudnej dla Rosji dekady, tuż po tym jak Władymir Putin objął rządy i nie wiedziano jak poradzi on sobie na tym stanowisku.

Japonia
Podstawowe pytanie to czy Tokio będzie w stanie dokonać strukturalnych reform pozwających przezwyciężyć trwające od lat problemy. Drugim problemem, z którym dzisiaj widzimy Japonia musi się zmagać, jest zmiana polityki obronnej tego kraju i reakcja na wzrost militarnego znaczenia Chin.

Bliski Wschód
Najbardziej problematyczny region miał w latach 2000-2015 przechodzić wiele istotnych zmiana, zarówno na płaszczyźnie demograficznej jak i procesów globalizacyjnych. Założono, że większość panujących tam reżimów pozostaje odpornych na zmiany a analiza trendów wskazuje na drobne, lecz pozytywne z punktu widzenia USA zmiany w regionie. Tu jak widzimy prognozy się nie sprawdziły. W wielu państwach doszło do drastycznych zmian politycznych i społecznych a chociaż na sytuację miały wpływ czynniki demograficzne i technologiczne (wykorzystanie internetu przez opozycjonistów, młodzi jako główny nośnik zmian), to jednak sytuacja jest znacznie gorsza od oczekiwanej w 2000 roku.

czwartek, 1 stycznia 2015

Internet przeciw dżihadowi - bojownik ISIS przypadkowo podaje swoją lokalizację na Twitterze

Jak utrzymuje propaganda ISIS w szeregach Państwa Islamskiego walczy wielu obywateli zachodnich państw, którzy albo przeszli na islam lub też pochodzą z muzułmańskich rodzin, korzystają oni z nowoczesnych metod komunikacji, m.in. z Twittera, czasami jednak technologia działa na ich niekorzyść. 
 


Bojownicy ISIS przy okazji prowadzonych działań wojennych starają się także jak najszerzej promować swoją misję w mediach społecznościowych. Tworzą konta na YouTube lub na Twiterze, publikują zdjęcia z frontu i materiały propagandowe kalifatu. Ostatnio jednak jeden z nich, pochodzący z Nowej Zelandii Mohammad Daniel zwany wcześniej jako Mark John Taylor na swoim koncie "Kiwi Jihadi" opublikował blisko 45 tweetów dokumentujących swoją działalność w Syrii. Dopiero po tym czasie zorientował się, że na swoim koncie ma uruchomione geotagowanie i tym samym dostarcza obserwatorom dokładnych informacji na temat tego gdzie się znajduje.


Po tym jak odkrył swój błąd usunął wszystkie tweety, ale było już za późno, zostały one wychwycone i zapisane przez kanadyjską grupę iBRABO zajmującą się monitorowaniem dżihadystów w mediach społecznościowych. Jak przyznają członkowie grupy w ten sposób nowozelandzki dżihadysta dostarczył niezwykle cennych informacji wywiadowczych, w tym także materiałów dowodowych, które mogą posłużyć do sporządzenia aktu oskarżenia po jego ewentualnym powrocie do kraju.




- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf