środa, 31 grudnia 2014

Cicha aneksja - czyli jak Chiny próbują odzyskać Tajwan

Zaatakować serce jest najlepszą stategią. Zaatakować otoczone murem miasto - najgorszą. - te słowa słynnego strategia Sun Tzu wciąż pozostają żywe w umysłach chińskich przywódców. Doszli oni bowiem do wniosku, że zamiast na wojskową ekspansję postawić należy na pokojowe przekonanie tajwańczyków do integracji.

www.duolog.com


Od ponad 60 lat Chiny pozostają podzielone na dwa państwa: komunistyczne Chiny kontynentalne i narodowe z siedzibą na Tajwanie. Od samego początku kiedy tylko powstał ten podział kontynentalne Chiny nie ustają w wysiłkach by ponownie włączyć wyspę do swoich granic. Ostatnio opublikowany raport pokazuje, że władze w Pekinie postanowiły zmienić strategię i zamiast siłowych rozwiązań stosują oni łagodne metody lobbyingu i public relations. Podobną metodę od lat 80. XX wieku stosowano w stosunku do Hongkongu.

Jak niedawno ujawniła agencja Reutera organ Partii Komunistycznej ChRL noszący nazwę Zjednoczonego Frontu wśród swoich działań ma zapisane również lobbowanie na rzecz integracji Chin z Tajwanem. Prowadzi oni stały monitoring obywateli Tajwanu mieszkających na kontynencie, równocześnie też gromadzi dane na temat lokalnych liderów z wyspy, do których próbują dotrzeć za pomocą rozmaitych środków i wpłynąć na ich pozytywny stosunek do unifikacji. Przykładowo w 2013 roku studenci i weterani wojenni byli zapraszani na wycieczki do Chin a popierającym prochińskie partie biznesmenom oferuje się zniżki na bilety lotnicze, organizowane są bankiety i spotkania mające poprawić wizerunek ChRL na wyspie.

Pewne skutki takiej polityki są już widoczne. To naturalne, że Tajwan będzie ciążył w kierunku Chin - już w tej chwili blisko 40% eksportu z wyspy trafia właśnie tam, do tego tajwańskie firmy inwestują w produkcję na kontynencie.
 
 


5 najważniejszych wydarzeń roku 2014 wg Stratfor

Rok 2014 ma się ku końcowi i jak zwykle z tej okazji różnego rodzaju ośrodki analityczne publikują teksty podsumowujące wydarzenia jakie miały miejsce w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Swoje zestawienie najważniejszych wydarzeń mijającego roku opublikował również szef jednej z najbardziej opiniotwórczych prywatnych instytucji analitycznych, George Friedman.

George Friedman, fot. Wikipedia



1. Trwały upadek znaczenia Europy


Zdaniem szefa Stratfor mijający rok był szczególnie istotny dla Europy, gdyż to właśnie naszym kontynentem od wielu lat targają poważne konflikty. Zdaniem Friedmana najważniejszym wydarzeniem w Europie było to, że nic się nie wydarzyło. Stary Kontynent nie rozwiązał żadnego ze swoich problemów, nie doszło do żadnego przełomu, a proces upadku trwa nadal.


2. Kryzysy na Ukrainie i w Rosji

Zdaniem Friedmana problemy Rosji i Ukrainy są odzwierciedleniem głębszego procesu, który ich zdaniem w przyszłych dekadach może prowadzić do rozpadu Rosji na mniejsze organizmy państwowe. Utrata wpływów na Ukrainie a następnie nałożone przez Zachód sankcje ekonomiczne sprawiły, że Moskwa jest znacznie słabsza niż przed rokiem.

3. Desynchronizacja światowej gospodarki

Wszystkie najważniejsze centra ekonomiczne świata zanotowały w tym roku niższy niż oczekiwano wzrost gospodarczy. Wydaje się, że popularne teorie ekonomiczne nie radzą sobie z opisem współczesnych realiów.

4. Dezintegracja świata Sykesa-Picota
Sir Mark Sykes i Francois Georges-Picot byli głównymi autorami porządku jaki na mapie basenu Morza Śródziemnego i Persji ustalono po I Wojne Światowej. To ci dwaj dyplomaci, jeden z Francji, drugi z Wielkiej Brytanii stworzyli takie państwa jak Liban, Jordania, Syria i Irak. W chwili obecnej w części tych krajów toczą się wojny a one same podzielone są między kilka zwaśnionych ze sobą grup. Rodzi się pytanie: czy ten rozpad będzie trwał nadal?


5. Utworzenie azjatyckiego odpowiednika Banku Światowego

Friedman jako piąte wydarzenie podał narodziny dwójki swoich wnucząt, ja zatem pozwolę sobie uzupełnić listę moim zdaniem bardzo ważnym wydarzeniem. Chodzi o utworzenie Asian Infrastructure Investment Bank (AIIB, który pełnić będzie rolę podobną do Banku (już nie) Światowego, ale na chińskich warunkach. To kolejny cios zadany istniejącemu porządkowi światowemu i trwającej hegemonii USA.



poniedziałek, 29 grudnia 2014

Fragment powieści "Tajemnica Czternastej Bramy", rozdział 4, Hamburg, Niemcy



Idący środkiem ulicy mężczyzna przyspieszył kroku. Pot spływał cieniutką strugą po jego rozpalonej twarzy. Bał się. Od miesięcy rozglądał się nerwowo dookoła siebie, mając przeczucie, że ktoś go śledzi. Ta myśl stała się jego obsesją. Wstając rano, spoglądał nerwowo przez okno. Dyskretnie odsłaniałfirankę i próbował dostrzec, czy przed domem nie stoi obcy samochód. Wracając wieczorem, najczęściej korzystał z taksówki, całą drogę w stanie podwyższonej czujności. Wypytywał kierowcę o szczegóły jego pracy, by mógł przekonać się, że naprawdę ma do czynienia z prawdziwym taksówkarzem. Wysiadając, rzucał kilka słów do kierowcy, by taksówka postała pod jego domem jeszcze przez kilka chwil. Zawierzenie swojej historii dziennikarzowi o nazwisku Perce nie przyniosło mu spodziewanej ulgi. Wciąż czuł się zagrożony, rozmowa z Marciem nie była w stanie ukoić jego skołatanych nerwów. Od czasu kiedy został wmieszany w tę historię, jego życie zmieniło się w prawdziwy koszmar. Przekonany, że ktoś może go w każdej chwili uprowadzić, codziennie przeszukiwał kilkanaście gazet i dziesiątki internetowych stron, szukając informacji o ludziach, którzy zniknęli. Wiedział już, że takie rzeczy zdarzały się od setek lat. Obsesyjnie włączał te tajemnicze historie w swoje wykłady, przytaczając swoim studentom coraz liczniejsze przykłady czegoś, czego nikt racjonalnie nie potrafił wytłumaczyć. Opowiadał, jak w listopadzie 1930 roku traper Joe Labell, odwiedzając zaprzyjaźnioną wioskę Eskimosów w północnej Kanadzie, zastał tam jedynie opuszczone domostwa. Nie było w niej nawet domowych zwierząt. Pozostawione narzędzia codziennego użytku leżały tak, jakby przed chwilą ktoś, komu przerwano pracę, ich potrzebował. Zupełnie, jakby ten ktoś został gwałtownie od swoich zajęć oderwany. Jednak nie odnaleziono ani śladów rzezi, ani nagłej ucieczki. Wezwana na miejsce zdarzenia policja niczego nie odkryła. Nie postawiła żadnej hipotezy. Tropiciele również nie odnaleźli żadnych śladów, które odpowiedziałyby na pytanie, co się wydarzyło w małej wiosce. Do dzisiaj sprawa ta nie została wyjaśniona. Szokował słuchających go młodych ludzi, zasypując ich nie tylko przykładami pojedynczych zniknięć, kojarzących się z ucieczką czy porwaniem, ale i takich, kiedy ginęły nagle, w niewyjaśnionych okolicznościach tysiące osób. Przytaczał historię, kiedy podczas drugiej wojny światowej chiński pułkownik Li Fu Sien, wraz z ponad trzema tysiącami żołnierzy, dostał rozkaz zatrzymania japońskich wojsk szturmujących Nankin. Zajęli swoje pozycje dwadzieścia pięć kilometrów od Nankinu. Następnego dnia przez telefony polowe nie udało się pułkownikowi w kwaterze głównej połączyć z dowódcami liniowymi. W końcu, po postawieniu wszystkich na nogi, okazało się, że w nocy zaginęło dwa tysiące dziewięćset osiemdziesięciu ośmiu żołnierzy. Pozostał tylko stu trzynasto osobowy oddział broniący mostu. Zaginionych nie widzieli strażnicy ani nikt inny. Nigdy więcej się nie odezwali. Nikt też niczego podejrzanego nie dostrzegł. Zaszokowani studenci nie mogli uwierzyć, że podczas wojny w Hiszpanii czterotysięczny oddział żołnierzy zniknął po wejściu za wzgórze. Wielu ludzi z innych jednostek widziało, jak tamci ukryli się za górami. Nigdy więcej nikt ich nie widział. Nigdy stamtąd nie powrócili. W swych poszukiwaniach sięgał coraz dalej w mroczną historię cywilizacji. Wiedział już, że w 1858 roku w Indochinach sześciuset pięćdziesięciu żołnierzy francuskich zniknęło wraz z ekwipunkiem podczas marszu do Sajgonu. Doszukał się historii ze 114 roku naszej ery, kiedy to zaginął IX legion rzymski, liczący sześć tysięcy żołnierzy po wyruszeniu z Brigantii. Hamburg, w którym przebywał od kilku dni, kojarzył mu się z niezwykłą historią szkunera J.C. Cousins. W paździer- niku 1883 roku zacumował on w pobliżu Fort Stevens. Statek dowodzony przez kapitana H.A. Zeibera czekał na odpływ. O godzinie siedemnastej statek ruszył w kierunku holownika Mary Taylor. Jego pozycja była znakomicie widoczna z brzegu. W pewnej chwili J.C. Cousins wykonał nagły zwrot w kierunku mielizn i ławic. Poruszał się, nieracjonalnie, coraz szybciej. Nie próbował wykonać żadnego innego manewru. Zatrzymał się na ławicy Clatsop Spit. Nikt nie wzywał pomocy. Nikt nie opuścił pokładu. Ekipa ratunkowa po wejściu na pokład nie zastała żywej duszy. Jedzenie w kuchni było jeszcze ciepłe, a w popielniczce żarzyło się cygaro. Tak jakby ktoś, kto je palił, odłożył je przed chwilą. Nikt nie wyjaśnił tej historii. Przyspieszył kroku. Wytarł nerwowo spocone ręce o sztruksowe spodnie. Poprawił obsuwające się okulary. Jego strach spotęgowała przypływająca od strony portu mgła. Unosiła się coraz wyżej. Rozglądał się nerwowo dookoła. Myślał o tym, że ludzie najczęściej znikali pod osłoną mgły, w tworach podobnych do chmur. Niemalże biegł wąską, ciemną uliczką. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Wynajął mały apartament, niedaleko portu. Tani, a przy tym dosyć schludny. Nie lubił tracić pieniędzy na hotele. Starannie wyszukiwał kwatery w Internecie. Pozwalało mu to zaoszczędzić kilka dolarów z pieniędzy uczelni przeznaczonych na służbowe podróże. Na śniadanie jadał zawsze grzankę z tym samym zielonym, agrestowym dżemem. Popijał ją na ogół niedobrą, słabą kawą. Nagle zatrzymał się. Wytężył słuch. Wydawało mu się, że usłyszał za sobą narastający szum. To nie był odgłos zbliżającego się samochodu. Nie potrafił rozpoznać tego dźwięku. Poczuł na skórze delikatną wibrację. Stawała się coraz silniejsza. Rzucił się do ucieczki. Od miesięcy napięte do granic możliwości nerwy wyrzuciły jego ciało z miejsca, w którym stał, jak z katapulty. Potykając się o wystające z ulicy brukowe kostki, biegł oglądając się momentami za siebie. Ale nikogo nie dostrzegał. Fakt ten zamiast go uspokajać, powodował w nim coś wręcz przeciwnego. Widząc za sobą pustkę i czując jednocześnie tajemnicze, silne drżenie na swoim ciele, umierał ze strachu. Dom, w którym mieszkał, był coraz bliżej. Biegnąc mijał ciemne okna, których większość zamykały szczelne okiennice. Szukał wzrokiem światła. Nadziei na schronienie. Baru lub restauracji, w której będą przebywać ludzie. Noc była dla niego niezbyt łaskawa. Dookoła panowała pustka. Towarzyszącą jej ciszę przerywał jedynie dźwięk uderzających o bruk butów biegnącego mężczyzny. I jeszcze coś... Narastający, coraz głośniejszy szum. Mieszał się z wypełniającą uliczkę mgłą. Dodawał jej niezwykłej oprawy. Przerażającej oprawy. Mężczyzna z oddali dostrzegł drzwi, których szukał. Biegł resztkami sił. Potykał się coraz częściej. Dobiegając, wyciągnął rękę w kierunku dużej, lśniącej klamki. Jego serce wyrywało się z piersi. Dobiegł. Był bezpieczny. Złapał za klamkę. Nagle uliczkę, jedynego świadka tych dramatycznych wydarzeń, przeszedł ogromny huk. Trwał moment. Krócej niż sekundę. Człowiek stojący przed drzwiami zniknął. Nie wiadomo tylko, w jakich okolicznościach.

niedziela, 28 grudnia 2014

Jak manipuluje nami Facebook?

Facebook jest w tej chwili największym serwisem społecznościowym świata, swoim zasiegiem obejmującym większość populacji naszej planety. Równocześnie jednak stał się on jednym z głównych miejsc wymiany myśli, informacji a także emocji. Nie dziwi zatem, że Facebook zainteresował sobą także służby wywiadowcze, wszystko po to by śledzić, monitorować, dokumentować a jeśli zajdzie taka potrzeba to również manipulować sporą częścią globalnych użytkowników internetu

fot. nerds.nu


Wszystko za sprawą tzw. "miękkiej cenzury" filtrującej i uniemożliwiającej wyświetlanie się pewnych treści na osi czasu użytkowników. Co więcej, na portalu przeprowadzano już eksperymenty z określonymi rodzajami treści - przykładowo internautom wyświetlano jedynie negatywne bądź pozytywne posty. W raporcie podsumowującym te badania stwierdzono, że "stany emocjonalne mogą być przeniesione nawet z brakiem bezpośredniej interakcji pomiędzy ludźmi i przy zupełnym wykluczeniu pozawerbalnych sygnałów. Podkreślono przy tym, że Facebook nie tylko posiada zdolność wpływania na emocje jego użytkowników, ale też "problematyczny jest fakt, że zdolny jest on do stosowania inwazyjnych i nieetycznych metod w celu przeprowadzenia podobnego eksperymentu". Z kolei w 2012 roku internetowy gigant dokonał manipulacji na osiach blisko 2 milionów Amerykanów.

Przy ambitnych celach Facebooka, który swoim zasięgiem chciałby objąć cały glob rodzi się pytanie na ile będzie on w stanie wpływać na nastroje społeczne i opinię publiczną. Wyobraźmy sobie bowiem sytuację gdy w pewnym regionie świata użytkownikom wyświetlane są jedynie negatywne informacje o sytuacji w kraju, do tego wzmacniane innymi budzącymi niepokój treściami. Wszystko to będzie rzecz jasna legalne i zgodne z regulaminem, sam Facebook opisuje to w ten sposób:

Zamiast pokazywać ludziom cały możliwy kontent, News Feed zaprojektowany jest tak aby docierać do każdej osoby na Facebooku z treściami dla niej najistotniejszymi. Z ponad 1,5 tysiąca historii, które mógłby zobaczyć użytkownik, News Feed wyświetla około 300. System podejmuje decyzję co do tego jakie treści zostaną pokazane opierając się na tysiącach czynników przypisanych danej osobie.


Jakie to będą czynniki? To rzecz jasna pozostaje tajne.




sobota, 27 grudnia 2014

NSA miała ambicje globalne - poznajcie niedawno ujawniony projekt: AURORAGOLD

Temat NSA wraca jak bumerang. Kiedy myślimy, że wiemy już na ten temat wszystko nagle media ujawniają kolejną szokującą wiadomość na temat skali inwigilacji jaką prowadziła (a może, prowadzi?) amerykańska agencja.


Jakkolwiek niezwykle by to nie brzmiało, portal Intelnews podaje, że NSA miała szpiegować praktycznie każdego producenta telefonów oraz sieć komórkową na świecie. Wszystko po to by znaleźć wszelkie możliwe słabości, które mogłyby zostać wykorzystane do inwigilowania ich użytkowników. Dokumenty na ten temat zostały na początku grudnia przekazane przez Edwarda Snowdena, wynika z nich między innymi, że od 2010 roku NSA prowadziła projekt o kryptonimie AURORAGOLD.

Projekt ten obejmował zasięgiem praktycznie każdy kraj na świecie a zajmowały się nim dwie oddzielne komórki agencji, o których istnienia nikt do tej pory nie wiedział: Wireless Portfolio Management Office odpowiedzialna za inwigilację systemów bezprzewodowych oraz the Target Technology Trends Center, do której zadań było śledzenie rozwoju branży telekomunikacyjnej i nowych trendów technologicznych, które mogłyby utrudnić prowadzoną przez NSA inwigilację. Do 2012 roku agencji udało się zebrać szczegółowe informacje na temat blisko 70% sieci komórkowych świata.

Zdaniem ekspertów zajmujących się cyberbezpieczeństwem informacje zgromadzone przez projekt AURORAGOLD mogą być niebezpieczne nie tylko z tego powodu, że może je wykorzystać amerykański wywiad. Tego typu wiedza jeśli by dostała się w niepowołane ręce, np. grup przestępczych mogłaby zostać przez nie wykorzystana do kradzieży na niespotykaną do tej pory skalę. 
 



wtorek, 23 grudnia 2014

Wyuczona bezradność - czym jest nowa metoda torturowania więźniów CIA?

Wśród wszelkiej maści metod i technik przesłuchań w raporcie na temat więzień CIA pojawia się również jedna nowa, o której do tej pory nie słyszano. Wyuczona bezradność sprawi, że więzień tak jak w piekle Dantego - utraci wszelką nadzieję.

http://nation.com.pk/


Pośród blisko 600 stron raportu poświęconemu metodom śledczym CIA pojawia się pewne pojęcie - "wyuczona bezradność". Czym ono jest, tłumaczy nam portal DefenseOne. Z raportu wynika, że technika ta została opracowana przez dwóch psychologów znanych pod pseudonimami: “Grayson Swigert” i “Hammond Dunbar". Pojęcie to ma jednak znacznie dłuższą historię i sięga końca lat 60. kiedy to Martin E. P. Seligman z Uniwersytetu w Pensylwanii postawił hipotezę głoszącą, że "kiedy wydarzenia są poza kontrolą, organizm uczy się, że jego zachowania i ich skutki są od nich niezależne i tym samym uczy się motywacyjnych, poznawczych i emocjonalnych efektów braku kontroli". Oznacza to, że sytuację kiedy badany osiąga taki stan bezradności, że staje się pozbawiony jakichkolwiek myśli dotyczących ucieczki. W końcu akceptuje on taki stan rzeczy i nie próbuje go zmieniać.

W ostatnich latach pracujący nad tą hipotezą neurologowie doszli do wniosku, że w wyniku określonej stymulacji mózg osiąga w pewnym momencie stan wyuczonej bezradności. Jedną z takich stymulacji mają być tortury, podczas których badany traci jakąkolwiek nadzieję na funkcjonowanie poza trwającym stanem cierpienia, nie jest on w stanie w ogóle myśleć o przyszłości.

Jak się okazuje wnioski z tych badań były uważnie analizowane przez specjalistów z CIA i zastosowane podczas przesłuchań jeńców zatrzymanych w trakcie trwania "wony z terroryzmem". Jak informuje DefenseOne CIA zapewniło uprzednio zabezpieczyć swoich pracowników i prowadzącym śledztwa nie grozi jakiekolwiek oskarżenie. 
 


poniedziałek, 22 grudnia 2014

Fragment powieści "Tajemnica 14. bramy". Rozdział 3. Hamburg, Niemcy



Telefon w mieszkaniu Monik odezwał się subtelnie brzmiącym dzwonkiem. Monik zajęta była w kuchni dopieszczaniem zrobionego przez siebie leczo, ulubionej potrawy Marca. Lubiła dla niego gotować. Wychyliła się zza framugi szklanych drzwi. „Ktoś dzwoni? Dobrze słyszałam?” – pomyślała. Kolejny dzwonek rozwiał jej wątpliwości. Przetarła szybko ręce lnianym ręcznikiem i podbiegła do telefonu.
– Tak? Słucham?
– Witaj, najdroższa – usłyszała w słuchawce bliski sobie głos.
– Marc, jak się cieszę. Kolacja już prawie gotowa. Nie mogę się doczekać. Przygotowałam coś ekstra. Coś co lubisz. Bardzo tęsknię.
– Ja też. Posłuchaj... Tylko się nie złość. Spóźnię się... Trochę.
– Spóźnisz się? – jej głos stracił wcześniejszą radość. – Coś
się stało?
– Nic ważnego, nie martw się. Tylko... posłuchaj. Rano poprosił mnie do siebie naczelny.
– Czegoś ciekawego się dowiedziałeś?
– Tak, rozmowa była jak zawsze krótka. Zlecił mi wyjazd.
W jego przekonaniu w szczególnie istotnej misji.
– Istotnej misji? Nie słyszałam, by tak się wyrażał.
- Właśnie, byłem trochę zaskoczony. Poprosił mnie o dyskrecję.
– Skoro tak, to już nic nie mów – zażartowała.
– No coś ty – oburzył się Marc – kto jak nie ty może być moim powiernikiem?
– No, zdałeś ten mały egzamin – ucieszyła się. – I co? Dokąd mój rycerz tym razem jedzie?
– Rycerz? Chyba jesteś jasnowidzem, aniele – roześmiał się. – Otóż twój rycerz jedzie na olbrzymie zamczysko, robić za podglądacza.
– Za kogo? Za podglądacza? A kogóż to masz podglądać?
Księżniczkę zamkniętą w wieży? – żartowała. – A może kochanki króla, wymykające się tajemnymi przejściami, których w każdym zamczysku pełno. Wiesz, czuję się trochę zaniepokojona. Jeszcze ci tam jakiś zazdrośnik głowę utnie... I co ja biedna zrobię?
– Ty sobie ze mnie nie żartuj – udał oburzenie. – Muszę jechać do Austrii.
– Kochanie, austriackie księżniczki są urocze. – Dobry humor jej nie opuszczał.
– Żadna nie ma tyle wdzięku, co ty – zadeklarował natychmiast.
– No już dobrze, usprawiedliwiłeś swoje spóźnienie. Powiedz mi, o co chodzi – spoważniała.
– Na pewnym austriackim zamku, jeszcze w tym tygodniu, ma się odbyć tajne spotkanie szczególnie ważnych reprezentantów światowych mocarstw. Podobno w obecności jakichś innych grubych ryb. Spotkanie, mówiąc krótko, ma dotyczyć systemu obronnego, jaki ma powstać, a którego wykorzystanie ma mieć podobno inny cel niż ten, jaki się podaje do publicznej wiadomości. I właściwie tyle wiem. Mam subtelnie, jak chce mój szef, podglądnąć towarzystwo, a moja wrodzona inteligencja ma służyć do zinterpretowania tego, co wypełni treść tej tajemnej randki. Jak ci się to podoba?
Monik złapała oddech.
– Faktycznie szczególna misja, zważywszy, że jak wnioskuję,
nikt ze świata mediów nie został tam zaproszony?
– Przynajmniej żaden z dziennikarzy.
– Właśnie o tym myślałam – poprawiła się. – Trochę mi cię żal, nie jesteś typem podglądacza i jak cię znam, już źle się czujesz w tej roli. Ale wiesz, Marc... Nie wysyłałby ciebie, gdyby nie wiedział, że to coś szczególnie ważnego. Ja bym mu zaufała i spojrzała na twoją misję łaskawiej.
– Tak sądzisz? – Zadumał się. – Może masz rację. W każdym razie pocieszyłaś mnie. Nie najlepiej się poczułem. Jak praktykant, który ma podglądać randkę księżniczki w hotelu, która jest tajemnicą tylko dla niej samej?
– Wiem kochanie, ale zaufaj mi. Wiesz, że na ogół mam rację
– dodała kokieteryjnie.
– Jakoś tak dziwnie się dzieje – roześmiał się szczerze. – Skoro tak i skoro zostało mi już wybaczone spóźnienie, to zabieram się do przygotowywania wyjazdu. Jeżeli pozwolisz oczywiście.
– Ależ naturalnie, pamiętaj tylko...
– Tak najdroższa? – zapytał.
– Pamiętaj, że leczo jest najlepsze zawsze na krótko po jego przygotowaniu.
Pożegnali się. Monik wróciła do kuchni. Przypomniała sobie doniesienia na temat systemu antyrakietowego, wokół którego narosło tyle oficjalnie wygłaszanych kontrowersji. Miał służyć obronie przed pociskami dalekiego zasięgu i być zlokalizowany na terenie Czech i Polski. W Czechach miał powstać system kontroli radiolokacyjnej, natomiast same rakiety miały być zlokalizowane w północnej Polsce. Oficjalny sprzeciw zgłaszała jednak Rosja wskazując, iż militarna inicjatywa naruszała poczucie jej bezpieczeństwa. Monik westchnęła. Nie bardzo wiedziała, jak przeżyje bez Marca te kilka dni. Przywiązała się do niego bardzo.

niedziela, 21 grudnia 2014

Przypominamy: kim jest irański prezydent?

Mahmud Achmadinedżad nie jest już prezydentem Iranu, jednak ta niezwykle kontrowersyjna postać z pewnością da się zapamiętać jako osoba nietuzinkowa i bardzo wyrazista, która niejednokrotnie dała się we znaki politykom Zachodu.

fot. Wikipedia

Ujawniona niedawno próba zamachu na saudyjskiego urzędnika, o którą oskarżono irańskich agentów jeszcze bardziej zaostrzyła stosunki na Bliskim Wschodzie. Sam Iran stawiany jeszcze przez George’a W. Busha wśród tak zwanych “państw bandyckich” od wielu lat uważany jest za kolejny obok Afganistanu i Iraku cel ataków USA. Do tej pory jednak pomimo częstych werbalnych deklaracji i jednego incydentu związanego z budową przez Persów elektrowni atomowej sytuacja pozostawała w miarę stabilna. Ostatnio jednak w rozmowie z Alexem Jonesem Steve Pieczenik stwierdził, że USA dały Izraelowi zielone światło do ataku na Iran. Jeśli ten scenariusz stanie się bliższy realizacji to warto się przyjrzeć jednemu z głównych aktorów w konflikcie.


czwartek, 18 grudnia 2014

Kto szpieguje Norwegów?

Norwegią wstrząsnął właśnie skandal szpiegowski. Okazuje się, że w pobliżu głównych obiektów rządowych znajdowały się urządzenia do podsłuchiwania i rejestrowania rozmów telefonicznych.
 
blogs.susu.org
 
Chociaż Norwegia pozornie wygląda na nieduże, położone na uboczu wielkiej polityki państwo, to jednak tylko pozory i ten skandynawski kraj odgrywa niezwykle ważną rolę we współczesnym koncercie mocarstw. Przede wszystkim Norwegia jest potęgą jeśli chodzi o wydobycie ropy i gazu. Leżące na dnie Morza Północnego złoża stanowią niezwykle cenne źródło energii, ale i bogactwa Norwegów. Z punktu widzenia wojskowości norweskie fiordy stanowią doskonałą bazę dla marynarki wojennej, ułatwiają też korzystanie z

Od pewnego czasu władze Norwegii badają sprawę operacji szpiegowskich przeprowadzanych przez obcą agencję wywiady. W budynkach w pobliżu obiektów rządowych w Oslo znaleziono kilka urządzeń podsłuchowych. Wszystko zaczęło się 12 grudnia kiedy to tamtejsza gazeta Aftenposten opublikowała rezultat dwumiesięcznych badań przeprowadzonych wspólnie z grupą specjalistą od technik podsłuchowych. Zespołowi udało się zlokalizować sieć wież, które miały przypominać anteny sieci komórkowych, ale w rzeczywistości zajmowały się przechwytywaniem prowadzonych w pobliżu rozmów.

Według gazety jest niemal pewne, że zainstalowano je celem monitoringu aktywności ważnych pracowników norweskiego rządu W poniedziałek głos zabrała NSM – tamtejsza służba bezpieczeństwa przyznała, że doniesienia gazety były najprawdopodobniej prawdziwe dodając, że najprawdopodobniej zostały one zainstalowane przez obce agencje wywiadu. Nie podano jednak kogo mogą podejrzewać.

środa, 17 grudnia 2014

Czy oparte na biologii kombinezony to przyszłość kosmonautyki?

Kiedy człowiek ruszy w kosmos i zacznie podbijać obce planety, będzie musiał stawiać czoła ogromnym wyzwaniom jakie niosły będą ze sobą ekstremalne warunki panujące na ich powierzchniach. Wyobraźmy sobie, że człowiek spróbuje stanąć na rozpalonej promieniami słońca powierzchni Merkurego, bądź też będzie chciał zwiedzić skutą lodem Europę, jak uda mu się to przetrwać?
 
fot. Yoram Reshef


Jeden z projektów realizowanych na uczelni MIT zakłada, że istnieje spora szansa wykorzystana opartych na tworach biologicznych kombinezonów, które będą w stanie sprostać ekstremalnym warunkom jakie można będzie napotkać w tych obcych światach. "Wanderers", czyli Wędrowcy jest wspólnym przedsięwzięciem inżynierów, projektantów oraz specjalistów od druku 3D, którzy podjęli się próby stworzenia prototypów takich kombinezonów.

Neri Oxman z MIT twierdzi, że stroje można zaprojektować w taki sposób, że będą one w stanie ochronić ludzkie życie na przykład poprzez przeprowadzanie procesu fotosyntezy i tym samym zapewniać noszącemu stałe źródło pokarmu, innym pomysłem jest czerpanie przez kombinezon minerałów z powierzchni planety i wykorzystywanie ich do wzmocnienia kości astronauty w warunkach dużej grawitacji.

Oto 4 pierwsze prototypy:

  • Mushtari - ma umożliwić życie na księżycach Jowisza, dzięki połączeniu z ludzkim układem pokarmowym umożliwić ma odżywianie organizmu jedynie dzięki promieniom słonecznym,
  • Zuhal - pokryty jest przypominającą włosy materią, w której żyją bakterie zdolne przekształcić znajdujące się na Tytanie węglowodory w przydatne dla człowieka związki, 
  • Otaared - to egzoszkielet przygotowany do przebywania na powierzchni Merkurego, ma chronić delikatne ludzkie ciało przed promieniami słońca bezlitośnie atakującymi pozbawioną atmosfery powierzchnię planety. 
  • Qamar - to rodzaj skóry zdolnej tworzyć a następnie magazynować tlen, with its moon-inspired texture. This skin creates and stores oxygen using spheric

wtorek, 16 grudnia 2014

George Orwell o świecie. Pomimo upływu czasu tych 10 sentencji nie straciło na aktualności!

Osoba George'a Orwella pozostaje dla mnie od lat wzorem i źródłem inspiracji, nie bez powodu swoim pseudonimem postanowiłem nawiązać właśnie do niego. Poniżej prezentuję garść niezwykle ciekawych sentencji tego wielkiego pisarza i publicysty komentujących współczesny mu świat. Czy tylko współczesny? Spójrzmy na tych 10 zdań i zastanówmy się jak niezwykle uniwersalne okazały się spostrzeżenia Orwella.


1) "W naszych czasach nie ma czegoś takiego jak trzymanie się z dala od polityki. Każda rzecz ma podłoże polityczne, a polityka sama w sobie jest zbiorem kłamstw, uników, głupoty, nienawiści i schizofrenii"

2) "Cała ta wojenna propaganda, cały ten krzyk, kłamstwa i nienawiść biorą się z obojętności ludzi, którzy nie podejmują walki"

3) "Wojna przeciwko obcemu państwu zdarza się wyłącznie wtedy klasy bogate myślą, że będą czerpać z niej zysk"

4) Koncepcja prawdy obiektywnej w naszych czasach powoli zanika ze świata. Kłamstwa zaczną wkraczać do historii."

5) W czasach oszustw mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym"

6) Dziennikarstwo jest drukowaniem tego, czego ktoś inny nie chce by zostało wydrukowane: wszystko poza tym jest public relations.

7) W prawdziwym życiu to kowadło rozbija młot.

8) Nacjonalista nie tylko nie potępia zbrodni popełnionych po jego stronie, ale posiada też niezwykłą zdolność do nie słuchania o nich

9) Zagrożenia dla wolności słowa, pisma i działania, mimo że często śmieszne w odizolowaniu od innych, kumulują się i jeśli nie sprawdzane prowadzą do zupełnego braku poszanowania dla praw obywatela.

10) Jeśli chcecie obrazka z przyszłości to wyobraźcie sobie bucior depczący po ludzkiej twarzy - na zawsze.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Fragment powieści "Tajemnica Czternastej Bramy". Rozdział 2: Hamburg, Niemcy

Strumień ludzi wchodzących do  budynku wydawnictwa
płynął niczym rzeka, która cofnęła swój bieg. Zatrzymywali się
na chwilę na parterze, tyko po to, by za chwilę zniknąć w kilku
windach na piętrach.
Stojąc w jednej z nich, Marc zastanawiał się, czym wypełnić
dzień. Wczoraj skończył artykuł, nad którym pracował od kil-
ku dni. Opisywał w nim zagadkową katastrofę kolejową. Szybki
pociąg uderzył w  most, pod  którym przejeżdżał. Nie bardzo
było wiadomo, co mogło być przyczyną wypadku.
Wyszedł z  windy i  udał się do  swojego pokoju. Włączył
komputer. Usiadł za  biurkiem. Czekał, aż ekran ukaże swoją
zawartość. Zmrużył oczy, był niewyspany. Nie mógł zasnąć,
myśląc o rozmowie ze swoim wieczornym, niespodziewanym
gościem.
Otworzył pocztę. Przeglądał maile. Przy niektórych zatrzy-
mywał się chwilę. Czytał je mniej lub bardziej uważnie. Wśród
dwudziestu kilku wiadomości dostrzegł zaproszenie skierowa-
ne do niego przez redaktora naczelnego. Przeczytał tę informa-
cję kilkakrotnie. Kończyła się słowami: Zapraszam na godzinę
jedenastą.
Nie przepadał za rozmowami ze swoim szefem. Ten niezwy-
kle inteligentny i  ogromnie wpływowy człowiek, był w  jego
przekonaniu zbyt bezkompromisowy. Często bezwzględny.
Akceptował go jednak. Cenił w nim swobodę, jaką dawał swo-
im pracownikom. Nie cenzurował tekstów, szły do druku w ca-
łości, tak jak zostały napisane. Albo nie szły w ogóle. Dla pra-
cujących w redakcji dziennikarzy ta cecha ich naczelnego była
najważniejsza.
Marc miał dystans do  tego, co  robił, mimo że  swoją pracę
traktował jak powołanie, oddając się jej w zupełności. Walczył
z  powtarzanymi sobie często słowami Noama Chomsky’ego,
który wyraził kiedyś opinię, iż  autentyczna niezależność me-
diów –  czy  też ich neutralność –  nie jest możliwa, ponieważ
w swojej istocie pozostają one narzędziem kapitalizmu. Zasta-
nawiał się, jak bardzo media, w których pracował, zgodnie z tym
poglądem, uzależnione są od państwowej oraz korporacyjnej
polityki informacyjnej. Do jakiego stopnia są rzeczywiście je-
dynie przedłużeniem struktur odpowiedzialnych za  kształto-
wanie polityki wewnątrz organizacji rządowych i finansowych.
Marc pozostał idealistą. Bronił swojej niezależności.
Rozmowy z naczelnym były zawsze krótkie i konkretne. Od-
bywały się rzadko. Wyłącznie wtedy, gdy temat miał szczególnie
ważne znaczenie. Marc otrzymywał wówczas zadanie. Czasem był jedynie proszony o to, aby wytłumaczyć coś, co dotyczyło
tematu sprawy, którą się w danym momencie zajmował.
Czytając informację otrzymaną od  naczelnego, zastana-
wiał się, co może wypełnić kolejne kilka minut, które spędzi
w  dużym gabinecie. W  pomieszczeniu nasączonym zapa-
chem kubańskich cygar. Myślał o tym, czy wydarzyło się coś
ważnego.
Spojrzał na zegarek. Do jedenastej pozostała godzina. Posta-
nowił wyjść na miasto i napić się dobrej kawy parzonej w po-
bliskiej, włoskiej kafejce. Większość jego koleżanek i kolegów
właśnie od niej rozpoczynało swój dzień pracy. Wymykali się
do  niej, przychodzili jeszcze nieprzytomni, po  krótkich, naj-
częściej nieprzespanych nocach. Aktywność towarzyska była
wpisana w uroki ich zawodu. Przy porannej kawie wymienia-
li uwagi o aktualnych wydarzeniach. Przy niej radzili się sie-
bie wzajemnie, by jak najlepiej opisać temat, który chodził im
po głowie.
Zamówił kawę. Pił powoli, ze smakiem.
Punktualnie o jedenastej był przed drzwiami naczelnego. Ta
sama, niczym w powieściach o Bondzie, pracująca od lat sekre-
tarka, z uśmiechem zatrzymała go na chwilę. Zawsze żartowali,
kiedy czekał na spotkanie z szefem. Cenił ją za elegancję i jej
uroczy uśmiech, jakim obdarzała gości.
Marc wszedł do  gabinetu. Naczelny siedział za  biurkiem
odwrócony tyłem do drzwi. Znad fotela unosiła się delikatna
smuga dymu. W powietrzu rozchodził się zapach cygara.
– Dzień dobry, jestem, szefie – przywitał się Marc.
– Witaj Marc. – Naczelny odwrócił się do niego. – Cieszę się,
że jesteś. Jak zwykle punktualnie – dodał z uśmiechem.
Nie wstał z fotela. Przyjmował swoich podwładnych, siedząc
za  biurkiem. Ta lekceważąca wobec odwiedzających go osób
postawa, łagodzona była jego nienaganną uprzejmością.
– Czy coś się stało? – zapytał Marc.
Naczelny zaciągnął się cygarem.
– Słyszałeś Marc, że  naukowcy z  uniwersytetu w  Zurichu
opublikowali wyniki badania, z  którego wynika, że  światowa
gospodarka jest kontrolowana przez niewielką liczbę korpora-
cji? Naukowcy prześledzili czterdzieści trzy tysiące sześćdzie-
siąt międzynarodowych korporacji i  sieć powiązań własno-
ściowych pomiędzy nimi. W ten sposób powstała mapa skła-
dająca się z tysiąca trzystu osiemnastu firm, będących sercem
światowej gospodarki. Sto czterdzieści siedem z nich stanowiło
„rdzeń” kontrolujący blisko czterdzieści procent światowego
bogactwa. Wśród nich większość stanowią banki, między in-
nymi Barclay’s, Deutsche Bank i Goldman Sachs.
– To zaskakujące dane – zdumiał się Marc. – Przynajmniej
dla mnie – dodał, zastanawiając się, do czego zmierza szef.
Naczelny spojrzał na swojego gościa życzliwie.
– Napijesz się czegoś? – zapytał.
– Nie, dziękuję. Piłem przed chwilą poranną kawę.
Szef wskazał mu miejsce w fotelu naprzeciwko siebie.
– A tak... – Naczelny uśmiechnął się. – Ta wasza poranna
kawka. Bez niej pewnie poziom artykułów w  naszej gazecie
nie byłby tak wysoki – zażartował. – Usiądź, proszę. – Wskazał
na fotel stojący przy biurku.
Marc usiadł. Miękki, duży, skórzany fotel był jednym z wielu
wypełniających obszerny pokój.
Naczelny odezwał się ponownie.
– Chciałem cię prosić, abyś pojechał na  pewne niezwykle
ważne, jak sądzę, spotkanie.
– Tak...? – zainteresował się Marc. – Gdzie?
– To spotkanie –  kontynuował naczelny –  ma się odbyć
na  zamku Hochosterwitz w  Austrii. Widzisz... –  zawahał się
– oficjalnie tego spotkania nie ma.
– Nie ma? – zdziwił się Marc.
– No właśnie, nie ma. Z tego, co do mnie dotarło, to ma być
prawdopodobnie spotkanie ministrów spraw zagranicznych
Rosji i Stanów Zjednoczonych. – Uśmiechnął się. – Ale wiem...
ze swoich źródeł, że na to spotkanie zaproszono jeszcze kilka
osób. Ważnych osób.
– A czy wiemy, czego to tajna randka ma dotyczyć? – zażar-
tował Marc.
– Wiem i  nie wiem jednocześnie. A  przynajmniej się do-
myślam. Słyszałeś o problemach z tarczą antyrakietową? Ten
nudny już obecnie temat tylko pozornie wygląda, tak jak wy-
gląda. Mam wrażenie, że ta cała tarcza nie ma służyć wyłącz-
nie temu, o czym otwarcie się mówi. Chciałbym, żebyś dys-
kretnie przyjrzał się temu spotkaniu. Twoje doświadczenie
jest najlepszą rekomendacją, bym właśnie do  ciebie zwrócił
się z tą sprawą.
– A kiedy ma się to odbyć?
– W piątek wieczorem. Dzisiaj jest wtorek, więc zdążysz się
odpowiednio przygotować. Marc spojrzał na niego. – Bardzo
mi zależy, żebyś wyrobił sobie pogląd na całą sprawę.
– Czy jest jeszcze coś, co  powinienem wiedzieć? –  zapytał
rzeczowo Marc.
– Nie, nie sądzę. Życzę ci powodzenia.
Naczelny wstał. Był niewielkiego wzrostu. Pomimo swojej
krępej sylwetki i wieku poruszał się sprawnie. Szybko podszedł
do dziennikarza. Uścisnął mu rękę.
– Marc, swoje refleksje przekażesz wyłącznie mnie.
– Ależ oczywiście.
– Uważaj na siebie.
– Postaram się. Do widzenia.
Marc wyszedł z gabinetu. Uśmiechnął się do sekretarki.

sobota, 13 grudnia 2014

Kto uznaje Palestynę?

Konfliktu na Bliskim Wschodzie, współczesnej walki o władzę nie sposób zrozumieć bez zrozumienia konfliktu jaki od dziesiątek lat ma miejsce między Palestyną a Izraelem. Poniżej dla naszych Czytelników prezentuję mapę sporządzoną przez redaktorów portalu Geography Now, która przedstawia państwa na świecie, które w ogóle uznają istnienie takiego państwa jak Palestyna, proszę zwrócić uwagę, że nie uznaje go praktycznie cały świat zachodni.



czwartek, 11 grudnia 2014

Co ukrywano w tajnych więzieniach CIA? Jakie tortury stosowała najpotężniejsza agencja wywiadowcza świata?

We wtorek ukazał się długo oczekiwany raport senatu USA poświęcony prowadzonemu przez CIA programowi aresztowań i przesłuchań. Agencja zgromadziła w tej sprawie ponad 6 milionów dokumentów, w tym nagrań i koresponencji a jego całościowe opracowanie w senackim raporcie zajęło aż 6 tysięcy stron maszynopisu. Znalazły się w nim informacje na temat sposobów przetrzymywania więźniów i technik przesłuchań na członkach organizacji terrorystycznych po 11 września 2001 roku. 


Dokument potwierdza wiele z teorii i doniesień, jakie krążyły wśród opinii publicznej w związku z działalnością agencji. Raport przyznaje między innymi, że z około 119 podejrzanych o terroryzm aresztanów przynajmniej 26 nie wymagało od razu zatrzymania.

Odrębną sprawę stanowi kwestia wykorzystywania dronów. Zwrócono bowiem uwagę na fakt, że za administracji Obamy wszyscy mężczyźni w wieku umożliwiającym noszenie broni i znajdujący się w strefie ataku, byli uznawani za potencjalne zagrożenie.

W obronie działań CIA stanął Biały Dom, który w specjalnym oświadczeniu wzywa do ostrożnego rozróżnienia między działaniami opisanymi w raporcie a skutkami działań agencji, której pracownicy: „niezmordowanie pracowali nad zniszczeniem rdzenia Al-Kaidy, zaprowadzeniem Osamy bin Ladena przed oblicze sprawiedliwości, a także powstrzymaniem operacji terrorystycznych i ataków”.

Cheney was also unrepentant, saying “it was the right thing to do” and adding, “If I had to do it over again. I would do it. Wiceprezydent Dick Chenney stwierdził, że CIA działała z upoważnienia rządu i jej operacje były „tym co trzeba było zrobić”, dodał też, że jeśli miałby oporów by, jeśli zaszłaby taka potrzeba, zrobić to jeszcze raz.

A jakie metody torturowania zatrzymanych stosowała CIA? Oto niektóre z nich:
  • stawanie na złamanej stopie,
  • grożono rodzinom przesłuchiwanych, w tym gwałtem na matce jednego z nich,
  • "waterboarding", podczas których dwóch z więźniów niemal utonęło,
  • jeden z przetrzymywanych stracił podczas pobytu w więzieniu oko,
  • nie pozwalano im zasnąć ponad 180 godzin,
  • co najmniej jedna osoba zginęła podczas przesłuchań, jednak osoba odpowiedzialna za jej śmierć nie poniosła konsekwencji,tortury stosowano zanim zaproponowano jakąkolwiek współpracę,

Czy są to metody drastyczne? Zdaniem opinii publicznej tego typu działalność jest karygodna i zapewne skończy się poważnymi konsekwencjami dla wielu pracowników CIA i ich mocodawców.



środa, 10 grudnia 2014

Roboty-węgorze? To ma być przyszłość technologii wojennych!

Naukowcy z Singapuru przedstawili niedawno prototyp nowego rodzaju drona - dzięki swojemu kształtowi przypominającemu węża morskiego może on okazać się najskuteczniejszym podwodnym robotem jakiego do tej pory skonstruowano.

fot. Defense One


Wiele się mówi o UAV, czyli unmanned aerial vehicle popularnie zwanych dronami. Tego typu urządzenia mają jednak kilka swoich innych odpowiedników, między innymi UUV - unmanned underwater vehicles. W tej chwili nad podwodnymi robotami trwają prace w co najmniej 12 krajach (m.in. USA, Korei Pd., Rosji, Singapuru i kilku państwach Europy), a cele badań są bardzo różne - od czysto naukowych jak choćby tworzenie map dna morskiego, poprzez komercyjne mające odnaleźć nowe źródła cennych minerałów aż po rzecz jasna militarne. Całkiem niedawno niezwykle interesujący model przedstawiła grupa naukowców w Singapuru, którzy skonstruowali drona przypominającego swoją budową węgorza.

Dlaczego akurat węgorz?

W rozmowie z portalem Defence One członek zespołu, Jianxin Xu wskazuje na specyficzne cechy właśnie takiej budowy robota. Przede wszystkim ryby w kształcie węgorzy w przeciwieństwie do "klasycznych" maszyn używanych pod wodą potrzebują znacznie mniej energii do pokonywania długich dystansów, do tego są znacznie bardziej zwrotne i elastyczne co umożliwia in nawigowanie nawet w ciasnych wąwozach i jaskiniach. Dla wojskowych mają one jeszcze jedną zaletę - są cichsze i znacznie trudniejsze w wykryciu.

Naukowcy od lat badają różne formy morskich istot i możliwość wykorzystania ich systemów poruszania się w robotyce, istniały projekty cybernetycznych ryb czy meduz. Roboty w kształcie węgorzy doskonale nadają się do eksploracji trudno dostępnych zakamarków dna morskiego jak również znacznie sprawniej podpłyną niezauważone pod okręty przeciwnika.



wtorek, 9 grudnia 2014

Czy system rozpoznawania głosu umożliwi identyfikację terrorystów?

Podczas niedawnej egzekucji dokonanej przez członka Państwa Islamskiego widzowie oglądający to makabryczne przedstawienie zauważyli, że mordujący kanadyjskiego dziennikarza islamista mówi z angielskim akcentem. Rozpoczęły się poszukiwania i próby zidentyfikowania jego tożsamości
 
fot. LiveLeak


Internet pełen jest nie tylko informacji pisanych, ale też wszelkiej maści nagrań w formie podcastów czy filmów. Dla służb wywiadowczych to niezwykle bogate żródło informacji i wiedzy o przeciwnikach, dlatego też niedawno amerykańskie służby ujawniły prace nad nowym systemem: ASpIRE mający automatycznie zajmować się rozpoznawaniem mowy.

ASpIRE jest akronimem od Automatic Speech recognition in Reverberant Environments i jest kolejnym obok prowadzonych przez DARPA RATS (Robust Automatic Transcription of Speech) i BOLT (Broad Operational Language Translation) projektów mających na celu nauczenie maszyn "słuchać" i rozpoznawać ludzką mowę i wyciągając z wypowiedzi najważniejsze informacje. Komputer ma być w stanie rozumieć to co mówi człowiek a następnie dokonać transkrypcji tych słów na tekst bądź inne przydatne dane. Do pewnego stopnia taka technologia już istnieje, jednakże znajduje ona zastosowanie jedynie w wyjątkowych sytuacjach i na pewno w stopniu nie wystarczającym dla agencji wywiadowczych.

Takie organizacje jak NSA mają możliwość gromadzić dane z telefonów komórkowych, policja federalna z Meksyku posiada do dyspozycji bazę danych przekraczającą milion nagrań głosowych dokonanych podczas czynności śledzczych i aresztować, przy tak potężnej ilości informacji tylko czekać aż ktoś w końcu z powodzeniem wprowadzi technologię, dzieki której rozpoznany zostanie głos i słowa osób wypowiadających się w sieci. Nikt nie bedzie juz bezpieczny.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Fragment powieści "Tajemnica czternastej bramy". Rozdział 1.



Marc siedział pochylony nad komputerem. Skupiony na swojej pracy, nie wiedział jeszcze, że najbliższe kilkanaście dni wstrząśnie jego życiem. Biurko, przy którym pracował, ustawione bokiem do okna, oblane było ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Od lat łączyło go ze światem niezwykłych zdarzeń. To właśnie przy nim powstawały fascynujące relacje pisane jego wprawną dziennikarską ręką. Z nadzwyczajną starannością, przy pomocy wysłużonego komputera, starał się oddawać charakter spraw, często skrywanych przed światem. Rodzące się w jego redakcynym pokoju artykuły potrafiły wstrząsnąć nie tylko zwykłym czytelnikiem, czekającym z niecierpliwością na najnowsze doniesienia. Skutecznie psuły smak porannej kawy wpływowym politykom i zamożnym biznesmenom.Marc Perce miał około czterdziestu lat, był z pochodzenia Francuzem, ale od długiego czasu mieszkał w Niemczech, co sprawiło, że utożsamiał się z tym narodem. Dziennikarstwo nie było dla niego pracą, ale czymś znacznie więcej. To była misja, wyzwanie rzucone światu, bowiem Marc szukał prawdy, faktów, wyrabiał sobie własne zdanie, dążył do sedna sprawy. Potrafił być w tym bezkompromisowy, nie łamał własnych zasad, a dochodzenie do rozwiązania wielu zagadek dawało mu poczucie spełnienia. Ta postawa sprawiła, że Marc był postacią niezwykle znaną w swoim fachu – cieszył się uznaniem kolegów oraz czytelników. Odbiorcy wierzyli w jego słowa, popierali jego dążenie do prawdy, co przecież w obecnych czasach wcale nie jest rzeczą oczywistą. Nie brakowało także wrogów. Marc odczuł to szczególnie w ostatnich miesiącach. Hamburg powoli tonął w mroku. Z oddali, przez otwarte okno, słychać było od czasu do czasu dźwięk syren wypływających z portu statków. Pojawiający się na niebie księżyc zamieniał stopniowo przyzwoitość dnia w misterium nocy i uwalniał ludzkie ekscytacje w pobliskiej dzielnicy szaleństw. Marc kochał to miasto. Włóczył się godzinami po jego przesyconych kolorem cegły ulicach, od lat z tą samą przyjemnością. Niemalże w każdą sobotnią noc, kiedy nie wyjeżdżał, siadał przy piwie wśród setek ludzi, w starej portowej hali, wsłuchując się w rozbrzmiewającą do rana muzykę na żywo. O świcie, na słynnym w Europie Fischmarku, kupował świeże ryby. Myślał o Monik. O dniach, które spędzili razem. Wracał wspomnieniami do poznanego w Polsce Kajetana, jego miłej żony i Poula, sympatycznego księdza z Watykanu. Połączyły ich wydarzenia szokujące, tragiczne. To sprawiło, że nawiązałasię więź i przyjaźń, która kazała mu często wracać myślą do Kajetana i Poula. Dawno ich już nie widział. Zastanawiał się, dlaczego tak niespodziewanie zakończyła się dynamiczna, pełna tajemnic przygoda. Wszystko urwało się na krok przed jej wyjaśnieniem. Ta fascynująca historia wzięła swój początek od telefonu nieznanego mężczyzny, który poinformował go o tajemniczych nocnych lądowaniach nieoznakowanych samolotów. Działo się to na maleńkim lotnisku ukrytym w lasach, tuż przy północno-zachodniej granicy Polski. W miejscu, w którym znajdował się jeden z najbardziej znanych ośrodków kształcenia sowieckich i polskich szpiegów. Zgodnie z jego relacją, pod osłoną nocy, pasażerowie wysiadający z samolotów znikali bez śladu za murami ściśle strzeżonego wojskowego obozu. Ta niezwykła historia łączyła się z najbardziej skrywaną tajemnicą dotyczącą manipulowania wydarzeniami zachodzącymi na świecie. Prowadziła do możliwości poznania mechanizmu tajnego zarządzania. Do świadomego wywoływania wojen i rewolucji, zamachów terrorystycznych i kryzysów ekonomicznych. Do tajników powstawania i obalania rządów. Marc drgnął. Z zamyślenia wyrwało go skrzypnięcie otwieranych drzwi. Spojrzał zdziwiony w ich kierunku. „O tej porze ktoś jeszcze pracuje?” – pomyślał. Wiszący na ścianie zegar wskazywał dwudziestą drugą trzydzieści. Drzwi otwierały się powoli. Marc dostrzegł wchodzącego do pokoju mężczyznę. Nie znał go. Był to człowiek średniego wzrostu, z bujną, rozczochraną grzywą, w rogowych okularach. Nie był postawny, miał raczej wygląd emerytowanego profesora. Ubrany był w kraciastą marynarkę, sztruksowe, beżowe spodnie i buty. Wszystko to, tak jak i on sam, nie pierwszej już młodości.– Czy pan Marc Perce? – zapytał nieznajomy.
Wszedł do pokoju. Zamknął za sobą drzwi, robiąc wrażenie
osoby, która starannie sprawdza, czy ktoś za nią nie podąża.
– Czy to pan? – zapytał ponownie, spoglądając na dziennikarza wnikliwie.
Marc wstał z fotela.
– Tak, nazywam się Marc Perce – przedstawił się. – A pańska godność?
Twarz nieznajomego wykrzywiła się w grymasie przypominającym uśmiech.
– Moje nazwisko nie ma znaczenia. Długo się do pana wybierałem.
Marc zmarszczył brwi. Nie przypominał sobie twarzy nieznajomego.
– Do mnie? Czyżbyśmy się znali? – zapytał. – Nie kojarzę.
Mieliśmy okazję spotkać się wcześniej?
Nieznajomy rozłożył ręce, wzruszając ramionami. Pokręcił
przecząco głową.
– Ależ nie. Proszę mnie nie szukać w pamięci. Tak wiele o panu słyszałem, że odnoszę wrażenie, jakbym pana dobrze znał. Proszę się tym nie przejmować.
Rozejrzał się po pokoju niepewnie.
– Czy... jesteśmy sami? Możemy tu swobodnie rozmawiać?
– Oczywiście – uspokoił go Marc. – Proszę się czuć swobodnie. Nikt nas tu nie podsłuchuje. Nikogo również nie oczekuję w tej chwili.
Mężczyzna odetchnął głośno. Wyglądał na zmartwionego.
Na jego twarzy malowało się zmęczenie.
– Proszę wybaczyć – usprawiedliwił się. – To, z czym do pana
przyszedłem – przerwał na chwilę, ściszając głos – jest tak nieprawdopodobne i jednocześnie, jak myślę, niebezpieczne, że muszę zachować nadzwyczajną ostrożność. Marc rozejrzał się. Zebrał ze stojącego przy biurku krzesła stertę papierów. Przygotowując materiały do swoich artykułów, często przeglądał wiele dokumentów. Pozostawały w redakcyjnym pokoju tygodniami.
– Proszę, niech pan usiądzie. Czy mogę pana czymś poczę-
stować? Woda? Coca-Cola?
– Woda, jeżeli mogę prosić... zimna. Marc spełnił życzenie swojego gościa. Rozlewając wodę do szklanek, spoglądał na niego z zaciekawieniem. Intrygujący wygląd tego człowieka zapowiadał interesujące spotkanie. Postawił szklanki na biurku. Usiadł. Uśmiechnął się zachęcająco.
– Zamieniam się w słuch – powiedział uprzejmie. – Z czym pan do mnie przyszedł? Czy jest pan pewien, że właśnie ja mogę panu pomóc?
Tajemniczy nieznajomy przełknął głośno łyk wody.
– Muszę pana prosić o absolutną dyskrecję...
– To oczywiste – przerwał mu zdecydowanie Marc.
Nieznajomy zmieszał się gwałtowną reakcją dziennikarza.
– Przepraszam. Zacząłem od banału, ale sam pan za chwilę zrozumie... – starał się usprawiedliwić.
– Rozumiem. Proszę pana, ludzie zwracają się do mnie z najróżniejszymi sprawami. Nie zawsze mogę im udzielić pomocy. Ale jedno jest pewne – zawsze mogą liczyć na moją dyskrecję.
– Dziękuję. Przejdę do rzeczy. Otóż, jestem astronomem – zaczął swoją opowieść nieznajomy – ale jak każdy, a może prawie każdy człowiek, zajmujący się czymś niezwyczajnym,mam swoje dziwne hobby. Otóż... to może mało oryginalne, ale fascynują mnie kontakty z obcymi cywilizacjami. Sam pan rozumie, w tym zawodzie te tematy same mnie znalazły. Jakiś czas temu zacząłem badać amerykańską historię budowy specjalnych pojazdów, a mówiąc najprościej, statków kosmicznych. Widzi pan – spojrzał na Marca – są tacy, którzy twierdzą, że rząd amerykański zlecił opracowanie dyskoidalnego obiektu. Przy jego konstrukcji wykorzystano podobno ściśle tajne eksperymenty antygrawitacyjne, przeprowadzane przez nazistowskich naukowców, pracujących podczas drugiej wojny światowej.
Marc uśmiechnął się.
– Gdzieś to już słyszałem – powrócił pamięcią do rozmów
prowadzonych w Polsce.
– Tak? – zdziwił się nieznajomy. – Szukając materiałów, ale i osób obnoszących się ze swoimi kontaktami z UFO, trafiłem na dziwny ślad. Dotarłem do człowieka, którego relacja zmroziła mi krew w żyłach. Początkowo nie ze względu na jej temat. Obcy, statki kosmiczne... Takich relacji pełno jest w Internecie. Przeraziłem się jednak, widząc strach w jego oczach, kiedy zdecydował się zdradzić mi kilka swoich tajemnic. A mówił rzeczy straszne.
Spojrzał na Marca dziwnym, przestraszonym wzrokiem.
– Proszę mi spokojnie opowiedzieć. – Marc starał się uspokoić coraz bardziej podekscytowanego mężczyznę. – O czym mówił spotkany przez pana człowiek?
– Przedstawił się jako były strażnik w podziemnym kompleksie. Pracował w nim kilka lat, zanim udało mu się stamtąd
uwolnić. Wiele mógłbym opowiedzieć... Może dzisiaj powiemo najważniejszym. – Zastanawiał się chwilę. – Przedstawił mi historię o Koszmarnej Sali, jak ją nazywał. Miał to być ściśle chroniony obiekt, przeznaczony do prowadzenia badań nad biologicznymi formami życia każdego typu. Pełno w niej było ptaków, ryb, gadów, a co najważniejsze, ludzi. Słyszy pan? – podniósł głos. – Ludzi.
– Ludzi? – powtórzył pytająco Marc.
– Tak, dokładnie. Mówił, że to jest jakby zakład biomedyczny, w którym prowadzone są od lat rozległe eksperymenty. Nieujawnione nigdy i nikomu. To, co słyszałem, jest bardzo zastanawiające. Proszę sobie wyobrazić, że podobno, jeśli pojawia się jakiś lek i zostaje on ujawniony jako podstawa nowej, cudownej metody leczenia, nikt nie zna miejsca jego wytworzenia. Oficjalnie wskazuje się, że odkrycia dokonano po latach badań, w dobrze znanym ośrodku medycznym. Prawdziwa historia tego leku nie zostaje nigdy ujawniona. A to właśnie tam, w bazie Dulce powstają największe odkrycia. Świat nigdy nie dowie się jednak o pechowcach, którzy skończyli w Koszmarnej Sali.
– Zaraz – zaoponował Marc – trochę się pogubiłem. – Starał się uporządkować rozmowę. – Co pan ma na myśli, mówiąc o bazie Dulce? Nie znam takiej nazwy, nigdy się z nią nie spotkałem.
– Dulce zaprojektowane zostało w latach trzydziestych dwudziestego wieku przez wojskowych inżynierów. To ogromna podziemna baza. Większość mieszkańców żyjących na tym terenie, podobno zdaje sobie sprawę z jej istnienia i mogłaby, gdyby chciała, potwierdzić informacje o dziwnych spotkaniach z innymi formami życia niedaleko niej.– Ma pan na myśli przybyszy z innyc planet? Obcych? Mówił pan, że to wojskowi zbudowali tę bazę?
– Wiem, co mówię. Tak, chodzi o Obcych – odpowiedział nieznajomy – Ten człowiek, o którym wspomniałem, mówił mi o osobnikach nazywanych Draco, którzy od setek lat używali jaskiń i tunelów. Zapadło milczenie. Nieznajomy nerwowo obracał szklankę w dłoniach.
– Mówił coś jeszcze o tych jaskiniach? – zapytał Marc.
– Wspominał, że jaskinie są wszędzie. Połączone są z korytarzami, które krzyżują cały świat w, jak to określił, niekończącą się sieć podziemnych kanałów. Owe tunele są jak autostrady, tyle tylko, że pod ziemią. Wejścia do nich są starannie maskowane. Często znajdują się na terenie naturalnych kamieniołomów lub kopalni. – Uważa pan, że sprawa ta jest znana amerykańskiemu rządowi? Czegoś takiego nie da się przecież ukryć! – Oczywiście, proszę posłuchać, Góra Shasta jest główną siedzibą Obcych. Każdy prezydent w historii Stanów Zjednoczonych miał okazję się z nimi spotkać. Podobno Truman otrzymał zapewnienie dostępu do kosmicznej wiedzy naukowej.
Marc spojrzał uważnie na nieznajomego.
– Jest pan tego pewny? To brzmi nieprawdopodobnie.
A może to znowu jakieś tajne stowarzyszenia poszukują pomysłu na zaistnienie?
– O tym nie chciałbym mówić... – nieznajomy zaprotestował stanowczo. – Ten człowiek pokazywał mi wycinki z gazet. Mówiły o zaginionych osobach, które rozpoznał, uwięzionych w podziemnym kompleksie. Wykorzystywanych w eksperymentach prowadzonych w Koszmarnej Sali.– Czy może pan podać jakiś przykład tego, co się tam dzieje?
– zapytał zaszokowany Marc.
– Ależ proszę... Otóż, eksperymentują z bronią. Sprawdzają jej oddziaływanie na organizm. Odbywa się to bez bu- rzenia murów, powodowania strat materialnych. Ta dziwna broń działa w trzech trybach. Tryb pierwszy, przede wszyst- kim ogłusza. Może też jednak zabić, jeśli ofiara ma słabe serce. W trybie drugim, może unosić wszystko, bez względu na wagę. Tryb trzeci może zostać użyty do sparaliżowania tego co żyje: ludzi, zwierząt, Obcych i roślin. Jest ogromnie niebezpieczny. Może powodować paraliż, coś w rodzaju tymczasowej śmierci. Taka osoba jest martwa, jednak pozostaje w dziwnym stanie zawieszenia. W ciągu jednej do pięciu godzin taki człowiek wraca do życia. Powoli, najpierw powracają jego funkcje życiowe, a następnie świadomość.
– To niezwykłe... – wtrącił Marc, coraz bardziej podekscytowany tak niezwykłymi informacjami.
– Proszę posłuchać. Obcy naukowcy przeprogramowują ludzki mózg. Zasiewają w nim fałszywe informacje. Osoba powraca do życia z nową, spreparowaną pamięcią. Taka osoba nie ma żadnej możliwości, aby dowiedzieć się prawdy. Ludzki umysł, zaprogramowany przez operatora, pamięta to, co najistotniejsze, wierzy w przygotowane wcześniej, nieprawdziwe informacje. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością. Niech pan posłucha, podobno oni, Obcy, w porozumieniu z ludźmi przygotowują instalację takiej eksperymentalnej broni. Na dużą skalę. A tego nie da się już tak łatwo ukryć. Nieznajomy zamilkł. Spojrzał nerwowo na zegarek.
– Późno już. Muszę iść. Jestem umówiony.Wstał. Ruszył w kierunku drzwi. Marc poderwał się z miejsca.
– Czy my się jeszcze zobaczymy? – zapytał.
– Znajdę pana. To nie jest trudne. Proszę mi wybaczyć, ale chciałbym zachować anonimowość.
Marc skinął potwierdzająco głową.
– Widzi pan, od czasu, gdy dowiedziałem się o tych rewelacjach, boję się o swoje życie. Mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. – Zawahał się. – Zresztą, może to wytwór mojej wyobraźni. Będę z panem w kontakcie. Dobranoc... Pożegnali się, podając sobie ręce. Dłoń nieznajomego była zimna. Jego uścisk był krótki. Gwałtownie puścił rękę Marca.
– Trafię do wyjścia. Proszę mnie nie odprowadzać. – Spojrzał w oczy Marca. – Proszę zapamiętać wszystko, co mówiłem, postarać się niczego nie zapomnieć. Marc skinął głową. Człowiek o wyglądzie ekscentrycznego naukowca wyszedł z pokoju. Marc został sam. Był przyzwyczajony do sensacyjnych informacji, pozyskiwanych od różnych, czasem niezrównoważonych ludzi. Zaintrygowała go jednak opowieść nieznajomego. Łączyła się ze sprawą podziemi, w których ktoś miał prowadzić działania, mające wpływ na zdarzenia zachodzące na świecie. Intrygowało go to. Ale ten motyw z przybyszami z innych cywilizacji? To było zbyt dziwne. Nie wiedział, czego oczekuje nieznajomy. Artykułu w gazecie? A może dochowania tajemnicy? Najwyraźniej chciał komuś przekazać swój sekret. Marc nie był fanem UFO. Sceptycznie spoglądał na swoich kolegów, którzy pasjonowali się takimi historiami. Kpił z nich podczas wieczornych dyskusji przy piwie. Na świecie zachodziło tyle fascynujących zdarzeń, inspirowanych przez ludzi. Jego zdaniem, mieszanie do tego Obcych, jakichś niewidzialnych przybyszy z innych planet jedynie przysłaniało racjonalne tłumaczenie faktów. Miał mieszane uczucia. Spojrzał za okno. Hamburg tonął w mroku.

czwartek, 4 grudnia 2014

Uwaga! 500 ataków dronów już za nami!

Drony budzą kontrowersje. Nie bez powodu. Jako maszyny szpiegowskie pozwalają unikać ofiar w ludziach, ale jako maszyny do zabijania powodują ogromne straty. Czy warto?



Po 11 września 2001 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły nowy etap w swojej najnowszej historii, tak zwaną wojnę z terroryzmem. W październiku George W. Bush dał CIA zgodę na przeprowadzenie operacji przeciw Al-Kaidzie przy użyciu wszelkich dostępnych środków. Wśród nich znalazły się zdalnie sterowane samoloty popularnie zwane dronami. Jak informuje portal Defense One USA całkiem niedawno udało się osiągnąć liczbę 500 ataków poza polem bitwy.

Jeśli ta liczba kogoś nie szokuje to należy podkreślić, ze jeszcze 13 lat temu wykorzystanie dronów przy tak dużych problemach z ich precyzyjnością byłoby nie do pomyślenia, dziś jednak stały sie one nieodłącznym elementem działań wojennych a o ich wprowadzeniu myślą już kolejne państwa.

Podsumowujmy: podczas tych 500 operacji zginęło blisko 3 674 osoby, z których 473 było cywilami, średnio rocznie około 12% zabitych było niewinnych. 50 ataków zostało zleconych przez prezydenta Busha, Barack Obama póki co wydał zgodę na 450.




środa, 3 grudnia 2014

Postanowione! Około 2030 roku człowiek stanie na Marsie!


Amerykańska Agencja Kosmiczna NASA zapowiada, że jeśli planowane testy nowego typu rakiety zakończą się sukcesem, wówczas w ciągu najbliższych lat możemy spodziewać się wielkiego kroku w kierunku eksploracji kosmosu.

fot. Wikipedia/NASA


Jak poinformowała NASA około 2025 roku rakiety typu Orion dotrą wraz z załogą do pasa asteroid leżącego między Ziemią a Marsem, zaś już w połowie lat 30. pierwszy człowiek stanie na powierzchni Czerwonej planety.

Już jutro z kosmodromu Kennedy Space Center w przestrzeń kosmiczną agencja po raz pierwszy wystrzeli rakiety typu Orion . Tym razem na pokładzie nie będzie ludzkiej załogi, będzie to jedynie lot testowy. Docelowo to jednak właśnie one służyć będą kosmonautom do największej wyprawy w historii ludzkości.

W samej kabinie rakiety znajdować się będzie 1 200 czujników, których zadaniem będzie gromadzenie informacji między innymi na temat radiacji i temperatur panujących wewnątrz.

Podczas tej misji rakieta będzie miała za zadanie okrążenie Ziemi w odległości 15 razy większej niż orbita międzynarodowej stacji kosmicznej, po wykonaniu misji Orion wróci na Ziemię, lądując w Oceanie Spokojnym.



Broadcast live streaming video on Ustream

wtorek, 2 grudnia 2014

Szwajcarzy odrzucili: Frank nie będzie związany ze złotem!

To refendum mogło dokonać ogromnej rewolucji i sprawić, że zachwiany zostanie cały światowy system finansowy i bankowy. Czy mała Szwajcaria naprawdę mogła tego dokonać?


Wielu zwolenników powrotu do standardu złota robiło sobie dużo nadziei po tym głosowaniu. Przyzwyczajeni do demokracji bezpośredniej i podejmujący większość najważniejszych decyzji za pomocą refendum Szwajcarzy mogli bezpośrednio zająć stanowisko w kwestii, którą w wielu krajach podejmuje się ponad głowami obywateli.

Tym razem jednak również w kraju Helwetów wynik okazał się nieprzychylny dla zwolenników złota, a frank szwajcarski nadal będzie dryfował w kierunku euro i zbliżeń z Europejski Bankiem Centralnym. Jak przyznają inicjatorzy referendum już w przyszłym roku można spodziewać się zwiększonej aktywności drukarek i kolejnego wzrostu cen złota, póki co jednak wartość żółtego metalu jest najniższa od lat i być może dla przynajmniej części głosujących mogło to stanowić dowód świadczący o jego słabości. O tej słabości starał się z resztą świadczyć również Jomas Thordan, prezes Narodowego Banku Szwajcarii, który w dniach poprzedzających refendum był obecny w mediach praktycznie codziennie.

Głosowanie zainicjowała grupa osób związanych ze Szwajcarską Partią Ludową i działających pod szyldem akcji "Ratujmy szwajcarskie złoto" a ich celem jest ochrona wiarygodności franka. Ich postulaty są następujące:
  • bank centralny nie ma prawa więcej wyprzedawać rezerw złota,
  • bank centralny nie może dopuścić do tego by rezerwy stanowiły mniej niż 20%,
  • bank centralny ma dbać o to by rezerwy złota znajdowały się na terytorium Szwajcarii,

W przypadku powodzenia referendum Bank Narodowy Szwajcarii w ciagu 2 lat zobowiązany byłby do sprowadzenia całego złota z powrotem na terytorium kraju, a w ciągu kolejnych 3 lat doprowadzić do 20% pokrycia franka w złocie.


poniedziałek, 1 grudnia 2014

Od dziś prezentujemy fragmenty powieści "Tajemnica czternastej bramy"

Szanowni Państwo, zachęcony sukcesem powieści "Kod Władzy" napisałem jej kontynuację, "Tajemnica czternastej bramy", mam nadzieję, że również ona przypadnie Czytelnikom do gustu. 

Victor Orwellsky.



Prolog
 
W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie szelestem materiału, który przykrywał stół operacyjny. Zwisająca nad nim ogromna lampa z kilkunastoma reflektorami była wygaszona. Obok, na osobnym stole przykrytym zieloną płachtą, leżał młotek oraz dwa szpikulce do kruszenia lodu. Trochę dalej stał aparat do wywoływania elektrowstrząsów. Zwisający z niego czerwony przewód podłączony był do gniazdka odległego o kilka metrów. Pokrywające ścianę płytki dawno już straciły swój pierwotny blask. Zszarzałe, z licznymi rdzawymi plamami, nadawały pomieszczeniu niedbały wygląd. Wrażenie to potęgowała wyłożona glazurą, uszkodzona w kilku miejscach podłoga. Niewielkie pomieszczenie, pomimo stojącego na jego środku stołu operacyjnego, niewiele miało wspólnego z salą operacyjną. Na stole leżała kobieta. Właściwie dziewczyna, o kruczoczarnych włosach sięgających do ramion. Miała ładną, proporcjonalną twarz. Przykryta była do ramion bladozielonym prześcieradłem. Mogłoby się wydawać, że jest nieprzytomna, gdyby nie powtarzające się, gwałtowne ruchy głowy. Oczy miała przymknięte, ale jej powieki poruszały się nerwowo. Być może była pod wpływem jakiegoś środka, który utrzymywał ją w stanie uśpienia. Jej wysunięte poza okrycie dłonie i stopy, objęte były skórzanymi pasami, przykuwającymi ją do stołu. Uniemożliwiały poruszanie się. W pomieszczeniu panował chłód. Nie było w nim żadnego okna, które pozwalałoby zorientować się, w jakim miejscu się ono znajduje. Wydobywające się z przymocowanego do ściany plafonu światło, rozlewało się mdło dookoła. Na krótsze ścianie umiejscowione były metalowe drzwi. Swym wyglądem przypominały raczej wejście do chłodni w zakładzie mięsnym lub podziemnego bunkra niż do szpitalnego pokoju zabiegowego. Zdrapana, miejscami szara farba, komponowała się z ponurym wizerunkiem wnętrza. Dwie duże, zamykające je zasuwy były otwarte. Nagle drzwi drgnęły. Otwierały się powoli. Do mrocznego pokoju wsunął się niewysoki, krępy człowiek w białym, wymiętym, sięgającym do łydek fartuchu. Łysiejąca, mocno zaokrąglona głowa i duże, okrągłe okulary w grubej, ciemnej oprawce, mogły sugerować naukowca, pracownika laboratorium, ale również... rzeźnika. Mężczyzna wyciągnął rękę w kierunku znajdującego się obok drzwi kontaktu. Nacisnął go, a z ogromnej, znajdującej się na wyposażeniu sal operacyjnych lampy, popłynęło ostre światło. Objęło leżącą na stole dziewczynę. Mężczyzna podszedł do niej. Spojrzał na nią, potem na lampę. Jeszcze raz na dziewczynę. Złapał za uchwyt lampy, nakierował jej światło na głowę kobiety. Wyciągnął rękę i rozchylił jej powiekę. Rozszerzona źrenica robiła wrażenie martwej. Uśmiechnął się. Poklepał dziewczynę przyjaźnie po policzku. Odwrócił się i skinął głową. Ponownie spojrzał w kierunku stołu. Sięgnął po przykrywającą kobietę płachtę. Podciągnął ją lekko do góry. Wyprostował się. Poruszał palcami, pocierając je o dłonie. Stał tak chwilę, jakby się zastanawiał. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej strzykawkę. Zsunął plastikowe zabezpieczenie igły. Rzucił je na podłogę i pochylił się nad dziewczyną. Powoli i dokładnie wstrzyknął jej najpierw w jedną, a potem w drugą powiekę jakiś płyn. Odłożył strzykawkę. Czekał chwilę. Potem rozsunął sztywniejące powieki kobiety, odsłaniając oczy. Wyprostował się znowu. Sięgnął ręką do drugiej kieszeni. Wyjął z niej gumowe rękawiczki. Wsunął je na jedną, a potem na drugą dłoń. Odwrócił się w kierunku małego stolika. Przełączył pionowy przycisk na obudowie aparatu do wywoływania elektrowstrząsów. Odczekał moment. Wziął do obu rąk płaskie elektrody. Przyłożył je do skroni leżącej na stole dziewczyny. Rozległ się trzask. Kobieta uniosła się na łóżku, rażona prądem. Po chwili opadła na łóżko. Człowiek w fartuchu odłożył elektrody. Pochylił się nad dziewczyną. Dłuższą chwilę spoglądał w jej oczy. Ponownie odwrócił się w kierunku małego stolika. Wziął do rąk szpikulce do kruszenia lodu. Wyszeptał do siebie.
– Wy, psychiatrzy, gubicie się w ciemnym lesie logika od czasu do czasu robicie nawet wycieczki w świat metafizyki. Życie duchowe ma bazę w komórkach mózgowych i ich powiązaniach wewnątrz całego systemu komórkowego. Każdą chorobę psychiczną można wyleczyć operacyjnie. Zbliżył szpikulec do oka kobiety. Żadne narzędzie chirurgiczne nie było wystarczająco twarde, aby zmierzyć się z ludzką czaszką. Powoli wpychał szpikulec w przestrzeń między gałką oczną, a powieką. Sięgnął ręką do tyłu, po młotek. Uderzał w rękojeść szpikulca młotkiem, a jego metalowe ostrze przebijało oczodół, wchodząc do płata czołowego mózgu. Wówczas wziął kolejny szpikulec i wbił go w drugie oko kobiety. Nie wydłubał przy tym żadnej z obu gałek ocznych. Odłożył ponownie młotek. Oburącz chwycił za rękojeści szpikulców. Wykonywał koliste ruchy, szatkując na chybił trafił płaty czołowe mózgu dziewczyny. Jej ciało zaczęły ogarniać konwulsje. W pokoju rozległ się przeraźliwy krzyk.

środa, 26 listopada 2014

5 lat po napisaniu powieści "Kod Władzy"

Szanowni Czytelnicy,

Od wydania „Kod władzy” minęło kilka lat. Zakończyłem jej bezpłatną publikację na swoim blogu. Mam nadzieję, że więcej osób ją przeczytało, a wielu z Was pozostawiła w sytuacji gdy zadajecie sobie pytanie: czy to widzimy na co dzień jest takie jak nam się poprzednio wydawało? „Kod” odniósł sukces, dostąpił nawet miana bestsellera, doczekał się emisji w oddziałach Polskiego Radia, uznania internautów w ich głosowaniach w konkursie „Blog roku” zajmując pierwsze miejsce jako najlepszy blog polityczny. Artykuły Orwellsky’ego przeczytało prawie 40 milionów czytelników na całym świecie, ponad 3 miliony zagościły na blogach, a sam autor, doczekał się określenia „polskiego Dana Browna”. Miło, bo kto przed publikacją książki słyszał o jakimś tam Orwellskym? Ale co innego jest chyba najważniejsze.

Potwierdziło się to, że w maleńkiej miejscowości na Mazurach, w Starych Kiejkutach było więzienie CIA, którego władza się tak gorączkowo wypierała, nie tylko nasza, ale i amerykańska. O ile to, że była, mógł jeszcze ktoś zakładać, to faktu wyniesienia z Watykanu tajemnych akt, przez pewnego istotnego urzędnika, nikt poza „Kodem” nie zapowiadał, a tak się przecież stało. Od czasu premiery książki świat „postąpił do przodu”. W tym czasie próbowano zawłaszczyć internet, wtłoczyć na rynek obwarowane zawłaszczającymi licencjami GMO, „udusić” WikiLeaks za kompromitujące władzę przecieki. Podsłuchiwano polityków z „górnej półki” a baz wojskowych na wschodzie strzeże się w „imię demokracji”.

Tej samej demokracji, dla której rewolucje na północy Afryki podszyte są nowymi kontraktami na eksploatację naturalnych bogactw.

„Obyś żył w ciekawych czasach” te stare chińskie powiedzenie, a właściwie dość poważne przekleństwo pasuje jak ulał do tego, że nasz świat stał się bardziej orwellowskiniż był zaledwie kilka lat temu. I dla tego chyba warto było napisać te książkę? Być może nie doskonałą, ale jak napisał jej recenzent: „Pasjonująca książka Kod Władzy jest kluczem do zrozumienia świata, w którym jasne fakty i ich właściwe nazwanie uważa się za spiskowa teorię dziejów lub polityczna niepoprawność. Te są jedynie wypracowanym sposobem ośmieszania zdrowego rozsądku, niczym więcej”. Czy tak jest w rzeczywistości? Osądźcie sami.

„Tajemnica czternastej bramy” jest inną książką niż „Kod”. Z bardziej dynamiczna akcją, z wątkami „nie z tej ziemi”, gdzie fikcja, jak piszą moi czytelnicy, miesza się z prawdą. Jest powieścią odnosząca się bardziej do współczesności niż do historycznych kontekstów. Akcja przenosi bohaterów na tajemniczy, fascynujący zamek w południowej Austrii. Nigdy nie zdobyty, do którego droga prowadzi przez czternaście bram. A w czternastej bramie ukryte jest.. no właśnie… by się dowiedzieć może warto przeczytać książkę, której fragmenty będę publikował w kolejnych odsłonach na stronie blogu. Najtrudniej być sędzią we własnej sprawię a skoro tak to posłużę się jedną z recenzji, zmieszczonej na stronie znanego portalu Merlin.pl:

tośka

Wciągająca, pełna tajemnic, fascynująca (2012-11-27)

Ocena 5 na 5

Do drugiej części bestsellerowego "Kod Władzy" podchodziłam ostrożnie, obawiając się wyczerpania formuły, sztampy, braku pomysłów. Okazało się, że moje obawy były bezzasadne. "Tajemnica 14 bramy" to książka przemyślana, wciągająca, luźno nawiązująca do pierwszej części. Orwellsky zaskakuje kolejny raz - odkrywa przed czytelnikami tajemnice i układy, których istnienie można co prawda podważać, natomiast nie można ich definitywnie wykluczyć. Opierając się o domniemania, relacje, hipotezy konstruuje niezwykle ciekawą opowieść, w której nie istnieje słowo "niemożliwe". Lektura jest niezwykle pobudzająca intelektualnie, skłania do stawiania pytań i delektowania się brakiem odpowiedzi. Zdecydowanie polecam i czekam na kontynuację!


Miejmy nadzieję, że tak faktycznie jest jak pisze anonimowa recenzentka.


Dochodzę do wniosku, że przychodzi czas na trzecią część. Kiedy będzie? Pewnie na święta. Które? Pewnie te wielkanocne. O czym ? No właśnie… Będzie o teoriach brytyjskich służb specjalnych, które twierdzą, że ich agenci mogą zamknąć się w torbie turystycznej od środka i skonać. Będzie o globalnej sieci wywiadu elektronicznego, o Breiviku i jego zagadkowych powiązaniach. Będzie też pewnie o tym jak to się stało, że Prezesem Banku Centralnego Bośni i Hercegowiny nie może być obywatel tego kraju, a może i o tym jak wykończono „tygrysy azjatyckiej gospodarki”. Może kolejna książka odkryje tajemnicę rezygnacji Papieża Ratzingera? W końcu w gabinecie papieża wszystko się w tej historii zaczęło. Co w tym wszystkim jest pewnego? Z pewnością to, że książka jak dwie poprzednie, będzie związana z zamkiem Korzkiew. Miejscem, w którym czasem znajdziecie Orwellsky’ego, piszącego w jednej z jego urokliwych komnat.

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf