wtorek, 30 sierpnia 2011

Gdzie umarł Adolf Hitler?

Czy FBI nie mówi prawdy o prawdziwym miejscu śmierci Adolfa Hitlera informując opinię publiczną, że była to Argentyna? A może celowo wskazuje ten popularny dla migracji hitlerowców kraj, by odwrócić uwagę od prawdziwego miejsca pobytu nazistowskiego przywódcy?

Dla przypomnienia: niedawno świat obiegła informacja na temat ujawnionych przez FBI dokumentów, według których przywódca III Rzeszy dokonał swojego żywota w Argentynie, długo po zakończeniu II Wojny Światowej. 30 kwietnia o świcie wystartował z Tiergarten mały samolot i skierował się do Hamburga. W kabinie miejsce zajęli trzej mężczyźni i kobieta. W konsekwencji z Hamburga, tuż przed zajęciem portu przez Brytyjczyków, wypłynął duży okręt podwodny. Na jego pokładzie rzekomo znajdowały się tajemnicze osoby, a wśród nich była kobieta. Najważniejszym pasażerem mógł być Adolf Hitler, a kobietą jego żona Ewa Braun. Łódź podwodna rzeczywiście skierowała się w stroną Argentyny, tyle tylko, że nigdy do niej nie dotarła. Mogła dopłynąć do Antarktydy, gdzie w komfortowych, wcześniej przygotowanych warunkach, Adolf Hitler mógł dokonać żywota, lub żyć wiele lat otoczony swoimi wiernymi podwładnymi. Co ciekawsze, nikt mu w tym przez kilkadziesiąt lat nie przeszkadzał. Na czym oparty jest ten pogląd? 

Otóż 9 czerwca 1945 roku marszałek Gieorgij Żukow, dowódca wojsk, które zajęły schron pod Kancelarią Rzeszy, stwierdził:

"Nie zidentyfikowaliśmy zwłok Hitlera"

Podobną opinię wyraził w 1952 roku prezydent Dwight D. Eisenhower:

“Nie byliśmy w stanie dotrzeć do nawet skrawka namacalnych dowodów dotyczących śmierci Hitlera. Wielu ludzi wierzy w to, że Hitler uciekł z Berlina”

Nie było to jedyne stwierdzenie, które podważa obowiązujące do tej pory stanowisko dotyczące śmierci przywódcy III Rzeszy. Testy DNA przeprowadzone na udostępnionej przez Rosjan czaszce Adolfa Hitlera wykazały, że szczątki nie należą do przywódcy III Rzeszy. Naukowcy z University of Connecticut doszli do wniosku, że Rosjanie od 1945 roku przechowywali u siebie czaszkę kobiety, która w chwili śmierci miała około 40 lat. Kości są bardzo cienkie, kości męskie są grubsze. A szwy spajające czaszkę wyglądają jak u osoby w wieku poniżej 40. roku życia – skomentował badania archeolog Nick Bellantoni. Wódz III Rzeszy urodził się w 1889 roku. W roku 1945 miał więc 56 lat.

Ewa Braun
Badana czaszka raczej nie należy też do Ewy Braun, wieloletniej towarzyszki Hitlera i jego żony przez ostatnie kilkadziesiąt godzin życia. Co prawda w 1945 roku miała ona 33 lata, jednak otruła się, więc w jej czaszce nie powinno być dziury po kuli. Hitler przez lata przygotowywał podziemne budowle i gromadził zagarnięte z terenu całej Europy bogactwa. Od miesięcy wiedział jak zakończy się II Wojna Światowa. Czy dysponując największym militarnym systemem organizacyjnym postanowiłby strzelić sobie w łeb lub zostać pastuchem w Argentynie? Czy w stwierdzenia FBI mamy wierzyć podobnie jak przez dziesiątki lat w honorowe rozwiązanie? Komu zależy dzisiaj na lansowaniu takich faktów? 

Tajemnica związana z niemiecką wyprawą na Antarktydę podjętą w 1938 rok. Jej dowódcą był kapitan Ritsher. Obecnie wiadomo jedynie, że misja miała charakter militarny. Nie ujawniono jednak, co Niemcy robili w tym niedostępnym miejscu. Być może wiąże się to jakoś z rozkazem admirała Dönitza, który to miał wysłać pod sam koniec wojny do stacjonujących u wybrzeży Antarktydy okrętów podwodnych: "Zostać i kontynuować misję". Rozkaz przesłano otwartym tekstem, lecz nie wiadomo do dziś, o jaką misję chodziło. Co ciekawsze, wszystko wskazuje na to, że ta tajemnicza misja nigdy nie została zakończona i trwa do chwili obecnej. 

Po drugie „baza”. Niezwykła, tajemnicza sprawa upowszechniania przez badaczy spiskowych teorii. Jest bezspornym faktem, że w 1947 roku wysłano w ten rejon ekspedycję marynarki wojennej USA. Dowodził nią admirał Byrd. Kiedy czyta się jego dziennik, ma się wrażenie, że jest to raczej powieść science-fiction. Z zapisków tych wynika, że Amerykanie zauważyli kilka jednostek podwodnych, z którymi nie zdołano nawiązać jakiegokolwiek kontaktu, zaś próba zbliżenia się do nich kończyła się zawsze tak samo – okręty w niewytłumaczalny sposób znikały. To nie koniec, wysłane na ich poszukiwania małe łodzie podwodne w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęły. Nie udało się też nigdy nawiązać łączności z grupą żołnierzy wysłanych do zbadania fragmentu lądu, z którego miały startować tajemnicze obiekty latające. Żaden z nich nigdy nie powrócił. Odebrano jedynie fragment meldunku o odkryciu dziwnych tuneli. Potem zaległa cisza. Podczas misji zaginęło około 100 żołnierzy, jednak ku zdziwieniu dowódcy misji, rząd USA nakazał mu przerwać zadanie i natychmiast opuścić niebezpieczny teren. Los zaginionych do tej pory pozostaje nieznany. 

Już w 1936 roku, a więc na trzy lata przed wybuchem wojny, Hitler wysłał do Ameryki Południowej ludzi z misją specjalną. Ich zadaniem było umocnienie i zorganizowanie miejscowych faszyzujących środowisk, by w przyszłości móc dysponować jak największymi wpływami. Było ich pięciu, byli oczywiście głęboko zakonspirowani, a dla celów misji wyposażono ich w spory kapitał, 20 milionów dolarów w złocie 

Osiem lat później postanowiono zebrać pierwsze plony i sięgnąć po pomoc południowoamerykańskich struktur. W sierpniu 1944 roku po naradzie w Strasburgu zapadła decyzja o rozpoczęciu operacji „Ziemia Ognista”, za którą odpowiedzialny był osobiście Reichsführer Heinrich Himmler. W ciągu zaledwie kilku tygodni oficerowie Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy rozpoczęli załadunek na przygotowane łodzie. Były to dziesiątki zaplombowanych skrzyń, które umieszczono na statkach podwodnych. Umieszczony ładunek zaplombowano i dodatkowo zaminowano, na wypadek gdyby został przejęty przez nieprzyjaciela. 

Pracujący nad jej wyjaśnieniem historycy znają wiele szczegółów, nawet dokumenty. Wiadomo, kiedy nastąpił załadunek i, z dużym przybliżeniem, ile tego było. 2511 kilogramów złota, 87 kg platyny i 4638 karatów brylantów wniesiono na pokład statków podwodnych. Ostatnie wiadomości na ten temat pochodzą z listopada 1944 roku, lecz nie przyczyniają się do rozwiązania zagadki. Nie wiemy, co się stało z konwojem, ale majątek był rzeczywisty i ogromny. Nadal niejednego może skłonić do zainteresowania się tą historią. Dawni poszukiwacze tracili życie, uganiając się za legendarnymi skarbami. A w tym wypadku nie mówimy o mitach. Gdzie dotarł gigantyczny skarb Adolfa Hitlera? Pod strzechę jakiejś chałupy w Argentynie? 

San Carlos de Bariloche
Rzeczywiście Argentyna i cała Ameryka Południowa odegrały istotną rolę w ewakuacji najważniejszych oficjeli III Rzeszy, wbrew jednak temu co twierdzi argentyński dziennikarz Abel Basti, nie było to miejsce, w którym przebywał sam Hitler. Faktycznie, miejscowość San Carlos de Bariloche w Patagonii u podnóża Andów, 1.350 kilometrów na południowy wschód od Buenos Aires, miała szczególne znaczenie dla nazistowskich uciekinierów. Od początków XX wieku była zamieszkana głównie przez Niemców, pozwoliło to wielu osobom nie tylko utrzymać tam wpływy, ale przede wszystkim wmieszać się w lokalną społeczność. Okolica stanowiła także doskonałą przystań dla faktycznych działań daleko na południe. 

Shangri-La Hitlera znajdowało się na obszarze wewnątrz Ziemi Królowej Maud, w Nowej Szwabii. Teren ten jest jak na Antarktydę wyjątkowy, gdyż nie pokrywa go lód. Dzieje się to dzięki ciepłu, jakie daje aktywny w tamtej okolicy wulkan. Dzięki temu już w roku 1940 można było przygotować specjalną bazę, w której w razie niepowodzenia miał schronić się fuhrer wraz z najbardziej zaufanymi członkami SS. 

Nie działo się to zresztą bez wiedzy najważniejszych z państw alianckich, zarówno zwyciężeni jak i zwycięzcy II Wojny Światowej starannie kryją swoje tajemnice. Zwłaszcza te kompromisowe pakty, które negocjowano pod koniec wojny. Wówczas strony wiedziały już kiedy nastąpi koniec i jak on będzie wyglądał. Niemcy sprzedawali swoją skórę, a Alianci ukrywali, co otrzymywali w zamian za spokojne dożycie końca swych dni przez ich niedawnych wrogów. Podobnie jak szwajcarskie żydowskie konta, droga do zrabowanych skarbów i najlepszych technologii otwarła się niczym bajkowy Sezam. 

Jest bezspornym faktem, że naziści wybudowali w krótkim czasie mnóstwo podziemnych obiektów. Do tej pory wiele fragmentów słynnego kompleksu Riese, który powstał na Dolnym Śląsku pozostaje niezbadanych, wiele korytarzy pozostaje zasypanych zaś wejścia do nich zdają się być niedostępne. Co jednak najważniejsze, mimo świadomości ich istnienia oraz wiedzy na temat ich lokalizacji, do dziś niektórych nie odkryto. 

Dlaczego do dziś do nich nie dotarto? Czy odnalezienie podziemnych kompleksów w Polsce podobnie jak tajemniczej bazy na Antarktydzie, miejsca śmierci Adolfa Hitlera, jest niemożliwe? Czy sytuacja jest analogicznie do ukrywanej do dziś zasobności rzeczy znalezionych na zamku w Wewelsburgu w Niemczech

Posłużmy się prostym, przekonywującym przykładem wskazującym jak chroni się tajemnice. 

Praktycznie w tym samym czasie, gdy wysyłano pierwszy transport, w Kolonii rozpoczęto formowanie „Konwoju Führera”. Miał się składać z 35 nieuzbrojonych łodzi podwodnych. Miały one unikać wszelkiego kontaktu z nieprzyjacielem. Załogi skompletowano według pewnego klucza. Marynarze, których wybierano, mieli być stanu wolnego, wybierano przede wszystkim ludzi nie mających żadnych bliskich, z którymi chcieliby utrzymywać kontakty. Na pokładzie mieli się też znaleźć inni pasażerowie. Co najmniej jednej z łodzi nie udało się przedrzeć przez cieśniny duńskie. Jej dowódca Heinz Scheffer milczał. Wydał wprawdzie swoje wspomnienia, ale w tej sprawie dochował tajemnicy. Gdyby miał coś zdradzić, zrobiłby to pewnie podczas przesłuchań. Ale i tak, nie do końca zresztą z własnej woli, pojawił się na scenie w kontekście dawnych wydarzeń.

W latach 80. Jego współtowarzysz kapitan Wilhelm Berhardt brał udział w programach telewizyjnych na temat tajemnic II Wojny Światowej. W ręce zachodnioniemieckiej policji wpadł wysłany przez Scheffera do Berhardta list, w którym były dowódca czynił wyrzuty i przestrzegał przed ujawnianiem tajemnic. Pisał, że lepiej aby wszystko spoczywało na dnie Bałtyku. Sugerował, że ta wiedza nadal mogłaby komuś zaszkodzić. Komu? Czy ludziom, którzy wiedzieli gdzie był wówczas Adolf Hitler?


sobota, 27 sierpnia 2011

Operacja fałszywej flagi

źródło: politicaloutcast
Operacja fałszywej flagi (ang. false flag operation; flase flag; Black Flag) zwana też działaniem fałszywej flagi to tajna operacja prowadzona przez rząd, korporacje lub inne organizacje, mająca na celu wprowadzenie w błąd opinii publicznej poprzez stworzenie wrażenia, że dane działanie zostało dokonane przez innego sprawcę. Nazwa wywodzi się z militarnej koncepcji false colors, czyli operacji wykonanej w obcych (narodowych) barwach. Operacje fałszywej flagi nie są ograniczone do działań wojennych, ale mogą występować również w czasie pokoju. 

Przykłady operacji fałszywej flagi:

Incydent mukdeński (inaczej: incydent mandżurski; incydent 18 września) – 18 września 1931 japońska armia wysadziła w powietrze odcinek należącej do Japonii Kolei Południowomandżurskiej. Odcinek ten nie miał wielkiego znaczenia strategicznego, jednak w pobliżu stacjonował garnizon chińskiej armii rządowej, który został oskarżony o przeprowadzenie ataku. Był to pretekst do aneksji Mandżurii. 

Incydent Gliwicki – będący częścią operacji Himmler, 31 sierpnia 1939 roku przebrani w polskie mundury niemieccy żołnierze dokonali na radiostację znajdującą się w Gliwicach. Dzięki temu niemieckim narodowym socjalistom udało się zmobilizować opinię publiczną do rozpoczęcia wojny i zaatakowania Polski. 

Atak na wioskę Mainila – 26 listopada 1939 roku Związek Radziecki ostrzelał rosyjską wioskę Mainila znajdującą się w pobliżu fińskiej granicy. Był to pretekst do zaatakowania Finlandii cztery dni później. 

Operacja Ajax (w Iranie zwany przewrotem 28 mordada 1332) –akcja przeprowadzona w 1953 roku przeciwko demokratycznie wybranemu premierowi Iranu Mohamedowi Mosaddegh'owi. Przywódca kraju dążył do zmiany warunków umowy na wydobycie ropy naftowej przez koncern BP, który przynosił straty krajowej gospodarce. Operacja polegała na popularyzowaniu w mediach fałszywej informacji jakoby ataki na domy przywódców religijnych, za którymi w rzeczywistości stały MI5 i CIA, były sprawką osób związanych z premierem. Następnie sprowokowano zamieszki, które doprowadziły do śmierci kilkuset osób i ustąpienia premiera. 

Operacja Northwoods – zaplanowana w 1962, lecz nigdy nie zrealizowana operacja CIA mająca na celu przeprowadzenie szeregu ataków terrorystycznych, takich jak porwanie lub zestrzelenie cywilnych bądź wojskowych samolotów, zatopienie amerykańskiego okrętu w pobliżu Kuby, spalenie plonów, zatopienie łodzi z kubańskimi uciekinierami, w końcu zniszczeń w infrastrukturze wojskowej przeprowadzonych rzekomo przez kubańskie lotnictwo. Operacje te miały na celu obwinienie władz na Kubie o wspieranie terroryzmu i sprowokowanie ataku na wyspę w celu obalenia komunistycznego rządu. Operacja nie doszła do skutku, gdyż została odrzucona przez prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego. 

Projekt Gladio (ang. operation Gladio, wł. Organizzazione Gladio) – nieoficjalna nazwa operacji finansowanych przez CIA a mających na celu podtrzymywanie antykomunistycznych nastrojów i obaw przez Układem Warszawskim na terenie Europy Zachodniej. Przeprowadzano je od 1959 roku. Operacje polegały na prowokacjach dokonywanych przez tajny sił NATO poprzebieranych za terrorystów, którzy dokonywali prowokacji i zamachów bombowych praktycznie na całym świecie. 

Dokument BBC na temat Projektu Gladio:

Powyższe operacje fałszywej flagi zostały udokumentowane po ujawnieniu dotyczących ich dokumentów. Istnieje wiele współczesnych wydarzeń, do których istnieją podejrzenia, że są również działaniami tej kategorii. Zostaną one opisane wkrótce. 



Na podstawie: 




http://www.iluminaci.pl/iluminaci/opercje-tajnych-organizacji-pod-faszywa-flaga

http://www.truthmove.org/content/false-flag-operations/

czwartek, 25 sierpnia 2011

Niewinny! Ale czy to koniec skandalu?

A nie mówiłem? Kilka miesięcy temu pisałem o tym, że całe zamieszanie z oskarżeniami wobec Dominique'a Strauss-Kahna to sprawa grubymi nićmi szyta i najpewniej został on wrobiony. Oczywiście media nie przejmują się czymś takim jak zasada domniemanej niewinności i prawie od razu wiedziały, że jest winien, co zapewne skutecznie wyeliminowało go z politycznego mainstreamu. 

Działania dyskredytowania niewygodnych polityków przy pomocy oskarżeń o nadużycia seksualne to stara i sprawdzona metoda. Stosowano je już na przełomie XVIII i XIX wieku jak to miało miejsce w przypadku trzeciego prezydenta USA, Thomasa Jeffersona, który przez publicystę Jamesa Callendera oskarżony został o spłodzenie nieślubnych dzieci z własną niewolnicą. 

Podejrzenia o molestowanie seksualne były przecież jedną z przyczyn upadku Andrzeja Leppera, który uchodził za postać dla wielu wpływowych osób niebezpieczną. Przypomnę choćby jego wyśmiewaną przez media wypowiedź o talibach w Klewkach, która po latach okazała się prawdziwą po tym, gdy ujawniono aferę o tajnych więzieniach CIA. Stare Kiejkuty, gdzie ma znajdować się tajemnicza baza, są zaledwie 50 km od Klewek: 

Lepper wiedział o wiele więcej, co dokładnie nie będzie nam jednak dane się dowiedzieć. 

Sprawa Strauss-Kahna z pozoru wydaje się być inna, nie był on przecież typem trybuna ludowego, który wszedł do parlamentu na fali masowych protestów. Z drugiej jednak strony kiedy w wywiadzie dla „Libération” został zapytany o największe trudności, jakim będzie musiał stawić czoła jako kandydat na prezydenta stwierdził: „Forsa, kobiety i moja żydowskość” (Strauss-Kahn pochodzi z rodziny aszkenazyjskich Żydów). Do wyborów we Francji jeszcze daleko, ale jak się okazało miał rację. Wybory we Francji nie były zresztą jedynym powodem, dla którego chciano go skompromitować (napisałem o tym już wcześniej – link) albo przynajmniej odsunąć od władzy w MFW. W końcu jako ideowy socjalista od początku objęcia stanowiska dążył do reformy Funduszu, a przede wszystkim był wrogiem bailoutów, które miały poprawić sytuację bankowego establishmentu kosztem najuboższych. 

Podobnych skandali z politykami i osobami publicznymi w roli głównej nie brakuje. Wkrótce po tym gdy wybuchła afera ze Strauss-Kahnem, do dymisji podał się George Tron- francuski sekretarz stanu ds. administracji, również oskarżony o molestowanie. Jesienią 2009 roku na Ukrainie wybuchł skandal, gdy ujawniono informację, że grupa tamtejszych polityków napastowała dzieci przebywające na obozie nad Morzem Czarnym. Dyskredytowanie przeciwnika za pomocą piętnowania jego zachowań seksualnych bywa świetnym narzędziem do eliminowania przeciwników politycznych.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Wikileaks - wielkie kłamstwo

Logo Wikileaks
źródło: Wikipedia
Portal Wikileaks podobnie jak jego założyciel Julian Assange w ciągu ostatniego roku wywołał wiele zamieszania, stając się swoistą ikoną walki o wolność słowa. Czy tak jest jednak naprawdę? Przyglądam się temu serwisowi od jakiegoś czasu i wszystko wskazuje na to, że między deklaracjami a faktami jest wyraźny rozdźwięk. W efekcie bowiem, wbrew deklaracjom, Wikileaks inspiruje ograniczanie wolności. 


Julian Assange 

Postać równie kontrowersyjna co tajemnicza. On sam nie chce podobno ujawniać informacji o sobie ze względów bezpieczeństwa. Można to zrozumieć, jednak to co przedostaje się na zewnątrz, daje do myślenia. Przede wszystkim informacja o jego związkach z kościołem scjentologicznym, z którym rzekomo zerwał. Wikileaks to nie tylko Assange, ale także kilku hackerów, którymi dziwnym trafem nikt się nie interesuje, którzy nie brylują w mediach. Gdyby zadać pytanie o rzeczy naprawdę niewygodne dla establishmentu to okazałoby się, że jego poglądy nie odbiegają od popularnych opinii prezentowanych w tzw. mainstreamie, bagatelizujących choćby zupełnie spotkania grupy Bilderberg. 

Wiele niejasności budzi pytanie: kto finansuje Assange'a. Jego działalność, chociażby codzienne przenosiny z hotelu do hotelu i zmiany numeru telefonu, kosztują. Co prawda deklaratywnie, portal jest utrzymywany z dobrowolnych środków, ale czy ktoś widział rozliczenie owej dobrowolności? 

Prawnikiem, który reprezentuje problemy firmy przed brytyjskim sądem jest Mark Stephens, znany londyński adwokat, który zasłynął w wielu spektakularnych sprawach (m.in. broniąc Greenpeace, występując przeciwko McDonalds i Royal Dutch Shell, ale też broniąc Wall Street Journala, ostatnio zaś reprezentując Charlesa Dawkinsa w procesie przeciwko Benedyktowi XVI), kojarzony on jest też ze znanym finansistą George'm Sorosem. Stephens niejednokrotnie reprezentował swoich klientów za darmo, zapewne więc podobnie ma się z jego pomocą dla Assange'a, niemniej jednak czy wszyscy „bojownicy o wolność słowa” są tak samo wspierani? Czy sama Wikileaks rzuca się w obronie ciemiężonych obrońców wolności? 


„Wikiprzecieki” 

Datę powstania Wikileaks można znaleźć na Wikipedii i na dziesiątkach innych stron internetowych, gdyby się jednak zastanowić od kiedy słyszy się o portalu to pojawia się poważny zgrzyt. Wygląda na to, że od niedawna. Tak naprawdę o portalu większość osób usłyszała dopiero w zeszłym roku, po tym jak media rozpowszechniły rzekomy skandal jaki wybuchł po publikacji przez Wikileaks filmu z Iraku, gdzie podczas ataku śmigłowca Apache ginie dwóch irackich pracowników agencji Reuters. 

Inna ciekawostka - były współpracownik Assange'a, Daniel Domsheit-Berg, uruchomił w kwietniu 2011 roku nowy serwis Openleaks, który ma być platformą do wolnego zamieszczania na nich różnego rodzaju przecieków pochodzących z najróżniejszych źródeł. Czym to się ma różnić od Wikileaks? Przede wszystkim tym, że to jest prawdziwa forma portalu, który w grudniu 2009 roku przez pewien czas przestał funkcjonować, po czym powrócił w nowej formie, gdzie dane są „weryfikowane” przez zespół Wikileaks a dopiero później umieszczane na serwerach. Wcześniej informacje były weryfikowane przez samych czytelników. Czy to buduje deklarowaną wolność wypowiedzi? 


Niezwykły dostęp do największych mediów na świecie 

W tej kwestii krytyka wszystkich tak zwanych tropicieli teorii spiskowych i przedstawicieli mediów alternatywnych z pewnością jest uzasadniona, nawet gdy jest wywołana zazdrością. W końcu dla wielu lata wytężonej pracy, poszukiwań i żmudnego zbierania dokumentacji dają co najwyżej etykietę Syzyfa – wariata albo Don Kichota walczącego z wiatrakami. Czyż nie z cudem graniczy, gdy zupełnie nieznany „hacker” reprezentującym niszowy portal, bez najmniejszego problemu przebija się do największych koncernów medialnych? 

Znana austriacka dziennikarka Jane Bugermeister trafnie zauważyła, że w czasie „gdy niemieccy dziennikarze, tacy jak Harald Schumann podają, że magazyny takie jak Der Spiegel cenzurują jego artykuły dotyczące przestępstw finansowych i cenzura jest powszechną praktyką, twarz Assange'a widoczna jest na głównej stronie internetowej Spiegla jako bojownika w walce o wolność słowa”. 

Sam Assange nigdy nie traci okazji by nie udzielić wywiadu, porozmawiać z mediami. Brak już tylko koszulek z wizerunkiem szczupłego siwowłosego bojownika o wolność słowa. Liczba wywiadów i uwaga jaką poświęcają twórcy Wikileaks media stawiają go już na półkach wśród najpopularniejszych celebrytów. Mając takie poparcie można zdobywać świat, zastanówmy się kto i dla czego stoi za Wikileaks? 


Bliskowschodnia rewolucja - przykład 1 

Zapalnikiem bliskowschodnich rewolucji, szczególnie tych w północnej Afryce (Tunezja, Egipt) były informacje opublikowane przez Wikileaks na temat korupcji lokalnych przywódców. Doprowadziły one do protestów, a w efekcie do opuszczenia przez Ben Alego Tunezji i ucieczki Hosniego Mubaraka z Egiptu. Kraje te nie należały zapewne do najzacieklejszych przeciwników USA czy Izraela, jednak już trakcie rewolucji do kraju przybywały osoby nie mające z samym Egiptem wiele wspólnego, lecz szczególnie aktywne na arenie międzynarodowej, takie jak Mohammed ElBaradei. W efekcie demokratyzacji na horyzoncie nie widać, a jedynym rezultatem jest to, że kraje te stały się de facto zależne od państw Zachodu. 


Czip dla każdego Europejczyka – przykład 2 

Zadziwiająca koincydencja miała miejsce również w przypadku publikacji zeznań świadków przetrzymywanych w bazie w Guantanamo. Zostały one ujawnione mniej więcej na tydzień przed rzekomym zabiciem Osamy bin Ladena i zawierały one między innymi zapowiedź zamachów w Europie w przypadku śmierci przywódcy Al-Kaidy. Informacje te stanowią przede wszystkim pretekst do zaostrzenia kontroli na terenie pogrążonej w kryzysie Unii Europejskiej. W efekcie to krok do masowej, ale jak bardzo „uzasadnionej” inwigilacji Europejczyków. 


Nuklearne domino - przykład 3 

Wall Street Journal powołując się na Wikileaks napisał: 

„Tuż po tym jak Amerykanie wycofali się z projektu tarczy antyrakietowej i po finale rozmów Waszyngton - Moskwa o układzie rozbrojeniowym, Rosja umieściła w obwodzie kaliningradzkim głowice nuklearne” 

W efekcie, Wikileaks za pośrednictwem jednej z najbardziej opiniotwórczych gazet świata, inspiruje upowszechnienie informacji, która wzmacnia dotychczasowe zależności w jakich tkwi Polska. 

Pozornie rzetelna informacja działa przeciw deklarowanej wolności. 


Istotność informacji 

Ostatnim punktem, który również wskazuje na to, że Wikileaks i Julian Assange nie są tymi na których się ich kreuje jest fakt, że ich działalność nie wniosła prawie nic czego by bardziej dociekliwi badacze już nie wiedzieli. W zasadzie są to jedynie szczegóły, dodatki do informacji o których pisano już wcześniej. 

Argumentów jest wiele, ja pozwolę sobie przytoczyć te, które podał George Friedman (STRATFOR): 

„Każdego kto był blisko toczących się walk lub kto czytał historie z czasów II Wojny Światowej, uderzy nie fakt obecności zbrodni wojennych, lecz to, że wśród dokumentów na ten temat udostępnianych na serwerach Wikileaks jest ich tak mało. Wojna to kontrolowana przemoc i gdy kontrola zawiedzie – jak to bez wątpienia się zdarza – pojawiają się niekontrolowane i potencjalnie zbrodnicze działania. Tymczasem, przypadki opublikowane przez Wikileaks z takimi fanfarami wokół całej sprawy wcale jasno nie pokazują przestępczych działań amerykańskich żołnierzy tam bardzo jak to ma miejsce w przypadku konsekwencji ze strony powstańców, którzy łamią Konwencję Genewską”. 

(...)„Podobnie jest z przeciekami dyplomatycznymi. Niewiele z ujawnionych informacji było nieznanych poinformowanemu obserwatorowi. Na przykład, każdy kto czyta poważne analizy wie, że nie tylko Izraelczycy, ale także Saudowie byli szczególnie zaniepokojeni siłą Iranu i naciskali na Stany Zjednoczone by te zrobiły coś w tej sprawie. Podczas gdy media traktowały to jako znaczącą wiadomość, w istocie wymagało to głębokiej nieznajomości geopolityki Zatoki Perskiej by traktować amerykańskie noty dyplomatyczne na ten temat za zaskakujące”. 


Podsumowanie 

Kończąc, organizacja która postuluje wprowadzenie pełnej transparentności w stosunkach międzynarodowych co, nie oszukujmy się, jest zupełnie niewykonalne, sama pozostaje niezwykle tajemniczą. Do tego zamiast zajmować się informacjami, prowadzi przede wszystkim propagandę, pytanie tylko na rzecz kogo? 

Otwieram dziś inwentaryzację przykładów działania Wikileaks i Julian Assange, które niewiele mają wspólnego z jego deklarowaną, jakże szlachetną misją - obroną wolności.

Zobacz także:


niedziela, 21 sierpnia 2011

Irański tyran

Irański generał Mohammed-Reza Naqdi, dowódca paramilitarnych jednostek Basidż, które znane są z wierności „islamskiej rewolucji” stwierdził kilka dni temu, że jego oddziały są gotowe by wyruszyć do Wielkiej Brytanii i pomóc w przywrócenia porządku w kraju. Chociaż możemy te słowa traktować jako nic więcej jak tylko chwyt propagandowy, to jednak warto przy tej okazji przyjrzeć się kim jest autor wspomnianej deklaracji. 

Mohammed-Reza Naqdi, zwany „Tyranem z Kampusu”, urodził się w Iraku w rodzinie perskiego pochodzenia . Po wybuchu zainspirowanej przez ajatollaha Chomeiniego islamskiej rewolucji, wielu podobnych mu obywateli Iraku rządzący krajem Saddam Husajn potraktował jako potencjalnych szpiegów i zmusił ich do emigracji. Po przyjeździe do Iranu Naqdi zamieszkał w kurdyjskim mieście na północnym wschodzie kraju. Równocześnie wstąpił on w szeregi organizacji Badr, zbrojnego skrzydła Najwyższej Rady Islamskiej Rewolucji w Iraku, która skupiała irackich przesiedleńców walczących po stronie Iranu w trwającej wiele lat wojnie między tymi państwami. W organizacji zrobił imponującą karierę, po kilku latach udało mu się zostać szefem Wywiadu Najwyższej Rady (Supreme Council Intelligence). Od początku jednak jego osoba budziła wiele podejrzeń, już w momencie gdy wstępował do Badr, wywiad był informowany o jego rzekomej współpracy z irackimi służbami. Został też w pewnym momencie aresztowany z powodu jego po jego codziennych wyjazdów poza miasto. Jak się okazało były one związane z tym, że sam siebie poddawał torturom, między innymi poprzez podpalanie palców i stóp. Jak przyznał w czasie przesłuchania, robił to aby móc wytrzymać wszelkiego rodzaju tortury w sytuacji, gdyby został schwytany przez wojska Saddama Husajna. Wypuszczony kilka miesięcy później nie wrócił już do wywiadu zajmując stanowisko oficera logistyki i pełniąc tę funkcję aż do zakończenia wojny iracko-irańskiej. 

Po wojnie został przeniesiony do zadań poza krajem, między innymi w Bośni i Libanie, gdzie szkolił młodych muzułmanów w sztuce wywiadu. Gdy wrócił do Teheranu, by udowodnił swoją lojalność rozkazano mu zabić własnego kuzyna, który przeszedł do opozycji. Zadanie zostało wykonane a Naqdiego awansowano do stopnia generała brygady, gdzie ponownie objął stanowisko szefa wywiadu, tym razem Strażników Rewolucji. 

Pełniąc tę funkcję zasłynął jako okrutny i bezwzględny dowódca obozu, w którym przesłuchiwano między innymi byłego burmistrza stolicy i reformatora, Gholama Hosseina Cirbeschiego. Informacje o wymyślnych torturach stosowanych w obozie przedostały się do irańskiej opinii publicznej wywołując szeroką debatę na temat traktowania więźniów. Samego Naqdiego przed przesłuchaniami uratował prezydent Mohammed Chatami, który przeniósł go do na inne stanowisko. 

Nie był to jednak koniec oskarżeń. Był on również podejrzany o udział w brutalnym stłumieniu studenckich protestów w Teheranie w 1999 roku. Co więcej, w maju tego samego roku Amnesty International podała, że wraz z dziesięcioma swoimi podwładnymi postawiony został przed sądem. Postawiono mu zarzuty torturowania wpływowych członków opozycyjnej partii byłego prezydenta Akbara Hashemi Rafsandżaniego, jak również nieuzasadnionych aresztowań i stosowania tortur. Po raz kolejny został uniewinniony. 

W 2009 roku już jako przywódca organizacji Basidż brutalnie spacyfikował protesty jakie wybuchły w związku z wyborami prezydenckimi, w których zwycięstwo odniósł po raz kolejny Mahmud Ahmadinedżad. 

W lutym 2011 roku oskarżył autorów trwających wówczas protestów w Teheranie o działanie z inspiracji USA, zaś kilka miesięcy później przyznał, że dzięki nowoczesnym technologiom islamska rewolucja przeniesie się na inne kraje. Przyznał on wówczas, że tworzy nową gałąź rządzonej przez niego organizacji Basidż, która składać się będzie głównie ze specjalistów od nowych technologii, którzy wdrażać mają nowe techniki komunikacji i transferu informacji. 

Naqdi to przykład historii człowieka, którego nazwisko rzadko pojawia się na pierwszych stronach gazet, jednak posiada on władzę i wpływy, które wykraczają daleko poza pełnione przez niego stanowisko.

piątek, 19 sierpnia 2011

Skąd pochodzą izraelscy zamachowcy?

Seria ataków jakie miały wczoraj miejsce w Izraelu a którego ofiarami byli przede wszystkim izraelscy żołnierze jednoznacznie zostały skomentowane jako ataki ze strony Palestyńczyków ze Strefy Gazy. Chociaż działy się one w pobliżu granicy egipskiej do tej pory nie pojawiły się podejrzenia, że równie dobrze mogą być to Egipcjanie. Trochę to dziwne, bo w myśl zasady „lepszy stary wróg, niż nowy przyjaciel” w rzeczywistości nie jesteśmy w stanie przewidzieć jakie ma plany i do jakich zachować zdolne są egipskie władze po wygnaniu Hosniego Mubaraka. 

Istnieje oczywiście możliwość, że nie byli to ani Palestyńczycy ani Egipcjanie, w takim razie kto? W liście do Mazziniego z 1871 roku Albert Pike napisał: 

„Wojna musi zostać przeprowadzona w taki sposób, że Islam (muzułmański świat arabski) i polityczny syjonizm (Państwo Izrael) nawzajem się zniszczą” 

Czyżby więc była to zewnętrzna prowokacja? Tego nie wiemy, bo oczywiście wszystkich zamachowców profilaktycznie zabito, a ich zwłoki zostaną zapewne, podobnie jak ciało Bin Ladena, wrzucone do morza.

środa, 17 sierpnia 2011

Libia – wojna dyktatora

15 sierpnia po raz pierwszy od dłuższego czasu Libijczycy mogli usłyszeć w radiu głos Muammara Kaddafiego. Libijski przywódca wzywał swoich obywateli do zbrojnej walki, która miałaby uwolnić kraj od „zdrajców i NATO”. Chociaż wkrótce minie pół roku odkąd wojska natowskie rozpoczęły operację „Odyssey Dawn”, dyktator zgodnie z swoją zapowiedzią nie planuje się poddać i chce walczyć do samego końca. Końca czego? Czy Libia ma jakieś szczególne znaczenie? Co posiada, skoro potrafi zmobilizować armię nowocześnie wyposażonych żołnierzy? Dlaczego kraje zachodniej cywilizacji porozumiały się tak szybko? Czy w tej samej Afryce nie giną miliony ludzi, którymi nikt się nie interesuje? Dlaczego dla jednych organizuje się dobroczynne muzyczne koncerty, a dla drugich wydaje miliony dolarów na zrzucane bomby? Jaka jest na tym tle historia człowieka, którego los śledzi cały świat? 

Zaraz po Fidelu 

Po rezygnacji z urzędu Fidela Castro stał się najdłużej rządzącą nie koronowaną głową na świecie. Równocześnie jednak nigdy nie pełnił funkcji prezydenta ani premiera, tytułując się przywódcą rewolucji i twardo utrzymując, że władza w Libii należy do ludu. Zaczynał jako rewolucjonista, by wkrótce stać się finansującym zamachy bombowe terrorystą, z czasem jednak podstawiony pod ścianą zdawałoby się spotulniał. Był gościem prezydentów i premierów najważniejszych światowych potęg. 

Muammar Kaddafi przez wiele lat był politykiem wspierającym terroryzm. To właśnie jemu po trwającym trzy lata procesie udowodniono odpowiedzialność za sfinansowanie ataków, które zakończyły się między innymi katastrofą amerykańskiego samolotu linii Pan Am w Lockerbee w południowej Szkocji, w 1988 rok. Wsparcie dla terrorystów oficjalnie skończyło się w momencie, gdy na Libię nałożono embargo, które przyczyniło się do destabilizacji kraju. Nie doprowadziło to jednak do obalenia Kaddafiego. Ten po kilku latach złagodził kurs, wypłacił ogromne odszkodowania a także, co zapewne okazało się decydującym czynnikiem, otworzył krajowy rynek dla zachodnich firm. Dyktator w swej intencji, postanowił kupić sobie ułaskawienie i stał się postacią jeśli nawet nie akceptowaną, to na pewno tolerowaną na arenie międzynarodowej. Uchodził za znanego z porywczego charakteru ekscentryka, który podczas zagranicznej wizyty nigdy nie spał w budynkach, każąc sobie rozbić beduiński namiot na hotelowym trawniku. Istotę jego charakteru idealnie oddawał skandal do jakiego doszło kilka lat temu, gdy jego syna aresztowała szwajcarska policja za znęcanie się nad służbą. Kaddafi natychmiast nakazał wszystkim szwajcarskim firmom opuścić Libię, zaś na forum międzynarodowym wysunął postulat rozbioru Szwajcarii. Mimo tych wybryków był tolerowany, szczególną sympatią zaś ciesząc się ze strony premiera Włoch, Sylvio Berlusconiego. 

Kaddafi dobrze zagospodarował pieniądze uzyskane ze sprzedaży ropy. Libia to ubogi, pustynny kraj, w którym zbudowano infrastrukturę, w tym szpitale i szkoły. W przeciwieństwie do sąsiadów ma relatywnie niski stopień analfabetyzmu, a do tego niewielu Libijczyków decydowało się na emigrację. 

Dzień Gniewu i Al-Kaida 

Pod hasłem demokratyzacji krajów islamskich amerykańscy analitycy stworzyli koncepcję „Wielkiego Bliskiego Wschodu”. Idea ta, by zostać zrealizowana, wymaga usunięcia ze swoich stanowisk części lokalnych przywódców. W związku z powyższym ciężko uwierzyć, że tak zwana „Arabska Wiosna” była spontanicznym i oddolnym ruchem zmęczonych ponurą dyktaturą ludzi. Podobnie jak podczas „rewolucji” w Serbii, Kijowie czy Gruzji osoby, które inspirowały ruch, przeszły wcześniej szkolenia w amerykańskich organizacjach pozarządowych. Wydarzenia, które miały miejsce w 2011 różniły się jedynie tym, że protestujący wykorzystali w pełni nowoczesne środki komunikacji takie jak Facebook czy Twitter. 

Gdy obalono dotychczasową władzę w Tunezji i Egipcie wydawało się, że przyszedł czas na Libię, tu jednak, jak się okazało sprawa nie była taka prosta. 

Zastanawia fakt, że w wywiadzie jakiego udzielił 28 lutego dla BBC, Kaddafi twierdził, że za wszystkimi rewolucjami w krajach arabskich stoi Al-Kaida. Słowa te potwierdził w komunikacie z 15 sierpnia, kiedy ogłosił, że rebelianci są jej agentami. Al-Kaida działająca na rzecz USA? Gdy ktoś jest przyzwyczajony do tego co słyszy w głównych mass mediach, może się zdziwić, gdyż oficjalnie organizacja ta pozostaje w otwartym konflikcie z krajami Zachodu. W rzeczywistości wielu analityków od lat wskazuje na to, że zarówno Al-Kaida jak i jej słynny nieżyjący już podobno lider, Osama Bin Laden od początku znajdowali się pod kontrolą CIA

Słowa Kaddafiego o wpływach Al-Kaidy w Bengazi i okolicach potwierdzić może fakt, że wschodnia część kraju od lat była ośrodkiem, w którym Al-Kaida rekrutowała największą ilość zamachowców-samobójców, to również tam uciekli przywódcy syryjskiej rebelii po jej brutalnym stłumieniu przez wojska prezydenta Assada. 

Leżące na wschodzie Bengazi, miasto w którym wybuchły pierwsze protesty, a następnie skoncentrował się ruch rebeliantów przeciwko władzy Kaddafiego, jest istotne jeszcze z jednego powodu. W mieście tym znajduje się najwięcej zagranicznych koncernów naftowych, które uzyskały dostęp do libijskiej gospodarki po pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej. 

Niejasną pozostaje kwestia wyposażenia rebeliantów. Już tydzień po rozpoczęciu zamieszek okazało się, że byli oni uzbrojeni w stopniu, który pozwalał pokonać regularną libijską armię. Czy byli również wyszkoleni? Kiedy zaś 19 marca 2011 rozpoczęła się operacja „Świt Odysei” w wielu miejscach przebijały się informacje o tym, że pomoc Zachodu dla rebeliantów nie polega jedynie na bombardowaniu obiektów rządowych, ale też przysyłaniu im uzbrojenia. Generał Abdul Fattah Younis, były minister w rządzie Kaddafiego i przywódca wojsk rebelianckich, przed swoją tajemniczą śmiercią 28 lipca przyznał, że otrzymują oni dostawy uzbrojenia ze strony „przyjaciół”, których tożsamości nie chciał jednak wyjawić. Równocześnie jednak Wielka Brytania przyznała, że wysyła do Libii ok.1000 kompletów pancerzy dla piechoty. 

Przyczyny wojny – spiskowa teoria? 

Kiedy uwzględnimy fakt, że Kaddafi cieszył się względnym poparciem wśród swoich obywateli a do tego rewolucje były inspirowane z zewnątrz to warto zadać sobie pytanie co kierowało USA, Wielką Brytanią i Francją by wziąć udział w ataku na Libię? Od kilku miesięcy oficjalnie podaje się co najmniej kilka powodów. 

Wiele szumu wywołała informacja, która pojawiła się w sieci już po rozpoczęciu wojny domowej w Libii. Podawano w niej, że kraj ten był w trakcie realizowania ogromnej inwestycji w postaci systemu nawadniającego, który przy pomocy wielkich pomp i rurociągów miał dostarczać cenną wodę z podziemnych źródeł znajdujących się pod Saharą. Kraj ten, chociaż bogaty w ropę naftową, dotyka ciągły deficyt w zasobach wodnych i żywności. To między innymi z tego powodu embargo nałożone na Libię w latach 90-tych było dla wszystkich tak bolesne. Działania rządu mające na celu wykorzystanie podziemnych źródeł wody i stworzenie potężnych rurociągów mogących nawodnić pola uprawne sprawiłyby, że ten liczący blisko 7 milionów obywateli kraj stałby się w dużym stopniu samowystarczalny. To mogło zaniepokoić zachodnie potęgi, które obawiały się powrotu Libii do wspierania terroryzmu, ale mogło również oznaczać, że Kaddafi jeszcze śmielej prowadziłby politykę zupełnie niezależną od wielkich mocarstw. 

Kolejnym czynnikiem, który wpływał na niezależność Libii był fakt, że dzięki dodatniemu bilansowi handlowemu kraj ten nie tylko był jednym z najmniej zadłużonych państw świata, ale też posiadał znaczące rezerwy złota. Nie bez powodu jedną z pierwszych decyzji zbuntowanego rządu w Bengazi było utworzenie własnego banku centralnego. Dla bankrutujących i zadłużonych ponad wszelkie granice państw zachodnich zasobny w ropę kraj, którego mogliby się stać wierzycielami, a przynajmniej mogliby handlować bez oglądania się na zachcianki dyktatora, mógł być bardzo atrakcyjnym kąskiem. 

Mamy więc wodę, złoto, rynki zbytu oraz ropę naftową. Wszystkie te czynniki mają jeden wspólny mianownik, którym jest niezależność. W momencie kiedy większość poddających się globalizacji krajów bez oporów przyjmowało narzucone im odgórnie reguły gry, Libia była jednym z nielicznych, które chciały grać po swojemu. 

Co widać i czego nie widać 

Decyzja o rozpoczęciu operacji „Odyssey Dawn” nastąpiła niebywale szybko. Zważywszy problemy w jakich znajdują się obecnie zachodnie mocarstwa, ich przywódcy powinni się dwa razy zastanowić, zanim podejmą decyzję o rozpoczęciu kolejnej kosztownej wojny. Tak jednak nie było. Same naciski dyplomatyczne trwały wyjątkowo krótko, zaś sam Barack Obama milczał w tej kwestii przez 6 dni zanim zajął stanowisko. Co robił i z kim rozmawiał w tym czasie? 

Wojna trwa. Momentami do mediów przedostają się niepokojące doniesienia również na temat działalności wojsk powstańczych, tak jak te z 20 lipca, kiedy to Daily Telegraph poinformował o znalezieniu bezgłowych ciał w libijskich mundurach. Ciała były ukryte w zbiorniku z wodą skutecznie ją zanieczyszczając. Równocześnie gazeta poinformowała o doszczętnie zniszczonych miasteczkach zamieszkiwanych przez plemiona, które popierały Kaddafiego. 

Jaka przyszłość? 

Kaddafi, ten blisko siedemdziesięcioletni dziś polityk jest jedną z najbarwniejszych i najbardziej kontrowersyjnych postaci drugiej połowy XX wieku. Przez ponad 40 lat twardą ręką rządził swoim państwem i do niedawna można było sądzić, że po jego śmierci Libia pogrąży się w chaosie wojny domowej, w której libijskie plemiona zaczną walkę o sukcesję po zmarłym dyktatorze. Okazało się jednak, że do wojny doszło jeszcze za jego życia. Tyle tylko, iż rodzime plemiona odegrały w niej wtórną rolę. 

Wojna w Iraku była wojną o ropę, Afganistan to kontrola nad produkcją narkotyków. Co daje kontrola Libii? Bogaty w ropę, mający pod powierzchnią pustyni ogromne zasoby wody, w końcu położony blisko wybrzeży Europy – to wszystko sprawia, że Libia nie zostanie pozostawiona samej sobie. W najgorszym dla „obrońców demokracji” wariancie zapewne kraj zostanie podzielony na dwie strefy wpływu, pozostające podobnie jak Korea w stanie ciągłej zimnej wojny. Największe zasoby ropy naftowej znajdują się w końcu na wschodzie kraju. Co by jednak nie napisano o wojnie dyktatora, świat nigdy nie zapomni twarzy rodzin ofiar katastrofy w Lockerbee.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Londyn w ogniu

Prawie dwadzieścia lat temu po pobiciu Rodneya Kinga policja nie była przez dłuższy czas w stanie opanować zamieszek jakie wybuchły w Los Angeles. W połowie minionej dekady przedmieścia Paryża i Lyonu były terroryzowane przez grupy młodych zbuntowanych ludzi, którzy poprzez kradzież, rozbój i podpalenia chceli rzekomo wyrazić swoje niezadowolenie. Dziś, w wyniku śmierci dwudziestodziewięcioletniego Marka Duggana Londyn terroryzowany jest przez świetnie zorganizowane za pomocą Facebooka i Twittera grupki młodych ludzi, którzy organizują zamieszki w coraz to nowych dzielnicach. Co gorsza konflikt przenosi się na kolejne miasta. 


Wokół zamieszek narosło i zapewne narośnie jeszcze wiele mitów. Nie bądźmy naiwni, w przypadku tego co dzieje się w Anglii nie działają proste schematy. Mamy do czynienia z czymś nowym, nie tylko z powodu wykorzystania internetu i telefonów komórkowych, które przecież całkiem niedawno tak sprawnie pomogły rewolucjonistom w Egipcie. Nie można też zakładać, że tak jak to miało miejsce we Francji, ludzie którzy sprawili, że ulice Ealing, Totenham czy Camden wyglądają jak dzielnice Bagdadu to tylko imigranci lub ich potomkowie. Można wśród nich spotkać rodowitych Anglików, którzy tak jak pozostali kradną, podpalają i walczą z policją. Nie możemy też przyjąć, że ludzie, którzy rabują sklepy, szczególnie te z biżuterią i elektroniką robią to z jakiegoś motywowanego ideologią powodu. Najważniejszym dla nich jest to, aby skorzystać na całym zamieszaniu, wielu robi to, bo tak robią ich znajomi. Tam zaś gdzie działa logika tłumu nie ma miejsca na myślenie. 

Ciężko stwierdzić jak to się skończy, według mnie może to być dopiero początek. Na pewno jako główne źródło problemów przedstawiony zostanie problem z asymilacją tak ogromnej liczby imigrantów. Co więcej, przypomnijmy sobie, że wszystko dzieje się zaledwie dwa tygodnie po zamachach w Norwegii, gdzie głównym motywem zamachowca była właśnie sprzyjająca imigracji polityka rządzącej partii. 

Zamieszki na ulicach Anglii i Grecji, protesty w Hiszpanii, fale imigrantów na włoskim wybrzeżu, powracający i jeszcze poważniejszy kryzys finansowy. Czy to pierwsze sygnały kończącej się ery ładu społecznego? To, co najczęściej czytamy dziś w prasie lub słyszymy w radiu i telewizji to: kryzys, bunt, niezadowolenie, bankructwo, zamieszki, bezrobocie, niepokój, konflikt. Może być to zbieg okoliczności, ale kto wie czy nie jest to kolejny krok w realizacji planu nadrzędnego, zniszczenia Europy jaką znamy.

Zobacz także:



wtorek, 9 sierpnia 2011

Tajemnica U-534 – tajna broń Adolfa Hitlera

5 maja 1945 roku, tuż przed kapitulacją Niemiec, z kopenhaskiego portu w odpłynął w kierunku północnym ostatni z floty należących do III Rzeszy U-bootów. Już kilkanaście godzin po wypłynięciu dowodzony przez Kapitänleutnanta Herberta Nollaua U-534 natknął się na patrol brytyjskich samolotów wyspecjalizowanych w zwalczaniu okrętów podwodnych. Po klęsce Niemiec wiele okrętów kierowało się do Norwegii, gdzie jak obawiali się Brytyjczycy, Niemcy przegrupują się i będą kontynuować walkę. Stąd też na początku maja 1945 roku rozpoczęli oni zakrojoną na szeroką skalę akcję przeciwko łodziom podwodnym. Potwierdza to, dlaczego załoga nie chciała się poddać. Kapitan Nollau odmówiwszy złożenia broni, postanowił bronić łodzi i ładunku. 

Załoga łodzi nie poddała się mimo wezwań. Liberatory podchodziły trzy razy. Pierwszy został zestrzelony przez działko przeciwlotnicze łodzi. Dopiero trzecie podejście innej maszyny z eskadry i bomby głębinowe okazały się fatalne dla okrętu. U-boot zaczął tonąć, jednak 49 z 52 członków załogi udało się przeżyć. Trzech marynarzy zginęło w wodzie jednak pozostała część załogi, wraz z dowództwem została internowana. 

Historia U-534 przez lata obrosła legendą. Spekulowano na temat jego ładunku i misji. Wiele mówiło się na temat rzekomych zapasów złota jakie znajdowały się na pokładzie. Okręt uznawano za zaginiony, aż do jego odnalezienia w 1986 roku. Siedem lat później, w roku 1993 rozpoczęto operację wydobycia okrętu. Wrak zachował się w niespodziewanie dobrym stanie. Wbrew fantastycznym oczekiwaniom, poza rzeczami osobistymi członków załogi, prawie setce butelek po winie i kartonie prezerwatyw nie odkryto żadnego złota. Okazało się jednak, że w ładowni znajduje się coś wartego uwagi. 

Przyczyną tak zaciekłego oporu okazał się być inny skarb III Rzeszy - ładunek eksperymentalnych torped T11, których wyprodukowano jedynie 38 sztuk. Ich najważniejszą cechą była niewrażliwość na działanie wabików akustycznych Foxer. Były to urządzenia ciągnięte na linach za alianckimi statkami. Torpedy starego typu namierzały zamiast kadłubów okrętów wabiki, co wielokrotnie ratowało cel U-boota. 

Ryzykowanie życia własnego oraz członków załogi, zwłaszcza 5 maja 1945 roku wskazuje na dwie hipotezy. Pierwsza z nich to pytanie czy Kapitänleutnant Herbert Nollau był tak zagorzałym nazistą, że nie akceptował możliwości kapitulacji. Należy założyć raczej, że był człowiekiem rozsądnym, w końcu nie każdy zostaje kapitanem Kriegsmarine. Wieziony przez niego ładunek torped T11 oraz desperacka próba jego obrony nie cechują człowieka, który wie, że przegrał wojnę. Świadczą raczej o tym, że był przekonany, o tym, że koniec wojny jeszcze nie nadszedł i wieziona przezeń broń będzie jeszcze potrzebna. 

Druga hipoteza to chęć sprzedania torped i ustawienia się do końca życia w Argentynie. Gdyby tak jednak było to czy ryzykowałby życie całej załogi? Jest wiele wątpliwości co do tego, co motywowało kapitana do walki. Być może było to poczucie obowiązku, miał rozkazy, które należało wykonać, chociaż wojna była przegrana. A może jednak miejscem przeznaczenia nie była Argentyna, lecz tajna niemiecka baza na Antarktydzie? Możliwość wiedzenia życia w krainie Shangri-la i udział w powstaniu rasy nadludzi mogła dla ideowych nazistów być bardzo kuszącą. Dla kapitana Herberta Nollau chwili, gdy zniszczono jego okręt była ogromną porażką która prześladowała go aż do samobójczej śmierci w 1968 roku. Niewykluczone, że przez cały czas od zakończenia wojny nękały go tajne służby chcące poznać rzeczywisty cel jego wyprawy. A może wiedział, że stracił bez powrotu miejsce w tym, Nowym Wspaniałym Świecie? 

Jednak los sprawił, że historia potoczyła się inaczej. Obecnie odrestaurowany U-534 można podziwiać w Woodside Ferry Terminal w Birkenhead koło Liverpoolu, za 5₤ od poniedziałku do niedzieli.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Śmierć Leppera - komentarz

Przebywając daleko od kraju dowiedziałem się o śmierci Andrzeja Leppera. To był człowiek cyniczny, bezkompromisowy, często bezczelny, ale wciąż bezpośredni i prostolinijny. Był bardzo pewny siebie i swoich racji. Były wicepremier, wicemarszałek Sejmu, minister rolnictwa, został znaleziony 5 sierpnia w warszawskiej siedzibie swoje partii, martwy. Polityk ów wydawał się mieć bardzo silną osobowość. Pamiętam doskonale, jego nieskrępowane wypowiedzi (słynne: "Balcerowicz musi odejść"), spontaniczne działania takie jak blokady dróg, a to wszystko dla prostych ludzi i w obronie interesu polskiej wsi. Czy na tyle silną by nie zrobić tego co podobno zrobił? Ustalono, że Lepper ostatni raz żywy był widziany wczoraj o godzinie 8.30. Ciało zostało znalezione o 16.20 przez zięcia Leppera, a o 17 zjawiła się policja i pogotowie. Oględziny ciała rozpoczęły się o godzinie 22. Dlaczego dopiero po 6 godzinach od momentu ujawnienia samobójstwa? Dlaczego przez osiem godzin nikt nie zastanawiał się gdzie zniknął Lepper? Z kim miał się spotkać przed swoją śmiercią, przecież zapowiedział, że ma spotkanie?

Co zmieniło jego obwieszczone dzień wcześniej na forum szerokiego grona partii plany startu do sejmu? Jaka informacja, przyzwyczajonego do trudnych sytuacji człowieka mogła pchnąć do zaskakującego czynu? Czy znowu miesiącami będziemy czekać na wyniki prokuratorskiego śledztwa? Polska polityka ma zwyczaj zaciemniania zachodzącej w niej dramatycznych wydarzeń. Do dziś nie wiadomo kto wysłał Rywina, miesiącami mataczono jak zginęła Barbara Blida, nie wyjaśniono historii śmierci komendanta policji Papały. Do końca nie wiemy jaka była przyczyna śmierci ministra Dębskiego. W więzieniach, bez powodu, wieszają się sprawcy i świadkowie. Dlaczego? To również pozostaje tajemnicą. Co łączy te wszystkie zdarzenia? Bez wątpienia polska polityka, w której wiele się dzieje a mało wyjaśnia.




sobota, 6 sierpnia 2011

Pocztówka z Argentyny

Temat brzmi wakacyjnie, ale też o wiele ciekawiej pisze się z półkuli południowej, na której obecnie przebywam badając jeden ciekawy wątek, który od lat nie daje mi spokoju. Zresztą mamy wakacje więc i wpis, będzie nieco luźniejszy, chociaż dotyczy spraw, które już nie raz poruszałem na moim blogu. Owym nurtującym mnie tematem są oczywiście dalsze losy Adolfa Hitlera i jego przybocznej gwardii po opuszczeniu Europy. O tym dlaczego nie wierzę w śmierć Hitlera w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy pisałem już wcześniej, postawiłem też tezę, że prawdziwym miejscem śmierci przywódcy III Rzeszy była Antarktyda (wkrótce więcej informacji na ten temat). Wciąż jednak Argentyna była krajem, który odgrywał (a może odgrywa?) istotną rolę.

Katedra w San Carlos de Bariloche
źródło: Wikipedia.org
Na tych zdjęciach wbrew pozorom nie widzimy jakiejś schowanej między alpejskimi szczytami wioski, lecz San Carlos de Bariloche znajdujące się w prowincji Rio Negro w Argentynie. Według argentyńskiego dziennikarza, Abla Basti to właśnie w tam przebywał Adolf Hitler wraz z Ewą Braun. Mieli oni zostać przewiezieni do posiadłości należącej do argentyńskiego biznesmena, Jorge Antonio, jednego z zaufanych współpracowników trzykrotnego prezydenta Argentyny, Juana Domingo Peróna. Posiadłość była odizolowana od świata, dotrzeć do niej można było jedynie łodzią bądź samolotem. 

San Carlos de Bariloche 
źródło: Wikipedia.org
W swojej wydanej kilka lat temu książce-przewodniku Basti wskazywał szereg miejsc, w których żyć i pracować mieli byli SS-mani. Często były to wysoko postawione w nazistowskiej hierarchii osoby, takie jak Josef Mengele czy schwytany później przez Mossad Adolf Eichmann. Byli poszukiwani w Europie i Izraelu, ciążyły na nich wyroki za popełnione zbrodnie wojenne, jednak w Argentynie, nie ukrywając przy tym szczególnie swojej tożsamości, spokojnie pracowali dla lokalnych firm, które w większości powstały, dzięki złotu przywiezionemu z Europy. 

San Carlos de Bariloche
źródło: Wikipedia.org
Naziści w Argentynie, która pozostawała z boku teatru wojennego nie byli w tym kraju traktowani jak zbrodniarze, wręcz przeciwnie, wielu z nich, wykształconych i majętnych było dla tego południowo-amerykańskiego państwa cennymi obywatelami. Czy tacy obywatele mieli wpływ na argentyński rząd? Bardzo prawdopodobne, w końcu ucieczka nazistów do tego kraju odbywała się za wiedzą ludzi, którzy nim rządzili. W takim mieście jak Bariloche z pewnością wielu Niemców mogło się czuć jak u siebie w domu i bez obaw, że ktoś będzie ich niepokoił spokojnie doczekać końca swoich dni. Mam nadzieję, że w Ameryce uda się natrafić na kolejny trop.


środa, 3 sierpnia 2011

Karty prawdy?

Tekst o kartach wywołał burzę. Wielu czytelników miało obiekcje co do tego czy faktycznie pewne zjawiska przepowiedziane przez karty miały miejsce. Chcąc odpowiedzieć na te wątpliwości, ale co ważniejsze uatrakcyjnić temat, postanowiłem wykorzystać chwilę wolnego czasu i pokazać Wam jakie inne wydarzenia przepowiadała karciana gra. Oto efekt:









wtorek, 2 sierpnia 2011

Świat na podsłuchu

Jesteś pewny, że kiedy czytasz ten tekst, nie jesteś podsłuchiwany? Może w twoim ulubionym telefonie leżącym teraz obok ciebie, ktoś podłączył urządzenie, które rejestruje każde twoje słowo. 

Kto to zrobił? Nie wiesz? Pomyśl, komu się naraziłeś. 


Teoria spiskowa? 

Żart? Teoria spiskowa? Przecież tych, którzy twierdzili, że ludzie byli, są i będą podsłuchiwani uważa się za wariatów lub w najlepszym przypadku wyznawców teorii spiskowych. Takich, które mijają się z prawdą. To, że może być w nich odrobina prawdy, jest nadmierną interpretacją faktów, a najczęściej zbiorem niczym nie uzasadnionych przypuszczeń. Dla wyznawców tych miejsce zawsze się znajdzie w kabarecie lub domu wariatów. Jak w tym kontekście wytłumaczyć słowa byłego doradcy amerykańskiego prezydenta, Zbigniewa Brzezińskiego, który powiedział: "Era technokratyczna będzie się opierać na stopniowym pojawianiu się coraz bardziej kontrolowanego społeczeństwa. Takie społeczeństwo będzie zdominowane przez elity nieskrepowane tradycyjnymi wartościami". Jakże ładnie brzmi drugie zdanie. Czy owe „nieskrępowane tradycyjnymi wartościami społeczeństwo” to takie, którego zachłanność zmierza do traktowania pozostałej części jak niewolników, którym wyznacza się miejsce i czynności do wykonania? Czy zatem owa kontrola ma dotyczyć wszystkich czy tylko tych, którzy się zbuntują? 

Do kontroli wymyślono tajnych szpiegów i oficjalne rządowe instytucje, którym w majestacie prawa nadano uprawnienia do kontrolowania, w tym do podsłuchiwania. Mamy dwa rodzaje szpiegostwa. Jedno, znane z książek lub filmu. Drugie – prawdziwe. W tym pierwszym regularnie rozbija się najlepsze samochody i romansuje z najpiękniejszymi kobietami. Ten drugi rodzaj – ten prawdziwy, polega na grzebaniu w śmietnikach, wielogodzinnym siedzeniem ze słuchawkami założonymi na uszach, a co zatem idzie, wtykaniu podsłuchiwanemu najróżniejszych pluskiew i mikrofonów. Posłuchy zakłada się wszędzie: w buty, telefony, długopisy. Umieszcza po cichu pod biurkami i pod łóżkami. 

Historia posłuchów wiedzie od zazdrosnych żon do „zapobiegliwych polityków”. Za moment przełomowy, kiedy to okazało się, że podsłuchiwać mogą wszyscy, uznano słynną aferę Watergate, którą ujawniło dwóch dziennikarzy Washington Post – Bob Woodward i Carl Bernstein. Podsłuchiwała władza, która dotychczas była poza wszelkim podejrzeniem. Afera wstrząsnęła Stanami Zjednoczonymi. Okazało się, że osoby związane z prezydentem Nixonem wykorzystywały do podsłuchiwania sztabu wyborczego Partii Demokratycznej ludzi, którzy wcześniej pracowali w służbach specjalnych. Na wierzch „wyciekła” również sprawa włamania do siedziby sztabu, który znajdował się w kompleksie budynków „Watergate” w Waszyngtonie już podczas kampanii wyborczej w 1972. 

Afera Watergate oznaczała koniec kariery politycznej Richarda Nixona. W sierpniu 1974 roku w obliczu grożącego mu impeachmentu podał się do dymisji. Jego następca na stanowisku prezydenckim - Gerald Ford miesiąc później wydał dokument, w którym ogłaszał amnestię wobec wszystkich przestępstw, jakie Nixon „popełnił, mógł popełnić lub współuczestniczył” jako urzędujący prezydent. Wskutek afery 40 wysokich rangą urzędników rządowych zostało oskarżonych bądź uwięzionych, wśród nich byli John Mitchel, prezes komitetu wyborczego Nixona i Charles Colson, specjalny doradca Nixona. Sam Nixon do końca życia twierdził, że jest niewinny. 


Polskie Watergate 

W Europie podsłuchy też znalazły swoje zastosowanie. Co ciekawsze, tym razem władza stała się obiektem podsłuchu. Szerokim echem odbiła się afera słynnych taśm prawdy, na których ówczesny premier Węgier Ferenc Gyurcsany nieświadomy tego, że jest nagrywany, przyznał się do okłamywania swoich wyborców. Konsekwencje podsłuchu okazały się tak donośne, że protesty obywateli trwały wiele dni i miały niezwykle burzliwy charakter. 

W Polsce swego czasu głośno mówiło się o tzw. „taśmach Rydzyka” czy „taśmach Oleksego”. A najsłynniejsze nagrania z założonych podsłuchów przyczyniły się do wybuchu znamiennej w skutki afery, która doprowadziła do upadku rządu Leszka Milera i kresu popularności SLD. Afera Rywina, bo o niej mowa, dokonała się kiedy to Adam Michnik nagrał Lwa Rywina, który odwiedził go z korupcyjną, jak obwieszczono i udowodniono ofertą. 

Według oficjalnych danych ujętych w sprawozdaniu z czerwca br. prokurator generalny Andrzej Seremet w roku 2010 policja i inne uprawnione służby wystąpiły o zarządzenie kontroli operacyjnej łącznie wobec 6723 osób, zgodę sądu uzyskano w 6453 przypadkach. Nic przerażającego? Czyżby? Otóż według raportu opublikowanego przez Komisję Europejską, Polacy są najbardziej inwigilowanym narodem w Unii Europejskiej. Autorzy raportu podają, że w 2010 roku policja i służby specjalne sięgnęły po bilingi obywateli aż 1 milion 300 tysięcy razy. Nawet jeśli kilkakrotnie korzystano z bilingów tych samych osób, to nietrudno sobie wyobrazić liczbę obywateli, których faktycznie sprawdzono. 

Podsłuchuje nas aż 9 instytucji. Są nimi: Żandarmeria Wojskowa, Straż Graniczna, Biuro Ochrony Rządu, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Służba Kontrwywiadu Wojskowego, Służba Wywiadu Wojskowego, Centralne Biuro Antykorupcyjne i wywiad skarbowy. Co ciekawe w stosunku do poprzedniego roku liczba podsłuchów wzrosła. 

W Europie nie jest lepiej. Podczas gdy urzędnicy państwowi ściągają bilingi, potencjalni terroryści zdążyli się już przerzucić na nowe technologie, takie jak darmowy przecież Skype. Kilka lat temu włoska policja wyszła z inicjatywą aby przeforsować możliwość nagrywania rozmów odbywających się za pomocą tego komunikatora. Sprawa trafiła do najwyższych instancji Unii Europejskiej, jednak póki co zakończyła się niepowodzeniem. 


Niewidoczny mikrofon 

Według historyków podsłuchy wykorzystujące fale radiowe były dostępne już niedługo po II Wojnie Światowej, zaś w posiadaniu polskich służb bezpieczeństwa znalazły się dość szybko, bo w latach 50-tych XX wieku. Dziś szeroko wykorzystuje się również technologię GSM. 

Metod podsłuchu jest bardzo dużo, w zasadzie dla osoby średnio znającej się na elektronice nie jest problemem skonstruować własne urządzenie podsłuchowe. Wystarczy znaleźć w sieci odpowiedni film instruktażowy, by samodzielnie skonstruować proste urządzenie wykorzystujące fale radiowe. Po co się jednak męczyć? Dziesiątki firm oferują wszystko, co jest potrzebne, by zarejestrować interesujące słowa. Wszak sprzedaż urządzeń jest legalna, nie wolno jedynie podsłuchiwać. 

Skoro są podsłuchy, oczywistym jest, że pojawiły się także urządzenia, które mają na celu ich zagłuszanie. W sklepach internetowych bez problemu można zakupić potrzebny sprzęt – wszystko zależy od tego, czego potrzebujemy. W ich ofertach znaleźć można urządzenia generujące niskie tony, które, choć są niesłyszalne dla ludzkiego ucha, sprawiają, że odsłuchanie rozmowy nagranej przez ukrytą pluskwę staje się niemożliwe. Inny rodzaj urządzeń pozwala zagłuszać sygnał urządzeń GSM, dzięki czemu w zasięgu kilkudziesięciu metrów wokół nie działają telefony komórkowe ani kamery obsługiwane w tym paśmie. Prywatność niestety kosztuje, większość „zagłuszaczy” można kupić najtaniej za kilkaset złotych, a ceny tych najlepszych dochodzą do kilku tysięcy. 

Jeśli już jesteśmy przy GSM to warto podkreślić, że same połączenia komórkowe nie należą do bezpieczniejszych. Do jeszcze niedawna były one szyfrowane za pomocą mocno już przestarzałego algorytmu, który dziś liczyłby 23 lata. Dwa lata temu po efektownym złamaniu zabezpieczeń przez niemieckiego informatyka dokonano ich aktualizacji. Czy to jednak wystarczy? Pomysłowość ludzka nie zna granic. W 2010 roku na konferencji Def Con, Chris Paget zademonstrował metodę, która dzięki wykorzystaniu laptopa, anteny, specjalnego oprogramowania i odpowiedniej wiedzy pozwalała przechwycić sygnał rozmowy telefonicznej. Koszt skonstruowania całego urządzenia wynosił, to zaledwie 1500 dolarów. Jak więc łatwo zauważyć jest dostępny dla każdego. 

Prawne kwestie dostępu do informacji pochodzących od operatorów komórkowych są w Polsce nieuregulowane, a co za tym idzie, służby mogą bardzo łatwo dowiedzieć się z kim i kiedy rozmawialiśmy przez telefon. Jeszcze gorzej jest z smsami. Nieoficjalnie mówi się, że operatorzy komórkowi archiwizują część wiadomości, a więc są też w stanie udostępnić je osobom trzecim - wszystko to sprawia, że komunikacja tą ścieżką również budzi obawy. Szczególnie ostrożni mogą iść w ślady Juliana Assange'a i zmieniać numer telefonu po każdym wykonanej rozmowie. 


Skandal 

W sytuacji gdy ścieżek śledzenia jest w dzisiejszych czasach znacznie więcej, nie możemy być pewni, że jesteśmy większymi szczęściarzami niż podsłuchiwani Brytyjczycy. Skandal z „News Of The World” obnażył nową prawdę. Okazało się, że podsłuchują wielbieni dotychczas za uczciwość dziennikarze. Jak zauważył Jacek Mojkowski z Focusa, układ jaki panował w Wielkiej Brytanii, był „toksycznym układem między mediami, polityką a policją” - Scotland Yard chociaż wiedział o podsłuchach, nie chciał się podjąć śledztw, gdyż jak się okazało, wielu doradców policji pracowało wcześniej dla „NoTW”. Upadł więc ostatni bastion nadziei, ostatniej deski ratunku dla poszukującego prawdy obywatela. Może dziennikarze nauczyli się skandalicznych praktyk od Deutsche Telekom, która w roku 2008 otrzymała nagrodę „Big Brother Award” za naruszanie wolności prasy, po tym jak jej pracownicy zostali złapani na podsłuchiwaniu rozmów dziennikarzy. 

Tak czy siak, nie wskazując winnych, nie można mieć pewności, że informacje o nas, które wpadną w ręce jednych ludzi, za chwilę nie dotrą do innych. 

Podsłuchiwanie przeciętnego Kowalskiego, bez względu na kraj w którym mieszka, staje się coraz łatwiejsze. Dążenia do wzmagania kontroli nie budzą większych protestów. W obliczu ostatnich wydarzeń w Norwegii możemy się spodziewać pomysłów na jeszcze większą kontrolę. Czy słusznie?

Zobacz także:




- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf