wtorek, 31 grudnia 2013

FBI - czas na nowe pokolenie

selil.com
Nauczona doświadczeniem ostatnich lat FBI wprowadza właśnie nowe pokolenie pracowników agencji, którzy będą dysponowali znacznie bogatszą wiedzą na pewne tematy niż ich starsi koledzy.

Jak podaje portal Intelnews nowi pracownicy będą doskonale przygotowani do współczesnych realiów związanych przede wszystkim z walką przeciwko islamskiemu terroryzmowi. Będą więc oni posiadać bogatą wiedzę na temat struktury organizacyjnej siatki Al-Kaidy, będą doskonale odróżniać poszczególne nurty w islamie a także mieć świadomość różnic etnicznych i kulturowych wśród samych terrorystów. Na tym jednak nie koniec, znacznie przychylniejszym okiem patrzy się także na absolwentów takich kierunków jak stosunki międzynarodowe czy informatyka, podczas gdy jeszcze kilka lat temu najwięcej przyjmowano absolwentów prawa czy księgowości.

Jak przyznał emerytowany pracownik Biura, Jeff Stein jest to związane z nowymi wyzwaniami jakie niosą obecne czasy - dzisiejszy świat to bowiem "świat Al-Kaidy, Hezbollahu, chińskich hackerów i rosyjskich szpiegów" i trzeba się w nim odnaleźć.

Nowe warunki mają już swoją nazwę - to tak zwana "wojna piątej generacji", którą swego czasu opisywał amerykański historyk i analityk William S. Lind. To wojna o charakterze globalnym, o nienormatywnym charakterze i nienormatywnych celach. Zaatakowane mogą być serwery, przeprowadzona może być akcja propagandowa albo ktoś może próbować zatruć wodociągi miejskie. W każdym z tych przypadków trzeba reagować niestandardowo - przeciwnikiem mogą  być bowiem islamscy bojownicy, ekoterroryści bądź też mała grupa separatystów dążąca do niepodległości swojego kraju. 

A czy w Polsce coś takiego ma już miejsce?



poniedziałek, 30 grudnia 2013

Fragment powieści "Kod Władzy": Schloss Bellevue, Berlin, Niemcy

Poprzedni rozdział

Za biurkiem w pięknie urządzonym gabinecie siedział elegancko ubrany mężczyzna. Drogi garnitur, odpowiednio dobrany krawat. Mógł mieć około sześćdziesięciu lat. Na jego dłoni widoczny był sygnet z misternie wykonanym wzorem. Mógł to być herb lub inny symbol świadczący o przynależności człowieka, który go nosił, do jakiejś grupy. Na twarzy mężczyzny widoczna była blizna. Jego błękitne oczy wpatrzone były w okno, za którym rysowała się wypielęgnowana zieleń pałacowego otoczenia. Mężczyzna odwrócił głowę na dźwięk otwierających się ogromnych drzwi, w których pojawił się człowiek średniego wzrostu, starannie uczesany. Białe mankiety wystawały z rękawów marynarki.
Mężczyzna podszedł do biurka i zatrzymał się kilka kroków przed nim.
– Pan był uprzejmy mnie wezwać – powiedział, pochylając głowę.
– Tak Hans, prosiłem, abyś do mnie przyszedł. Mamy pewien kłopot. I musimy go rozwiązać.
– Słucham szanownego pana.
– Wczoraj w nocy zadzwonił do mnie mój przyjaciel z Langley, przekazując mi niepokojącą informację.
– Jestem do pańskiej dyspozycji – stojący mężczyzna ponownie pochylił głowę w uprzejmym geście.
– Mój przyjaciel powiedział mi, że pewien człowiek z bliskiego otoczenia papieża wykazuje zainteresowanie naszymi sprawami.
Mój przyjaciel – podkreślił ponownie – wie, że ten mężczyzna otrzymał informację o wyznaniach zmarłego niedawno człowieka, który, jak zapewne pamiętasz, był wysoce niedyskretny. Myślę, że dla naszego bezpieczeństwa ten wścibski człowiek powinien dołączyć do swojego kolegi kardynała.
Mężczyzna spojrzał w oczy stojącego naprzeciwko.
– Czy dobrze mnie zrozumiałeś? – zapytał.
– Bardzo dobrze – odpowiedział zapytany. – A jak nazywa się ten człowiek?
– Dowiesz się, kontaktując się z naszym agentem w Watykanie.
– Oczywiście. Rozumiem, że mogę skorzystać z usług osoby, która nie zawiodła nas poprzednio?
W odpowiedzi mężczyzna skinął głową.
– Czy w czymś jeszcze mogę być pomocny? – zapytał Hans.
– Tak… Myślę, że powinienem zwołać posiedzenie – odpowiedział.
– Przygotuj wszystko i wezwij gości na piątek.
– Gdzie odbędzie się spotkanie?
– Jak zawsze. Na zamku Wewelsburg.
– Tak jest, wszystko przygotuję.
– Informuj mnie o tym, co się dzieje, na bieżąco. Idź już.
Mężczyzna stojący przed biurkiem ukłonił się ponownie i opuścił gabinet.

piątek, 27 grudnia 2013

Jaki interes mają Chiny na Ukrainie?

Na kijowskim Majdanie od kilku tygodni trwają manifestacje i protesty ludzi chcących by Ukraina zachowała dotychczasowy, prozachodni kurs. Równocześnie oskarżają prezydenta Wiktora Janukowycza o ustępstwa wobec Rosji a nawet oddawanie Ukrainy bezpośrednio pod władanie Moskwy. W tym samym czasie Janukowycz odwiedza Chiny i podpisuje kolejne kontrakty...

Chińska Republika Ludowa stała się w ostatnich latach nie tylko gospodarczą potęgą, ale też stara się zabezpieczyć swoje interesy na drodze militarnej. Wiąże się to z głównymi problemami Chin jakimi są dostęp do szlaków handlowych i ogromna liczba ludności, którą trzeba wyżywić. Z tego też powodu od pewnego czasu dużą uwagę Pekin przywiązuje do zabezpieczenia swoich szlaków handlowych (np. Szlak Pereł - mapa poniżej) i powiększeniu powierzchni pól uprawnych. Oba te problemy wiążą się ze specyficznym położeniem Chin. Z jednej strony jest to bowiem państwo o ogromnej powierzchni, jednak tylko część kraju zamieszkana jest przez duże ilości ludzi. Reszta to niedostępne pustynie i góry, które nie tylko utrudniają rozwój rolnictwa, ale też sprawiają, że stworzenie tamtędy jakichkolwiek szlaków handlowych staje się niezwykle trudnym przedsięwzięciem. Aby je rozwiązać Państwo Środka musi znaleźć sprzymierzeńców i partnerów biznesowych za granicą, między innymi na Ukrainie.

To między innymi dlatego w wyniku ostatniej wizyty Janukowycza podpisano wartą 10 miliardów dolarów umowę, w wyniku które w Sewastopolu rozbudowanie zostanie port, który umożliwi chińskim statkom łatwiejszy dostęp do europejskich rynków. Z drugiej strony kwestia pól uprawnych. O tym informowaliśmy we wrześniu br (patrz: Chiny wykupują Ukrainę. Już teraz mają 1/20 jej powierzchni!) - Państwo Środka wydzierżawi bowiem ogromne ilości ukraińskiego czarnoziemu o powierzchni zbliżonej do tej zajmowanej przez Belgię, dzięki któremu dokona znacznej dywersyfikacji swoich źródeł żywności.
Są oczywiście obawy, że Chiny dokonają grabieży ukraińskiej gleby a co gorsza mając podobne oparcie na terytorium tego państwa będą się starać wpływać na politykę Kijowa do stopnia daleko przekraczając suwerenność Ukrainy. Czy ostatecznie nie będzie to "powtórka" z tego co mogłaby prowadzić Moskwa lub Bruksela?

środa, 25 grudnia 2013

Znamy już listę nagrodzonych w konkursie!


W dniu dzisiejszym odbyło się kolejne losowanie unikatowych nagród spośród wszystkich osób, które zakupiły książkę "Kod Władzy" poprzez system mikropłatności na blogu.


Listę nagrodzonych osób zamieszczamy poniżej.
Wycieczka dla 2 osób do Wiednia:

Jarosław Sporyszkiewicz

Wszystkim zwycięzcom serdecznie gratulujemy! Skontaktujemy się z Wami niezwłocznie i przekażemy szczegóły co do odbioru nagrody.
Kolejne losowanie odbędzie się już wkrótce!

Zachęcamy do lektury powieści "Kod Władzy" i brania udziału w konkursie.

wtorek, 24 grudnia 2013

Życzenia świąteczne

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia składam wszystkim moim Czytelnikom najserdeczniejsze życzenia.

Niech przy wigilijnym stole nie zabraknie rodzinnego ciepła i świątecznej atmosfery, a nadchodzące dni będą dla Was spokojne i pełne radości. 

Życzę Wam również, aby Nowy Rok był czasem marzeń, o które warto walczyć oraz radości z którą warto się dzielić.

Victor Orwellsky



poniedziałek, 23 grudnia 2013

Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 9 Watykan

Poprzedni rozdział

Telefon w prywatnym mieszkaniu Poula zadzwonił krótko przed północą. Poul zamknął czytaną książkę i odłożył ją na stolik. Sięgnął po słuchawkę.
– Tak, słucham.
– Dobry wieczór, tu Steven. Nie obudziłem cię? – głos po drugiej stronie wywołał uśmiech na twarzy Poula.
– Ależ skądże, nie spałem jeszcze. Dzwonisz z domu?
– Nie, mam dyżur w szpitalu. Wiesz, dla lekarza każda pora jest dobra, aby choć na chwilę oderwać się od nie zawsze miłych obowiązków. Nie mogę się przyzwyczaić do śmierci swoich pacjentów.
Mieliśmy dziś nie najlepszy dzień – odparł Irving.
– Życie czasem nie jest łatwe. Czy coś się stało? – zaniepokoił się Poul.
– Nic takiego, co mogłoby cię zaniepokoić… ale chciałbym na chwilę wrócić do naszej rozmowy. Nie wiem, czy mogę jednak uczynić to przez telefon.
– Obawiam się, że dziś wszystkich ktoś podsłuchuje – zaśmiał się Poul. – Pomimo zapewnień o tak zwanych bezpiecznych liniach telefonicznych nie jestem ich tak bardzo pewien. Zaryzykujmy jednak. Co się stało?
– Posłuchaj, Poul, chyba wiesz, że pacjent, o którym rozmawialiśmy, został skażony radioaktywną substancją. Pisała o tym prasa. Za chwilę może umrzeć jego żona i przynajmniej jeszcze kilka osób, które się z nim kontaktowały przed śmiercią.
– Tak, czytałem o tym. Próbujemy dociec, dlaczego ilość izotopu polonu była tak duża. Pierwsza partia pierwiastka dotarła do Wielkiej Brytanii gdzieś w drugiej połowie października. Nie wiemy, dlaczego ktoś zaryzykował jeszcze dwa kolejne transporty, skoro już pierwsza dawka wystarczyłaby do uśmiercenia jednej osoby.
– Mnie również to zastanawia – stwierdził Irving.
– Podobno jedna z firm z amerykańskiego stanu Nowy Meksyk sprzedaje legalnie dawki polonu. Izotop oferuje w Internecie. Na jednorazowe dawki polonu 210 w cenie 69 dolarów ma najwyżej kilka zamówień z USA, średnio co dwa, trzy miesiące. Aby kogoś uśmiercić, potrzebne jest około 15 tysięcy takich porcji polonu. Nie sądzę, aby tak duże zamówienie przeszło bez echa.
– Mówi się u nas, że użycie tak dużej ilości izotopu mogło być wskazówką dla brytyjskich śledczych, mającą na celu ułatwienie wykrycia sprawców, a może było po prostu oznaką nieudolności morderców. Takie są informacje oficjalne. Ale mam też dla ciebie coś, o czym nie wiedzą, póki co, śledczy i zaangażowani agenci.
– Tak? – zainteresował się Poul. – Wiesz coś, czego nikt nie wie?
– Owszem, ale to garść różnych dziwnych informacji.
– Słucham cię z wielkim zainteresowaniem – Poul nie ukrywał zaciekawienia.
– Zanim umarł ów człowiek, powiedział o kilku pozornie niezwiązanych ze sobą sprawach lekarzowi, który się nim opiekował. Ten lekarz to mój pracownik. Właśnie dziś wieczorem rozmawiałem z nim i dlatego dzwonię do ciebie. Może wiadomości te przydadzą ci się do wyjaśnienia całej sprawy.
– Będę ci ogromnie wdzięczny.
– Zaraz do tego przejdę, ale nie wydaje ci się, że to dziwne, by truć w taki sposób agenta, o którym wywiad Rosji opowiada, że nie miał żadnych ważnych informacji i podobno nie był nigdy włączony w jakieś istotne sprawy?
– Masz rację, to nieracjonalne. Mam wrażenie, że to morderstwo miało posłużyć jako odstraszający przykład dla innych. To tak jakby rzucić bombę atomową na jednego żołnierza. Może robić wrażenie.
– Właśnie – odparł Irving. – Zastanawiające jest, że ten człowiek przed śmiercią mówił o jakimś spisku.
– To ciekawe, podobnie sugerował kardynał przed śmiercią.
Również napomknął o spisku. Czy myślisz, że to może mieć związek z terrorystami?
– Nie – odparł Irving. – On mówił coś o klinikach Lebensbornu.
– A cóż to takiego? – zdziwił się Poul.
– Dzieci Lebensbornu był to ogromny program SS mający za zadanie faworyzować rasę aryjską. To dawne czasy. Zapewne sam się zorientujesz, że to bardzo tajemnicza historia.
– Czy powiedział coś jeszcze? – zapytał coraz bardziej zaciekawiony Poul.
– Tak, mówił coś o tym, że osoby związane z tamtym programem tworzą jakąś grupę, że mają doprowadzić „coś” do zwycięstwa. Bredził o jakimś ośrodku pod ziemią, o nowym ładzie w Europie. Wiesz, trudno to zrozumieć. Wspominał też o jakichś ogromnych ukrytych wiele lat temu pieniądzach czy skarbach, które mają sfinansować całe to przedsięwzięcie. I o wielu ważnych osobach w to zamieszanych.
– Zaskakujące!
– Mówił o sobie jako o ofierze organizacji, której tajemnicę chciał ujawnić – ciągnął Irving. Poul usiadł w fotelu. Relacja przyjaciela bardzo go zaskoczyła.
– Na kilka godzin przed śmiercią zapytał mojego lekarza, czy przyjechał do niego jakiś Polak, jakiś naukowiec. Umierający miał właśnie jemu przekazać swoje informacje dotyczące tajemnicy Lebensbornu.
Miał przylecieć z Warszawy. Bardzo się niepokoił, czy ów człowiek zdąży do niego dotrzeć.
– Zdążył z nim porozmawiać? – zapytał Poul.
– Nie.
– A czy wiemy o tym tajemniczym nieznajomym coś więcej?
– Tak, ale tylko tyle, że ma na imię Kajetan – odparł Irving.
– I jeszcze coś, co zaskoczy cię pewnie najbardziej. Powiedział też, że miał się wcześniej z tym Polakiem spotkać w Watykanie.
– W Watykanie?! – krzyknął Poul. – Jak to w Watykanie?!
– Mieli się spotkać w Watykanie. Ale na przeszkodzie stanęły wydarzenia, które zaszły w Londynie. Chciałoby się powiedzieć, o jedną herbatę za dużo. Został otruty w kawiarni herbatą. Niedobrze świadczy to o naszym angielskim obyczaju – zażartował Irving. – Niestety, pewnie cię rozczaruję, ale nic już nie dodam. Chyba że mój kolega sobie coś jeszcze przypomni. Dam ci wówczas niezwłocznie znać.
– Już tyle mi powiedziałeś, że pewnie nie zasnę do rana. Nie bardzo rozumiem, jakie związki mieli były agent i jakiś polski naukowiec z Watykanem.
– Na związki Polaków z Watykanem chyba nie mogliście narzekać w ostatnich dwudziestu kilku latach? – zaśmiał się Irving.
– Tak, oczywiście – odpowiedział Poul. – Być może nie powinno mnie to dziwić. Będę czekać z niecierpliwością na wieści od ciebie.
– Dobrej nocy, Poul.
– Dziękuję ci za wszystko. Dobranoc.
Poul nie mógł zasnąć po rozmowie z Irvingiem. Przewracał się z boku na bok. Kilka razy wstawał, przechadzał się po pokoju i kładł się z powrotem do łóżka. Nie mógł doczekać się rana. Zerwał się wcześnie i pobiegł do kardynała Carrasoniego. Kardynał nadzorował system bezpieczeństwa Watykanu. Zaskoczony wysłuchał historii opowiedzianej przez Poula.
– Rozumiem, że chodzi ci o sprawdzenie ewentualnych kontaktów i wizyt u nas naukowca z Polski o imieniu Kajetan?
– Myślę, że powinienem się z nim spotkać.
– Dobrze, sprawdzę wszystko i dostaniesz odpowiedź. Mam nadzieję, że znajdziemy twojego poszukiwanego.
– To mało prawdopodobne, ale może i ów agent bywał w Watykanie?
– Nie sądzę – odparł pryncypialnie kardynał. – Nie mamy kontaktów z takimi ludźmi.
– Będę czekał na odpowiedź – Poul skłonił się kardynałowi opuszczając jego gabinet. Zaczął rozmyślać o tym, co powinien teraz zrobić. Zegar na korytarzu wybijał godzinę dziewiątą.

piątek, 20 grudnia 2013

Co stało się z wolnością sieci?

W okresie przedświątecznym pozwolę sobie przypomnieć archiwalny tekst napisany podczas słynnych już protestów przeciwko ACTA.

Nagłe ujawnienie przez polski rząd planów podpisania kontrowersyjnego porozumienia ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) wywołało w sieci prawdziwą burzę a wiele rządowych stron stało się obiektem ataków grupy Anonymous.

O dokumencie zaledwie kilka tygodni temu mało kto słyszał. W Polsce najwcześniej informował o tym Dziennik Internautów, który już w 2009 roku pisał o kontrowersyjnym pakcie przygotowywanym w tajemnicy przed obywatelami. Na blogu "Kod Władzy" również pisałem o tym między innymi przy okazji zatwierdzenia dokumentu przez pierwszych 8 państw, często z pominięciem demokratycznych procedur. 

Same ataki Anonymous, wbrew robionej wokół nich sensacyjnej otoczce, zdają się być jedynie głośnymi, lecz w swojej istocie nieszkodliwymi, próbami zwrócenia uwagi na kontrowersyjną ustawę. O wiele poważniejsze zdają się być deklaracje opublikowania sekretnych dokumentów dotyczących polskich polityków. Można przypuszczać, że Anonimowi mówią jak najbardziej serio. Przede wszystkim dlatego, że już kilkakrotnie udowodnili swoją skuteczność we włamywaniu się na serwery różnorakich firm i wykradaniu stamtąd danych. Tak było w przypadku PayPala, Visy, Mastercard czy Stratforu skąd wykradziono adresy email oraz numery kart kredytowych klientów. 

Jest więc możliwość, że nie blefują. 

Kontrowersje związane z porozumieniem chociaż w Polsce wywołały prawdziwą burzę, nie są wcale pierwszym krokiem w stronę ograniczenia mitycznej jak się okazuje "wolności w internecie". Prawdę powiedziawszy sieć od dawna nie jest już żadną oazą wolności. 

Ograniczenia mogą dotyczyć różnych sfer tematycznych i często jest to uzależnione od podłoża kulturowego, religijnego, ustroju czy lokalnych zaszłości historycznych. Przykładowo najgłośnie mówi się o braku wolności w chińskim internecie, gdzie według raportów OpenNet Initiative państwo to nie spełnia kryteriów w trzech głównych obszarach: politycznym, społecznym oraz w obszarze bezpieczeństwa.

całość tekstu

czwartek, 19 grudnia 2013

Czas na eurowojsko?

Europa się integruje a wraz z nią coraz poważniej rozważa się pomysł stworzenia wspólnych europejskich sił zbrojnych. Czy w wyniku tych działań UE przestanie być "militarnym robakiem"?

Europejskie siły zbrojne to pomysł, który kołacze się w głowach unijnych polityków od ponad dwudziestu lat. Jeszcze w 1991 roku Mark Eyskens (ówczesny belgijski minister spraw zagranicznych) zauważył, że Europa jest gospodarczym gigantem, politycznym karłem i militarnym robakiem. Chociaż od tej wypowiedzi minęło już sporo czasu, to jednak ostatnie wydarzenia na świecie pokazały, że Unia Europejska wciąż pozostaje zupełnie bezradna w sprawach prowadzenia swojej polityki zbrojnej.
fot. John-p/sxc.hu

Widać to było wyraźnie podczas konfliktu w Libii kiedy społeczność międzynarodowa podjęła decyzję o interwencji, ale Unia Europejska nie była w stanie podjąć jakichkolwiek skoordynowanych decyzji. Ostatecznie więc do interwencji doszło, ale pod auspicjami ONZ i NATO, któremu przewodniczyły Stany Zjednoczone a pomocy udzieliły poszczególne państwa europejskie (przede wszystkim Francja). Ten brak jednomyślności chyba najlepiej z resztą pokazuje co i co będzie głównym problemem UE w najbliższym czasie. Jednym z głównych zadań jest sprawienie by polityka militarna miała odrębny charakter od struktur natowskich a co za tym idzie była niezależna od powiązań z USA.

Wygląda również na to, że pierwsze kroki zostały już w tym celu poczynione - rozwijana jest współpraca między europejskimi państwami pragnącymi skoordynować ze sobą działania zbrojne (jak np. w przypadku wspólnych manewrów belgijsko-holenderskich), zaś jesienią w Brukseli przedstawiono propozycję stworzenia wspólnych grup bojowych mających rozwijać współpracę między państwami, jednym z głównych inicjatorów tej strategii jest Litwa, która w Unii Europejskiej widzi oparcie przeciwko ekspansywnej polityce Rosji.










środa, 18 grudnia 2013

Gdzie są bazy USA? Sprawdź na Google Maps!

fot. Google Maps
Za pomocą Google Maps internauci są w stanie zobaczyć jak wygląda wiele, do tej pory tajnych obiektów wojskowych. Ale uwaga, nie wszystkich!

Nikomu nie trzeba przedstawiać aplikacji Google Maps - to świetne narzędzie, które zapewne nie jedną osobę uratowało z opresji gdy nie mógł znaleźć drogi lub po prostu chciał wirtualnym palcem pobłądzić po mapie. Jednak Mapy Google to również narzędzie, które może być wykorzystywane do pozyskiwania cennych informacji o danym terytorium i to bez ruszania się z wygodnego fotela. Dzięki widokowi z satelity zobaczyć możemy wiele, ale z pewnością nie ujrzymy co znajduje się na terenie kilku amerykańskich baz wojskowych.

Jeden z internautów, Trevor Paglen zdecydował się na wykorzystanie Google Maps i stworzenie satelitarnych widoków oraz rozmieszczenia wszystkich baz wojskowych na Ziemi. Udało mu się odnaleźć 650 z nich, ale 6 z nich pozostaje zupełnie niewidocznych. Ktoś zadbał by ich widok był zamazany i przez to niedostępny dla ciekawskich oczu. Jedną z nich jest mieszcząca się na terytorium Holandii baza sił powietrznych Volkel - na prośbę wojska zarówno Google jak i Microsoft (na swojej analogicznej wyszukiwarce Bing) zamazały całe zdjęcie obiektu:


fot. Google Maps


Informacje zawarte na mapach Google były już wykorzystywane przez grupy terrorystyczne - tak stało się na przykład podczas zamachów jakie miały miejsce w Indiach w 2008 roku (zginęły wówczas 164 osoby). Terroryści czerpali wówczas wiedzę na temat lokalizacji, w której przeprowadzony zostanie zamach, ze zdjęć satelitarnych dostępnych powszechnie na aplikacji internetowego giganta. 
 
źródło: Mashable/Empire.is/PcWorld

wtorek, 17 grudnia 2013

Sekrety starożytnych cywilizacji: podziemne tunele pod Europą

Oficjalna wykładnia historii ma co raz więcej problemów z kolejnymi odkryciami archeologicznymi. Na całym świecie odnajdywane są kolejne niezwykłe konstrukcje, których pochodzenia tylko możemy się domyślać. Najciekawsze jest jednak to, że za powstaniem niektórych z nich musiała stać jakaś wysoko rozwinięta cywilizacja.Na co dzień często piszę o współczesnych nowinkach technicznych, czas również przyjrzeć się tajemnicom przeszłości.

fot. Europics
W czerwcu 2013 doszło do ujawnienia informacji, że w wielu miejscach na terenie Europy znaleźć można długie na wiele kilometrów tunele wykute w litej skale. Niektóre z nich są ze sobą połączone, inne stanowią odrębną całość. Dorosły człowiek może się przez nie przecisnąć, ale tylko w niektórych miejscach jest w stanie iść w pełni wyprostowany, co jakiś czas trafić można na większe komory, gdzie najwyraźniej można było odpocząć lub przechowywać zapasy. Istnieje wiele hipotez co do tego czym były owe tunele, mogły one stanowić schronienie przed zagrożeniem, jako miejsce przetrzymywania zapasów a nawet, zdaniem niektórych, jako rodzaj starożytnej "autostrady", dzięki której można było szybko i bezpiecznie przemieszczać się między osadami.
Tunele zlokalizowane są w całej Europie - znaleziono je w Szkocji, austriackiej Styrii, Bawarii i w Turcji. Ich wiek szacuje się na około 12 tysięcy lat, ale do tej pory nie wiadomo kto, ani dlaczego je wybudował. Jeśli zbudowała to jakaś starożytna kultura to jej zasięg musiał być ogromny, gdyż rozwiązania przez nią stworzone zdecydowano się naśladować w wielu częściach naszego kontynentu. Co więcej musiała ona dysponować na tyle rozwiniętą techniką i zasobami ludzkimi by podobne tunele wykopać, ale przede wszystkim najważniejszym dylematem jest to, co to była za kultura. W końcu dzieje starożytnej Mezopotamii czy Egiptu sięgają znacznie później niż 12 tysięcy lat wstecz! Równie stare mogą być jedynie Sfinks czy Stonehenge, ale ten fakt tylko podkreśla wagę tego odkrycia.

Problem jest jeszcze jeden - podobne tunele znaleźć możemy również w innych częściach globu, między innymi w Andach czy w Chinach. Jak daleko zatem obejmowała swoim zasięgiem ta antyczna cywilizacja? I kto ją tworzył?





poniedziałek, 16 grudnia 2013

Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 8 Szymany, Polska

Poprzedni rozdział

 Niebo rozświetlało tysiące widocznych gołym okiem gwiazd. Brakowało na nim tylko Księżyca, którego blask byłby tej nocy pomocny wędrującej przez leśne chaszcze parze. Marc przedzierał się pierwszy, starając się umożliwić Monik łatwiejsze przejście przez gąszcz. Ta dżentelmeńska postawa nie zawsze skutkowała tym, by Monik nie odczuwała przykrości w tej mało komfortowej eskapadzie. Czasem odgarniane przez Marca gałęzie uderzały ją po twarzy.
– Ale będę wyglądała. Jakby mnie ktoś smagał pejczem – odezwała się. – Gdyby tatuś widział, co robi jego córeczka, żeby być dobrym dziennikarzem – zakpiła.
– Dzielna jesteś. Mam wrażenie, że każdy twój krok zbliża cię do Pulitzera – Marc starał się pocieszyć swoją towarzyszkę. – Lotnisko powinno być już bardzo blisko.
– Mówiłeś, że możemy natknąć się na wojskowe patrole… Jeszcze nas zamkną za szpiegowanie.
– Lotnisko jest chronione jako obiekt wojskowy, a w takich szczególnych przypadkach myślę, że tym bardziej. – To lepiej już nic nie mówię – wystraszyła się wymyśloną przez nią samą perspektywą.
– Chodź, Monik. Jestem pewien, że nie tracimy czasu.
Starali się zachowywać jak najciszej. Marc wiedział, że w przypadku zatrzymania będzie bardzo trudno wskazać logiczny powód ich obecności w tym miejscu i o takiej porze. Niestety, nie mógł powołać się na źródło swoich informacji. I to nie tylko dlatego, że żaden przyzwoity dziennikarz nie ujawniał swoich informatorów, ale przede wszystkim ponieważ jego informator był jak duch, właściwie nic o nim nie było wiadomo. Można było tylko przypuszczać, że pracuje na lotnisku. I to wszystko. Stawiał więc swoje kroki tym ostrożniej, rozglądając się dookoła i uważnie wypatrując potencjalnych wojskowych patroli. Panujące wokół ciemności zaczęły już trochę rzednąć. Miał wrażenie, że dochodzą do skraju lasu, przez który się przedzierali. Zwolnił kroku. Dostrzegł pas lotniska. Spojrzał w kierunku lotniska. Na lotnisku było ciemno. Rysująca się w oddali wieża kontrolna nie była oświetlona. Otaczającą ich ciemność potęgowała cisza,
przerywana jedynie odgłosami szczekającego psa.
– Która godzina? – spytała szeptem Monik.
– Piętnaście po jedenastej – odpowiedział.
– To chyba za parę minut, prawda?
– Tak, ten człowiek mówił, że o 23.30 samolot będzie lądował. Zobaczymy – odparł Marc.

Ukryci w wysokiej, porastającej lotnisko trawie, siedzieli milcząc. Rozglądali niepewnie się dookoła. Monik przysunęła się do Marca. Zastanawiał się, czy drży ze strachu, czy z chłodu. Położył jej przyjaźnie rękę na ramieniu. Miał wrażenie, że po chwili drżenie było już mniej dla niego odczuwalne. Siedzieli przytuleni. Mijały minuty. Marc spojrzał na zegarek. Oczekiwana pora lądowania już minęła. Na lotnisku nie było widać żadnego ruchu. Nic nie zapowiadało przylotu samolotu. Nagle pas lotniska rozświetlił się. Ułożone wzdłuż lądowiska światła wyznaczyły miejsce lądowania. Marc i Monik usłyszeli nad głowami narastający świst i zaczęli spoglądać nerwowo raz w jedną, raz w drugą stronę. Nie wiedzieli, skąd nadleci samolot. Nagle go dostrzegli. Jego reflektory skierowane na miejsce lądowania oświetliły pas.
– Boże, spadnie na nas! – krzyknęła półgłosem Monik.
Marc ścisnął jej rękę. Samolot powoli obniżał lot. Jego koła z piskiem, mocno uderzyły w kilkudziesięcioletni zużyty beton. Samolot zaczął hamować.
– Kto i po co tu ląduje? – pomyślał Marc, przyglądając się lądowaniu.
Starał się dojrzeć oznaczenie samolotu, ale w ciemności nie było nic widać. Samolot lądował. Wytracił szybkość i zatrzymał się na końcu pasa. Powoli odwrócił się, tocząc się do wyznaczonego miejsca postoju. Pilot wyłączył silniki. Zapanowała cisza. Przez kilka minut nic się nie działo. Tak jakby reżyser tego spektaklu czekał, czy ktoś zareaguje. Ale reakcji nie było. Później wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Jak w znakomicie przećwiczonym schemacie. Pod samolot podjechał samochód terenowy. W tym samym momencie do wyjścia podjechały dwie ciężarówki. Kilkoro ludzi wyskoczyło z nich, gdy tylko otwarły się drzwi maszyny. Zaczęli rozładowywać skrzynie. Z odległości, w jakiej się znajdowali, Marc i Monik nie byli stanie dostrzec nic więcej. Po chwili do samolotu podjechały trzy limuzyny. Z maszyny wysiadło kilkanaście osób i weszło do podstawionych samochodów. Auta błyskawicznie ruszyły. Za nimi potoczyły się ciężarówki. Drzwi samolotu zostały natychmiast zamknięte. Włączono silniki i samolot po chwili skierował się na koniec pasa startowego. Odwrócił się wolno, zatrzymał, a potem ruszył z pełną mocą. Ogromny huk towarzyszył niebezpiecznemu startowi. Maszyna uniosła się, ryzykując zetknięcie się z bliską ścianą lasu. Odleciała. Marc z Monik stali od dłuższego czasu osłupiali.
– Cholera jasna! – powiedziała Monik. – Co ty na to?
– Co ja na to? Masz rację… cholera jasna.
Nagle z odległości kilkunastu metrów oboje usłyszeli donośny głos.
– Stać! Kto tu jest?! Ręce do góry i nie ruszać się!
Marc nie czekał na dalszą reakcję kogoś, kto zauważył ich obecność.
Złapał Monik za rękę i mocno pociągnął w swoją stronę.
– Uciekamy! – krzyknął.
Ruszyli przed siebie. Marc biegł przodem, trzymając mocno dłoń Monik., Nie zwracali uwagi na smagające ich dotkliwie gałęzie.
– Stać natychmiast! Będę strzelać! – usłyszeli oddalający się głos. Nie zwracali uwagi już na nic. Chcieli tylko jak najszybciej znaleźć się w samochodzie. Nagle usłyszeli strzały z broni maszynowej. Kule uderzyły w otaczające ich drzewa, z których odprysła kora.
– Boże! Strzelają do nas! – krzyknęła Monik.
– Nie oglądaj się! Biegnij! – Marc łapał oddech.
Wydostali się na leśny parking, na którym zostawili audi. Po raz drugi usłyszeli strzały i głośne szczekanie psa. Marc w biegu sięgnął do kieszeni.
– Gdzie ten cholerny klucz? – pomyślał.
Podbiegli do samochodu. Mężczyzna nacisnął guzik na pilocie i samochód był już otwarty. Wskoczyli do środka. Chwilę trwało, zanim Marc, nerwowo szukając, włożył kluczyk do stacyjki. W chwili gdy uruchamiał silnik, na maskę samochodu wskoczył ogromny wilczur. Szczekając, rzucił się na przednią szybę. Monik odruchowo zasłoniła twarz rękoma.
– Nie bój się! – krzyknął Marc.
Samochód ruszył z miejsca. Ujadający na masce pies stoczył się na ziemię. Zbyt wiele dodanego gazu spowodowało, że auto zaczęło pływać po leśnej drodze. Marc włączył wszystkie światła.
– Uda nam się uciec, zobaczysz – powiedział. Jechali szybciej, na tyle, na ile w tych warunkach pozwalały umiejętności kierowcy. Po kilku minutach ucieczki zobaczyli przed samochodem ogromną łunę mocnego światła.
– Boże! Co to takiego?! – Monik złapała Marca za ramię.

– Nasłali na nas helikopter – odpowiedział. – Teraz dopiero się zacznie – pomyślał.
Samochód sunął z dużą prędkością po leśnej, dość krętej drodze.
Plama światła przesuwała się razem z nimi.
– Na szczęście nie strzelają – pomyślał Marc.
– Co robimy? – zapytała Monik.

– Nie mamy wyboru, musimy im uciec. Trzymaj się, będzie rzucać – odpowiedział Marc.

Samochód z dużą prędkością przetoczył się przez drewniany most. Lecący nad nimi helikopter kołysał się z boku na bok. Nagle Marc gwałtownie zahamował. Samochód skręcił w prawo. W tym miejscu leśna droga łączyła się z wąską asfaltową szosą. Marc odetchnął z ulgą. Teraz samochód trzymał się drogi, tak jak tego oczekiwał. Prowadząc, zastanawiał się, jak uciec pogoni. Był przekonany, że załoga helikoptera zaalarmowała patrole drogowe i że szykują one właśnie w tej chwili pułapkę. Po raz pierwszy był w takiej sytuacji. Dotychczas obserwował pościgi w kinie lub na ekranie telewizora. Nagle sam stał się bohaterem sensacyjnego filmu. Gorączkowo starał sobie przypomnieć, jak w filmach pozbywają się helikopterów. Ale nic poza strzelaniem z broni nie przychodziło mu do głowy. Zauważył, że helikopter znacznie obniżył lot i coraz bardziej zbliżał się do nich. Pilot starał się wyprzedzić samochód i siadając przed nim, zatrzymać go.
– Ależ ryzykuje… – pomyślał Marc. – Pełno tu drzew.
Wyminął helikopter, wjeżdżając do zatoczki przystanku autobusowego. Nacisnął gaz i pomknął dalej. Helikopter momentalnie uniósł się do góry. Podniósł się jednak pod kątem i nagle łopata wirnika uderzyła w pień przydrożnego drzewa. Rozległ się ogromny huk. Maszyna stanęła w płomieniach. Marc pierwszy zauważył błysk płomienia. Oddalający się samochód zalśnił żółtopomarańczowym światłem.
– O Boże! Co się stało, Marc?! – krzyknęła Monik.
– Spokojnie – odpowiedział Marc. – Widocznie w coś uderzyli. To nie nasza wina. Trzymaj się, musimy jak najszybciej stąd uciec. Pewnie już na każdym skrzyżowaniu na nas czekają. Zostawimy gdzieś samochód i spróbujemy dostać się do chaty.
– A co powiemy, jeśli nas złapią?
– Jeżeli tylko nie złapią nas dzisiaj, powiemy, że nasz samochód został skradziony. W tym kraju to nic dziwnego. Nie bój się, wszystko będzie w porządku. Dotarli do miejsca, w którym zaczynała się droga prowadząca do chaty nad jeziorem. Marc przejechał skrzyżowanie i skręcił w przeciwną stronę. Wjechał w las i zatrzymał samochód za zimowym karmnikiem dla zwierząt.
– Wysiadamy. Chodź Monik.
Wysiedli z auta. Marc przetarł kluczyki chusteczką i rzucił je daleko za siebie.
– Uciekamy stąd. Musimy jak najszybciej dostać się do chaty. To kilka kilometrów – zwrócił się do swojej towarzyszki. Po chwili biegli już asfaltową drogą. W oddali słyszeli dźwięk policyjnych syren. Zatrzymali się na chwilę, próbując złapać oddech. Pomiędzy drzewami, na drodze, z której zbiegli, dostrzegli przejeżdżający samochód. Ruszyli przed siebie. W chacie Kajetana zabytkowy zegar wybijał kwadrans po pierwszej.

piątek, 13 grudnia 2013

Przypominamy: Zakon rycerzy Wewelsburga

Poniższy tekst jest jednym z najważniejszych jakie ukazały się na łamach bloga "Kod Władzy", historia Zakonu stanowi osnowę wielu wątków tutaj poruszanych i dlatego polecam go Państwa szczególnej uwadze.

Bin Laden nie żyje. Powoli przyzwyczajamy się do tej myśli. Cały świat, a przynajmniej jego zachodnia część zastanawia się kiedy nastąpi zemsta? Czy w jej wyniku zginie kilkaset lub nawet kilka tysięcy ludzi? Ja zastanawiam się czy i kiedy, idąc za zwolennikami terrorysty, wystawi mu się pomnik lub otworzy muzeum tłumacząc, że to ku przestrodze? Niemożliwe? A no możliwe.

W czwartek 15 kwietnia ubiegłego roku otwarto muzeum poświęcone zbrodniczej hitlerowskiej organizacji SS. W wyniku jej działania zginęło nie tysiące a miliony ludzi. Zbiory muzeum ukazują historię liczącej ponad milion członków przybocznej gwardii Adolfa Hitlera – i jej wodza Heinricha Himlera, którego osobisty dziennik zdobi starannie przygotowaną wystawę. Na liczącej tysiąc eksponatów wystawie znajdują się dwa „pierścienie z czaszką”, które otrzymywali starsi stopniem oficerowie. Na srebrnych obręczach wygrawerowano podpis Himmlera, a także czaszkę, swastykę i runę Sig, szczególnie rozpoznawalny symbol SS. Gdzie nasi zachodni sąsiedzi pokazali światu tę wystawę? No właśnie, i tu cały dodatkowy skandal. Na zamku w Wewelsburgu, w którym Niemcy modlili się do swych bogów o zwycięstwo, a po wojnie dla zatuszowania historii tego miejsca zorganizowali w nim schronisko młodzieżowe. 

Zamek Wewelsburg imponująca, siedemnastowieczna rezydencja znajdująca się na szczycie wzgórza na południe od Hanoveru w środkowych Niemczech, odgrywała kluczową rolę w historii SS. Himmler wynajął go na ponad 100 lat w roku 1934, zaraz po tym jak partia nazistowska doszła do władzy, z zamiarem przekształcenia go w ośrodek szkoleniowy dla elity oficerów SS. Z czasem snuł on coraz ambitniejsze plany przejęcia okolicznej wioski i zbudowania stolicy dla SS, z zamkiem jako „centrum nowego świata” po osiągnięciu „ostatecznego zwycięstwa”.

czytaj dalej

czwartek, 12 grudnia 2013

Czy Twój smartfon jest bezpieczny?

Pentagon planuje wydać 16 milionów dolarów na przeniesienie blisko 100 tysięcy swoich pracowników na jeden rodzaj urządzeń mobilnych. Ma to podobno podnieść poziom bezpieczeństwa całego systemu.
fot. coronado/shutterstock

Skandal jaki miał niedawno miejsce w związku z ujawnionymi podsłuchami prowadzonymi przez amerykańską National Security Agency stawia nas w sytuacji gdy powinniśmy się zastanowić czy sprzęt mobilny, z którego korzystamy, zapewni nam wystarczający poziom bezpieczeństwa.

Z pewnością coś na ten temat wiedzieć będą pracownicy Pentagonu, których niedawno zmuszono do rezygnacji z dotychczas używanych smartfonów. Wszystkie produkty Apple oraz telefony i tablety z wbudowanym androidem mają być wymienione na starsze modele telefonów Blackberry, które mają zapewnić znacznie wyższy poziom bezpieczeństwa - poinformował Nextgov a informacja ta została potwierdzona również przez wysoko postawionych pracowników Pentagonu.

Dlaczego akurat te telefony będą znacznie bardziej bezpieczne? Według doniesień portalu DefenseTech wynika to z faktu, że prowadzone są zaawansowane prace nad stworzeniem wewnętrznego systemu wymiany danych, który zapewni znacznie lepszą ochrony. Do tego dochodzi fakt, że przy włączonym systemie inne urządzenia były bezużyteczne i w ich przekonaniu w przypadku wykorzystania w warunkach podniesionego ryzyka (np. otwartego konfliktu zbrojnego) będą one stanowić zagrożenie dla całości systemu.


źródło: DefenceOne/NextGov

środa, 11 grudnia 2013

Zaczipowana Brazylia

Czy brazylijskie miasto Belo Horizonte będzie pierwszym miastem na świecie, w którym w powszechnym użyciu znajdą się wszczepiane pod skórę czipy?

Już od lutego 2014 roku w tym liczącym 2,4 miliona mieszkańców mieście w sprzedaży dostępne będą elektroniczne czipy wielkości ziarenka ryżu. Umieszczane pod skórą dłoni między palcem wskazującym a kciukiem urządzenia mają pozwolić dorosłym Brazylijczykom szybką identyfikację oraz z łatwością określać gdzie się znajdują. Docelowo będzie można za ich pomocą zawierać bezgotówkowe transakcje a wszelkiego rodzaju klucze, kody PIN czy hasła staną się zbędne. Czipy nie będą potrzebować przy tym zewnętrznego źródła zasilania.

Za testowanie urządzeń odpowiadać będzie mające swoją siedzibę właśnie w Belo Horizonte stowarzyszenie Area 31 Hackerspace. Jak twierdzi jego prezes już kilka osób zgłosiło chęć wzięcia udziału w programie testowania chipów, obecnie głównym celem jest jak najszersze rozpropagowanie tych rozwiązań wśród mieszkańców miasta. A co potem? Tego oficjalnie nikt nie mówi, ale kwestią czasu pozostaje aż zaczną docierać do nas doniesienia na temat nadużyć związanych z czipami. Gdzie Waszym zdaniem kryje się główne zagrożenie?



źródło: newworldorderbrazil

wtorek, 10 grudnia 2013

Czym są planety, które "nie powinny istnieć"?

W ostatnim czasie odkryto co najmniej dwa niezwykłe ciała niebieskie, które poddają w wątpliwość aktualne teorie astronomiczne. Istnienie planety-piekła, czyli Keplera-78b i planety-giganta HD 106906, według tego co głosi współczesna nauka, jest zupełnie niemożliwe. A jednak zostały odkryte.
Czy tak może wyglądać nowa planeta? /fot. NASA

O pierwszej z nich poinformowano pod koniec października bieżącego roku. Została ona odkryta przez dwa niezależne zespoły z USA i Szwajcarii, które analizowały dane pochodzące z należącego do NASA teleskopu Kepler. Orbitować ma około 400 lat świetlnych od nas, okrążając gwiazdę rozmiarami przypominającą nasze Słońce. Jest ona pod względem wielkości bardzo zbliżona do Ziemi, co więcej ma podobną strukturę do naszej rodzimej planety. Różnica jest w temperaturach - Kepler 78b to planeta-piekło, na której panują temperatury przekraczające 1000 stopni Celsjusza a okrążenie rodzimej gwiazdy zajmuje jej zaledwie osiem i pół godziny.

Skąd jednak stwierdzenie, że nie powinna ona istnieć? Otóż opierając się na istniejących teoriach naukowcy zmuszeni są stwierdzić, że planeta musiałaby się uformować wewnątrz własnego słońca i tym samym jej orbita przebiegać by musiała przez jego wnętrze, a to jest niemożliwe.

Podobnie rzecz ma się z inną niedawno odkrytą planetą. Jest nią HD 106906, którą na początku nazwałem planetą-gigantem. Określenie to pasuje do niej idealnie zważywszy, że jej masa jest aż 11 razy większa od masy Jowisza. Jej tajemnica kryje się w tym, że ze wszystkich znanych współcześnie planet jest ona najdalej orbitującą od swojego macierzystego słońca. Biorąc zaś pod uwagę jej rozmiary, pozostaje zagadką w jaki sposób mogła ona w ogóle powstać. Jedna z hipotez mówi, że jest to niedoszłe słońce, któremu niewiele brakowało by stać się kolejną gwiazdą, jednak do tej pory nie przekonała ona większości naukowców. 

Pozostaje pytanie - co stoi za powstaniem powyższych ciał niebieskich? Czy współczesna wiedza o Wszechświecie jest faktycznie tak bogata jak zdawało nam się myśleć?


poniedziałek, 9 grudnia 2013

Fragment powieści "Kod Władzy". Rozdział 7: Stare Kiejkuty, Polska

Poprzedni rozdział

Marc nalewał do filiżanek aromatyczną kawę.
– Dziękuję, poproszę jeszcze trochę miodu – Monik zwróciła się do Kajetana. – To dla mnie naprawdę niesamowita atrakcja być w tak urokliwym miejscu i zajadać się prostym, smacznym, a co najważniejsze – zdrowym jedzeniem.
– Tak – uśmiechnął się Kajetan. – Coraz mniej jest takich miejsc… Tym milej jest mi was tutaj gościć.
Siedzieli we troje przy dużym, drewnianym stole ustawionym na tarasie. Marc wiernie powtórzył Monik swoją rozmowę z informatorem. Trochę boczyła się, że jej nie zabrał. Długo zastanawiali się nad historią, która zaprowadziła ich na Mazury. O tym, co będą robić dalej, postanowili zadecydować na drugi dzień. Krótkie wakacje w tym uroczym miejscu przydadzą się obojgu – zdecydowali. Urzeczeni atrakcyjnością miejsca, w którym się znaleźli, przechadzali się po leśnych ścieżkach. Wrócili, kiedy słońce schowało się za drzewami. Kolację zjedli w towarzystwie Kajetana, który opowiadał im o swoim spokojnym mazurskim życiu i zaletach okolicy.
Szybko położyli się spać.

Ranek powitał ich kolejnym cudownym wschodem słońca. Nie zdążyli jeszcze zaplanować tego, co będą robić w tak miło zapowiadający się dzień, kiedy do drzwi pokoju zapukał Kajetan, zapraszając ich na wspólne śniadanie. Musiał bardzo wcześnie wstać, gdyż na stole pojawił się bochen świeżego, złotego chleba.
Wcześniej zastanawiali się z Monik, kim jest ich gospodarz.
Oboje mieli zamiar dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Nie jest zapewne niczym nadzwyczajnym, iż inteligentny człowiek zaszywa się w leśnej głuszy. Nie dowiedzieli się jednak poprzedniego dnia czy jest może artystą. Pisarzem? Odludkowie uciekający od miejskiego gwaru często związani są z bohemą.
– Jesteśmy ci bardzo wdzięczni, że pozwoliłeś się nam u was zatrzymać – odezwał się Marc. – Zastanawialiśmy się wczoraj, co taki człowiek jak ty robi w takim miejscu? Czy nie będzie nietaktem, jeśli cię o to zapytam?
– Chyba nie – uśmiechnął się Kajetan. – Gdyby była to jakaś tajemnica, pewnie uciekałbym od takich gości jak wy. Mam na myśli waszą profesję. Wiecie, jak to jest z dziennikarzami – zażartował – z każdej dziury wyciągną jakąś sensację.
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że i w tym miejscu można się czegoś doszukać? – zapytała Monik, rozglądając się dookoła.
– Zapewne warto dociec tajemnicy smaku tego pysznego wiejskiego chleba. Nie sądzicie? – oparł Kajetan.
Roześmieli się wszyscy.
– Mówiąc troszkę poważniej – oboje z żoną jesteśmy naukowcami. Pracujemy na Uniwersytecie Warszawskim. A w tym zapomnianym – jak mówicie – miejscu, trochę odpoczywamy, a trochę, jak to naukowcy i bajkopisarze, pracujemy.
– Czy chcesz powiedzieć, że wasza praca wiąże się z tym regionem?
Prowadzicie tu jakieś badania? – zainteresował się Marc, pamiętając o wczorajszej rozmowie z nieznajomym.
– Badania…? – zawahał się Kajetan. – Niedokładnie… pracujemy raczej teoretycznie.
– A dlaczego właśnie tutaj?
– Dlaczego…? – Kajetan wydawał się trochę zmieszany.
– No właśnie, co robicie w takiej głuszy? – Drążyła Monik.
Kajetan roześmiał się.
– Najchętniej gramy w karty .
– W karty? – zdziwiła się.
– No, karty to tajemniczy dodatek do tego magicznego miejsca – uśmiechnął się wymownie.
– Marc, nasz miły gospodarz z nas żartuje – poskarżyła się Monik.
Kajetan podniósł ręce w geście protestu.
– Zaraz, zaraz mogę to udowodnić.
– Tak? – Monik bawiła się w najlepsze. – Bardzo proszę. Z przyjemnością poznam coś, czego nie znam.
– Naprawdę? – Kajetan szukał potwierdzenia. – Skoro tak, to trochę was odprężę po długiej podróży. Gry karciane należą do najpopularniejszych gier ludzkości. Jednak oprócz czystej rozrywki, niektórym z nich od dawna towarzyszyło coś więcej, coś na pograniczu magii i mistyki. Być może było to związane z tym, że tak wiele w grach karcianych zależy od losu, nad którym nie mamy zupełnie kontroli. Pochodzące z Chin karty zyskały ogromną popularność w Europie, gdzie powstało wiele rodzajów gier wykorzystujących talie kart. Szczególną historię mają słynne karty tarota, które we wprawnych rękach pozwalają przewidzieć przyszłość, odpowiedzieć na pytania dotyczące zarówno śmierci, jak i miłości. Ich obecność wiąże się jednak ze szczególnym ryzykiem, gdyż grający igra z nieznanymi siłami, które nieostrożnego gracza mogą kosztować utratę duszy.
– Pewnie, unoszą go diabły i zabierają do piekła – śmiała się Monik.
– W drugiej połowie XX wieku – kontynuował Kajetan. – Karty zyskały jeszcze jedno oblicze. Wraz z rosnącą popularnością gier RPG wielkim powodzeniem zaczęły się cieszyć gry karciane, które pozwalały wykorzystać potencjał fantastycznych światów. Wyobraźnia dwudziestowiecznych pisarzy oraz twórców systemów gier musiała też siłą rzeczy powędrować w stronę wykorzystania krążących wśród ludzi podań, tajemnic i spisków. Tę fascynację tłumaczą słowa H.P. Lovercrafta, który stwierdził, że: „najstarszą i najsilniejszą emocją towarzyszącą rodzajowi ludzkiemu jest strach, zaś najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym”. Dobrze zapadły mi w pamięć. Fascynacja strachem przyniosła wkrótce owoce. Zaczęły pojawiać się takie gry, jak popularny na przełomie lat 80. i 90. system „Wampir: Maskarada”, gdzie fani mogli dotknąć drugiego dna rzeczywistości, gdzie pod cienką warstwą ludzkiej cywilizacji zażarty bój toczą ze sobą krwiożercze istoty, które od tysiącleci sprawują rzeczywistą władzę nad światem.
– Masz rację, strach pobudza wyobraźnię. Jednak karty to karty, co w nich może być niezwykłego? – zapytała nieprzekonana Monik.
– Ano właśnie, coś niezwykłego. Mam dla was prawdziwego rodzynka w karcianych grach. Największą tajemnicę i najwięcej kontrowersji budzi wydana na początku lat 80. gra dotycząca Iluminatów.
W sieci można znaleźć informacje, jakoby jeszcze podczas przygotowań do wydania tej gry, do siedziby jej twórcy, firmy Steve’a Jacksona, wtargnęło CIA i skonfiskowało cały jej nakład. Dopiero w wyniku wygranego procesu sądowego Jackson odzyskał możliwość ich wydania. Tego typu informacje krążą po sieci, lecz ciężko je jednak jednoznacznie potwierdzić. Być może jest to chwyt marketingowy przygotowany przez wydawców gry, by zainteresować nią szerszą publiczność? Z samą grą wiąże się jednak o wiele większa tajemnica, którą ciężko wytłumaczyć zwykłym marketingiem.
– Jaka tajemnica? – zainteresowała się Monik.
– Twórcy gry całymi garściami czerpali z różnego rodzaju „teorii spiskowych”, wszystko to podlewając sosem najprzeróżniejszych legend i literatury fantastycznej. W ten sposób wśród organizacji, którymi może mógł zarządzać gracz, są nie tylko Iluminaci, ale również UFO, zakon wyznawców pradawnych bóstw pochodzących z mitologii stworzonej przez wspomnianego już H.P. Lovercrafta.
Cała gra miała od początku funkcjonować z lekkim przymrużeniem oka i zapewne jej popularność nie wyszłaby poza środowisko fanów gier karcianych i RPG, gdyby nie jedna rzecz...
– Ależ potrafisz zaciekawić – Marc komplementował opowieść Kajetana.
– Otóż wiele kart w tej grze, jak się z czasem okazało, miało charakter iście proroczy. Najsłynniejsze są szczególnie dwie karty przedstawiające płonące wieże World Trade Center oraz Pentagon. Rysunki do złudzenia przypominają obrazy z ataków z 11 września 2001 roku. Nie wskazują co prawda, jak do tych zamachów doszło, jednak sam fakt, że ataki zostały przewidziane, daje do myślenia. Nie są to zresztą jedyne kontrowersyjne karty. Na innej karcie możemy zobaczyć trupią czaszkę, unoszącą się nad miastem, z podpisem „Redukcja populacji” – wszystkich, którzy znają zagadnienie „chemtrails”, czyli chmur zawierających toksyczne związki rozpylane na niebie, podobieństwo nasunie się od razu. Wybuchające co jakiś czas, a podkręcane przez media histerie związane z kolejną mutacją tej lub innej grypy, wszędobylskie szczepionki – to również można znaleźć wśród kart Illuminati – „Centrum do spraw kontroli chorób”.
Kajetan zamilkł na chwilę.
– Fascynująco musi się prezentować – odezwał się po chwili – spojrzenie na galerię kart w kontekście ostatnich wydarzeń na świecie. Nie brakuje w nich odniesień choćby do kryzysu wywołanego cenami nieruchomości, sztucznego ratowania gospodarek, a nawet pożerania kolejnych walut przez rosnący kryzys. Wielka ryba zjadająca kolejno jena, funta, w końcu dolara to wciąż kwestia przyszłości, ale czy faktycznie aż tak odległa? Do tego warto wymienić także kartę „Sterowanie rynkiem”, pokazującą kontrolę świata finansów nad budżetami państw. Wystarczy włączyć telewizor i posłuchać, jak grecki kryzys wpływa na decyzje pozostałych państw strefy euro, by przekonać się, że również ta karta okazała się być proroczą. Ostatnio głośne stały się karty dotyczące tegorocznych wydarzeń. Na karcie „Fala przypływu” wielka fala tsunami zalewająca ogromne miasto przypomina nam o skutkach wielkiego trzęsienia ziemi 11 marca 2011 roku w Japonii. Jeszcze większe podobieństwo do rzeczywistych wydarzeń można dostrzec, spoglądając na kartę zatytułowaną „Połączone katastrofy”, gdzie widać spadającą wieżę zegarową. Wielu interpretatorów do marca bieżącego roku podejrzewało, że przedstawiają one jakąś wielką katastrofę, jaka dotknie Londyn, a szczególnie angielski House of Parlament i Big Bena. Dopiero po tragedii, jaka dotknęła Japonię zauważono, że zegar na karcie do złudzenia przypomina ten, który znajdował się do niedawna w Tokio. Oczywiście oficjalne doniesienia podają, że trzęsienie ziemi na Pacyfiku i powstała w jego skutku ogromna fala tsunami były zjawiskami jak najbardziej naturalnymi, jednak wielu badaczy, w tym między innymi Benjamin Fulford twierdzą, że trzęsienie zostało wywołane sztucznie, poprzez użycie HAARP, nowego rodzaju broni, umożliwiającej, za pomocą pola magnetycznego, wywoływanie trzęsienia ziemi. Na koniec warto wskazać na inne karty, które przedstawiają tak znajome nam tematy jak wszczepianie pod skórę chipów czy wszechobecne kamery. Oczywiście istnieje również tak zwany ruch oporu, w grupie możemy zobaczyć między innymi hackerów. Czy gdy przypominacie sobie o utworzonej przez „hackerów” stronie Wikileaks oraz aktywnej ostatnio grupie „Anonymous”, możemy czuć się zaskoczeni?
– To niesłychane – odpowiedziała Monik. – To naprawdę była karciana gra?
– Gra „Iluminati: the Card Game”. Chociaż w założeniu miała mieć przede wszystkim charakter rozrywkowy i jej celem było raczej wyszydzenie wielu tak zwanych teorii spiskowych, to jednak jak się finalnie okazało, sama stała się ich częścią. Największą tajemnicą jest to, jak autorzy tak trafnie przewidzieli wydarzenia, które miały miejsce dopiero kilka lat po wydaniu gry. Oczywiście pewnych rzeczy można było się domyślić, w jakiś sposób przewidzieć, ale czy na taką skalę i do tego tak trafnie? Najwyraźniej autorzy musieli się wcześniej wyposażyć w niezwykle dobrą szklaną kulę, dzięki której bez problemu mogli przewidzieć zdarzenia przyszłości. Oczywiście może być też inne wytłumaczenie. Istnieją strony internetowe, które są jak mrugnięcie do nas okiem – my wiemy, że o nas wiecie, ale nic z tym nie zrobicie. Podobną rolę może odgrywać także gra Illuminati – która mówi nam: „wiecie co planujemy, ale nic z tym nie możecie zrobić”. Może mało to optymistyczne, ale wiele obecnych na kartach przepowiedni wciąż czeka na realizację. Czy jednak tego właśnie chcemy?
Jego słowa przerwał dzwonek telefonu Marca, który poderwał się od stołu.
– Przepraszam na chwilę. Pewnie to nasi szefowie zastanawiają się, gdzie przepadliśmy.
Wszedł do pokoju i odebrał telefon.
– Tak? Słucham?
– Witam pana. Rozmawialiśmy wczoraj…
Marc poznał głos tajemniczego mężczyzny.
– Tak, tak, poznaję pana.
– Mam dla pana informację.
– Słucham uważnie.
– Kolejny samolot wyląduje dzisiaj. Niech pan będzie na lotnisku o 23:30. Tylko proszę być ostrożnym.
Rozmówca rozłączył się. Marc odłożył telefon.

czwartek, 5 grudnia 2013

Tajna japońska agencja, o której rząd "nic nie wie"

Istnieniu tej organizacji zaprzeczają najwyższą rangą oficerowie, nic o niej nie wiedzą również wysoko postawieni urzędnicy, w tym japoński premier. Jej działalność owiana jest tajemnicą

Blisko tydzień temu agencja informacyjna Kyodo opublikowała artykuł, w którym powołując się na nieznanego z nazwiska informatora, ujawniła kulisy działalności tej sekretnej instytucji. O jej istnieniu wie zaledwie kilku wojskowych, jednak poza kręgiem wtajemniczonych znajduje się zarówno sam premier jak i minister obrony, który w oświadczeniu dla prasy przyznał, że nic o niej nie wiedział.

Chociaż centrala mieścić się ma w dystrykcie Ichigaya we wschodniej części okręgu Shinjuku (Tokio składa się z 23 podobnych okręgów), to jednak struktura tej agencji jest mocno zdecentralizowana a większość lokalizacji mieści się w wynajmowanych mieszkaniach zarówno w Japonii jak i innych azjatyckich państwach.

Jej początki sięgać mają końca Zimnej Wojny, członkowie organizacji nie znają się z imienia a cała jej działalność jest ściśle tajna. Najczęściej funkcjonują oni jako przedstawiciele japońskich spółek, które są zainteresowane inwestycjami na terytorium danego państwa. Według doniesień Kyodo najważniejszymi ośrodkami, którymi interesowali się członkowie organizacji była przede wszystkim Korea Północna i Południowa, oprócz nich również Chiny, Rosja oraz Polska. Obecność naszego kraju w tym zestawieniu wydaje się z naszego punktu widzenia najciekawsza. Skąd tak duże zainteresowanie japońskich służb właśnie nami? Czy Polska stanowi po prostu dogodne miejsce do operowania zagranicznych służb a może Japończycy wiążą z nami jakieś istotne cele? Warto bliżej przyjrzeć się tej sprawie, co Państwo na to?
 
 

źródło: intelnews/guardian

środa, 4 grudnia 2013

Piramidy na Antarktydzie - kolejna mistyfikacja czy może sensacyjne odkrycie?

Grupa naukowców z Ameryki i Europy dokonała niezwykłego odkrycia na skutej lodowcem powierzchni Antarktydy. Okazuje się, że znajdujące się tam szczyty mogą być dziełem człowieka. 

s8int.com
W sumie na południowym kontynencie znajdować się mają trzy piramidy - jednak leżeć ma bardzo blisko brzegu, podczas gdy pozostałe dwie położone są około szesnastu kilometrów wgłąb lądu. O nich samych nie wiadomo zbyt wiele, do tej pory żadna ekspedycja nie zbadała dokładnie czy te niezwykłe miejsca mają charakter naturalny czy faktycznie są one dziełem rąk ludzkich. Jeśli to drugie jest prawdą to możemy mieć do czynienia z prawdziwą archeologiczną sensacją wskazującą przede wszystkim na fakt, że na Antarktydzie panował cieplejszy klimat względnie niedawno, na tyle by zdążył się na niej osiedlić człowiek i zbudować zaawansowaną cywilizację zdolną postawić tak monumentalne budowle.

Według strony internetowej owych badaczy już wkrótce te fakty mają zostać zweryfikowane a światło dzienne ujrzeć sensacja, która wstrząśnie współczesnym poglądem na historię ludzkości. Problem w tym, że tak nie będzie. Nie ma się co spodziewać jakiejkolwiek wyprawy a tym bardziej naukowego przewrotu. Jak zauważył bowiem autor jednej ze stron zajmujących się ujawnianiem podobnych mistyfikacji zdjęcia gór-piramid chociaż miały być zrobione ok. 2009-2012 roku to jednak pochodzą ze znacznie wcześniejszego okresu. Co więcej na stronach zawierających te zdjęcia bardzo często instalowało się złośliwe oprogramowanie, które atakowało komputery ciekawskich użytkowników. Pamiętajmy więc by dobrze sprawdzać jakie strony odwiedzamy podczas poszukiwań tajemnic tego świata.



inserbia.info/hoaxman/voiceofrussia


wtorek, 3 grudnia 2013

Co czeka Ukrainę?

źródło: flickr.com
źródło: Flickr.com
Wydarzenia jakie mają miejsce obecnie na Ukrainie prowokują do zastanowienia się nam możliwymi konsekwencjami obecnych wydarzeń i tym co czeka w najbliższej przyszłości naszego sąsiada. Przeanalizujmy zatem kilka scenariuszy tego jak potoczą się losy naszego wschodniego sąsiada.

1. Przywrócenie stabilności w kraju, Janukowycz nadal u władzy.

Zacznijmy od najbardziej optymistycznego wariantu. Po kilkutygodniowej zawierusze władze w Kijowie decydują się na ustąpienie w kilku kwestiach co sprawia, że protestującym Ukraińcom wytrącone z ręki zostają główne argumenty. Coraz mniej ludzi manifestuje aż w końcu społeczne emocje ustają. Wiktor Janukowycz i jego ekipa pozostają u władzy i nadal realizują politykę lawirowania między Wschodem i Zachodem, który jednak nie mogąc wyjść z kryzysu staje się coraz mniej atrakcyjny dla dużej części ukraińskiego społeczeństwa.

2. Zmiana władzy w kraju, zwycięstwo opcji prozachodniej


W wyniku nasilających się protestów prezydent Janukowycz idzie na kompromis i dymisjonuje obecny rząd. Na jego miejsce powołany zostaje bardziej umiarkowany gabinet, który jednak wciąż narażony jest na ataki politycznych przeciwników. W parlamencie, po podziałach w rządzącej partii dochodzi do sytuacji patowej i prezydent zmuszony jest rozpisać przedterminowe wybory, które przynoszą zwycięstwo sympatyzujących z Zachodem partii. W kraju dochodzi do przemian analogicznych jak podczas pomarańczowej rewolucji.

3. "Aksamitny podział" - rozpad Ukrainy na kilka odrębnych państw

Żadna ze stron nie dochodzi do porozumienia. Na Zachodzie Ukrainy policja i urzędnicy masowo odmawiają wykonywania poleceń z Kijowa, nie pomagają próby i groźby. Powoli Ukraińcy z obu stron kraju dostrzegają, że związki pomiędzy obydwoma częściami są coraz luźniejsze aż w końcu de facto powstają 2 odrębne państwa. Pytanie, czy na pewno dwa państwa, nie wiadomo bowiem gdzie w tej konfiguracji znajdą się Kijów, Sewastopol czy Użgorod?

4. Wojna domowa i rozpad Ukrainy

Ten scenariusz jest również prawdopodobny - sytuacja w kraju staje się coraz bardziej napięta. Urzędnicy ze Lwowa czy z Łucka odmawiaja wykonywania poleceń z Kijowa, w wielu miastach ludzie zaczynają szturmować budynki rządowe ustanawiając własny porządek. Chcąc zaprowadzić porządek władze wysyłają wojsko, które spotyka opór zorganizowanych bojówek. Część jednostek przechodzi na stronę buntowników. Władze Krymu wzywają na pomoc wojska rosyjskie i ogłaszają chęć przyłączenia do Federacji Rosyjskiej. Mieszkańcy Zakarpacia z kolei ogłaszają niepodległość i proklamują Ruś Zakarpacką. Dochodzi do przeciągających się walk, w wyniku których setki tysięcy Ukraińców migrują do Polski, Rosji, Białorusi i Słowacji.

5. Wojna domowa - Ukraina zarzewiem konfliktu na dużą skalę
Rosja uznaje deklaracje Krymu, jako pierwsza uznaje również niepodległość Rusi Zakarpackiej. To spotyka się z krytyką Zachodu, przede wszystkim Niemiec. Media ujawniają krwawe zbrodnie jakich dokonały wojska rządowe w kilku zbuntowanych regionach, z kolei rosyjskie media publikują informacje o analogicznych zbrodniach ze strony Ukraińców z Zachodu, nawiązują przy tym do banderowskich tradycji części liderów. Eskalacja konfliktu destabilizuje także inne państwa regionu, dochodzi do kolejnego powstania na Kaukazie.

Na który z powyższych scenariuszy stawiacie?

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Fragment powieści "Kod Władzy". Rozdział 6: Brzeg morza, Anglia

Poprzedni rozdział

W oknach białej willi paliło się światło. Wiatr poruszał delikatnie firaną balkonu. Słońce powoli zachodziło za horyzont. Irvingowie, będąc w znakomitym nastroju, podejmowali swojego gościa kolacją. Wspominali stare czasy, kiedy to kilka razy udało im się spędzić wspólnie wakacje. Mężczyźni delektowali się smakowitymi daniami przygotowywanymi przez Annę, słynącą wśród znajomych z niezwykłego talentu kulinarnego.
Wyborna kolacja dobiegała końca.
Anna wstała, zbierając naczynia. Była średniego wzrostu szczupłą brunetką, zachowującą pomimo mijających lat znakomitą sylwetkę. Jej brązowe oczy harmonizowały z ciepłym uśmiechem. Po chwili wróciła do stołu.
– Jestem przekonana, że teraz panowie oddadzą się chwili męskich rozmów – uśmiechnęła się.
– Anno, każda chwila bez ciebie nie będzie już tym samym co z tobą – odpowiedział uprzejmie Poul, odwzajemniając uśmiech.
– Mam nadzieję, że Steven wybaczy mi tę kokieterię.
– Gdyby nie chodziło o duchownego, musiałbym to jeszcze przemyśleć – Irving przyjął ton swojego przyjaciela. – Zapraszam cię na mały spacer po plaży – zwrócił się do niego.
– Znakomicie. Dobrze nam zrobi trochę ruchu po takiej uczcie.
Mężczyźni wyszli na taras, z którego prowadziły na plażę odważnie zaprojektowane schody. Nie burząc architektury domu, pozwalały na szybkie znalezienie się nad samym morzem.
Zeszli na brzeg. Jak na tę porę dnia było zaskakująco ciepło. Fale rozbijały się delikatnie o piasek.
– Macie możliwość przebywania w niezwykłym miejscu – pierwszy odezwał się Poul.
– Tak, wracamy tu niezmiennie zauroczeni nim od lat.
Chwilę szli w milczeniu. W oddali odezwała się syrena wypływającego w morze promu.
– Powiedz mi, Poul, co tak naprawdę cię tutaj sprowadza? – zapytał Irving.
– Domyśliłeś się, że nie przyjechałem do was towarzysko…
– Właśnie… Do tej pory, kiedy przyjeżdżałeś wypocząć lub spotkać się z nami przy jakiejś innej okazji, zawsze uprzedzałeś mnie o swoim przyjeździe. Tym razem nie zadzwoniłeś.
– Hm, wiesz, że ogromnie cieszę z naszego spotkania, ale rzeczywiście tym razem nie przyjechałem towarzysko.
Irving czekał na inicjatywę przyjaciela.
– To, co za chwilę usłyszysz, objęte jest ścisłą tajemnicą… Otrzymałem od papieża tajną misję – Poul ściszył głos. – W Watykanie zaszło zdumiewające wydarzenie. Zamordowano kardynała… bardzo ważnego kardynała… Człowieka, który zajmował się polityką zagraniczną
Watykanu, a w zasadzie stałą analizą tego, co dzieje się na świecie. To on wyciągał wnioski służące do późniejszego podejmowania inicjatyw dyplomatycznych, tych formalnych i tych nieformalnych.
– Zaintrygowałeś mnie – stwierdził Irving. – O niczym takim nie słyszałem…
– Nie słyszałeś, ponieważ jego śmierć została utajniona. Niezwykłe jest to, że zginął w momencie, w którym zamierzał przekazać papieżowi tajemnicę, jak twierdził, światowego spisku. Tak jakby ktoś, kto zadecydował o jego śmierci, dokładnie wiedział, kiedy ma zginąć.
– Jak zginął?
– Został zastrzelony. Kula wpadła przez okno, którego nie powinno dać się rozbić. Gdzieś z miejsca, z którego nie można właściwie oddać takiego strzału. Wygląda na to, że ktoś z najbliższego otoczenia papieża pomógł zamachowcy.
– To rzeczywiście niezwykła historia – zadumał się Irving.
Poul spojrzał w kierunku zachodzącego słońca. Zaczynała się pora, w której morze zastygało. Przypominało olbrzymie, spokojne jezioro.
– Kardynał opowiadał papieżowi przed śmiercią o ostatnich konfliktach międzynarodowych, a szczególnie o relacjach dotyczących Niemiec, Polski i Rosji. Był człowiekiem starej daty i dlatego nie wiemy, co dokładnie miał na myśli, kiedy używał słowa spisek.
– To fakt – takie określenie kojarzy się raczej z zamierzchłymi czasami – odparł Irving – dziś modne jest słowo terroryzm.
– Właśnie. Mnie kojarzy się to z polinfluencją.
– Polifluencją?
– Tak, to to taki nowy termin. Mowa o wywieraniu wpływów w celu osiągnięcia politycznych i ekonomicznych korzyści. Często poprzez fizyczną lub formalną eliminację przeciwników.
– Rozumiem. Czy twoja misja ma na celu wyjaśnienie tego, o co chodziło kardynałowi?
– W zasadzie tak, ale w szczególności dotyczy czegoś, a właściwie kogoś bardziej konkretnego – odparł Poul. – Kardynał przed śmiercią powiedział, że swoje przemyślenia konsultował z przyjacielem, który może być kluczem do wyjaśnienia tej zagadki. Niestety, nie podał jego nazwiska. I to właśnie jego mam znaleźć.
– Myślisz, że to Anglik?
– Nie wiem, nikogo nie można wykluczyć. Do Anglii sprowadza mnie twój ostatni, sławny pacjent. Nie możemy wykluczyć, że może on mieć ze sprawą, o której mówił kardynał, jakiś związek. Kardynał między innymi wspomniał o złych stosunkach pomiędzy Polską a Rosją.
Z tego co wiemy, agent, który umarł w twoim szpitalu, był członkiem jakiejś organizacji, o której na dobrą sprawę niczego nie wiadomo. Podobno miała być wykorzystywana do specjalnych celów.
– A kto według ciebie mógłby być odpowiedzialny za jego śmierć?
– Wykluczając bezpośrednie zaangażowanie rosyjskiego rządu? – kontynuował Poul. – Z tego co wiem, jedynie osoby mające dostęp do państwowych laboratoriów nuklearnych byłyby w stanie przygotować spisek. Prowadzący dochodzenie wpadli na trop pięciu lub więcej mężczyzn przybyłych do Londynu z Moskwy. Przyjechali do Anglii razem z grupą kibiców piłki nożnej na krótko przed zachorowaniem agenta. Byli obecni na meczu CSKA Moskwa z londyńskim Arsenalem 1 listopada, w dniu, gdy doszło do otrucia. Wkrótce potem wrócili do Moskwy.


– Czytałem o tym. Policja nazwała ich świadkami. Przypuszczają, że ich obecność w Londynie jest kluczowa w sprawie śmierci byłego agenta rosyjskiego wywiadu. Nasze służby twierdzą, że w śmierć agenta mogą być zamieszani ludzie działający poza kontrolą rządu Rosji lub byli członkowie tajnych służb.
– Możesz mi powiedzieć, co spowodowało jego śmierć? – zapytał Poul.
– Oczywiście, zmarł w ubiegły czwartek wskutek bardzo silnego napromieniowania izotopem polonu 210. Ślady tego promieniowania zostały wykryte między innymi w hotelu, a także w kilku innych miejscach, w których przebywał agent. Prawdopodobnie spotkał się w Londynie na herbacie z dwiema osobami. Jedna z nich przedstawiła się jako znajomy jego przyjaciela, co miało uśpić czujność agenta. Po kilku godzinach poczuł się bardzo źle, a jego stan zaczął się błyskawicznie pogarszać. Jego przyjaciel, którego poznałem w szpitalu, jest przekonany, że angielska policja doskonale wie, kto go otruł i dlaczego.
– Zawiła ta cała sprawa – odparł Poul. – Zmarły agent był zdania, że zna okrutne tajemnice rosyjskich tajnych służb. W 2000 roku zbiegł do Anglii, a jakiś miesiąc temu dostał brytyjskie obywatelstwo. Twój pacjent podobno na kilka dni przed śmiercią zmienił swoje wyznanie na islam. Taką właśnie deklarację miał ponoć złożyć muzułmańskiemu duchownemu, kiedy przebywał w szpitalu.
Czy wiesz coś na ten temat?
– Cóż – Irving zamyślił się – różne osoby odwiedzały go w szpitalu.
To policja decydowała o tym, komu wolno było wejść, a komu nie. Musiałbym zapytać, może ktoś z mojego personelu będzie coś wiedział.
– W swoim oświadczeniu, które zostało opublikowane w ubiegły piątek, jako winnego swojego otrucia wskazał prezydenta Rosji. Pytanie tylko, dlaczego nie ujawnił wszystkiego, skoro twierdził, że racja jest po jego stronie…
– Badania potwierdziły, że w krwi agenta znajdowały się duże ilości izotopu. Sprawdzamy teraz, w jaki sposób mogły się tam dostać. Właśnie dzisiaj dowiedziałem się, że samolot fińskich linii Finnair został zatrzymany na kilka godzin na lotnisku w Moskwie, ponieważ na jego pokładzie wykryto ślady radioaktywności. Po lądowaniu Airbusa A319 na lotnisku Szeremietiewo i wyjściu pasażerów maszyna została dokładnie sprawdzona. Okazało się, że poziom radioaktywności na pokładzie przewyższa normy i z tego względu przełożono lot do Helsinek. Być może na pokładach sprawdzanych samolotów przewożono z Rosji do Anglii promieniotwórczy izotop polonu. Ten sam, którego następnie użyto do zabicia byłego agenta.
– Sprawa ma swój włoski wątek, gdyż przyjaciel, ten ze szpitala, o którym mówisz, to właśnie Włoch. A skoro Włoch, to być może przez niego prowadzi droga do osoby z kręgu papieża.
– Czy może kojarzysz tego Włocha? – zapytał.
– Nie, ale spróbuję dowiedzieć się jak najwięcej na jego temat.
– Wracajmy, Anna pewnie się niepokoi. Dziękuję ci za informacje.
Wracali w milczeniu. Irving zadumał się nad tym, o czym wcześniej rozmawiali. Weszli schodami na taras. Czekała na nich Anna, nieświadoma prawdziwego powodu wizyty Poula.

sobota, 30 listopada 2013

Przypominamy: Operacje fałszywej flagi

Dzisiaj chciałbym odświeżyć stary tekst napisany dwa lata temu do Encyklopedii Spisku opisujący zjawisko operacji fałszywej flagi. Ten typ działań, mający na celu wprowadzenie w błąd opinii publicznej, wydaje się być niezwykle często wykorzystywane przez ludzi i organizacje, którym zależy by ludzie myśleli dokładnie to, co oni sobie życzą.

Oto kilka ciekawych materiałów poświęconych temu zjawisku:








piątek, 29 listopada 2013

Groźba wojny domowej we Francji? Niemcy już są gotowe!

Na przełomie września i października niemiecka Bundeswehra przeprowadziła manewry, podczas których ćwiczony scenariusz ataku zewnętrznego oraz wojny domowej.

Zaledwie dwa dni temu cytowałem francuską polityk Marine Le Pen, która twierdzi, że w jej kraju sytuacja jest tak napięta, że już wkrótce dojść tam może do wojny domowej. Te niepokoje wyczuwane są nie tylko w Paryżu, o czym świadczyć mogą ostatnie ćwiczenia Bundeswehry. 

Niemieckie siły zbrojne zorganizowały bowiem trwające 10 dni manewry, podczas których ćwiczono scenariusze napaści zewnętrznej oraz powstania wewnątrz kraju. W przeznaczonych dla żołnierzy instrukcjach zawarto między innymi informacje na temat tego jak radzić sobie z rozwścieczonym tłumem i jak radzić sobie podczas walki z powstańcami w terenie zurbanizowanych. W manewrach wzięło udział 3 500 żołnierzy oraz około 700 naziemnych pojazdów bojowych, do rekonesansu wykorzystywane były również drony szpiegowskie. 

Jedną z testowanych taktyk było przykładowo sprawdzenie terenu przez drony, następnie wprowadzenie na ulice małych czołgów zwiadowczych typu "Fennek". Kolejne budynki miały być zabezpieczane po kolei a nad wszystkim mieli czuwać odpowiednio umieszczeni snajperzy.

Jak twierdzą środowiska wojskowe scenariusze uwzględniały przebieg wydarzeń, które "mogą mieć miejsce w przyszłości" a także umożliwić żołnierzom przetestowanie swoich zdolności w warunkach zbliżonych do rzeczywistych. Cała operacja nosiła kryptonim "Obsidia" i zakładała atak fikcyjnego państwa o takiej samej nazwie.

Ćwiczenia Bundeswehry to nie pierwszy sygnał świadczący o pogarszającej się sytuacji w Europie. W tym przypadku szczególnie intrygujące wydają się informacje, że Niemcy zdecydowali się na przeprowadzenie samodzielnych manewrów (nie zaproszono sojuszników z NATO) a także uwzględniono możliwe zagrożenie wewnętrzne. Czy niemiecki wywiad przewiduje, że jest coś czego powinni się obawiać?


- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf