Telefon w prywatnym mieszkaniu Poula zadzwonił krótko przed północą. Poul zamknął czytaną książkę i odłożył ją na stolik. Sięgnął po słuchawkę.
– Tak, słucham.
– Dobry wieczór, tu Steven. Nie obudziłem cię? – głos po drugiej stronie wywołał uśmiech na twarzy Poula.
– Ależ skądże, nie spałem jeszcze. Dzwonisz z domu?
– Nie, mam dyżur w szpitalu. Wiesz, dla lekarza każda pora jest dobra, aby choć na chwilę oderwać się od nie zawsze miłych obowiązków. Nie mogę się przyzwyczaić do śmierci swoich pacjentów.
Mieliśmy dziś nie najlepszy dzień – odparł Irving.
– Życie czasem nie jest łatwe. Czy coś się stało? – zaniepokoił się Poul.
– Nic takiego, co mogłoby cię zaniepokoić… ale chciałbym na chwilę wrócić do naszej rozmowy. Nie wiem, czy mogę jednak uczynić to przez telefon.
– Obawiam się, że dziś wszystkich ktoś podsłuchuje – zaśmiał się Poul. – Pomimo zapewnień o tak zwanych bezpiecznych liniach telefonicznych nie jestem ich tak bardzo pewien. Zaryzykujmy jednak. Co się stało?
– Posłuchaj, Poul, chyba wiesz, że pacjent, o którym rozmawialiśmy, został skażony radioaktywną substancją. Pisała o tym prasa. Za chwilę może umrzeć jego żona i przynajmniej jeszcze kilka osób, które się z nim kontaktowały przed śmiercią.
– Tak, czytałem o tym. Próbujemy dociec, dlaczego ilość izotopu polonu była tak duża. Pierwsza partia pierwiastka dotarła do Wielkiej Brytanii gdzieś w drugiej połowie października. Nie wiemy, dlaczego ktoś zaryzykował jeszcze dwa kolejne transporty, skoro już pierwsza dawka wystarczyłaby do uśmiercenia jednej osoby.
– Mnie również to zastanawia – stwierdził Irving.
– Podobno jedna z firm z amerykańskiego stanu Nowy Meksyk sprzedaje legalnie dawki polonu. Izotop oferuje w Internecie. Na jednorazowe dawki polonu 210 w cenie 69 dolarów ma najwyżej kilka zamówień z USA, średnio co dwa, trzy miesiące. Aby kogoś uśmiercić, potrzebne jest około 15 tysięcy takich porcji polonu. Nie sądzę, aby tak duże zamówienie przeszło bez echa.
– Mówi się u nas, że użycie tak dużej ilości izotopu mogło być wskazówką dla brytyjskich śledczych, mającą na celu ułatwienie wykrycia sprawców, a może było po prostu oznaką nieudolności morderców. Takie są informacje oficjalne. Ale mam też dla ciebie coś, o czym nie wiedzą, póki co, śledczy i zaangażowani agenci.
– Tak? – zainteresował się Poul. – Wiesz coś, czego nikt nie wie?
– Owszem, ale to garść różnych dziwnych informacji.
– Słucham cię z wielkim zainteresowaniem – Poul nie ukrywał zaciekawienia.
– Zanim umarł ów człowiek, powiedział o kilku pozornie niezwiązanych ze sobą sprawach lekarzowi, który się nim opiekował. Ten lekarz to mój pracownik. Właśnie dziś wieczorem rozmawiałem z nim i dlatego dzwonię do ciebie. Może wiadomości te przydadzą ci się do wyjaśnienia całej sprawy.
– Będę ci ogromnie wdzięczny.
– Zaraz do tego przejdę, ale nie wydaje ci się, że to dziwne, by truć w taki sposób agenta, o którym wywiad Rosji opowiada, że nie miał żadnych ważnych informacji i podobno nie był nigdy włączony w jakieś istotne sprawy?
– Masz rację, to nieracjonalne. Mam wrażenie, że to morderstwo miało posłużyć jako odstraszający przykład dla innych. To tak jakby rzucić bombę atomową na jednego żołnierza. Może robić wrażenie.
– Właśnie – odparł Irving. – Zastanawiające jest, że ten człowiek przed śmiercią mówił o jakimś spisku.
– To ciekawe, podobnie sugerował kardynał przed śmiercią.
Również napomknął o spisku. Czy myślisz, że to może mieć związek z terrorystami?
– Nie – odparł Irving. – On mówił coś o klinikach Lebensbornu.
– A cóż to takiego? – zdziwił się Poul.
– Dzieci Lebensbornu był to ogromny program SS mający za zadanie faworyzować rasę aryjską. To dawne czasy. Zapewne sam się zorientujesz, że to bardzo tajemnicza historia.
– Czy powiedział coś jeszcze? – zapytał coraz bardziej zaciekawiony Poul.
– Tak, mówił coś o tym, że osoby związane z tamtym programem tworzą jakąś grupę, że mają doprowadzić „coś” do zwycięstwa. Bredził o jakimś ośrodku pod ziemią, o nowym ładzie w Europie. Wiesz, trudno to zrozumieć. Wspominał też o jakichś ogromnych ukrytych wiele lat temu pieniądzach czy skarbach, które mają sfinansować całe to przedsięwzięcie. I o wielu ważnych osobach w to zamieszanych.
– Zaskakujące!
– Mówił o sobie jako o ofierze organizacji, której tajemnicę chciał ujawnić – ciągnął Irving. Poul usiadł w fotelu. Relacja przyjaciela bardzo go zaskoczyła.
– Na kilka godzin przed śmiercią zapytał mojego lekarza, czy przyjechał do niego jakiś Polak, jakiś naukowiec. Umierający miał właśnie jemu przekazać swoje informacje dotyczące tajemnicy Lebensbornu.
Miał przylecieć z Warszawy. Bardzo się niepokoił, czy ów człowiek zdąży do niego dotrzeć.
– Zdążył z nim porozmawiać? – zapytał Poul.
– Nie.
– A czy wiemy o tym tajemniczym nieznajomym coś więcej?
– Tak, ale tylko tyle, że ma na imię Kajetan – odparł Irving.
– I jeszcze coś, co zaskoczy cię pewnie najbardziej. Powiedział też, że miał się wcześniej z tym Polakiem spotkać w Watykanie.
– W Watykanie?! – krzyknął Poul. – Jak to w Watykanie?!
– Mieli się spotkać w Watykanie. Ale na przeszkodzie stanęły wydarzenia, które zaszły w Londynie. Chciałoby się powiedzieć, o jedną herbatę za dużo. Został otruty w kawiarni herbatą. Niedobrze świadczy to o naszym angielskim obyczaju – zażartował Irving. – Niestety, pewnie cię rozczaruję, ale nic już nie dodam. Chyba że mój kolega sobie coś jeszcze przypomni. Dam ci wówczas niezwłocznie znać.
– Już tyle mi powiedziałeś, że pewnie nie zasnę do rana. Nie bardzo rozumiem, jakie związki mieli były agent i jakiś polski naukowiec z Watykanem.
– Na związki Polaków z Watykanem chyba nie mogliście narzekać w ostatnich dwudziestu kilku latach? – zaśmiał się Irving.
– Tak, oczywiście – odpowiedział Poul. – Być może nie powinno mnie to dziwić. Będę czekać z niecierpliwością na wieści od ciebie.
– Dobrej nocy, Poul.
– Dziękuję ci za wszystko. Dobranoc.
Poul nie mógł zasnąć po rozmowie z Irvingiem. Przewracał się z boku na bok. Kilka razy wstawał, przechadzał się po pokoju i kładł się z powrotem do łóżka. Nie mógł doczekać się rana. Zerwał się wcześnie i pobiegł do kardynała Carrasoniego. Kardynał nadzorował system bezpieczeństwa Watykanu. Zaskoczony wysłuchał historii opowiedzianej przez Poula.
– Rozumiem, że chodzi ci o sprawdzenie ewentualnych kontaktów i wizyt u nas naukowca z Polski o imieniu Kajetan?
– Myślę, że powinienem się z nim spotkać.
– Dobrze, sprawdzę wszystko i dostaniesz odpowiedź. Mam nadzieję, że znajdziemy twojego poszukiwanego.
– To mało prawdopodobne, ale może i ów agent bywał w Watykanie?
– Nie sądzę – odparł pryncypialnie kardynał. – Nie mamy kontaktów z takimi ludźmi.
– Będę czekał na odpowiedź – Poul skłonił się kardynałowi opuszczając jego gabinet. Zaczął rozmyślać o tym, co powinien teraz zrobić. Zegar na korytarzu wybijał godzinę dziewiątą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami