środa, 26 listopada 2014

5 lat po napisaniu powieści "Kod Władzy"

Szanowni Czytelnicy,

Od wydania „Kod władzy” minęło kilka lat. Zakończyłem jej bezpłatną publikację na swoim blogu. Mam nadzieję, że więcej osób ją przeczytało, a wielu z Was pozostawiła w sytuacji gdy zadajecie sobie pytanie: czy to widzimy na co dzień jest takie jak nam się poprzednio wydawało? „Kod” odniósł sukces, dostąpił nawet miana bestsellera, doczekał się emisji w oddziałach Polskiego Radia, uznania internautów w ich głosowaniach w konkursie „Blog roku” zajmując pierwsze miejsce jako najlepszy blog polityczny. Artykuły Orwellsky’ego przeczytało prawie 40 milionów czytelników na całym świecie, ponad 3 miliony zagościły na blogach, a sam autor, doczekał się określenia „polskiego Dana Browna”. Miło, bo kto przed publikacją książki słyszał o jakimś tam Orwellskym? Ale co innego jest chyba najważniejsze.

Potwierdziło się to, że w maleńkiej miejscowości na Mazurach, w Starych Kiejkutach było więzienie CIA, którego władza się tak gorączkowo wypierała, nie tylko nasza, ale i amerykańska. O ile to, że była, mógł jeszcze ktoś zakładać, to faktu wyniesienia z Watykanu tajemnych akt, przez pewnego istotnego urzędnika, nikt poza „Kodem” nie zapowiadał, a tak się przecież stało. Od czasu premiery książki świat „postąpił do przodu”. W tym czasie próbowano zawłaszczyć internet, wtłoczyć na rynek obwarowane zawłaszczającymi licencjami GMO, „udusić” WikiLeaks za kompromitujące władzę przecieki. Podsłuchiwano polityków z „górnej półki” a baz wojskowych na wschodzie strzeże się w „imię demokracji”.

Tej samej demokracji, dla której rewolucje na północy Afryki podszyte są nowymi kontraktami na eksploatację naturalnych bogactw.

„Obyś żył w ciekawych czasach” te stare chińskie powiedzenie, a właściwie dość poważne przekleństwo pasuje jak ulał do tego, że nasz świat stał się bardziej orwellowskiniż był zaledwie kilka lat temu. I dla tego chyba warto było napisać te książkę? Być może nie doskonałą, ale jak napisał jej recenzent: „Pasjonująca książka Kod Władzy jest kluczem do zrozumienia świata, w którym jasne fakty i ich właściwe nazwanie uważa się za spiskowa teorię dziejów lub polityczna niepoprawność. Te są jedynie wypracowanym sposobem ośmieszania zdrowego rozsądku, niczym więcej”. Czy tak jest w rzeczywistości? Osądźcie sami.

„Tajemnica czternastej bramy” jest inną książką niż „Kod”. Z bardziej dynamiczna akcją, z wątkami „nie z tej ziemi”, gdzie fikcja, jak piszą moi czytelnicy, miesza się z prawdą. Jest powieścią odnosząca się bardziej do współczesności niż do historycznych kontekstów. Akcja przenosi bohaterów na tajemniczy, fascynujący zamek w południowej Austrii. Nigdy nie zdobyty, do którego droga prowadzi przez czternaście bram. A w czternastej bramie ukryte jest.. no właśnie… by się dowiedzieć może warto przeczytać książkę, której fragmenty będę publikował w kolejnych odsłonach na stronie blogu. Najtrudniej być sędzią we własnej sprawię a skoro tak to posłużę się jedną z recenzji, zmieszczonej na stronie znanego portalu Merlin.pl:

tośka

Wciągająca, pełna tajemnic, fascynująca (2012-11-27)

Ocena 5 na 5

Do drugiej części bestsellerowego "Kod Władzy" podchodziłam ostrożnie, obawiając się wyczerpania formuły, sztampy, braku pomysłów. Okazało się, że moje obawy były bezzasadne. "Tajemnica 14 bramy" to książka przemyślana, wciągająca, luźno nawiązująca do pierwszej części. Orwellsky zaskakuje kolejny raz - odkrywa przed czytelnikami tajemnice i układy, których istnienie można co prawda podważać, natomiast nie można ich definitywnie wykluczyć. Opierając się o domniemania, relacje, hipotezy konstruuje niezwykle ciekawą opowieść, w której nie istnieje słowo "niemożliwe". Lektura jest niezwykle pobudzająca intelektualnie, skłania do stawiania pytań i delektowania się brakiem odpowiedzi. Zdecydowanie polecam i czekam na kontynuację!


Miejmy nadzieję, że tak faktycznie jest jak pisze anonimowa recenzentka.


Dochodzę do wniosku, że przychodzi czas na trzecią część. Kiedy będzie? Pewnie na święta. Które? Pewnie te wielkanocne. O czym ? No właśnie… Będzie o teoriach brytyjskich służb specjalnych, które twierdzą, że ich agenci mogą zamknąć się w torbie turystycznej od środka i skonać. Będzie o globalnej sieci wywiadu elektronicznego, o Breiviku i jego zagadkowych powiązaniach. Będzie też pewnie o tym jak to się stało, że Prezesem Banku Centralnego Bośni i Hercegowiny nie może być obywatel tego kraju, a może i o tym jak wykończono „tygrysy azjatyckiej gospodarki”. Może kolejna książka odkryje tajemnicę rezygnacji Papieża Ratzingera? W końcu w gabinecie papieża wszystko się w tej historii zaczęło. Co w tym wszystkim jest pewnego? Z pewnością to, że książka jak dwie poprzednie, będzie związana z zamkiem Korzkiew. Miejscem, w którym czasem znajdziecie Orwellsky’ego, piszącego w jednej z jego urokliwych komnat.

Czy doszło kiedyś do "zderzenia wszechświatów"?

 Dwójka badaczy postanowiła zweryfikować jedną z najbardziej sensacyjnych hipotez świata nauki - czy istnieje więcej niż jeden kosmos i czy w przeszłości mogło dojść do ich zderzenia.


http://d.ibtimes.co.uk

 
Mówiąc o wszechświecie myślimy o jednym, niepowtarzalnym zbiorze tego co fizycznie istnieje, a więc czasu, przestrzeni, wszystkich form materii i energii, w końcu praw fizyki i jej stałych. Co jeśli istnieje bądź istniał wszechświat z odmiennymi prawami, z odrębnym czasem i przestrzenią i innymi formami istnienia. Co jeśli doszło kiedyś do wielkiego zdrzenia między naszym a tym obcym wszechświatem?

Hiranya Peiris i Matt Johnson zaczęli pracować nad zbadaniem tego jak ewoluują galaktyki dochodząc do niezwykłych wniosków. Ogłosili oni, że wszechświatów może być wiele a w początkowej fazie ich powstawania przypominało to nieco gotującą się ciecz, która co jakiś czas wypuszczała wielkie bąble innych wszechświatów z odmiennymi czasami i prawami fizyki. Zdarzało się też, że niedługo po Wielkim Wybuchu doszło do gwałtownego rozprzestrzenienia się wielu kosmosów, które musiały w pewnych momentach ze sobą się zderzać. Jeśli dochodziło do kolizji tych wszechświatów, wówczas musiałoby pozostawić po sobie jakikolwiek ślad.

Chcąc znaleźć odpowiedź na to pytanie Peiris i Johnson pracują na danych uzyskanych z teleskopu Plancka, który służy do opracowywania mapy mikrofalowego tła kosmicznego, czyli promieniowania reliktowego z okresu Wielkiego Wybuchu. Dowód na to, że do podobnej kolizji faktycznie doszło byłby równocześnie dowodem na istnienie większej ilości kosmosów.

Co jeśli faktycznie uda się dowieść ich istnienie? Niestety jak przyznaje Peiris nie ma możliwości badać innych kosmosów, są one dziś dla nas tak odległe, że nie dysponujemy ani technologią ani narzędziami, które pozwoliłyby do nich dotrzeć. Kto wie jednak co będzie jutro?



poniedziałek, 24 listopada 2014

Czy na Marsie znajdują się ślady budowli?

Marsjańska twarz znana jest chyba każdemu pasjonatowi tajemnic tego świata. Dla jednych jest ona zwykłym złudzeniem optycznym, dla innych dowodem na obecność starożytnych cywilizacji na Czerwonej Planecie. Dostrzeżenie tam kolejnych konstrukcji może być sensacją, o której przez wiele lat będą trwały kolejne zażarte spory.



Jak zwraca uwagę zajmujący się podobną tematyką Ufo-Blogger, wśród udostępnionych przez NASA zdjęć przedstawiających marsjańskie formacje skalne znajduje sie również jedno mogące wzbudzić sporo kontrowersji. Widać na nim zarysy czegoś co można by uznać za fundament budowli. Skały układają się wyraźnie w kształt kąta prostego i wyglądają jak otwarte miejsce badań archeologicznych.

To kolejne obok słynnej marsjańskiej twarzy zdjęcie mogące przedstawiać ślady bo istnieniu na Marsie starożytnej cywilizacji. Pojawia się jednak wątpliwość, czy jeśli faktycznie mogą być to zarysy budowli to czemu nikt na to nie zwrócił uwagi? Przecież zdjęcia z sond są każdorazowo dokładnie oglądane i analizowane pod każdym kątem. A jeśliby ktoś chciał ukryć tajemnicę cywilizacji marsjańskiej to czy fatygowałby się z umieszczaniem tego zdjęcia na stronach NASA?

Zdjęcia zostały zrobione przez sondę Mars Global Surveyor, która dotarła na powierzchnię planety 11 września 1997 roku. Dokonała ona ogromnej ilości odkryć w tym również śladów wody oraz delty rzeki, która płynęła kiedyś na Marsie.


piątek, 21 listopada 2014

Czy złoto wróci do łask?

Złoto budzi nadzieje u jednych, u innych obawy. Niedawny spadek cen żóltego metalu sprawił, że jego przeciwnicy zaczęli od razu wieszczyć koniec jego popularności. Czy tak jest w rzeczywistości?


czwartek, 20 listopada 2014

Amerykańscy weterani - idealny "materiał" do badań nad implantami?

Ryzyko kalectwa od tysięcy lat towarzyszyło wszystkim żołnierzom udającym się na pole walki. Współczesne czasy nie różnią się pod tym względem zbyt wiele, co najwyżej wzrosła ilość narzędzi i metod krzywdzenia przeciwnika. Rany odniesione w boju były dotychczas nieodwracalne, chyba że jest się amerykańskim żołnierzem...
fot.Deus Ex/Sarif Industries


Okazuje się bowiem, że pozbawieni kończyn bądź sparaliżowani weterani, którzy odnieśli rany podczas prowadzonych przez Amerykę wojen mają szansę odzyskać sprawność dzięki intensywnej pracy naukowców, którzy eksperymentują na nich z nowymi technologiami z pogranicza mechaniki, elektroniki i neurologii.


Jak zwykle w przypadku tego typu projektów w USA sprawą zainteresowała się DARPA, która miała w planie stworzenie nowej protezy ramienia dla weteranów wracających z Iraku czy Afganistanu, którzy utracili kończyny w wyniku ataków bombowych. Tylko w 2013 roku takich osób było ponad 1,5 tysiąca. Do tej pory jedyne protezy jakie można było zaproponować pod względem konstrukcji i precyzji działania niewiele zmieniły się od dziesiątek lat, dopiero niedawno zaczęto pracować nad kończynami, które pozwoliłyby podnosić ciężkie przedmioty i precyzyjnie wykonywać złożone operacje.


W 2007 roku firma Deana Kamena DEKA Research and Development otrzymała od DARPA 18 milionów dolarów dotacji na wsparcie programu mającego stworzyć nowy rodzaj sztucznej kończyny. Efekt? Obecnie testowana jest już jej trzecia generacja, reagująca na impulsy nerwowe i wykonywująca co raz dokładniejsze zadania.

Można się spierać czy jest to tak wyczekiwany przez transhumanistów wielki krok w przyszłość, wstęp do nowej generacji broni czy też zwykła spłata długu jakiej rząd USA chce dokonać wobec poszkodowanych żołnierzy.



środa, 19 listopada 2014

Prywatyzacja wojskowości: czas na rosyjskie Blackwater?

W Rosji właśnie zalegalizowano działanie prywatnych firm ochroniarskich o profilu przypominającym te działające na zlecenie rządu USA w Iraku.  

fot. Wikipedia

Prywatny sektor zbrojeniowy to nie tylko produkcja czy nowe technologie. Istnieje także szereg firm zajmujących się zarówno szeroko pojętym konsultingiem w sprawach bezpieczeństwa jak i bezpośrednią pomocą wojskową, najbardziej znana z nich firma Xe (dawniej Blackwater/Academi) corocznie osiąga wielomiliardowe zyski a jej "pracownicy" operują na wielu punktach zapalnych świata często wykonując operacje, których nie mogą albo nie chcą się podjąć zwykli żołnierze.

Obserwując ekspansję Blackwater&Co. Rosjanie postanowili zareagować i również spieniężyć swoje wojskowe doświadczenie na tym wartym ponad 350 miliardów dolarów (dane z 2013 roku) rynku. W zeszłym miesiącu weszła tam bowiem w życie ustawa legalizująca działalność prywatnych firm zbrojeniowych i ochroniarskich (PMSCs): rosyjskim przedsiębiorstwom wolno będzie od tej pory udzielać konsultacji w kwestiach militarnych, świadczyć usługi ochroniarskie, komercyjnie likwidować pola minowe a także, uwaga, "umożliwiać alternatywne rozwiązywanie konfliktów zbrojnych poza granicami Rosji". Ten punkt budzi, zapewne słusznie, najwięcej kontrowersji, szczególnie jeśli przypomnimy sobie konflikt we Wschodniej Ukrainie i obecność tam najemników nieznanego pochodzenia. Firmom z nowo powstałego sektora wolno będzie używać broni palnej, ale niedozwolone będzie używanie przez nich ciężkiego sprzętu wojskowego, nie będzie ona też traktowana jako forma działalności najemniczej - jeden z pomysłodawców ustawy Gienadij Nosowko w rozmowie z The Moscow Times użył następującego porównania: "Różnica między firmami kontraktowymi a najemnikami jest taka jak między strażnikiem w parku a kłusownikiem".

Według zapowiedzi wszystkie firmy działające na terytorium Rosji będą pozostawać pod kontrolą Federalnej Służby Bezpieczeństwa.




wtorek, 18 listopada 2014

Czeka nas kolejny kryzys! Gospodarka może upaść w każdym momencie!

Świat finansów stoi na krawędzi kolejnego kryzysu - twierdzi Bank Rozrachunków Międzynarodowych.


Zdaniem tego najstarszego, założonego jeszcze w latach 30. ponadnarodowego banku ostatni rok był okresem poważnych wahań, które wskazywać mogą na problemy z płynnością wielu inwestorów. W przypadku pojawienia się ryzyka nagłych wyprzedaży pozbawione rezerw instytucje finansowe nie będą w stanie utrzymać kursu akcji i indeksy giełdowe mogą spaść na łeb na szyję.

Jak twierdzi Guy Debelle z BIS globalni inwestorzy dokonywali zakupów w przekonaniu o nieistniejącej płynności, stąd możliwa wyprzedaż może doprowadzić do jeszcze większego zaognienia sytuacji.Sprawę pogarsza fakt, że już teraz w większości uprzemysłowionych krajów świata poziom stóp procentowych jest bardzo bliski zeru, co pozbawia banki centralne ewentualnych narzędzi do walki z kolejnym kryzysem.

W tym kontekście niepewna sytuacja polityczna i gospodarcza stanowią niezwykle niebezpieczne czynniki pogarszające całą sytuację: wciąż poważna jest sytuacja na Bliskim Wschodzie, w Europie Wschodniej, pod znakiem zapytania stoją także kolejne kroki w polityce amerykańskiej oraz pogarszająca się sytuacja gospodarcza w Chinach.



poniedziałek, 17 listopada 2014

Fragment powieści "Kod Władzy": Epilog Stare Kiejkuty, Polska




Siedzieli przy stole. Kajetan wstał, podszedł do stojącego na komodzie telewizora. Włączył go, przez chwilę przerzucał kanały. Znalazł oglądany czasem przez siebie kanał informacyjny. Z telewizora popłynęły słowa: Niemiecki tygodnik Stern podał w środę, że amerykańska CIA najwyraźniej wykorzystuje ośrodek szkoleniowy polskiego wywiadu do przesłuchiwania więźniów z Al-Kaidy. W Starych Kiejkutach powstała – jak twierdzi gazeta – odizolo- wana strefa wewnętrzna, do której polscy pracownicy wywiadu nie mają dostępu, w odróżnieniu od Amerykanów. Spojrzeli na siebie w milczeniu.




W przyszłym tygodniu krótka refleksja na temat książki w kilka lat po jej napisaniu. Dziękuję wszystkim, którzy regularnie śledzili publikacje powieści w internecie!

sobota, 15 listopada 2014

Tajemnice kompleksu RIESE

Na dzisiejszy wieczór polecam kilka materiałów filmowych poświęconych kompleksowi Riese. Był on kilkukrotnie opisywany na blogu Kod Władzy, można przejrzeć te wpisy przeglądając je po tagu "Riese", sporo informacji na ten temat można znaleźć również w mojej powieści. Zamieszczam również nagranie z wideo z wystąpieniem Dariusza Kwietnia, którego blog czytam regularnie i szczerze polecam jego lekturę.




czwartek, 13 listopada 2014

Nowy "Jedwabny Szlak" - Chiny wydadzą 40 miliardów dolarów na odbudowę słynnego szlaku handlowego

Państwo Środka szuka nowych ścieżek wymiany handlowej z całym światem, jedną z nich ma być stworzenie "Jedwabnego Szlaku"  XXI wieku.

dawna mapa przedstawiająca Jedwabny Szlak w średniowieczu


Położenie Chin to temat na odrębną książkę. Swego czasu bardzo popularne było stwierdzenie, że Państwo Środka to w istocie wyspa, otoczona morzem, górami i niedostępnymi pustyniami. Mimo wszystko jednak przez setki lat to nie powstrzymywało śmiałków przed pokonywaniem niebezpiecznych szlaków i docieraniem do odległej krainy, na handlu z którą mogli się bajecznie wzbogacić. Pamiętając o tym Pekin postanowił odbudować słynny, Jedwabny Szlak.

Tak jak wspomniałem we wstępie jedną z istotnych cech Chin jest ich położenie. Lokalizacja tego państwa sprawiała, że było ono z wielu stron zabezpieczone przez najazdami, ale też nie mogło ono rozwinąć swojego handlu jeśli tylko spotykało się z silniejszym przeciwnikiem na morzu. Tak było w wieku XIX i do pewnego stopnia w XX, tak jest też w wieku XXI kiedy to niezwykle ważne dla przetrwania Chin znaczenie ma tak zwany "pas perłowy" lub "perłowy szlak" ciągnący się wzdłuż południowych wybrzeży kontynentu eurazjatyckiego. Jest on jednak ryzykowny, bo wciąż kontrolowany przez głownego rywala - Stany Zjednoczone oraz ich sojuszników, dlatego też Pekin zdecydował się zainwestować w szlak, który dało się przemierzyć na długo zanim pojawiła się kolei i autostrady.

Obecnie zdaniem prezydenta Chin Xi Jinpinga połączenia w Azji przypominają "szyjkę od butelki", są nieprzepustowe i nie spełniają oczekiwań rosnących gospodarek tej części świata. Celem Pekinu jest stworzenie sieci dróg, które rozpoczynać się będą w prowincji Xi'an w Chinach centralnych a następnie rozciągać w kierunku Kazachstanu by skręcić na południowy zachód do Iranu. Stamtąd przez Irak, Syrię i Turcję łączyć się będzie z Europą. Od cieśniny Bosfor szlak ma podążać na północ - przez Bułgarię, Rumunię, Węgry i Czechy w kierunku Niemiec i portu w Roterdamie oraz na południe do Wenecji. 


Co ważne, trasa ta w ten sposób ominie nie tylko całą Nizinę Środkowoeuropejską, na której leży też Polska, ale i okrążać będzie od południa Rosję, z którą wydawałoby się Chiny odczuwają pewną wspólnotę interesów. Jak widać wspólnota ta nie zawsze dotyczy kwestii dominacji w Azji.
 


wtorek, 11 listopada 2014

Jak rosyjskie służby widzą Stany Zjednoczone?

USA i Rosja pomimo prób odwilży zawsze pozostaną rywalami, a nawet wrogami. Nie ma trzeciej drogi w odwiecznym konflikcie między Morzem i Lądem. 
 
 


Wywiad z Mikołajem Patruszewem jaki opublikowała niedawno Rossiskaja Gazieta daje dużo do myślenia wszystkim tym, którzy na bieżąco śledzą najważniejsze wydarzenia na świecie a także pozostają wrażliwi na wzajemne relacje między Rosją a Stanami Zjednoczonymi. Patruszew jest jednym z najważniejszych doradców Władymira Putina i sekretarzem Komisji Bezpieczeństwa Rosji, przez wiele lat związany był ze służbami - najpierw KGB a potem FSB. To, co mówi, powinno być z uwagą przeanalizowane, gdyż pokazuje kulisy wielkiego starcia między dwiema potęgami militarnymi naszej planety.

Słynny geopolityk Mackinder tworząc oś podziału na potęgi Morza i Lądu wskazywał właśnie na USA i Rosję jako na główne siły symbolizujące to pradawne starcie wielkich sił. Poniższe, krótkie zestawienie najlepiej to obrazuje.

1. Rosyjska inteligencja nie przewidziała obalenia prezydenta Janukowycza,

2. Rosyjski wywiad przewidział proamerykańskie protesty na Ukrainie

3. Amerykańska polityka w stosunku do Rosji jest prostą kontynuacją tej jaka była prowadzona w stosunku do ZSRR

4. "Wojna z terroryzmem" była dla Rosji jedynie chwilowym odpoczynkiem,

5. Odbudowa Rosji po 1999 roku oraz jej sojusze z Chinami, Indiami i innymi krajami BRICS zaalarmowały USA,

6. Celem USA jest przejęcie kontroli nad rosyjskimi zasobami energii, wody i żywności aby tym samym przypieczętować swoją władzę nad tym krajem,

7. Zagrożenie ze strony USA jest dla Rosji "trwałe" i jakakolwiek "odwilż" nie będzie wieczna.
 


Finowie ostrzegają: Europa stoi na krawędzi nowej Zimnej Wojny

Prezydent Finlandii nie ma wątpliwości: Stany Zjednoczone i Unia Europejska nie doceniły powagi sytuacji w momencie gdy wojska rosyjskie dokonywały faktycznej aneksji Krymu a także pojawiały się doniesienia o ich obecności w konflikcie na terenie Noworosji. 
 
Sauli Niinistö/fot. Wikipedia


Brak odpowiedniej reakcji ze strony Zachodu jest zdaniem Sauliego Niinisto jasnym sygnałem dla Rosji, że w razie kolejnych prób przejęcia kontroli nad danym terytorium nie musi się ona obawiać ostrych odpowiedzi. Uważa on, że sytuacja staje się bardzo poważna i zaczyna przypominać tą jaka miała miejsce podczas trwania Zimnej Wojny.

Przesłankami mającymi wskazywać na taki obrót wydarzeń zdają się być ostatnie prowokacje ze strony rosyjskiego lotnictwa, które wprowadziły w stan pogotowia przygraniczne jednostki Wielkiej Brytanii, Szwecji, USA czy Kanady. W połączeniu z antynatowską retoryką Putina mogą one sygnalizować nowy rodzaj konfliktu, który swoim zasięgiem obejmie całą Europę.

Jego obawy wiążą się również z informacjami ze strony doradców Putina, którzy twierdzą, że na Kremlu pojawiają się pomysły "odzyskania Finlandii", dodał on jednak, że w razie podjęcia podobnych prób reakcja Helsinek będzie zdecydowana.

W co gra Rosja? Czy Władymir Putin chce nastraszyć zachodnich sąsiadów aby tym samym kontynuować swoją ekspansywną politykę? A może chodzi o pokazanie siły celem odstraszenia ataku wyprzedzającego? Jedno jest pewne - jeśli jeszcze kilka lat temu rozważano, że w przypadku ewentualnego globalnego konfliktu Rosja i Zachód staną po jednej stronie, tak dziś można się spodziewać ostrej linii podziału i pójścia Moskwy pod rękę wspólnie z Chinami.



Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 58 Stare Kiejkuty, Polska



Marc zbliżał się do prawdopodobnie najbardziej strzeżonego miejsca w Polsce. Jechał powoli przez las, starając się nie wykonać najmniejszego ruchu, który mógłby wzbudzić podejrzenie wśród tych, którzy za chwilę będą mu się uważnie przyglądać. Jechał na spotkanie być może największej przygody swojego życia. W uszach brzmiały mu własne słowa wypowiedziane do Monik kilka dni temu: Mam wrażenie, że każdy twój krok zbliża cię do wspomnianego przez ciebie Pulitzera. Rano długo zastanawiali się wspólnie, które z nich powinno udać się nocą do ośrodka. Mieli świadomość ogromnego ryzyka, jakie się z tym wiązało. Ujawnienie ich obecności mogło skończyć się miesiącami spędzonymi na więziennej pryczy. I właśnie po to, aby zminimalizować to ryzyko, zdecydowali, by to był Marc. Zachodni dziennikarz renomowanego pisma, znający język polski, w razie wpadki mógł tłumaczyć się dziennikarskim śledztwem. Miał też kto upomnieć się o niego, używając politycznych wpływów. Żadna z pozostałych osób nie miała takich walorów. Marc zgodził się chętnie. Jego dziennikarska, niespokojna dusza dopominała się aktywnego miejsca w całej tej historii. A poza tym był bardziej przyzwyczajony do podejmowania ryzyka w imię wielkich spraw. Kajetan wyposażył go w elektroniczny dokument, który miał mu otworzyć drogę do ośrodka w Kiejkutach. Ta wojskowa placówka, wiedział to od Kajetana, zajmowała obszar około trzystu hektarów. Położona nad jeziorem była pilnie strzeżona. Miejscowej ludności nie wolno było nawet wypływać na jezioro na ryby. Każdy przyjezdny gość był przeganiany przez uzbrojone patrole, jeśli tylko zbliżył się do ośrodka. Marc miał świadomość, że ryzyko odkrycia jego misji wiąże się z ich poprzednią przygodą. Ktoś może skojarzyć katastrofę śmigłowca po nocnym pościgu z ich obecnością w tym miejscu i kradzieżą samochodu, którą przecież sfingowali. Ktoś bystry, łącząc te fakty, może skłonić prokuratora do postawienia jemu i Monik, zarzutu spowodowania tego wypadku. A wówczas nie kilka miesięcy, ale kilka lat spędzonych w odosobnieniu, może być karą za zawodową dociekliwość. Pomimo to Marc chętnie zgodził się na swój udział w nocnej eskapadzie.
Spojrzał pytająco na Kajetana, gdy ten dawał mu elektroniczną przepustkę. Była podobna do karty bankomatowej, ale różniła się od niej kształtem i elementami na powierzchni. Kajetan uśmiechnął się tajemniczo.
– Nie pytaj mnie, jak zdobyłem tę kartę.
Marc odpowiedział uśmiechem.
– Przekażę ci jeszcze dzisiaj hasło. Musisz je podać za każdym razem, gdy tego zażądają – dodał. Marc spojrzał na niego ponownie.
– I też mnie nie pytaj. – Raz jeszcze Kajetan uśmiechnął się. Marc jadąc, myślał o swoim nowym znajomym. Kajetan budził zaufanie. Zawsze zrównoważony, uśmiechnięty, był filarem zespołu, który dosyć spontanicznie stworzyli. Zespołu, którego powodem powstania była wrodzona dociekliwość i deklarowane wzajemnie zaufanie jego członków. Zbliżał się do ośrodka. Czuł to przez skórę. Nagle na drodze pojawiły się trzy postacie ubrane w wojskowe mundury, z automatycznymi karabinami przewieszonymi przez ramię. Marc zauważył, że ta pokojowa pozycja karabinów dotyczy tyko dwóch żołnierzy, stojących bliżej samochodu pożyczonego od Kajetana. Trzeci mierzył do niego. Widział lufę broni skierowaną w swoją pierś. Marc, biorąc kluczyki Kajetana do ręki, po raz trzeci spojrzał na niego pytająco. I po raz trzeci Kajetan odpowiedział spokojnie.
– Weź mój samochód. Marc nacisnął przycisk opuszczania szyby. Zsunęła się cicho, pozostawiając go twarzą w twarz z młodym, nachylającym się nad samochodem żołnierzem. Widział jego błyszczące oczy wpatrzone w siebie uważnie.
– Co pan tu robi? – zapytał żołnierz.– Mam przepustkę. Bardzo proszę sprawdzić – powiedział bez zawahania
Żołnierz przyjrzał się jej uważnie. Spojrzał na Marca raz jeszcze. Po dłuższej chwili odezwał się.
– Proszę podać hasło.
– Rembrandt – odpowiedział Marc zdecydowanym głosem.
Żołnierz oddał mu przepustkę.
– Proszę jechać. Powoli – dodał.
Ruszył bez słowa. Pozostali dwaj mężczyźni zeszli z drogi. Marc spojrzał w tylne lusterko. Żołnierz trzymał w ręku mikrofon krótkofalówki. Mówił coś do niego. Samochód toczył się wolno. Minął łagodny zakręt. Po kilkuset metrach dojechał do ogrodzenia. Droga zamknięta była czerwono-białym metalowym szlabanem. Dojazd do niego odbywał się zygzakiem, pomiędzy ustawionymi naprzemiennie betonowymi blokami. Obok szlabanu stało dwóch żołnierzy. Jeden z nich podszedł do samochodu. Marc zdążył już opuścić szybę. Drugi mierzył do Marca z karabinu. Nie było to przyjemne uczucie. 
– Dobry wieczór, zechce pan pokazać przepustkę. Marc powtórzył czynność, która była mu już znana. Żołnierz zniknął z jego przepustką w niewielkim białym budynku, stojącym przy samej bramie. Nie było go kilka minut. Wyszedł po chwili, podchodząc do otwartego okna samochodu. Wyciągnął rękę, była w niej karta.
– Jeszcze hasło proszę.
– Rembrandt.
– Proszę jechać. 
Szlaban zaczął się powoli podnosić. Marc nie zauważył, kto go uniósł. Czuł przypływ adrenaliny. Starał się panować nad drżeniem swoich rąk. Jechał dalej. Był coraz bliżej tajemnicy, którą za chwilę przyjdzie mu odkryć. Zauważył kilkanaście jednopiętrowych betonowych budynków. Jechał dalej. Przejechał obok oddalonych o kilkadziesiąt metrów garaży. Teren oświetlony był dziwnym światłem sączącym się z lamp, których Marc wcześniej nigdzie nie widział. Miał wrażenie, jakby padające na budynki promienie nie powodowały powstawania ich cienia.
„Może mi się wydaje” – pomyślał. Przejechał obok większych budynków, przypominających wyglądem obiekty sportowe.
Teren wokół był pusty. Nie zauważył nikogo. Powoli zbliżał
się do centralnego punktu tego dziwnego miejsca. Przymknął otwartą szybę samochodu. Gwałtowny wiatr poruszał drzewami. Marc widział przed sobą mur wysoki na około trzy metry. Przed nim znajdowało się ogrodzenie z kolczastego drutu. Obserwowany przez niego obiekt mógł mieć około stu metrów długości. Dookoła dostrzegł kilku żołnierzy. Miał wrażenie, że strzegący budynku byli ubrani inaczej niż ci, którzy go dotychczas sprawdzali. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów i dostanie się do miejsca skrzętnie skrywanego przed światem. Był coraz bardziej podekscytowany. Chciał tam już być. Dostrzegł bramę wjazdową. Szczelnie chroniła przed dostępem do strefy zamkniętej. Dojeżdżając, zastanawiał się czy zostanie wpuszczony. Zaczął sobie powtarzać przygotowany tekst, gdyby ktoś zapytało powód jego pobytu. Przypomniał sobie słowa Kajetana: Nikt nie będzie cię o nic pytał. Wówczas nie dyskutował z nim. Teraz zrobiłby to chętnie. Czuł się jak uczestnik gry komputerowej wpuszczony nieświadomie w labirynt pełen tajemnic i czyhających na bohatera pułapek. Zatrzymał się przed bramą. Nie wiedział, skąd wyrośli nagle przed nim dwaj ubrani w czarne stroje mężczyźni. Ich twarze zakrywały dziwne, jak mu się wydawało, przymocowane do hełmu, osłony. Skutecznie nie pozwalały dostrzec niczego, co znajdowało się pod nimi. Marc zesztywniał na siedzeniu. Czuł, jak dłonie robią mu się coraz bardziej zimne. Podniósł rękę, by znaleźć przycisk
opuszczający szybę. Z obu stron samochodu, tuż przy szybach stali spokojnie uzbrojeni i zamaskowani ludzie. Szyba powoli opuszczała się w dół. Marc czuł kropelki potu ściekające po skroniach. Strażnik stojący po jego stronie pochylił się nad otwartym oknem samochodu.
– Hasło zechce pan powiedzieć. –Jego metaliczny głos powodował zapewne zamknięty hełm.
– Rembrandt – powtórzył znane sobie słowo.
Strażnik wskazał ręką miejsce na prawo od samochodu.
– W porządku. Proszę odstawić samochód na to miejsce i wejść do budynku drzwiami oznaczonymi numerem 1A.
– Dobrze. – Marc wziął głęboki oddech. Wychodząc z samochodu, czuł jak drżą mu nogi. Nie pamiętał, by był kiedyś tak zdenerwowany.
„Ważne, że przepustka Kajetan działa” – pomyślał.Zatrzasnął drzwi samochodu. Nie zamknął go. Wydawało mu się, że w przypadku, gdyby musiał uciekać, otwarty samochód szybciej mu to umożliwi. Nie wiedział jak zakończy się jego niezwykła podróż w tym odciętym od świata miejscu. Rozejrzał się wokół siebie. Ciemna noc uniemożliwiała rozpoznanie nawet najbliższego otoczenia. Zrobił kilka kroków w kierunku budynku. Nad dwoma wejściami znajdowały się dwa plafony lamp dające mdłe, sączące się ledwo światło. Na drzwiach widniał biały napis: Wejście nr 1A – sala szkoleniowa. Nad drugimi: Wejście nr 1 – zaplecze biurowe.
„Strażnik mówił, że mam wejść przez drzwi oznaczone numerem 1A” – starał sobie przypomnieć usłyszaną instrukcję. Ruszył w kierunku wybranego wejścia. Wyciągnął rękę w kierunku klamki. Była zimna. Nacisnął. Pchnął ciężkie drzwi. Drewno, którym były pokryte, maskowało grube, metalowe wrota. Marc miał wrażenie, że prowadzą do jakiegoś bunkra. Otwierały się wolno, niemal bezszelestnie. W znajdującym się za nimi kwadratowym korytarzu ktoś siedział na krześle, ustawionym za stołem. Na widok Marca poderwał się z miejsca. Marc wszedł do pomieszczenia. Starannie zamknął za sobą drzwi. Odwrócił się. Przed nim stał wysoki, młody człowiek w amerykańskim wojskowym mundurze. Spoglądał na wchodzącego uważnie.
– Przepustkę proszę i hasło – odezwał się po angielsku. Marc nerwowo sięgnął do kieszeni koszuli, do której schował otrzymaną od Kajetana kartę. Znalazł ją. Wyciągnął i podał żołnierzowi. Ten wrócił do stołu. Przyłożył ją do jakiegoś urządzenia. Spoglądał na ekran monitora. Płynące minuty wydawały się Marcowi wiecznością.
– Jeszcze hasło – powiedział głośno.
– Rembrandt – odpowiedział Marc. Żołnierz wysunął spod stołu klawiaturę komputera. Wpisał coś szybko. Czekał. Po chwili wyprostował się.
– W porządku, może pan wejść. –Wskazał ręką drzwi znajdujące się z jego prawej strony. – Proszę wyjść tymi samymi drzwiami. – Poinstruował go.
– Rozumiem, dziękuję.
Żołnierz, podał mu przepustkę.
Marc spojrzał w kierunku drzwi. Był na nich biały napis: Sala szkoleniowa nr 3. Nie wiedział, co zastanie za drzwiami, z kim będzie musiał się spotkać, komu tłumaczyć swoją obecność. Kajetan nic mu nie mówił. Nie przekazał żadnych instrukcji. Dał mu kartę, przekazał hasło, nic więcej. Jedyne, co miało go uratować to fakt, że był dziennikarzem znanej redakcji światowego dziennika.
„Kiepska tratwa ratunkowa – pomyślał Marc. – W końcu jak nie wrócę, przyjaciele ogłoszą alarm – pocieszył się. – Nie jestem w tym sam”. Ostatnia myśl odprężyła go trochę. Jednak stres paraliżował go w dalszym ciągu. Otworzył drzwi. Zobaczył długi, ciemny korytarz oświetlony mdłym światłem. Wszedł do środka.
Drzwi zamknęły się za nim.
„Pewnie to strażnik je zamknął” – pomyślał. Spojrzał w głąb korytarza. Po jego prawej stronie znajdował się szereg drzwi. Wszystkie były zamknięte, bez jakichkolwiek oznakowań. Po drugiej stronie, przez całą długość korytarza, ciągnęły się cele. Marc zrobił kilka kroków do przodu. Starał się opanować emocje. Był o krok od skrywanej przed światem tajemnicy. Czy lądujące na lotnisku w Szymanach samoloty przywoziły kogoś, kogo los doprowadził w to miejsce? A może było to zaplecze szkoleniowe dla przyszłych agentów? Jeszcze kilka kroków. Wyostrzał swój wzrok. Przeszedł obok
dwóch pustych cel. Spojrzał do trzeciej i... wydawało mu się, że kogoś dostrzegł. Człowieka leżącego na pryczy.
„Czy jest tu ktoś?” – pomyślał. Czuł jak serce bije mu głośno.
Nagle drzwi otwarły się z hukiem. Marc odwrócił się gwałtownie. W drzwiach stał żołnierz.
– Stop! – krzyknął głośno. – Proszę się zatrzymać i podejść do mnie, pańska przepustka wygasła.
„Jak to wygasła? – pomyślał gorączkowo Marc. – Co on mówi?”
Zatrzymał się jednak zgodnie z wydanym rozkazem. Jeszcze raz spojrzał w kierunku celi. Nie mógł potwierdzić swojego wrażenia. Chociaż... Wydawało mu się, że koc przykrywający pryczę poruszył się.
– Proszę do mnie podejść – stanowczo powiedział żołnierz.
Marc podszedł do niego, ten przepuścił go przed siebie. Wyszli do drugiego pomieszczenia, które prowadziło do wyjścia.
– Dostałem informację, że pańska przepustka straciła już
swoją ważność. Zechce pan wyjść i opuścić ośrodek – poin-
struował go.
– Ale... – Marc zająknął się. Myślał szybko.
„Jaki sens miała rozmowa z żołnierzem?”
– Oczywiście, widocznie przyjec ałem za późno. Miałem problem, by sprawnie dotrzeć do ośrodka. – Usprawiedliwił się Marc, chciał coś powiedzieć, by sytuacja stała się normalna, by żołnierz nie dostrzegł jego nerwowego zachowania. 
– Bardzo dziękuję, do widzenia. Wyszedł przed budynek. Zamykając drzwi widział jak żołnierz podniósł słuchawkę telefonu. Marc powoli, starając zachować spokój, podszedł do samochodu.
– Spokojnie, bardzo spokojnie – powiedział do siebie.
– Najgorsze już za tobą.
Nie skupiał się na niepowodzeniu przyjętej przez siebie misji. Myślał jedynie jak opuścić to dziwne, niepokojące miejsce. Wsiadł do samochodu. Zapalił silnik, cofał starannie, uważając by nie spowodować jakiejś niepotrzebnej kolizji. Pamiętał drogę jaką jechał w tę stronę. Mijał powoli posterunki. Nikt go o nic nie pytał. Pomyślał, że musi zadzwonić do naczelnego swojej gazety. Przekazać mu to, co zobaczył. Przeniósł się myślami do chaty Kajetana. Pewnie niepokoją się o niego. Uśmiechnął się do siebie.
„Tyle życzliwych osób” – pomyślał.
Spojrzał w lusterko. Nikt go nie ścigał. Droga, którą jechał była pusta. Zostawiał za sobą swój strach. Oddalał się od miejsca, którego tajemnica została naruszona. Miejsca, którego istnienia nie dało się od tego momentu ukryć przed światem.

piątek, 7 listopada 2014

Przypominamy: Pocztówka z Argentyny




Katedra w San Carlos de Bariloche
źródło: Wikipedia.org

A jeśli Hitler przeżył wojnę? A jeśli uciekł do Argentyny? Nawet jeśli te pytania pozostaną bez odpowiedzi to jednak faktycznie trudno znaleźć kraj, w którym ukrywałoby się więcej dawnych nazistów niż właśnie w Argentynie. Położone u stóp Andów nieduże miasteczka często do złudzenia przypominały alpejskie miejscowości, stąd nie ma się czemu dziwić, że właśnie tam niemieccy zbrodniarze czuli się jak w domu...


Temat brzmi wakacyjnie, ale też o wiele ciekawiej pisze się z półkuli południowej, na której obecnie przebywam badając jeden ciekawy wątek, który od lat nie daje mi spokoju. Zresztą mamy wakacje więc i wpis, będzie nieco luźniejszy, chociaż dotyczy spraw, które już nie raz poruszałem na moim blogu. Owym nurtującym mnie tematem są oczywiście dalsze losy Adolfa Hitlera i jego przybocznej gwardii po opuszczeniu Europy. O tym dlaczego nie wierzę w śmierć Hitlera w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy pisałem już wcześniej, postawiłem też tezę, że prawdziwym miejscem śmierci przywódcy III Rzeszy była Antarktyda (wkrótce więcej informacji na ten temat). Wciąż jednak Argentyna była krajem, który odgrywał (a może odgrywa?) istotną rolę.

Na tych zdjęciach wbrew pozorom nie widzimy jakiejś schowanej między alpejskimi szczytami wioski, lecz San Carlos de Bariloche znajdujące się w prowincji Rio Negro w Argentynie. Według argentyńskiego dziennikarza, Abla Basti to właśnie w tam przebywał Adolf Hitler wraz z Ewą Braun. Mieli oni zostać przewiezieni do posiadłości należącej do argentyńskiego biznesmena, Jorge Antonio, jednego z zaufanych współpracowników trzykrotnego prezydenta Argentyny, Juana Domingo Peróna. Posiadłość była odizolowana od świata, dotrzeć do niej można było jedynie łodzią bądź samolotem.



Czytaj dalej...

czwartek, 6 listopada 2014

Jak bezpieczne są francuskie elektrownie atomowe?

Przelatujące nad francuskimi obiektami nuklearnymi drony pokazały, że tamtejsza infrastruktura jest zupełnie pozbawiona zabezpieczeń przed ewentualnym atakiem.



Jak poinformował serwis EurActiv początkiem października niezidentyfikowane drony bez żadnego problemu przeleciały nad 11 francuskimi elektrowniami pomimo, że teoretycznie w promieniu 5 kilometrów wokół nich nie wolno latać. Kary są wysokie bo dochodzą do 75 tysięcy euro, ale co z tego skoro nie ma kto ich egzekwować?

Najbardziej szokujące jest to, że nikt nie wie kto pilotował te maszyny ani w jakim celu krążyły one w pobliżu francuskich elektrowni, nikt nawet nie próbował ich zatrzymać. Władze deklarują, że wszystkie służby zostały postawione na baczność i że znajdą sprawców, ale czy tym bardziej nie dowodzi to słabości organizacyjnej tamtejszych służb? Gdyby jakaś organizacja chciała dokonać realnego ataku na którąś z elektrowni dokonałaby tego bez najmniejszego problemu doprowadzając do śmierci setek tysięcy ludzi i doprowadzając do ogromnego skażenia środowiska naturalnego.

Pomimo ogromnej ilości elektrowni atomowych (19) większość obiektów we Francji nie posiada jakichkolwiek zabezpieczeń przed atakiem z powietrza, zaniepokojenie wyraziły takie organizacje jak Greenpeace, które obawiają się, że sytuacji gdy jakiś zamachowiec najzwyczajniej w świecie zrzuci ładunek wybuchowy w pobliżu reaktora.


środa, 5 listopada 2014

Czy bank AIIB stanie się przeciwwagą dla zachodnich instytucji finansowych?

Pod koniec października Chiny odebrały Zachodowi kolejny monopol. Tym razem uderzyły w jeden z jego najczulszych punktów, czyli w system bankowy tworząc własny odpowiednik Banku (już nie) Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy Azjatyckiego Banku Rozwoju, które zdaniem przedstawicieli nowo powstałej instytucji zdominowane są przez państwa najbogatsze i najlepiej rozwinięte (USA czy Japonia). 
 
fot. Xinhua
 

Asian Infrastructure Investment Bank (AIIB) z siedzibą w Pekinie utworzony został 24 października przez 21 sygnatariuszy. Będzie on dysponował kapitałem w wysokości ponad 100 miliardów dolarów, z których większość pochodzić będzie od rządów Chin oraz Indii. Pomysł utworzenie banku niezależnego od dominujących w świecie finansów sojuszników USA przedstawił w zeszłym roku chiński prezydent Xi Jinping. Głównym celem instytucji ma być finansowanie przedsięwzięć infrastrukturalnych w słabiej rozwiniętych państwach azjatyckich.

Wśród sygnatariuszy oprócz Chin i Indii znalazły się także: Kuwejt, Katar, Mongolia, Kazachstan, Pakistan, Nepal, Oman, Brunei, Kambodża, Myanmar, Laos, Malezja, Filipiny, Singapur, Sri Lanka, Uzbekistan, Tailandia i Wietnam. Zabrakło jednak Indonezji, Korei Południowej oraz Australii, których wycofanie się postrzegane jest jako skutek nacisków ze strony Stanów Zjednoczonych zaniepokojonych powstaniem banku.

Chińscy komentatorzy nie ukrywają, że opór ze strony USA spowodowany jest obawami związanymi z rosnącą rolą Pekinu, który ma ambicje stać się nie tylko wiodącą potęgą w Azji, ale też liczącym się globalnym mocarstwem. Matthew Goodman z Center for Strategic and International Studies skomentował powstanie takich organizacji jak BRICS czy AIIB jako "dowód na pierwsze liczące się instytucjonalne wyzwanie globalnemu porządkowi ekonomicznemu".
źródło: RT

wtorek, 4 listopada 2014

Długi sprzed 100 lat? Zobacz, które państwa wciąż spłacają pożyczki z czasów I Wojny Światowej

W tym roku obchodzimy stulecie wybuchu I wojny światowej, która zabrała ze sobą krwawe żniwo w postaci kilkudziesięciu milionów Europejczyków, którzy zginęli w wyniku trwających przez cztery lata walk. Skutki tej wojny odczuwamy do dziś, jednak co ciekawe kilka państw do tej pory jeszcze w swoich księgach rachunkowych ma zapisane spłaty zobowiązań zaciągniętych podczas trwania konfliktu.


Długi zaciągnięte w tym okresie wciąż spłacają: Wielka Brytania, Niemcy i Stany Zjednoczone. Samo Zjednoczone Królestwo ogłosiło w zeszłym tygodniu, że dokona spłaty 218 milionów z 2 miliardów funtów obligacji jakie państwo zaciągnęło względem obywateli w 1917 roku by sfinansować kolejne zbrojenia. Obligacje były oprocentowane w wysokości od 3 do 5%.

Szacuje się, że udział w I Wojnie Światowej kosztował Wielką Brytanię około 3,25 miliarda funtów.

Kolejnym dłużnikiem są jak można się domyślać Niemcy. Reparacje wojenne nałożone na to państwo w wyniku Traktatu Wersalskiego wyniosły w sumie około 269 miliardów marek co równa się 96 tysiącom ton złota. Tą ogromną kwotę spadkobierca Cesarstwa Niemieckiego - RFN spłaciła początkiem października 2010 roku. Jeszcze w 1953 władze zachodnioniemieckie zgodziły się na spłacenie zobowiązań zaciągniętych przed II wojną światową, aczkolwiek w umowe zawarto również, że kwotę w wysokości ok. 125 mln euro zapłacą dopiero po zjednoczeniu, spłatę rozpoczęto zatem dopiero po roku 1990.

A co ze Stanami Zjednoczonymi?


Okazuje się, że władze USA aby sfinansować wojnę również wypuściły obligacje, które podniosły poziom zadłużenia do niespotykanego dotychczas poziomu 33% PKB (ok. 25 miliardów $). Część zadłużenia stanowiły pieniądze pożyczone europejskim mocarstwom: Francji i Wielkiej Brytanii, które jednak w wyniku kryzysu i hiperinflacji w Niemczech nie były w stanie spłacić tej pożyczki (pieniądze na spłatę miały pochodzić z reparacji wojennych). Z tego też powodu władze USA w 1924 zdecydowały się pożyczyć pieniądze ... Niemcom, które dzięki temu mogły oddac pieniądze swoim wierzycielom.


źródło: DefenseOne

poniedziałek, 3 listopada 2014

Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 57 Stare Kiejkuty, Polska



Kolację zjedli ze smakiem. Żona Kajetana okazała się bardzo sympatyczną i troskliwą kobietą. Wysłuchała opowieści Poula z przerażeniem w oczach. Potem otoczyła go szczególną opieką, proponując mu co chwilę coś przygotowanego przez siebie do jedzenia. Tak, jakby chciała zrekompensować czymś miłym jego stres.
Marc i Monik spoglądali na nią z podziwem.
– Taka już jest – powiedział cicho Kajetan, kiedy wyszła
na chwilę do kuchni. – Prawdziwy skarb.
Uśmiechnęli się do siebie. Ala wróciła do pokoju. Spojrzała
na wszystkich podejrzliwie.
– Czy coś jest nie tak? – zapytała.
Roześmiali się wszyscy.
– Ależ skąd, podziwialiśmy twoją serdeczność – odezwał się
Marc.
– Przestańcie mnie peszyć.
Ich nastrój poprawiał się z minuty na minutę. Po zjedzonej
kolacji napili się wina. Solidarnie wznieśli toast za rodzącą się
między nimi przyjaźń. Kolejne chwile wypełniła szczegółowa relacja Poula z jego podróży nad morze i intrygującej rozmowy z przyjacielem Kajetana w domu na plaży.
– To bardzo się łączy z tym, czego dowiedzieliśmy się na zamku Czocha – powiedziała Monik.
– Ale najpierw opowiedzcie nam o swoich przygodach
w Wewelsburgu – poprosił Kajetan. Marc starał się nie pominąć żadnego szczegółu z zasłyszanej rozmowy. Wsłuchiwali się z zapartym tchem w jego relację.
– To niesamowite – skomentował ich opowieść Poul. – Przypomnijcie sobie moją rozmowę z właścicielem pałacu w Mierzęcinie. Popatrzcie, ile faktów z naszych relacji się łączy. To niezwykłe...
– Właśnie, zwłaszcza ostatnie ogromne zamieszanie wśród prominentnych osób w polskim Kościele – dodał Kajetan.
– Trudno już nie mieć pewności, że komuś bardzo zależy na tej awanturze i umniejszeniu roli Kościoła w Polsce.
– Po tym, co usłyszeliśmy w Niemczech – wtrąciła Monik, łapiąc Alę za ramię – zaczynam wierzyć, że te spiskowe teorie dziejów są rzeczywistością. Wiesz – zwróciła się do Kajetana
– jak opowiadałeś nam o liczbie sześćset sześćdziesiąt sześć i wszystkim, co jest z tym związane, przyznam, że patrzyłam na ciebie trochę, no wiesz... – Uśmiechnęła się rozbrajająco.
– Dziwnie – dodał Kajetan z uśmiechem.
– No właśnie, przepraszam cię, dziwnie – starała się usprawiedliwić – ale teraz to już sama nie wiem.
– Faktem jest – powiedział Poul – że sporo w tym wszystkim logiki. Jaka szkoda, że nie udało wam się dowiedzieć, co kryje się kilka kilometrów stąd.
– To prawda. Ogromnie tego żałuję. Byliśmy prawdopodobnie o krok od wyjaśnienia tajemniczych nocnych lądowań i znaczenia, jakie ma ośrodek byłych szpiegów. Ale to jeszcze nie wszystko, najbardziej zastanawiające fakty ujawniły się w czasie naszej rozmowy z małżeństwem Amerykanów, poszukiwaczy skarbów – dodał Marc.
– Właśnie, do dziś nie rozumiem, jak to się stało, że oni tak nagle zniknęli – powiedziała z troską Monik.
– Otóż to – potwierdził Marc – posłuchajcie...
Rozpoczął swoją intrygującą opowieść. Kiedy opowiadał o Tybecie, Poul stwierdził:
– Słyszałem o tych zapiskach...
Marc mówił dalej. Później przeszedł do ich pobytu na zamku w Książu. Zakończył na dramatycznych okolicznościach spotkania z Poulem na drodze wśród mazurskich lasów. Zapadło milczenie. Ilość wrażeń przekraczała granice przeciętnej wyobraźni.
– Wiele przeżyliście... – odezwała się Ala.
– Wyruszyliście w waszą podróż w słusznym przekonaniu, że zgodnie z sugestią człowieka, który umarł otruty radioaktywnym pierwiastkiem w Anglii, może istnieć coś, co będzie dowodem na trwające od lat manipulacje polityką i gospodarką. Miał nim być podziemny ośrodek, w którym być może
znajduje się centrum zarządzania.– Do takiego wniosku wspólnie doszliśmy – przypomniała Monik.
– Otóż to. Czy dalej tak uważamy? – kontynuował Kajetan. Zastanowili się przez chwilę. Ala zapytała, czy ktoś napije się herbaty. Odmówili, wyczuwając, że doszli do ważnego momentu ich spotkania, nie chcieli więc przerywać rozmowy.
– Uważam – Poul odezwał się pierwszy – że to bardzo
prawdopodobne.
– Dlaczego tak sądzisz? – zapytał Kajetan. \
– Po pierwsze dlatego, że rzeczą naturalną, zarówno wiele lat temu, jak i dziś, było lokowanie obiektów, zwłaszcza wojskowych, pod ziemią. Po drugie, to, co usłyszeliśmy, wskazuje, iż wszelkie eksperymenty odbywają się w ukryciu. I znad morza, i z gór mieliśmy sygnały, że prowadzono badania nad tajemniczą bronią. Przecież wiemy, że wybuch bomby atomowej w Japonii był efektem wspólnej pracy amerykańskich naukowców z wywiezionymi po wojnie niemieckimi geniuszami nauki. Zgadzam się jeszcze z jednym, z tym, co już powiedział w swojej relacji Marc. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w 1945 roku zniknęło całe imperium, potęga Niemiec. Dziesiątki okrętów podwodnych, zagarniętych skarbów, agentów i innych tajemnic. Co ciekawsze, mam wrażenie, że zwycięzcom po spektakularnym podsumowaniu wojny w Norymberdze zależało na opuszczeniu szczelnej zasłony milczenia nad tym wszystkim. Powiązania finansowe wykraczają daleko poza konflikty, wojny i berlińskie mury. A ich efekty trwają, a nie znikają... I dlatego tak myślę.
– To prawda – poparł go Marc. – Dziś zarządzanie światem opiera się na technologii. Nie da się bez tego kontrolować zachodzących wydarzeń i wpływać na nie. Więc naturalnym może być przypuszczenie, iż gdzieś znajduje się centrum, a być może kilka centrów, ponadnarodowych ośrodków zarządzania. Ale zgadzam się, że łatwiej byłoby pokazać opinii publicznej, że na świecie istnieją zorganizowane na modłę dawnych stowarzyszeń wpływowe grupy mające mocarstwowe aspiracje.
Gdybyśmy mieli dowód... I dlatego warto go szukać.
– A czy warto go szukać, ryzykując własne życie? – odezwała się Ala, spoglądając na Poula. Jej pytanie nie spowodowało dłuższego rozpatrywania tego istotnego dylematu.
Marc odezwał się natychmiast.
– Nieprzypadkowo jestem dziennikarzem i jestem tu, gdzie jestem. Od małego uczono mnie, że są wartości najwyższe. Ryzykowałem swoje życie wiele razy, relacjonując krwawe wyda-rzenia. I nie robiłem tego dla pieniędzy. Będę walczył o prawdę i o to, by przeciwstawiać się złu. Taki już jestem. Dopiero teraz zrobiło się poważnie. Spojrzeli na Marca. W pokoju było słychać trzask spalającego się drewna. Ogień rozbłysnął mocniej.
– Dotychczas nie miałem tak burzliwego życia – odezwał się cicho Poul – i nie będę przed wami udawał, że ostatnie wydarzenia nie zrobiły na mnie wrażenia. Owszem zrobiły Jestem przerażony tym, co się stało. Chcę wam tylko przypo-
mnieć, że wcześniej zginął w Watykanie kardynał, a po nim zmarł w Londynie rosyjski agent. Wygląda na to, że moje zainteresowanie tymi wydarzeniami wpisało mnie na listę osób do zlikwidowania. Nie jest łatwo żyć z tą świadomością. Ale pamiętajcie, że znalazłem się tam, gdzie jestem, nieprzypadkowo. Wierzę, a poświęcenie jest jednym z fundamentów tego, w co wierzę. I właśnie dlatego nie poddam się, podobnie jak Marc. Moje życie mogę poświęcić dla kogoś, a sprawa, w którą się wplątaliśmy może wymagać takich poświęceń. Mam wrażenie, że nasze poszukiwania tak szybko się nie skończą.
Spojrzał po kolei na wszystkich.
– Nie sądzicie?
– Jestem z tobą – powiedziała Monik, przytulając się do Marca.
Spojrzeli na Kajetana.
– Jakoś dotychczas w tym wirze nie poznaliśmy twoich, waszych – Marc poprawił się, spoglądając na Alę – motywów zajmowania się tymi zagadnieniami. Czy to tajemnica?
– Owszem, była tajemnicą przez kilkadziesiąt ostatnich lat – odparł Kajetan. – Historia Polski jest dosyć dramatyczna. Pełna wzajemnych sprzeczności i ambiwalentnych moralnie postaw. Jest naznaczona piętnem obcych wpływów. Trudno się żyje w takiej atmosferze. Czasem wiele się poświęca, by żyć, a i wielu poświęcało się, by przeżyć. Od lat starałem się swoją osobą służyć dobrej sprawie. Związałem się z papieżem Polakiem, starając się jak najlepiej doradzać jego otoczeniu. Kardynał, który zginął, był moim przyjacielem. Od lat analizowaliśmy wspólnie to, co się dzieje na świecie, ale również i w Polsce. Poul wie, że on zajmował się sprawami międzynarodowymi, mając w mojej osobie skromnego doradcę. Ala – spojrzał na swoją żonę – była ze mną. Wspierała mnie, wypowiadała w różnych kwestiach swoje wyważone sądy. – Uśmiechnął się do niej. – Ala to mądry doradca. Zamilkł. W pokoju przez chwilę panowała cisza. Monik spojrzała na Kajetana.
– Kajetan, zdecydowaliśmy parę dni temu, że to ty będziesz kierował nasza grupą. – Spojrzała na Marca i Poula, szukając u nich potwierdzenia. Obaj skinęli głowami. 
- Czy masz jakiś plan?
Kajetan uśmiechnął się.
– Jesteście najlepszą grupą, jaką kiedykolwiek miałem przyjemność kierować.
Odwzajemnili jego uśmiech
– Plan to może za dużo powiedziane. Ale niewątpliwie za dzień lub dwa musimy go wspólnie zarysować. Co proponuję? Otóż ja w czasie waszej nieobecności również trochę... – uśmiechnął się – popracowałem. Dlatego też proponuję, byśmy teraz poszli śladem moich poszukiwań, a jeżeli one nie przyniosą oczekiwanego rezultatu, zastanowimy się, co dalej.
– Jak to widzisz? – zapytał Marc.
– Mamy już pewne rozeznanie co do tego, że prawdopodobnie w miejscach, jakie odwiedziliście, nie znajdziemy tego, czego szukamy. Nie wykluczam jednak, że tam, gdzie byli Marc i Monik, sporo jeszcze można odkryć. Zapewne warto do tych miejsc kiedyś wrócić. Również nad morzem niewiele znajdziemy. Są i inne miejsca w Polsce, ale chyba mniej interesujące...– urwał Kajetan. – Musimy, tak jak powiedziałem, zanim wskażemy inne ewentualne możliwości, zbadać to, co przywiodło tu Monik i Marca. Tajemnicze lądowania samolotów i miejsce, w którym znikają ludzie oraz bagaże. I tym proponuję się zająć. Naturalnie inną kwestią jest szczególnie uważne śledzenie tego, co się dzieje na świecie. Przecież mieliśmy ogromne szczęście, że nasi niemieccy przyjaciele znaleźli się w miejscu i czasie tak nadzwyczajnie istotnym na zamku w Wewelsburgu. Mamy więc konkretny trop. Niełatwy, ale bardzo konkretny.
– Masz rację – ożywił się Marc. Wstał z miejsca i przeszedł się po pokoju. – Obserwując spotkania na zamku, możemy się wiele dowiedzieć.
– Spotkania, a później poszczególnych ludzi w nich uczestniczących – dodał Kajetan.
– A jak chcesz dotrzeć do tego, co się tutaj dzieje? – zapytał Poul.
– Zdobyłem trochę informacji. Zdobyłem też specjalną kartę – przepustkę, która umożliwi jednemu z nas wejście do tajnego ośrodka, w którym znikają w nocy ludzie.
Ożywili się. W podnieceniu spoglądali na Kajetana.
– No proszę, niezły z ciebie konspirator – pochwalił go Marc.
– No cóż, nie mogę być biernym członkiem naszej grupy.
– Uśmiechnął się. – A poza tym pracuję nad tym trochę dłużej. Zacząłem, jeszcze zanim świat dowiedział się, że przylatują tu tajemnicze samoloty. Od lat w tej okolicy zawsze coś się działo. Spojrzał na nich.
– Ależ... – roześmiał się – nie myślicie chyba, że macie do czynienia z parą tajnych agentów pracujących dla KGB lub jakiegoś dawnego polskiego wywiadu? Nic takiego. To był czysty przypadek.
– Niewątpliwie... – odezwała się Monik.
– Właśnie. Jutro po śniadaniu zastanowimy się, jak i kto z nas dostanie się tam, gdzie od lat nikogo niewtajemniczonego się nie wpuszcza. Zgodzili się bez wahania. Wrócili do rozmowy, sięgając ponownie do smakołyków przygotowanych przez Alę. Tym razem rozmawiali o banalnych sprawach. Śmiali się i żartowali. Byli w dobrych nastrojach, pierwszy raz od kilku dni.

niedziela, 2 listopada 2014

Przypominamy: Historia niemieckiej inwazji na Stany Zjednoczone

Czy wyobrażacie sobie, że w trakcie II Wojny Światowej Niemcom nagle udaje się dokonać udanego desantu na wybrzeżach Ameryki? Albo stosują oni broń, która doprowadza Waszyngton do poddania się? To wszystko political fiction, ale była pewna historia kiedy grupie szpiegów udało się dotrzeć prosto do Ameryki.

Kilka dni temu na łamach chicagowskiej gazety opisano interesującą historię szpiegowską z czasów II Wojny Światowej. Oto jak przebiegała pierwsza od 1812 roku inwazja na terytorium USA.


W lipcu 1942 roku do wschodnich wybrzeży USA podpłynęły dwie niemieckie łodzie podwodne. Jedna skierowała się w stronę Florydy, druga w kierunku Long Island. Po tym gdy ich pasażerowie znaleźli się na amerykańskim brzegu, przez nikogo nie zauważone U-booty udały się sobie tylko znanym kierunku. 
Tymczasem na Long Island grupa przybyszy została dostrzeżona przez pracownika straży przybrzeżnej.  Chcąc go przekupić oferowali mu ogromną jak na tamte czasy sumę 270 dolarów. Strażnik nie dał się skusić i już kilka dni później zostali oni wytropieni przez służby federalne. 




sobota, 1 listopada 2014

Cybernetyczne Pearl Harbor. Czy do 2025 roku dojdzie do cyberataku, który doprowadzi do śmierci tysięcy ludzi?

Wielki kryzys finansowy, klęska głodu, zamieszki a nawet wybuch wojny to możliwe konsekwencje cyberataku, który zdaniem ekspertów może mieć miejsce jeszcze przed 2025 rokiem.

www.nationalcybersecurityinstitute.org


W 1991 roku podczas wystąpienia przez amerykańskim Kongresem ekspert do spraw bezpieczeństwa Winn Schwartau ostrzegł zgromadzonych przed mogącym nadejsć w każdej chwili "elektronicznym Peal Harbor". Pomimo upływu lat, zagrożenie wciąż jest realne. Przyznają to uczestnicy badania jakie wśród specjalistów w zakresie technologii przeprowadził Pew Internet and American Life Project. Zdaniem aż 60% ekspertów do 2025 roku dojdzie do ataku, który stanie się przyczyną śmierci wielu ludzi a także utraty, zniszczenia lub kradzieży majątku o wartości wielu miliardów dolarów.

Ich zdaniem ogólna wrażliwość na cyberatak rośnie z każdym dniem, co wiąże się nie tylko z faktem, że coraz więcej urządzeń jest powiązanych i zależnych od sieci, ale też od nowych, sieciowych przeciwników, których bardzo trudno zlokalizować i zneutralizować. Jeden z ekspertów, Stewart Baker stwiedza: "Kiedyś obawialiśmy się, że naszą infrastrukturę uszkodzą Rosjanie lub Chińczycy. Teraz musimy się martwić również Iranem, Syrią i Północną Koreą, ale już wkrótce źródłem zagrożenia mogą sie równie dobrze stać Hezbollah czy Anonymous". Tak wygląda to z punktu widzenia Amerykanów, którzy dostrzegając zagrożenie zwracają uwagę również na możliwość zaatakowania jednego z sojuszników USA, np. Korei Południowej czy Japonii, które w obliczu konfliktu z Chinami muszą się liczyć z ryzykiem ataku na ich systemy komputerowe.

Z pewnością dodatkowe ryzyko niesie ze sobą wprowadzanie kolejnych udogodnień technicznych takich jak coraz powszechniejsze smartfony, drony aż po sterowane komputerowo czołgi i okręty wojenne. To wszystko, w przypadku udanego cyberataku może zostać wyłączone lub wykorzystane przeciwko ich właścicielom.



- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf