piątek, 30 listopada 2012

Wielka wojna o słodką wodę

Ludności na świecie wciąż przybywa. Na co dzień straszeni jesteśmy perspektywą przeludnienia, klęskami głodu i nieurodzaju. Istnieje jednak zagrożenie znacznie poważniejsze, zagrożenie, które już teraz staje się zarzewiem konfliktów, a być może już wkrótce czeka nas wielka wojna o wodę. 

fot. fjhipp/sxc.hu

W obliczu przemian demograficznych i zmian klimatu coraz poważniejszy staje się problem dostępu do czystej wody pitnej. Chociaż Ziemia miana „Błękitnej planety” nie otrzymała bez powodu, to jednak woda pitna stanowi zaledwie jeden procent wszystkich zasobów jakie posiadamy. Istnieje co prawda technologia odsalania wody morskiej, ale jest to metoda kosztowna i dla większości zagrożonych państw zupełnie nieopłacalna. Szacunki co do tego jak wiele osób na świecie pozostaje bez dostępu do czystej wody wahają się w granicach od siedmiuset milionów do nawet miliarda. Wbrew pozorom nie tylko kraje położone w upalnych rejonach zwrotnikowych są narażone na braki wody. Jak podaje bowiem New Scientist powołujący się na dane należącego do Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa serwisu Aquastats, wśród obszarów narażonych na problemy z dostawami wody znajdują się również kraje europejskie. Przodują w tym przede wszystkim państwa położone w rejonie północnego zlewiska Morza Czarnego takie jak Ukraina, Białoruś, ale też wschodnia część Polski położona w dorzeczu Bugu.

Braki słodkiej wody mogą mieć katastrofalne skutki zarówno dla wielkich aglomeracji miejskich (tak jak to miało miejsce kilka lat temu w Los Angeles) jak i dla terenów rolniczych, które pozbawione regularnego nawadniania, w krótkim czasie przerodzić się mogą w nieurodzajne pustynie.

Wpływ na problemy z zasobami słodkiej wody ma również źle prowadzona gospodarka tym coraz cenniejszym zasobem, w wielu krajach jest ona marnotrawiona, podczas gdy w innych coraz bardziej można zauważyć jej braki. W samych tylko Chinach co roku tereny pustynne rosną w zastraszającym tempie, a 80% tamtejszych rzek jest tak zanieczyszczonych, że nie rozwija się w nich jakiekolwiek życie. O tym jak ważny jest dostęp do czystej wody świadczyć mogą również doniesienia Światowej Organizacji Zdrowia, według której aż 80% zachorowań na świecie pochodzi z brudnej wody.

Wpływ na sytuację międzynarodową

Woda może w przyszłości odegrać również inną istotną rolę. Gdyby spojrzeć na listę państw, które według prognoz FAO mogą wkrótce mieć poważne problemy z regularnymi dostawami wody pitnej, zauważymy, że wiele z nich to rosnące światowe potęgi, z których zdaniem społeczność międzynarodowa coraz bardziej musi się liczyć. Są to między innymi Chiny, Indie, Meksyk, Iran czy Pakistan. Można się spodziewać, że już niedługo może dojść do sytuacji kiedy te rosnące potęgi postawione w sytuacji bez wyjścia i pozbawione możliwości uzyskania dostępu do pitnej wody zdecyduję się zbrojnie przejąć te zasoby od swoich sąsiadów.

Do takich wniosków doszedł amerykański wywiad, który w opublikowanym niedawno raporcie stwierdził, że chociaż w ciągu najbliższych 10 lat ryzyko wybuchu „wojny o wodę” jest wciąż niewielkie, to jednak do roku 2030 wzrośnie ono aż o 40 procent. Zdaniem agencji na wielu obszarach posiadane zasoby wody mogą zostać wykorzystane przez poszczególne państwa jako instrument polityki międzynarodowej służący do wywierania nacisku na swoich sąsiadów. Twierdzą również, że na horyzoncie nie rysuje się w chwili obecnej żadna metoda umożliwiająca poprawę tego stanu rzeczy. Szczególnie narażone zdaniem autorów raportu są obszary wokół rzek Brahmaputra płynącej przez Chiny, Indie i Bangladesz oraz Amu-daria w Azji Centralnej, która przepływa przez Afganistan, Uzbekistan, Turkmenistan oraz Tadżykistan.

Azja Centralna

W tym ostatnim rejonie do lokalnych napięć dochodzi już teraz. Przyczyna tkwi w planach dwóch górzystych krajów – Tadżykistanu i Kirgistanu, których władze planują postawić u siebie ogromne tamy wodne. Wszystko w celu pozyskania niezbędnej energii elektrycznej, na której niedostatek od lat cierpią mieszkańcy obydwu państw. Plany te nie podobają się jednak ich położonym w nizinach sąsiadom przede wszystkim Rosji, Kazachstanowi i Uzbekistanowi, które obawiają się, że budowa tam zmniejszy ilość wody jaka dostarczana będzie rzekami na ich terytorium. Szczególnie narażony na to jest Uzbekistan, który pozostaje najludniejszym państwem Azji Centralnej a równocześnie jednym z największych producentów bawełny na świecie. Do jej uprawy potrzebne są jednak duże ilości wody. Napięcia pomiędzy państwami próbują rozwiązać mediatorzy, przede wszystkim Rosja i Organizacja Narodów Zjednoczonych, póki co jednak żadna ze stron nie chce ustąpić.

Afryka

Podobny problem istnieje również w Afryce, gdzie tamtejsze państwa nie mogą dojść do porozumienia co do prawa korzystania z wody z Nilu. Władze Etiopii planują postawić na rzece ogromną tamę, która ma dostarczyć niezbędnej dla rozwijającego się kraju energii elektrycznej. Projektowi temu sprzeciwiają się dwa państwa leżące w dole Nilu Sudan i Egipt, które uważają, że budowa największej na kontynencie afrykańskim zapory sprawiłaby, że naruszone zostałyby ich prawa do wód Nilu gwarantowane przez dokumenty zawarte jeszcze w czasach kolonialnych.

Z informacji opublikowanych przez portal Wikileaks wynika, że władze egipskie wspólnie z sudańskimi biorą pod uwagę scenariusz siłowego rozwiązania problemu, łącznie ze zbombardowaniem powstającej tamy. Podobny atak może doprowadzić do wybuchu kolejnej wojny we Wschodniej Afryce, w tym również odnowieniu dopiero co zakończonej wojny domowej w Sudanie.

Z tego co widać najgorsze dopiero przed nami, równocześnie jednak już teraz dostrzec można pierwsze sygnały wskazujące na rosnące zagrożenie wojną, która nie będzie się toczyć o złoto, ropę czy dostęp do strategicznych obszarów. Przedmiotem nowej wojny będzie coś co wydawało nam się do niedawna tak ogólnie dostępne, że nie powinniśmy sobie tym zaprzątać głowy. Czasy się jednak zmieniają, a prognozowany przez amerykański wywiad konflikt może nastąpić znacznie szybciej niż się spodziewamy.

Iran konsekwentnie pracuje nad atomem. Niepokojące doniesienia ekspertów

Według raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Iran najprawdopodobniej gwałtownie zwiększył swoje zapasy wysoko wzbogaconego uranu. W efekcie do wiosny 2013 roku Iran może zgromadzić wystarczającą ilość uranu do wytworzenia pierwszej bomby. Co więcej, powołując się na źródła „Washington Post”, bomba ta może być 3 razy silniejsza niż ta zrzucona na Hiroszimę. 

fot. telegraph.co.uk
Sygnałem, który wskazuje na zwiększenie zapasów uranu w Iranie jest fakt zaprzestania wytwarzania paliwa do małego reaktora w Teheranie, gdzie powstawały izotopy wykorzystywane do celów medycznych. W procesie produkcji używano bowiem wzbogaconego do ponad 20% uranu. W związku z tym już w październiku Iran miał posiadać 135 kilogramów niewykorzystanego materiału, który może zostać użyty do celów militarnych. Aby zbudować prostą bombę, potrzeba zaledwie dwa razy tyle materiałów, jednak bardziej wzbogaconych. 

Do wiosny Iran może zgromadzić 250 kilogramów uranu, a ta ilość jest uznana za czerwoną linię przez Izrael. Po jej przekroczeniu, Izrael przystąpi do ataku. Jednak jak podają eksperci, przerwa w produkcji paliwa do reaktora w Teheranie wcale nie musi oznaczać składowania niewykorzystanego uranu. Może ona wynikać bowiem w problemów technologicznych. 

Niezależnie od powyższych doniesień, „Washington Post” powołując się na agencję Associated Press podaje, że Iran pracuje nad bombą trzy razy silniejszą od tej zastosowanej Hiroszimie. Jednak na współczesne standardy broni jądrowej i tak byłaby to mała bomba. 

Tezę o budowie tejże bomby potwierdza wykres wykradziony z Iranu przez przedstawiciela kraju, który jest krytycznie nastawiony do działań atomowych Iranu. Tak więc można przypuszczać, że kradzieży tej dokonali przedstawiciele Izraela, a dokładniej hakerzy Mossadu. Ze względu na źródło pozyskania wykresu należy jednak z pewną dozą ostrożności podchodzić do tych doniesień. 

Choć sam rzekomy wykres należy traktować z rezerwą, to trzeba wspomnieć, że rysunek ten idealnie wpisuje się w tezę USA i Izraela o prowadzonym pod przykrywką programie atomowym w Iranie. I choć Teheran stanowczo odrzuca wszelkie zarzuty, to nie chce podjąć współpracy z MAEA i nie wpuszcza jej przedstawicieli do najbardziej podejrzanych baz.

Czy Waszym zdaniem Iran konsekwentnie dąży do uzyskania broni atomowej i jakie mogą być tego skutki?

Mapa obrazuje najbardziej aktualną wiedzę zagranicznych wywiadów na temat rozmieszczenia obiektów jądrowych na terenie Iranu.
(fot. gerarddirect.com)


czwartek, 29 listopada 2012

Ubezpiecz się na wypadek końca świata!

W związku z pogłoskami na temat zbliżającego się końca świata i rosnącym strachem, niektórzy postanowili wykupić ubezpieczenie na wypadek Apokalipsy. Firmy ubezpieczeniowe jednak odrzucają takie wnioski.

fot. blogspot.com
Łotewscy ubezpieczyciele odrzucili wnioski o ubezpieczenie od "załamania czasoprzestrzeni" (breaking the space-time continuum) i nadejścia fikcyjnego bóstwa Cthulhu. W uzasadnieniu podali, że trudno wycenić szkody dotyczące nadejścia końca świata. Wniosek ten złożyli organizatorzy festiwalu, którzy chcieli ubezpieczyć siebie oraz uczestników między innymi przed porwaniem przez kosmitów.

Rosyjski rynek także nie jest gotowy na zaoferowanie takiego produktu – podaje wiceprezes rosyjskiego ubezpieczyciela Ingosstrakh Ilya Solomatin. Dodaje, że można zwracać się z taką prośbą do ubezpieczyciela, jednak pojawia się zasadnicze pytanie: kto wypłaci odszkodowanie oraz kto z niego skorzysta jeśli koniec świata faktycznie nastąpi?

W niektórych krajach europejskich rynek ubezpieczeniowy nie jest regulowany przez władze, tak więc klient może ubezpieczyć się właściwie od wszystkiego. Przez to europejscy ubezpieczyciele są liderami w tworzeniu egzotycznych produktów ubezpieczeniowych. Lloyd's w Londynie proponuje na przykład ubezpieczenie od utraty włosów na klatce piersiowej w wyniku wypadku, gdzie odszkodowanie wynosi 1,8 miliona dolarów. Z kolei w Ameryce można ubezpieczyć się utraty atrakcyjności, poczucia humoru czy nawet Niepokalanego Poczęcia . Inaczej sprawa wygląda w Rosji, gdzie przepisy są surowe i ubezpieczenie od końca świata jest niemożliwe ze względów prawnych. 

Opowieści o nadchodzącym końcu świata napędzają biznes na całym świecie. Dziesiątki stron internetowych oferują ubezpieczenia typu Armageddon, już od 60 dolarów. W Internecie sprzedawane są również specjalne maski gazowe, suszona żywność oraz wiele innych przedmiotów, które mają pomóc w przetrwaniu nadchodzącej Apokalipsy. Podczas gdy niektórzy sprzedają zestawy przetrwania, inni liczą zyski jakie osiągną w sektorze turystyki. Zarówno Agencja Turystyki w Meksyku, jak i Instytut Turystyki w Gwatemali spodziewają się najazdu turystów, którzy zechcą zwiedzać ruiny pochodzące z czasów cywilizacji Majów. 

Co ciekawe, według ostatniej ankiety Reutersa, która przeprowadzana była w 21 państwach, 1 na 7 osób wierzy, że koniec świata nastąpi w ciągu ich życia, a 1 na 10 osób sądzi, że nastąpi to już 21 grudnia 2012 roku, zgodnie z końcem cyklu w kalendarzu Majów.

Czy Waszym zdaniem "zbliżający się koniec świata" to jeszcze ludzki strach i obawy, czy już tylko świetny produkt marketingowy?


Źródła: rt/biznewsindex/inagist

środa, 28 listopada 2012

Odmówiła noszenia czipa i... wygrała!

Uczennica technikum w Teksasie odmówiła noszenia czipa, którego celem była lokalizacja uczniów na terenie szkoły. Jej sprzeciw o mało co nie spowodował wyrzucenia jej ze szkoły. Jednakże z pomocą dziewczynie przybyły organizacje broniące wolności obywatelskich. Dzięki temu sąd zabronił wyrzucenia jej ze szkoły. 

fot. i.wp.pl
Andrea Hernandez jest uczennicą drugiej klasy teksańskiego technikum John Jay High School's Science and Engineering Academy. Szkoła ta przystąpiła do programu „Projekt Lokalizacji Uczniów”, w ramach którego uczniowie są lokalizowani poprzez noszony identyfikatorów z czipem. Jeśli system zlokalizuje ucznia na terenie szkoły, placówka ta za jego frekwencję otrzyma pieniądze. Program ten rozpoczął się w 2012 roku i objął 112 szkół. 

Od samego początku projekt ten wywoływał liczne protesty. Swój sprzeciw wyraziła także Andrea Hernandez, która odmówiła noszenia czipa ze względów religijnych. Swoją decyzję argumentowała opisem z księgi Objawienia św. Jana z Ewangelii, w którym bestia apokaliptyczna sprawia, że wszyscy otrzymują znamię na prawą rękę lub czoło. Ona nie chciała zostać naznaczona przez bestię. 

Za odmowę noszenia czepia uczennica została zawieszona w prawach ucznia, groziło jej także wyrzucenie ze szkoły. Jednak w obronie dziewczyny stanęły organizacje pozarządowe, które skierowały sprawę na drogę sądową. Według obrońców wolności obywatelskich, naruszone zostało prawo do wolności słowa gwarantowane przez konstytucję oraz prawo do wolności wyznania. 

Sąd nakazał przywrócić Hernandez w prawach ucznia. Tym razem jej wolność została ocalona. Nie zmienia to jednak faktu, że władze stale dążą do zwiększania kontroli oraz monitorowania społeczeństwa, tym samym tworząc uległych obywateli. A to prowadzi do życia pod nadzorem państwa, bez jakiejkolwiek prywatności.

Czy Waszym zdaniem państwo w swojej protekcji względem obywateli powinno posuwać się aż tak daleko?



wtorek, 27 listopada 2012

Co wiemy o "genie śmierci"?

Amerykańscy naukowcy odkryli gen, który wskazuje o jakiej porze dnia dany organizm ludzki umrze. 

fot. ddmcdn.com
Podczas badań biologicznego zegara, naukowcy z Bostonu szukali genu, który wyznacza przynależność do rannych skowronków lub nocnych marków. Przy okazji odkryli oni wariant genu, który podaje o jakiej porze dnia nastąpi śmierć organizmu. 

Gen ten może zawierać trzy kombinacje nukleotydów – podstawowych składników strukturalnych DNA. Może to być adenina z adeniną (A-A), adenina z guaniną (A-G) lub guanina z guaniną (G-G). 

Jak podaje dr Clifford Saper z Beth Israel Deaconess Medical Center w Bostonie, dany genotyp określa dobowy rytm każdego z nas. Tak więc osoby z genotypem AA budzą się najwcześniej, po nich wstają osoby o genotypie mieszanym, a najpóźniej osoby z genotypem GG. Różnica między nimi w czasie wstawania wynosi średnio około godziny. Według naukowców informacja zawarta w tym genotypie określa także dokładnie porę dnia, w jakiej nastąpi śmierć organizmu. 

Do takich wniosków naukowcy doszli analizując genotyp oraz godzinę śmierci losowo wybranych osób. Do badania wykorzystano dane dotyczące śmierci 1200 starszych osób. Po zestawieniu tych danych okazało się, że osoby z sekwencją AA i AG umierały najczęściej przed godziną 11, natomiast osoby o genotypie GG umierały później, około godziny 18. Tak więc sekwencje nukleotydów odpowiadają godzinie śmierci. 

Na szczęście jest to jedyna informacja dotycząca śmierci zawarta w genach. Na podstawie sekwencji nukleotydów nie da się bowiem wskazać konkretnego dnia, ani roku, w którym nastąpi śmierć.

Czy Waszym zdaniem medycyna przyszłości będzie zdolna aż do tak dalekich i niesamowitych wyliczeń?



poniedziałek, 26 listopada 2012

Nadzór nad Internetem? Możliwa rewolucja!

Międzynarodowy Związek Telekomunikacji, czyli ITU (International Telecommunication Union), proponuje by nadzór nad Internetem sprawowała ponadnarodowa organizacja. Propozycja ta budzi jednak sprzeciw, szczególnie pośród przedstawicieli Parlamentu Europejskiego oraz Google. 

fot. watblog.com
ITU, jako organizacja działająca z ramienia ONZ zrzesza 193 państwa, w tym Polskę. Początkowo pod inną nazwą, od 1865 roku działa w celu standaryzacji łączności. Na początku grudnia, w Dubaju organizacja zacznie obrady poświęcone kontroli oraz władzy nad Internetem. 

Na wniosek między innymi Rosji oraz Chin na obradach poruszona zostanie kwestia ustanowienia kontroli nad różnymi aspektami funkcjonowania globalnej sieci przez organizację międzynarodową. Propozycja ta może wydawać się słuszna, ponieważ mogłaby zmniejszyć kontrolę, jaką obecnie nad Internetem sprawują Stany Zjednoczone. Jednak z drugiej strony realizacja tego pomysłu wiązałaby się z tym, że w organizacji zasiadali by przedstawiciele państw członkowskich, realizując politykę korzystną dla własnych rządów. 

Innym postulatem, nad którym będzie obradować związek, jest pomysł wprowadzenia opłat za połączenia pomiędzy użytkownikami i stronami z różnych krajów. Opłaty te obowiązywałyby firmy zajmujące się infrastrukturą i transmisją danych. W efekcie jednak najprawdopodobniej i tak zostałyby one przerzucone na zwykłych użytkowników. 

Przedstawione propozycje oraz postulaty wywołały sprzeciw Google i Parlamentu Europejskiego. Powstała nawet specjalna strona internetowa, która alarmuje o zagrożeniu. Wszyscy Ci, którzy chcą zaprotestować przeciwko omówionym postulatom, mogą uczynić to na stronie: https://www.google.com/takeaction/whats-at-stake/index.html . 

Ponadto Parlament Europejski uchwalił niedawno rezolucję, w której jednoznacznie potępia wprowadzenie dodatkowych opłat. Tak więc nawet jeśli ITU uchwali rozwiązania niekorzystne dla internautów, nie oznacza to automatycznego wprowadzenia cenzury czy ograniczenia wolności w Sieci.

Jakie Waszym zdaniem są możliwe scenariusze rozwoju tej sprawy?



piątek, 23 listopada 2012

Kiedy Chiny zdominują Azję?

Państwo Środka to obecnie drugi najważniejszy gracz na światowej arenie. Próbując rozrysować scenariusz ewentualnej III Wojny Światowej nie można nie uwzględnić tego co zrobią chińskie władze ani jak zachowają się jego główni rywale. 

Bardzo wiele na temat najbliższych planów USA mówi nam to, co działo się podczas pierwszej po wygranych wyborach podróży zagranicznej Baracka Obamy. To, że zdecydował się on w pierwszej kolejności odwiedzić właśnie Azję Południowo-Wschodnią dobitnie świadczy o tym, że to właśnie tym regionem będą się interesować w pierwszej kolejności. Nie ma się czemu dziwić, wszystko wskazuje bowiem na to, że właśnie tam wyrasta ich główny rywal. 

Nowe wielkie sojusze 

źródło: wikipedia.org
Z każdym kolejnym rokiem rośnie potęga Chińskiej Republiki Ludowej. Państwo to coraz mniej ukrywa swoje ambicje, które wydają się znacznie wykraczać ponad zachowanie istniejącego status quo. Z tego też powodu wielki konflikt zbrojny nie wisi na włosku jedynie na Bliskim Wschodzie. Równie niebezpiecznie może już wkrótce być również na archipelagach leżących na pograniczu Oceanu Indyjskiego i Spokojnego, gdzie wielkie światowe potęgi mogą już wkrótce rozpocząć Wielką Wojnę. Przygotowania do konfrontacji trwają od lat, lecz w ostatnim czasie coraz wyraźniejsze stają się linie podziałów i dwie główne osie. Jedna z nich to opisywana przed blisko rokiem na blogu „Kod Władzy” oś Nowe Delhi-Tokio-Waszyngton. Do tradycyjnego już tandemu Japonii i Stanów Zjednoczonych dołączyły wówczas Indie zaniepokojone wzrostem potęgi Chin oraz nieustającym zagrożeniem ze strony Pakistanu.


Ten ostatni staje się powoli członem odrębnej osi Moskwa-Pekin-Islamabad coraz częściej zajmującej wspólne stanowisko, co było widać choćby przy sprzeciwie wobec interwencji w Syrii. Do niedawna pozostający w sojuszu z USA Pakistan po szeregu skandali związanych z atakami przeprowadzanymi przez amerykańskie drony na terytorium tego państwa wyraźnie zdystansował się od swojego dotychczasowego partnera blokując nawet przez pewien czas dostawy dla wojsk stacjonujących w Afganistanie, równocześnie zbliżając się do Chin i Rosji. Nie bez znaczenia było przy tym zbliżenie się Waszyngtonu do ich odwiecznego wroga – Indii, w których Stany Zjednoczone doszukują się przeciwwagi dla chińskiej ekspansji, prezydent Obama stwierdził nawet, że powinno się znaleźć stałe miejsce dla nich znaleźć miejsce w nowej, powiększonej Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Według raportu opublikowanego przez think tank Centre for Strategic and International Studies (CSIS), strategiczne partnerstwo leży w interesie obydwu państw, znacznie zwiększając ich możliwości militarne, a także „może stanowić fundament do budowy długotrwałych relacji będących jasnym sygnałem dla wszystkich sojuszników, partnerów a także potencjalnych przeciwników”. 

Nietrudno się domyślić kto może być tym przeciwnikiem zważywszy na wydarzenia z ostatnich miesięcy. Nie bez znaczenia było bowiem nie uwzględnienie członkostwa Chin w powstałym w 2005 roku Partnerstwie Transpacyficznym, a także na napięte stosunki w jakich znajduje się to państwo w stosunku do bliskich sojuszników USA, z Japonią na czele. Tokio na ostatnim szczycie państw regionu oskarżyło z resztą Chiny, że te poprzez swoje działania tylko pogarszają i tak napiętą sytuację. 

Chiny wychodzą w morze 

Chodzi między innymi o manewry jakie miały miejsce w ostatnim czasie na Morzu Południowochińskim i na Morzu Wschodniochińskim, będąc nie tylko próbą sprawdzenia umiejętności swojej armii, ale przede wszystkim demonstracją siły. Od dłuższego czasu bowiem Państwo Środka wyraźnie inwestuje w swoje siły zbrojne nie tylko na lądzie, ale być może przede wszystkim na morzu. Niedawno głośnym echem odbiło się choćby wodowanie pierwszego chińskiego niszczyciela, z kolei w grudniu 2011 roku Pekin ogłosił podpisanie porozumienia z władzami leżących w pobliżu wybrzeży Afryki Seszeli, na mocy którego Chiny wkraczają na Ocean Indyjski uzyskując możliwość utworzenia swojej pierwszej zamorskiej bazy wojskowej. W zamian pochodzący głównie od francuskich kolonistów mieszkańcy archipelagu otrzymali ochronę przed atakami grasujących w pobliżu ich granic piratami. 

Wbrew pozorom kojarzone zazwyczaj jako potęga typowo lądowa Chiny muszą bardzo poważnie podchodzić do tego co dzieje się na morskich szlakach komunikacyjnych. Jest to związane przede wszystkim z uwarunkowaniami geograficznymi tego państwa, które pomimo swoich ogromnych rozmiarów pozostaje gęsto zaludniona właściwie tylko na wybrzeżu. Jak zauważyli eksperci Stratfor kraj ten chociaż leży na kontynencie azjatyckim jest w praktyce wyspą, którą od wschodu otaczają wody mórz Wschodnio i Południowochińskiego, od zachodu zaś i od północy od reszty kontynentu oddzielają je nieprzyjazne i trudne do przemierzenia góry i pustynie (patrz: mapa poniżej). 

źródło: Stratfor.com/chinadigitaltimes.net


To sprawia, że Chiny będą zmuszone do zabezpieczenia swoich szlaków komunikacyjnych również na morzu. W tym przypadku po raz kolejny istotną rolę odgrywa geografia – z jednej strony bowiem cały region Azji Południowo-Wschodniej to przede wszystkim ogromna ilość wysp i półwyspów, nad którymi objęcie kontroli wymaga w oczywisty sposób potężnej i mobilnej floty. Trzecim czynnikiem jest z kolei przytoczony swego czasu na blogu Land Destroyer argument, że Państwo Środka uzależnione jest od zachodu od szlaku handlowego zwanego „Pasem Pereł” prowadzącym wzdłuż południowych wybrzeży Indii do Zatoki Perskiej. Szlakiem tym podróżują obecnie tankowce dostarczające ropę napędzającą chiński przemysł, bez tych dostaw Chiny w krótkim czasie mogą stać się bezbronne. W przypadku ewentualnego konfliktu i odcięcia przez Indie dostaw z Bliskiego Wschodu Pekin może w krótkim czasie znaleźć się w podobnej sytuacji co Japonia i Niemcy w czasie II Wojny Światowej, które pozbawione paliwa bardzo szybko przegrały praktycznie wszystko. 

"Pas Pereł"
źródło: SSI

Czy może wobec tego dziwić istny wyścig zbrojeń jaki ma miejsce w Azji Południowo-Wschodniej i mało optymistyczne nastroje wśród tamtejszych polityków? Codziennie słyszymy wiadomości o tym co dzieje się w Strefie Gazy i w Syrii, docierają do nas zapowiedzi wielkiej wojny z Iranem, ale czy w rzeczywistości losy świata nie będą się ważyć w zupełnie innym miejscu? Gdzie na tej wielkiej szachownicy stanie Europa? 

Sandy Island to wyspa widmo: istnieje tylko na mapach!

Sandy Island to wyspa na południowym Pacyfiku, wymieniana przez popularną witrynę Google Earth oraz najbardziej prestiżowe atlasy świata. Zespół australijskich naukowców podczas ostatniej ekspedycji geologicznej przez wiele dni bezskutecznie szukał lądu Sandy Island. Jak się okazało, wyspa nie istnieje!

fot. anguilla-reservation.com
Wyspa widmo jest widoczna na portalu Google Earth pod nazwą Wyspy Piaszczystej, w połowie drogi między Australią a francuskim terytorium Nowej Kaledonii. 

Niecodziennego odkrycia dokonali naukowcy z Uniwersytetu w Sydney, którzy chcieli zbadać te tereny i odwiedzić Sandy Island. Gdy przybyli na miejsce, w którym zgodnie z mapami powinna znajdować się wyspa, dookoła siebie zobaczyli tylko wodę, po wyspie nie ma śladu. 

"Wyspa jest oznaczona zarówno na Google Earth jak i na innych tradycyjnych mapach, nawet tych najbardziej aktualnych. Sprawdziliśmy to i wyspy po prostu nie ma! Naprawdę byliśmy zaskoczeni, to bardzo dziwne" powiedziała Maria Seton, jedna z uczestniczek ekspedycji. 

Kolejnym celem członków wyprawy na wyspę widmo będzie wyjaśnienie, dlaczego wyspa w ogóle pojawiła się na australijskich mapach, bądź też dlaczego tak nagle zniknęła.

Czy Waszym zdaniem to interesujące odkrycie związane jest z ludzkim błędem, siłami natury, a może z jeszcze czymś innym?


Sandy Island - wyspa widmo nadal widnieje na mapach tradycyjnych jak i satelitarnych.
(fot. bbcimg.co.uk)
Źródła: expertscolumn/wordlesstech/globalnewsdesk

czwartek, 22 listopada 2012

Dlaczego coraz trudniej być kobietą w Arabii Saudyjskiej?

Władze Arabii Saudyjskiej wykorzystują rozwój technologii do śledzenia i ograniczania wolności kobiet. Gdy Saudyjka przekroczy granicę kraju, jej mąż dostaje SMS od służby granicznej, która informuje go o tym fakcie. 

fot. familystuff.com
Arabia Saudyjska interpretuje islam w bardzo rygorystyczny sposób. Przez to jest to jedyny kraj, w którym kobiety do tej pory nie mogą prowadzić samochodu (!). Rygoryzm ten w dużej mierze odnosi się więc przede wszystkim do sytuacji kobiet, ich możliwości rozwoju zawodowego, edukacji, praw i pozycji w społeczeństwie. 

Saudyjka, gdy chce opuścić kraj musi na granicy przedstawić odpowiednie zezwolenie od swojego opiekuna, którym jest mąż, ojciec, syn lub brat. A najlepiej gdy to oni towarzyszą kobiecie w wyjeździe. 

Mimo tak zaostrzonych przepisów, władze posunęły się jeszcze o krok dalej w kontrolowaniu kobiet. Teraz gdy kobieta przekracza granicę kraju, jej mąż lub inny męski członek rodziny jest o tym informowany za pomocą usługi SMS. Co więcej, SMS przychodzi nawet wtedy, gdy kobieta podróżuje w towarzystwie mężczyzny z rodziny. 

Niektórzy Saudyjczycy żartują, że teraz pozostaje im tylko wyposażyć żony w chipy, tak by móc kontrolować każdy ich krok. 

Co jeszcze bardziej kontrowersyjne, od 2010 roku w Arabii Saudyjskiej praktykuje się możliwość poinformowania żony przez męża o żądaniu rozwodu właśnie poprzez wiadomość SMS!

Czy Waszym zdaniem tego typu rozwiązania, choć w innych celach, z czasem mogą zostać implementowane także do państw demokratycznych?


Źródła: intomobile/saudinf/time

środa, 21 listopada 2012

Tajny komunikat NASA: "galaktyczny zespół zero" może zagrozić naszej planecie!

fot. .thehindu.com
W tajnym komunikacie wydanym przez swoje laboratorium, NASA ostrzega przed  
gwałtownym i nieujawnianym publicznie przejściem naszej planety przez tzw. "galaktyczny zespół zero". Co oznacza ten tajemniczy termin, z jakimi konsekwencjami i niebezpieczeństwami dla nas się wiąże?

1. Jesień i zima 2012/2013 to okres kiedy Ziemia wraz z Układem Słonecznym najprawdopodobniej będzie przechodzić przez tzw. "galaktyczny zespół zero."

2. Około godz. 10.00 rano czasu moskiewskiego, dnia 21.12.2012 r. naszą planetę w ciągu kilku minut mogą objąć całkowite ciemności i absolutna cisza (!). Brak światła, elektryczności, zatrzymanie połączeń komunikacyjnych, to tylko niektóre ostrzeżenia z amerykańskiego komunikatu. 

3. Całemu zjawisku towarzyszyć mają trwające kilka dni "kosmiczne złudzenia", związane z eksplozją światła.

4. Zgodnie z komunikatem zaleca się przygotowanie zapasów żywności na ok. dwa miesiące od dnia "słonecznego porażenia". Należy zabezpieczyć dopływ bieżącej wody do domu, zasłonić okna i nie patrzeć w kierunku słońca. 

5. Moment kulminacyjny "zero zespołu" może przypaść dopiero w lutym 2013 roku.

6. Wszystkie rządy świata mają świadomość zagrożenia "zespołem zero", ale z wiadomych przyczyn nie ujawniają publicznie tych informacji.

7. Sytuacja na świecie po przejściu przez "galaktyczną strefę zero" ma się wyraźnie odmienić. Ludzie zmienią swoją hierarchię wartości. W opracowanym komunikacie NASA pojawia się wyrażenie "nowa ludzkość"...


(fot. ervinlaszlo.com/nicalbonic.blox.pl)

Czy Waszym zdaniem rządy i naukowcy ukrywają przed nami prawdę? Czy scenariusz o którym pisali Majowie może naprawdę ziścić się już niebawem?

wtorek, 20 listopada 2012

PILNE: Ile kosztuje Izrael wojna w Strefie Gazy?

Bombardowanie Strefy Gazy, mobilizacja rezerwistów oraz dezorganizacja wywołana atakami rakietowymi trwa od tygodnia. Według dziennika „Haaretz” działania te są dla Izraela bardzo kosztowne. Powołując się na wyliczenia, tydzień operacji „Filar Obronny” to koszt ok. 280 mln dolarów. 

fot. .wordpress.com
Ta zawrotna kwota to koszt szacunkowy wyliczony przez firmę informacji biznesowej BDI w oparciu o koszty podobnej operacji "Płynny Ołów" z końca 2008 roku. Koszt ten jest mimo wszystko niższy niż podczas poprzedniej operacji, głównie ze względu na ograniczenie strat po stronie Izraela dzięki zastosowaniu skutecznej obrony przeciwrakietowej. 

Główną część kosztów operacji „Filar Obronny” stanowi paliwo oraz amunicja. Koszty związane są także ze zniszczeniem budynków, infrastruktury oraz wstrzymaniem produkcji. I choć straty te dotyczą w głównej mierze południa kraju, to cały kraj odczuwa pośrednio finansowe skutki konfliktu. 

Konflikt wiąże się jednak nie tylko z wydatkami na działania zbrojne. Konflikt oddziałuje również na zwykłych obywateli, co wpływa na ich zachowanie, które często przynosi państwu straty finansowe. Tak więc od rozpoczęcia operacji zmalała liczna emitowanych reklam w izraelskiej telewizji, ponieważ ludność nie jest nimi zainteresowana. Zamiast tego Izraelczycy wolą oglądać serwisy informacyjne. Taka postawa wiąże się z ogromnymi stratami finansowymi rzędu kilku milionów dolarów. Izraelczycy rezygnują także z wydatków związanych z rozrywką oraz turystyką. 

Straty finansowe spowodowane konfliktem wiążą się również ze zniszczeniem lub zamknięciem fabryk. Część zakładów produkcyjnych została zniszczona w skutek ostrzału. Z kolei przy granicy ze Strefą Gazy władze zmuszone były zamknąć większość fabryk ze względu na bezpieczeństwo pracowników. W innych częściach kraju, pracownicy zamiast iść do pracy, wolą na bieżąco śledzić doniesienia medialne o działaniach zbrojnych oraz o poborze rezerwistów. Z tego powodu w ciągu zeszłego tygodnia Izrael poniósł straty w wysokości blisko 100 mln dolarów.

Czy Waszym zdaniem podane kwoty są wiarygodne? Czy Izrael w rzeczywistości ponosi jeszcze większe wydatki?



poniedziałek, 19 listopada 2012

Unia Europejska wyda 900 milionów dolarów na najpotężniejszy laser na świecie!

Brytyjski projekt the Extreme Light Infrastructure (ELI) obejmujący kilkadziesiąt instytucji akademickich zakłada wybudowanie potężnych laserów w Europie. Dwa z nich powstaną w Rumunii i Czechach, a trzeci na Węgrzech. Lasery te będą stanowić prototyp dla czwartego, najpotężniejszego the Ultra-High Field Laser, który najprawdopodobniej stanie z Wielkiej Brytanii. Pierwszy laser powinien zostać uruchomiony już w 2017 roku. 

fot. businessinsider.com
Urządzenia te umożliwią przeprowadzanie precyzyjnych eksperymentów z użyciem elektronów. Dodatkowo połączone lasery będą w stanie wygenerować wiązkę, którą będzie można strzelać w przestrzeń, podobnie jak w „Gwiezdnych Wojnach”, choć celem tego nie będzie niszczenie obiektów, lecz badanie cząstek w przestrzeni. 

Jak podaje koordynator projektu na terenie Rumunii, każdy z laserów będzie 10 razy silniejszy, niż lasery obecnie istniejące. Nie wyklucza on także wykorzystania laserów między innymi w badaniach nad terapią nowotworów. Póki co naukowcy jednak chcą skoncentrować się na podstawowych badaniach. 

Każdy z laserów będzie nieco inaczej zbudowany i wykorzystywany do nieco innych badań. Ponadto eksperymenty zaproponowane dla super lasera wydają się dość teoretyczne, a nawet futurystyczne. Dlatego Europa, będąc w posiadaniu tak zaawansowanego technicznie urządzenia, będzie przodować w prowadzeniu eksperymentów fizycznych. 

Zgodnie z ilustracją: unikatowy "super laser" może powstać poprzez skupienie się wielu wiązek laserowych w jedną.
(fot. singularityhub.com)
Na uwagę zasługuje także fakt rozmieszczenia laserów w Europie Wschodniej. Celem tego jest aktywizacja naukowców w tych krajach oraz wykorzystanie ich potencjału. Ma to również zachęcić zagranicznych naukowców do odwiedzenia tych państwa. 

Badania prowadzone z wykorzystaniem tych laserów przyciągną uwagę ludzi z całego świata, a odkryte tajemnice z pewnością przyczynią się do powstawania nowych technologii. Należy przy tym jednak pamiętać, że projekt jest prowadzony na ogromna skalę, a to zawsze wiążę się z pewnym ryzykiem, zwłaszcza poprzez ingerencję w przestrzeń kosmiczną.


Czy Waszym zdaniem tego typu laser może znaleźć zastosowanie także wojskowe?


piątek, 16 listopada 2012

Złoto w skarbcach – spiskowa teoria, w którą uwierzyli politycy

Teoria mówiąca o zniknięciu złota z amerykańskich skarbców przestała być jedynie pożywką dla zwolenników teorii spiskowych. Dziś podobne opinie usłyszeć można również u wielu wpływowych osób. 

Ponad rok temu w tekście „Tajemnicze zaginięcie amerykańskiego złota” omawiałem temat światowych rezerw złota znajdujących się na terytorium Stanów Zjednoczonych. Sugerowałem wówczas, że istnieje szereg przesłanek, które zdają się wskazywać na to, że słynne skarbce w Nowym Jorku są w rzeczywistości puste a wszystkie sztaby złota zostały stamtąd wywiezione. Jak się okazuje pomimo upływu czasu historia ta zyskuje rosnącą liczbę zwolenników wśród zwolenników tzw. teorii spiskowych czy co bardziej pesymistycznie nastawionych do życia inwestorów, ale również wśród wpływowych polityków. 


fot. http://venezuelanalysis.com

Wygrana Baracka Obamy w ostatnich wyborach prezydenckich w USA spowodowała gwałtowny wzrost cen złota na światowych rynkach. Wyglądało na to, że bardzo sceptycznie podchodzą one do obietnic amerykańskiego prezydenta mówiącego o uzdrowieniu kulejącej gospodarki światowego mocarstwa. Nagły wzrost cen złota zdaje się być objawem rosnących obaw wielu osób o przyszłość i tego co wydarzy się w nadchodzących miesiącach. Między innymi to właśnie stało się powodem rosnącego zainteresowania złotymi sztabkami i monetami, które powoli zaczęli nabywać również zwykli obywatele chcący się zabezpieczyć przed ewentualną hiperinflacją. 

Skąd nagłe ryzyko hiperinflacji? Jednym z powodów wydaje się być przede wszystkim wciąż malejące zaufanie do dolara, a także coraz poważniejsze obawy o to czy w amerykańskich skarbcach faktycznie znajduje się jakiekolwiek złoto. 

Od końca II Wojny Światowej na terytorium USA trafiła większość światowych rezerw tego niezwykle cennego kruszcu. Wiązało się to z faktem, że w trakcie wojny (ale również po jej zakończeniu, z obawy przez Układem Warszawskim) wiele państw europejskich obawiało się, że znajdujące się na ich terytorium zasoby złota mogą zostać zrabowane przez wroga. Z tego też powodu pokaźne ilości sztab przewiezionych zostało za Ocean Atlantycki, prosto do Nowego Jorku. 

Mijały lata a zaufanie do amerykańskich skarbców pozostawało niezmiennie wysokie, każdy wiedział gdzie znajduje się jego złoto, ale mało kogo interesowało by stan tych rezerw w ogóle sprawdzić. Po co, skoro pozostali również nie mieli wątpliwości? W tym kontekście warto przytoczyć wielokrotnie powtarzającą się w historii sytuację kiedy chciwy bankier, święcie przekonany o tym, że wszyscy przechowujący w jego skarbcu depozytariusze nie zgłoszą się równocześnie po swoje złoto, postanowił zainwestować część z przetrzymywanych rezerw i czerpać z tego pokaźne zyski. Niestety, w opisywanych historiach prawie zawsze kończyło się to w ten sam sposób – w pewnym momencie ktoś tracił zaufanie do bankiera i zaczynał podważać jego wiarygodność, wyjmował swoje złoto i przenosił je w pewniejsze miejsce. Opinia o tym wydarzeniu docierała do innych i w ten sposób powoli zasoby w skarbcu kruszyły się aż okazywało się, że chętnych do wybrania jest więcej niż złota, które w międzyczasie zostało przez bankierach w różnych miejscach „zainwestowane” . 

Pierwszy nieufny

W przypadku amerykańskiego złota zadziałać może bardzo podobny mechanizm, pierwsze sygnały docierają do nas już od pewnego czasu. Wystarczy przypomnieć sobie forsowany od kilku lat pomysł przeprowadzenia audytu w skarbcu Rezerwy Federalnej i tym samym zweryfikowanie ile tak naprawdę znajduje się tam złota. Równocześnie jednak sceptyczne głosy podnoszone są również poza granicami USA. Najgłośniejszy a przy tym najbardziej konsekwentny okazał się w tym przypadku prezydent Wenezueli Hugo Chavez. 

Zażądał on bowiem zwrócenia przez Stany Zjednoczone całości posiadanych przez jego państwo rezerw, które do tej pory przechowywano w amerykańskich skarbcach. Decyzja o zwrocie złota zapadła jesienią 2011 roku, jak podawał Bank Centralny Wenezueli do kraju wrócić miało blisko 160 ton o wartości przekraczającej 11 miliardów dolarów amerykańskich. Warto przy tym zwrócić uwagę na fakt, że akt ten podważył wiarygodność nie tylko Rezerwy Federalnej, ale również Banku Anglii, gdzie także przechowywano pokaźne zapasy złota. W komentarzu dla telewizji RT Adrian Salbuchi stwierdził, że gest ten ma charakter przede wszystkim symboliczny, podważa on bowiem wiarygodność zachodnich banków jako miejsc, w których państwa mogą bez obaw przetrzymywać swoje rezerwy złota. 

W tym konkretnym przypadku opinia skarbców nie została jednak nadszarpnięta tak znacząco jak zapewne liczył na to Hugo Chavez. Prezydent Wenezueli cieszy się bowiem opinią awanturnika i osoby, której deklaracji nie zawsze należy brać na poważnie. Co więcej jego decyzję bardzo szybko uzasadniono między innymi faktem, że Chavezowi potrzebne jest złoto by uzyskać gwarancje dla dalszych kredytów ze strony Chin, a także w celu forsowania promowanej przez niego integracji krajów Ameryki Łacińskiej. 

Niemieckie złoto

Podważanie wiarygodności tak poważanych instytucji jak Fed czy Bank Of England przez polityka pokroju Chaveza nie musiała szczególnie narazić na szwank tych instytucji. Co więcej, nawet jeśli faktycznie posiadają one mniej złota niż deklarują na papierze, to wciąż byłyby one w stanie zgromadzić te 160 ton złota i oddać je Wenezueli. Zdecydowanie gorzej jeśli zwrotu złota zażąda państwo posiadające znacznie większe rezerwy a przy tym cieszące się nieposzlakowaną opinią. Takim państwem mogą okazać się Niemcy, w których od początku bieżącego roku coraz poważniej traktowane są postulaty powrotu ichniejszych rezerw z powrotem do kraju. Niemcy zdumiewająco dobrze radzą sobie z kryzysem w strefie euro, od lat również uważane są za państwo, w którym decyzji nie podejmuje się pochopnie i pod wpływem chwilowego impulsu. W Niemczech w najbliższym czasie przeprowadzony zostanie audyt tamtejszego banku centralnego (Bundesbanku) a tym samym weryfikacji poddane zostaną również ogromne ilości złota znajdujące się poza granicami kraju (głównie we Francji, Anglii i USA). Audyt ma być wstępem do rozpoczęcia procedury przeniesienia niemieckiego złota z powrotem do kraju. Z tego też względu żądanie zwrotu liczących ponad 3 tysiące ton rezerw (według World Gold Council) może okazać się znaczącym sygnałem również dla innych państw. Stamtąd już tylko krok do wybuchu paniki. 

Zobacz fragment spektaklu pt. "Kod Władzy" rozgrywanego na Zamku Korzkiew!


Zachęcamy Was do zobaczenia fragmentu spektaklu opartego na fabule powieści "Kod Władzy", który 9 listopada był odegrany w murach Zamku Korzkiew nieopodal Krakowa. 

Obsada:

- Dyrektor Teatru Korez w Katowicach Mirosław Neinert (kardynał)
- Dariusz Niebudek (ksiądz)
- Martyna Kucza (zakonnica)




Siedem proroctw Majów: co mówią o tajemniczym roku 2012?

Nie od dziś wiadomo, że Majowie pozostawili po sobie proroctwa i wizje, które przekazywane były z pokolenia na pokolenia. Dotyczyły one ich przyszłości, która obecnie jest naszą teraźniejszością. Dlatego przyjrzyjmy się dokładniej siedmiu proroctwom, które nas dotyczą. 

fot. worldend.info
Ludzie Zachodu od dawna tęsknią podświadomie za wiedzą o prawach natury. W dobie nauki i rozwoju technologii ludzie coraz częściej czują się zagubieni i bezsilni. 

Dlatego tak wielkie zainteresowanie budzi siedem proroctw Majów:

1. Najbardziej znaną przepowiednią jest ta dotycząca daty końca świata.Według Majów ma to nastąpić w sobotę 22 grudnia 2012 roku. Wtedy zakończy się świat nienawiści i materializmu. Majowie przepowiedzieli, że sobota 22 grudnia roku 2012, kiedy Słońce otrzyma silny promień synchronizujący pochodzący ze środka galaktyki, zmieni swoją polaryzację i wytworzy ogromne świetliste rozbłyski. Dlatego ludzkość musi być przygotowana do przekroczenia drzwi, które pozostawili nam Majowie, przekształcając się z obecnej cywilizacji opartej na strachu na znacznie wyższą wibrację harmonii.

2. Całe postępowanie ludzkości zmieni się gwałtownie od zaćmienia Słońca 11-go sierpnia 1999 r. Było to wyjątkowe zaćmienie, ze względu na układ liniowy w krzyżu kosmicznym ze środkiem na Ziemi, prawie wszystkich planet Układu Słonecznego, które umieściły się w czterech znakach zodiaku, które są znakami czterech ewangelistów, czterech opiekunów tronu, którzy występują w Apokalipsie Świętego Jana. Ponadto cień wytworzony prze Księżyc przeszedł przez Ziemie przez takie kraje jak: Kosowo, Bliski Wschód, Iran, Irak, Indie i Pakistan, wyznaczając tym samym linię konfliktów i wojen na świecie. 

3. Trzecia przepowiednia dotyczy wzrostu temperatury na świecie. Fale upałów spowodują zmiany klimatyczne, geologiczne i społeczne. Powodem tego będzie brak harmonii człowieka z naturą oraz zmiany zachodzące na Słońcu. 

4. Następna przepowiednia dotyczy kolejnych aspektów zmian klimatu. W wyniku zwiększonej aktywności Słońca, dojdzie do topnienia pokrywy lodowej na obu biegunach. 

5. Kolejna przepowiednia dotyczy systemów rządzących współczesnym światem. Wraz z przekształceniem Planety, przekształcą się także systemy prowadzące do harmonii człowieka ze światem, a także pokoju na świecie. Dojdzie do przeorganizowania społeczeństwa, które doprowadzi do zrozumienia istoty stworzenia. 

6. Majowie, dla których komety były zwiastunem nadchodzących zmian, uważali, że tor ruchu jednej z nich może zagrozić ludziom. Twierdzili oni również, że mieszkańcy Planety jednocząc swoje siły, rezygnując z suwerenności w celu porozumienia, mogą podjąć działania, które mogłyby zmienić trajektorię komety. 

7. Układ Słoneczny w swoim cyklicznym obrocie wychodzi z epoki nocy by wejść w galaktyczny świt. Mówi, że w ciągu 13 lat które mijają od 1999 do 2012 roku światło emitowane ze środka galaktyki zsynchronizuje wszystkie żywe istoty i pozwali im na dobrowolną aprobatę wewnętrznej przemiany. Przemiana ta stworzy nowe rzeczywistości, w których istoty ludzkie otrzymają nowy zmysł porozumienia się za pomocą myśli.

Czy Waszym zdaniem proroctwa Majów mogą być aktualne po dzień dzisiejszy?



czwartek, 15 listopada 2012

Strefa Gazy: Izrael może liczyć na poparcie USA

Sytuacja na Bliskim Wschodzie robi się coraz bardziej napięta. Izrael planuje rozszerzyć akcję przeciwko Hamasowi w Strefie Gazy, gdzie w środę doszło do przeszło 20 ataków. W tej sytuacji Izrael może liczyć na poparcie USA w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. 

fot. wordpress.com
Izraelskie lotnictwo przeprowadziło wczoraj ponad 20 ataków na wybrane cele w Strefie Gazy, w których zginęło 9 osób. Wśród ofiar był także szef wojskowy Hamasu. Zgodnie z tym co powiedział izraelski premier Benjamin Netanjahu, jeśli będzie taka potrzeba izraelskie operacje wojskowe przeciwko palestyńskim ekstremistom mogą zostać rozszerzone. Możliwa jest każda opcja ataku, w tym operacja sił lądowych w Strefie Gazy. 

Według informacji izraelskiej policji w południowej części kraju od północy czasu lokalnego spadły kolejne 32 rakiety wystrzelone ze Strefy Gazy. W czwartek rano kolejna rakieta spadła na blok mieszkalny, zabijając 3 osoby. Z kolei w izraelskim nalocie w Strefie Gazy zginęło w czwartek trzech Palestyńczyków. 

W związku z poważnym zaostrzeniem konfliktu w środę w Nowym Jorku zebrała się Rada Bezpieczeństwa ONZ, która poparła izraelskie ataki, będące odpowiedzią na palestyński ostrzał. Rada ONZ potwierdziła tym samym, że nie będzie tolerować przemocy Hamasu ani żadnych innych terrorystycznych organizacji względem Izraelczyków. 

W środę premier Izraela Netanjahu rozmawiał z Barackiem Obamą. Podczas rozmowy prezydent USA zapewnił o swoim poparciu dla Izraela. Jednocześnie Obama poprosił Netanjahu, by Izraelczycy dołożyli wszelkich starań, aby uniknąć ofiar wśród cywilnej ludności.

Czy Waszym zdaniem Izrael bez poparcia USA także pozwoliłby sobie na tak radykalne posunięcia?



środa, 14 listopada 2012

Cienka granica między cyberprzestępczością a cyberwojną

Gdy w 2008 roku rozpoczęła się wojna między Gruzją a Rosją, Abchazją i Osetią Południową pole walki miało znacznie większy zasięg niż ten pokazywany w telewizji, który objął kilka regionów. Istotnym epizodem tej wojny był przypisywany Rosjanom atak przeprowadzony w Internecie. 

fot. watchdocumentary.tv
Przeprowadzony atak internetowy spowodował paraliż oficjalnych gruzińskich serwisów, co doprowadziło do blokady informacyjnej. Przez nią Gruzja nie była w stanie zaprezentować światu swojego stanowiska w sprawie wojny, przez co do mediów trafiały jedynie rosyjskie relacje. Co więcej, wraz z rozpoczęciem walk na stronach rosyjskich pojawiły informacje zawierające narzędzie i instrukcje pozwalające na przyłączenie się do ataku osobom bez żadnej wiedzy technicznej. Podobny atak miał miejsce rok wcześniej w Estonii, gdzie przestały działać m.in. oficjalne strony rządowe, serwisy stacji telewizyjnych i agencji prasowych, a także strona policji. 

Gruzini broniąc się przed atakami, przenieśli zaatakowane strony na amerykańskie serwery, gdzie te były już bezpieczne. Dzięki temu Gruzini mogli umieszczać oficjalne informacje o sytuacji w kraju. I choć wojna ta trwała jedynie 9 dni, prawdziwy koniec cyberwojny był daleki. 

Na początku tego roku Gruzini zidentyfikowali trojana o nazwie Georbot, który działał w dość nietypowy sposób. Atakował komputery urzędników oraz osób współpracujących z Zachodem, a umieszczony był pod linkiem do artykułów o współpracy Gruzji z NATO. Wirus zdążył zaatakować kilkaset komputerów znajdujących się w ministerstwie, parlamencie i organizacjach pozarządowych. Jego działanie polegało na szpiegowaniu zainfekowanego komputera, gdzie poszukiwał treści związanych z polityką i obronnością kraju. Następnie wirus przekazywał wyszukane treści na wskazany serwer. 

Po wykryciu szkodliwego wirusa Gruzini wzięli odwet tworząc zmodyfikowaną wersję Georbota. Postanowili podstępnie podejść wroga i na jednym z zainfekowanych komputerów podłożono archiwum z dokumentem „Porozumienie Rosja-NATO”, do którego CERT dołączył zmodyfikowany wirus. Dzięki temu przeszukano komputery włamywacza oraz przejęto kontrolę nad serwerem. I choć podstęp został szybko wykryty, Gruzinom udało się ustalić, że za wrogimi działaniami stoją Rosjanie. Serwer, na który trafiały wykradzione informacje z Gruzji znajdował się pod adresem sąsiadującym z Federalną Służbą Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. 

Jednak to nie koniec ataków internetowych. Na początku tego miesiąca grupa GhostShell rozpoczęła operację o nazwie Czarna Gwiazda, wymierzoną przeciwko Rosji. Celem akcji jest wykradanie dokumentów pochodzących z różnych instytucji, od polityków oraz służb bezpieczeństwa, a następnie publikowanie ich w sieci. Inicjatorzy tek akcji chcą w ten sposób wyrwać się z tyranii rosyjskich władz, które izolują obywateli od świata. 

Choć od pojawienia się informacji na temat tego ataku minęło już trochę czasu, żadne rosyjskie dokumenty do tej pory nie pojawiły się na stronie grupy GhostShell. Stąd można wyciągnąć wniosek, że prawdziwej cyberwojny z Rosją nikt nie chce ryzykować.

Jakie są Wasze opinie w tej sprawie - czy Internet można dziś wykorzystać przeciwko każdemu?



wtorek, 13 listopada 2012

Rosja znowu straszy świat?

Jak ostrzega rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin, gdy amerykańskie okręty wyposażone w system AEGIS, będące częścią tarczy antyrakietowej, zbliżą się za bardzo do rosyjskiego wybrzeża, władze tego kraju zmuszone będą zareagować „w najostrzejszy sposób”. 

fot. globalpost.com
Rosyjski wicepremier Rogozin nie powiedział jednak o jaką reakcję dokładnie chodzi. Wspomniał jednak, że amerykańska tarcza antyrakietowa wzmaga wyścig zbrojeń. Dodał także, że choć Rosja również rozwija swój system obrony przeciwrakietowej, nie umieszcza go na terenie innych państw. 

Słowa wicepremiera są kolejnym dowodem na to, że budowa tarczy antyrakietowej w Europie rodzi wiele nieporozumień w relacjach między Rosją a USA i NATO. Rosyjskie władze uważają, że tarcza ta może zagrażać ich bezpieczeństwu i dlatego żądają od władz amerykańskich zapewnień i gwarancji prawnych, że system ten nigdy nie będzie użyty przeciw Rosji. Jednak władze w Waszyngtonie nie chcą tego zagwarantować, a NATO jedynie zapewnia, że Rosja nie ma podstaw do obaw, gdyż tarcza nie jest wymierzona w ten kraj. 

Jakiś czas temu w tej sprawie głos zabrał także ówczesny prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. Ostrzegł on, że w przypadku niekorzystnego rozwoju sprawy z budową tarczy, Moskwa zaprzestanie dalszych rozbrojeń i kontroli zbrojeń, a także ucieknie się do kontrposunięć, takich jak rozmieszczenie w Rosji nowoczesnych systemów uderzeniowych, pozwalających na niszczenie elementów tarczy antyrakietowej USA w Europie. 

Co więcej, szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych FR Nikołaj Makarow ostrzegł kraje na terenie których miałaby znaleźć się elementy amerykańskiej tarczy przed realnym zagrożeniem ze strony Rosji, która mogłaby prewencyjnie uderzyć w obiekty tejże tarczy. 

Odnośnie okrętów wyposażonych w system AEGIS należy wspomnieć, że są one uzbrojone w rakiety SM-3 i umożliwiają przemieszczanie systemu z jednego regionu do drugiego. Tym samym okręty te stanowią ważny element nowego amerykańskiego programu obrony przeciwrakietowej, 

Jak zapewnia Hillary Clinton, brak porozumienia z Rosją nie powstrzyma Stanów Zjednoczonych przed rozmieszczeniem elementów tarczy antyrakietowej w Europie. Dlatego w 2015 roku USA przewidują umieszczenie lądowej wersji rakiet SM-3 w krajach sojuszniczych w Europie. Następnie w 2018 roku elementy tarczy antyrakietowej USA zostaną rozmieszczone także w Polsce. Instalacje te mają być ulokowane w bazie w Redzikowie koło Słupska. W Polsce ma też zostać zainstalowany radar naprowadzający.

Czy Waszym zdaniem Rosja ma podstawy do takich posunięć?



poniedziałek, 12 listopada 2012

Spektakl teatralny pt. "Kod Władzy" na Zamku Korzkiew!


W miniony piątek (9 listopada) w uroczych murach Zamku Korzkiew miał miejsce spektakl teatralny pt. "Kod Władzy" z udziałem Dyrektora Teatru Korez w Katowicach Mirosława Neinerta. 

Organizatorami wieczornego wydarzenia byli p. Jerzy Donimirski oraz Victor Orwellsky. Fabuła teatru oparta została o pierwszą część powieści "Kod Władzy". Spektakl wzbudził zainteresowanie wielu sympatyków powieści, ale i osób, które dopiero pierwszy raz miały okazję zapoznać się z książką. 

Zwieńczeniem wspólnego spotkania na Zamku był uroczysty bankiet z udziałem gości i organizatorów.

Już teraz przedstawiamy Wam krótką fotorelację ze spektaklu. 

Autorem zdjęć jest p. Grzegorz Zmuda. 








- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf