poniedziałek, 26 stycznia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14. Bramy": Okolice Klagenfurtu. Austria

fot. wikipedia


Marc zjechał z autostrady. Inaczej dalsza jazda skończyłaby się we Włoszech. Droga z Wiednia była wyjątkowo malownicza. Dziesiątki zakrętów, omijających wysokie góry. Mieszały się one z licznymi tunelami, prowadzącymi pod ich szczytami. Ruch był niewielki. Myśli Marca, prowadzącego spokojnie samochód, pędziły w jego głowie jak chmury na niebie. Raz był przy Monik, której brak odczuwał coraz dotkliwiej, potem słowo po słowie powtarzał treść ostatnich rozmów. Bardzo dziwnych rozmów. Zastanawiał się, czy coś łączyło je ze sobą. Nie potrafił potwierdzić takiej tezy, ale miał nieodparte wrażenie, że tak właśnie było. Czasem intuicja ważniejsza jest od rozumu. Wierzył w taki stan rzeczy. Tym intensywniej starał się doszukać wspólnego sensu ostatnich wydarzeń.
– Ach, Monik – powiedział do siebie – ależ mi ciebie brak.
Zapadał zmierzch. Słońce kończyło już swoją codzienną wędrówkę. Chowało się bez pretensji za wzgórzami. Do zamku, celu jego podróży, pozostało dwadzieścia kilometrów. Był to dosyć ciekawy zbieg okoliczności. Jakiś czas temu, będąc w Polsce, Marc także miał okazję uczestniczyć w tajemniczym spotkaniu na zamku, choć zupełnie nieoficjalnie, w charakterze podglądacza... Uśmiechnął się do siebie w duchu. Towarzyszyła mu wówczas Monik. Zamek Hochosterwitz na każdym, kto widzi go po raz pierwszy, robi olbrzymie wrażenie. Później zresztą odczucie to nie znika. Na jednym ze skalistych wzgórz austriackiej Karyntii umieszczono tę potężną, wspaniałą twierdzę. Jej widok odstraszał potencjalnych najeźdźców, o jej niedostępności krążyły legendy. I rzeczywiście, twierdza nie została nigdy zdobyta. Ale jej prawdziwym wrogiem nie były tarany, lecz czas, który potrafi skruszyć nawet najgrubsze mury. Początek twierdzy dało rycerskie gniazdo nad doliną rzeki Gurk, a pierwszą wzmiankę o zamku przynosi dokument z 860 roku, w którym król Ludwik Niemiecki oddał budowlę we władanie biskupom Salzburga. W 1209 roku Otton IV przekazał twierdzę swemu podczaszemu Bernardowi, noszącemu od tej pory tytuł księcia von Osterwitz. Książęca rodzina mieszkała w zamku aż do końca XV wieku, kiedy ostatni potomek rodu zmarł bezdzietnie w tureckiej niewoli. Twierdza na jakiś czas wróciła do dóbr cesarskich, ale nie trwało to długo, bo Ferdynand I oddał ją jako zastaw pod długi. W 1571 roku od Krzysztofa von Khevenhüller zamek odkupił jego krewny i jeszcze do niedawna pozostawał on w dobrach tego rodu. Obecnie jest własnością państwa. Marc nie mógł oderwać wzroku od wzgórza, na którym znajdował się zamek. Zbliżał się powoli, podziwiając jego piękno. W resztkach zachodzącego słońca prezentował się olśniewająco. Majestatyczny a jednocześnie przyjazny. Niezdobyty, a przy tym zachęcający do wspięcia się na wzgórze. Urzekał krętą drogą, prowadzącą przez słynne czternaście bram. Dojechał na parking. Dalej mógł dostać się pieszo. Mógł również, jak co wygodniejsi z turystów, skorzystać z windy łączącej parking, na którym się zatrzymał za zamkiem. Spojrzał do góry. Otwierając bagażnik był pewny, co wybierze. Przepakował swój bagaż, zostawiając zbędne rzeczy, zabrał te najpotrzebniejsze na dzisiejszą noc. Zamykając samochód dostrzegł czterech mężczyzn ubranych w ciemne garnitury, stojących na początku drogi prowadzącej na szczyt. Ich oczy ukrywały się pod słonecznymi okularami. Rozmawiali ze sobą, od czasu do czasu rozglądając się dookoła.
Marc podszedł do nich.
– Proszę zaczekać – odezwał się jeden z nich. – Wejście na górę jest niemożliwe. Jeszcze przez trzy dni to miejsce jest zamknięte dla turystów. Przykro mi – dodał grzecznie.
– Być może – odpowiedział Marc. – Tylko, że widzi pan...
Mam zaproszenie.
– Zaproszenie? – powtórzył mężczyzna. – Jakie zaproszenie?
– No... jestem zapewne na liście gości, którzy... – starał się dobrać właściwe słowa – którzy dostali zaproszenie na spotkanie, które od jutra ma się tu odbywać.
– Tak? – mężczyzna nie krył zaskoczenia. – Gdyby pan zechciał... być uprzejmy i podać mi swoje nazwisko. Okazać jakiś dokument, który to potwierdzi.
– Ależ oczywiście. Nazywam się Marc Perce, przyjechałem z Hamburga. Jestem... – miał na końcu języka słowo „dziennikarzem”, ale powstrzymał się. – Jestem... zaproszonym gościem – potwierdził z pewnością w głosie.
Mężczyzna odsunął się o krok. Spojrzał uważnie na Marca.
– Proszę zaczekać.
Sięgnął ręką do kieszeni garnituru i wyjął krótkofalówkę. Odszedł kilka kroków, rozmawiając przez urządzenie w języku, którego Marc nie rozpoznał. Rozejrzał się dookoła. Pozostali mężczyźni przyglądali mu się dyskretnie. Pozornie zajęci rozmową, bacznie obserwowali jego zachowanie. Minęło kilka minut. Mężczyzna uzyskał odpowiedź od swojego rozmówcy. Podszedł do Marca.
– Proszę, zapraszam pana na górę. Tu obok jest wejście do windy. Zechce pan... – Wskazał ręką drogę.
– Chciałbym... – Marc przerwał jego wypowiedź.
– Tak?
– Chciałbym pójść pieszo.
– Pieszo? – Można było wyczuć konsternację. – Hm... skoro pan woli. Droga prowadzi wyłącznie na górę. Nie można pobłądzić. Zapraszam. Dobrej nocy – pożegnał się, odsłaniając przejście.
– Dziękuję. Bardzo pan uprzejmy. Dobranoc.
Marc przeszedł obok strażników. Wolno, ale stanowczo ruszył na górę. Magia zamku, o którym czytał niezwykłe rzeczy,ekscytowała go. Za chwilę miał zobaczyć słynne czternaście bram, z których każda swego czasu miała zabezpieczać życie jego mieszkańców. Skutecznie zabezpieczała. Zafascynowany stawiał kroki po nierównych kamieniach, pokrywających drogę. Po chwili zniknął za pierwszą z bram.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf