Wypadek na przełęczy Diatłowa miał miejsce około 2 lub 3 lutego 1959 roku, kiedy to dziewięciu turystów wyruszyło w rosyjskie góry Ural w kierunku góry zwanej Otorten, co w lokalnym języku oznacza Góra umarłych. Od samego początku cała podróż wydawała się straszna, a jeszcze gorzej się niestety zakończyła. Wkrótce wszyscy podróżni zostali śmiertelnie ranni. Przyczyną ich zgonów były różne przerażające obrażenia.
Cztery dni później, gdy rosyjskie wojsko znalazło ich obóz, byli zszokowani tym, co odkryli. Na przykład, kiedy sprawdzali namiot turystyczny, stwierdzili, że musieli uciekać w wielkim pośpiechu, nie zabierając ze sobą butów, swetrów czy kurtki. Musieli przeciąć namiot od środka, jakby coś ich śmiertelnie przeraziło, a na zewnątrz panowała ujemna temperatura. Co mogło zmusić doświadczonych podróżników do tak desperackiego kroku?
Ciała części grupy wyglądały tak jak gdyby zostali zmumifikowani. Inni mieli obrażenia typowe dla ofiar wypadków samochodowych, gdzie ekstremalne urazy ciała powstają w wyniku działania gwałtownej sił. Nie trzeba dodawać, że Rosjanie długo milczeli w tej sprawie. Do tego w noc gdy doszło do tych makabrycznych wydarzeń, niezidentyfikowane pomarańczowe kule błyszczały na niebie w tym rejonie. Starożytne lokalne plemię Mensi, posiada legendę w której dziewięciu ludzi wyrusza na tę samą trasę i nigdy już nie wracają żywi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami