George Orwell publikując swoje prorocze myśli naraził się wielu środowiskom politycznym. Krytykując świat mu współczesny ostrzegał przed czymś znacznie gorszym. Światem, który nastąpi.
Jego sprawdzające się proroctwo, to totalna inwigilacja, ubezwłasnowolnienie jednostki, a w końcu jego przemiana w podporządkowanego „człowieka bez duszy”. Człowieka, któremu wolno tylko tyle, na ile zachłanna władza mu pozwoli. Koniec cywilizacji jest okresem masowej kontroli myśli, miejsca przebywania obywateli, korespondencji, stanu konta bankowego, wyznawanych poglądów. Wizje pisarza snute w "Roku 1984" traktowane były jako metafora rzeczywistości, dziś urzeczywistniają się w pełni.
Victor Orwellsky odwołujący się do Orwella publikuje inspirując czytelnika do zrozumienia świata, w którym jasne fakty i ich właściwe nazwanie uważa się za polityczną niepoprawność lub spiskową teorię dziejów. Te są bowiem niczym więcej jak wypracowanym sposobem ośmieszania zdrowego rozsądku. Wiele z pojawiających się informacji i tematów tylko pozornie ze sobą niepowiązanych, w rzeczywistości, jeśli im się dobrze przyjrzy, tworzy logiczną całość zdarzeń, determinującą rozwój cywilizacji. Cywilizacji coraz bardziej złamanych zasad etycznych, w której do bogactwa i wpływów dochodzi się nie dźwigając na plecach worki w dokach lub realizując swoje marzenia ślęcząc godzinami w garażu, ale coraz częściej spekulując, oszukując i naciągając kupujących bez zważania na konsekwencje. Cywilizacji, w której szlachetne oddawanie majątków na cele charytatywne jest niezrozumiałą ekstrawagancją i kroplą w morzu potrzeb istniejących w źle zarządzanym świecie. W pogoni za majątkiem zatracają się nie tylko galopujący do niego „biznesmeni”, ale co gorsza także winni ich kontrolować w imieniu społeczeństw politycy, nierzadko od tych pierwszych uzależnieni.
- Włochy to gó... kraj, znikam stąd za kilka miesięcy - powiedział premier Włoch Silvio Berlusconi w jednym z ujawnionych nagrań pochodzących z podsłuchów. Ten symboliczny przykład syntezy biznesu i polityki wskazuje tylko jeden z możliwych scenariuszy: „bierzmy nogi za pas – narozrabialiśmy, niech posprzątają inni”. Czy istnieje jednak miejsce, w którym można się schować przed poirytowanym światem? Czy bankrutujące społeczeństwo zachowa się jak 13 milionów osób dotkniętych największą klęską głodu w krajach Rogu Afryki? Pochyli głowę i zacznie w pokorze umierać?
W wywiadzie dla gazety "Le Parisien" Jose Manuel Barroso zapowiedział, że wkrótce przedstawi propozycję sankcji mających doprowadzić do poprawy sytuacji. Czy problem upadku finansowego rozwiąże wygłaszanie deklaracji spowolniałych polityków budzących się z dobrobytu własnych karier i rozglądających się dookoła z zaskoczeniem? Jakże niepokojące wydają się być po trzech latach od rozpoczęcia światowego kryzysu, odruchy kreatorów politycznych.
Doskonałym przykładem jest reakcja Szefa Komisji Europejskiej, który przyznał, że na rynkach finansowych dochodzi do spekulacji, będących jedną z przyczyn obecnego kryzysu. Zapowiedział wprowadzenie regulacji ograniczających takie praktyki. Ci, którzy je złamią, będą podlegać odpowiedzialności karnej. Barroso zaapelował też do przywódców politycznych o wspieranie a nie krytykowanie mających na celu walkę z kryzysem zadłużenia w strefie euro działań Brukseli. Zaapelował w momencie, kiedy w 950 miastach świata rozpoczyna się reakcja łańcuchowa.
A może właściwa jest reakcja Watykanu, którego przedstawiciel arcybiskup Mediolanu kardynał Angelo Scola powiedział w niedzielę podczas mszy w tamtejszej katedrze: "Głęboko znieważa nas, jako chrześcijan zniszczenie figury Matki Bożej oraz krzyża (podczas aktów protestu w Rzymie - przyp. autora)"? Władza i Kościół wydają się przyglądać, dawać wyraz swojego zaniepokojenia i subtelnie prosić o niekrytykowanie swoich inicjatyw. Przyglądać się, ale czy odpowiedzialnie działać? Jedni i drudzy? Zawiesić trwająca od 2000 lat walkę o rząd dusz? A może nie wyczuwają powagi sytuacji?
Sięgnijmy do najnowszego komunikatu najbardziej kompetentnego grona światowego „Aniołów Stróżów” pozostając w chrześcijańskiej retoryce: Na zakończenie dwudniowego spotkania ministrów finansów krajów grupy G20 w Paryżu jego przewodniczący Francois Baroin powiedział, że znaczenie rozstrzygające dla walki ze światowym kryzysem gospodarczym będą miały wyniki szczytu strefy euro 23 października. Szczyt ten da "jasne odpowiedzi" - powiedział francuski minister finansów podkreślając, że banki centralne "będą nadal zapewniać płynność bankom komercyjnym”. Zebrani w Paryżu ministrowie zwrócili w sobotę uwagę na konieczność zapewnienia bankom "odpowiedniej kapitalizacji i wystarczającego dostępu do funduszy". "Banki centralne podjęły niedawno stanowcze kroki w tym kierunku i pozostaną w gotowości, aby w razie potrzeby zapewniać bankom płynność" - głosi komunikat zatwierdzony przez ministrów finansów i szefów banków centralnych G20.
„Zwrócili uwagę”, czy na tym ma polegać polityczny interwencjonizm w przypadku, gdy wymaga tego sytuacja? A może zdecydowane działania w końcu nastąpią zanim budząca się rewolucja zmieni panujący od czasu zakończenia drugiej Wojny Światowej porządek? Nie zapowiada tego oświadczenie (według BBC), iż ministrowie finansów z wiodących gospodarczo krajów świata wyrazili wolę udzielenia pomocy eurolandowi, ale pod warunkiem, że najpierw kraje strefy euro same przyjdą sobie z pomocą, tworząc plan odpowiadający prawdziwym rozmiarom kryzysu. A któż wbrew narastającym protestom społecznym opracuje, a co ważniejsze wdroży, taki plan? A może modlitwa do „Boga cudów” jest tylko tyle warta, co zachowanie amerykańskiego ministra skarbu finansów Timothy’ego Geithnera, który powiedział, że usłyszał „zachęcające rzeczy od swoich europejskich kolegów w Paryżu, o nowym planie radzenia sobie z kryzysem na kontynencie".
Powiedział to człowiek, będący „wzorem” absurdalnego rozwiązywania problemów ekonomicznych i monitorowania uczciwości banków. Wywodzący się z kraju, który stał się pierwszym elementem przewracającego się domina. Jaka jest przyczyna zachowań światowej finansjery? Jak bowiem leczyć bez poznania przyczyny?
Gdyby rzecz całą uprościć, czy odpowiedź zastąpi komentarz Tadeusza Pieronka, byłego biskupa pomocniczego sosnowieckiego oraz byłego sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski? Biskup zapytany przez Jacka Nizinkiewicza: - “Przed nami kryzys ekonomiczny, który pewnie również dotknie Polaków. Jak przejść przez ten kryzys, żeby nie popaść również w kryzys duchowy? I czy politycy są przygotowani do tego, żeby nas godnie przez ten kryzys przeprowadzić?”, odpowiedział: „Żeby wyjść z kryzysu i go pokonać trzeba przestać kraść i zacząć żyć uczciwie. Innej metody nie ma”.
Paradoksalnie, dwa kluczowe determinanty rozwoju cywilizacji: politykę i religię łączy subiektywnie rozumiana uczciwość. Jak rozumiana? Sięgnijmy dla bezpieczeństwa, do przykładu historycznej uczciwości, z którym nie można polemizować, wskazując na Henryka VI. Króla, który wykreował jakże odmienną od watykańskiej rzeczywistość wyłącznie w imię własnych interesów. Wielokrotnie zresztą zmienianą i to w kraju modelowej demokracji. Podobno.
I wówczas, i dzisiaj zarówno dla prostego poddanego, a dziś obywatela żyjącego w demokracji, zbędne jest dostrzeganie wzajemnego dyscyplinowania dwóch fundamentów kreowania rzeczywistości. Jakże różne jest wskazywanie przyczyn i winnych, zwłaszcza w momencie, kiedy idzie się na gilotynę albo dokonuje, pod wpływem ekonomicznej determinacji, aktu samospalenia.
Dziś „Oburzeni” zaczynają, podobnie zresztą jak w pewnym sensie Ruch Palikota, wbijać klin w dotychczasowy porządek rzeczy, pragmatycznie apelować o natychmiastową zmianę zachowań. W imię instynktu samozachowawczego i zrozumienia, co może się wydarzyć, proponują w miejsce purpury i szkarłatów, czarnych limuzyn i odpoczynku w luksusowych hotelach, natychmiastowe otrzeźwienie.
Nie trzeba być geniuszem by zauważyć, że kryzysu ekonomicznego i rodzącego się społecznego niezadowolenia nie da się „załatwić” wygłoszeniem trafnego kazania z najbardziej spektakularnej brukselskiej, czy waszyngtońskiej ambony. Apelowaniem do wiernych w wierze, a co gorsza wezwaniem do postu samemu udając się na „polityczne probostwo” by zjeść obfity obiad. „Przestać kraść i zacząć żyć uczciwie”- twierdzi T. Pieronek. Kiedy Adam i Ewa kradli, Pan Bóg zareagował. Jak jednak rozwiązać problem, idąc za myślą księdza Biskupa, kiedy kradnie sam „Pan Bóg” - wszechwładni politycy i biznesmeni? Dlaczego za ich grzechy mają odpowiadać, dawno już wygnani z raju obywatele?
- Mam przed sobą okropny weekend: sobota rano papież w Kwirynale, potem Sarkozy, Merkel i Brown w Paryżu, w niedzielę jeszcze zjazd Ligi Północnej w Mediolanie, nie wiem, kiedy znajdę czas na telefon do Francesci - skarży się Berlusconi.
Kiedyś pewien rosyjski car nie zdążył nawet się poskarżyć, zanim dokonał żywota z całą swoją rodziną. Nie dostrzegł wcześniej tego, co od lat działo się wokół niego. I bliżej niego i dalej. A już z pewnością nie był tak pomysłowy jak włoski premier by ochronić swoją skórę: - Wyprowadźmy miliony ludzi na ulice, rozwalmy sąd w Mediolanie - te słowa premiera Włoch Silvio Berlusconiego z 2009 r. z podsłuchanej rozmowy telefonicznej ujawniła w poniedziałek "La Repubblica". To zapis rozmowy szefa rządu z poszukiwanym szantażystą.
Prawdziwej społecznej determinacji w poczuciu niesprawiedliwości i biedy nie zahamują wszczepiane czipy, latające drony i inwigilowana poczta internetowa. Zawsze znajdzie się jednak ktoś, kto poprowadzi do rewolucji. W czyim interesie? Berlusconiego? Starych – nowych polityków? Biednych czy bogatych bankierów? Miejmy nadzieję, że w społecznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami