Ruszył w kierunku miejsca niezwykłego spotkania. Nie docierały tutaj odgłosy pobliskiego lotniska. Marca przepełniło znane mu uczucie podnoszącej się adrenaliny i ciekawości. Tak jak wtedy, gdy w Londynie spotkał się z informatorem tajnego stowarzyszenia byłych oficerów Stasi. Wtedy jednak jego życiu groziło niebezpieczeństwo. Tym razem sam nie wiedział czego się spodziewać.
– Dotychczas wydawało mi się, że takie miejsca są wyłącznie poza Europą – diabeł mówi tu dobranoc – pomyślał.
Droga, którą się poruszał, wyglądała na nieużytkowaną. Zarośnięta, z koleinami przypominającymi ślady czołgowych gąsienic.
– To chyba jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów – pocieszył się.
Spotkanie z nieznajomym miało odbyć się przy starym młynie wodnym, który od lat stał opuszczony. To właśnie tam tajemniczy rozmówca Marca wskazał miejsce rozmowy. Sąsiedztwo obiektów wojskowych zmniejszało szanse natknięcia się na okolicznych mieszkańców. Jedynie dzikie zwierzęta biegały swobodnie po tym terenie nieświadome jego znaczenia. Choć gdyby wiedziały, jakich mają naprawdę sąsiadów, znalazłyby sobie pewnie spokojniejsze miejsce do życia.
Marc znalazł się na polanie. Chylący się ku upadkowi budynek młyna dodawał polance uroku. Zaczął powoli zbliżać się do zabudowań, starając się robić trochę hałasu, aby nie zaskoczyć swojego rozmówcy.
Na zarośniętym trawą przewróconym młyńskim kole ktoś siedział. Ubrany był w wojskową kurtkę. Na głowie, mimo narastającego upału, miał wojskowy kapelusz. Jego twarz maskowała zielona chusta. Najwyraźniej chciał pozostać anonimowy. Marc podszedł do mężczyzny. Wyciągnął rękę w geście powitania. Szorstka dłoń uścisnęła dłoń Marca.
– Witam, cieszę się, że zechciał się pan ze mną spotkać – powiedział Marc.
– Proszę nie dziękować, w końcu to była moja inicjatywa – odparł mężczyzna. – Chciałem, by ktoś z cywilizowanej części Europy dowiedział się, co się tutaj dzieje. Najpierw towarzyszyli nam Ruscy, a teraz Amerykanie.
– Jacy Amerykanie? Kogo pan ma na myśli? Nic pan wcześniej nie wspominał – zdziwił się Marc.
– Naprawdę? –nieznajomy wzruszył ramionami. – Nie mówiłem, że samoloty były amerykańskie?
– Nie! Jakie samoloty?
– Być może. W każdym razie samoloty były amerykańskie. Sprawdziłem to. I jestem pewien, że dzieje się tu coś złego. Ktoś prowadzi jakąś grę skrywaną przed światem. Dlatego do pana zadzwoniłem. Nagle po wielu latach spokoju zaczęły się dziwne lądowania, tajemnicze transporty. Pojawiły się samoloty, jakich te okolice wcześniej nie widziały. Kiedyś pomyślałbym, że to Ruscy coś kombinują, ale teraz? Po Ruskich pozostało tylko wspomnienie. Najwyraźniej to nasi sojusznicy coś rozrabiają. Jestem przekonany, że to jakaś podejrzana operacja. Liczę na pańską dyskrecję, boję się o swoje życie.
– Ależ oczywiście, mam taki obowiązek – potwierdził Marc.
– No dobrze, co chce pan wiedzieć?
– Proszę opowiedzieć mi o tych samolotach.
– Terminy przylotów były zawsze pilnie strzeżoną tajemnicą.
Samolot pojawiał się nagle i tak samo nagle, poza wszelką procedurą, znikał. Pamiętam szczególnie jedno takie lądowanie. Nikt nie uprzedził mnie o tym fakcie. Na krótko przed nim do wieży weszło dwóch cywili, którzy powiadomili obsługę, że za godzinę przyleci niezapowiedziana maszyna.
Brzmi bardzo ciekawie. Powoli przekonuję się do zakupu książki panie Orwellsky.
OdpowiedzUsuńJa już po lekturze ;) Warto było przeczytać bo to całkiem niezła książka. Liczę, że obok beletrystyki autor wyda też kiedyś jakąś książkę "dokumentalną"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
to by było ciekawe!
OdpowiedzUsuńa ja czytałem Kod Władzy i on chwilami jest trochę jak książka dokumentalna :) pojawia się sporo faktów to fajnie, że są one wplecione w ciekawą fabułę
OdpowiedzUsuń