Ledwo się obejrzeliśmy a minęło już pół roku od czasu gdy potężna fala tsunami spustoszyła wschodnie wybrzeże Japonii. Japończycy to dzielny i zdyscyplinowany naród, który z pewnością podniesie się ze zniszczeń jakich dokonała fala. Jest jednak sprawa, która spędza sen z powiek zarówno politykom jak i zwykłym mieszkańcom tego wspaniałego kraju. Wciąż nie może on się uporać z radioaktywnym wyciekiem z elektrowni Fukushima.
Wydawałoby się, że skoro w głównych mediach nikt o tym już nie pisze, to znaczy, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane i wyciek został powstrzymany. Prawda jest niestety dramatyczna. Japońskie władze uciekają od oficjalnego publikowania wyników pomiarów promieniowania. Faktów nie udało się jednak zataić. Obywatele wzięli sprawy w swoje ręce i sami zaczęli sprawdzać jak w rzeczywistości wygląda sytuacja. Wszystko wskazuje na to, że nie jest dobrze. Informacje przeciekły na zewnątrz. Nawet niezbyt, na co dzień wnikliwa Al-Jazeera opublikowała krótki reportaż, w którym możemy usłyszeć opinie ekspertów twierdzących, że istnieje możliwość ewakuacji całej liczącej blisko 35 milionów mieszkańców stolicy Japonii.
Według przywołanych przez ekspertów danych, poziom promieniowania pochodzącego z elektrowni w Fukushimie może być o wiele wyższy niż ten po eksplozji reaktora w Czarnobylu w 1986 roku. Czy mamy, więc do czynienia z największą katastrofą atomową w historii? Niestety, istnieje takie ryzyko.
19 września 20 tysięcy Japończyków wyszło na ulice by zaprotestować przeciwko wykorzystaniu energii atomowej. Z badań wynika, iż za ograniczeniem liczby elektrowni jest blisko 55% obywateli Kraju Kwitnącej Wiśni.
Inwestycje w tą do niedawna rozwijającą się światową branżę przeżywają obecnie prawdziwy dramat. Zaczęło się od Fukushimy, chwilę później doszło do nagłej zmiany decyzji kanclerz Merkel, która z dnia na dzień wycofała się z planów przedłużenia eksploatacji najstarszych elektrowni i rozpoczęła program ich zamykania. Kilka miesięcy później pojawiły się informacje o zagrożeniu elektrowni atomowej w Nebrasce w USA, zaś zaledwie tydzień temu, 12 września doszło do wybuchu we francuskiej elektrowni Marcoule. Zginęła wprawdzie tylko jedna osoba, ale po raz kolejny przypomniano sobie o atomowym zagrożeniu. Tyle „wypadków” w ciągu jednego roku? Tyle przypadkowych zdarzeń? Zadałem kiedyś pytanie, kto i jaki interes ma w zatrzymaniu rozwoju atomistyki? Czyżby spełniały się marzenia zielonych, przykuwających się do bram elektrowni?
Ja nie wierzę w przypadki. Najwyraźniej komuś bardzo zależy by cały świat powiedział atomowej energetyce: „Sayonara!”.
Coraz silniejsze partie zielonych? Wilcy w owczych skórach!
OdpowiedzUsuńZieleń w przypadku ekologów ma niestety różne odcienie. Od autentycznych „bojowników” przepełnionych ideami do sprytnych „organizatorów” umiejętnie wyłudzających duże środki finansowe. Wiele przykładów ich działań to poważne kampanie inspirowane przez różne ośrodki wiążące swoje interesy z przedmiotem protestu. W tej sprawie prawda wydaję się być jednak o wiele bardziej skomplikowana i poważna. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńekolodzy są powiązani z masonerią, dostarczają pieniędzy bankierom, weźmy np. największą ekologiczną bzdurę XX wieku - efekt cieplarniany http://www.youtube.com/watch?v=aPDyfNVUt08 http://www.youtube.com/watch?v=hFt07eAAQ94 itp.
OdpowiedzUsuń