Marc wrócił do pokoju. Usiadł naprzeciwko Alicji. Czekał, aż otworzy oczy. Minęło kilka minut.
– Przysnęłam znowu? – ocknęła się.
– Nie szkodzi, śpij, jeśli potrafisz.
– Jakoś wolę wiedzieć, że tu jesteś.
– Jestem, jestem. Powiedz mi, jak wyglądał dzień przed ich zniknięciem.
Alicja podniosła się. Usiadła.
– Rozstaliśmy się na parkingu, w chwili gdy przyszedł do autobusu przewodnik. Pamiętasz?
– Oczywiście, pamiętam – potwierdził Marc.
– Wchodziliśmy na zamkowe wzgórze z godzinę. Może trochę dłużej. Przewodnik wiele opowiadał o mijanych przez nas kolejnych bramach. Później zwiedzaliśmy zamkowy dziedziniec i przystający do niego niewielki, ale uroczy ogród. Następnie obejrzeliśmy dostępną dla turystów część zamkowych wnętrz. Nie spieszyliśmy się specjalnie. Mieliśmy zaplanowany cały dzień na zwiedzanie. Po obiedzie, który zjedliśmy na miejscu, mieliśmy zwiedzić zamkowe lochy. W czasie posiłku wszyscy tryskali humorem. Głośno żartowali, mówili jeden przez drugiego i przywoływali historie o białych damach i zamkowych duchach. Nic nie zapowiadało czekającej nas tragedii. Muszę dodać, że właściwie nikt się nami nie interesował. Nie zauważyłam niczego podejrzanego. Ot, zwykły dzień turystycznej grupy, jakich wiele. Po obiedzie trochę wypoczywaliśmy. Ludzie porozchodzili się w grupkach. Każdy zajmował się, czym chciał. Zebraliśmy się znowu razem po południu. Muszę zaznaczyć, że wszyscy byli obecni. Na pewno nikogo nie brakowało. Przewodnik dołączył do nas punktualnie. Zeszliśmy do lochów. Byłeś tam? – zapytała, by upewnić się, że Marc słucha jej uważnie.
– Nie, nie miałem okazji. Czy coś w nich było interesującego?
– No wiesz, niedługo miałam okazję je oglądać – przyznała.
– Byłam tam może z dziesięć minut. Poczułam się jakoś dziwnie. Miałam wrażenie, że to jakaś niestrawność po obiedzie. Przeprosiłam przewodnika i wróciłam z powrotem, tą samą drogą na górę. Byłam w łazience jakieś kilkanaście minut. Następnie zeszłam na dół. Czułam się, przyznaję, trochę nieswojo. Ostrożnie szłam do przodu wyznaczoną trasą. Mojej wycieczki nigdzie nie było widać. Szukałam ich z pół godziny. Potem głośno nawoływałam. Nic to nie dało. Zniechęcona wróciłam na górę. Wiesz, wówczas jeszcze nie byłam zmartwiona. Myślałam, że po prostu gdzieś poszli. W jakieś miejsce, do którego nie trafiłam. Spokojnie czekałam na górze. Wycieczka na dole miała potrwać trochę ponad godzinę. Po ponad dwóch godzinach zaczęłam się poważnie martwić. Poza tym zamykano to miejsce. Mojej grupy nie było. Zaczęłam wypytywać o nich obsługę zamku. Wszyscy wzruszali ramionami. Wyobraź sobie, nikt nic nie wiedział, lub do niczego się nie przyznawał. Byłam zrozpaczona. Czekałam na górze, aż do momentu, kiedy zamknęli bramę. Zeszłam na parking. Szukałam naszego autobusu. I znowu nic. Nie było autokaru, a obsługa parkingu nie odnotowała jego obecności. Marc, to jakiś horror. Wszyscy się pod ziemię zapadli, łącznie z autokarem Wyobrażasz to sobie? Jakiś absurd. Zadzwoniłam do hotelu. Z nadzieją... Wierzyłam trochę, że tam dotarli. Ale nie dotarli, zaginęli i tyle.
– Rzeczywiście niezwykłe wydarzenie. Czy ktoś cię śledził?
Miałaś wrażenie, że ktoś obcy cię obserwuje?
Alicja zastanawiała się chwilę.
– Wiesz, niczego takiego nie kojarzę. Błąkałam się sama i w zasadzie nikt nie zwracał na mnie uwagi.
– W zasadzie? – zainteresował się jej słowami Marc.
– No tak, jedynie strażnicy, którzy zamykali bramę, spoglądali na mnie zaskoczeni.
– I nic więcej? – dopytywał się Marc.
– Nic. Zrozpaczona zadzwoniłam do ciebie. Nic mądrzejszego nie przyszło mi wtedy do głowy. Marc, bardzo ci dziękuję, że się mną zaopiekowałeś. Wysłałeś mnie do swojego, bardzo mi życzliwego znajomego, właściciela baru, jak zrozumiałam. Gdyby nie wy, nie wiem co bym ze sobą zrobiła.
Łzy pojawiły się w jej oczach.
– Marc, dlaczego oni zniknęli? Marc milczał. Nie wiedział, co jej powiedzieć. Trwało to chwilę. Wpatrywała się w niego z niepokojem.
– Na tym zamku dzieją się dziwne rzeczy.
Jego słowa przerwał głośny łomot uderzeń w drzwi frontowe.
Marc drgnął, wystraszona Alicja aż podskoczyła z miejsca.
– Marc, Boże, co to?
– Spokojnie, nie denerwuj się. Zaraz się przekonamy.
– Może nie otwierajmy? – spytała z lękiem.
Wstał. Złapał ją za ramię uspokajająco.
– Sprawdzę kto to. Zostań tu na kanapie.
Ruszył w kierunku drzwi. Był bardzo zaniepokojony. Więcej, bał się. Ale nie mógł tego dać po sobie poznać.
Powoli podszedł do drzwi. Ktoś najpierw mocno w nie pukał. A potem uderzał pięścią.
– Kto tam? – zapytał głośno Marc.
Z zewnątrz usłyszał głos.
– Marc? To ja, George, otwórz!
Marc szybko przekręcił zamek. Otworzył szeroko drzwi. Stanął w nich George. Jego twarz pokryta była krwią. Poszarpane ubranie pokrywała przyklejona do niego ziemia.
– George, jak ty wyglądasz?! – wykrzyknął Marc. – Co się stało? Gdzie byłeś?
George wszedł do pokoju. Spojrzał w kierunku Alicji.
– To ona? Jest bezpieczna? – zapytał.
– Tak, czekaliśmy na ciebie przy samochodzie. Szukałem cię.
Później przyjechaliśmy tutaj. Nam nic złego się nie stało. Jak to dobrze, że jesteś – ucieszył się. Poczuł ogromna ulgę. – Jesteś ranny? Pomóc ci? – zapytał z niepokojem.
George zamknął drzwi. Przekręcił zamek. Spojrzał na Marca. Wydawał się bardzo spokojny, jakby wszystkie wydarzenia z ostatnich kilku godzin były wpisane w codzienność.
– Zaraz ci wszystko opowiem. Pozwolisz, że najpierw wezmę prysznic i przebiorę się?
– Ależ oczywiście. Zrobię ci gorącej herbaty. – Marc poczuł jak emocje powoli go opuszczają.
– Znakomicie – odpowiedział George.
Podszedł do zaskoczonej Alicji. Wyciągnął do niej przyjaźnie rękę.
– Jestem George. Witam cię w moim domu – uśmiechnął się do niej.
Alicja odwzajemniła jego gest powitania.
– Alicja... jestem Alicja. To ja dzwoniłam do Marca.
– Wiem – odpowiedział. – Pojechaliśmy po ciebie, razem.
A potem, jakoś tak się stało, że nie mogłem wam towarzyszyć – roześmiał się życzliwie. – Ale jestem. Póki co, Marc będzie dalej czynił honory pana domu, a ja się trochę ogarnę.
– Będziemy czekać. Pomogę Marcowi – odpowiedziała Alicja. George poszedł do pokoju na górze. Po chwili zszedł na dół i zamknął się w łazience.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami