Alicja spoglądała z zaciekawieniem na Georga.
Podrapana twarz nie odbierała mu uroku. Przełykał kawę.
Siedzieli w trójkę w milczeniu. Marc z Alicją czekali, aż George odezwie się pierwszy.
– Jak to dobrze być w domu. – Uśmiechnął się. – Mam nadzieję, że czujecie się u mnie dobrze? – starał się rozluźnić napiętą atmosferę.
– Ależ oczywiście – odezwała się Alicja. – Po dzisiejszym dniu czuję się tu jak spragniony wody wędrowiec w oazie na środku pustyni – zażartowała.
Marc spojrzał na nią.
– Należy ci się kilka słów wyjaśnienia. Otóż, poznaliśmy się Georgiem kilka dni temu. W zasadzie dosyć przypadkowo. Szukałem pomocy w momencie, kiedy moja dziewczyna, która przyleciała do mnie z Hamburga zniknęła.
– Zniknęła – przerwała mu Alicja. – Jak to zniknęła? – W jej oczach widać było strach. – Podobnie jak moja wycieczka?
– Nie – odparł Marc. – Została uprowadzona z lotniska. Ale być może miejsce jej pobytu wiele nie różni się od miejsca, w którym mogą przebywać twoi znajomi. – Zamilkł na chwilę.
– George pracuje na zamku. Obaj mamy podejrzenia, że tam dzieje się coś niedobrego. Kilka dni temu wydawało mi się, że grupa osób prowadzonych przez strażników, a może ochroniarzy, zniknęła w jednej z zamkowych bram. Wspólna wola odnalezienia mojej dziewczyny i rozwiązania tajemnicy zamku Hochosterwitz połączyła nasze działania. W momencie kiedy do mnie zadzwoniłaś, ledwo uniknęliśmy śmierci. Ktoś otrzymał zadanie, by nas zabić. Rozstaliśmy się na parkingu. Poszedłem po ciebie, a George został w samochodzie.
– Właśnie, zostałem w samochodzie – odezwał się George. – Było spokojnie, na krótko. – Uśmiechnął się. – Wysiadłem na chwilę, żeby się trochę rozejrzeć i rozprostować kości. Na swoje nieszczęście. To zabrzmi mało prawdopodobnie, ale nie zauważyłem nikogo w pobliżu, po prostu stałem na środku pustego parkingu. I nagle... – spojrzał na Marca. – I nagle straciłem przytomność. Nie zostałem uderzony, nikt do mnie nie strzelał. Nie poczułem żadnego ukłucia. Nic, kompletnie nic podejrzanego.
– Dziwne – odezwał się Marc.
– No właśnie.
– I co było dalej? – niecierpliwiła się Alicja.
– Ocknąłem się w bagażniku pędzącego samochodu. W zasadzie bez szans na uwolnienie. Bez świadomości, gdzie mnie wiozą. Przez moment nawet rozważałem, czy nie czekać, udając nieprzytomnego, aż mnie przywiozą na miejsce. Przynajmniej wiedziałbym, gdzie – usprawiedliwił się, widząc zdziwione miny swoich rozmówców. – Jednak po krótkiej analizie doszedłem do wniosku, że nie będę ryzykował i postanowiłem spróbować się uwolnić. Nauczyłem się kiedyś, jak wydostać się z zamkniętego bagażnika. Na szczęście nie skrępowano mi rąk. Zapewne myśleli, że dłużej będę nieprzytomny, a miejsce, do którego mnie wieziono, nie mogło być zbyt daleko. Czekałem jedynie, kiedy samochód stanie na chwilę. Kiedy tak się w końcu stało, uciekłem, nie oglądając się za siebie. Na moje szczęście dookoła był las i pogoń była bez szans. Było ciemno.
Biegnąc trochę się poraniłem. – Dotknął twarzy. – Muszę kiepsko wyglądać?
– Ależ skądże! – zaooponowała szybko Alicja. – Jesteś niczego sobie – roześmiała się.
– Miła jesteś, dziękuję. Potem musiałem się już tylko dostać do domu. Muszę przyznać, że miałem wiele szczęścia.
– Czy masz jakieś podejrzenia? – zapytał Marc.
George zastanowił się chwilę.
– No cóż, mam wrażenie, że ktoś nie chce, byśmy się o czymś dowiedzieli. Najpierw błysk, zawalona góra, następnie ktoś do nas strzela na środku rynku w małej wsi. Potem pościg, a na koniec podróż w bagażniku. Sporo jak na jeden dzień. Można by obdzielić kilka powieści kryminalnych.
– No właśnie, jeszcze wcześniej dostałem po głowie na dziedzińcu – dodał Marc. – Chyba nie jesteśmy już bezpieczni.
Spojrzeli na siebie.
– I co my teraz zrobimy? – zapytała Alicja.
– George? – zapytał Marc.
George pokiwał w milczeniu głową. Spojrzał na dziewczynę.
– Chyba nie mamy innego wyjścia, niż rozwiązać tę zagadkę.
Czy jesteście na to gotowi?
Alicja spojrzała szybko na Marca. Jej źrenice rozszerzyły się.
– Jestem gotowy – odpowiedział zdecydowanie. – Ale ty,
Alicjo, możesz poczekać w jakimś bezpiecznym miejscu.
Zastanawiała się przez moment w milczeniu.
– Ojciec by mi tego nigdy nie wybaczył. Poświęcił wiele czasu, by uczynić mnie odkrywcą tajemnic cywilizacji. Idę z wami – odpowiedziała. – Ale nie powiem, żebym się nie bała.
– Jesteś pewna? – zapytał George.
– Tak, jakby co, będziecie mnie ratować – uśmiechnęła się rozbrajająco. – Dobrze?
– Oczywiście – odpowiedzieli niemal jednocześnie.
Roześmiali się wszyscy.
– To co robimy? – zapytał Marc i spojrzał na zegarek. – Jest wpół do drugiej.
George spojrzał na swój.
– Rzeczywiście. Jest środek nocy. Ale ta pora ma tę zaletę, że panuje teraz najmniejszy ruch w tych miejscach, w których w ciągu dnia nie da się przejść.
– O czym myślisz? – zapytała Alicja.
Spojrzał na nią.
– Myślę o... czternastej bramie.
– Chcesz tam jechać? – zainteresował się Marc.
– Właśnie.
– Czy to nie ryzykowne? – zaniepokoiła się Alicja.
George uśmiechnął się.
– Teraz już wszystko co zrobimy, będzie ryzykowne. Uważam, że korzystając z nocy powinniśmy przyjrzeć się bramie, w której znikają ludzie.
Alicja spojrzała na Marca.
– Skoro tak, to jedźmy.
– Nie – odparł Marc. – Została uprowadzona z lotniska. Ale być może miejsce jej pobytu wiele nie różni się od miejsca, w którym mogą przebywać twoi znajomi. – Zamilkł na chwilę.
– George pracuje na zamku. Obaj mamy podejrzenia, że tam dzieje się coś niedobrego. Kilka dni temu wydawało mi się, że grupa osób prowadzonych przez strażników, a może ochroniarzy, zniknęła w jednej z zamkowych bram. Wspólna wola odnalezienia mojej dziewczyny i rozwiązania tajemnicy zamku Hochosterwitz połączyła nasze działania. W momencie kiedy do mnie zadzwoniłaś, ledwo uniknęliśmy śmierci. Ktoś otrzymał zadanie, by nas zabić. Rozstaliśmy się na parkingu. Poszedłem po ciebie, a George został w samochodzie.
– Właśnie, zostałem w samochodzie – odezwał się George. – Było spokojnie, na krótko. – Uśmiechnął się. – Wysiadłem na chwilę, żeby się trochę rozejrzeć i rozprostować kości. Na swoje nieszczęście. To zabrzmi mało prawdopodobnie, ale nie zauważyłem nikogo w pobliżu, po prostu stałem na środku pustego parkingu. I nagle... – spojrzał na Marca. – I nagle straciłem przytomność. Nie zostałem uderzony, nikt do mnie nie strzelał. Nie poczułem żadnego ukłucia. Nic, kompletnie nic podejrzanego.
– Dziwne – odezwał się Marc.
– No właśnie.
– I co było dalej? – niecierpliwiła się Alicja.
– Ocknąłem się w bagażniku pędzącego samochodu. W zasadzie bez szans na uwolnienie. Bez świadomości, gdzie mnie wiozą. Przez moment nawet rozważałem, czy nie czekać, udając nieprzytomnego, aż mnie przywiozą na miejsce. Przynajmniej wiedziałbym, gdzie – usprawiedliwił się, widząc zdziwione miny swoich rozmówców. – Jednak po krótkiej analizie doszedłem do wniosku, że nie będę ryzykował i postanowiłem spróbować się uwolnić. Nauczyłem się kiedyś, jak wydostać się z zamkniętego bagażnika. Na szczęście nie skrępowano mi rąk. Zapewne myśleli, że dłużej będę nieprzytomny, a miejsce, do którego mnie wieziono, nie mogło być zbyt daleko. Czekałem jedynie, kiedy samochód stanie na chwilę. Kiedy tak się w końcu stało, uciekłem, nie oglądając się za siebie. Na moje szczęście dookoła był las i pogoń była bez szans. Było ciemno.
Biegnąc trochę się poraniłem. – Dotknął twarzy. – Muszę kiepsko wyglądać?
– Ależ skądże! – zaooponowała szybko Alicja. – Jesteś niczego sobie – roześmiała się.
– Miła jesteś, dziękuję. Potem musiałem się już tylko dostać do domu. Muszę przyznać, że miałem wiele szczęścia.
– Czy masz jakieś podejrzenia? – zapytał Marc.
George zastanowił się chwilę.
– No cóż, mam wrażenie, że ktoś nie chce, byśmy się o czymś dowiedzieli. Najpierw błysk, zawalona góra, następnie ktoś do nas strzela na środku rynku w małej wsi. Potem pościg, a na koniec podróż w bagażniku. Sporo jak na jeden dzień. Można by obdzielić kilka powieści kryminalnych.
– No właśnie, jeszcze wcześniej dostałem po głowie na dziedzińcu – dodał Marc. – Chyba nie jesteśmy już bezpieczni.
Spojrzeli na siebie.
– I co my teraz zrobimy? – zapytała Alicja.
– George? – zapytał Marc.
George pokiwał w milczeniu głową. Spojrzał na dziewczynę.
– Chyba nie mamy innego wyjścia, niż rozwiązać tę zagadkę.
Czy jesteście na to gotowi?
Alicja spojrzała szybko na Marca. Jej źrenice rozszerzyły się.
– Jestem gotowy – odpowiedział zdecydowanie. – Ale ty,
Alicjo, możesz poczekać w jakimś bezpiecznym miejscu.
Zastanawiała się przez moment w milczeniu.
– Ojciec by mi tego nigdy nie wybaczył. Poświęcił wiele czasu, by uczynić mnie odkrywcą tajemnic cywilizacji. Idę z wami – odpowiedziała. – Ale nie powiem, żebym się nie bała.
– Jesteś pewna? – zapytał George.
– Tak, jakby co, będziecie mnie ratować – uśmiechnęła się rozbrajająco. – Dobrze?
– Oczywiście – odpowiedzieli niemal jednocześnie.
Roześmiali się wszyscy.
– To co robimy? – zapytał Marc i spojrzał na zegarek. – Jest wpół do drugiej.
George spojrzał na swój.
– Rzeczywiście. Jest środek nocy. Ale ta pora ma tę zaletę, że panuje teraz najmniejszy ruch w tych miejscach, w których w ciągu dnia nie da się przejść.
– O czym myślisz? – zapytała Alicja.
Spojrzał na nią.
– Myślę o... czternastej bramie.
– Chcesz tam jechać? – zainteresował się Marc.
– Właśnie.
– Czy to nie ryzykowne? – zaniepokoiła się Alicja.
George uśmiechnął się.
– Teraz już wszystko co zrobimy, będzie ryzykowne. Uważam, że korzystając z nocy powinniśmy przyjrzeć się bramie, w której znikają ludzie.
Alicja spojrzała na Marca.
– Skoro tak, to jedźmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami