Klagenfurt fot. Wikipedia |
Monik siedziała na łóżku wpatrzona w Poula przerażonym wzrokiem. Ten stał oparty o ścianę. Spoglądał na zamknięte drzwi. Milcząc starał się zebrać myśli. Nie mógł okazać wystraszonej kobiecie, że sam w tej trudnej sytuacji nie czuje się najlepiej. Mobilizował się. W końcu spojrzał na nią. Jej oczy szukały w nim pocieszenia. Uśmiechnął się do niej, a potem podszedł do łóżka.
– Spokojnie, Monik – powiedział, starając się, by jego głos brzmiał pewnie. – Jestem przekonany, że nic nam nie grozi. Pewnie pomylono nas z kimś innym. Niedługo wszystko się wyjaśni.
– Jesteś pewien? – zapytała drżącym głosem.
– Pewien nie jestem – odpowiedział szczerze. – Ale zastanów się, przecież oboje nie jesteśmy w stanie podać żadnej przyczyny, dla której moglibyśmy paść ofiarą porwania – starał się ją pocieszyć. – Chyba że tobie przychodzi coś do głowy? – zapytał. Monik zastanowiła się. Dotknęła drżącą ręką swoich włosów. Przeczesała je niezdarnie.
– Nie wiem. Pewnie masz rację. Nic mi nie przychodzi
do głowy. Chociaż, wiesz Poul... Marc dostał jakieś dziwne zadanie. W zasadzie trochę inne niż zawsze, coś takiego, co nie przystaje do jego normalnych zajęć. Z tego, co do mnie mówił, wynikało, że miał śledzić... może to złe słowo, raczej obserwować... a może przyjrzeć się spotkaniu, które ma odbywać się na starym zamku, niedaleko stąd. Zaniepokoił mnie tym na tyle, że postanowiłam natychmiast tu przylecieć. Może w coś się wmieszał? Sama nie wiem, ale być może to moje porwanie ma jakiś związek z tamtą historią. Ale nawet gdyby tak było, to na Boga... co ty tu robisz, Poul? Zawahał się. Wszak jego misja objęta była tajemnicą. Jednak podobnie jak poprzednio, podczas ich niezwykłych przygód w Polsce, połączyła ich właśnie wspólna tajemnica. Spotkali się właśnie dlatego, że podjęte przez nich zadania zaprowadziły ich w jednym czasie w to samo miejsce. Właśnie ta refleksja pozwoliła mu odpowiedzieć na jej pytanie.
– Widzisz, Monik, będę z tobą szczery. Ja nie znalazłem się tu przypadkowo. Co ciekawe, z tego co mówisz, wynika, że zostałem tu przysłany z podobnym zadaniem jak Marc. Przyznam, że życie pełne jest niespodzianek – zadumał się. Monik spojrzała na niego zaskoczona.
– Czy możesz powiedzieć coś więcej? – zapytała.
– W zasadnie niewiele mogę dodać – odpowiedział rozglądając się niepewnie dookoła. Nie był pewien, czy nie są podsłuchiwani. – Dotarłem tu właściwie przypadkiem. Dostałem polecenie zatrzymania się w jakimś ustronnym miejscu i wybrałem tę farmę.
– Przypadkiem? – powtórzyła.
– Właśnie, zupełnie przypadkiem. Mogłem w końcu skręcić w każdą inną drogę i dojechać do zupełnie innych zabudowań. Na tym staram się budować mój optymizm. Być może jesteśmy bohaterami jakiejś niezwykłej pomyłki – tak sobie to tłumaczę.
A ty jak tu trafiłaś?
– Ja? Wiesz, oni przyszli po mnie na lotnisko. Co gorsza, powołali się na Marca, który jak twierdzili, wysłał ich po mnie. Wsiadłam do ich samochodu pełna obaw, ale zupełnie świadomie. Potem moja droga zamieniła się w koszmar. Jechaliśmy szybko. Bez słowa. Tylko po to, abym znalazła się w tej piwnicy. Gdyby nie ty... W jej oczach pojawiły się łzy. Zaczęła szlochać. Poul przytulił ją przyjacielsko.
– Bóg jednak czuwał nad tobą. Mogłem nigdy się tu nie zjawić. Ale jestem i wiesz... czas zacząć działać, a nie popadać w jeszcze gorszy nastrój. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, w którym byli uwięzieni.
– Może uda nam się stąd wydostać. Zobaczmy wspólnie, co da się zrobić. Może coś wypatrzysz. Pomóż mi, Monik. Kobieta wstała. Oboje starali się dokładnie obejrzeć piwnicę. Miała około trzydziestu metrów kwadratowych wielkości. Pomalowana na biało, z oknem przy suficie, starannie zabitym od zewnątrz, najprawdopodobniej deskami. Poul postanowił przyjrzeć się najpierw drzwiom, które dzieliły go od korytarza prowadzącego na górę. Nie wyglądały zbyt solidnie. Na nieszczęście otwierały się do środka, a nie na zewnątrz pomieszczenia, w którym się znajdowali. Utrudniało to ewentualną próbę sforsowania ich. Poul zwrócił się do Monik.
– Zobacz, czy nie znajdziesz jakiegoś narzędzia, którym mógłbym spróbować otworzyć drzwi.
– OK, już patrzę – zaczęła się rozglądać, schylając się pod łóżko, na którym wcześniej siedziała.
– Nic tu nie ma – stwierdziła.
Poul podszedł do okna. Wspiął się na palce, starając się spojrzeć jak najwyżej.
„Tu nic nie dokonam” – pomyślał. Wrócił do drzwi.
– Monik... znalazłaś coś?
– Nie – odpowiedziała wyraźnie zmartwiona. – Czy sądzisz, że oni nam zrobią coś złego?
Obrócił się do niej. Spojrzał jej prosto w oczy.
– Jestem pewien, że nic nam... – przerwał nagle, słysząc głosy za drzwiami.
– Usiądź, Monik. Usiądź na łóżku.
Posłuchała go. Sam stanął pod ścianą znajdującą się naprzeciwko drzwi, które otwarły się gwałtownie. Do środka wszedł najpierw mężczyzna, który wcześniej się nie odzywał. Trzymał w ręce pistolet. Wycelował nim w Poula. Za nim pojawił się jego partner, człowiek wydający polecenia. Spojrzał na niego.
– Dalej, wychodźcie oboje. Byle spokojnie, inaczej zginiecie natychmiast. Ja nie żartuję. Najpierw ty – wskazał na kobietę. Wstała i powoli podeszła do niego.
– Dalej, nie zatrzymuj się – skinął na nią.Monik wyszła na korytarz.
– Teraz ty, tylko żadnych numerów, bo ona zginie najpierw – postraszył go.
Poul ruszył powoli. Mężczyzna zatrzymał go przed drzwiami.
– Wyciągnij ręce przed siebie – rozkazał. Poul spełnił jego żądanie. Mężczyzna skrępował mu dłonie plastikowym cienkim paskiem spełniającym rolę tradycyjnych kajdanek.
– Będziesz spokojniejszy – dodał. – Dalej, ruszaj. Idziemy
do samochodu. Pchnął go lekko przed siebie. Wyszli z piwnicy. Przeszli przez pokój znajdujący się na parterze budynku i podążali dalej przez mały korytarz. Wyszli na podwórze. Na zewnątrz panował mrok. Stojący przed domem samochód miał otwarte tylne drzwi.
– Wsiadajcie oboje – rozkazał mężczyzna. – Szybko. Monik pierwsza znalazła się w środku samochodu. Przesunęła się na drugie siedzenie, robiąc miejsce Poulowi. Ten usiadł, uderzony przez zamykające się drzwi auta. Pilnujący ich ludzie usiedli z przodu. Samochód ruszył. Fragmenty okolicy przesuwały się w świele zapalonych reflektorów. Oświetlane na chwilę drzewa dodawały jej demonicznego wyglądu. Samochód po dłuższej chwili wyjechał na asfaltową drogę. Pomknął szybciej przed siebie. Monik i Poul siedzieli w milczeniu. Siedzący z przodu mężczyźni wymienili kilka zdań w nieznanym Poulowi języku. Był tym zaskoczony. Sam, mając talent do języków, kojarzył je na ogół bez trudu. Nie tym razem. Usłyszał jedynie znajomo brzmiące słowo: griffin. Droga była pusta. Samochód mknął szybko przed siebie, rzadko mijając jadące nią samochody. Po dwudziestu minutach wyjechali na autostradę. Minęli zieloną tablicę wskazującą kierunek jazdy. Poul dostrzegł napis: Wien. Jechał już dzisiaj tą drogą. Prowadziła w stronę lotniska. Nie znaleźli się jednak na nim. Samochód minął znane Poulowi miejsce i mknął dalej. Monik spoglądała na niego od czasu do czasu przerażonym wzrokiem. Starał się odpowiadać jej uspokajającym spojrzeniem. Nagle auto zboczyło z autostrady. Jechało w kierunku strzelistego wzgórza. Na jego szczycie widoczne były rozłożyste ruiny zamku. Widok był niezwykły. Monumentalny, a zarazem przerażający. Zbliżali się szybko. Wjechali na rondo u stóp wzgórza. Skręcili na prawo. Po kilkuset metrach samochód zatrzymał się po prawej stronie ulicy, na małym parkingu. Siedzący obok kierowcy człowiek wyszedł z samochodu. Wyjął pistolet spod marynarki. Otworzył tylne drzwi. Kiwnął pistoletem na Poula.
– Wychodź – rozkazał.
Poul spełnił jego żądanie. Siedząca obok Monik poruszyła się. Mężczyzna z pistoletem natychmiast to zauważył.
– Ty nie. Zostajesz – powiedział zdecydowanie.
Zatrzasnął drzwi i pistoletem wskazał Poulowi drogę. Poszli w kierunku ciemnej groty. Po chwili w niej zniknęli. Monik została sama z milczącym kierowcą. Wolała o nic nie pytać. Minuty mijały. Jej przerażenie rosło. Była pewna, że nie zobaczy się już z Poulem. Czuła, jak jej ręce robią się coraz bardziej zimne. Zawsze tak reagowała w momentach przerażenia. Nie wiedziała, co będzie dalej. Nagle w słabym świetle ulicznych lamp zobaczyła dwóch mężczyzn kierujących się w stronę samochodu. Starała się ich rozpoznać. Po chwili jej serce zabiło mocniej. Rozpoznała Poula z człowiekiem, który wcześniej zabrał go z samochodu. Wracali. Jej radość zwiększyła się, kiedy Poul znalazł się z powrotem obok niej. Mężczyzna wsiadł do samochodu.
– Sankt Kathrein – powiedział krótko do kierowcy. – Miałaś szczęście. – Odwrócił się do Monik. – Mam was zawieść w jedno miejsce. Jedź – zwrócił się do kierowcy.
– Dalej, wychodźcie oboje. Byle spokojnie, inaczej zginiecie natychmiast. Ja nie żartuję. Najpierw ty – wskazał na kobietę. Wstała i powoli podeszła do niego.
– Dalej, nie zatrzymuj się – skinął na nią.Monik wyszła na korytarz.
– Teraz ty, tylko żadnych numerów, bo ona zginie najpierw – postraszył go.
Poul ruszył powoli. Mężczyzna zatrzymał go przed drzwiami.
– Wyciągnij ręce przed siebie – rozkazał. Poul spełnił jego żądanie. Mężczyzna skrępował mu dłonie plastikowym cienkim paskiem spełniającym rolę tradycyjnych kajdanek.
– Będziesz spokojniejszy – dodał. – Dalej, ruszaj. Idziemy
do samochodu. Pchnął go lekko przed siebie. Wyszli z piwnicy. Przeszli przez pokój znajdujący się na parterze budynku i podążali dalej przez mały korytarz. Wyszli na podwórze. Na zewnątrz panował mrok. Stojący przed domem samochód miał otwarte tylne drzwi.
– Wsiadajcie oboje – rozkazał mężczyzna. – Szybko. Monik pierwsza znalazła się w środku samochodu. Przesunęła się na drugie siedzenie, robiąc miejsce Poulowi. Ten usiadł, uderzony przez zamykające się drzwi auta. Pilnujący ich ludzie usiedli z przodu. Samochód ruszył. Fragmenty okolicy przesuwały się w świele zapalonych reflektorów. Oświetlane na chwilę drzewa dodawały jej demonicznego wyglądu. Samochód po dłuższej chwili wyjechał na asfaltową drogę. Pomknął szybciej przed siebie. Monik i Poul siedzieli w milczeniu. Siedzący z przodu mężczyźni wymienili kilka zdań w nieznanym Poulowi języku. Był tym zaskoczony. Sam, mając talent do języków, kojarzył je na ogół bez trudu. Nie tym razem. Usłyszał jedynie znajomo brzmiące słowo: griffin. Droga była pusta. Samochód mknął szybko przed siebie, rzadko mijając jadące nią samochody. Po dwudziestu minutach wyjechali na autostradę. Minęli zieloną tablicę wskazującą kierunek jazdy. Poul dostrzegł napis: Wien. Jechał już dzisiaj tą drogą. Prowadziła w stronę lotniska. Nie znaleźli się jednak na nim. Samochód minął znane Poulowi miejsce i mknął dalej. Monik spoglądała na niego od czasu do czasu przerażonym wzrokiem. Starał się odpowiadać jej uspokajającym spojrzeniem. Nagle auto zboczyło z autostrady. Jechało w kierunku strzelistego wzgórza. Na jego szczycie widoczne były rozłożyste ruiny zamku. Widok był niezwykły. Monumentalny, a zarazem przerażający. Zbliżali się szybko. Wjechali na rondo u stóp wzgórza. Skręcili na prawo. Po kilkuset metrach samochód zatrzymał się po prawej stronie ulicy, na małym parkingu. Siedzący obok kierowcy człowiek wyszedł z samochodu. Wyjął pistolet spod marynarki. Otworzył tylne drzwi. Kiwnął pistoletem na Poula.
– Wychodź – rozkazał.
Poul spełnił jego żądanie. Siedząca obok Monik poruszyła się. Mężczyzna z pistoletem natychmiast to zauważył.
– Ty nie. Zostajesz – powiedział zdecydowanie.
Zatrzasnął drzwi i pistoletem wskazał Poulowi drogę. Poszli w kierunku ciemnej groty. Po chwili w niej zniknęli. Monik została sama z milczącym kierowcą. Wolała o nic nie pytać. Minuty mijały. Jej przerażenie rosło. Była pewna, że nie zobaczy się już z Poulem. Czuła, jak jej ręce robią się coraz bardziej zimne. Zawsze tak reagowała w momentach przerażenia. Nie wiedziała, co będzie dalej. Nagle w słabym świetle ulicznych lamp zobaczyła dwóch mężczyzn kierujących się w stronę samochodu. Starała się ich rozpoznać. Po chwili jej serce zabiło mocniej. Rozpoznała Poula z człowiekiem, który wcześniej zabrał go z samochodu. Wracali. Jej radość zwiększyła się, kiedy Poul znalazł się z powrotem obok niej. Mężczyzna wsiadł do samochodu.
– Sankt Kathrein – powiedział krótko do kierowcy. – Miałaś szczęście. – Odwrócił się do Monik. – Mam was zawieść w jedno miejsce. Jedź – zwrócił się do kierowcy.
Samochód ponownie ruszył. Po krótkiej chwili znaleźli się z powrotem na autostradzie. Poul patrzył uważnie na drogę, widział, że jechali w kierunku Grazu. Po kilkunastu minutach szybkiej jazdy skręcili w kierunku tego miasta. Przejechali je szybko, pustymi ulicami. Jechali dalej. Samochód sprawnie pokonywał zakręty. Dojechali do Waiz. Niewielkie miasto z rozświetlonymi salonami samochodowymi przy głównej drodze. Pojazd zaczął to gwałtowanie hamować, to przyspieszać. Znaleźli się w niezwykłej okolicy. Jej szokujący wygląd podkreślał kontrast biało-szarych wysokich skał z czernią nocy. Droga wiła się pomiędzy ogromnymi skalnymi blokami, pnącymi się wysoko do góry. Była coraz węższa. W pewnym momencie nieomal zderzyli się z jadącą z naprzeciwka furgonetką. Ich samochód dosłownie otarł się o szarą skałę z namalowanymi czerwonymi krzyżami. Poul i Monik milczeli. Radość z faktu, że nadal przebywali razem, mieszała się ze strachem przed niepewną przyszłością. Samochód skręcił w boczną drogę. Przetoczył się po drewnianym mostku, przerzuconym nad wartkim górskim strumykiem. Pomknął dalej, wznosząc się coraz wyżej, jednocześnie oddalając się od uczęszczanych traktów. Jechali przez las. Po kilku kilometrach mrok rozświetliły słabe uliczne światła małej, schowanej w górach miejscowości. Uliczka, którą jechali zwężała się coraz bardziej. Nad miejscowością wznosił się biały, lekko oświetlony kościół. Samochód podjechał pod bramę prowadzącą do niego.
Zatrzymał się.
– Wysiadać – mężczyzna obok kierowcy wydał polecenie.
Wysiadł z samochodu. Otworzył tylne drzwi.
– Dalej, idźcie.
Szli dookoła kościoła. Po lewej stronie, na otaczających ich grobach, przebijało się tlące światło świec. Obeszli kościół. Prowadzący ich mężczyźni rozejrzeli się dookoła. Otwarli wejście prowadzące wprost pod ścianę kościoła. Ukryte było tak, by nikt go nie dostrzegł.
– Wchodźcie – usłyszeli.
Monik spojrzała na Poula pytającym wzrokiem. Ten skinął głową. Po chwili cała czwórka zniknęła pod ziemią.
Zatrzymał się.
– Wysiadać – mężczyzna obok kierowcy wydał polecenie.
Wysiadł z samochodu. Otworzył tylne drzwi.
– Dalej, idźcie.
Szli dookoła kościoła. Po lewej stronie, na otaczających ich grobach, przebijało się tlące światło świec. Obeszli kościół. Prowadzący ich mężczyźni rozejrzeli się dookoła. Otwarli wejście prowadzące wprost pod ścianę kościoła. Ukryte było tak, by nikt go nie dostrzegł.
– Wchodźcie – usłyszeli.
Monik spojrzała na Poula pytającym wzrokiem. Ten skinął głową. Po chwili cała czwórka zniknęła pod ziemią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami