poniedziałek, 3 marca 2014

Fragment powieści "Kod Władzy", rozdział 21: Malbork, Polska

fot. Jan Jerszyński


14 września 1309 roku wielki mistrz Zakonu Krzyżackiego Siegfried von Feuchtwangen ogłosił Malbork stolicą jednego z najpotężniejszych państw na południowym wybrzeżu Bałtyku. Od tamtego czasu ogromny zamek wielokrotnie był przebudowywany i modyfikowany. Zmieniała się również jego funkcja – od klasztoru poprzez twierdzę, reprezentacyjną rezydencję władców, garnizon wojskowy aż do muzeum. Zamek przetrwał kolejne wojny, był oblegany, zdobywany czy kupowany. Zmieniał również swoich właścicieli. Wygląd poszczególnych budowli także ulegał zmianom. Niezmienna pozostawała sława Malborka jako najpotężniejszej twierdzy w Europie. Pod tę właśnie twierdzę podjechało czarne bmw. Przez zaciemnione szyby nie można było dostrzec jego właściciela. Samochód wjechał na dziedziniec zamkowy, prosto w cień. Kierowca wysiadł i zabrał z niego tylko małą walizeczkę i podłużny futerał. Mężczyzna wszedł do jednego z zamkowych obiektów. Palące się do nocy światło w jednej z zamkowych komnat było znakiem jego obecności. Mieszało się z szarością świtu. Powoli zastąpiło go ciepłe światło wstającego słońca. Ogarniało ono powoli ogromną przestrzeń największej w Europie budowli z purpurowych cegieł. Gdy doszło do miejsca, w którym w nocy stał czarny samochód, zastało już tylko wyciśnięte w glinie ślady opon.



Rozdział 22
Stare Kiejkuty, Polska 
 
Monik weszła na molo, ociekając chłodną wodą. Przeszła obok śpiącego na leżaku Marca, pozostawiając na jego twarzy kilka zimnych kropel, które spadły z jej dłoni. Uśmiechnęła się do siedzącego Poula, który czytał najnowszy numer „Bilda”.
– Proszę – Kajetan podał jej ręcznik.
– Dziękuję bardzo, cudowna woda, chciałoby się tu pozostać do końca życia – powiedziała Monik.
– Tak… to miejsce w którym można doczekać śmierci – odparł Kajetan.
– O śmierci nie myślałam – zaśmiała się.
Jej ostatnie słowa przerwał ogromny huk. Kule zaczęły wbijać się w bale chaty. Kajetan rzucił się na Monik, przykrywając ją własnym ciałem. Marc poderwał się z leżaka i wbiegł do chaty. Poul stoczył się wprost pod stół i próbował osłonić się jego blatem.
– Chodźcie do mnie!!! – krzyknął do Kajetana i Monik. – Tu będzie bezpieczniej!!!
Grad kul leciał w ich kierunku. Nagle zapanowała cisza. Kajetan i Monik podczołgali się do skrywającego się za olbrzymim stołem Poula.
– Boże! Co się dzieje??? Czy to jakieś żarty?! – zapytała z przerażeniem Monik.
– Żarty się skończyły. Przesuń się trochę dalej, będziesz bezpieczniejsza – odpowiedział Kajetan.
Karabin maszynowy odezwał się ponownie. Kule wbijały się w ściany, stół i balustradę tarasu. Nagle z któregoś z okien chaty rozległy się pojedyncze strzały. Początkowo mieszały się z hukiem serii pocisków nadlatujących z pobliskiej kępy krzewów. Strzałów dochodzących z chaty było coraz więcej. Po chwili zamilkły.
Z okna rozległ się krzyk Marca.
– Mam wrażenie, że dostał. Pobiegnę to sprawdzić! – krzyknął głośno Marc.
– Nie! Zostań! – Monik była przerażona. 
Nagle z oddali doszedł ich głos uruchamianego silnika, ktoś mocno dodał gazu. Słychać było, jak samochód rusza.
– Chodźcie szybko! – krzyknął Marc i pobiegł w tamtym kierunku.
Za nim pospieszył Poul. Kajetan podtrzymywał w tym czasie wstającą z podłogi Monik. Z jej ramienia spływała krew.
– Czy ja jestem ranna? – zapytała przerażona Kajetana, widząc jak krew ścieka po ręce i kapie na podłogę tarasu.
– Na szczęście nie – odparł Kajetan. – To tylko duża drzazga.
Odprysła ze ściany, w którą uderzyła kula. Nic ci nie będzie, zaraz opatrzę ci ranę. Mieliśmy ogromnie dużo szczęścia.
– Czy domyślasz się, kto do nas strzelał? – zapytała.
– O to chyba będę musiał zapytać was. Tymczasem Marc i Poul przedzierali się przez krzewy, zza których przed chwilą dobiegały strzały.
– Chyba strzelał z tego miejsca, podtrzymując karabin na ręce przywiązanej rzemieniem do drzewa – powiedział Marc patrząc na dziesiątki łusek i ślad na drzewie.
– Masz rację. Tak strzelają zawodowcy. Spójrz tutaj – Poul wskazał ręką na wydeptaną wokół roślinność. – Zobacz ile krwi. Musiałeś go trafić. Obaj spojrzeli na trawę. Była rdzawa od pokrywającej ją obficie krwi. Jej struga pokrywała również pasem miejsce, którym uciekał zapewne ktoś, kto do nich strzelał. Mężczyźni poszli za tym śladem. Po kilkunastu krokach dotarli do rozjeżdżonej kołami samochodu ścieżki. Ktoś ruszając, rozjechał ją na całej szerokości. Właśnie w tym miejscu kończyły się ślady krwi.
– Uciekł – stwierdził Poul.
– Tak, tu wsiadł do samochodu… Co robimy? – zapytał Marc.
– Wracajmy do domu, musimy odetchnąć.
 
Wracali powoli. Każdy z nich zastanawiał się nad zdarzeniem, które zaszło. Poul był pewien, że wczorajszy strzelec jechał za nim. Marc zastanawiał się, czy to policja wysłała kogoś, kto był świadkiem wczorajszego lądowania. Policja lub agenci odpowiadający za bezpieczeństwo czegoś, co niedaleko od miejsca, w którym się zatrzymali, objęte było najgłębszą tajemnicą. Obaj wracający mężczyźni byli równie przekonani, że kule miały dosięgnąć właśnie ich. Każdy z nich utrzymywał swe przekonania w tajemnicy. I również każdy zastanawiał się, co będzie dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf