fot. Pudelek/Wikipedia |
Sześćdziesięciokilkuletni mężczyzna przechadzał się po pokoju. Pocierał dłonią widoczną na twarzy bliznę. Myślał nad czymś usilnie. Kilku mężczyzn siedzących na fotelach przed nim czekało, aż się odezwie.
– Nie podoba mi się to, co się dzieje – zatrzymał się. Przerwał milczenie. – Nie podoba… – powtórzył. – Ci księża w Watykanie knują między sobą, nie licząc się z nikim – zmarszczył brwi. – Nasi ludzie… zupełnie nad tym nie panują. Wierzcie mi – spojrzał na nich. – Nie po to jest nas tylu, by nie mieć kontroli nad tym wszystkim. Szczególnie tam, gdzie podobno… – przerwał, marszcząc czoło – wszystko kontrolujemy.
– Nie podoba mi się to, co się dzieje – zatrzymał się. Przerwał milczenie. – Nie podoba… – powtórzył. – Ci księża w Watykanie knują między sobą, nie licząc się z nikim – zmarszczył brwi. – Nasi ludzie… zupełnie nad tym nie panują. Wierzcie mi – spojrzał na nich. – Nie po to jest nas tylu, by nie mieć kontroli nad tym wszystkim. Szczególnie tam, gdzie podobno… – przerwał, marszcząc czoło – wszystko kontrolujemy.
– Czyżby stało się coś, o czym nie wiemy? – zapytał ubrany w biały garnitur, szpakowaty mężczyzna.
– Właśnie. Otóż Watykan, wbrew manifestowanej, oficjalnej postawie, prowadzi intensywne rozmowy z przedstawicielami innych Kościołów. Szczególnie ze Wschodem – podszedł do biurka.
– Wiecie, że od setek lat coś próbują uzgodnić. Zwróćcie uwagę, że nasze interesy jednak nie zawsze są zbieżne. Swoją drogą niedopuszczalnym jest, byśmy nie wiedzieli o ruchach, które mogą mieć wpływ na opinię społeczną i komplikować nasze interesy. Nie lubię wykorzystywać drastycznych metod, ale… – zawiesił głos. – Szkoda, że nie mogę działać oficjalnie.
– Każdy z nas – włączył się człowiek w białym ubraniu – jest w takiej samej sytuacji. Myślimy co innego, robimy co innego. Nigdy jednak nie zwątpiłem, że przyjdzie taki czas, by bez skrępowania pokazać kto decyduje o przyszłości świata.
– Tak… zgadzam się z tobą – potwierdził człowiek z blizną.
– Ja też w to wierzę i dlatego musimy wzmocnić swoją pozycję, nawet gdybyśmy musieli zrobić to na siłę, eliminując przeciwników. Nie pozwolę – wyprostował się – by Kościół porozumiał się z kimś trwale. Jego pozycja wówczas się nadmiernie wzmocni. Nie jest nam po drodze z silnym Watykanem. Im słabsza jego pozycja, tym lepiej.
– Co możemy zrobić? – zapytał mężczyzna w ozdobnym, wojskowym stroju.
– Po pierwsze, skontaktuj się z Aksanem i powiedz mu, że nie mogą dopuścić, by człowiek wysłany przez Watykan doleciał do Indii. Ma on wieść tajne porozumienie, ale… nie to jest najważniejsze. Ważniejszy jest ów człowiek, który nie może tam dolecieć. Zadzwoń do Aksana i powiedz, by to wyglądało jak typowy zamach.
I jeszcze jedno. Powiedz mu, że dość mam już nieudanych zamachowców. Tracimy tylko pieniądze i czas.
– Załatwione. Nie powinno być z tym problemu. Czy coś jeszcze możemy zrobić?
– Tak jak już wiele razy mówiliśmy, musimy znaleźć sposób, by osłabić wpływ Watykanu, by osłabić jego pozycję. Musimy doprowadzić do odejścia ich wyznawców. Wierzcie mi, że o wiele łatwiej porozumieć się z każdym nowo wybranym przywódcą politycznym, jak z tymi konserwatywnymi klechami pilnującymi swojej pozycji niczym prawdziwego skarbu. Potrzebny jest dobry pomysł.
Zapadło milczenie. Obecni zastanawiali się.
– Może jakiś tajny protokół, który przedostanie się do prasy?
Zawsze może w nim się znaleźć coś, co zbulwersuje ludzi.
– Nie, to musi być wiarygodne. Wiarygodne i jednocześnie bardzo trudne do wyjaśnienia. Coś, czego nie można zdementować na jednej konferencji i co nie będzie dotyczyć jednego niewiarygodnego członka ich społeczności. Ponownie zapanowało milczenie.
– Mam pewną ideę – odezwał się ostatni z uczestników spotkania.
– Właśnie. Otóż Watykan, wbrew manifestowanej, oficjalnej postawie, prowadzi intensywne rozmowy z przedstawicielami innych Kościołów. Szczególnie ze Wschodem – podszedł do biurka.
– Wiecie, że od setek lat coś próbują uzgodnić. Zwróćcie uwagę, że nasze interesy jednak nie zawsze są zbieżne. Swoją drogą niedopuszczalnym jest, byśmy nie wiedzieli o ruchach, które mogą mieć wpływ na opinię społeczną i komplikować nasze interesy. Nie lubię wykorzystywać drastycznych metod, ale… – zawiesił głos. – Szkoda, że nie mogę działać oficjalnie.
– Każdy z nas – włączył się człowiek w białym ubraniu – jest w takiej samej sytuacji. Myślimy co innego, robimy co innego. Nigdy jednak nie zwątpiłem, że przyjdzie taki czas, by bez skrępowania pokazać kto decyduje o przyszłości świata.
– Tak… zgadzam się z tobą – potwierdził człowiek z blizną.
– Ja też w to wierzę i dlatego musimy wzmocnić swoją pozycję, nawet gdybyśmy musieli zrobić to na siłę, eliminując przeciwników. Nie pozwolę – wyprostował się – by Kościół porozumiał się z kimś trwale. Jego pozycja wówczas się nadmiernie wzmocni. Nie jest nam po drodze z silnym Watykanem. Im słabsza jego pozycja, tym lepiej.
– Co możemy zrobić? – zapytał mężczyzna w ozdobnym, wojskowym stroju.
– Po pierwsze, skontaktuj się z Aksanem i powiedz mu, że nie mogą dopuścić, by człowiek wysłany przez Watykan doleciał do Indii. Ma on wieść tajne porozumienie, ale… nie to jest najważniejsze. Ważniejszy jest ów człowiek, który nie może tam dolecieć. Zadzwoń do Aksana i powiedz, by to wyglądało jak typowy zamach.
I jeszcze jedno. Powiedz mu, że dość mam już nieudanych zamachowców. Tracimy tylko pieniądze i czas.
– Załatwione. Nie powinno być z tym problemu. Czy coś jeszcze możemy zrobić?
– Tak jak już wiele razy mówiliśmy, musimy znaleźć sposób, by osłabić wpływ Watykanu, by osłabić jego pozycję. Musimy doprowadzić do odejścia ich wyznawców. Wierzcie mi, że o wiele łatwiej porozumieć się z każdym nowo wybranym przywódcą politycznym, jak z tymi konserwatywnymi klechami pilnującymi swojej pozycji niczym prawdziwego skarbu. Potrzebny jest dobry pomysł.
Zapadło milczenie. Obecni zastanawiali się.
– Może jakiś tajny protokół, który przedostanie się do prasy?
Zawsze może w nim się znaleźć coś, co zbulwersuje ludzi.
– Nie, to musi być wiarygodne. Wiarygodne i jednocześnie bardzo trudne do wyjaśnienia. Coś, czego nie można zdementować na jednej konferencji i co nie będzie dotyczyć jednego niewiarygodnego członka ich społeczności. Ponownie zapanowało milczenie.
– Mam pewną ideę – odezwał się ostatni z uczestników spotkania.
Spojrzeli na niego zaciekawieni.
– Jest pewien problem, z którym sobie nie poradzą. Pomysł jest prosty i niezwykle nośny.
– Mów, zaciekawiłeś mnie…
– Od czasu do czasu pojawiają się szybko wygaszane afery, hm…związane z moralną postawą księży, szczególnie wobec znacznie młodszych od nich partnerów.
– Myślisz o wykorzystywaniu chłopców? – zainteresował się człowiek z blizną na twarzy.
– Właśnie. Myślę, że umiejętne, stopniowe podkręcanie takiej afery może znacznie osłabić siłę Kościoła, odbierając mu część obecnych zwolenników.
Mężczyźni spojrzeli na niego z podziwem.
– To znakomity pomysł.
– Nic nie boli tak, jak zawód ze strony swoich pasterzy – uśmiechnął się.
– Tak, ale to mogą być jedynie sporadyczne przypadki – zaniepokoił się człowiek z blizną.
– A jakie to ma znaczenie? Ważne jest to, że zawsze znajdziemy jakiegoś wiarołomnego kapłana, który kiedyś w życiu narozrabiał. Zawsze i wszędzie. I co najważniejsze, z jednego, nawet mało udowodnionego przypadku będzie można zrobić wielką aferę. Nie ma ludzi idealnych, w każdym środowisku znajdą się czarne owce. Te są dla nas jednak najbardziej atrakcyjne.
Mężczyzna uśmiechnął się.
– Co panowie na to? – zapytał.
– Nie będzie najmniejszego problemu ze znalezieniem takich przypadków. W Watykanie pewnie leżą na półkach. Wystarczy je wydobyć na wierzch. Trucizna sączona powoli. Skoro rtęć powaliła największego cesarza Chin, zatruje każdy organizm. Ważne jest aby czynić to konsekwentnie i bez skrupułów.
– Nie przychodzi mi do głowy nic innego, nic ciekawszego. Panowie – człowiek z blizną podniósł głos – nie będziemy ukrywać, że od setek lat ścierają się interesy władzy i Kościoła. I nie zawsze im po drodze. Czas przyspieszyć kres tej wojny. Czas pokonać tych, którzy posiedli rząd dusz i tak bardzo wmieszali się w historię świata. Przyszedł czas próby. Hans – spojrzał na jednego z mężczyzn – skontaktuj się z naszym człowiekiem w Watykanie. Niech poszuka czegoś, co nas może zainteresować. I to najlepiej poza Watykanem. Na początek coś niewinnego. Coś, co będzie niby naturalną kontynuacją tego tematu, który od czasu do czasu odżywa. I jeszcze jedno. Panowie, czas zebrać się w Wewelsburgu. Powiadomisz wszystkich. Mają natychmiast przybyć na spotkanie. Czy ktoś uważa inaczej?
Rozejrzał się dookoła.
– Skoro nie widzę sprzeciwu, to uważam dzisiejsze spotkanie zazakończone.
– Jest pewien problem, z którym sobie nie poradzą. Pomysł jest prosty i niezwykle nośny.
– Mów, zaciekawiłeś mnie…
– Od czasu do czasu pojawiają się szybko wygaszane afery, hm…związane z moralną postawą księży, szczególnie wobec znacznie młodszych od nich partnerów.
– Myślisz o wykorzystywaniu chłopców? – zainteresował się człowiek z blizną na twarzy.
– Właśnie. Myślę, że umiejętne, stopniowe podkręcanie takiej afery może znacznie osłabić siłę Kościoła, odbierając mu część obecnych zwolenników.
Mężczyźni spojrzeli na niego z podziwem.
– To znakomity pomysł.
– Nic nie boli tak, jak zawód ze strony swoich pasterzy – uśmiechnął się.
– Tak, ale to mogą być jedynie sporadyczne przypadki – zaniepokoił się człowiek z blizną.
– A jakie to ma znaczenie? Ważne jest to, że zawsze znajdziemy jakiegoś wiarołomnego kapłana, który kiedyś w życiu narozrabiał. Zawsze i wszędzie. I co najważniejsze, z jednego, nawet mało udowodnionego przypadku będzie można zrobić wielką aferę. Nie ma ludzi idealnych, w każdym środowisku znajdą się czarne owce. Te są dla nas jednak najbardziej atrakcyjne.
Mężczyzna uśmiechnął się.
– Co panowie na to? – zapytał.
– Nie będzie najmniejszego problemu ze znalezieniem takich przypadków. W Watykanie pewnie leżą na półkach. Wystarczy je wydobyć na wierzch. Trucizna sączona powoli. Skoro rtęć powaliła największego cesarza Chin, zatruje każdy organizm. Ważne jest aby czynić to konsekwentnie i bez skrupułów.
– Nie przychodzi mi do głowy nic innego, nic ciekawszego. Panowie – człowiek z blizną podniósł głos – nie będziemy ukrywać, że od setek lat ścierają się interesy władzy i Kościoła. I nie zawsze im po drodze. Czas przyspieszyć kres tej wojny. Czas pokonać tych, którzy posiedli rząd dusz i tak bardzo wmieszali się w historię świata. Przyszedł czas próby. Hans – spojrzał na jednego z mężczyzn – skontaktuj się z naszym człowiekiem w Watykanie. Niech poszuka czegoś, co nas może zainteresować. I to najlepiej poza Watykanem. Na początek coś niewinnego. Coś, co będzie niby naturalną kontynuacją tego tematu, który od czasu do czasu odżywa. I jeszcze jedno. Panowie, czas zebrać się w Wewelsburgu. Powiadomisz wszystkich. Mają natychmiast przybyć na spotkanie. Czy ktoś uważa inaczej?
Rozejrzał się dookoła.
– Skoro nie widzę sprzeciwu, to uważam dzisiejsze spotkanie zazakończone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami