Pędzące czarne BMW przeleciało przez mostek nad niewielką rzeczką. Kierowca najwyraźniej nie zwracał uwagi na małą szerokość drogi. Samochód skręcił gwałtownie na skrzyżowaniu, nieomal wpadając na zaparkowany przy drodze policyjny radiowóz.
Dwaj policjanci stojący przy nim odskoczyli gwałtownie do tyłu, przyduszeni falą powietrza.
– Zawiadom dyżurnego! – krzyknął jeden z nich. – Szybko! Jedziemy za nim!
Obaj wskoczyli do samochodu. Ruszyli za uciekającym.
– Tu ósemka, sierżant Wilk – policjant mówił przez radiotelefon.
– Czarne bmw serii siedem pędzi z ogromną szybkością w stronę Szczytna. Przed chwilą minęło nas na skrzyżowaniu. Kierowca o mały włos nas nie rozjechał. Zablokujcie wszystkie drogi wokół Szczytna, nie wymknie się. Ruszyliśmy za nim, ale mamy marne szanse, by go dogonić. Policyjny samochód nabierał szybkości. Pędził w kierunku, gdzie zniknęło BMW. Wąskie zakręty nie ułatwiały pościgu. Zbiega nie było widać.. Bmw pędziło dalej. Na skrzyżowania dróg otaczających Szczytno wjechały policyjne samochody. Zaczęły obstawiać przejazd. Bmw przemykało uliczkami miasteczka. Jechało coraz szybciej. Z ogromną prędkością pojawiło się na prostym odcinku. Na jego końcu policyjne radiowozy blokowały drogę. Kierowca bmw widząc je, nie zwolnił. Postanowił zaryzykować i ominąć blokadę przy pełnej prędkości. Zbliżał się do niej błyskawicznie. Chcąc przedostać się na równoległą nieutwardzoną drogę obok, gwałtownie skręcił. Przednie koło bmw uderzyło wysoki krawężnik. Samochód podskoczył i zaczął koziołkować. Po dłuższej chwili zatrzymał się na dachu.
Rozdział 24
Stare Kiejkuty, Polska
Stare Kiejkuty, Polska
Zapadał zmierzch. Cztery osoby siedziały przy drewnianym stole w salonie. W kominku kołysał się ogień. Wydarzenia mijającego dnia połączyły ich. Stanęli po jednej stronie barykady, po drugiej znajdował się ktoś, kto chciał ich zabić. A przynajmniej któregoś z nich.
– Myślę, że powinniśmy szczerze z sobą porozmawiać – odezwał się Kajetan.
– Czy mamy jakiś inny wybór? – zapytał Marc.
– Oczywiście – odparł Kajetan. – Wszyscy jutro rano, niezależnie od siebie, złożymy wyjaśnienia na policji. Zapadło milczenie. Każdy zastanawiał się, co stanowić będzie dla niego najlepsze rozwiązanie.
– Hm… – odezwał się Marc. – Pewnie każdy z nas ma jakąś tajemnicę i nie chciałby, aby ktoś inny ją przypadkiem ujawnił.
– Z pewnością – zaśmiał się Kajetan. – Z nas czworga ty i Monik jesteście najbardziej ryzykownymi powiernikami tajemnic. Jutro może przeczytać o nich cały świat.
Dziennikarze spojrzeli na siebie. Roześmiali się niemal jednocześnie.
– Tak… – wtrąciła Monik. – Trudno odebrać ci rację w tym względzie.
– Zapewniam cię, Kajetanie – powiedział Marc – że właśnie w naszej pracy nauczyliśmy się dotrzymywać tajemnic. Za każdym razem zawieramy dżentelmeński układ z naszymi rozmówcami. Gdybyśmy go złamali, nikt już nam by nie zaufał. Kajetan spojrzał pytająco na Poula.
– Co zatem proponujesz? – zapytał Poul.
– Proponuję, byśmy zdecydowali razem, czy jest sens składać zeznania na policji. Niech każde z nas powie o swoim podejrzeniach co do dzisiejszego zdarzenia. Może również o tym, czym się zajmuje, a co mogło mieć wpływ na to, co zaszło. Ze swojej strony zobowiązujemy się do zachowania absolutnej tajemnicy w stosunku do tego, co zechcecie nam powiedzieć.
Spojrzał na Monik, szukając w jej oczach akceptacji.
– Ależ oczywiście, daję słowo – odparła.
Kajetan zastanawiał się przez chwilę.
– Co o tym sądzisz, Poul?
– Myślę, że okoliczności, w jakich znaleźliśmy się razem, są dość szczególne. Chyba warto podjąć to ryzyko. Tym bardziej, że sami nie wiemy, co czeka nas jutro.
Kajetan spojrzał na Marca i Monik.
– Dobrze, przyjmujemy waszą propozycję. Marc, może zaczniesz pierwszy? Wygląda na to, że nasze spotkanie nie było przypadkowe. Może opowiesz nam waszą historię?
– Bardzo proszę – odparł Marc. – Jak zapewne już wiecie, jesteśmy dziennikarzami. Ja zajmuję się politycznymi aferami. Monik dopiero zaczyna poznawać to niebezpieczne zajęcie. Jakiś czas temu ktoś do nas zadzwonił i opowiedział nam niepokojącą historię, która okazała się prawdziwa. Otóż niedaleko stąd na małym lotnisku pod osłoną nocy lądują samoloty niewiadomego pochodzenia. Są błyskawicznie rozładowywane, a ludzie, którzy z nich wysiadają, znikają w mroku… To właśnie tutaj przez wiele lat znajdował się jedyny poza Związkiem Sowieckim ośrodek szkolenia agentów. A teraz dzieje się tu coś dziwnego. A może zawsze się działo, tylko skrywano to przed światem? Tak więc przyjechaliśmy tu, na miejsce… Marc zamilkł na chwilę. Musiał opowiedzieć dopiero co poznanym osobom, że ktoś przez nich zginął. Wiedział, że ryzykuje coś więcej niż wyjawienie tajemnicy.
– O czymś chcesz nam jeszcze powiedzieć? – zapytał zaciekawiony Kajetan.
– Tak, przyjechaliśmy tu i pojechaliśmy na lotnisko. Mój telefoniczny informator powiadomił nas, że odbędzie się lądowanie. I rzeczywiście, samolot wylądował przed północą. Szybko rozładowano bagaże i grupa osób odjechała samochodami w nieznanym kierunku. Niestety, patrol ochraniający lądowanie samolotu zauważył naszą obecność. Rozpoczął się pościg. Strzelano do nas z broni automatycznej. Kiedy nie udało się nas doścignąć, pościg kontynuował helikopter, który uderzył w drzewo i uległ katastrofie. Porzuciliśmy nasz samochód i wróciliśmy w nocy pieszo. Policji powiedzieliśmy, że skradziono nam wóz. Już drugi raz w ciągu dwóch dni ktoś próbował nas zabić. Zaryzykowaliśmy naszą opowieścią sporo…
– Zapewniam cię, Kajetanie – powiedział Marc – że właśnie w naszej pracy nauczyliśmy się dotrzymywać tajemnic. Za każdym razem zawieramy dżentelmeński układ z naszymi rozmówcami. Gdybyśmy go złamali, nikt już nam by nie zaufał. Kajetan spojrzał pytająco na Poula.
– Co zatem proponujesz? – zapytał Poul.
– Proponuję, byśmy zdecydowali razem, czy jest sens składać zeznania na policji. Niech każde z nas powie o swoim podejrzeniach co do dzisiejszego zdarzenia. Może również o tym, czym się zajmuje, a co mogło mieć wpływ na to, co zaszło. Ze swojej strony zobowiązujemy się do zachowania absolutnej tajemnicy w stosunku do tego, co zechcecie nam powiedzieć.
Spojrzał na Monik, szukając w jej oczach akceptacji.
– Ależ oczywiście, daję słowo – odparła.
Kajetan zastanawiał się przez chwilę.
– Co o tym sądzisz, Poul?
– Myślę, że okoliczności, w jakich znaleźliśmy się razem, są dość szczególne. Chyba warto podjąć to ryzyko. Tym bardziej, że sami nie wiemy, co czeka nas jutro.
Kajetan spojrzał na Marca i Monik.
– Dobrze, przyjmujemy waszą propozycję. Marc, może zaczniesz pierwszy? Wygląda na to, że nasze spotkanie nie było przypadkowe. Może opowiesz nam waszą historię?
– Bardzo proszę – odparł Marc. – Jak zapewne już wiecie, jesteśmy dziennikarzami. Ja zajmuję się politycznymi aferami. Monik dopiero zaczyna poznawać to niebezpieczne zajęcie. Jakiś czas temu ktoś do nas zadzwonił i opowiedział nam niepokojącą historię, która okazała się prawdziwa. Otóż niedaleko stąd na małym lotnisku pod osłoną nocy lądują samoloty niewiadomego pochodzenia. Są błyskawicznie rozładowywane, a ludzie, którzy z nich wysiadają, znikają w mroku… To właśnie tutaj przez wiele lat znajdował się jedyny poza Związkiem Sowieckim ośrodek szkolenia agentów. A teraz dzieje się tu coś dziwnego. A może zawsze się działo, tylko skrywano to przed światem? Tak więc przyjechaliśmy tu, na miejsce… Marc zamilkł na chwilę. Musiał opowiedzieć dopiero co poznanym osobom, że ktoś przez nich zginął. Wiedział, że ryzykuje coś więcej niż wyjawienie tajemnicy.
– O czymś chcesz nam jeszcze powiedzieć? – zapytał zaciekawiony Kajetan.
– Tak, przyjechaliśmy tu i pojechaliśmy na lotnisko. Mój telefoniczny informator powiadomił nas, że odbędzie się lądowanie. I rzeczywiście, samolot wylądował przed północą. Szybko rozładowano bagaże i grupa osób odjechała samochodami w nieznanym kierunku. Niestety, patrol ochraniający lądowanie samolotu zauważył naszą obecność. Rozpoczął się pościg. Strzelano do nas z broni automatycznej. Kiedy nie udało się nas doścignąć, pościg kontynuował helikopter, który uderzył w drzewo i uległ katastrofie. Porzuciliśmy nasz samochód i wróciliśmy w nocy pieszo. Policji powiedzieliśmy, że skradziono nam wóz. Już drugi raz w ciągu dwóch dni ktoś próbował nas zabić. Zaryzykowaliśmy naszą opowieścią sporo…
Marc skończył mówić. Monik wstała i przyniosła dzbanek z kawą. Zaczęła rozlewać ją w milczeniu.
– Podobnie jest ze mną – odezwał się Poul. – Przedwczoraj ktoś do mnie strzelał, gdy spacerowałem po krakowskim rynku.
Pozostała trójka spojrzała na niego zdziwiona.
– Jak to? – zapytał zaskoczony Kajetan. – Ktoś chciał cię zabić?
– Obawiam się, że tak. Strzelił do mnie, kiedy oglądałem kwiaty. Gdyby nie dzban, w który trafił, pewnie bym się nawet nie zorientował. Na szczęście chybił. Wieczorne opowieści nieznanych sobie wcześniej ludzi stawały się coraz bardziej zaskakujące.
– Czy możesz to jakoś wytłumaczyć? – zapytała Monik. – Kojarzysz to z czymś, co mogło doprowadzić do takiej sytuacji?
– No cóż… powinniście wiedzieć, że pracuję, a właściwie służę w Watykanie. Ostatnio miało tam miejsce zaskakujące zdarzenie. Podczas rozmowy z papieżem został zamordowany kardynał, który zajmował się analizowaniem zjawisk politycznych. Został zastrzelony, kiedy miał przekazać papieżowi bardzo ważną informację. Zobowiązano mnie do wyjaśnienia spraw, jakimi się zajmował. Zaprowadziły mnie one do Londynu. Umarł tam, jak zapewne wiecie, były rosyjski agent, który, jak sądzę, chciał ujawnić tajemnice międzynarodowej intrygi. Ten agent miał mieć spotkanie w Watykanie. Być może chciał nam powiedzieć coś, co było związane z bezpieczeństwem samego papieża. Jego poprzednika próbowano przecież zabić, kiedy Kościół zaczął się odradzać pod jego rządami. Nie wszystkim jest to na rękę. Dalszy ciąg badania tej sprawy sprowadził mnie najpierw do Krakowa, a potem tutaj. Kardynał kontaktował się z kimś z Polski w sprawie czegoś, co nazwał spiskiem. Papież wie, że to właśnie ten człowiek powinien być we wszystkim dobrze zorientowany.
– To ja jestem tym człowiekiem – odezwał się Kajetan.
Marc i Monik spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Kajetan tymczasem spokojnie przełknął kilka łyków kawy.
– Może wypijemy coś mocniejszego? – uśmiechnął się. – Macie ochotę na whisky?
– Podobnie jest ze mną – odezwał się Poul. – Przedwczoraj ktoś do mnie strzelał, gdy spacerowałem po krakowskim rynku.
Pozostała trójka spojrzała na niego zdziwiona.
– Jak to? – zapytał zaskoczony Kajetan. – Ktoś chciał cię zabić?
– Obawiam się, że tak. Strzelił do mnie, kiedy oglądałem kwiaty. Gdyby nie dzban, w który trafił, pewnie bym się nawet nie zorientował. Na szczęście chybił. Wieczorne opowieści nieznanych sobie wcześniej ludzi stawały się coraz bardziej zaskakujące.
– Czy możesz to jakoś wytłumaczyć? – zapytała Monik. – Kojarzysz to z czymś, co mogło doprowadzić do takiej sytuacji?
– No cóż… powinniście wiedzieć, że pracuję, a właściwie służę w Watykanie. Ostatnio miało tam miejsce zaskakujące zdarzenie. Podczas rozmowy z papieżem został zamordowany kardynał, który zajmował się analizowaniem zjawisk politycznych. Został zastrzelony, kiedy miał przekazać papieżowi bardzo ważną informację. Zobowiązano mnie do wyjaśnienia spraw, jakimi się zajmował. Zaprowadziły mnie one do Londynu. Umarł tam, jak zapewne wiecie, były rosyjski agent, który, jak sądzę, chciał ujawnić tajemnice międzynarodowej intrygi. Ten agent miał mieć spotkanie w Watykanie. Być może chciał nam powiedzieć coś, co było związane z bezpieczeństwem samego papieża. Jego poprzednika próbowano przecież zabić, kiedy Kościół zaczął się odradzać pod jego rządami. Nie wszystkim jest to na rękę. Dalszy ciąg badania tej sprawy sprowadził mnie najpierw do Krakowa, a potem tutaj. Kardynał kontaktował się z kimś z Polski w sprawie czegoś, co nazwał spiskiem. Papież wie, że to właśnie ten człowiek powinien być we wszystkim dobrze zorientowany.
– To ja jestem tym człowiekiem – odezwał się Kajetan.
Marc i Monik spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Kajetan tymczasem spokojnie przełknął kilka łyków kawy.
– Może wypijemy coś mocniejszego? – uśmiechnął się. – Macie ochotę na whisky?
Odpowiedzieli równocześnie skinieniem głów. Kajetan wstał, podszedł do szafki wiszącej na ścianie. Wyjął z niej butelkę i cztery szklanki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami