poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 46 Zamek Książ, Polska

Siedzieli, odpoczywając pod parasolem. Obok nich przechodzili zarówno prawdziwi pasjonaci historii, jak również ci, których trochę na siłę wsadzono w wycieczkowy autobus. Większość z nich skupiała się raczej na kioskach z pamiątkami niż na imponującej architekturze. Serki, baloniki, drewniane zabawki, a czasem plastikowe pistolety. Odpustowi czarodzieje kształtowali gusta najmłodszych pokoleń. Monik rozglądała się uważnie dookoła. Spoglądała na przechodzących ludzi, szukając wzrokiem zaginionego małżeństwa Amerykanów.

– Wiesz, nigdzie ich nie widzę. Miałam nadzieję, że tu ich
spotkamy.
– Dzień się jeszcze nie skończył – pocieszył ją.
 
Sam jednak nie bardzo w to wierzył. Doświadczenia ostatnich kilku dni przekonywały go raczej do wiary w spiskową teorię dziejów. Do stolika podeszła młoda, ładna dziewczyna. Za nią ubrany w strój zamkowego przewodnika, z odznaką na piersi, kroczył niewysoki, siwiutki staruszek. Szczupły, trochę zgarbiony, o poczciwym wyrazie twarzy.

Dziewczyna uśmiechnęła się do Marca.

– To jest pan Jan. Nasz najlepszy, a także najmilszy przewodnik. Równie dobrze opowiada o zamku, jak i przywołuje dowcipy. A co zapewne ważne dla państwa, pan Jan znakomicie zna język niemiecki. Monik i Marc wstali z miejsca. Przywitali się z mężczyzną. Marc podziękował dziewczynie raz jeszcze. Zmobilizowani przez staruszka, natychmiast ruszyli na zamek. Przechodzili z komnaty do komnaty. Zamek był zbudowany z rozmachem, ale widać było, że historia go nie oszczędzała. Wiele pustych pomieszczeń swoją atrakcyjność zawdzięczało bardziej inwencji i umiejętnościom pracowników niż pozostałościom po świetnych czasach.

– A teraz obiecana atrakcja – zwrócił się do nich przewodnik. – Wejdziemy tam, gdzie nikt nie chodzi. Na wieżę. Tylko mnie nie zdradźcie. – Uśmiechnął się, mrugając okiem.
– Wspaniale – powiedziała Monik.
Weszli na górne piętra pałacu. Wyglądały, jakby były w remoncie. Wspięli się na samą górę. Krętymi schodami dotarli na wieżę. Rozpościerał się z niej piękny widok na zieloną, pagórkowatą okolicę.
– Panie Janie, chciałem się zrewanżować za to, że pozwolił nam pan tu wejść. – Marc włożył w rękę staruszka zwitek banknotów.
Ten spojrzał na ich nominały i uśmiechnął się pod nosem.
– Miałbym prośbę – kontynuował Marc, chwytając przyjacielsko przewodnika za rękę. – Czy mógłby nam pan opowiedzieć o czasach wojny? O tym, co robili tu Niemcy przed wojną i później. Słyszeliśmy, że to ciekawa historia. Staruszek podrapał się po głowie.
– A... to was interesuje... – Pokiwał głową. – No, oryginalni to nie jesteście. Tu co drugi pyta o tych hitlerowców.
– Skoro tak, to i my chętnie wysłuchamy wszystkiego, co zechce nam pan opowiedzieć – powiedziała Monik. Staruszek wyjął z kieszeni wymiętą paczkę papierosów. Z drugiej kieszeni wysupłał szklaną fifkę. Oderwał filtr, włożył papieros w rurkę. Marc wyjął zapalniczkę, którą zawsze nosił przy sobie. Podpalił mu papierosa. Przewodnik oparł się o mur służący za balustradę.
– Najciekawszy okres zaczął się w roku 1943. Po wysiedleniu dotychczasowych mieszkańców Organizacja Todt pod nadzorem Głównego Urzędu Administracyjno-Gospodarczego SS przystąpiła do prac budowlanych. Polegały one głównie na przystosowaniu wnętrza zamku do potrzeb wojska. W tym samym czasie więźniowie obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, którego filię założono na terenie pałacu, drążyli tunele pod zamkiem. Prace te miały związek z budową podziemnego kompleksu o nazwie Riese. Mówiło się również o zmianie przeznaczenia zamku. Albert Speer i Nicholaus von Below wspominali, że Książ miał stać się kolejną kwaterą Hitlera. Pod koniec wojny wszelkie prace przerwano, a więźniów pracujących przy budowie zlikwidowano. Nie ma jednak jakichkolwiek informacji o tym, co stało się z kilkoma tysiącami ludzi drążących tunele.
– Nie można się było niczego dowiedzieć? – zapytała Monik.
– Świadkowie wspominają, że budowana w tym miejscu kwatera dla przywódcy III Rzeszy miała zapewniać nie tylko schronienie przed nalotami, ale i przed nową, tajemniczą, niezwykle niszczycielską bronią. Podobno na dziedzińcu planowano montaż windy dla samochodów oraz doprowadzenie linii kolejowej bezpośrednio do zamku. Rzekomo miała ona prowadzić w głąb góry. Interesujące jest, że po wojnie nie spenetrowano podziemi, nie zbadano także miejsc, o których wspominali świadkowie, a szyb na dziedzińcu zasypano. Tak na dobrą sprawę do końca nie jest pewne, czy Książ miał się stać kolejną kwaterą Hitlera czy może obiekt miał mieć zupełnie inne przeznaczenie. Ale wiele przemawia za tym, że miała to być kwatera wodza. Jeżeli to prawda, to byłaby najpiękniejsza ze wszystkich.
– Trudno się z panem nie zgodzić. To przepiękny, imponujący swoją wielkością obiekt. Robi wrażenie – wtrącił Marc.
– O samych podziemiach wiadomo tylko tyle, że przed wejściem głównym powstał szyb o głębokości pięćdziesięciu metrów i szerokości sześciu metrów. System korytarzy miał mieć łączną długość około dziewięciuset pięćdziesięciu metrów, a prowadzić doń miały cztery wejścia.
– A w którym miejscu można było tam wejść? Tylko z zamku? – zapytał Marc.
– Mówi się, że wejście do tajemniczych podziemi położone jest pod górą Wilk. Znajdują się tam pozostałości z okresu budowy, to znaczy szyb wentylacyjny oraz rondo zamykające drogę dojazdową do dwóch obiektów, być może wejść do ciągów komunikacyjnych.
– To niewiarygodne – zdumiała się Monik. – Czy te korytarze były bardzo rozległe?
– Od lat słyszy się o istnieniu podziemnego tunelu kolejowego, który miałby być częścią trasy Wałbrzych – Wrocław. Niektórzy twierdzą, że w kwietniu 1945 roku ze Świebodzic odjechał tajemniczy pociąg, w skład którego wchodziły wagony z nieznaną zawartością i udał się w kierunku Wałbrzycha. Nigdy nie dotarł do miejsca przeznaczenia. Prawdopodobnie wjechał do podziemnego tunelu biegnącego do zamku.
– A co się stało z tym tunelem? – zapytał Marc.
– Jeżeli faktycznie istniał taki tunel, to zasypać mogli go tylko Rosjanie. Kwaterowali oni na zamku do 1950 roku, wywożąc i niszcząc to, co zostało po poprzednikach. Pozostaje jeszcze jedna kwestia – po co Sowieci mieliby zasypywać tunel? Co skłoniło ich do tego, aby go zamknąć? Być może odpowiedź na to pytanie jest prozaiczna – niektóre relacje o tajemniczym pociągu mówiły, że transport zawierał amunicję z gazami bojowymi. Czy taka zawartość transportu mogła skłonić zdobywców do zamaskowania tunelu, nie wiem, ale w tamtych czasach wszystko było możliwe. Zresztą, tunel i pociąg mogły w ogóle nie istnieć. Tak na dobrą sprawę relacji jest kilka. Niektórzy uważają, że w podziemiach znajduje się hala pełniąca rolę dworca, inni zaś, że istniały dwie linie kolejowe i dwa tunele...
– Dworca? To niezwykłe przedsięwzięcie – zdziwił się Marc.
– Dwie kobiety, które w 1947 miały po osiemnaście lat, opowiadały, że w lesie koło Świebodzic była linia kolejowa, którą zelektryfikowano już po pierwszej wojnie światowej. Trakcję zniszczyli Rosjanie tuż po wkroczeniu na te tereny. Obie kobiety zapamiętały, że w bezpośrednim sąsiedztwie torów znajdował się wjazd do tunelu.
– Panie Janie – zwrócił się do przewodnika Marc – czy, oczywiście za bardzo, ale to bardzo specjalną premią, mógłby pan nas wprowadzić do tych podziemnych budowli?
Przewodnik zatrzymał się. Spojrzał na Marca zaskoczony.
– Ja do podziemi? A cóż ja jestem? Jakiś kret – roześmiał się głośno – żebym się wpychał w tunele? Chcecie łazić po dziurach? Po co wam to? Tam nic, poza betonem, nie ma. Ja to wiem.
A co myślicie, że nie? Chodzę po tym miejscu już pół wieku.
Kupa turystów i nic więcej. I wariatów latających za skarbami.
Szkoda czasu... – Machnął ręką.
Marc zastanowił się chwilę. Potarł dłonią policzek.
– Chodzenie po jaskiniach to nasza pasja. Nie możemy ominąć takiej okazji. Każdy ma jakiegoś bzika, my mamy właśnie takiego.
Monik spoglądała na niego z szeroko otwartymi oczyma.
– Łazić po tych starych bunkrach? Wariaci... no nie wiem, czy to będzie możliwe. – Stary przewodnik marszczył czoło.
Kiwał głową.
– Panie Janie, bardzo prosimy – dołączyła Monik.
– Nie wiem, nie wiem... – zastanawiał się. – A duża ta premia? – zapytał chytrze.
Marc i Monik parsknęli śmiechem.
– No duża, duża – odpowiedział Marc.
– No, to może bym pomyślał...
Monik ujęła go przyjaźnie pod ramię. – Niech pan dobrze pomyśli, panie Janie.
– Posłuchajcie, ja to nie bardzo będę tam łaził. Za stary jestem. Ale mam zięcia, jest młodszy i on się trochę tymi historiami interesuje. Gdybyście tak jeszcze dla niego znaleźli trochę premii... –Zamilkł, spoglądając na Marca.
– Ależ znajdziemy – wyręczyła go Monik. – Jak możemy się z nim skontaktować?
Przewodnik zastanowił się. Wyjął z kieszeni wizytówkę. Podał ją kobiecie.
– Tu jest do niego telefon. Ale jego teraz nie ma. Będzie za tydzień. Jest u krewnych w Niemczech. W Bonn, wiecie gdzie?
– Wiemy – odpowiedzieli razem.
– Za tydzień, mówi pan – Marc zastanowił się – dopiero za tydzień... Dobrze panie Janie, zadzwonimy do niego za tydzień. Proszę mu o nas powiedzieć. Dobrze?
– Jasne – odpowiedział pewnie. Popatrzał na Marca błyszczącymi oczami – A co z tą premią?
Marc uśmiechnął się.
– Właśnie panie Janie. Co pan powie na piwko? Chyba dosyć już się nachodziliśmy, prawda? Zapraszam pana i omówimy tę premię. Zeszli na dolny dziedziniec. Urządzona tam była mała restauracja. Siedzieli jeszcze długo ze starym człowiekiem pamiętającym czasy, kiedy na zamku wisiały hitlerowskie flagi.

fot. skyscrapercity.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf