Poul szedł plażą. Piasek pod jego stopami cicho skrzypiał.
Bałtyk był spokojny i ciepły. Na horyzoncie rozbłyskiwało światło latarni morskiej. Z daleka słychać było muzykę. Po plaży spacerowało sporo ludzi.
Słońce powoli chowało się za linię morza. Zachód zachwycał swoją malowniczością. Gdyby ktoś wcześniej pokazał mu obraz z tym, co widziały jego oczy w tej chwili, nie uwierzyłby, że morze potrafi aż tak zachwycać. Zmieniające się refleksy światła skłoniły go do przemyśleń. Coś, co było przed chwilą najważniejsze, już po chwili stawało się jednak nieaktualne.
Poul wszedł do domu. Ściany pokoju pomalowane były na pomarańczowo. Pasowały do barwy zachodzącego słońca.
Wiktor siedział w fotelu zamyślony. Wpatrywał się w otwarte okno.
Poul, uśmiechając się, usiadł naprzeciwko.
– Piękne miejsce… – powiedział. – Wybrałeś piękne miejsce na swoje życie.
– Wielu marzy o czymś takim – odwzajemnił uśmiech Wiktor – ale wiesz, jak to jest… Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Cieszę się, że ci się podoba.
– Polskie morze jest piękne – odparł Poul. – Jesteś rybakiem?
Wiktor zaśmiał się cicho. Popatrzył na swojego gościa z sympatią.
– Ależ skąd. Jestem pisarzem – powiedział. – A przynajmniej staram się nim być – poprawił się. – Wiesz, to jest zajęcie, z którego nie zawsze można wyżyć. Dlatego wykładam na dwóch uczelniach przedmioty związane z tym, co staram się robić. A tu, w tym, jak powiedziałeś, pięknym miejscu, spędzam co roku wakacje. Jakoś nie umiem rozstać się z Międzyzdrojami. I tak wracam tu już od kilkudziesięciu lat.
– Wcale się nie dziwię. Można zauroczyć się morzem, plażą i pewnie ludźmi, którzy tu mieszkają.
– Właśnie. Mam tu kilku przyjaciół wśród rybaków – pochwalił się Wiktor. – To mężni, serdeczni ludzie. – Uśmiechnął się z sympatią. – Pewnie jesteś głodny. Proponuję świeżą, wędzoną rybę. Co ty na to?
– Wspaniale – ucieszył się Poul – doprawdy rewelacyjnie. Pomogę ci, jeżeli pozwolisz, przygotować kolację. Cieszę się, że będziemy mogli pogadać.
Poszli razem do kuchni. Znalazły się i ryby, i świeży wiejski chleb, i dwie butelki wina. Mężczyźni przenieśli przygotowaną kolację z kuchni do pokoju. Usiedli za stołem.
Poul zajadał się wędzonymi rybami. Nieczęsto miał okazję jeść coś bez środków konserwujących, po których czuł się nie najlepiej.
Wiktor przyglądał mu się z zadowoleniem. Cieszył go widok człowieka goszczonego przez siebie dobrymi, rodzimymi produktami.
Po posiłku usiedli w fotelach. Wiktor zapalił fajkę. Zapach tytoniu rozniósł się po pokoju.
– Powiedz, co cię do mnie sprowadza? Kajetan mówił mi, skąd pochodzisz i co zajmuje twoje życie. Miło mi, że mam tak zacnego gościa, z tak znaczącego w Europie miejsca. Wszyscy w Polsce mamy wiele sympatii do miasta, w którym przebywał nasz wielki rodak.
– O tak, to był w rzeczywiści wielki człowiek. Przekonałem się o tym osobiście – odpowiedział Poul. – Przyjechałem tu do ciebie w poszukiwaniu duchów przeszłości. A w zasadzie ich współczesnej formy reinkarnacji. Nie, nie patrz na mnie w ten sposób – zasłonił się w geście odcięcia ręką – będąc księdzem, nie wierzę w ponowne ziemskie wcielenia. – Uśmiechnął się. – Mam na myśli jakiekolwiek możliwe związki ludzi III Rzeszy i ich potomków, z obecną kuluarową polityką, zmierzającą do budowania mechanizmów supermocarstwa. Nawet jeżeli nieformalnego, to z całą pewnością nieformalnie organizowanego. W tym właśnie kontekście chciałem się przekonać, że dawne „superbudowle” tej okolicy nie wnoszą nic w ten proces. Wiesz, podziemne kompleksy wykorzystuje się na ogół zawsze, by coś ukryć przed światem. A tu, gdzieś pod nami, znajduje się dawna fabryka, starannie ukryta i dziś niedostępna. A może jest inaczej?
– Myślisz, że mogę coś o tym powiedzieć? – zapytał Wiktor.
– Pomyśleliśmy, że poszukam tutaj, w miejscu, gdzie konstruowano broń V1 i V2. Zapewne pozostały tu podziemne korytarze i hale, w których obecnie może się coś dziać. Oczywiście wcale tak nie musi być. Jednak nie rozumiem, dlaczego miejsca, o których wie świat, pozostają tak bardzo niedostępne? Mam nadzieję, że pomożesz mi rozejrzeć się po okolicy?
Wiktor uśmiechnął się ponownie.
– Naturalnie. Tak się składa, że przygotowując się do napisania jednej z moich książek, zainteresowałem się tym tematem i dotarłem do szokujących informacji. Jeżeli masz ochotę mnie wysłuchać, opowiem ci wszystko, co wiem na ten temat.
– Ależ to znakomicie – odpowiedział Poul. – Będę wobec ciebie ogromnie zobowiązany. Bez materialnych dowodów trudno będzie nam przekonać opinię publiczną, że od lat zorganizowane w bractwa i zakony, powiązane z sobą grupy, programują wojny, krachy giełdowe, a ostatnio i akty terrorystyczne. – Poul spojrzał znacząco na swojego rozmówcę. – Wiktor, czy wiesz o czymś, co może nam pomóc? Zaczynają ginąć ludzie z naszego otoczenia, a do nas też ktoś strzelał, aby nas powstrzymać…
– Czy uważasz Poul, że dawni władcy świata mogą mieć coś wspólnego z obecną polityką?
– Staram się znaleźć takie związki. Wiesz, Amerykanie nie rozpowiadają, że swoje osiągnięcia zawdzięczają niemieckim naukowcom. Nie wspominają, co się stało z majątkiem hitlerowców. Nie chwalą się, że jako zwycięzcy mogli negocjować każde warunki kapitulacji swoich wcześniejszych wrogów. Powiedz, Wiktorze, dlaczego dopiero dziś FBI nieśmiało przebąkuje, że Adolf Hitler dokonał żywota w Argentynie? Wierzysz w to, że hitlerowska machina wojenna ze swym personalnym i materialnym zapleczem wyparowała w maju 1945 roku? Cudów nie ma, mógłbym w tym przypadku tak powiedzieć, gdyby nie zabrzmiało to paradoksalnie. Dotarłem tu i będę ci niezwykle wdzięczny, jeżeli powiesz mi coś, co powinienem wiedzieć w kontekście, który ci przedstawiłem. Na tym świecie żyją ludzie będący dziećmi tamtej ideologii, a tamta ideologia nie akceptuje moich systemów wartości i pojmowania celu naszej obecności w miejscu, które wyznaczył nam Bóg.
Wiktor nalał do pustych kieliszków wina i spojrzał na Poula.
– Posłuchaj Poul, nie jestem analitykiem politycznym i nie wiem, czy ci pomogę. Nie potrafię zapewne wskazać związków pomiędzy tamtymi wydarzeniami a współczesnością, ale zrobię wszystko, byś wyjeżdżając stąd miał jakiś pogląd na to, co się tu działo jeszcze całkiem niedawno. Co więcej, chcę ci powiedzieć o czymś, o czym dzisiejszy świat chce jak najszybciej zapomnieć. Chciałbym również, byś nie czuł się rozczarowany, część z tych informacji, które posiadam, znajdziesz w Internecie czy bibliotece. Tyle tylko, że autorzy tych informacji są czasem deprecjonowani. Tak na marginesie, można by się zastanowić kiedyś dlaczego? – Wiktor spojrzał na zafascynowanego Poula. – Otóż, kiedy Niemcy zaczęły przegrywać wojnę, Hitler nakazał przyspieszyć prace nad nowymi rodzajami uzbrojenia. Nadzieja na odwrócenie biegu wypadków przy wykorzystaniu „cudownej broni” nie opuszczała wodza III Rzeszy do samego końca. Zresztą, prawdopodobnie przyczyniła się również do przedłużenia beznadziejnego oporu. Programów badawczych nad nowym uzbrojeniem było kilka. Już pod koniec lat trzydziestych pod nadzorem Luftwaffe prowadzono prace nad silnikami odrzutowymi. Ośrodek badawczy, a także zakłady wytwórcze i warsztaty, znajdowały się w Pennemunde na wyspie Uznam. To kilka kilometrów stąd. My jesteśmy na stałym lądzie. Fi-103 była właściwie małym bezzałogowym samolotem odrzutowym przenoszącym głowicę bojową, zawierającą osiemset trzydzieści kilogramów materiału wybuchowego. Prace w Pennemunde przerwał 18 sierpnia 1943 roku, jak zapewne wiesz, nalot brytyjskich bombowców. Po ataku produkcję nowej broni przeniesiono w góry Harzu, gdzie warsztaty zostały zorganizowane w tunelach wykutych w skale. I tu, jak widzisz, pojawia się dodatkowy ślad podziemnego ośrodka.
Poul rozejrzał się dookoła.
– Pozwolisz, że znajdę coś do notowania. Muszę zapisać to, co mówisz.
Wiktor skinął głową. Poul wyszedł z pokoju.
Po chwili powrócił z małym eleganckim notesem. Rozsiadł się wygodnie. Zapisał lokalizację, o której mówił Wiktor – góry Harzu.
– Klęski na froncie spowodowały, że Hitler nakazał przyspieszyć prace nad nową bronią, ale dopiero wiosną 1944 roku udało się usunąć usterki i przygotować masową produkcję „latającej bomby”, którą Hitler określił mianem „broni odwetowej”, Vergeltungwaffe, w skrócie V-1 – kontynuował swą opowieść Wiktor. – W Pennemunde prowadzono również prace nad silnikami rakietowymi, a ich efektem była rakieta A-4. Później nazwano ją V-2. Była to pierwsza w historii maszyna latająca o prędkości ponaddźwiękowej i sterowana za pomocą stabilizatora żyroskopowego. Zapewniał on, że rakieta po wystrzeleniu leciała poziomo. Parametry lotu można było zmieniać również drogą radiową. V-2 mogła przenosić tonę materiału wybuchowego.
– Niezły z ciebie fachowiec – powiedział Poul, słuchając uważnie Wiktora.
– Mówiłem ci, że przygotowywałem się do napisania książki i skupiałem się na poznaniu tych projektów, których powodzenie mogło zupełnie zmienić kształt współczesnego świata. Wynalazki niemieckie wywarły ogromny wpływ na sprzęt wykorzystywany podczas kolejnych wojen – zwycięzcy doskonalili niemieckie pomysły. Używana powszechnie po dziś dzień sowiecka rakieta SCUD, to tylko nieco unowocześniona wersja V-2. Twórca V-2, Werner von Braun, zajmował się po wojnie projektowaniem amerykańskich rakiet kosmicznych.
– Masz rację. Technologia, jaką dysponowali Niemcy, daleko przewyższała możliwości innych krajów – powiedział Poul.
– Właśnie, ale najciekawsze jeszcze przed tobą – uśmiechnął się Wiktor. – Pierwszy start rakiety V-2 z poligonu w Bliźnie miał miejsce 25 listopada 1943 roku. Chociaż kompletne pociski rakietowe przywożono z fabryk położonych na terenie Niemiec, to przygotowywano je do startu, napełniano paliwem, uzbrajano, a także dokonywano modyfikacji na terenie tutejszej bazy.
Wiktor podniósł do góry kieliszek z winem. Poul odpowiedział tym samym gestem.
– Największe zakłady produkujące rakiety V-2, Mittelwerke Dora, zorganizowano w tunelach i sztolniach wykutych w masywie Koluistein, niedaleko Nordhausen w górach Harzu. Pozostałe miejsca, w których wytwarzano tę broń, zostały zbombardowane przez Brytyjczyków, co było powodem znacznego ograniczenia ich możliwości wytwórczych.
– Obecnie niewiele można znaleźć śladów po tamtych wydarzeniach. Czy wiesz coś o tym, jak wyglądały podziemia takich fabryk? – zapytał coraz bardziej zaciekawiony Poul.
– O schronach Anlage Süd mówi się, że posiadały wielokondygnacyjne podziemia, prowadziły do nich klatki schodowe i windy. Miały się tam znajdować hale produkcyjne, a także kasyna i luksusowe, z przepychem wykończone pomieszczenia dla Hitlera i jego generałów. Do dziś jednak nie natrafiono na ich ślady, więc ich istnienie jest mało prawdopodobne.
– Pewnie masz rację, ale to, co wyczyniali w tamtych czasach Niemcy, do dzisiaj nie mieści się czasem w głowie… – zadumał się Poul.
Sięgnął do swojego notatnika. Zapisał w nim kolejną lokalizację podaną przez Wiktora.
Wiktor kontynuował.
– To jeszcze nie wszystko. Będziesz musiał zapisać sobie jeszcze jedno miejsce. Pewne tajemnicze prace prowadzone były pod zamkiem Książ i w Górach Sowich. Przez wiele lat uważano, że podziemny kompleks Riese był kwaterą nazistowskich dygnitarzy lub fabryką rakiet V1 i V2. Obecnie coraz częściej pojawiają się inne głosy. Mówi się, że w obiekcie miała być produkowana broń jądrowa. Wobec wielu dowodów trudno zaprzeczać przypuszczeniom, że hitlerowscy naukowcy konstruowali bombę atomową.
– Broń atomową? Słyszałem, że amerykańska bomba nigdy by tak wcześnie nie wybuchła, gdyby nie naukowcy z Niemiec – powiedział Poul.
– W grudniu 1938 roku Otto Hahn i Fritz Strassman rozszczepili atom uranu. Sukces tych dwóch fizyków wywołał poruszenie w środowisku akademickim. Wtedy też rozpoczęła się dyskusja nad możliwością skonstruowania bomby atomowej. Marzenie o cudownej broni stało się obsesją Adolfa Hitlera. Aż do śmierci uparcie roztaczał wizje wunderwaffe, która odmieni koleje wojny.
Poul zaczął zapisywać w swoim notesie kolejne informacje przekazane mu przez Wiktora. Był pod wrażeniem jego wiedzy i szczegółowej znajomości tematu.
– W 1939 roku z inicjatywy biura rozwoju i dostaw broni dla armii niemieckiej powołany został komitet, który miał zająć się analizą możliwości budowy reaktora atomowego. Miałby on być wykorzystywany do przetwarzania materiału rozszczepialnego, co stanowi pierwszy krok do budowy bomby jądrowej. Eksperymenty rozpoczęły się po trzech latach. W każdym z pięciu niezależnych ośrodków badano inną koncepcję budowy reaktora – opowiadał dalej Wiktor. – W 1943 roku Niemcy postanowili przenieść najbardziej strategiczne zakłady produkcyjne i ośrodki badawcze w Sudety. Spowodowane to było nasilającymi się nalotami aliantów. W Górach Sowich oraz pod zamkiem Książ rozpoczęto budowę schronów i drążenie podziemnych korytarzy. Projekt oznaczono kryptonimem Riese, a za jego realizację odpowiadała Organizacja Todt. Do prac wykorzystywano jeńców wojennych oraz więźniów z pobliskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Były ich tysiące. Jako ciekawostkę powiem, że na potrzeby tego projektu, przeznaczono więcej betonu niż w całym 1944 roku przyznano na budowę schronów dla niemieckiej ludności cywilnej.
Koszt całości, wedle danych z września 1944, miał wynieść sto pięćdziesiąt milionów marek.
– To musiało być gigantyczne przedsięwzięcie – powiedział zdumiony Poul.
– I owszem – potwierdził Wiktor. – Przypuszcza się, że obiekt był miejscem, w którym prowadzono prace nad wyprodukowaniem broni atomowej. Tutaj także miały być modernizowane rakiety V-2 w taki sposób, aby mogły przenosić głowice nuklearne. Świadkowie mówią o częstych wizytach w Riese i na zamku w Książu Wernera von Brauna, który był twórcą rakiet V2. W podróżach tych niejednokrotnie towarzyszył mu Albert Speer. Może to świadczyć na korzyść przedstawionej tezy.
– A skąd Niemcy mieli brać surowce do produkcji bomby? – zapytał Poul.
– W pobliskim Wałbrzychu oraz otaczających go miejscowościach, zalegają złoża rudy żelaza oraz węgla. Wraz z nimi występuje ruda uranu. Zresztą, od lat była wykorzystywana w przemyśle ceramicznym. Zgromadzenie w tych okolicach ogromnych sił bezpieczeństwa świadczy o tym, że Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę, jak ważne jest to miejsce.
– Jaki był efekt prac, prowadzonych w kompleksie Riese przez naukowców niemieckich?
– Tego dokładnie nie wiadomo. Wszelkie dokumenty na ten temat zostały po wojnie utajnione. Wydaje się jednak pewne, że prace te przyniosły jakieś znaczące efekty. Świadczyć by o tym mogło zainteresowanie, jakie tym obszarem wykazywali Rosjanie. Jeszcze kilka lat po zakończeniu walk w okolicach Wałbrzycha stacjonował spory garnizon Armii Czerwonej. Nie ulega wątpliwości, że w tym czasie dokładnie zbadali oni zarówno kompleks Riese, jak i podziemia Książa. Tuż przed opuszczeniem tego terenu przez Sowietów, część podziemnych instalacji została wysadzona.
– To niezwykłe, co mówisz – powiedział Poul.
– W tym samym czasie radzieccy geologowie prowadzili intensywne badania w Sudetach. Skupiali się przede wszystkim na wyrobiskach górniczych, hałdach i sztolniach. Wszelkie prace objęte były tajemnicą, lecz dziś możemy już z całą pewnością stwierdzić, że przy konstruowaniu pierwszej radzieckiej bomby atomowej wykorzystano sporą ilość wałbrzyskiego uranu… – Wiktor przerwał opowieść i spojrzał na swojego słuchacza. – Poul, mam propozycję, odetchnijmy trochę, zanim opowiem ci coś, co zupełnie cię zaskoczy. – Uśmiechnął się szeroko.
– A to jeszcze nie wszystkie sensacje? – zdziwił się Poul.
– Nie… – Wiktor spojrzał na Poula.
– Ależ mnie zaintrygowałeś – odpowiedział. – To może przygotujemy sobie kawę? Masz ochotę?
– Oczywiście. Ja zrobię kawę, a ty złap trochę świeżego powietrza.
Wiktor poszedł do kuchni.
Poul wyszedł przed dom. Rozejrzał się dookoła. Czuł się dziwnie, mając świadomość, że kilkadziesiąt lat temu rozgrywały się tu wydarzenia o tak ogromnym znaczeniu. Odetchnął głęboko.
Morze było spokojne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami