poniedziałek, 30 czerwca 2014

Fragment powieści "Kod Władzy" rozdział 39: Zamek Czocha, Polska

fot. wikipedia
Marc wychylił się przez okno komnaty. Spojrzał na rzekę Kwisę. Nieruchoma tafla wody wzbudzała w nim wątpliwości, czy to, co widzi, jest rzeczywiście rzeką. Woda stała w miejscu, tworząc szafirowe jezioro. Zamek Czocha został wybudowany w drugiej połowie XIII wieku i miał stanowić warownię chroniącą północną granicę Czech. Powstał z inicjatywy ówczesnego króla czeskiego Wacława II ze złomów granitowych i gnejsów spojonych zaprawą wapienną. W roku 1315 książę piastowski Henryk Jaworski ożenił się z Agnieszką, córką Wacława II i jako wiano dostał zamek oraz przyległe do niego ziemie.
Z wnętrza komnaty dochodził szum lejącej się wody. Monik brała prysznic.

Wspomnienie ostatniej nocy wywołało na ustach Marca lekki uśmiech. Kochali się długo, nie zwracając uwagi na mijający czas. Droga, którą odbyli poprzedniego dnia, kazała im czekać na siebie wiele godzin. Nie czuli zmęczenia, zastąpiło je wspólne czekanie na to, co stanie się w nocy.
Zbliżyli się do siebie w czasie swej niebezpiecznej przygody. Przy śniadaniu zastanawiali się, dokąd ruszyć dalej. Tylko przez chwilę pomyśleli o powrocie do redakcji. Myśląc o rezygnacji z dalszych przygód, a tym bardziej z przebywania ze sobą, nie znajdowali żadnego argumentu, który mógłby ich od tego odwieść. Postanowili pojechać w Sudety. Zgodnie z sugestią Kajetana, to w tamtej okolicy mogło znajdować się pod ziemią coś, co być może jest właśnie tym, czego szukali. Perspektywa podróży była całkiem przyjemna. Zamek, w którym postanowili się zatrzymać, znajdował się tuż przy granicy polsko-niemieckiej. Nastroju podróży nie psuła wizja poruszania się po marnych drogach. Piękna autostrada, z której rozpościerał się bajeczny widok, prowadziła ich przez Kassel i okolice starego, urokliwego Drezna.
Po drodze zatrzymali się. Uzupełnili zapas benzyny. Wypili kawę, a Marc zatelefonował o umówionej porze do Kajetana. Długo rozmawiali. Dziennikarz w milczeniu wsłuchiwał się w relację przekazaną Kajetanowi przez Poula. Słyszał już wcześniej o zdarzeniach związanych z szokującymi doniesieniami amerykańskich astronautów. Zaskoczyła go jednak precyzja informacji, a szczególnie podekscytowało wskazanie okolic, do których jechali właśnie z Monik, jako miejsca o wyjątkowo fascynującej historii. Wracając do Monik, Marc nie mógł ukryć ekscytacji. Ich podróż nabrała innego wymiaru. Mieli pewność, że miejsce, do którego zmierzali, jest niezwykłe. Znajduje się na mapie tajemnic historii cywilizacji.
Na Zamek Czocha dotarli późnym wieczorem. Poprosili o jak najwygodniejszy pokój. Nie rozstrzygali już dylematu, czy powinny znajdować się w nim dwa łóżka. Podnieceni sobą i tym, co mieli przeżyć razem, niemal biegli po schodach na pierwsze piętro zamkowych wnętrz. Z niecierpliwością zdejmowali z siebie nawzajem ubrania, by znaleźć się po chwili w świecie wolnym od upiorów przeszłości. Odpłynęli.
– Marc jesteś tam? – usłyszał głos Monik dobiegający z łazienki.
– Jestem, oczywiście – odpowiedział, zbliżając się do drzwi.
– Podziwiałem widok z okna. Czekam na ciebie.
Był zauroczony Monik. Czuła, delikatna, potrzebująca jego męskiej opieki. Razem znaleźli się w wirze wydarzeń, o których chciałby śnić niejeden autor fantastycznych powieści. Marc podszedł ponownie do okna wychodzącego na tył pałacu.

Zastanawiał, co dzisiaj ich czeka. Usłyszał odgłos otwierających się drzwi. W progu komnaty stanęła Monik. Ubrana w kremową zwiewną sukienkę, wyglądała zachwycająco.
– Jestem. – Uśmiechnęła się. – Czy może zechcesz obdarzyć mnie swoim pocałunkiem w tak pięknie rozpoczynający się dzień? – zapytała zalotnie.
Marc podszedł do niej. Przyciągnął ją do siebie, mocno obejmując.
– To jedna z tych rzeczy, o których jeszcze kilka dni temu nie mogłem nawet marzyć – odpowiedział.

W pokoju zapanowała cisza.
Na kolejną chwilę zapomnieli o otaczającej ich rzeczywistości. Wtulali się w siebie, czując gorąco swych ciał i szybkie bicie serc.
Otrzeźwiło ich uderzenie zegara.
– Czy myślisz, że ktoś zechce przynieść nam tu śniadanie, byśmy mogli spoglądać sobie w oczy z bliska? – zapytała żartobliwie Monik.
Marc roześmiał się.
– Nie sądzę. Pozostaje nam spoglądać na siebie zza rozdzielającego nas stołu w czymś, co przypomina restaurację. Nie obiecuję ci eleganckiego miejsca, ale mam nadzieję, że świadomość, gdzie się znajdujemy, wszystko zrekompensuje.
Pociągnęła go delikatnie w kierunku drzwi. Wyszli na korytarz i zeszli na parter po skrzypiących, szerokich schodach.
Weszli do restauracji podzielonej na dwie sale i usiedli pod oknem. Kelnerka zaproponowała wybór czegoś z gotowych zestawów. Oboje na początek poprosili o mocną kawę.
Po śniadaniu wyszli do holu. Marc pierwszy zauważył informację o możliwości zwiedzenia zamku z przewodnikiem. Kupili bilety. Mieli jeszcze pół godziny do określonej harmonogramem godziny zwiedzania. Wyszli przed zamek. Było ciepło. Przeszli przez most, z dziedzińca spojrzeli za siebie. Zobaczyli budowlę w pełnej okazałości. Była zachwycająca. Właśnie tak zapewne wyglądały zamki kreowane w dziecięcej wyobraźni. Z wieżą, w której powinna być zamknięta księżniczka.
– Prawdziwe zamczysko – powiedziała Monik, uścisnąwszy rękę Marca. – Ciekawa jestem, czego się o nim dowiemy?
Marc odwzajemnił uścisk. Przytulił się do Monik.

– Intuicja mi mówi, że będą to rzeczy niezwykłe – szepnął jej do ucha tajemniczo.
– Chcesz mnie wystraszyć?
– Skądże! Ale wiesz przecież, że w takiej sytuacji lepiej mieć ze sobą jakiegoś mężnego rycerza.
Monik zaśmiała się i oparła głowę na ramieniu Marca. Czuła się szczęśliwa i bezpieczna, pomimo ostatnich, szokujących wydarzeń.
Pozostali na dziedzińcu jeszcze kilkanaście minut, rozmawiając o swoich wspomnieniach z podobnych miejsc.
Wycieczka z przewodnikiem po zamku zaczęła się punktualnie. Zatopili się w opowieściach o tajemnych przejściach i nieprzebranych skarbach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf