Mężczyzna, skupiony na jeździe milczał. Kobieta wyglądała na lekko zmęczoną. Przeciągnęła się na siedzeniu, które po wielu godzinach jazdy stawało się coraz mniej wygodne.
– Jesteś pewien, że ta wyprawa ma sens? – zapytała.
– Wiesz, w naszym zawodzie czeka cię sporo takich doświadczeń, kiedy długo nie będzie można powiedzieć, że to co robisz w danej chwili, ma sens. Chyba ma – uśmiechnął się .
– No tak, mój ojciec, przestrzegał mnie przed tym zawodem .Wiesz, nie chciał, bym pracowała w rodzinnym interesie – poirytowała się.
– Rodzinnym interesie? – mężczyzna roześmiał się .– Ładnie to nazwałaś .Ogromny światowy koncern, potentat prasowy. Szkoda, że nie jestem synem twojego ojca.Wiedziałbym, co z tym zrobić – zażartował .
– Zawsze możesz zostać jego zięciem – zadrwiła.
Mężczyzna zmieszał się.
– To na szczęście tak prawdopodobne jak wygrana na loterii – odparł.
Spojrzała na niego marszcząc brwi.
– Nic się nie bój, już tata znajdzie dla mnie jakiegoś bankrutującego księcia.
Słabnący blask zachodzącego słońca przebijał się przez sosnowe igły. Widok za oknem zachęcał do zatrzymania samochodu, jednak nie to było zamiarem kierowcy.
– Mam nadzieję, że dojedziemy przed zmrokiem – odezwał się.
– Myślisz, że znajdziemy jakieś wygodne miejsce, gdzie moglibyśmy się zatrzymać? – kobieta miała już wyraźnie dość podróży.
– Sądząc po tym, co planujemy, raczej celę z niewygodnymi pryczami – mimo zmęczenia nie opuszczał go dobry nastrój – ale nie jestem pewien, czy nas do tego oryginalnego hotelu wpuszczą.
Spojrzała na niego, wyraźnie się ożywiając.
– Przeanalizujmy twoją rozmowę z informatorem raz jeszcze.
Możesz ją powtórzyć?
Zamyślił się, starając przypomnieć sobie zdarzenie, o które go pytała.
– Telefon do redakcji zadzwonił krótko przed północą. Byłem zaskoczony, bo na ogół o tej porze nikt już nie dzwoni… siedziałem nad artykułem o dostawach broni do Iraku…
– Wspominałeś coś o tym – wtrąciła kobieta – Udało ci się dotrzeć do pośrednika.
– Właśnie… wówczas całkowicie mnie to pochłaniało .Jak mówiłem, zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę. Po drugiej stronie odezwał się niski męski głos mówiący po niemiecku ze wschodnim akcentem.
– Myślisz, że to był Polak?
– Nie wiem… tak trudno ich odróżnić od Rosjan.
Odkręciła butelkę z coca-colą.
– Ledwo żyję… Przepraszam. I co powiedział?
– Zapytał o mnie. Doskonale wiedział z kim chce rozmawiać.
Mam wrażenie, że chciał się upewnić, że ma do czynienia właśnie ze mną… To nie był przypadkowy telefon.
Uniosła brwi ze zdziwieniem.
– Dziwne. Skąd wiedział, że siedzisz w redakcji tak długo. Zresztą, to akurat nieważne. Co było dalej?
– Stanowczo poprosił o dyskrecję .Przedstawił się jako pracownik lotniska w Szymanach. Nie wiedziałem, o jakich Szymanach mówi. Precyzyjnie określił lokalizację. Powiedział, że na tym niewielkim lotnisku lądują od pewnego czasu jakieś podejrzane samoloty.
Poprawiła się na fotelu.
– Samoloty? – powtórzyła – Co miał na myśli?
– Stwierdził, że samoloty odlatywały natychmiast po lądowaniu z pominięciem standardowych procedur.
– Czy powiedział ci, dlaczego zadzwonił właśnie do ciebie?
– Tak, powiedział, że zna moje publikacje. Wytłumaczył, że zaskoczył go fakt, iż pracownicy dostawali wtedy zaskakująco wysokie premie .Nocne lądowania bez zapowiedzenia, premie, wszystko to wydało mu się bardzo dziwne.
– To logiczne, ale dlaczego nie zadzwonił do jakiejś polskiej gazety? Z pewnością też by się tym zainteresowali.
– Mówił, że nie ufa polskiej prasie. Wiesz, powiedział mi coś jeszcze. Coś, co wydało mi się zupełnie nieprawdopodobne.
– Co takiego? – zapytała.
– Powiedział, że domyśla się, co dzieje się w tym ukrytym przed
ludźmi miejscu, ale nie wyjawił co miał na myśli.
W samochodzie zapanowało milczenie. Mężczyzna zmarszczył czoło, przypominając sobie tamtą rozmowę. Kobieta zastanawiała się nad tym, co powiedział. Spojrzała przez okno samochodu.
– Nigdy wcześniej o niczym takim nie słyszałam – powiedziała
niepewnie.
– Ja też… na drugi dzień sprawdziłem stronę internetową tego
lotniska. I wiesz, co tam znalazłem?
– Tak?
– Informację, że działalność lotniska została zawieszona – powiedział.
Samochód wtoczył się na kamienistą drogę. Mogło się wydawać, że koniec świata był już blisko . Kierowca starał się prowadzić go tak, by jak najmniej nim rzucało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami