O przekraczanie zasad prywatności oskarżano już właścicieli Facebooka i Google'a. Faktycznie, po dłuższym czasie oba koncerny mogą zebrać na nasz temat ogromne ilości informacji. Do tej pory wydawało się, że serwisy mikroblogowe z Twitterem na czele są względnie bezpieczne, w końcu ile informacji o nas samych można ujawnić w zaledwie 140 znakach? Jak widać wystarczająco.
Kilka dni temu głośna stała się sprawa pewnego brytyjskiego obywatela, który z powodu wpisów na Twitterze został zatrzymany na lotnisku w Stanach Zjednoczonych, skontrolowany a następnie odesłany do domu.
Przypadek ten dość dobrze obrazuje do jakiego stopnia nasze wpisy w sieci są śledzone i wszystkie podejrzane informacje skrupulatnie zapisywane. Mimo wszystko jednak serwisy mikroblogowe zdawały się być jednymi z bardziej zaufanych a przede wszystkim uniwersalnych środków komunikacji, które sprawdziły się między innymi podczas zeszłorocznych manifestacji jakie miały miejsce w krajach arabskich.
Wolność słowa to jednak jedno, a business is business, stąd właściciele Twittera postanowili pójść za przykładem Google'a i w pewnych krajach uruchomić możliwość blokowania dostępności niektórych treści. Oficjalnie "filtry" zakładane byłyby jedynie na prośbę władz danego państwa i powodowałyby, że niepożądane informacje byłyby niewidoczne dla osób przebywających na danym terytorium.
Redaktorzy serwisu Vbeta zauważyli, że we wpisie na blogu Twittera powołano się na przykład Francji i Niemiec gdzie blokuje się treści nazistowskie, wszystko pięknie, ale możemy być pewni, że nie będą to jedyne treści, których zasięg zostanie ograniczony. Trzeba przyznać - świetny zabieg retoryczny.
Kilka dni temu głośna stała się sprawa pewnego brytyjskiego obywatela, który z powodu wpisów na Twitterze został zatrzymany na lotnisku w Stanach Zjednoczonych, skontrolowany a następnie odesłany do domu.
fot.ralaenin/sxc.hu |
Wolność słowa to jednak jedno, a business is business, stąd właściciele Twittera postanowili pójść za przykładem Google'a i w pewnych krajach uruchomić możliwość blokowania dostępności niektórych treści. Oficjalnie "filtry" zakładane byłyby jedynie na prośbę władz danego państwa i powodowałyby, że niepożądane informacje byłyby niewidoczne dla osób przebywających na danym terytorium.
Redaktorzy serwisu Vbeta zauważyli, że we wpisie na blogu Twittera powołano się na przykład Francji i Niemiec gdzie blokuje się treści nazistowskie, wszystko pięknie, ale możemy być pewni, że nie będą to jedyne treści, których zasięg zostanie ograniczony. Trzeba przyznać - świetny zabieg retoryczny.
Oddaj głos na blog "Kod Władzy" w konkursie "Blog Roku",
wyślij sms o treści C00109 na numer 7122
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami