fot. tiloo/sxc.hu |
Wyrażenie zgody na uprawy genetycznie zmodyfikowanych roślin (GMO) może się okazać już niedługo skandalem na miarę tych związanych z ACTA. W przypadku porozumienia dotyczącego ochrony praw autorskich media milczały w zasadzie do samego końca. Pod tym względem debata na temat GMO wygląda bardzo podobnie.
Batalie pomiędzy ich przeciwnikami i zwolennikami trwają od lat, obie strony przerzucają się nawzajem coraz to nowymi argumentami, a jednak w mediach głównego nurtu tylko od czasu do czasu pojawia się jakiś dłuższy artykuł na ten temat. Wielka szkoda, że tak się właśnie dzieje, bo GMO to temat, który może nas dotknąć o wiele bardziej niż ACTA.
Zaledwie kilka dni temu francuski sąd orzekł o winie koncernu Monsanto w sprawie zatrucia tamtejszego rolnika, który przez dłuższy czas pozostawał narażony na działanie ich środków przeciwko chwastom. W werdykcie lyońskiego sądu stwierdzono, że koncern nie poinformował wystarczająco o szkodliwości używanych substancji, a w następstwie ich oddziaływania francuski farmer zapadł na poważną chorobę neurologiczną. Mniej więcej w tym samym czasie sąd w stanie Minnesota stanął po stronie lokalnych farmerów, których ekologiczne gospodarstwa ucierpiały z powodu sąsiadujących ogromnych upraw GMO i stosowanych na nich chemicznych preparatów.
Dwa lata wcześniej najwyższy organ Unii Europejskiej, Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu wydał werdykt, nie uznający praw patentowych na sprowadzaną z Argentyny soję.
Te przytoczone wyżej przykłady to jedynie część werdyktów i kontrowersji sądowych związanych z GMO. Praktycznie w każdym kraju Unii Europejskiej trwa obecnie lobbing na rzecz zmodyfikowanych genetycznie upraw, jednak mało gdzie można natrafić na rzetelne argumenty na ten temat. W większości przypadków o GMO można dowiedzieć się jedynie z Internetu i niszowych czasopism poruszających ten temat, wciąż jednak większość mediów pozostaje głucha na istniejący problem.
Czy jednak można milczeć w obliczu procederu, który ma miejsce praktycznie na całym świecie?
Wspomniana Argentyna, podobnie jak inne kraje Ameryki Łacińskiej, posiada dziś ogromną ilość upraw zmodyfikowanych genetycznie. Z opublikowanego przez Monsanto raportu z 2010 roku wynika, że w samej tylko Argentynie GMO stanowi 95 procent upraw soi.
To nie wszystko. Doświadczenia z Ameryki Południowej powinny dać do myślenia mieszkańcom Europy – wystarczy zwrócić uwagę na fakt, że pod samą uprawę soi paszowej w Brazylii wycięto 24 tysiące km2 lasów tropikalnych rocznie i chociaż z czasem wycinka została ograniczona, to jednak straty pozostają nieodwracalne. Tereny położone w okolicach równika są szczególnie atrakcyjne dla wielkich koncernów żywieniowych, te ciepłe i żyzne tereny pozwalają zbierać plony o wiele częściej niż w innych częściach globu. Nie trzeba tłumaczyć jak wielkie straty przyniosło to środowisku naturalnemu, ale także wpłynęło negatywnie na ekosystem całej planety.
Jednym z najgłośniejszych europejskich przeciwników GMO jest Austria. Władze tego kraju wsparły pod koniec ubiegłej dekady eksperymenty, z których wynikało, że karmione modyfikowaną genetycznie żywnością myszy stawały się o wiele mniej płodne, posiadając relatywnie mniej potomstwa od pozostałych, żywionych zwykłym pokarmem zwierząt. Opublikowany raport wywołał burzę, która przetoczyła się przez austriackie media poddając tym samym w wątpliwość wiele argumentów zwolenników GMO. Z drugiej jednak strony należy zauważyć, że wnioski z badań były poważnie skrytykowane także przez same środowiska naukowe kwestionujące ich metodologiczną rzetelność.
Opinie Austriaków
fot. Daino_16 /sxc.hu |
Przede wszystkim do tej pory nie zbadano ryzyka toksykologicznego i alergologicznego roślin modyfikowanych genetycznie, co więcej wątpliwości budzą także opinie, że hodowane zmodyfikowane genetycznie rośliny są bezpłodne. Wielokrotnie zwracano uwagę na fakt, że w okolicach upraw dochodziło do zapyleń i dzikiego rozprzestrzeniania się GMO, które zaburzały lokalne ekosystemy. W dobrych warunkach takie rośliny mogą przetrwać wiele dziesięcioleci tworząc trwałą populację super-chwastów, odpornych na herbicydy, bo przecież w tym właśnie celu je zmodyfikowano.
Zdaniem austriackiego Urzędu Środowiska problemem jest w takim wypadku także brak planu monitoringu i działań w sytuacjach nagłego zagrożenia rozprzestrzenieniem się nasion.
Czy Polska jest faktycznie wolna od GMO?
W naszym kraju od lat w powszechnym użytku jest importowana z Argentyny śruta sojowa, karma stosowana w hodowli bydła, trzody chlewnej i drobiu.
Zdaniem ekspertów z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, którzy stwierdzili, że wyeliminowanie z żywienia zwierząt śruty sojowej spowoduje wzrost kosztów produkcji mięsa. Zastąpienie jej innymi komponentami pasz jest trudne i mało opłacalne. Ostatecznie zmiana pokarmu spowodowałaby znaczny wzrost cen polskiego mięsa.
Jak widać GMO jest już obecne na naszych stołach i bardzo ciężko będzie z niego zrezygnować. Ponieważ w Polsce nie obowiązuje znakowanie żywności, tak naprawdę nie wiemy co znajduje się na naszych talerzach.
Rzecz jasna to nie koniec problemów, wciąż trwają konsultacje na temat wprowadzenia ustawy zezwalającej na uprawianie roślin tego typu w Polsce. Skutkiem tego byłoby nie tylko wprowadzenie opłat licencyjnych przez rolników i narażeniem rolników na spory sądowe z właścicielami patentów roślin GMO. Należy również liczyć się ze wzrostem liczby ogromnych pól uprawnych pełnych monokultur roślinnych.
Większa konkurencja upraw roślin przemysłowych zaowocuje wzrostem cen chleba i mleka, a także jeszcze większą zmianą struktury społecznej polskiej wsi (przewaga wielkiej własności). Początkowo tańsze uprawy mogą doprowadzić podobnie jak to miało miejsce w Argentynie do monopolizacji upraw i wyparcia tradycyjnych polskich odmian roślin przez organizmy modyfikowane genetycznie. Co więcej w sytuacji, gdy niewielka liczba producentów zdominuje rynek należy liczyć się ze wzrostem cen żywności.
Konsekwencje polityczne
Na końcu należy uwzględnić bardzo istotny w tym przypadku czynnik polityczny. Wprowadzenie upraw GMO połączonych z restrykcyjnym prawem patentowym (ACTA i podobne jej porozumienia) sprawi, że produkcja żywności uzależniona zostanie od niewielkiej grupy producentów związanych bezpośrednio ze Stanami Zjednoczonymi. Warto przypomnieć tutaj doktrynę Henry'ego Kissingera, który stwierdził, że
„Kto ma w ręku żywność, ten rządzi światem”,
zaś w czasach gdy ludności na świecie wciąż przybywa kontrola żywności może okazać się o wiele skuteczniejszym batem na ludność poszczególnych państw niż wymierzone w ich kierunku rakiety.
Pojawia się zatem pytanie, jak walczyć z międzynarodowymi molochami, które mają wsparcie najbogatszych ludzi na Ziemi, takich jak Bill Gates?
Pojawia się zatem pytanie, jak walczyć z międzynarodowymi molochami, które mają wsparcie najbogatszych ludzi na Ziemi, takich jak Bill Gates?
Unia Europejska w tym zakresie jest fenomenem - najpierw została założona dla zabezpieczenia potrzeb żywnościowych mieszkańców europy, na co wydano potężne pieniądze. Potem okazał się, że mamy żywności za dużo i obecnie płaci się miliardy euro za to, a żeby rolnicy już nie produkowali;)
OdpowiedzUsuń