poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 44 Wałbrzych, Polska

Marc zatrzymał samochód na parkingu w centrum Wałbrzycha. Była dwunasta pięćdziesiąt pięć. Gdy przejeżdżali przez miasto, rozglądali się, szukając wzrokiem poczty lub budki telefonicznej. Zobaczyli ją na małym parkingu. Wysiedli z auta. Marc wziął do ręki słuchawkę telefonu. Wykręcił numer. Sygnał połączenia brzmiał w jego uchu przez chwilę.
–  Słucham – usłyszał znajomy głos.
–  Kajetan? – upewnił się.
–  Tak, witaj, co tam u was? – Ucieszył się, słysząc przyjaciela.
–  Och, długo by mówić. Mieliśmy wczoraj pasjonującą rozmowę z poznanym małżeństwem amerykańskich poszukiwaczy skarbów.
– Poszukiwaczy skarbów? –  przerwał Kajetan. –  To tacy jeszcze istnieją? – Roześmiał się. – Wydawało mi się, że ostatnim był Indiana Jones.
–  Nasi byli jednak realni – odpowiedział Marc. – Przynajmniej do pewnego momentu – poprawił się.
–  Co masz na myśli?
–  Będziesz się śmiał, być może – zasugerował Marc – ale wyobraź sobie, że nasi rozmówcy zniknęli.
–  Zniknęli? – zdziwił się Kajetan. – Jak to zniknęli?
–  To historia rodem ze wspomnianego przez ciebie Indiany
Jonesa. Nasi nowi, jakże interesujący znajomi, chcieli spędzić noc na  zamku, o  którym jedna z  legend mówi, że  z  pewnej komnaty znikali goście właścicieli. Przynajmniej ci niemile widziani.
–  Znikali? A jakim sposobem? – zdziwił się Kajetan.
–  Otóż pod łóżkiem była kilkunastometrowa przepaść, prowadząca wprost do płynącej pod ziemią rzeki. W łożu była zapadnia i goście wpadali w przepaść głowami w dół.
–  I ty myślisz – roześmiał się Kajetan – że wasi znajomi zostali poddani takiej egzekucji?
–  No właśnie... –  zmieszał się Marc. –  Mówiłem, że  będziesz się śmiał. Ale tak czy owak oni zniknęli.
– Może po  prostu wyjechali? –  starał się spoważnieć
Kajetan.
Stojąca obok Monik zaczęła kręcić się obok Marca. Starała
się przyciskać ucho do  słuchawki, by  słyszeć rozmowę mężczyzn. Przejeżdżające ulicą samochody zagłuszały ich słowa.
–  Umówiliśmy się, że pojedziemy razem do Książa, na drugi dzień po śniadaniu. Nie przyszli na spotkanie.
W słuchawce zapadło milczenie.
–  Może, wybacz, byli trochę roztargnieni, jak  na  poszukiwaczy skarbów przystało?
–  Mam wrażenie, że  dalej jesteś myślami przy wspomnianym filmie – powiedział Marc – ale najciekawsze jest to, że nikt z obsługi zamku nie potwierdził ich obecności. Tak jakby nigdy nie istnieli.
W słuchawce ponownie zapanowało dłuższe milczenie.
–  Przypuszczasz, że  było to związane z  tematem waszych rozmów?
–  Zastanawialiśmy się nad tym z Monik po drodze. Nasza rozmowa była pasjonująca. Ci ludzie nie tylko byli skarbnicą informacji o terenach, na których się znajdujemy. Istotne jest to, że wszystkie mało znane fakty lub hipotezy łączyły się w całość. Wskazywały na  istnienie supertajnej i  superrozwiniętej technicznie broni. Jest prawdopodobne, że  próby z  tą bronią odbywały się właśnie tutaj, gdzie jesteśmy. A może nawet pod nami. – Spojrzał na Monik.
Kajetan zastanowił się.
–  Trudno to nazwać skarbami – powiedział głośno. Zdanie to zabrzmiało raczej jak głośna myśl niż stwierdzenie.
– Skarby też się pojawiły –  odpowiedział Marc. –  I  to
w ogromnych ilościach. Zdaniem naszych znajomych były wywożone z tych terenów.
–  Czy według nich podziemne budowle mogą być dzisiaj wykorzystywane?
–  Nie zanegowaliśmy tej możliwości, ale  również nie potwierdziliśmy. Dlatego dzisiaj jedziemy na zamek Książ.
–  Znam to miejsce, rzeczywiście ciekawy obiekt.
–  Najgorsze jest to, że naszą rozmowę przerwaliśmy po zapewnieniu Toma, tak miał na imię, że ujawni nam coś na temat tych właśnie terenów.
–  Zawiadomiliście policję? – zapytał Kajetan.
Marc spojrzał na Monik. Ta wzruszyła ramionami.
–  Nie, dziś mija pierwszy dzień, a  jak wiesz w  pierwszym dniu nikt nie zareaguje. Mamy nadzieję, że może odnajdziemy ich dziś w okolicach, w których się umówiliśmy.
–  Pewnie masz rację. Życzę wam powodzenia. Cieszę się, że informacje, jakie pozyskaliście, są tak frapujące.
–  To prawda – potwierdził Marc. – Co u Poula?
–  Co powiedziałeś?
Przejeżdżająca ciężarówka zagłuszyła słowa Marca.
–  Pytałem, co u Poula? – powtórzył.
–  W porządku, wraca na Mazury. Jak już mówiłem, również sporo się dowiedział. Ale jest przekonany, że tego, czego szukamy, nie znajdziemy w tamtych okolicach. Jak dojedzie, będziemy na was czekali.
–  OK, w takim razie umawiamy się u ciebie. Zadzwonię jutro o tej samej porze.
– Naturalnie.
Monik wyjęła Marcowi słuchawkę z ręki.
–  Kajetan, to ja, Monik. Chciałam cię pozdrowić.
–  Czekam na was z niecierpliwością. Pilnuj całej wycieczki – zażartował.
–  Jak widzisz, jakieś złe licho podkrada mi jej uczestników
– zmartwiła się.
–  Znajdą się, nie przejmuj się – pocieszył ją. – Trzymajcie się. Do jutra.
–  Do widzenia – powiedzieli oboje naraz.
Monik odwiesiła słuchawkę. Spojrzała na Marca pytająco.
–  Jedziemy dalej.
Wsiedli do samochodu i ruszyli w kierunku zamku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf