sobota, 29 czerwca 2013

Bazy danych DNA: jakie niosą dla nas niebezpieczeństwo?

Na początku tego miesiąca, Sąd Najwyższy w USA wydał orzeczenie stwierdzające, że czymś zupełnie legalnym jest gromadzenie wymazów DNA od osób aresztowanych (bez specjalnego nakazu). W uzasadnieniu sąd stwierdził, że "wymaz DNA należy do wspólnych procedur więziennych, takich jak np. odciski palców". Jakie konsekwencje orzeczenia czekają Amerykanów?

fot. dnaproject.co.za
Choć bazy danych DNA mogą wydawać się czymś zupełnie nowym, to w użyciu są już od dłuższego czasu. Jeszcze w 1988 roku każdy stan USA ustanowił bazę DNA przestępców celem szybkiego i precyzyjnego dopasowania skazanych pod kątem zebranych dowodów zbrodni. 

Amerykańscy politycy spierają się, że z jednej strony pobieranie próbek DNA od przestępców rzeczywiście wpłynie na obniżenie poziomu przestępczości, jednak z drugiej strony taka baza zwiększy prawdopodobieństwo wydawania "pochopnych" wyroków (sąd mógłby orzekać niejako "na skróty" i jedynie powierzchownie badać sprawę).

Ostatnie badania pokazują jednak, że obawy krytyków mogą być uzasadnione. Raport sporządzony przez naukowców z Uniwersytetu w Wirginii wyraźnie pokazuje, że "prawdopodobieństwo recydywy jest aż o 23,4% wyższe dla osób, których profile znajdują się w policyjnej bazie DNA". Eksperci dodają, że powinniśmy być bardziej ostrożni co do tego, czy bazy danych DNA rzeczywiście wpływają na obniżenie przestępczości w dłuższej perspektywie. 

Osobną, ale równie istotną kwestią w odniesieniu do baz danych DNA jest swoisty "zamach na naszą prywatność". Barry Steinhardt, dyrektor American Civil Liberties Union stwierdził w 2000 roku, że: "choć bazy danych DNA mogą być przydatne do identyfikacji przestępców, to jestem sceptyczny, że uda nam się odeprzeć pokusy, aby rozwinąć ich dalsze wykorzystanie".

Należy podkreślić, iż zaledwie w ciągu ostatnich dziesięciu lat Amerykanie przeszli od zbierania DNA tylko od skazanych za przestępstwa seksualne, aby teraz gromadzić je nawet od osób, które nie zostały skazane prawomocnym wyrokiem sądowym. 

Bazy DNA są dodatkowo niebezpieczne, ponieważ stanowią pewnego rodzaju "dziennik", który pozwala na ujawnienie osobom trzecim m.in. predyspozycji do chorób lub innych informacji o głęboko osobistym charakterze. Poddana zatem zostaje w wątpliwość doniosłość ludzkiej wolności tak mocno postulowanej dziś przez państwa demokratyczne. 

Czy Waszym zdaniem innej kraje mogą pójść za przykładem USA?


Źródła: activistpost/davidicke/whatreallyhappened

Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.
http://www.orwellsky.blogspot.com/2013/06/bazy-danych-dna-jakie-niosa-dla-nas.html

piątek, 28 czerwca 2013

Znamy już nagrodzonego w konkursie o wycieczkę do Wenecji!




W dniu dzisiejszym odbyło się kolejne losowanie nagrody specjalnej - podwójnej wycieczki do Wenecji spośród wszystkich osób, które zakupiły książkę "Kod Władzy" poprzez system mikropłatności na blogu. 


Zwycięzcą został p. Radosław Walicki!





Serdecznie gratulujemy! Skontaktujemy się z Panem niezwłocznie i przekażemy szczegóły co do odbioru nagrody.

Zachęcamy do lektury powieści "Kod Władzy" i brania udziału w kolejnych konkursach. 

Niemiecki robot lepszy od zaawansowanej technologii DARPA?

Niemieckie Centrum Badań nad Sztuczną Inteligencją (DFKI) pracuje obecnie nad interesującą linią robotów, które "mają zdolność chodzenia i równowagi podobną do goryla". Zamiast budować ciężkiego i topornego robota (jak np. forsowany obecnie w Stanach przez agencję DARPA tzw. "mechaniczny muł"), niemieckie DFKI wydaje się obierać zupełnie inny kierunek rozwoju i badań. Czy europejski wynalazek ma szansę konkurować z amerykańskim?

fot. cs7003.vk.me
Robot-goryl (tzw. 'iStruct') ma nogi zbudowane z czujników w celu utrzymania go w ruchu w synchronizacji z całym ciałem. Dzięki temu porusza się "w bardziej naturalny sposób niż inne zbudowane do tej pory roboty". Unikatowy robot posiada także giętki kręgosłup, który jest zdolny do przemieszczania się. Stanowi to odejście od solidnych stalowych szkieletów, które stosowane są dziś w sposób powszechny. 

W oficjalnym oświadczeniu niemieckie DFKI wyjaśniło cele robota 'iStruct'. Głównym założeniem ma być "możliwość jego stosowania także na innych platformach, aby poprawić napęd i cechy manualne przyszłych botów". Inteligentne struktury, które zostaną wdrożone w robocie, zawierają wiele funkcji, które mogą znacząco rozszerzyć istniejące już zachowania lokomocyjne robotów. 

DFKI wyposażył iStruct'a w 43 czujniki siły i momentu obrotowego, z których niektóre zamieszczone są w piętach maszyny. Robot korzysta z tzw. kroku "heel-toe", który jest bardzo podobny do ludzkiego chodu. Specjalne czujniki zapewniają stały pomiar odległości od ziemi, aby utrzymać zrównoważone i sprawe przemieszczanie się.

Co interesujące, projekt otrzymał dofinansowanie z Niemieckiej Agencji Kosmicznej oraz Niemieckiego Centrum Lotnictwa i Kosmonautyki. Mimo, że obecnie trwająca budowa iStruct'a (oficjalnie) nie ma konkretnego priorytetu, to prawdopodobnym wydaje się, że elementy tej technologii mogą niebawem zostać wykorzystane przy budowie ruchomych robotów w ramach misji kosmicznych. 

Czy niemiecki robot-goryl wydaje się Wam interesującym rozwiązaniem?

Zachęcam do zobaczenia interesującego nagrania obrazującego działanie robota!



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.
http://www.orwellsky.blogspot.com/2013/06/niemiecki-robot-lepszy-od-zaawansowanej.html

czwartek, 27 czerwca 2013

PILNE: Kryzys w Brazylii. Rząd inwigiluje swoich obywateli

Brazylijska Agencja Wywiadowcza (ABIN) rozpoczęła intensywne monitorowanie serwisów społecznościowych pod kątem aż 700 różnych haseł. Jak podkreśla kierownictwo agencji, działania podejmowane są "w celu utrzymania dobrego poziomu poinformowania brazylijskiego rządu o planowanych demonstracjach i zorganizowanych ruchach o charakterze wywrotowym". Czy politycy w Brazylii posuwają się za daleko?

fot. transcend.org
Według informacji brazylijskich mediów, inicjatywa monitorowania Internetu wyszła ze strony agencji odpowiedzialnych za sprawy bezpieczeństwa kraju. Główną przyczyną podjęcia tego typu działań miała być nieudana próba ostrzeżenia brazylijskiego rządu o protestach, które doprowadziły do ​​brutalnych scen wokół stolicy, w tym do swoistej "inwazji" oburzonych na Kongres. 

Aby uniknąć przyszłych i nieprzewidzianych aktów agresji, Brazylijska Agencja Wywiadowcza (ABIN) stworzyła specjalny system monitorowania o nazwie 'Mosaic', który filtruje wiadomości w sieciach społecznościowych. Tylko w zeszłym tygodniu, agencja wyśledziła plany demonstracji przed Pałacem Prezydenckim. W rezultacie, odpowiednie bariery odgradzające tłum od budynków rządowych zostały zainstalowane z dużym wyprzedzeniem. 

Jak podaje brazylijska agencja wywiadu: "podglądanie obywateli nie jest negatywnym szpiegowaniem w zakresie mobilizacji protestujących lub ich organizatorów. Program ma na celu wspieranie rządu w sprawach bezpieczeństwa, zwłaszcza w perspektywie dużych międzynarodowych imprez, które kraj będzie niebawem organizować", podkreśla ABIN. 

Czy Waszym zdaniem brazylijski rząd posunął się o krok za daleko? I czy współczesne "podsłuchiwanie" obywateli będzie już czymś powszechnym?


Źródła: stratrisks/zeenews/reuters

Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.
http://www.orwellsky.blogspot.com/2013/06/pilne-kryzys-w-brazylii-rzad-inwigiluje.html

Już jutro losowanie wycieczki do Wenecji!




W dniu jutrzejszym (piątek) odbędzie się kolejne losowanie nagrody specjalnej - podwójnej wycieczki do Wenecji spośród wszystkich osób, które zakupiły książkę "Kod Władzy" poprzez system mikropłatności na blogu. 


Zachęcamy do lektury powieści "Kod Władzy" i brania udziału w konkursie!

środa, 26 czerwca 2013

Największe prywatne armie świata. Dla kogo walczą?

Czy zastanawiałeś się kiedyś, czym zajmują się największe prywatne armie na świecie? W dzisiejszych czasach wiele krajów stara się chronić szeroko rozumiany pokój. W celu uniknięcia ryzyka utraty swoich własnych żołnierzy (z armii krajowej) lub w przypadku niedostatku sił wojskowych, rząd może zatrudnić tzw. "najemników". Czy wiemy kim są i ile trzeba zapłacić za ich usługi?

fot. static.guim.co.uk
Najemnicy to żołnierze, którzy walczą w zamian za korzyści materialne. Jeśli spojrzymy wstecz, to okazuje się, że tego typu siły wojskowe były używane już tysiące lat temu w starożytnej Grecji, Egipcie czy w Imperium Rzymskim. Spoglądając na czasy współczesne możemy zaobserwować, że najemnictwo stało się rodzajem działalności zarobkowej. Firmy biorące udział w rekrutacji i szkoleniu najemników, świadczą swoje usługi zarówno dla klientów indywidualnych, jak i dla wielu rządów krajowych. 

Mimo, że typowa armia może dużo zyskać korzystając ze wsparcia najemników, istnieje także kilka zagrożeń związanych z ich zatrudnieniem. Problemem może okazać się ponadprzeciętny system wynagradzania za ich pracę a także wysokie prawdopodobieństwo dezercji. Działalność najemniczą prowadzi dziś wiele firm na całym świecie, jednak tylko kilka z nich stało się "światowymi liderami" w tej przestrzeni.

Na uwagę zasługuje chociażby firma 'Academi', posiadająca największy prywatny obiekt szkoleniowy w Stanach Zjednoczonych, który zajmuje ponad 7 000 akrów powierzchni. Firma przeszkoliła już ponad 50 000 pracowników służb wojskowych, funkcjonariuszy organów ścigania oraz walki z terroryzmem. Pracownicy Academi biorą systematyczny udział w wielu misjach na całym świecie, w tym tych najtrudniejszych w Afganistanie oraz Iraku.

Z kolei najemnicy z 'Aegis' uczestniczą obecnie w operacjach wojskowych w około 40 krajach i pracują dla prawie 20 rządów oraz ONZ. Swoją siedzibę mają w Wielkiej Brytanii, USA, Afganistanie oraz Bahrajnie. Firma świadczy również usługi bezpieczeństwa dla firm na rynkach wschodzących. Co ciekawe, wynagrodzenie najemników jest tematem pilnie strzeżonym i podlegającym weryfikacji na drodze indywidualnych negocjacji z przyszłym kontrahentem...

Czy Waszym zdaniem prywatne armie z czasem zastąpią armie krajowe?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.
http://www.orwellsky.blogspot.com/2013/06/najwieksze-prywatne-armie-swiata-dla.html

wtorek, 25 czerwca 2013

Dokąd ucieka Edward Snowden?

Człowiek, który niedawno ujawnił, że rząd USA kontroluje miliony e-maili, czatów i rozmów, szuka schronienia w odległych krajach. Na niewiele zdały się nawoływania amerykańskiego rządu o wydanie byłego agenta Edwarda Snowdena, który "dzięki pomocy przyjaciół podróżuje dziś po świecie bez ważnego paszportu". Gdzie ukrywa się Snowden i na czyją pomoc może liczyć?

Edward Snowden: bohater, zdrajca, czy narzędzie
w rękach wrogów USA? (fot. scmp.com)
Edward Snowden w ostatnich dniach z Hong Kongu przedostał się do Rosji. Relacje na linii Moskwa-Waszyngton stały się wyraźnie napięte. Co ciekawe, USA mają umowę o ekstradycji z Hongkongiem, jednak nie dotyczy ona przestępstw o charakterze politycznym, a za takie uważane jest szpiegostwo (podaje "Washington Post").

Amerykański senator Charles Schumer stwierdził, że "Władimir Putin wiedział i aprobował lot Snowdena do Rosji, a fakt ten może spowodować poważne problemy w stosunkach amerykańsko-rosyjskich". "Putin zawsze chętnie uciera nosa Stanom Zjednoczonym. Widać to po decyzjach względem Syrii, Iranu, a teraz Snowdena" dodaje senator w wywiadzie dla CNN.

Edward Snowden wystąpił o azyl w Ekwadorze. W ekwadorskiej ambasadzie w Londynie już od ponad roku ukrywa się założyciel WikiLeaks Juliana Assange i wydaje się, że schronienie znajdzie tutaj także Snowden. Ekwador (wraz z m.in. Wenezuelą i Kubą) jest członkiem ALBA - bloku rządów lewicowych w Ameryce Łacińskiej, które znane są ze swojej "antyimperialistycznej" postawy.

Gdzie Waszym zdaniem może ukrywać się teraz Edward Snowden?

Mapa przedstawia ostatnie znane miejsca pobytu Edwarda Snowdena (Hawaje, Hong Kong, Moskwa).
Przypuszcza się, że były agent mógł udać się wczoraj na Kubę, do Wenezueli lub Ekwadoru.
(fot. activistpost.com)

Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.
http://www.orwellsky.blogspot.com/2013/06/dokad-ucieka-edward-snowden.html

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Pakistan utworzy specjalny oddział w celu ochrony nuklearnego arsenału

Pakistan powoła specjalną jednostkę liczącą 25 000 żołnierzy, której zadaniem będzie ochrona i zarządzanie najważniejszymi aktywami militarnymi, w tym pakistańskim arsenałem jądrowym. Minister finansów Dar Ishaq podkreślił, że "jest to niezbędny krok na który Pakistan stać". Czy Waszym zdaniem świat zbroi się na potęgę coraz silniej odczuwając regionalne napięcia i konflikty?

fot. axisoflogic.com
Specjalne siły bezpieczeństwa liczyć będą 25 000 pracowników-żołnierzy, którzy zostaną przeszkoleni w zakresie ochrony zaawansowanej broni, w tym aktywów jądrowych. Dar Ishaq, pakistański minister finansów zapowiedział w tym celu debatę na najbliższym posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego . 

Pakistan podejmuje obecnie szczególne środki ostrożności, tworzy lądowe oraz morskie siły zbrojne, aby chronić i zabezpieczać swój strategiczny arsenał. Poza tym, ma powstać dodatkowy "kontrwywiad i pracownicy programu niezawodności" dla nadzorowania strategicznego programu. Sam system identyfikacji zagrożeń "ma być zawsze w najwyższej gotowości". 

Pakistańskie siły zbrojne mają zostać wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt, a sam personel ma być w pełni przygotowany do "poruszania się na ziemi lub w powietrzu". Ponadto Strategic Division Plany, które zarządza pakistańskim arsenałem nuklearnym, utworzy specjalną akademię dla siły bezpieczeństwa. 

Należy podkreślić, że pakistańska armia jest jedną z budzących największe zaufanie społeczeństwa instytucji w państwie. Zdecydowana większość zwykłych Pakistańczyków bardziej ufa słowom i decyzjom wojskowych niż politykom zajmującym najwyższe urzędy w państwie. Dzięki temu rola armii w życiu politycznym kraju jest bardzo duża. 

Czy Waszym zdaniem inne kraje pójdą w ślady Pakistanu?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

sobota, 22 czerwca 2013

Czasy "globalnego szpiegostwa" stają się faktem

W jednym z telewizyjnych wywiadów, słynny pisarz John le Carré (w przeszłości pracownik MI6) podsumował mroczny świat szpiegostwa takimi słowami: "globalna społeczność jest dziś ogromnym zbiorem tajemnic, które dostępne są 24 godziny na dobę, każdego dnia w roku, na wszystkich kontynentach. Na tym globalnym rynku wszystkie chwyty są dozwolone, a celem jest informacja". Czy brytyjski autor ma rację?

fot. cdni.wired.co.uk
Ci, którzy wyrażają oburzenie dowiadując się, że demokratyczne kraje mogą szpiegować swoich "przyjaciół" (jak np. Turcja i Rosja) są albo naiwni albo też żyją w utopijnym świecie. Zdaniem emerytowanych pracowników CIA "nie ma nic dobrego i nic złego w szpiegowaniu, niewiele ma to także wspólnego z prawem lub dobrymi obyczajami".

Szpiegostwo, podobnie jak wymiana handlowa, medycyna czy inżynieria, wykracza poza granice państw narodowych i przenika cały glob. Paradoks szpiegostwa opiera się na następującej zasadzie: gdy rdzeniem szpiegostwa jest oszustwo i zdrada, to rdzeniem prawa międzynarodowego jest wzajemny szacunek i dobre obyczaje. Jednak nie bez powodu szpiegostwo leży poza zakresem prawa - odbywa się w cieniu prawa międzynarodowego i wiążących kraje traktatów.

To co w sposób niezwykle wyraźny przyspieszyło rozwój szpiegostwa i "podglądania" to Internet oraz powszechna komputeryzacja. Specjalistyczne programy szpiegujące nie ostrzegają internauty o rozpoczęciu procesu instalacji. Zagnieżdżają się na dysku podstępem, a gdy już wejdą do systemu, ukrywają się i rozpoczynają swoją tajną misję. Ich obecność przez długi czas może być niezauważalna, mimo że gromadzą dane o użytkownikach zainfekowanych komputerów, a potem - bez ich wiedzy - wysyłają je do autora danego szpiega (osoby prywatnej, firmy, czy też jednostki rządowej).

Polityka zagraniczna jak i działania wywiadowcze stanowią dowód na to, że państwa realizują własne cele w oparciu o szeroko rozumiany "prywatny interes". Poszczególne rządy nie mają dziś żadnych hamulców, aby nie inwigilować własnych obywateli czy też mieszkańców innych państw.Warto przypomnieć chociażby o komentowanym na blogu programie PRISM, zbierającym dla amerykańskiego wywiadu informacje o użytkownikach internetowych produktów takich jak Google, Skype, czy Facebook.

Kraje, których działania szpiegowskie w jakikolwiek sposób zostały ujawnione, zazwyczaj zmuszone są do możliwie szybkiego "przełknięcia" zranionej dumy i konsekwentnego działania dalej. Polityka zagraniczna, rewelacje mediów, czy też wywiadowcze wpadki nie zmieniają "szpiegowskiej rzeczywistości". To świat, który istnieje niejako równolegle do rzeczywistości kreowanej przez polityków na co dzień. 

Czy Waszym zdaniem każdy z nas padł już choć raz ofiarą "globalnego szpiegostwa"?


Źródła: theinnoplex/stratrisks/newswhip

Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.
http://www.orwellsky.blogspot.com/2013/06/czasy-globalnego-szpiegostwa-staja-sie.html

piątek, 21 czerwca 2013

Rynek ropy: jak bardzo jest manipulowany?

Handlowcy nie przeczą, że często używają "sztuczek w celu manipulowania cenami ropy", donosi Wall Street Journal. Halis Bektas, szef szwajcarskiej firmy Rixo International Trading, opisał jedną z wielu stosowanych strategii, którą wykorzystuje: "sprzedaję niewielką ilość ropy po niskiej cenie, trochę na straty, powodując spadek cen referencyjnych, a następnie kupuję duże ilości za niższą kwotę". Czy tego typu praktyki powinny być zabronione?

fot. heatingoil.com
Przedsiębiorcy podkreślają, że "poruszanie" rynków dla wywierania wpływu na ceny jest czymś normalnym i powszechnym. "Nasze działania nie są czymś złym. Po prostu zwiększamy ilości zakupu czyniąc presję na rynek", podkreśla Halis Bektas, szef szwajcarskiego Rixo International Trading. 

Co ciekawe, osoby zaangażowane w obrót ropą na rynku traktują swoje działania jako w pełni legalne, ponieważ "nie wiążą się one z żadnymi zabronionymi zachowaniami". Dopowiadają, że nie prowadzą żadnych "tajnych" rozmów z konkurentami, nie zgłaszają na rynku także fałszywych cen... Czy można im wierzyć? Wydaje się to raczej wątpliwe.

Ponieważ rynek ropy opiera się na prywatnych ofertach bez wymagań dotyczących ujawniania informacji, system jest znacznie mniej przejrzysty niż na rynkach akcji i kontraktów terminowych. "To nie jest idealny świat, ale to najlepsze, co możemy na chwilę obecna zaproponować", powiedział Olivier Jakob, dyrektor firmy Petromatrix. 

Największa agencja cenowa Platts zauważa, że "chronimy rynek przed manipulacją, oczywiście w miarę możliwości. Nie są znane nam żadne dowody, że nasze ceny nie odzwierciedlają realnej wartości rynkowej". Przypomnę tylko, że gigantowi Platts zarzucono zmowy mające na celu wypaczenie cen ropy w stworzonym przez firmie systemie market-on-close (to codzienne półgodzinne „okno” w którym ustala się ceny). 

Kto i w jaki sposób Waszym zdaniem najsilniej manipuluje światowym rynkiem ropy?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

czwartek, 20 czerwca 2013

Jak bardzo jesteśmy uzależnieni od leków? Poznaj najnowszy raport!

Najnowsze badania przeprowadzone przez Mayo Clinic z siedzibą w USA pokazują, że prawie 70% Amerykanów regularnie zażywa przynajmniej jeden lek na receptę. Do trzech najczęściej przepisywanych farmaceutyków w Stanach Zjednoczonych należą antybiotyki, leki przeciwdepresyjne oraz opioidowe leki przeciwbólowe. Czy Waszym zdaniem przekroczona została niebezpieczna granica?

fot. igpweb.igpublish.com
Jennifer St. Sauver, współautorka badań podkreśla, że "mamy dziś wgląd w nawyki przepisywania leków przez lekarzy, które mogą być wskaźnikiem trendów zdrowotnych w całym społeczeństwie". "Niepokojącym jest fakt, że drugim najczęściej przepisywanym lekiem na receptę są leki przeciwdepresyjne - może to sugerować jakiś ogromny problem ze zdrowiem psychicznym ludzi i powinniśmy coś z tym zrobić", dodaje ekspertka. 

Przyjrzyjmy się bardziej szczegółowo najnowszym statystykom. Badacze odkryli, że 17% uczestników badań nieustannie zażywa antybiotyki, 13% leki przeciwdepresyjne i podobnie 13% opioidowe leki przeciwbólowe (które mają właściwości silnie uzależniające i "wciągające"). Leki stosowane w leczeniu przewlekłego nadciśnienia tętniczego oraz szczepionki były odpowiednio na czwartym i piątym miejscu.

Badania wykazały ponadto, że recepty najczęściej otrzymują kobiety oraz osoby starsze. Szczepionki, antybiotyki i leki przeciw astmie zazwyczaj przepisywane są osobom do 18 roku życia. Leki przeciwdepresyjne zażywane są z kolei najczęściej u osób w młodym i średnim wieku. Co ciekawe, kobietom częściej przepisuje się leki przeciwdepresyjne aniżeli mężczyznom. 

Wielu ekspertów ostrzega przed niepokojącym wzrostem przepisywanych leków na receptę w społeczeństwie amerykańskim, ale także i w innych krajach. Głównym zagrożeniem jest ich nadużywanie a czasami wręcz przedawkowanie. Ostatnie badania przeprowadzone przez amerykańskie Centrum Kontroli i Prewencji Chorób podaje, że prawie 58% wszystkich zgonów w Stanach powodowanych jest przedawkowaniem leków na receptę (głównie leków o działaniu przeciwlękowym, uspokajającym, nasennym i przeciwdrgawkowym). 

Czy Waszym zdaniem mamy jeszcze jakąś szansę na nasze "uniezależnienie się" od leków?


Źródła: redorbit/topix/sott

Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

środa, 19 czerwca 2013

Czy komputery zapewnią nam "cyfrową nieśmiertelność"?

Do roku 2045 ludzie mają osiągnąć "cyfrową nieśmiertelność", przesyłając zawartość swoich umysłów do ​​komputerów. Temat ten był przedmiotem dyskusji na Global Future 2045 International Congress, który miał miejsce 14-15 czerwca w Nowym Jorku. Na czym miałoby polegać nasze nowe "życie wieczne"?

fot. cdn.3news.co.nz
Konferencja, która jest dziełem rosyjskiego miliardera Dmitrija Itskova, porusza się gdzieś pomiędzy nauką a science fiction. Z każdym rokiem przyciąga jednak coraz większe rzesze zwolenników. Ray Kurzweil - dyrektor konferencji, futurysta i inżynierii Google, przewidywał, że do 2045 technologia przekroczy ludzki potencjał umysłowy i stworzy rodzaj superinteligencji - "Osobliwość" (z ang. Singularity). Inni uczestnicy debaty podkreślali, że roboty wyprzedzą ludzi już w 2100 roku.

Zgodnie z prawem Moore'a, moc obliczeniowa podwaja się mniej więcej co dwa lata. "Transhumaniści" upatrują w tym potencjale naszą "cyfrową nieśmiertelność". W szczególności uważają, że w ciągu kilku lat, ludzie będą mogli przesyłać swoje umysły do ​​komputera, przekraczając tym samym barierę biologiczną organizmu. Pomysł brzmi nieco jak science-fiction, jednak już dzisiaj technologia neuronowa czyni znaczne postępy w kierunku "modelowania naszego mózgu i przywracania lub wymiany niektórych funkcji biologicznych". 

Futuryści na kongresie po raz pierwszy użyli pojęcia "mindclones" dla określenia cyfrowych wersji ludzi, którzy będą mogli żyć wiecznie. Ich umysły będą tworzone jako tzw. "mindfile", sortowane on-line i korelowane z dotychczasowymi profilami internetowymi (np. z Facebookiem). "Mindfile" będzie działać za pomocą "Mindware", specjalistycznego oprogramowania dla obsługi elektronicznej świadomości. Zdaniem ekspertów, pierwsza firma, która rozwinie tego typu oprogramowanie, odniesie sukces o wiele większy niż gigant Google. 

Czy Waszym zdaniem nasza "cyfrowa nieśmiertelność" jest naprawdę możliwa?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

wtorek, 18 czerwca 2013

Eurogendfor: nowe unijne siły policyjne z nieograniczoną władzą

Eurogendfor, czyli tzw. Europejskie Siły Żandarmerii to inicjatywa, która obejmuje na chwilę obecną sześć krajów UE. Do projektu przystąpiły: Francja, Hiszpania, Portugalia, Holandia, Włochy oraz Rumunia. Celem organizacji ma być "wzmocnienie zdolności zarządzania przyszłymi kryzysami międzynarodowymi oraz zintegrowane podejście do prowadzenia misji policyjnych w kilku państwach". Czy kraje UE czegoś się obawiają?

fot. befan.it
Rozmowy o inicjatywie Eurogendfor rozpoczęły się jeszcze dziesięć lat temu, w 2003 roku podczas nieformalnego spotkania ministrów obrony, które odbyło się w Rzymie. Oficjalna deklaracja przez pierwszą piątkę zaangażowanych krajów została podpisana dwa lata później - 20 lipca 2006 roku. Tego dnia swoją faktyczną działalność rozpoczęły Europejskie Siły Żandarmerii.

"Chrzest bojowy" miał miejsce następnego roku (2007), kiedy Eurogendfor przeprowadził swoją pierwszą misję udzielając wsparcia w operacji UE o nazwie "Alteha" w Bośni-Hercegowinie. Kolejnym krokiem było wsparcie interwencji w Afganistanie oraz pomoc ONZ na Haiti (zniszczonym przez trzęsienie ziemi w 2010 roku).

Główną cechą tej zbrojnej organizacji jest jej bardzo duża elastyczność. Eurogendfor ma interweniować szybko, a działać może zarówno z innymi oddziałami jak i całkowicie autonomiczne. Może reagować w "każdej chwili konfliktu celem przywrócenia istniejącego wcześniej porządku obok lub w zastępstwie lokalnej policji". 

Na chwilę obecną kontyngent jest mały, może liczyć maksymalnie do 2 500 policjantów, jednak jest w stanie zjawić się w ciągu trzydziestu dni w dowolnym zakątku świata. Wśród cech, które czynią dla wielu Eurogendfor znienawidzoną formacją, jest w pewnym sensie jej "nieograniczoność". Powodowane jest to faktem, iż policjanci tej formacji nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje działania w państwie przyjmującym (!). 

Czy Waszym zdaniem UE powinna tworzyć tego rodzaju struktury? I czy obawia się może jakiegoś zagrożenia?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Kiedy pęknie "kredytowa bańka" Chin?

Popularna amerykańska agencja ratingowa Fitch poinformowała, że "skala chińskiego kredytu jest tak duża, że Pekinowi będzie bardzo trudno rozwijać swoją gospodarczą potęgę w tempie jak do tej pory". Czy gorsza kondycja Państwa Środka odbije się na nas wszystkich? I czy może zależy komuś na upowszechnianiu tego typu rewelacji?

fot. fabiusmaximus.files.wordpress.com
"Chiński model kredytowy wyraźnie się rozpada. Doprowadzić to może do problemu nadprodukcji i potencjalnej deflacji w stylu japońskim", powiedział Charlene Chu, starszy dyrektor agencji Fitch w Pekinie. "Brakuje przejrzystości w tym systemie bankowym, a ryzyko ciągle rośnie. Nie mamy także pojęcia kto dokładnie jest kredytobiorcą a kto kredytodawcą", dodaje specjalista w najnowszym wywiadzie dla The Daily Telegraph. 

Fitch jeszcze w kwietniu obniżył długoterminowy rating dla Chin z powodu gigantycznego długu. Co jednak istotne, agencja nadal uważa, że ​​rząd nie potrafi radzić sobie z wewnętrznym kryzysem bankowym. Władze w Pekinie starają się szybko wdrożyć "miękkie lądowanie" poprzez m.in. wymóg wysokiego wskaźnika rezerw (RRR) dla banków. Działania te mają powstrzymać szerokie spekulacje na rynkach w Chinach, póki co bezskutecznie. 

Z racji zadłużenia w Europie i Stanach Zjednoczonych, długowi Chin poświęca się niewiele uwagi, jednak problem wydaje się rosnąć niczym przysłowiowa "bańka mydlana". Od 2008 r. zadłużenie publiczne i prywatne Chin wzrosło do ponad 200 proc. wartości PKB – to bezprecedensowy poziom dla państwa rozwijającego się. Szczególnie niepokojące jest zadłużenie prywatne, a także ogromny dług spółek państwowych.

Na to co dzieje się dziś w Chinach z niepokojem spoglądają przede wszystkim Stany Zjednoczone. Obawy dotyczą zwłaszcza stanu i wartości amerykańskich rezerw federalnych, silnie powiązanych z gospodarczą kondycją Pekinu. Zaostrzanie płynności finansowej przez chińskie władze spowoduje spowolnienie gospodarcze nie tylko na rodzimym rynku, ale także w skali globalnej. 

Czy Waszym zdaniem Chiny naprawdę czekają trudne czasy? 



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

sobota, 15 czerwca 2013

Projekt "Pegasus", czyli podróżowanie na Marsa i skoki w czasoprzestrzeni. Prawda czy fikcja?

Projekt "Pegasus" to jeden z najbardziej tajemniczych programów prowadzonych przez amerykańską agencję DARPA w historii. Przedsięwzięcie zostało uruchomione w 1968 roku w związku z rozwojem szeroko rozumianej obronności USA. Oficjalnie projekt "Pegasus" został zainicjowany, aby opracować "teledetekcję w czasie" tak, że wiarygodne informacje na temat rozmaitych wydarzeń mogłyby być dostarczane bezpośrednio do prezydenta USA i wywiadu wojskowego. Do czego doprowadziły jednak badania i co dziś wiemy na ich temat?

fot. media.tumblr.com
Andrew D. Basiago jako dziecko był uczestnikiem amerykańskiego projektu "Pegasus". Podkreśla, że oprócz niego w programie uczestniczyło blisko stu czterdziestu innych amerykańskich uczniów potajemnie zakwalifikowanych do badań. "Każdy z nas był czasoprzestrzennym pionierem. Uczestniczyliśmy w eksperymentach na rzecz podróży w czasie jako dzieci, jednak planowano, że w projekcie pozostaniemy już na zawsze", podkreśla Andrew D. Basiago, uczestnik tajnego projektu "Pegasus". 

Zdaniem Basiago, amerykański rząd i wojsko już od dawna obecne są na Marsie. Umożliwiać ma to unikatowa a zarazem rewolucyjna "technologia skoku", która skutecznie ukrywana jest przed opinią publiczną. Andrew D. Basiago w licznych wywiadach stwierdza, że "​​odwiedzane przez nas obiekty na Marsie były szczątkowe i prymitywne. Różniły się bardzo od tych ujawnianych w mediach współcześnie. Najprawdopodobniej wiązało się to z ogromnym zagrożeniem jak i niestabilnością samego programu Pegasus". 

Andrew D. Basiago nie jest jedynym świadkiem przebiegu tajemniczego programu. Brett Stillings na jednym z seminariów naukowych w 1980 r. ujawnił, że jako dziecko uczestniczył w szeregu szkoleń do podróży na Marsa, która została ostatecznie podjęta przy pomocy technologii teleportacji. Stillings podkreślał także, że "robi wszystko, aby wyrzucić z pamięci te wydarzenia i dyskomfort z nimi związany". Dodatkową rewelacją podawaną przez Bretta Stillingsa jest informacja, wedle której współuczestnikiem eksperymentu był niejaki Barry Soetoro, w którym Stillings rozpoznaje dzisiejszego prezydenta USA Baracka Obamę...

Rodzi się zatem pytanie: dlaczego do badań, opisywanych "skoków w czasoprzestrzeni" oraz teleportacji wykorzystywano dzieci a nie osoby dorosłe? Zdaniem Basiego oraz Stillingsa, dzieci miały postrzegać więcej niż dorośli, ponadto po latach uodparniały się na skutki uboczne tego rodzaju wypraw. Nie bez przyczyny pozostaje także fakt, że dzieci te z czasem miały stać się dobrze wyszkolonymi pracownikami projektu i brać udział w dalszych programach NASA, CIA, czy DARPA. 

Doświadczenia miały być dokonywane począwszy od końca 1967 roku w Wood Ridge w stanie New Jersey. Punktem wyjścia były wynalazki wymyślone jeszcze przez Nikola Teslę. Prawdziwy przełom miał jednak nastąpić w 1969 roku, kiedy technologia serbskiego inżyniera została udoskonalona i pozwalała swobodnie teleportować dzieci w czasie i przestrzeni. 

Maszyna do teleportacji, wedle relacji dwójki uczestników, korzystała z pola energetycznego jako źródła energii (pomysł ten pojawia się również w wynalazkach Tesli). Wewnątrz unikatowego kręgu umieszczone było niewielkie urządzenie generujące światło. Urządzenie to wchodziło w reakcje z zakrzywionymi słupami stojącymi dookoła dzieci. Uczestnicy doświadczenia pochylali się nad generowanym strumieniem energii i trafiali do tunelu czasoprzestrzennego.

Czy Waszym zdaniem rzekomi naoczni świadkowie mogą mówić prawdę? Czy ludzkość już od dawna jest  w posiadaniu tak zaawansowanej technologii?


Źródła: thetruthbehindthescenes/greatdreams/bibliotecapleyades

Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.
http://www.orwellsky.blogspot.com/2013/06/projekt-pegasus-czyli-podrozowanie-na.html

piątek, 14 czerwca 2013

Naukowcy z CERN poszukują pierwszej strony WWW dodanej w Internecie

Naukowcy z Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN) ciężko pracują nad tym, aby odkryć pierwszą dodaną na świecie stronę WWW. Napotykają jednak na liczne trudności m.in. ze względu na charakter w jaki sposób dane w Internecie są udostępniane. Czy mogą liczyć na sukces?

fot. news.bbcimg.co.uk/
Naukowiec Dan Noyes, który nadzoruje stronę internetową samego CERN, ma za zadanie odkryć teraz "pierwszą i oryginalną stronę internetową". "Bez względu na to, jak dużo danych przejrzymy i przeanalizujemy, nigdy nie będziemy mogli być pewni tego co uznamy za niewątpliwy fakt", podkreśla Noyes. "Postaramy się jednak chociaż zbliżyć do tego co nazywamy pierwszą stroną WWW w historii Internetu", dodaje. 

Najlepsi informatycy zauważają, że pojęcie najwcześniejszej strony na świecie jest "trochę dziwne". Sprawa nie jest tak łatwa jak np. w odniesieniu do książki, która ściśle istnieje w czasie. Natomiast w przypadku Internetu, dane są nieustannie nadpisywane i zapętlane. Do pewnego stopnia poszukiwanie pierwszej strony internetowej staje się zatem daremne. 

Nie bez powodu poszukiwaniem "prastrony" zajmuje się CERN. Instytucja ta posiada ogromny wkład w rozwoju sieci. Wystarczy przypomnieć, że Timothy Berners-Lee, współtwórca i jeden z pionierów usługi WWW, przez półtora roku pracował jako konsultant w CERN. To właśnie jego praca dała podstawy dla obecnej idei World Wide Web.

Pierwszą opublikowaną przez Tima Bernersa-Lee stroną WWW była http://info.cern.ch (nadal jest czynna!). Strona przez wiele lat oficjalnie uważana była za pierwszą w historii sieci, jednak dziś zarówno jej założyciel, jak i sam CERN mają co do tego uzasadnione wątpliwości. "Poszukiwanie pierwszej na świecie strony internetowej przypomina mi główny cel CERN. Jest nim nie tylko poszukiwanie początków naszego wszechświata za pomocą Wielkiego Zderzacza Hadronów, ale także poszukiwanie początków naszej działalności w przestrzeni WWW", podkreśla wybitny programista Berners-Lee. 

Czy Waszym zdaniem wątpliwości naukowców z CERN są uzasadnione? A może sami macie pomysł na pierwszą w historii stronę WWW?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

Znamy już listę nagrodzonych w konkursie!


W dniu dzisiejszym odbyło się kolejne losowanie unikatowych nagród spośród wszystkich osób, które zakupiły książkę "Kod Władzy" poprzez system mikropłatności na blogu.


Listę nagrodzonych osób zamieszczamy poniżej.


Voucher dla 2 osób uprawniający do darmowego noclegu na Zamku Korzkiew:

Ewa Siwiec

Książka "Kod Władzy: Tajemnica czternastej bramy" ze specjalną dedykacją Autora:

Rafał Bliner

Agnieszka Matocha

Marta Stanek

Łukasz Krawczyk

Tomasz Marzec

Wszystkim zwycięzcom serdecznie gratulujemy! Skontaktujemy się z Wami niezwłocznie i przekażemy szczegóły co do odbioru nagrody.

Kolejne losowanie odbędzie się już w lipcu! Przypominamy także o nagrodzie specjalnej - podwójnej wycieczce do Wenecji (losowanie odbędzie się w ostatnich dniach czerwca).

Zachęcamy do lektury powieści "Kod Władzy" i brania udziału w konkursie. 

czwartek, 13 czerwca 2013

UE i Chiny toczą subtelną wojnę handlową

W tym tygodniu eurokratom udało się zrazić jednego z największych partnerów handlowych Unii Europejskiej - Chiny. Wszystko za sprawą importowanych chińskich paneli słonecznych na które Komisja Europejska postanowiła nałożyć "tymczasowe cła karne". Odpowiedź Pekinu była szybka i jednoznaczna: pojawią się sankcje na europejskie wina sprzedawane w Państwie Środka... Czy spór handlowy na linii UE-Chiny ma charakter jedynie tymczasowy i kogo dotknie najbardziej?

Czy francuskie wino stanie się symbolem poważnej
wojny handlowej między UE a Chinami?
(fot. qzprod.files.wordpress.com)
Sprawa paneli słonecznych z szerszej perspektywy stała się tak drobna, że ​​nawet kraj, który spór rozpoczął - Niemcy, nie uczestniczył w późniejszej walce i dyskusji na ten temat. Jedynie Francja, która najbardziej ucierpi na zapowiadanych przez Chiny sankcjach na wina, nie ukrywa swojego rozgoryczenia i braku rozwagi ze strony europejskich partnerów. 

Komisarz UE ds. handlu Karel de Gucht obalił tezę, że jego misja wdrażania chińskich restrykcji ma być jedynie "osobistą kampanią". Unijny polityk tłumaczył się działaniem na rzecz europejskiego przemysłu, podkreślając, że "przez pierwsze dwa miesiące karne cła na chińskie panele słoneczne będą wynosić 11,8% a po 6 sierpnia - jeśli nie dojdzie do polubownego rozwiązania sporu - stawka ta wzrośnie aż do 47,6%".

Pozornie błaha regulacja, która ma dać chwilę wytchnienia europejskim producentom paneli słonecznych, wywołać może falę podwyżek chińskiego producenta na różne dobra. Prognozuje się, że niekorzystne zmiany cen dotkną przede wszystkim regionów, w których konkurencja względem towarów z Pekinu została już dawno skutecznie wyeliminowana. 

Krytycy działań UE obawiają się zwłaszcza ograniczenia importu europejskich towarów przez chiński rynek. Jak się bowiem okazuje, eksport UE do Chin tylko w ubiegłym roku rozwinął się o 5,6%. To wzrost, który jest bardzo potrzebny zwłaszcza w czasach recesji i gwałtownego wzrostu bezrobocia w Europie. Chiny na arenie międzynarodowej czują się jednak coraz pewniej i konsekwentnie stają się "kapryśne i jednostronne"... 

Czy Waszym zdaniem UE powinna wprowadzać tego typu restrykcje względem Chin? I czy nie jest na nie już za późno?


Źródła: euexaminer/stratrisks/dailymail

Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.
http://www.orwellsky.blogspot.com/2013/06/ue-i-chiny-tocza-subtelna-wojne-handlowa.html

środa, 12 czerwca 2013

Edward Snowden: czy ktoś pomógł mu ujawnić totalną inwigilację?

Człowiek, który niedawno ujawnił, że rząd USA kontroluje miliony e-maili, czatów i rozmów, w poniedziałek wymeldował się z hotelu w Hongkongu i do tej pory nikt nie wie co z nim się stało. Autor jednego z największych przecieków w historii amerykańskiego wywiadu podał, że Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) za pomocą tajnego programu PRISM zbiera informacje o użytkownikach internetowych produktów takich jak Google, Skype, czy Facebook. Czy ktoś mógł pomóc mu w ujawnieniu tej tajemnicy?

fot. fbexternal-a.akamaihd.net
Nie milkną głosy, które podkreślają, że działania Snowdena zarządzane były przez zewnętrzną grupę ludzi. On tylko znalazł się "we właściwym miejscu i o właściwym czasie", aby jako narzędzie odsłonić największe tajemnice amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Snowden ujawniając szczegóły inwigilacji, naraził na uszczerbek współpracę pomiędzy NSA a największymi firmami technologicznymi, które od tej pory rozważniej będą przystępować do szeroko rozumianej "sfery wywiadowczej".

W świecie globalnego nadzoru, w związku ze sprawą ujawnienia tajemnic NSA przez Edwarda Snowdena, wiele pytań pozostaje nadal bez odpowiedzi. Najważniejsze z nich dotyczą celu wykorzystywania gromadzonych przez NSA danych, źródeł finansowania projektu PRISM oraz kwestii ewentualnej ekstradycji agenta przez Chiny do Stanów i uznania go za "potencjalnego terrorystę". 

Jednak najważniejsze pytanie brzmi: czy Snowdenowi mógł ktoś pomagać? Nie od dziś wiadomo, że dwie największe amerykańskie agencje CIA i NSA trwają w wewnętrznej wojnie. Głównym powodem sporu jest rozstrzygnięcie, kto jest "królem" amerykańskiego wywiadu. Snowden, jako były agent CIA, mógł być "człowiekiem CIA w NSA". W całej akcji mogło więc uczestniczyć CIA, pomagając Snowdenowi uzyskać dostęp do najtajniejszych plików. 

Inni podkreślają, że w aferze uczestniczyć mogli dwaj najwięksi potentaci finansowi - Goldman Sachs oraz JP Morgan. Obie firmy posiadają ogromne wpływy na szczytach władzy, a z racji obracania bilionami dolarów, traktują amerykańską gospodarkę jako swój "prywatny folwark". W końcu istnieją opinie argumentujące kontrolowanie przecieku przez Chiny, które występuje dziś w roli "opiekuna" znienawidzonego przez Stany agenta. Pekin tym samym miałby pokazać, że USA jako państwo demokratyczne stosuje te same, a nawet gorsze techniki inwigilacji obywateli. 

Czy Waszym zdaniem Edward Snowden mógł działać w pojedynkę? I czy jeszcze kiedykolwiek o nim usłyszymy?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

Kolejne losowanie nagród już w najbliższy piątek!

Przypominam, że w najbliższy piątek odbędzie się kolejne losowanie wyjątkowych nagród spośród wszystkich osób, które zakupiły książkę "Kod Władzy" w dowolnym formacie poprzez system mikropłatności na blogu.


Do wygrania dwuosobowy nocleg na Zamku Korzkiew, na którym Victor Orwellsky pisał obszerne fragmenty swojej powieści oraz pięć książek "Kod Władzy: Tajemnica czternastej bramy" ze specjalną dedykacją Autora!

Ze zwycięzcami skontaktujemy się osobiście, lista osób zostanie podana także na blogu.

Kolejne losowanie nagród odbędzie się już w lipcu!

Przypominamy także o nagrodzie specjalnej - podwójnej wycieczce do Wenecji (losowanie odbędzie się w ostatnich dniach czerwca). 

wtorek, 11 czerwca 2013

Deutsche Bank otwiera 200-tonowy magazyn złota w Singapurze!

Deutsche Bank uruchomił właśnie swój drugi największy skarbiec złota w Singapurze, który pomieścić może nawet do 200 ton tego cennego kruszcu. Tym samym zasadnym staje się teza, że nieustannie (pomimo odmiennych głosów) rośnie na nie globalny popyt. Dlaczego Niemcy wciąż stawiają na złoto, czy wiedzą coś o czym my nie wiemy?

fot. comesingapore.com
Ostatnio komentowałem fakt, że Niemcy ściągają do kraju swoje rezerwy złota. 3400 ton złota o wartości ponad 150 miliardów euro do 2020 roku ma być przechowywanych wyłącznie przez Bundesbank (Niemiecki Bank Federalny). Obecnie dwie trzecie niemieckich rezerw złota znajduje się za granicą, głównie w Londynie, Paryżu i Nowym Jorku. 

Dziś Deutsche Bank otwiera ogromny skarbiec w Singapurze. Dlaczego właśnie tam? Singapur to miasto-państwo położone w pobliżu południowego krańca Półwyspu Malajskiego, w południowo-wschodniej Azji. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Singapur jest najbardziej, po Japonii, rozwiniętym państwem Azji (zaliczany do tzw. "azjatyckich tygrysów"). 

"Widzimy coraz większe zainteresowanie fizycznym zakupem złota w celach inwestycyjnych", mówi Mark Smallwood, dyrektor planowania Deutsche Asset & Wealth Management dla regionu Azji i Pacyfiku. Tradycyjne magazyny niemieckiego złota znajdują się w Londynie, Zurychu i Nowym Jorku, jednak Deutsche Bank dostrzega silną potrzebę dywersyfikacji swoich zasobów. 

"Dziś stawiamy na Azję. Wierzymy, że Singapur jest dobrze przygotowany do roli jednej z najważniejszych platform transakcyjnych", dodaje dyrektor Smallwood. Skarbiec w Singapurze jest drugim największym w posiadaniu Deutsche Bank, zaraz po Londynie. Należy dodać, że finansowy lider JP Morgan otworzył podobny obiekt w Singapurze już w 2010 roku.

Czy Waszym zdaniem złoto nadal pozostaje "najpewniejszym kruszcem"?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Broń genetyczna: czy mamy czego się obawiać?

W 1997 roku dr Wayne Nathanson ostrzegał, że "terapia genowa może być podstępnie włączana do wszelakich zastosowań i doprowadzić do tzw. broni genów". Jej atutem miałoby być potencjalne wykorzystanie przeciwko konkretnym osobom, posiadającym "właściwą" strukturę genetyczną, która reagowałaby na użytą broń. Na czym polega trzymana w tajemnicy technologia?

fot. ww1.prweb.com
Dr Nathanson podkreślał, że "genetycznie oddziałujące substancje wykorzystywane są dziś nie tylko na polu walki w gazie czy aerozolu, ale także mogą być dodawane do dostaw wody, powodując nie tylko śmierć, ale bezpłodność czy wady wrodzone u wybranych grup społecznych". Jednak kilkadziesiąt lat przed głośnym ostrzeżeniem Nathansona, inny badacz alarmował, że "rząd USA ciężko pracuje, aby znaleźć etnicznie właściwą broń".

W artykule zatytułowanym "Ethnic Weapons" opublikowanym w "Przeglądzie Wojskowym" z 1970 roku, autor Carl A. Larson informuje o stanie technologii wspomagającej kontrolowanie określonych grup etnicznych za pomocą tajnej broni. Larson pisze: "Otoczeni chmurami tajemnicy, rządowi eksperci systematycznie poszukują nowych środków obezwładniających i modyfikujących nasze parametry genetyczne". 

Początkowo Carl A. Larson uważał, że broń tego rodzaju ma mieć minimalne zastosowanie, z czasem jednak odszedł od tego poglądu i mówił o "tajnych działaniach w celu masowej zagłady". Larson kończy swój wywód stwierdzeniem, że "proces enzymatyczny właściwy do produkcji RNA był znany już od kilku lat, ale dopiero teraz zostały ujawnione czynniki, które regulują inicjację i specyfikę enzymów życia". "W ten sposób, nasze funkcje organizmu leżą gołe do ataku", dodaje badacz. 

Genetycy utrzymują, że rozwój "broni etnicznej" jest rzeczywiście znacznie trudniejszy niż stworzenie tego samego narzędzia przeciwko konkretnej osobie. Różnice między grupami są znacznie mniejsze niż różnice pomiędzy jednostkami, a zatem stworzenie genetycznej broni dla głowy państwa czy prezydenta jest dużo mniej wymagające niż stworzenie takiej broni, która zagrażałaby całemu społeczeństwu.

Czy Waszym zdaniem broń genetyczna jest już wykorzystywana? I w jakich obszarach może być najchętniej wykorzystywana?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf