środa, 31 października 2018

Skupowania złota ciąg dalszy - tym razem czas na Europę Środkową

Dolar pozostaje bardzo silny, podczas gdy ceny złota spadły i to daje wielu okazję do zakupu tego cennego kruszcu. Jednym z największych zaskoczeń w 2018 roku jest powiększenie rodzimych rezerw złota przez takie kraje jak Węgry i Polska.




O zmianie polityki banków centralnych wobec rezerw złota pisałem już niejednokrotnie. Swoje rezerwy sprowadziły z powrotem do kraju Niemcy a Chiny czy Rosja po cichu wciąż je zwiększają. Wygląda na to, że po raz pierwszy od 1986 roku na podobny ruch zdecydowały się także Węgry, które niedawno ogłosiły, że ich zasoby wynoszą obecnie 31,5 tony. 

Warto przy tym dodać, że całkiem niedawno Polska, jako pierwszy kraj członkowski UE w XXI wieku również dokonał zakupów złota. Te zakupy mogą być zaskoczeniem zważywszy na nieustanne powtarzanie, że złoto dziś nie jest już kluczowe dla wartości waluty i rezerw finansowych danego państwa, niemniej tylko w roku 2018 takie państwa jak Rosja, Turcja i Kazachstan dokonały 86% wszystkich zakupów na świecie. Sama tylko Rosja, pomimo poważnych problemów finansowych, zwiększa swoje rezerwy o 20 ton miesięcznie!


Na Bałtyku masowo giną ptaki. Przyczyna to zanik witaminy B

Żyjące nad Bałtykiem morskie ptactwo masowo wymiera, giną zarówno te rzadkie, jak i pospolite gatunki, np. mewy. Dopiero co wyklute z jaj pisklęta dostają po kilku dniach paraliżu i powoli umierają. Zdaniem naukowców z Uniwersytetu w Sztokholmie, przyczyną jest najprawdopodobniej niedobór tiaminy znanej też jako witamina B. 



Biochemik Lennart Balk podczas swoich badań nad zachowaniami ptaków na szwedzkim wybrzeżu Bałtyku dostrzegł ogromne zmiany w tamtejszej populacji i to w krótkim, zaledwie 5-letnim okresie. Poczynając od 2004 roku co raz więcej morskich ptaków nie było w stanie latać, było sparaliżowanych, nie mogło jeść i miało problemy z oddychaniem. Swoje obserwacje powiązał ze wcześniejszymi badaniami, z których wynikało, że podobne objawy można było dostrzec także wśród żyjących w Bałtyku ryb. 

Przyczyna leży w niedoborze witaminy B1 (tiaminy) - twierdzi Balk. Jest ona niezbędna w procesach metabolicznych i do prawidłowego funkcjonowania systemu nerwowego. Nie jest ona wytwarzana przez organizmy zwierzęce, lecz przez rośliny, między innymi fitoplankton, ale też bakterie i grzyby.

Chociaż badania wciąż trwają korelacja z obecnością tiaminy wydaje się być silna. Co więcej, podobne obserwacje poczyniono także w innych regionach świata, m.in. w rejonie Wielkich Jezior w Ameryce Północnej. Jedną z hipotez jest obecność nawozów sztucznych, które z pól trafiają do rzek a następnie do zamkniętych lub pół-zamkniętych zbiorników wodnych, takich jak Bałtyk czy Wielkie Jeziora. 











piątek, 26 października 2018

Księżyce nad Republiką Chińską



Sztuczny księżyc ma zostać wystrzelony na orbitę przed 2020 rokiem. Wszystko po to aby zastąpić uliczne latarnie w jednym z miast Chin, Chengdu. 


Co wiemy o "nowym" księżycu? Oświetlony satelita jest osiem razy jaśniejszy od prawdziwego księżyca, wykonane z materiału odbijającego jak lustro - będą krążyć po orbicie około 500 kilometrów nad Ziemią i oświetlać obszar o średnicy od 10 do 80 kilometrów. 

Naukowcy planują wysłać trzy sztuczne księżyce w kosmos w ciągu następnych czterech lat. 
Wu Chunfeng, przewodniczący Chengdu Aerospace Science and Technology, Microelectronics System Research Institute Corporation, informował że trzy sztuczne księżyce będą działać naprzemiennie w celu znacznego zmniejszenia zużycia energii w infrastrukturze, szczególnie w okresie zimowym.

czwartek, 25 października 2018

ISIS traci zasięgi w sieci

Wielokrotnie w mediach pojawiała się informacja o wojnie prowadzonej w sieci z zwolennikami ISIS. Filmy propagandowe, prasa, a także rekrutacja bojowników w ostatnim czasie "ucichła". Jednym z szczególnych znaków Państwa Islamskiego była szeroko zakrojona akcja w sieci, której towarzyszyła rekrutacja bojowników na terenie niemalże całej Europy i Azji i USA. 

Według The Washington Times, większość ekspertów ds. wojny informacyjnej Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych wierzy, że bardzo niewiele zostało z niegdysiejszej obecności w Internecie i mediach społecznościowych Państwa Islamskiego. Gazeta twierdzi, że według amerykańskiego Pentagonu całkowity ślad mediów grupy, która jest również znana jako Islamskie Państwo Iraku i Syrii (ISIS), zmniejszył się aż o 83 procent, odkąd osiągnął szczyt w 2015 roku. Działalność mierzona przez amerykański Pentagon obejmuje posty w mediach społecznościowych przez członków i dowódców Islamskiego Państwa, a także zdjęcia i filmy pro-ISIS emitowane na YouTube i innych platformach internetowych. Zawiera również materiały z biura prasowego Państwa Islamskiego, agencji informacyjnej Amaq, która w poprzednich latach wyprodukowała setki filmów promujących ISIS.

Eksperci powiedzieli " The Washington Times", że internetowy ślad Islamskiego Państwa skurczył się w wyniku utraty terytorium. Utrata fizycznych baz ISIS na Bliskim Wschodzie spowodowała śmierć wielu internetowych propagandystów grupy. Ci, którzy przeżyli, ukrywają się lub uciekają przed władzami, obawiając się aresztowania lub śmierci. To "zmiażdżyło zdolność [grupy bojowników sunnickich] do stworzenia skoordynowanej strategii internetowej", informował The Washington Times. Ataki wojskowe na ISIS nadal odbywają się równolegle z "agresywną kontr-strategią w cyberprzestrzeni"/ Obejmowało to skuteczne kierowanie tysięcy kont mediów społecznościowych należących do członków i zwolenników ISIS, a także złożonych operacji hakerskich. Amerykański Pentagon koordynuje również dostarczanie treści online, które przeciwdziałają narracji i wiadomościom Państwa Islamskiego.
Stwierdzenie, że grupa przestaje działać w sieci będzie mylące i błędne. Tylko we wrześniu tego roku w Internecie można było znaleźć 12 nowych filmików propagujących działalność terrorystyczną. Co więcej, wiadomym jest, że rekrutacja bojowników nadal jest prowadzona, ale na znacznie mniejszą skalę.
ISIS korzysta najczęściej z mediów społecznościowych, na platformach zakładane są fałszywe konta, które służą propagowaniu ogólnie zakazanych treści.


środa, 24 października 2018

Wielki wyścig o sztuczną inteligencję: Chiny na prowadzeniu

Sztuczna inteligencja (Artificial Intelligence - AI) to jedno z najgorętszych pojęć ostatnich lat. Największe potęgi polityczne i gospodarcze, a także największe światowe korporacje nie ustają w próbach by wyprzedzić konkurencję i zbudować 

fot. pixabay


Liczby mówią same za siebie: jak podaje Asia Times tylko w USA działają obecnie 1 393 startupy rozwijające sztuczną inteligencję. W Chinach jest ich już 383 w Izraelu 362 w Wielkiej Brytanii 245 a w Kanadzie 131. Wyprzedzają one takie kraje jak Japonia, Indie, Korea Pd. czy Singrapr a w Japonii 113, w Indiach 82, w Korei Pd. 42 a w Singapurze 35. To tylko liderzy, za nimi są jeszcze takie kraje jak Australia, Izrael, Wielka Brytania i Kanada. Wszystkie te firmy rywalizują między sobą o status najlepszych ośrodków badających AI w regionie, jest zaś o co walczyć bo tylko ze strony rządów do branży popłynęło w ostatnich latach odpowiednio 2,3 miliarda dolarów w USA i blisko 5 miliardów dolarów w Chinach. 

Kto ma realną szansę wygrać? Tego nie wiemy, do sukcesu na pewno będą potrzebne pieniądze - w tym zdecydowanie przodują USA i Chiny, ale to nie wszystko. Dużą rolę odgrywają także takie elementy jak gromadzenie danych, nowe rozwiązania i testy, zasoby sprzętowe, sektor badawczy i wielkość sektora biznesowego. 

Według badaczy z uniwersytetu w Oxfordzie szczególnie duże znaczenie mają 4 ostatnie czynniki, z których aż w trzech znaczącą przewagę mają Amerykanie. Chińczycy przodują w procesie gromadzenia danych (niewątpliwie sprzyja temu mniejsza dbałość o kwestie prywatności użytkowników), ale nie mają aż tak dużego zaplecza jak USA. Tutaj jednak wiele rzeczy wciąż się zmienia. Jak wskazuje serwis Wired Chiny mają niezwykłą umiejętność błyskawicznej absorpcji i testowania danego rozwiązania. Przykładowo gdy popularna stała się tzw. 'sharing economy' (np. Uber), w Chinach od razu powstały dziesiątki korzystających z tego rozwiązania startupów. Wiele z nich upadło, ale kilka z nich urosło w wielomilionowe biznesy. Tak samo może być również z AI.

Czy Amerykanie mogą się dogadać z Rosjanami?

Codziennie nowe doniesienia i nowe informacje na temat zamordowania saudyjskiego dziennikarza w konsulacie w Stambule. Stany Zjednoczone naciskają, Turcja podgrzewa temat, ale zagadnięty o całą sprawę Donald Trump stwierdza, że cała sprawa nie wpłynie na wart wiele miliardów dolarów kontrakt zbrojeniowy z Arabią. Skoro więc morderstwa i brak demokracji nie są problemem, to dlaczego by USA nie mogły dogadać się także z Rosją? 



Rosja jest dziś niezwykle krytyczna wobec Stanów Zjednoczonych (ze wzajemnością), na Rosję nałożone są sankcje, trwa rywalizacja na Bliskim Wschodzie i w Europie Wschodniej. Nic nie zapowiada poprawy, ale czy na pewno? Kiedy w grę wchodzą interesy, nie ma rzeczy niemożliwych.

11 Listopada w Paryżu spotkają się Donald Trump i Władymir Putin, co z tego wyniknie? 


  • współpraca (Cooperate)
  • rywalizacja (Compete)
  • konfrontacja (Confront) 


W ramach tych trzech zasad Zachód musi budować swoje relacje z Rosją. Dla wielu państw, naturalnym kierunkiem jest współpraca i w ten sposób konstruktywny wpływ na Moskwę (Węgry, Austria, Włochy, do pewnego stopnia Francja i Niemcy), dla innych Rosja stanowi wyzwanie jako geopolityczny lub energetyczny rywal i nalezy się liczyć z finansową lub nawet wojskową konfrontacją (USA, Polska) - to podejscie nie zakłada partnerskich relacji, ale jest realistycznym spojrzeniem bez jakichkolwiek złudzeń. 

Paradoksalnie jednak, właśnie takie twarde podejście, liczące się nawet z konfrontacją, może doprowadzić do formalnego resetu między Rosją i Zachodem. Rosnące zagrożenie ze strony Chin budzi obawy zarówno w Moskwie jak i w Waszyngtonie - dla Rosji silny Pekin oznacza marginalizację w Eurazji i pozbawienie wpływów nawet u swoich dotychczasowych, bliskich sojuszników (Kazachstan, Białoruś), dla USA Chiny to państwo kwestionujące fundamenty ich potęgi. Może się więc okazać, że wspólny wróg zbliży do siebie dotychczasowych rywali, nawet jeśli nadal będą ze sobą konkurować na innych obszarach np. na "poligonie" w Syrii, w ekspansji na rynkach energetycznych czy też w trwającej wojnie informacyjnej. 

piątek, 19 października 2018

Tysiące radioaktywnych odpadów na dnie morza - to pamiątka po sowieckiej marynarce

Nawet kilka tysięcy zbiorników zawierających radioaktywne odpady a nawet całe atomowe łodzie podwodne znaleźli rosyjscy badacze na dnie Morza Karskiego. 




Większość zbiorników zostało zatopionych przez sowiecką marynarkę wojenną wiele lat temu, nie zaobserwowano jakichkolwiek wycieków i nieszczelności, jednak ich obecność stanowi stałe zagrożenie dla zdrowia i życia. 

Trwająca półtora miesiąca ekspedycja na Morzu Karskim przeprowadzona została przez Rosyjską Akademię Nauk i jej celem było zewidencjonowanie zatopionych obiektów. 

Prowadzone corocznie badania są częścią szerszego projektu rozpoczętego jeszcze w ubiegłej dekadzie. Jej celem jest sporządzenie map niebezpiecznych dla zdrowia obiektów zatopionych w wodach na północ od rosyjskiego wybrzeża, przede wszystkim w okolicach Nowej Ziemii (gdzie w czasach ZSRS prowadzono testy nuklearne), Morza Karskiego, Morza Łaptiewów i Morza Białego. Sowiecka marynarka wyrzucała do morza toksyczne odpady praktycznie od połowy lat 50. XX wieku i dopiero w 2011 władze w Moskwie publicznie przyznały, że proceder miał miejsce aż do początku lat 90. 

Opublikowane do tej pory informacje mówią o 17 tysiącach pojemników z radioaktywnymi odpadami, 19 okrętach z zatopionymi zbiornikami, 14 reaktorów atomowych, jedna atomowa łódź podwodna K-27 oraz setki napromieniowanych maszyn i urządzeń. 

Ekolodzy obawiają się, że zatopione w czasach sowieckich materiały radioaktywne mogą wpływać na znajdujące się w okolicach arktycznych łowiskach ryb. 

wtorek, 16 października 2018

Wielkie podziały w cerkwi prawosławnej - czy patriarchowie Moskwy mają jeszcze władzę?

Do niedawna świat prawosławny wydawał się w miarę jednolity. Pod patriarchatem Moskiewskim funkcjonowała cerkiew białoruska i ukraińska a wszystkie one zachowywały jedność eucharystyczną z Patriarchatem Konstantynopola. Jednak wydarzenia ostatniego miesiąca sprawiły, że cerkwią wstrząsnęło kilka poważnych trzęsień ziemi, motywowanych, jak to zwykle bywa, polityką. 

Patriarcha Cyryl (fot. Wikipedia)


Zaledwie tydzień temu media na całym świecie poinformowały, że ukraińska cerkiew uzyska za zgodą patriarchy Konstantynopola Cyryla autokefalię, czyli niezależność od patriarchatu moskiewskiego, któremu podlegała od końca XVII wieku. Wówczas to w 1686 Moskwa uzyskała prawo do wyświęcania patriarchy Kijowa. Decyzja ta, może nie być zaskoczeniem zważywszy na niezwykle napięte w ostatnich latach stosunki między Kijowem a Moskwą. Zapewne, właśnie to zadecydowało także o przełomowym dla patriarchatu moskiewskiego decyzji, by swój synod po raz pierwszy w historii zorganizować na Białorusi. 

Podczas niedawnego, trzydniowego synodu w Konstantynopolu (Stambule) podjęto decyzję o odwołaniu anatemy dla Filareta - obecnego zwierzchnika nieuznawanego dotąd przez Kościoły prawosławne Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego. Decyzję tę, pochwaloną przez prezydenta Ukrainy, Petra Poroszenko, ostro skrytykował patriarchat Moskwy. Na odpowiedź nie trzeba było czekać zbyt długo. 

Zwołany w Mińsku synod Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej zdecydował bowiem o zerwaniu ""wszelkiej jedności eucharystycznej" z Patriarchatem Konstantynopola. 

Sama organizacja synodu w stolicy Białorusi nie jest też zapewne przypadkowa - ma ona bowiem przeciwdziałać podobnym próbom "secesji" ze strony lokalnych patriarchów a także umocnienia związku Mińska z Moskwą. Znamiennym jest przy tym fakt, że części białoruskich duchownych nie wpuszczono na odbywające się właśnie obrady.

Tajemnicze "zniknięcie" saudyjskiego dziennikarza

2 października pracujący dla The Washington Post, 59-letni dziennikarz Jamal Khashoggi wszedł do konsulatu swojego rodzimego kraju - Arabii Saudyjskiej w Stambule, skąd miał odebrać zaświadczenie o rozwodzie ze swoją dotychczasową żoną. Wszystko wskazuje na to, że żywy budynku już nie opuścił. 




Khashoggi był znanym krytykiem saudyjskich władz, szczególnie atakował udział wojsk saudyjskich w wojnie domowej w Jemenie i ich wsparcie dla egipskiego reżimu, w przeszłości znał się z Osamą Bin Ladenem, przeprowadził także wywiad z saudyjskim terrorystą, jednak odciął się od niego po zamachach z 11 września. Był stałym publicystą The Washington Post. Kiedy jesienią 2017 roku opuścił ojczyznę wszystko wskazywało na to, że udało mu się uciec przed represjami ze strony władz. Wizyta w konsulacie miała być tylko formalnością, bo od tego czasu nikt nie widział Khashoggiego żywego. Pracownicy konsulatu twierdzili co prawda, że dziennikarz opuścił budynek tylnym wyjściem, ale zdaniem tureckiej policji, zarejestrowałyby to znajdujące się w pobliżu kamery. Podczas przeszukania budynku 15 października, nie znaleziono żadnym śladów po Khashoggim, jednak jak wskazuje turecka policja, widać było próby zatarcia śladów. 

Władze tureckie oficjalnie z resztą twierdzą, że dziennikarz został brutalnie zamordowany wewnątrz konsulatu, z kolei media donoszą, że zaledwie dwa dni wcześniej do Stambułu przybyła 15-osobowa saudyjska delegacja korzystająca z paszportów dyplomatycznych. Ich zdaniem, to właśnie oni torturowali a następnie zamordowali Khashoggiego. 

Sami Saudyjczycy konsekwentnie utrzymują, że za zabójstwem mogli stać nieznani sprawcy a sam dziennikarz nie przebywał w konsulacie dłużej niż godzinę. 


czwartek, 11 października 2018

Aadhaar - krótka historia największego systemu biometrii na świecie

Indyjskie władze zbudowały największą na świecie bazę danych biometrycznych. Nie planują na tym poprzestać i to pomimo rosnących doniesień o błędach i nadużyciach. 




Aadhaar jest 12-cyfrowym numerem identyfikacyjnym, w który mogą się zaopatrzyć mieszkańcy Indii w oparciu o swoje demograficzne i biometryczne dane. System rejestruje tak unikalne dane jak zapis tęczówki oka czy odciski palców a następnie gromadzony w przez UIDAI (Unique Identification Authority of India), specjalną jednostkę rządową powołaną w 2009 roku. 

Z założenia Aadhaar miał przede wszystkim być potwierdzeniem obecności na terenie Indii (nie obywatelstwa), jego rozwój był uznany za priorytet przez wszystkie kolejne rządy i dzisiaj uchodzi za najbardziej rozwinięty system biometryczny na świecie. Pierwotnie dobrowolny system miał w założeniu uprościć system przyznawania pomocy publicznej, dostępu do usług publicznych i dokumentacji, miał także pomóc w walce z korupcją i wyłudzeniami, przede wszystkim wykorzystywaniem tzw. "podwójnej tożsamości". 

O ile jednak system pozwalał na znacznie szybsze otworzenie konta w banku, uzyskanie prawa jazdy czy innych usług, także z sektora prywatnego, pojawiły się głosy, że Aadhaar ma także drugą, znacznie ciemniejszą stronę. Z wielu stron kraju zaczęły spływać doniesienia o błędach i nadużyciach - o odmowie dostępu na podstawie istniejących danych biometrycznych, błędach w danych demograficznych. Co więcej organizacje przestępcze bardzo szybko znalazły sposób na fałszowanie danych identyfikacyjnych. 

Co gorsza jednak doniesienia te są uciszane przez rząd, który wyraźnie dąży do implementacji Aadhaar na jeszcze większą skalę. Przykładowo Aadhaar zaczyna być obowiązkowym jeśli rodzice chcą uzyskać akt urodzenia dla swojego dziecka lub dla pary rejestrującej małżeństwo. Powoli więc baza robi się obligatoryjna dla każdego. Skatalogowanie ludności będzie z resztą postępować, gdyż pomimo protestów premier Narendra Modi już zapowiedział, że w najbliższym czasie zostaną dostosowane przepisy pozwalające wykorzystać Aadhaarem przez banki czy sieci komórkowe. Co dalej? Oferty marketingowe w kartach czipowych? 


źródło: Scroll.in

Walka o koło polarne: Brytyjczycy ruszają na Północ

Brytyjski sekretarz obrony ogłosił, że przez co najmniej dekadę 800 komandosów będzie cyklicznie w okresie zimowych stacjonować na terytorium Norwegii. Będzie to trzeci obok amerykańskich i duńskich żołnierzy, którzy w ramach natowskiej taktyki odstraszania Rosji będą mieli za zadanie wzmocnić północną placówkę Sojuszu.



"Aktywność rosyjskich łodzi podwodnych bliska jest tej z czasów zimnej wojny, stąd rozsądnym działaniem będzie odpowiednio na to zareagować. Jeśli moglibyśmy cofnąć zegar o dekadę, wielu ludzi myślało wówczas, że możemy zapomnieć o jakichkolwiek napięciach na Dalekiej Północy czy na Północnym Atlantyku a samo zagrożenie zniknęło wraz z upadkiem Muru Berlińskiego. Okazuje się jednak, że zagrożenie powróciło." - przyznaje sekretarz. 

Cały program ma mieć związek z narastającym ryzykiem ze strony Rosji, która w związku z globalnym ociepleniem chce wykorzystać nowe szlaki i zasoby do tej pory ukryte pod lodowcami. Tereny te mieszczą się niedaleko rosyjskich portów i dawnych baz wojskowych i siłą rzeczy stanowią główny obszar zainteresowania tego państwa. O ile aktywność Rosjan, Amerykanów czy Duńczyków wydaje się naturalna, o tyle już Brytyjczycy mogą na Dalekiej Północy dziwić. Jedną z głównych przyczyn ma być, obok obowiązków w ramach NATO jest także chęć zademonstrowania swojej obecności i ewentualna ich obrona, może nie tyle w okolicach Koła Podbiegunowego, co przede wszystkim na Morzu Północnym.

źródło: highnorthnews

poniedziałek, 8 października 2018

Martwi powstaną? Naukowcy chcą ożywić martwe mózgi

Amerykańska firma Bioquark ogłosiła właśnie, że rozpoczyna prace nad stymulacją i udbudową martwych neuronów u pacjentów, u których stwierdzono tzw. śmierć mózgu. W efekcie, jeśli eksperymenty zakończą się sukcesem, możliwym będzie wydobywanie ze śpiączek osoby, które według dotychczasowej wiedzy, można było uznać za zmarłych. 

Terapia polegać będzie na wstrzykiwaniu do mózgu pacjenta komórek macierzystych, zaś rdzeń kręgowy będzie dodatkowo stymulowany za pomocą środków chemicznych i technik stymulujących komórki nerwowe. Metoda ta ma w założeniu sprawić, że mózg się niejako "zresetuje" a komórki nerwowe zostaną pobudzone do większej aktywności. 

Póki co samo rozwiązanie jest na bardzo początkowym etapie i nie ma gwarancji, że przyniesie ono oczekiwane rezultaty. Niemniej, dla wielu przedstawicieli świata nauki stanowi ono duże wyzwanie i budzi wiele nadziei. Ira Pastor, CEO przedsiębiorstwa "by podjąć się tak złożonej inicjatywy musimy połączyć ze sobą narzędzia służące do biologicznej regeneracji z istniejącymi już technikami medycyny, które służą do stymulacji systemu nerwowego, w tym u pacjentów cierpiących na zaburzenia świadomości. Liczymy, że pierwsze wyniki będziemy w stanie uzyskać w ciągu miesiąca lub dwóch." 





piątek, 5 października 2018

Mike Pence o polityce administracji Trumpa wobec Chin

Dopiero co opublikowane nagranie 45-minutowego wykładu wygłoszonego przez wiceprezydenta Mike'a Pence podczas spotkania na Hudson Institute.




Wygoda czy głupota? Szwedzi z własnej woli wczepiają sobie czipy pod skórę

Człowiek, który pozbawi się wolności dobrowolnie, będzie najlepszym niewolnikiem. I pewnie dlatego z czystej wygody już ponad 3000 Szwedów bez żadnego przymusu wczepiło sobie pod skórę elektroniczne mikroczipy, dzięki którym mogą zapomnieć o kartach płatniczych czy kluczach. 

Szwecja od lat uważana jest za synonim postępu, ze wszystkimi tego dobrymi, jak i złymi stronami. Szwecja to też jedno z najbardziej bezgotówkowych społeczeństw świata. Mało kto tutaj nosi jeszcze gotówkę i korzysta z niej nawet przy najdrobniejszych transakcjach. Nie ma się zatem czemu dziwić, że przyzwyczajeni do tego Szwedzi postanawiają iść o krok dalej i zupełnie zrezygnować z noszenia ze sobą karty.

Wprowadzone po 2015 roku implanty są mniejsze od ziarenka ryżu i można je bez większego problemu umieścić tuż pod skórą. Urządzenie zawiera wszystkie niezbędne informacje, które inni przechowują w swoich portfelach a najlepszym wypadku na smartfonach, zastępując m.in.:

  • karty wejścia na basen, siłownię,
  • bilety na komunikację miejską, 
  • karty wejściowe do biura,
Wkrótce zapewne pojawią się kolejne rozwiązania, bo po co komu karty płatnicze czy dowody osobiste? Z drugiej strony ryzyko związane z kradzieżą tożsamości nigdy nie było tak silne jak teraz. 






czwartek, 4 października 2018

Iran śledził zwolenników ISIS przy pomocy smartfonów

Władze w Teheranie mają swoje własne problemy z lokalnymi zwolennikami Państwa Islamskiego. Chcąc zachować nad nimi względną kontrolę, Irańczycy przygotowali specjalną aplikację, która kusząc treściami bliskimi poglądom ISIS stanowią tak naprawdę narzędzie do monitorowania jego zwolenników. 

Pismo DABIQ jest jednym ze sztandarowych narzędzi propagandy ISIS


Sunnici stanowią około 10% populacji szyickiego Iranu. Mówiący językiem perskim muzułmanie z tego odłamu stanowią naturalną wręcz grupę docelową dla działań propagandowych radykalnych ruchów islamskich z Państwem Islamskim na czele. Szyizm jest w oczach ISIS wynaturzeniem, herezją, którą trzeba zdecydowanie zwalczać, stąd mówiący w języku perskim i mieszkający na terenie Iranu sunnici stanowić mogą atrakcyjną bazę do budowy swojego nowego zaplecza w tym kraju. 

Z tego też powodu, jak ujawnia izraelska firma Check Point Software Technologies, władze w Teheranie opracowały specjalne aplikacje mobilne, które pozwalały pobrać na telefon m.in. tapety związane tematycznie z ISIS. Jednocześnie jednak aplikacja zawierała złośliwe oprogramowanie śledzące przesyłane wiadomości, historię przeglądanych stron internetowych, podsłuchująca rozmowy telefoniczne, używała kamer i mikrofonu a także podawała dokładną lokalizację urządzenia. Jak podaje CPST większość śledzonych telefonów należała do mówiących w języku perskim przedstawicieli mniejszości etnicznych, przede wszystkim Kurdów i Turkmenów. 

O ile sama firma nie jest w stanie ze 100% pewnością zdefiniować kto dokładnie stał za powstaniem tej aplikacji, to jednak z uwagi na tematykę oraz grupę docelową, najprawdopodobniej przedsięwzięcie było finansowane przez rząd Iranu. Jeśli to prawda, to jest to kolejny dowód na istnienie pracującej dla Iranu komórki specjalizującej się w cyberszpiegostwie. Jej działalność wiąże się z grupą "Leafminer", która przeprowadziła ataki na ponad 800 agencji i organizacji w Izraelu, Egipcie, Bahrainie, Katarze, Kuwejcie, ZEA, Afganistanie i Azerbejdżanie. 


Namibia: pierwszy Holocaust w wykonaniu Niemiec

Z czym kojarzy się dziś słowo "Holocaust"? Gdy je słyszymy, niejako automatycznie naszym oczom ukazują się dymiące kominy, druty kolczaste i miliony wychudzonych ludzi. Co bardziej wnikliwym mogą się jeszcze przypomnieć eksperymenty medyczne i ciężka praca, aż do skrajnego wyczerpania. Przede wszystkim jednak Holocaust, to druga wojna światowa i okres największego bestialstwa w dziejach ludzkości. 

Warto jednak przypomnieć, że nie były to pierwsze masowe ludobójstwa w nowożytnej historii, opinii publicznej znane są przecież opowieści o zbrodniach Belgów w Kongo, bombardowaniu Nankinu czy rzezi Ormian. Do tego dołączyć należy jeszcze jedną historię - tego, co robili Niemcy w Namibii, wiele lat zanim ktokolwiek usłyszał o Adolfie Hitlerze. 


Wszystko zaczęło się w latach 80. XIX wieku, kiedy to niedawno zjednoczone Niemcy zdobyły własne terytoria kolonialne w południowo zachodniej Afryce. Przybywający na miejsce kolonizatorzy zaczęli wypierać miejscową ludność z ich dotychczasowych siedlisk, pozbawiając pastwisk, wodopojów, nakładających dziwaczne i obce prawa i podatki. Jednocześnie Niemcy starali się rozgrywać sytuację wewnątrz nastawiając przeciw sobie dwa dominujące plemiona: Nama i Herero.  
Samuel Maharero

W styczniu 1904 Herero pod przywództwem Samuela Maharero zbuntowali się atakując niemieckie posterunki - zabijano mężczyzn oszczędzając jednak kobiety, dzieci, duchownych a także farmerów angielskiego i burskiego pochodzenia. W odwecie Berlin zobowiązał generała porucznika Lothara von Trotha by ten "zażegnał" bunt wszystkimi dostępnymi metodami, w tym ludobójstwa. Już w październiku tego samego roku von Trotha wydał rozkaz, który brzmiał w tłumaczeniu: 

"Wszyscy Herero muszą opuścić tę ziemię. Jeśli odmówią, wówczas zmuszę ich do tego za pomocą dział. Każdy Herero znaleziony w obrębie niemieckich granic, uzbrojony lub nie, będzie zabity. Nie brać jeńców. To moja decyzja odnośnie ludu Herero."

 W rezultacie mężczyzn zabijano na miejscu, zaś kobiety i dzieci wysyłano na pustynię by tam zmarli z głodu i pragnienia. Von Trotha swoją decyzję uzasadniał "ochroną niemieckich żołnierzy przed ich chorobami". W celu odizolowania zbuntowanych tubylców zbudowano na terenie Namibii 5 obozów koncentracyjnych, w tym najsłynniejszy obóz na Wyspie Rekinów zwanej też Wyspą Śmierci. Więźniowie Wyspy Rekinów wykorzystywani byli jako przymusowa siła robocza przy projektach realizowanych przez prywatne niemieckie przedsiębiorstwa, przy budowie infrastruktury, m.in. kolei, portu. 

W obozach prowadzono także doświadczenia medyczne, a czaszki więźniów zwrócono Namibii dopiero w 2001 roku. Więźniarki były zmuszane do gotowania głów zmarłych współwięźniów i oddzielania od kości pozostałości skóry, oczu i tkanek, wszystko w celu przygotowania ich do badań na niemieckich uniwersytetach. 


Kiedy zaledwie kilka miesięcy później podobny bunt podniosło plemię Nama, generał oznajmił, że "Każdy Nama, który się nie podda i zostanie złapany w obrębie niemieckiej strefy, zostanie zastrzelony, aż wszyscy zostaną wyeliminowani." Szacuje się, że w ciągu pięciu lat, od 1904 do 1909 roku zamordowano w Namibii łącznie 100 tysięcy tubylców. 

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf