sobota, 29 sierpnia 2015
Czy zagrożenie terroryzmem rośnie?
Poniżej wykresy i mapa przedstawiająca w miarę aktualne dane na temat skali terroryzmu na świecie. Jak widać, wbrew pozorom ilość ataków zmalała, jednak zagrożenie wciąż jest poważne.
piątek, 28 sierpnia 2015
Co się wydarzyło w chińskim mieście Tianjin?
Ogromna eksplozja do jakiej doszło niedawno w Chinach mogła mieć zupełnie inne podłoże niż do tej pory sugerowano. Są tacy co twierdzą, że w Tianjin eksplodowała bomba atomowa.
fot. www.veteranstoday.com |
Kilka tygodni temu w mieście Tianjin ok. 150 kilometrów od Pekinu doszło do ogromnego wybuchu. Według oficjalnych raportów źródłem eksplozji miało dojść w magazynie chemikaliów, do którego dostał się ogień i zgromadzone tam zapasy wybuchły.
To co budzi największe emocje, ale i pytania to ogromna kula ognia jaka wzbiła się nad magazynami oraz siła wybuchu, która wstrząsnęła okolicą pozostawiając ogromny krater i masę porozrzucanych dziesiątki metrów spalonych samochodów i kontenerów. Zasięg spalonej strefy szacuje się na ponad 20 tysięcy metrów kwadratowych, zaobserwowano także kolejne eksplozje. Władze zdecydowały się również na ewakuację wszystkich mieszkańców żyjących w promieniu 3 mil. Do tej pory doliczono się 85 ofiar śmiertelnych. Eksplozja była tak duża, że pojawiły się spekulacje czy aby to na pewno środki chemiczne, a jeśli tak to jakie znajdowały się w płonącym magazynie.
Zdaniem publicysty z serwisu Veterans Today siła wybuchu była tak silna ponieważ to nie była eksplozja środków chemicznych tylko... bomby atomowej. Na jakiej podstawie tak sądzi? Oto kilka argumentów za tą teorią:
1) Nie eksplodowały zbiorniki z paliwem,
2) Opony samochodów nie uległy spaleniu, on zostały spopielone,
3) Całe szkło uległo stopieniu lub spopieleniu, w przypadku zwykłej eksplozji po prostu by się potłukło,
4) wszędzie widać drobny, biały popiół, ponadto fioletowy odcień sugeruje występowanie trujących gazów,
To tylko kilka argumentów przemawiających za tą szokującą teorią, więcej można znaleźć na blogu Veterans Today.
środa, 26 sierpnia 2015
Assad dla libańskiej TV: USA są niesłowne, Rosja wiarygodna a Turcja to marionetka.
Zdaniem syryjskiego prezydenta to Izrael stoi za siłami opozycyjnymi walczącymi z rządem na terenie jego kraju, natomiast Stanom Zjednoczonym na rękę jest utrzymywanie chaosu na Bliskim Wschodzie.
W ostatni poniedziałek libańska telewizja al-Manar przeprowadziła wywiad z prezydentem Basharem al-Assadem, w którym syryjski przywódca odniósł się do sytuacji panującej w jego kraju. Assad stwierdził, że za kryzys w jego państwie odpowiadają podmioty zewnętrzne, których celem jest zarówno obalenie jego władzy jak i destabilizacja Syrii.
Odniósł się on również do Stanów Zjednoczonych, które jego zdaniem są rozdarte między dwoma istotnymi priorytetami swojej polityki zagranicznej. Z jednej bowiem strony Waszyngton chce walczyc z terroryzmem i nie chce by szerzące go organizacje odniosły sukces, z drugiej jednak strony obecna destabilizacja na Bliskim Wschodzie jest mu na rękę. Turcję sprowadził do roli marionetki, która pomimo ambicji pozostaje niczym innym jak strefą buforową między Bliskim Wschodem a Europą i nie może wykonać żadnych istotnych ruchów bez zgody USA. Samą politykę Stanów Zjednoczonych przedstawił jako nieprzewidywalną i zmienną: "kiedy jeden z wysokich rangą urzędników coś powie, inny w ciągu kilku dni oświadczy coś zgoła przeciwnego, a to co jeden przedstawiciel władz powie podczas porannego przemówienia, zostanie już następnego dnia przeinaczone. To jedna z cech polityki USA - opuszczanie sojuszników, opuszczanie przyjaciół, ciosy w plecy".
Z drugiej strony w korzystnym świetle przedstawił Rosje, która jego zdaniem nigdy nie działała jak Amerykanie - ich oświadczenia są konkretne i wiążące. Na pytania dotyczące Iranu Assad podkreślił, że oba państwa pozostają w sojuszu od 35 lat i trwale się wspierają, podkreślił przy tym, że obecne wzmocnienie pozycji międzynarodowej Iranu wpłynie także na sytuację Syrii, która dzięki temu również zyska zupełnie nowe możliwości manewru.
W wyniku trwającej od 2011 roku wojny domowej w Syrii zginęło blisko ćwierć miliona osób, ponad 7,2 miliona musiało opuścić swoje miejsce zamieszkania a 4 miliony musiało wyemigrować do sąsiednich krajów, w tym Jordanii i Libanu.
Rosyjski naukowiec twierdzi, że znalazł ślady przedpotopowej cywilizacji
W Rosji istnieje środowisko, które za swoisty cel postawiło sobie znalezienie dowodów, że na terytorium Eurazji istniała niegdyś potężna cywilizacja, która pozostawiła po sobie megalityczne pamiątki.
fot. Aleksander Kołtypin |
Zdaniem doktora Aleksandra Kołtypina znajdujące się w środkowej Turcji długie żłobienia w skale nie są wcale pochodzenia naturalnego, lecz gigantycznymi koleinami, które powstały w wyniku działania niezwykle ciężkich pojazdów.
Kołtypin jest geologiem, dyrektorem instytutu na jednej z moskiewskich uczelni wyższych, po swojej ostatniej wizycie w Anatolii ogłosił swoją niezwykłą teorię mediom. Stwierdził on, że głębokie bruzdy jakie ciągną się w Turcji nie są rezultatem działań natury, lecz pozostałością po starożytnych drogach, twierdzi, że jakieś pradawne wehikuły poruszały się kołami na miękkiej, być może mokrej glebie i w ten sposób wyżłobiły ślady, które oglądamy po dziś dzień. Ponieważ pojazdy były bardzo ciężkie to też ślady są głębokie. Podobny mechanizm sprawiał, że po dziś dzień możemy natrafić na odciski łap dinozaurów. "Jako geolog mogę z całą pewnością powiedzieć, że około 12-14 milionów lat temu jakieś przedpotopowe pojazdy przemierzały terytorium środkowej Turcji". Jego zdaniem temat ten pozostaje tabu dla współczesnych archeologów, którzy zajmując się podobnym tematem mogliby by szybko zniszczyć swoje kariery naukowe, gdyż ślady jak te podważają panujące powszechnie teorie o powstawaniu cywilizacji.
Nie jest to pierwsza teoria na temat tajemniczych, przedpotopowych cywilizacji, jakei w ostatnim czasie pojawiają się wśród rosyjskich naukowców. Dr Kołtypin utrzymuje, że równie dobrze istoty, które korzystały z tych pojazdów wcale nie musiały być ludźmi. Podobne wersje pojawiają się także w związku z megalitami jakie znaleziono jakiś czas temu na Syberii. Również ich kształ i położenie zdają się przeczyć jakiejkolwiek logice i nie pasują do panujących obecnie teorii na temat historii ludzkości i tego kto żył na Ziemi przed nami.
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy": Rozdział 35 Zamek Hochosterwitz. Austria
Noc była wyjątkowo ciemna. Jej aksamitnej czerni nic nie rozświetlało. Nie było księżyca, a gwiazdy schowały się w miejscu, do którego nie dochodził wzrok. Spływająca na ziemię czerń przydawała konturom zamkowych budowli demonicznego kształtu. Jego kształt rozpływał się na tle ciemnego nieba. Trudno było odróżnić, gdzie kończy się kamienny mur, a gdzie zaczyna wielometrowa przepaść. Marc szedł powoli, wspinając się po mocno nachylonej kamiennej ścieżce prowadzącej na górę, do zamku. Mimo że znał już tę drogę, bo przemierzał ją wcześniej kilkukrotnie, ostrożnie stawiał stopy. Niewiele widział. Szedł trochę po omacku. Mijał kolejne zamkowe bramy, wpatrując się w ich ledwo widoczne kontury. Nie wiedział gdzie jest. Stracił orientację. Nie liczył bram, które mijał. Wcześniej robił to za każdym razem. Wokół niego panowała cisza. Czasem rozrywał ją przeraźliwy krzyk jakiegoś ptaka, potęgując tajemniczy nastrój miejsca, w którym okrągłe, starte kamienie ułożone pieczołowicie w kształt drogi prowadzącej na zamek, zaświadczały o istnieniu pokoleń jego mieszkańców. Wydawało się, że czas się zatrzymał. Wszystko zastygło nieruchomo. Marc stanął w miejscu. Zaczął wsłuchiwać się w otaczającą go ciszę. Coś go w niej niepokoiło. Poczuł się nieswojo. Rozejrzał się dookoła. Niczego jednak nie dostrzegł. Sięgnął do kieszeni po papierosa i chwilę szukał zapalniczki. Znalazł. Płomień błysnął kilkukrotnie na moment, zanim udało się zapalić. Zaciągnął się głęboko. Jeszcze raz. Nagle z oddali doszedł do niego krzyk. To nie był odgłos dającego o sobie znać ptaka. Marcowi wydawało się, że usłyszał krzyk człowieka. Nie był pewny. Może coś mu się zdawało? Mrok rozjaśnił żar rozpalającego się papierosa. Mały czerwony znak, świadczący o jego obecności. W chwili, gdy chciał ruszyć dalej, znów usłyszał krzyk. Bardziej wyraźny. Tym razem był pewien, że krzyczał jakiś człowiek. Poczuł się nieswojo. Zastygł. Usłyszał zbliżający się tupot nóg. Ktoś szybko zbiegał z góry w jego kierunku. Hałas narastał. Ktoś był już blisko. Marc stał na środku ścieżki, nie mogąc zrobić kroku. Coś krępowało jego ruchy. Tuż za bramą, w której się znajdował, ścieżka skręcała ostro w prawo. Nie mógł dostrzec, co dzieje się kilkadziesiąt metrów od niego. Nagle zza zakrętu wypadł jakiś człowiek. Biegł wprost na niego. Jeszcze kilkanaście kroków. Nie zauważył Marca stojącego w bramie. Wpadł prosto na niego. Odbił się i upadł.
Marc nachylił się w jego kierunku. Spojrzał w twarz leżącego.
– To pan!? – wykrzyknął Marc.
Leżący człowiek spojrzał na niego.
– Cicho człowieku! Na litość boską, bądź cicho!!
Marc raz jeszcze spojrzał w twarz mężczyzny. Na ziemi, tuż przed nim, leżał człowiek, który odwiedził go kilka dni temu w redakcji w Hamburgu, tajemniczy „profesor”. Człowiek, który zaskoczył go swoją demoniczną opowieścią. Opowiadał mu o swojej pracy. Jak twierdził, pracował dla stworzeń pochodzących spoza ziemi. Marc nie widział go od czasu jego krótkiej wizyty. Pamiętał, że jego opowieść wzbudziła w nim wiele wątpliwości. Ale również go zaintrygowała, a nawet trochę wystraszyła. Teraz ów tajemniczy człowiek znalazł się w miejscu, w którym działy się dziwne rzeczy.
Marc wyciągnął do niego prawą rękę.
– Proszę wstać – zachęcił go.
Mężczyzna złapał dłoń Marca, podciągając się do góry.
Wstał. Obejrzał się za siebie.
– Uciekajmy stąd!
Marc spojrzał na niego zaskoczony.
– Jak to uciekajmy? A po co? Po co mamy uciekać?
– Uciekajmy... na Boga, człowieku... uciekajmy stąd... bo nas zabiją!
Marc osłupiał.
– Jak to zabiją? O czym ty mówisz?
Nieznajomy ponownie nerwowo spojrzał za siebie.
– Nie pytaj mnie teraz dlaczego... uciekajmy!
Złapał go za rękę i pociągnął za sobą, ruszając z miejsca.
Marc nie miał wyjścia, ruszył za nim.
– Zaczekaj... – Marc starał się zatrzymać nieznajomego.
– Wytłumacz mi...
– Uciekajmy z tego przeklętego miejsca!! Schowajmy się gdzieś – ściszył ton. – Posłuchaj, ukryj mnie gdzieś. – Ścisnął mocno rękę dziennikarza.
Marc wyrwał rękę z jego dłoni.
– Dobrze, chodźmy do mojego pokoju.
– Nie... – krzyknął nieznajomy. – Nie wrócę tam... nie zmuszaj mnie, bym tam wrócił. Zabiją mnie.
– Kto cię zabije? O czym ty mówisz?
– Boże, uciekajmy stąd... nie rozumiesz, że nas zabiją?
– Kto nas zabije?
– ONI ...
– Jacy oni? – Marc wypchnął ze swojej świadomości naswające się odpowiedzi. Tego było stanowczo za dużo... Nie chciał nawet myśleć, co za chwilę usłyszy.
Nieznajomy nachylił się do Marca. Ściszył głos. Złapał go mocno za przedramię.
– Pamiętasz? Pamiętasz – powtórzył – jak opowiadałem ci o bazie? O ośrodku położonym pod ziemią? Ta baza istnieje. W niej wszystko się obywa. Eksperymentują na porwanych mężczyznach, kobietach, a nawet dzieciach. Ale to nie wszystko. Odbywają się również eksperymenty atomowe, klonowanie, badania nad odruchami i uczuciami. Oni prowadzą zaawansowane eksperymenty nad kontrolą umysłu. Krzyżują ludzi ze zwierzętami.
– O czym ty mówisz? – zapytał gwałtownie Marc, przerywając nieznajomemu.
– Nie wiesz? Ludzie, którzy przyjeżdżają, są śledzeni. Samochody z zaciemnionymi szybami jeżdżą za nimi, aż się wyniosą.
– Ale gdzie się to dzieje!? – wykrzyknął Marc. – Tutaj?
Nieznajomy szarpnął go za rękę.
– Oni udawali, że szukają gazu. Wysadzali ziemię. W rzeczywistości budowali ogromne podziemne komnaty... budowali swój obóz...
– O jakim obozie mówisz? Nic nie rozumiem.
– Poziom siódmy... Prawdziwy koszmar. Coś jak połączenie laboratorium i więzienia. Widziałem tam różne preparaty... Zwierzęce i ludzkie embriony w formalinie, w małych i ogromnych słojach. Byli tam także żywi.... żywi ludzie... Uwięzieni.
W klatkach. Jedni pogrążeni byli w malignie, inni dziwnie pobudzeni. Wyglądali groteskowo. Nienaturalnie, przynajmniej większość z nich. Ale niektórzy wołali do mnie, błagali, żeby ich uwolnić. Myślałem, że to jakiś szpital, terapia. Wielu z nas tak myślało. Ale w końcu jeden z pracowników odkrył, jaka jest prawda. Ci ludzie nie urodzili się w sposób naturalny... byli dziećmi kobiet uprowadzanych przez Obcych...
– Gdzie to jest? Czy ty teraz stamtąd uciekłeś? – zapytał Marc.
Nieznajomy spojrzał na niego zaskoczony.
– Czy uciekłem? Skąd uciekłem? Uciekłem... oni mnie zabiją, jak mnie złapią. Pamiętasz Toma? Mówił, że poznaliście się na zamku Czocha.
Marc przytaknął.
– Posłuchaj mnie... Tom postanowił działać na własną rękę.
Tak, to było straszne ryzyko. Nie wiem, czy bardziej szalony był on, czy ci, z którymi zdecydował się porozmawiać. Są tutaj istoty, które mają zdolności telepatyczne, potrafią wniknąć głęboko w umysł i dotrzeć do każdej skrywanej myśli. Jeśli ktoś wie, że niczego nie można ukryć, a mimo to próbuje dotrzeć do prawdy, to naprawdę musi być szalony!
– I co? Czego się dowiedział?
– W Koszmarnej Sali był jeden człowiek, którego faszerowano ogromnymi ilościami środków. Ale zdarzały się krótkie chwile, kiedy był świadomy. Tom postanowił wykorzystać jeden z takich momentów i podczas aplikowania medykamentów zapytał go o kilka rzeczy. Potem sprawdził uzyskane informacje i dotarł do tego, kim był pacjent. Kim był, zanim tu się znalazł. Jego nazwisko figurowało na liście zaginionych, a rodzina poszukiwała go od długiego czasu. Bezskutecznie. A potem Tom dotarł do wielu podobnych historii. Setki ogłoszeń prasowych, artykułów o zaginionych bez wieści. Informacje, że ktoś gdzieś kogoś widział, że ktoś ma jakiś ślad. Policja. Otwarte śledztwa. Prywatni detektywi, sławny jasnowidz. Wszystko to na nic. Setki, a może tysiące podobnych historii. A pod tym wszystkim ogromna rozpacz i poczucie beznadziei. Tom to odkrył. Rozumiesz już? Rozumiesz, że ONI mnie znajdą? Nie pozwolą mi żyć...
Zanim Marc zdążył zareagować na słowa nieznajomego,obaj usłyszeli odgłos kroków. Ktoś, a raczej kilku ludzi, zbiegało z góry w ich kierunku.
Nieznajomy wystraszył się.
– Mówiłem ci, uciekajmy!! – wrzasnął. – Oni mnie ścigają!
Zostaw mnie! Muszę uciekać! Odepchnął Marca gwałtownie od siebie. Ruszył z miejsca. Oddalał się szybko. Zniknął w ciemnościach. Głos biegnących z góry ludzi zbliżał się. Marc rozejrzał się wokół siebie. Dostrzegł otwarte drzwi bramy dotykające z obu stron kamiennych murów. Szybko podbiegł do jednego ze skrzydeł. Wsunął się za nie, znikając z drogi. Wstrzymał oddech. Chowając się za drzwiami bramy słyszał dokładnie, jak ktoś wbiegł przez nią. Na pewno nie była to jedna osoba. Odgłosy stóp uderzających o kamienie były bardzo wyraźne. Głośne. Nienaturalnie głośne. Ustały szybko. Potem zapanowała cisza. Nie było człowieka, z którym rozmawiał. Nie było tych, którzy go ścigali. Marc usłyszał swoje bijące szybko serce.
wtorek, 18 sierpnia 2015
Austriacki wywiad: ktoś z USA pomaga uciekającym do Europy emigrantom
Tajemnicza grupa ma stać za zwiększoną ilością przerzutów uciekinierów z Trzeciego Świata do Europy Zachodniej, według anonimowego informatora mają oni przeznaczać duże sumy pieniędzy na pomoc imigrantom.
Problemy z imigrantami, którzy tłumnie przybywają do Europy z Bliskiego Wschodu i Afryki sprawiają, że w wielu krajach narasta atmosfera sprzeciwu przeciwko aktualnej polityce rządów. Co więcej pojawiają się również teorie, że imigracja jest sterowana z zewnątrz i ma charakter celowy. Według jednego z serwisów, które zajmują się tematyką "White Genocide" ostatnią falę emigracji wspiera ktoś związany ze Stanami Zjednoczonymi.
Informacje na ten temat pochodzą z austriackiego biura obrony podlegającego bezpośrednio tamtejszemu ministerstwu obrony. Jak podaje jeden z pracujących tam anonimowych pracowników w Stanach Zjednoczonych są grupy osób, które udzielają wsparcia finansowego osobom, które próbują nielegalnie dostać się do Europy.
Jak podaje ów anonimowy informator przewoźnicy, którzy obsługują kanały przerzutowe oczekują wyjątkowo dużych kwot za przewiezienie do Europy i z tego też powodu wielu potencjalnych uciekinierów nie stać na przedostanie się w granice UE. Cena waha się między 7000 a 14000 euro. Jednak aby koszty te obniżyć pojawiły się grupy ludzi, którzy dofinansowują kanały przerzutowe. "Nie każdy uciekinier z Afryki Północnej dysponuje 11 tysiącami euro w gotówce. Nikt nie pyta skąd są te pieniądze" - mówi Austriak dodając, że w mediach panuje kompletna blokada na pytania odnośnie sposobu w jaki emigranci dostają się do Europy.
Kto może stać za tą tajemniczą grupą? Źródeł może być wiele, mogą to być amerykańskie służby, którym w jakiś sposób zależeć ma na eskalacji konfliktu (co jednak jest problematyczne, gdyż sami zmagają się z podobnym problemem), mogą to być także niezależne środowiska, które mieszkają i działają w USA korzystając z tamtejszych zasobów finansowych i infrastruktury. Podstawowe pytanie jednak to: kto na tym korzysta?
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy":Rozdział 34 Zamek Hochosterwitz. Austria
Marc wyszedł ze spotkania z Georgiem oszołomiony. Gwałtownie łapał chłodne powietrze gwałtownie, starając się odzyskać równowagę psychiczną. Historia opowiedziana przez Georga przeraziła go. Inaczej myśli się o tak dramatycznych wydarzeniach odgrywających się daleko w historii, w czasie wojny, gdy śmierć jest na porządku dziennym, lecz jakże inaczej słyszy się o przerażających eksperymentach odbywających się gdzieś obok nas, w majestacie prawa. Ludzie traktowani jak zwierzęta laboratoryjne, fanatyczni eksperymentatorzy, będący katami dla swych ofiar. Prowadzący swoje ponure doświadczenia w imię naukowego rozwoju i cywilizacyjnej konieczności. Śmierć jednych pozwalająca na ratowanie drugich. Ta teoria niczego nie wyjaśniała. Niczego nie usprawiedliwiała. Marc słysząc o bestialskich zachowaniach, nie znajdował dla nich wytłumaczenia. Drżał. Jego ciało protestowało. Rozejrzał się dookoła. Wysoka góra z majestatycznym zamkiem być może skrywała koszmarną tajemnicę. Być może gdzieś tam w jej wnętrzu umierali ludzie. Marc pracował w swym niełatwym zawodzie od wielu lat. Słyszał wiele mrożących krew w żyłach historii, lecz czegoś takiego nie potrafił sobie wyobrazić. Nie umiał zachować dziennikarskiego obiektywizmu i właściwego temu zawodowi dystansu. Idąc potknął się o jakieś pękniecie w skale. Zachwiał się. Starał się odzyskać równowagę. Nagle usłyszał głośny szum. Huk narastał i stawał się coraz bardziej dotkliwy dla jego rozchwianego organizmu. Zaczął się rozglądać, szukając miejsca, z którego dochodził. Niczego jednak nie dostrzegał. Wokół panowała ciemność, przerwana jedynie smętnym światłem kilku parkingowych latarni. W pewnym momencie Marc został oświetlony ostrą smugą silnie skoncentrowanego światła, dochodzącego do niego z góry. Odruchowo skurczył się i pochylił głowę. W końcu zorientował się w sytuacji. Głośny warkot i ostre światło pochodziło z krążącego nad nim niewielkiego śmigłowca. Poruszał się nad pustym parkingiem, powoli obniżając swój lot. Marc odsunął się, dotykając plecami zimnej skały. Kurczowo złapał dłońmi za wystające kamienne występy. Spogląda na helikopter, mrużąc oczy. Ten kołysał się, znajdując się coraz niżej nad ziemią. Okrą-żające go rozłożyste śmigła wzniecały chmurę pyłu. W końcu wylądował. Był cały czerwony, pokryty białymi napisami. Z baru, z którego Marc przed chwilą wyszedł, wybiegło kilka osób. Najwyraźniej usłyszały głośny huk. Stanęły w miejscu, spoglądając w kierunku helikoptera, który wygaszał silnik. Drzwi po obu jego stronach otwarły się. Z wnętrza wyskoczyły trzy osoby ubrane w odblaskowe, żółte kamizelki i czerwone uniformy ratowników medycznych.
Dwie z nich zajęły się wyjmowaniem ze środka metalowych noszy pokrytych materiałem. Po chwili cała trójka pobiegła w kierunku windy prowadzącej na zamkowe wzgórze. Zapanowała cisza. Osoby stojące przed barem gestykulowały między sobą. Ktoś pokazywał ręką na śmigłowiec. Ktoś inny na zamkowe wzgórze. Marc opuścił ręce. Poczuł silny ból w lewej dłoni. Spojrzał na nią. W ciemności niczego nie dostrzegł. Dotknął jej drugą dłonią. Poczuł coś lepkiego.
„Krew?” – pomyślał. Uniósł rękę w kierunku światła dochodzącego z parkingu. Dłoń pokrywała ciemna, lepka plama krwi. Skaleczył rękę, łapiąc za skałę. Marc zastanawiał się nad obecnością w tym miejscu helikoptera medycznego. Na ogół po chorych wysyła się karetki.
„Może to dla kogoś ważnego? – pomyślał. – Ciekawe... chy-
ba wszyscy ważni już odjechali”.
Na parkingu słychać było rozmowy przekrzykujących się ludzi. Mijały minuty. W oczekiwaniu na powrót lekarzy, Marc wrócił pamięcią
do rozmowy z Georgiem. Nagle skojarzył obecność helikoptera z podejrzeniami swego rozmówcy.
„Może coś zaszło w miejscu, o którym rozmawialiśmy?
– pomyślał. – Może ktoś uległ wypadkowi? Boże, co się dzieje z Monik?” – zdenerwował się. W tej chwili przyszła mu do głowy przerażając myśl. „Może Monik została uwięziona pod zamkiem? Może robią
jej krzywdę?” Dłonie Marca zaczęły drżeć. Wcześniej nie skojarzył zniknięcia Monik z historią, którą usłyszał tego wieczora. Teraz czuł, jak ogarnia go zimny dreszcz.
„Przecież pod ziemią nie działa telefon komórkowy” – denerwował się coraz bardziej. Chciał pobiec na zamek. Szukać wejścia do czternastej bramy. W chwili, w której podjął tę decyzję, zobaczył wracającą obsługę helikoptera. Szli szybko. Właściwie biegli. Nieśli kogoś. „Boże, a może to Monik?” – pomyślał Marc. Ruszył biegiem w kierunku noszy. Był blisko.
– Proszę odejść! – krzyknął do niego jeden z mężczyzn. Marc nie słuchał. Podbiegł do noszy. Twarz osoby leżącej na noszach była zakryta.
Chciał sięgnąć ręką, by odsłonić chorego, ale mężczyzn niosący nosze odepchnął go mocno. Marc zatoczył się. Upadł. Wstał szybko, spoglądając na zni- kające w helikopterze metalowe nosze. Dostrzegł tylko czarne skarpetki, w które ubrane były nogi leżącej na noszach osoby.
– To nie Monik – powiedział do siebie. Odetchnął. – To nie
Monik...
Helikopter uruchomił silniki. Wirniki zaczęły się obracać coraz szybciej. Tuman kurzu podniósł się ponownie z ziemi. Śmigłowiec poderwał się. Zakołysał. Obrócił się dookoła swej osi i nabierając prędkości odleciał. Marc spoglądał chwilę za nim. Rozejrzał się. Stojący przed barem ludzie patrzyli w niebo. Marc oddalił się w kierunku drogi prowadzącej na zamek. Skaleczona ręka bolała. Po chwili zniknął w ciemności.
sobota, 15 sierpnia 2015
[Infografika] Świat dłużników czyli jakie państwa przodują w zaciąganiu kredytów?
Autorzy z niezastąpionego bloga Visual Capitalist korzystając z danych publikowanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy opracowali graf przedstawiający światowych liderów zadłużania się, czyli państwa, których budżety obciążone są największymi zobowiązaniami. Wśród nich liderem są oczywiście USA, druga Japonia jest z kolei najbardziej zadłużonych państwem azjatyckim.
Finlandia: implanty dla korzystających z pomocy społecznej?
Walka z Państwem Islamskim nabiera nowego wymiaru w sytuacji gdy okazuje się, że duża ilość ochotników, którzy przyłaczają się do ISIS to obywatele państw Europy Zachodniej, którzy dodatkowo korzystając z systemu benefitów finansują działalność swojej organizacji.
Kolejne doniesienia o obywatelach Europy Zachodniej walczących w szeregach ISIS sprawiają, że co raz większa grupa ludzi zaczyna szukać sposobów na ograniczenie zaciągu a jeśli byłoby to niemożliwe, to przynajmniej jego ograniczenie. Jednym z problemów jest także fakt, że walczący dla Państwa Islamskiego ochotnicy to już nie tylko sami imigranci, ale też rodowici Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy, którzy przeszli na islam i postanowili wziąć udział w Świętej Wojnie. Drugą grupą są potomkowie imigrantów, którzy na nowo odkrywają swoje islamskie dziedzictwo.Osoby te niejednokrotnie mają ustablilizowaną pozycję zawodową, jednak gdy postanawiają wyruszyć do Syrii, zwalniają się i przechodzą na zasiłek. Ten jest z kolei wypłacany na ich konto w momencie gdy ci są już często na Bliskim Wschodzie. W ten sposób Państwo Islamskie dostaje dodatkowe środki, tym razem od zachodnich państw dobrobytu...
Jak sobie radzić z tym problemem? Jednym z rozwiązań może być pomysł lidera nacjonalistycznej Partii Finów, który zasugerował by korzystającym z pomocy społecznej wszczepiać implanty, co ma ułatwić ich lokalizację. Maenranta twierdzi, że każdy kto korzysta z pomocy i opuszcza Finlandię powinien mieć taki implant. Ma to pozwolić na zlokalizowanie beneficjenta przez satelitę i dzięki temu upewnić się, że nie dołączył on do ISIS.
Czy taki pomysł może w ogóle zadziałać? Wielu uważa, że czipy są zbyt dużym naruszeniem prywatności i wolności, czy teraz po raz kolejny bezpieczeństwo okaże się jednak ważniejsze?
środa, 12 sierpnia 2015
Rosja: kolejny krok ku upadkowi
Rosja przeżywa w ostatnim czasie bardzo poważne problemy, dotychczasowy model gospodarczy już się wyczerpał, rodzą sie więc pytania, co będzie dalej?
Jednym z charakterystycznych dla Rosji, choć nieobcych również w Polsce modeli funkcjonowania są tzw. monomiasta, czyli duże metropolie, które w praktyce polegają głównie na jednej branży lub jednym zakładzie, który zatrudnia znaczącą większość mieszkańców, stanowi dla danej miejscowości główne źródło dochodów, ale też zaplecze socjalne dla pracowników. W samej Rosji ma ich być około 319, gdzie w sumie mieszka 14 milionów obywateli, większość z nich koncentruje się na takich branżach jak produkcja, metalurgia, przemysł drzewny lub paliwowy. Teraz, w obliczu kryzysu gospodarczego dotykającej cały kraj, miasta te przeżywają bardzo trudne chwile.
Same władze przyznały, że mniej więcej 2/3 tych miast jest ekonomicznie niestabulnych i w sytuacji zagrożenia władze federalne nie będą w stanie zapewnić im odpowiedniego bezpieczeństwa. Również sami Rosjanie powaznie ostatnio zbiednieli, tylko w tym roku inflacja wyniosła prawie 17% (16,9) a liczba Rosjan żyjących poniżej granicy ubóstwa wzrosła o 14% w roku ubiegłym. Ta co raz powazniejsza sytuacja w połączeniu z wciąż niepewnymi okolicznościami międzynarodowymi sprawiają, że władze na Kremlu będą miały w najbliższych latach wiele bardzo poważnych problemów.
Zdaniem analityków Stratforu Rosjanie będą musieli przede wszystkim skupić się na tym by kraj pozostał w miarę stabilny, by uniknąć niezadowolenia społecznego a w efekcie nawet masowych zamieszek, te ostatnie choć przy dzisiejszej popularności rządu wydają się mało realne, mogą w końcu się pojawić, szczególnie w momencie gdy w 2016 roku sytuacja nie ulegnie poprawie. Na pewno jednak Zachód nie omieszka wykorzystać tej fali niezaowolenia i rozważać będzie scenariusz jakiejś formy zmiany reżimu politycznego w Moskwie. Lub faktycznego rozpadu Federacji Rosyjskiej. Taki scenariusz jest również możliwy.
wtorek, 11 sierpnia 2015
Dziwne ruchy Rosji na Bałtyku, co planuje Moskwa?
Pokaz siły a może przygotowania do poważniejszej operacji? W ostanim czasie w okolicach Morza Bałtyckiego stwierdzono znaczny wzrost aktywności rosyjskiego lotnictwa.
Jak podaje brytyjski think tank European Leadership Network tylko w 2014 roku miały miejsce 3 incydenty, z których każdy mógł się zakończyć zarówno ofiarami śmiertelnymi jak i bezpośrednim konfliktem między Rosją a Zachodem. Pierwsze takie wydarzenie miało miejsce w marcu, kiedy to omal nie doszło do kolizji między samolotem pasażerskim startującym z Kopenhagi a rosyjskim samolotem, który nie poifnormował o swojej pozycji. Do drugiego doszło we wrześniu w Estonii kiedy to pracownika tamtejszego wywiadu uprowadzono do Moskwy i oskarżono o szpiegostwo. Miało to miejsce tuż po wizyce Baracka Obamy w krajach bałtyckich i złożeniu przez niego gwarancji bezpieczeńswa dla tych państw. Pod koniec października u wybrzeży Szwecji trwało z kolei poszukiwanie tajemniczego obiektu, który pływał w pobliżu Sztokholmu, strona rosyjska zaprzeczyła jakoby jakakolwiek łódź podwodna Federacji pływałą w tamtej okolicy.
W obliczu sankcji, konfliktu na Ukrainie, zajęciu Krymu a także narastającej wojny ideologicznej między Rosją i Zachodem, takie incydenty nie mogą być bagatelizowane, a Rosjanie od pewnego czasu zdają się prowokować i sprawdzać szybkość reagowania sił NATO. Tylko w zeszłym tygodniu mieliśmy kolejne, tym razem aż 3 incydenty związane z lotnictwem:
Norweskie wojsko poinformowało, że ich samoloty bojowe omal nie zderzyły się z rosyjskim myśliwcem, który znalazł się w niedużej odległości od nich. Incydent miał miejsce na północy kraju.
Finowie z kolei zgłaszają niezwykle wysoką aktywność rosyjskich wojsk nad Morzem Bałtyckim i Zatoką Fińską. Twierdzą, że zaobserwowano między innymi bombowce, myśliwce oraz samoloty transportowe, krążące między terytorium Rosji a Obwodem Kaliningradzkim.
Według relacji sił NATO rosyjskie samoloty były wielokrotnie widziane nad Bałtykiem, zaobserwowano ich w sumie ponad 30 typów,
Jakie są plany Rosjan? Czy któraś z kolejnych prowokacji może zakończyć się wybuchem znacznie poważniejszego konfliktu? Gdzie wówczas znajdzie się Polska?
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy": Rozdział 33 Zamek Hochosterwitz. Austria
Marc postawił przed Georgiem kufel piwa. Usiadł. Zapalił papierosa.
– Wspominałem o naszych zainteresowaniach. Otóż, nasza historia zaczęła się wkrótce po tym, jak dostałem dziwny telefon. Mój rozmówca prosił mnie o zainteresowanie się tajemniczymi lądowaniami samolotów, na niewielkim, ukrytym głęboko w lasach lotnisku w północnej Polsce. Ten człowiek podejrzewał, że skrywane przed światem nocne lądowania mogą budzić podejrzenia co do ich legalności. Pojechaliśmy z Monik, by zrealizować materiał na ten temat. Miałem zamiar napisać o czymś interesującym, lecz to, co później się stało, przeszło moje oczekiwania. Nastąpił szereg dziwnych wydarzeń, które doprowadziły do opublikowania informacji, że to małe, nikomu nieznane lotnisko przyjmowało amerykańskich więźniów skazanych za terroryzm.
– Tak, słyszałem o tym. Rozpętała się niezła afera.
– Właśnie, tylko problem w tym, że w gazecie nie ja o tym napisałem.
– Nie? Chyba po to tam pojechałeś?
Marc zastanowił się chwilę.
– W momencie gdy byłem dosłownie o włos od wyjaśnienia tej historii, będąc już na terenie ośrodka, który latami szkolił szpiegów, a gdzie jak się wydawało, jest amerykańskie więzienie, ktoś unieważnił moją przepustkę i musiałem natychmiast opuścić obiekt.
– To zaskakujące. Tak jakby ktoś przejrzał twoje zamiary.
– George ściągnął brwi. – Ale poczekaj, nie widzę kontekstu dla motywów późniejszego porwania Monik.
– Rzeczywiście, w tym kontekście nie bardzo je widać. Tylo tylko...
– Tak? Wydarzyło się coś jeszcze?
– Właśnie, zdarzyło się i to mnóstwo. Wiedzeni zbiegiem okoliczności dotarliśmy w międzyczasie do zamku Wewelsburg w Niemczech, na którym podsłuchaliśmy naradę kilkunastu osób, z której jasno wynikał ich ukryty wpływ na wydarzenia zachodzące na świecie. Jak się domyśliliśmy, było to spotkanie jakiegoś tajnego porozumienia nawiązującego tradycją do słynnego zakonu założonego w czasie drugiej wojny światowej przez Goebbelsa, właśnie na tym zamku. Cel tamtego zakonu był podobny, maksimum politycznych wpływów. Wydarzenia, jakie potem zaszły, wyraźnie wskazały, że zarówno my, jak i osoby, które razem z nami zajmowały się tym tematem, miały zostać zlikwidowane. Strzelano do nas, a jedno z nas cudem uniknęło śmierci.
– Właśnie, tylko problem w tym, że w gazecie nie ja o tym napisałem.
– Nie? Chyba po to tam pojechałeś?
Marc zastanowił się chwilę.
– W momencie gdy byłem dosłownie o włos od wyjaśnienia tej historii, będąc już na terenie ośrodka, który latami szkolił szpiegów, a gdzie jak się wydawało, jest amerykańskie więzienie, ktoś unieważnił moją przepustkę i musiałem natychmiast opuścić obiekt.
– To zaskakujące. Tak jakby ktoś przejrzał twoje zamiary.
– George ściągnął brwi. – Ale poczekaj, nie widzę kontekstu dla motywów późniejszego porwania Monik.
– Rzeczywiście, w tym kontekście nie bardzo je widać. Tylo tylko...
– Tak? Wydarzyło się coś jeszcze?
– Właśnie, zdarzyło się i to mnóstwo. Wiedzeni zbiegiem okoliczności dotarliśmy w międzyczasie do zamku Wewelsburg w Niemczech, na którym podsłuchaliśmy naradę kilkunastu osób, z której jasno wynikał ich ukryty wpływ na wydarzenia zachodzące na świecie. Jak się domyśliliśmy, było to spotkanie jakiegoś tajnego porozumienia nawiązującego tradycją do słynnego zakonu założonego w czasie drugiej wojny światowej przez Goebbelsa, właśnie na tym zamku. Cel tamtego zakonu był podobny, maksimum politycznych wpływów. Wydarzenia, jakie potem zaszły, wyraźnie wskazały, że zarówno my, jak i osoby, które razem z nami zajmowały się tym tematem, miały zostać zlikwidowane. Strzelano do nas, a jedno z nas cudem uniknęło śmierci.
– Nie zajmowaliście się tym sami?
– Początkowo tak, ale później był z nami młody ksiądz z Watykanu i pewien naukowiec z Polski. Dowiedzieliśmy się, że nowy zakon, dzięki swoim wpływom, posiada prawdopodobnie jakiś podziemny ośrodek służący koniecznej w tym procesie logistyce. Właśnie poszukiwaniom tego ośrodka poświęciliśmy nasz czas.
– Brzmi to bardzo interesująco. Czy twoja wizyta tutaj ma jakiś związek z tamtymi wydarzeniami?
Marc zastanowił się chwilę.
– Pozornie nie. Chociaż, jeśli założymy, że tajne spotkania i ich konsekwencje zawsze mogą się łączyć z nieformalnym porozumieniem wpływowych osób i ważnych dla światowej polityki i gospodarki instytucji, zawsze tak może być. Można odnieść wrażenie, przynajmniej przy mojej wiedzy, że nic ważnego na świecie nie zachodzi bez wcześniejszych planów, również wówczas, gdy tajne porozumienia są reakcją na coś, co nieprzewidzianie zaistnieje. I jeszcze jedno, na zamku Czocha w Polsce, niedaleko niemieckiejgranicy, poznaliśmy dwoje amerykańskich poszukiwaczy skarbów. Mieliśmy bardzo interesującą dyskusję. Tyle tylko, że na drugi dzień nagle zniknęli. I nie dosyć, że tak się stało, to obsługa zamku jednoznacznie stwierdziła, że nigdy ich na zamku nie było.
– Jak w dobrej powieści lub filmie – uśmiechnął się George.
– Właśnie.
– No dobrze, ale co ten ostatni przykład ma do miejsca, w którym się teraz znajdujemy?
– Otóż, jak ci już wspominałem, podczas pierwszej nocy po moim przyjeździe wybrałem się na mały spacer po zamkowym dziedzińcu. Tak bez specjalnego celu. W trakcie tego spaceru zobaczyłem grupę osób popędzanych przez strażników w kierunku czternastej bramy. Właśnie w tej grupie był człowiek spotkany na zamku Czocha. Dlatego być może te dwie sprawy wiążą się ze sobą. Może Monik została uprowadzona i znajduje się gdzieś w podziemiach czternastej bramy? Wiesz, jeszcze jedno – przed przyjazdem tutaj dostałem dziwny telefon. Ktoś, kogo nie znam, przekazał mi informację, że mam nie jechać w tę podróż. Mówiąc wprost, była to groźba. George zamyślił się, pijąc piwo.
– Z tego, co wynika z twojej relacji, nie możemy wykluczyć żadnego z tych wątków. Jeżeli pozwolisz, spróbuję się włączyć w twoje poszukiwania.
– Byłbym ci ogromnie wdzięczny, gdybyś mi pomógł.
– Oczywiście, możesz na mnie liczyć. Postaram się, swoimi kanałami, dowiedzieć, jak najwięcej, a potem wspólnie coś postanowimy. OK?
– Jasne – odpowiedział Marc. – Trochę mnie pocieszyłeś swoją deklaracją. Możemy chyba wrócić do twojej opowieści. Jestem bardzo ciekawy, co dzieje się w tym dziwnym miejscu. Wspominałeś o eksperymentach prowadzonych przez ludzi będących pod obcym wpływem, o kimś, kto uciekł.
– Właśnie, chciałem ci wyjaśnić istotę tych badań, jeżeli można te niehumanitarne praktyki nazwać słowem kojarzącym się z naukowym postępem. Stanęliśmy na tym, że ostrzegłem cię, iż dalsza część mojej relacji może wzbudzić twoją bardzo negatywną reakcję.
– Jestem przygotowany na każdą, nawet najgorszą informację.
– W porządku, posłuchaj. To, o czym ci powiem, można zdefiniować jednym wyrazem: pseudonauka. Chodzi mi o prowadzenie eksperymentów z dziedzin kontrowersyjnych. Stosunek do osób zajmujących się tym procederem ze stronynaukowców jest dwojaki. Jedni uważają, że nie warto zajmować się głupstwami i ignorują pseudonaukowców, traktując ich mało poważnie. Druga grupa to zdecydowani przeciwnicy, którzy są zadeklarowanymi wrogami pseudonaukowców, uważając, że ich działalność wyrządza krzywdę nie tylko samej nauce, ale i całej ludzkości. Co do działań polityków w tej sprawie, jest to o wiele bardziej skomplikowane. Oczywiście, oficjalnie ich stosunek jest negatywny, ale już nieoficjalnie... różnie z tym bywa. W końcu prace nad bombą atomową również prowadzono w tajemnicy. Co z tego później wyniknęło, wiedzą już dziś wszyscy.
– Masz rację – odezwał się Marc. – Cel uświęca środki. Dla
uzyskania przewagi nad swoimi przeciwnikami są gotowi za-
wrzeć pakt z samym diabłem.
– Właśnie, idąc za twoją myślą, sam diabeł też się pojawia. Jego rolę widzi się w hipotezach stawianych od lat, że obce cywilizacje nie tylko od dawna są na Ziemi zadomowione, ale co więcej, że wykorzystują uprowadzonych przez siebie ludzi do swoich eksperymentów. O tym wiemy najmniej. Być może i dobrze – dodał George. – Przynajmniej spaliśmy dotychczas spokojniej. Chciałbym opowiedzieć ci o pewnych eksperymentach, które jak mogę się domyślać, prawdopodobnie prowadzone są w miejscu, w którym się znajdujemy.
– Jesteś tego pewny? – zapytał Marc.
– Nie, nie jestem i nie pytaj mnie przypadkiem, skąd o tym wiem. Być może razem uda nam się znaleźć rozwiązanie tajemnicy czternastej bramy.
– Początkowo tak, ale później był z nami młody ksiądz z Watykanu i pewien naukowiec z Polski. Dowiedzieliśmy się, że nowy zakon, dzięki swoim wpływom, posiada prawdopodobnie jakiś podziemny ośrodek służący koniecznej w tym procesie logistyce. Właśnie poszukiwaniom tego ośrodka poświęciliśmy nasz czas.
– Brzmi to bardzo interesująco. Czy twoja wizyta tutaj ma jakiś związek z tamtymi wydarzeniami?
Marc zastanowił się chwilę.
– Pozornie nie. Chociaż, jeśli założymy, że tajne spotkania i ich konsekwencje zawsze mogą się łączyć z nieformalnym porozumieniem wpływowych osób i ważnych dla światowej polityki i gospodarki instytucji, zawsze tak może być. Można odnieść wrażenie, przynajmniej przy mojej wiedzy, że nic ważnego na świecie nie zachodzi bez wcześniejszych planów, również wówczas, gdy tajne porozumienia są reakcją na coś, co nieprzewidzianie zaistnieje. I jeszcze jedno, na zamku Czocha w Polsce, niedaleko niemieckiejgranicy, poznaliśmy dwoje amerykańskich poszukiwaczy skarbów. Mieliśmy bardzo interesującą dyskusję. Tyle tylko, że na drugi dzień nagle zniknęli. I nie dosyć, że tak się stało, to obsługa zamku jednoznacznie stwierdziła, że nigdy ich na zamku nie było.
– Jak w dobrej powieści lub filmie – uśmiechnął się George.
– Właśnie.
– No dobrze, ale co ten ostatni przykład ma do miejsca, w którym się teraz znajdujemy?
– Otóż, jak ci już wspominałem, podczas pierwszej nocy po moim przyjeździe wybrałem się na mały spacer po zamkowym dziedzińcu. Tak bez specjalnego celu. W trakcie tego spaceru zobaczyłem grupę osób popędzanych przez strażników w kierunku czternastej bramy. Właśnie w tej grupie był człowiek spotkany na zamku Czocha. Dlatego być może te dwie sprawy wiążą się ze sobą. Może Monik została uprowadzona i znajduje się gdzieś w podziemiach czternastej bramy? Wiesz, jeszcze jedno – przed przyjazdem tutaj dostałem dziwny telefon. Ktoś, kogo nie znam, przekazał mi informację, że mam nie jechać w tę podróż. Mówiąc wprost, była to groźba. George zamyślił się, pijąc piwo.
– Z tego, co wynika z twojej relacji, nie możemy wykluczyć żadnego z tych wątków. Jeżeli pozwolisz, spróbuję się włączyć w twoje poszukiwania.
– Byłbym ci ogromnie wdzięczny, gdybyś mi pomógł.
– Oczywiście, możesz na mnie liczyć. Postaram się, swoimi kanałami, dowiedzieć, jak najwięcej, a potem wspólnie coś postanowimy. OK?
– Jasne – odpowiedział Marc. – Trochę mnie pocieszyłeś swoją deklaracją. Możemy chyba wrócić do twojej opowieści. Jestem bardzo ciekawy, co dzieje się w tym dziwnym miejscu. Wspominałeś o eksperymentach prowadzonych przez ludzi będących pod obcym wpływem, o kimś, kto uciekł.
– Właśnie, chciałem ci wyjaśnić istotę tych badań, jeżeli można te niehumanitarne praktyki nazwać słowem kojarzącym się z naukowym postępem. Stanęliśmy na tym, że ostrzegłem cię, iż dalsza część mojej relacji może wzbudzić twoją bardzo negatywną reakcję.
– Jestem przygotowany na każdą, nawet najgorszą informację.
– W porządku, posłuchaj. To, o czym ci powiem, można zdefiniować jednym wyrazem: pseudonauka. Chodzi mi o prowadzenie eksperymentów z dziedzin kontrowersyjnych. Stosunek do osób zajmujących się tym procederem ze stronynaukowców jest dwojaki. Jedni uważają, że nie warto zajmować się głupstwami i ignorują pseudonaukowców, traktując ich mało poważnie. Druga grupa to zdecydowani przeciwnicy, którzy są zadeklarowanymi wrogami pseudonaukowców, uważając, że ich działalność wyrządza krzywdę nie tylko samej nauce, ale i całej ludzkości. Co do działań polityków w tej sprawie, jest to o wiele bardziej skomplikowane. Oczywiście, oficjalnie ich stosunek jest negatywny, ale już nieoficjalnie... różnie z tym bywa. W końcu prace nad bombą atomową również prowadzono w tajemnicy. Co z tego później wyniknęło, wiedzą już dziś wszyscy.
– Masz rację – odezwał się Marc. – Cel uświęca środki. Dla
uzyskania przewagi nad swoimi przeciwnikami są gotowi za-
wrzeć pakt z samym diabłem.
– Właśnie, idąc za twoją myślą, sam diabeł też się pojawia. Jego rolę widzi się w hipotezach stawianych od lat, że obce cywilizacje nie tylko od dawna są na Ziemi zadomowione, ale co więcej, że wykorzystują uprowadzonych przez siebie ludzi do swoich eksperymentów. O tym wiemy najmniej. Być może i dobrze – dodał George. – Przynajmniej spaliśmy dotychczas spokojniej. Chciałbym opowiedzieć ci o pewnych eksperymentach, które jak mogę się domyślać, prawdopodobnie prowadzone są w miejscu, w którym się znajdujemy.
– Jesteś tego pewny? – zapytał Marc.
– Nie, nie jestem i nie pytaj mnie przypadkiem, skąd o tym wiem. Być może razem uda nam się znaleźć rozwiązanie tajemnicy czternastej bramy.
– Ładnie powiedziane – uśmiechnął się Marc. – Wymyśliłeś dobry tytuł dla artykułu.
– Nieprędko by się ukazał – zaśmiał się George. – Wrócę do tematu, jeżeli pozwolisz. Jak już powiedziałem, starałem się dowiedzieć, co może być istotą prowadzonych eksperymentów i mam wrażenie, że może chodzić o badania prowadzone wcześniej na Dalekim Wschodzie przez jednego z miejscowych medyków. Jeżeli pozwolisz, nie będę się skupiał na osobach, które, jak można domniemywać, zainicjowały te ponure wydarzenia. Skupię się na ich istocie. Musisz wiedzieć, że niezwykle trudno jest dociec prawdy, a tym bardziej wskazać na ludzi, mając pewność co do ich odpowiedzialności. Czasem działalność jednego maniaka może prowadzić do tragedii.
– Na ogół ten właśnie, jak powiedziałeś, maniak, jest jak wierzchołek góry lodowej. Tylko on jest widoczny. Za takim maniakiem stoją ludzie, a nawet całe środowiska, które mają w jego działaniach swój własny interes – Marc skomentował wypowiedź Georga.
– Trudno się z tobą nie zgodzić. W przypadku tego maniaka, zapewne jak przypuszczasz, wspieranego przez kogoś o kim się nie mówi publicznie, możemy mówić o działaniach, które doprowadziły do prawdziwego horroru. Ich opis można podobno znaleźć w zaciszu archiwów pewnej akademii medycznej. Z tego co mi wiadomo, ów człowiek był jej pracownikiem, co pozwoliło mu prowadzić makabryczne eksperymenty. Był przy tym wykładowcą i, o ironio, uczył przyszłych lekarzy. Powstały wówczas urządzenia do tak zwanego biorezonansu.
– Biorezonansu? Brzmi dosyć naukowo – zdziwił się Marc.
– Nieprędko by się ukazał – zaśmiał się George. – Wrócę do tematu, jeżeli pozwolisz. Jak już powiedziałem, starałem się dowiedzieć, co może być istotą prowadzonych eksperymentów i mam wrażenie, że może chodzić o badania prowadzone wcześniej na Dalekim Wschodzie przez jednego z miejscowych medyków. Jeżeli pozwolisz, nie będę się skupiał na osobach, które, jak można domniemywać, zainicjowały te ponure wydarzenia. Skupię się na ich istocie. Musisz wiedzieć, że niezwykle trudno jest dociec prawdy, a tym bardziej wskazać na ludzi, mając pewność co do ich odpowiedzialności. Czasem działalność jednego maniaka może prowadzić do tragedii.
– Na ogół ten właśnie, jak powiedziałeś, maniak, jest jak wierzchołek góry lodowej. Tylko on jest widoczny. Za takim maniakiem stoją ludzie, a nawet całe środowiska, które mają w jego działaniach swój własny interes – Marc skomentował wypowiedź Georga.
– Trudno się z tobą nie zgodzić. W przypadku tego maniaka, zapewne jak przypuszczasz, wspieranego przez kogoś o kim się nie mówi publicznie, możemy mówić o działaniach, które doprowadziły do prawdziwego horroru. Ich opis można podobno znaleźć w zaciszu archiwów pewnej akademii medycznej. Z tego co mi wiadomo, ów człowiek był jej pracownikiem, co pozwoliło mu prowadzić makabryczne eksperymenty. Był przy tym wykładowcą i, o ironio, uczył przyszłych lekarzy. Powstały wówczas urządzenia do tak zwanego biorezonansu.
– Biorezonansu? Brzmi dosyć naukowo – zdziwił się Marc.
– Tak, nazwa może wprowadzić w błąd. Biorezonans należy do tej samej grupy zagadnień co różdżkarstwo czy inne rodzaje postrzegania pozazmysłowego. Człowiek stosujący owe praktyki może wykryć coś, czego na ogół nie można dostrzec w tradycyjny sposób. Popularne jest oczywiście szukanie żył wodnych czy, w przypadku bioterapii, miejsca jakiegoś schorzenia. Tak rozumiana zdolność nazywana jest biolokacją. Nic by nie było w tym nadzwyczajnego, gdyby nie teorie i idące za nimi eksperymenty wspomnianego szaleńca. Nazwałbym je intensywną destrukcją obiektu biologicznego. George spojrzał na Marca. Ten wsłuchiwał się w jego słowa z coraz większym zaciekawieniem.
– Mów, proszę.
– Otóż, jak zapewne wiesz, do wykrywania niewidocznych źródeł wody używa się świeżo ściętej gałęzi drzewa.Mamy tutaj do czynienia z tak zwaną biolokacją. W pewnym sensie owa ścięta gałąź jest w stanie agonii – i właśnie to sprawia, że staje się znakomitym przewodnikiem dla biolokacji, bo wzmacnia jej działanie. Umierający organizm oddaje swoją energię, wzmacnia działanie... I dlatego woda zostaje odnaleziona.
Marc gwałtownie podniósł głowę.
– Przypominają mi się przykłady rytualnych zabójstw w różnych grupach etnicznych. – odezwał się Marc.
– Trafne skojarzenie. Zdolność do biolokacji zwiększa się, jeżeli obok człowieka, który ją stosuje, umiera jakieś żywe stworzenie, a jeszcze bardziej, jeżeli sam operator tej czynności, osobiście je zabija, a szczególnie, kiedy robi to intensywnie. Zespół kierowany przez wspomnianą osobę wykonał podobno szereg makabrycznych eksperymentów na zwierzętach, zwłokach ludzkich, płodach po aborcji oraz... – George spojrzał na Marca – na żywych pacjentach.
George zamilkł na chwilę.
Marc zbierał myśli.
– Nie należę do osób, które łatwo zaskoczyć, a już tym bardziej zaszokować. Jednak to co mówisz, powoduje, że cierpniami skóra.
– Mówiłem ci, że sprawa jest makabryczna.
Marc sięgnął po papierosa. Zaciągnął się głęboko.
– Jestem gotów słuchać dalej.
– W porządku. Otóż, eksperyment realizowano poprzez oddziaływanie na obie półkule mózgu operatora biolokacji polem magnetycznym. Umieszczano między induktorem pola magnetycznego a strefą skroniową operatora obiekt biologiczny, lub jego składnik, znajdujący się w stadium definitywnej śmierci. W momencie badania następowało stadium nieodwracalnych zmian, prowadzących do śmierci. Mówiąc wprost, początkowo zwierzęta, a potem ludzie musieli być umierający.
– Rozumiem, że zabijano ich podczas eksperymentu?
– Właśnie – odparł George.
– Jak to robiono?
– Mów, proszę.
– Otóż, jak zapewne wiesz, do wykrywania niewidocznych źródeł wody używa się świeżo ściętej gałęzi drzewa.Mamy tutaj do czynienia z tak zwaną biolokacją. W pewnym sensie owa ścięta gałąź jest w stanie agonii – i właśnie to sprawia, że staje się znakomitym przewodnikiem dla biolokacji, bo wzmacnia jej działanie. Umierający organizm oddaje swoją energię, wzmacnia działanie... I dlatego woda zostaje odnaleziona.
Marc gwałtownie podniósł głowę.
– Przypominają mi się przykłady rytualnych zabójstw w różnych grupach etnicznych. – odezwał się Marc.
– Trafne skojarzenie. Zdolność do biolokacji zwiększa się, jeżeli obok człowieka, który ją stosuje, umiera jakieś żywe stworzenie, a jeszcze bardziej, jeżeli sam operator tej czynności, osobiście je zabija, a szczególnie, kiedy robi to intensywnie. Zespół kierowany przez wspomnianą osobę wykonał podobno szereg makabrycznych eksperymentów na zwierzętach, zwłokach ludzkich, płodach po aborcji oraz... – George spojrzał na Marca – na żywych pacjentach.
George zamilkł na chwilę.
Marc zbierał myśli.
– Nie należę do osób, które łatwo zaskoczyć, a już tym bardziej zaszokować. Jednak to co mówisz, powoduje, że cierpniami skóra.
– Mówiłem ci, że sprawa jest makabryczna.
Marc sięgnął po papierosa. Zaciągnął się głęboko.
– Jestem gotów słuchać dalej.
– W porządku. Otóż, eksperyment realizowano poprzez oddziaływanie na obie półkule mózgu operatora biolokacji polem magnetycznym. Umieszczano między induktorem pola magnetycznego a strefą skroniową operatora obiekt biologiczny, lub jego składnik, znajdujący się w stadium definitywnej śmierci. W momencie badania następowało stadium nieodwracalnych zmian, prowadzących do śmierci. Mówiąc wprost, początkowo zwierzęta, a potem ludzie musieli być umierający.
– Rozumiem, że zabijano ich podczas eksperymentu?
– Właśnie – odparł George.
– Jak to robiono?
George ponownie spojrzał w oczy Marca.
– To równie makabryczne, jak to, co ci powiedziałem przed chwilą. Otóż, podobno stosowano... – George zawahał się – uszkodzenia mechaniczne i rożne sposoby upuszczania krwi. Zamrażanie, zatruwanie organizmu, wielokrotne oparzenia różnymi kwasami i oparzenia termiczne. Głodzenie, odwodnienie, niedotlenienie i uduszenie. Porażenie prądem elektrycznym i promieniowaniem jonizującym. Prądami wichrowymi i wysokim stężeniem chloru. O innych sposobach już nie wspomnę.
– To jakiś koszmar. To wszystko zdarzyło się naprawdę?
– zapytał przerażony Marc. Od nadmiaru szokujących informacji niemal kręciło mu się w głowie.
– Początkowo eksperymenty prowadzono, jak już wspomniałem, na zwierzętach. Ich ciała w stanie agonii były umieszczane między induktorem magnetycznym a głową operatora. Stosowany wówczas test, przeprowadzany na dwunastu operatorach, polegał na odgadywaniu figur geometrycznych na zasłoniętych kartkach. Zauważono, że większe efekty uzyskiwali ci operatorzy, którzy własnoręcznie uśmiercali zwierzęta w czasie eksperymentu. Efekt był również tym lepszy, im większa była organizacja zabijanego obiektu. Później badania przeprowadzano na zwłokach dopiero co zmarłych ludzi, w tym noworodków, które zmarły przy porodzie czy embrionów uzyskanych przy aborcji. Co było potem, już ci powiedziałem.
– Powiedz mi w takim razie – odezwał się Marc – co to ma wspólnego z urządzeniami do biorezonansu?
– Uzasadnień eksperymentatorów było wiele. Doświadczenia pomogły zbudować takie urządzenia, które w trakcie swojego oddziaływania na ludzki organizm leczą, przerywając pewne zachodzące w nim procesy. Mglista ideologia dorabiana do tej makabry niewarta jest poważnych rozważań.
– George, czy można znaleźć potwierdzenie tego o czym mówisz?
– O jakie potwierdzenie ci chodzi? Publiczne? Tajnych służb? Dla ciebie, dziennikarza, najważniejsze bywają potwierdzenia w publikacjach, nieprawdaż? – uśmiechnął się George.
– To równie makabryczne, jak to, co ci powiedziałem przed chwilą. Otóż, podobno stosowano... – George zawahał się – uszkodzenia mechaniczne i rożne sposoby upuszczania krwi. Zamrażanie, zatruwanie organizmu, wielokrotne oparzenia różnymi kwasami i oparzenia termiczne. Głodzenie, odwodnienie, niedotlenienie i uduszenie. Porażenie prądem elektrycznym i promieniowaniem jonizującym. Prądami wichrowymi i wysokim stężeniem chloru. O innych sposobach już nie wspomnę.
– To jakiś koszmar. To wszystko zdarzyło się naprawdę?
– zapytał przerażony Marc. Od nadmiaru szokujących informacji niemal kręciło mu się w głowie.
– Początkowo eksperymenty prowadzono, jak już wspomniałem, na zwierzętach. Ich ciała w stanie agonii były umieszczane między induktorem magnetycznym a głową operatora. Stosowany wówczas test, przeprowadzany na dwunastu operatorach, polegał na odgadywaniu figur geometrycznych na zasłoniętych kartkach. Zauważono, że większe efekty uzyskiwali ci operatorzy, którzy własnoręcznie uśmiercali zwierzęta w czasie eksperymentu. Efekt był również tym lepszy, im większa była organizacja zabijanego obiektu. Później badania przeprowadzano na zwłokach dopiero co zmarłych ludzi, w tym noworodków, które zmarły przy porodzie czy embrionów uzyskanych przy aborcji. Co było potem, już ci powiedziałem.
– Powiedz mi w takim razie – odezwał się Marc – co to ma wspólnego z urządzeniami do biorezonansu?
– Uzasadnień eksperymentatorów było wiele. Doświadczenia pomogły zbudować takie urządzenia, które w trakcie swojego oddziaływania na ludzki organizm leczą, przerywając pewne zachodzące w nim procesy. Mglista ideologia dorabiana do tej makabry niewarta jest poważnych rozważań.
– George, czy można znaleźć potwierdzenie tego o czym mówisz?
– O jakie potwierdzenie ci chodzi? Publiczne? Tajnych służb? Dla ciebie, dziennikarza, najważniejsze bywają potwierdzenia w publikacjach, nieprawdaż? – uśmiechnął się George.
– Ale skoro sobie życzysz... W pewnej książce ukazał się fragment artykułu z gazety, w której pisano, że istnieje laboratorium, gdzie odrąbuje się głowy, dusi, oblewa kwasem, parzy i topi. A wszystko po to, by uzyskać efekt promieniowania śmierci, które wzmacniane specjalnymi urządzeniami działa na mózg człowieka, zwiększając jego zdolności paranormalne. Marc zgasił papierosa, mocno wpychając go w popielniczkę.
– Chyba mam dość. Powiedz mi, co to ma wspólnego z twoją obecnością tutaj? Uważasz, że tego rodzaju eksperymenty prowadzone są w tym miejscu? W tym zamku?
George zawahał się.
– Nie wiem, pewnie gdyby tego nie podejrzewano, nie byłoby mnie tutaj. Ale nie mam takiej wiedzy. Powiedziałem ci, że być może warto rozwiązać tajemnicę czternastej bramy.
– Chyba mam dość. Powiedz mi, co to ma wspólnego z twoją obecnością tutaj? Uważasz, że tego rodzaju eksperymenty prowadzone są w tym miejscu? W tym zamku?
George zawahał się.
– Nie wiem, pewnie gdyby tego nie podejrzewano, nie byłoby mnie tutaj. Ale nie mam takiej wiedzy. Powiedziałem ci, że być może warto rozwiązać tajemnicę czternastej bramy.
niedziela, 9 sierpnia 2015
[Infografika] Kto ma złoto? Chiny powoli pną się do góry
Poniższa infografika prezentuje stan rezerw złota na świecie. Ranking ten jeszcze niedawno był aktualny, ale w połowie lipca Chiny ogłosiły po raz pierwszy od 2009 roku, że ich rezerwy złota są znacznie wyższe.Obecnie Państwo Środka posiada w swoich skarbcach 1658 ton złota, w światowym rankingu wyprzedziło tym samym Rosję. To zapewne nie koniec niespodzianek bo Chiny od lat są głównym wydobywcą złota na świecie, to również Pekin importuje najwięcej żółtego metalu.
piątek, 7 sierpnia 2015
70 lat po nuklearnym Holocauście, czy ludzkość wyciągnęła z tego wnioski?
Okrągła rocznica zrzucenia bomb atomowych na dwa japońskie miasta skłania do refleksji nad konsekwencji na skutkami i kulisami tego bezprecedensowego wydarzenia.
Ruiny katedry w Nagasaki |
"Japończycy byli gotowi się poddać, nie było potrzeby uderzać w nich tą okropną rzeczą" - powiedział generał Eisenhover w wywiadzie jakie udzielił Newsweekowi w 1963. To samo powiedział szef sztabu prezydentów Roosevelta i Trumana, admirał William D. Leahy "moim zdaniem wykorzystanie tej barbarzyńskiej broni w Hiroszimie i Nagasaki nie miało znaczenia dla naszych działań wojennych w walce z Japonią. Japończycy byli już wówczas zwyciężeni i gotowi się poddać z powodu skutecznej blokady morskiej i bombardować prowadzonych konwencjonalnymi środkami. (...) W moim odczuciu będąc pierwszymi, którzy użyli tej broni przyjęliśmy standard etyczny powszechny dla barbarzyńców z czasów Mrocznych Wieków (...) wojen nie wygrywa się poprzez niszczenie kobiet i dzieci."
Przytoczone powyżej opinie to tylko dwa stanowiska ówczesnych amerykańskich wojskowych komentujących decyzję o zrzuceniu bomb atomowych na Hiroshimę i Nagasaki.
W tym roku mija 70 lat odkąd 6 i 9 sierpnia 1945 roku na dwa japońskie miasta zrzucono bomby zabijając tysiące ludzi i doprowadzając do trwałego kalectwa kolejne rzesze Japończyków. W obliczu tej tragedii Kraj Kwitnącej Wiśni uczcił pamięć zabitych a premier Abe zadeklarował, że jako państwo najbardziej poszkodowane przez broń atomową Japonia powinna być liderem starań o zupełne je wycofanie ze światowych arsenałów.
A kontekście tych wydarzeń warto przytoczyć kilka interesujących faktów dot. zrzucenia bomb:
- Japonia była już wówczas o krok przed poddaniem się, zrzucenie bomby nie było więc konieczne,
- Nagasaki było jednym z najbardziej nietypowych miast Japonii, żyło tam najwięcej chrześcijan w całym kraju, w wyniku uderzenia bomby zginęło tam blisko 8 tysięcy katolików,
- w Nagasaki zniszczenia były mniejsze, choć użyto potężniejszego ładunku, jednak dzięki ukształtowaniu terenu (wiele dolin i gór) siła uderzenia została nieco zredukowana, centrum wybuchu zlokalizowane było na przedmieściach, gdzie znajdowały się głównie domy mieszkalne, szpitale, szkoły i fabryki,
- większość ofiar bombardowań stanowili cywilie, szacuje się, że w obu miastach mogło zginąć odpowiednio: 90-166 tys. w Hiroszimie i 39-80 tys. w Nagasaki, z czego połowa w pierwszym dniu ataków,
- większość ofiar bombardowań stanowili cywilie, szacuje się, że w obu miastach mogło zginąć odpowiednio: 90-166 tys. w Hiroszimie i 39-80 tys. w Nagasaki, z czego połowa w pierwszym dniu ataków,
środa, 5 sierpnia 2015
Tajemnica z przeszłości rozwiązana: generał Patton został zamordowany
Wydana niedawno książka rzuca nowe światło na kulisy śmierci jednego z najwybitniejszych dowódców II Wojny Światowej. Wynika z niej, że generał Patton zginął w wyniku operacji przeprowadzonej wspólnie przez wywiady amerykański i sowiecki.
21 grudnia 1945 w szpitalu w Heidelbergu zmarł dotychczasowy gubernator wojskowy Bawarii, generał George S. Patton. Kilka tygodni wcześniej doznał on ciężkich obrażeń w wyniku wypadku samochodowego. Gen. Patton uznawany był za jednego z najwybitniejszych, ale też najbardziej kontrowersyjnych dowódców amerykańskich w trakcie II Wojny Światowej. Od czasu jego śmierci krążyły spekulacje, że wypadek jaki miał miejsce 9 grudnia nie był jednak zupełnie przypadkowy.
W niedawno wydanej książce "Target Patton" historyk Robert Wilcox dotarł do nie publikowanych wcześniej pamiętników, z których wynika, że gen. "Wild Bill" Donovan, dowódca Office of Strategic Services (OSS), poprzednika CIA nie ufał Pattonowi i obawiał się, że ujawni on tajemnice, które mogą zaszkodzić karierze wielu wysoko postawionych dowódców. Wilcox twierdzi, że gdyby Patton nie zginął w 1945 roku i ujawnił część faktów z czasów wojny, Eisenhover nigdy nie zostałby prezydentem.
Zabójstwem miał zająć się zmarły w 1999 roku Douglas Bazata, który w swoich pamiętnikach opisał przebieg zamachu, w wyniku którego Patton miał zginąć. Cała operacja nie udała się jednak w pełni i stan zdrowia generała zaczął się poprawiać, wówczas do akcji wkroczyło NKWD i potajemnie otruło Pattona. Całą akcję przeprowadzono za cichym przyzwoleniem amerykańskich służb.
Ciała generała nie poddano sekcji zwłok.
wtorek, 4 sierpnia 2015
Były sowiecki szpieg: to my wymyśliliśmy teologię wyzwolenia
Teologia wyzwolenia była produktem KGB i jej celem było promowanie komunizmu w krajach Ameryki Łacińskiej. W projekt mocno zaangażowane były także rumuńskie służby.
http://tradcatknight.blogspot.com/ |
W wywiadzie dla Catholic News Agency Ion Mihai Pacepa, były generał rumuńskiej tajnej policji, który uciekł do Stanów Zjednoczonych przyznał, że KGB miało duży wkład w powstanie a następnie rozprzestrzenianie się teologii wyzwolenia w Ameryce Południowej. Za pomysłem stał Nikita Chruszczow, który chciał być zapamiętany jako ten, który dokonał eksportu komunizmu do obu Ameryk, Rumunia, jako kraj romański miała odegrać w tej operacji kluczową rolę.
To KGB wymyśliło nazwę, wykorzystując popularność hasła "wyzwolenie" jakiego używało wiele wspieranych przez Sowietów organizacji w Kolumbii (FARC), Boliwii (NLA) czy Palestynie (OWP).
Jako narzędzie do szerzenia nowej doktryny posłużyć miała Chrześcijańska Konferencja Pokojowa (zał. w 1958 roku w Pradze) oraz Rada Światowa Rada Pokoju (zał. w 1950 roku w Warszawie). Obie organizacje były w pełni finansowane i kontrolowane przez KGB, a większość ich pracowników stanowili zakamuflowani agencji sowieckiego wywiadu.
W 1968 roku zorganizowana została konferencja lewicujących południowoamerykańskich biskupów, która odbyła się Medellin w Kolumbii. Głównym tematem konferencji była bieda, zaś nieoficjalnym cele było zdefiniowanie nowego ruchu religijnego, który zachęci ubogich do buntu przeciwko "zinstytucjonalizowanej przemocy". Nowy ruch miał być z kolei zarekomendowany Światowej Radzie Kościołów, nad którą kontrolę chciało przejąć KGB. Konferencja zakończyła się sukcesem, zaakceptowała także nazwę "teologia wyzwolenia" jako określenie swojego nowego ruchu.
Pacepa nie potwierdza jednak czy główni przedstawiciele teologii wyzwolenia byli w istocie na liście płac KGB, twierdzi, że nie dysponuje dowodami w tym temacie.
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy". Rozdział 32: Gdzieś w podziemiach kościoła w Sankt Kathrein. Austria
Spod uchylonych powiek Poul dostrzegł twarz, bardzo blisko siebie. Twarz... czy raczej coś, co mogło ją przypominać, bo nie należała do człowieka.
„Co to jest?! – zapytał się w myślach przerażony.
Ogromne szare oczy wpatrywały się w niego wnikliwie, z odległości zaledwie kilkunastu centymetrów. Nigdy nie widział takich oczu. Gorączkowo szukał w myślach podobnego obrazu, ale wyobraźnia nie podsuwała mu kompletnie nic. Poczuł dziwny zapach. Siarka? Jakiś kwas? Nie potrafił rozpoznać tej duszącej woni, która drażniła jego nozdrza.
„Boże, czy ja umarłem? – pomyślał. – Gdzie ja jestem?”
Bał się otworzyć szerzej oczy. Nie pamiętał, co stało się po tym, jak dostrzegł dwie zbliżające się do niego postacie. Zamknął oczy, by nie zauważyły, że się ocknął. Stracił przytomność nie czując żadnego uderzenia, ukłucia czy uścisku. Zapadł w ciemność. Strach chwytał go za gardło. Chciał znaleźć jakiekolwiek racjonalne wyjaśnienie, ale na próżno.
„Jestem w piekle...” – Co innego mógł poczuć w tym koszmarnym miejscu?
Ponownie rozchylił powieki. Chciał rozejrzeć się wokół siebie. Stojąca nad nim postać wyprostowała się i odwróciła w bok. Poruszyła głową, jakby kogoś wzywając. Poul zobaczył stojącą obok drugą postać. I jeszcze dwie inne, u jego nóg. Długie szyje i podłużne głowy pokrywała szaro-zielona, matowa skóra. Otaczające go postacie nie były podobn do ludzi. Nie były podobne do nikogo... Starał się przypomnieć sobie wszystkie znane mu osoby, zwierzęta, a nawet postacie będące wymysłem artystów. Nie doszukał się żadnego znanego sobie podobieństwa do istot otaczających łóżko, na którym leżał. Nagle, rozglądając się dookoła dostrzegł jeszcze kogoś. Tym razem to był człowiek. Stał z tyłu, w białym fartuchu czy kombinezonie, Poul nie widział go zbyt dokładnie. Stojący najbliżej niego „ktoś” spojrzał ponownie w jego kierunku. Poul szybko przymknął powieki. „Boże, miej mnie w swojej opiece. Ojcze nasz, który jesteś w niebie...” – nie mógł powstrzymać odmawianej w myślach tysiące razy modlitwy. Bał się drgnąć. Pomyślał o swoim ciele, leżącym nieruchomo. Czuł dziwne usztywnienie w mięśniach. Nie rozpoznawał czy leży nagi, czy ma na sobie ubranie. Nie czuł czy ma skrępowane nogi i ręce. Spróbował poruszyć prawą dłonią. Delikatnie, by nikt tego nie dostrzegł. Nie czuł nic, żadnego bodźca. Jedynie ten dziwny zapach. Był teraz bardziej intensywny. „Chyba pochyla się znowu nade mną” – pomyślał. Poul leżał bezwładnie. Nie mógł się ruszać, coraz bardziej wyczuwał paraliż swojego ciała.
„Dlaczego mogę unieść powieki? Wszystko pozostałe jest sztywne...”
Intensywny zapach stał się łagodniejszy. Mimo tego bał się otworzyć oczy i spróbować ogarnąć wzrokiem otaczającą go rzeczywistość. Pomyślał, że póki jest nieprzytomny, nic złego mu się nie stanie. Próbował wmówić to sobie, by odzyskać choć trochę pewności siebie.
Otaczała go cisza, pomimo że w pomieszczeniu przebywało kilka osób.
Poul nie słyszał żadnych słów, mimo iż wydawało mu się, że stojące nad nim postacie porozumiewały się ze sobą. Nie docierały do niego dźwięki, nie zarejestrował szumu klimatyzacji ani żadnych innych urządzeń, tak normalnych w pomieszczeniach, w których przebywał na co dzień. Myśli przelatywały szybko przez jego umysł. Przypominał sobie jak tu trafił. Lotnisko, mała farma, obcy ludzie, Monik zamknięta w piwnicy...
„Monik, gdzie jest Monik?” – zaniepokoił się. Na chwilę stracił świadomość jej obecności. Skoncentrowany na sobie czuł się jak na sali operacyjnej ze stojącym nad nim konsylium lekarzy. A może raczej jak ofiara wypadku, nad którą pochyla się ktoś, by sprawdzić czy jeszcze żyje. Miał chaos w głowie. W końcu otworzył oczy, chcąc znaleźć Monik. Niepokój o nią pozbawił go strachu. Rozejrzał się. W pomieszczeniu nie było nikogo. Otaczające go postacie zniknęły bezszelestnie.
Poul chciał się podnieść. Nie mógł się jednak ruszyć. Spojrzał przed siebie. Jego źrenice rozszerzyły się ze strachu. Znajdował się w sali ze ścianami i sufitem ze szkła. Za nimi widział skałę świadczącą o tym, że pomieszczenie znajdowało się pod ziemią. Widziana przez niego część sali była średniej wielkości, około stu metrów kwadratowych. Oświetlona była jasno zielonym światłem, które wydobywało się nie wiadomo skąd. Nie było w niej lamp. Nie było szaf, regałów. Nie było w niej niczego. Z jednym wyjątkiem. W lewym rogu, na pionowym stojaku stał przywiązany do niego człowiek, a w zasadzie zwłoki człowieka. Nagie ciało z krwawym przecięciem poniżej linii włosów. Poul spoglądał na przywiązane ciało z narastającym gwałtownie przerażeniem. Człowiekiem przywiązanym do metalowego stojaka był... również Poul. Czy raczej ktoś bliźniaczo podobny.
Wydawało się, jakby spał. Zamknięte oczy, spokojna twarz, naturalny kolor skóry. Gdyby nie przecięcie wzdłuż czoła i fakt przywiązania do pionowego stojaka nie było by w nim nic przerażającego. Poza faktem, iż był sobowtórem człowieka leżącego na łóżku. Żywego człowieka, spoglądającego na swoje lustrzane odbicie.
Poul starał się poderwać z pozycji, w jakiej się znajdował. Czuł szum w głowie spowodowany narastającym ciśnieniem krwi. Fala gorąca przepływała po jego ciele. Jego serce łomotało zagłuszając martwą ciszę panującą w pomieszczeniu, które stało się jego miejscem kaźni. Chciał opanować swoje gwałtowne emocje. Szukał wzrokiem Monik. Pozycja w jakiej się znajdował ograniczała jednak pole jego widzenia. Monik, jak mu się wydawało, nie było w sali.
Zamknął oczy. Walczył ze strachem. Starał się opanować szalone bicie serca. Gwałtownie łapał powietrze. Sala pod ziemią, sparaliżowane ciało, przerażające postacie, on i martwy człowiek, podobny do niego jak kropla wody.
„Boże, dlaczego mnie tak doświadczasz? – pomyślał. – Daj mi siłę, pozwól mi zrozumieć” – modlił się.
Po kilku minutach uspokoił się na tyle, by zacząć analizować sytuację, w jakiej się znalazł.
„Czy „Oni” mi coś zrobili? Kim byli? Kim był człowiek ubrany w biały fartuch? Kim jest jego sobowtór? Co mu się stało?
Czy przygotowywali mnie do jakiegoś zabiegu?” – zadawał sobie w głowie coraz więcej pytań. – „A może? A może – powtórzył – nie jestem sobą tylko nim?”
Czuł jak krople potu spływają mu po czole.
„Uspokój się” – powiedział w myślach do siebie. – „Przecież żyję, myślę. Pamiętam, co się działo wcześniej. Nie zapomniałem jak znalazłem się w podziemiach kościoła. Pamiętam Monik. Przecież gdyby chcieliby mi coś zrobić, byłbym pewnie na jego miejscu. – Spojrzał w kierunku rogu sali. – Niepotrzebnie panikuję. Spokój Poul, spokój... Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje...” Czas mijał. Poul modlił się. Sparaliżowany, przerażony, uwięziony w przepełnionej szarością skał sali, zalanej jasnyświatłem. Nie wiedział co zaszło, zanim odzyskał przytomność. Nie podejrzewał, że za kilka minut ponownie zapadnie się w ciemność.
Kto stworzył islamski terroryzm?
W dniu dzisiejszym zachęcam do zapoznania się z materiałami filmowymi dotyczącymi historii islamskiego, radykalnego terroryzmu. Czy będziecie zaskoczeni jeśli powiemy, że nie powstał on samoistnie, lecz był owocem działalności służb wywiadowczych konkretnych państw?
Subskrybuj:
Posty (Atom)