poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy": Rozdział 35 Zamek Hochosterwitz. Austria



Noc była wyjątkowo ciemna. Jej aksamitnej czerni nic nie rozświetlało. Nie było księżyca, a gwiazdy schowały się w miejscu, do którego nie dochodził wzrok. Spływająca na ziemię czerń przydawała konturom zamkowych budowli demonicznego kształtu. Jego kształt rozpływał się na tle ciemnego nieba. Trudno było odróżnić, gdzie kończy się kamienny mur, a gdzie zaczyna wielometrowa przepaść. Marc szedł powoli, wspinając się po mocno nachylonej kamiennej ścieżce prowadzącej na górę, do zamku. Mimo że znał już tę drogę, bo przemierzał ją wcześniej kilkukrotnie, ostrożnie stawiał stopy. Niewiele widział. Szedł trochę po omacku. Mijał kolejne zamkowe bramy, wpatrując się w ich ledwo widoczne kontury. Nie wiedział gdzie jest. Stracił orientację. Nie liczył bram, które mijał. Wcześniej robił to za każdym razem. Wokół niego panowała cisza. Czasem rozrywał ją przeraźliwy krzyk jakiegoś ptaka, potęgując tajemniczy nastrój miejsca, w którym okrągłe, starte kamienie ułożone pieczołowicie w kształt drogi prowadzącej na zamek, zaświadczały o istnieniu pokoleń jego mieszkańców. Wydawało się, że czas się zatrzymał. Wszystko zastygło nieruchomo. Marc stanął w miejscu. Zaczął wsłuchiwać się w otaczającą go ciszę. Coś go w niej niepokoiło. Poczuł się nieswojo. Rozejrzał się dookoła. Niczego jednak nie dostrzegł. Sięgnął do kieszeni po papierosa i chwilę szukał zapalniczki. Znalazł. Płomień błysnął kilkukrotnie na moment, zanim udało się zapalić. Zaciągnął się głęboko. Jeszcze raz. Nagle z oddali doszedł do niego krzyk. To nie był odgłos dającego o sobie znać ptaka. Marcowi wydawało się, że usłyszał krzyk człowieka. Nie był pewny. Może coś mu się zdawało? Mrok rozjaśnił żar rozpalającego się papierosa. Mały czerwony znak, świadczący o jego obecności. W chwili, gdy chciał ruszyć dalej, znów usłyszał krzyk. Bardziej wyraźny. Tym razem był pewien, że krzyczał jakiś człowiek. Poczuł się nieswojo. Zastygł. Usłyszał zbliżający się tupot nóg. Ktoś szybko zbiegał z góry w jego kierunku. Hałas narastał. Ktoś był już blisko. Marc stał na środku ścieżki, nie mogąc zrobić kroku. Coś krępowało jego ruchy. Tuż za bramą, w której się znajdował, ścieżka skręcała ostro w prawo. Nie mógł dostrzec, co dzieje się kilkadziesiąt metrów od niego. Nagle zza zakrętu wypadł jakiś człowiek. Biegł wprost na niego. Jeszcze kilkanaście kroków. Nie zauważył Marca stojącego w bramie. Wpadł prosto na niego. Odbił się i upadł.
Marc nachylił się w jego kierunku. Spojrzał w twarz leżącego.
– To pan!? – wykrzyknął Marc.
Leżący człowiek spojrzał na niego.
– Cicho człowieku! Na litość boską, bądź cicho!!
Marc raz jeszcze spojrzał w twarz mężczyzny. Na ziemi, tuż przed nim, leżał człowiek, który odwiedził go kilka dni temu w redakcji w Hamburgu, tajemniczy „profesor”. Człowiek, który zaskoczył go swoją demoniczną opowieścią. Opowiadał mu o swojej pracy. Jak twierdził, pracował dla stworzeń pochodzących spoza ziemi. Marc nie widział go od czasu jego krótkiej wizyty. Pamiętał, że jego opowieść wzbudziła w nim wiele wątpliwości. Ale również go zaintrygowała, a nawet trochę wystraszyła. Teraz ów tajemniczy człowiek znalazł się w miejscu, w którym działy się dziwne rzeczy.
Marc wyciągnął do niego prawą rękę.
– Proszę wstać – zachęcił go.
Mężczyzna złapał dłoń Marca, podciągając się do góry.
Wstał. Obejrzał się za siebie.
– Uciekajmy stąd!
Marc spojrzał na niego zaskoczony.
– Jak to uciekajmy? A po co? Po co mamy uciekać?
– Uciekajmy... na Boga, człowieku... uciekajmy stąd... bo nas zabiją!
Marc osłupiał.
– Jak to zabiją? O czym ty mówisz?
Nieznajomy ponownie nerwowo spojrzał za siebie.
– Nie pytaj mnie teraz dlaczego... uciekajmy!
Złapał go za rękę i pociągnął za sobą, ruszając z miejsca.
Marc nie miał wyjścia, ruszył za nim.
– Zaczekaj... – Marc starał się zatrzymać nieznajomego.
– Wytłumacz mi...
– Uciekajmy z tego przeklętego miejsca!! Schowajmy się gdzieś – ściszył ton. – Posłuchaj, ukryj mnie gdzieś. – Ścisnął mocno rękę dziennikarza.
Marc wyrwał rękę z jego dłoni.
– Dobrze, chodźmy do mojego pokoju.
– Nie... – krzyknął nieznajomy. – Nie wrócę tam... nie zmuszaj mnie, bym tam wrócił. Zabiją mnie.
– Kto cię zabije? O czym ty mówisz?
– Boże, uciekajmy stąd... nie rozumiesz, że nas zabiją?
– Kto nas zabije?
– ONI ...
– Jacy oni? – Marc wypchnął ze swojej świadomości naswające się odpowiedzi. Tego było stanowczo za dużo... Nie chciał nawet myśleć, co za chwilę usłyszy.
Nieznajomy nachylił się do Marca. Ściszył głos. Złapał go mocno za przedramię.
– Pamiętasz? Pamiętasz – powtórzył – jak opowiadałem ci o bazie? O ośrodku położonym pod ziemią? Ta baza istnieje. W niej wszystko się obywa. Eksperymentują na porwanych mężczyznach, kobietach, a nawet dzieciach. Ale to nie wszystko. Odbywają się również eksperymenty atomowe, klonowanie, badania nad odruchami i uczuciami. Oni prowadzą zaawansowane eksperymenty nad kontrolą umysłu. Krzyżują ludzi ze zwierzętami.
– O czym ty mówisz? – zapytał gwałtownie Marc, przerywając nieznajomemu.
– Nie wiesz? Ludzie, którzy przyjeżdżają, są śledzeni. Samochody z zaciemnionymi szybami jeżdżą za nimi, aż się wyniosą.
– Ale gdzie się to dzieje!? – wykrzyknął Marc. – Tutaj?
Nieznajomy szarpnął go za rękę.
– Oni udawali, że szukają gazu. Wysadzali ziemię. W rzeczywistości budowali ogromne podziemne komnaty... budowali swój obóz...
– O jakim obozie mówisz? Nic nie rozumiem.
– Poziom siódmy... Prawdziwy koszmar. Coś jak połączenie laboratorium i więzienia. Widziałem tam różne preparaty... Zwierzęce i ludzkie embriony w formalinie, w małych i ogromnych słojach. Byli tam także żywi.... żywi ludzie... Uwięzieni.

W klatkach. Jedni pogrążeni byli w malignie, inni dziwnie pobudzeni. Wyglądali groteskowo. Nienaturalnie, przynajmniej większość z nich. Ale niektórzy wołali do mnie, błagali, żeby ich uwolnić. Myślałem, że to jakiś szpital, terapia. Wielu z nas tak myślało. Ale w końcu jeden z pracowników odkrył, jaka jest prawda. Ci ludzie nie urodzili się w sposób naturalny... byli dziećmi kobiet uprowadzanych przez Obcych...
– Gdzie to jest? Czy ty teraz stamtąd uciekłeś? – zapytał Marc.
Nieznajomy spojrzał na niego zaskoczony.
– Czy uciekłem? Skąd uciekłem? Uciekłem... oni mnie zabiją, jak mnie złapią. Pamiętasz Toma? Mówił, że poznaliście się na zamku Czocha.
Marc przytaknął.
– Posłuchaj mnie... Tom postanowił działać na własną rękę.
Tak, to było straszne ryzyko. Nie wiem, czy bardziej szalony był on, czy ci, z którymi zdecydował się porozmawiać. Są tutaj istoty, które mają zdolności telepatyczne, potrafią wniknąć głęboko w umysł i dotrzeć do każdej skrywanej myśli. Jeśli ktoś wie, że niczego nie można ukryć, a mimo to próbuje dotrzeć do prawdy, to naprawdę musi być szalony!
– I co? Czego się dowiedział?
– W Koszmarnej Sali był jeden człowiek, którego faszerowano ogromnymi ilościami środków. Ale zdarzały się krótkie chwile, kiedy był świadomy. Tom postanowił wykorzystać jeden z takich momentów i podczas aplikowania medykamentów zapytał go o kilka rzeczy. Potem sprawdził uzyskane informacje i dotarł do tego, kim był pacjent. Kim był, zanim tu się znalazł. Jego nazwisko figurowało na liście zaginionych, a rodzina poszukiwała go od długiego czasu. Bezskutecznie. A potem Tom dotarł do wielu podobnych historii. Setki ogłoszeń prasowych, artykułów o zaginionych bez wieści. Informacje, że ktoś gdzieś kogoś widział, że ktoś ma jakiś ślad. Policja. Otwarte śledztwa. Prywatni detektywi, sławny jasnowidz. Wszystko to na nic. Setki, a może tysiące podobnych historii. A pod tym wszystkim ogromna rozpacz i poczucie beznadziei. Tom to odkrył. Rozumiesz już? Rozumiesz, że ONI mnie znajdą? Nie pozwolą mi żyć...
Zanim Marc zdążył zareagować na słowa nieznajomego,obaj usłyszeli odgłos kroków. Ktoś, a raczej kilku ludzi, zbiegało z góry w ich kierunku.
Nieznajomy wystraszył się.
– Mówiłem ci, uciekajmy!! – wrzasnął. – Oni mnie ścigają!
Zostaw mnie! Muszę uciekać! Odepchnął Marca gwałtownie od siebie. Ruszył z miejsca. Oddalał się szybko. Zniknął w ciemnościach. Głos biegnących z góry ludzi zbliżał się. Marc rozejrzał się wokół siebie. Dostrzegł otwarte drzwi bramy dotykające z obu stron kamiennych murów. Szybko podbiegł do jednego ze skrzydeł. Wsunął się za nie, znikając z drogi. Wstrzymał oddech. Chowając się za drzwiami bramy słyszał dokładnie, jak ktoś wbiegł przez nią. Na pewno nie była to jedna osoba. Odgłosy stóp uderzających o kamienie były bardzo wyraźne. Głośne. Nienaturalnie głośne. Ustały szybko. Potem zapanowała cisza. Nie było człowieka, z którym rozmawiał. Nie było tych, którzy go ścigali. Marc usłyszał swoje bijące szybko serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf