poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy". Rozdział 32: Gdzieś w podziemiach kościoła w Sankt Kathrein. Austria



Spod uchylonych powiek Poul dostrzegł twarz, bardzo blisko siebie. Twarz... czy raczej coś, co mogło ją przypominać, bo nie należała do człowieka.
„Co to jest?! – zapytał się w myślach przerażony.
Ogromne szare oczy wpatrywały się w niego wnikliwie, z odległości zaledwie kilkunastu centymetrów. Nigdy nie widział takich oczu. Gorączkowo szukał w myślach podobnego obrazu, ale wyobraźnia nie podsuwała mu kompletnie nic. Poczuł dziwny zapach. Siarka? Jakiś kwas? Nie potrafił rozpoznać tej duszącej woni, która drażniła jego nozdrza.
„Boże, czy ja umarłem? – pomyślał. – Gdzie ja jestem?”
Bał się otworzyć szerzej oczy. Nie pamiętał, co stało się po tym, jak dostrzegł dwie zbliżające się do niego postacie. Zamknął oczy, by nie zauważyły, że się ocknął. Stracił przytomność nie czując żadnego uderzenia, ukłucia czy uścisku. Zapadł w ciemność. Strach chwytał go za gardło. Chciał znaleźć jakiekolwiek racjonalne wyjaśnienie, ale na próżno.
„Jestem w piekle...” – Co innego mógł poczuć w tym koszmarnym miejscu?
Ponownie rozchylił powieki. Chciał rozejrzeć się wokół siebie. Stojąca nad nim postać wyprostowała się i odwróciła w bok. Poruszyła głową, jakby kogoś wzywając. Poul zobaczył stojącą obok drugą postać. I jeszcze dwie inne, u jego nóg. Długie szyje i podłużne głowy pokrywała szaro-zielona, matowa skóra. Otaczające go postacie nie były podobn do ludzi. Nie były podobne do nikogo... Starał się przypomnieć sobie wszystkie znane mu osoby, zwierzęta, a nawet postacie będące wymysłem artystów. Nie doszukał się żadnego znanego sobie podobieństwa do istot otaczających łóżko, na którym leżał. Nagle, rozglądając się dookoła dostrzegł jeszcze kogoś. Tym razem to był człowiek. Stał z tyłu, w białym fartuchu czy kombinezonie, Poul nie widział go zbyt dokładnie. Stojący najbliżej niego „ktoś” spojrzał ponownie w jego kierunku. Poul szybko przymknął powieki. „Boże, miej mnie w swojej opiece. Ojcze nasz, który jesteś w niebie...” – nie mógł powstrzymać odmawianej w myślach tysiące razy modlitwy. Bał się drgnąć. Pomyślał o swoim ciele, leżącym nieruchomo. Czuł dziwne usztywnienie w mięśniach. Nie rozpoznawał czy leży nagi, czy ma na sobie ubranie. Nie czuł czy ma skrępowane nogi i ręce. Spróbował poruszyć prawą dłonią. Delikatnie, by nikt tego nie dostrzegł. Nie czuł nic, żadnego bodźca. Jedynie ten dziwny zapach. Był teraz bardziej intensywny. „Chyba pochyla się znowu nade mną” – pomyślał. Poul leżał bezwładnie. Nie mógł się ruszać, coraz bardziej wyczuwał paraliż swojego ciała.
„Dlaczego mogę unieść powieki? Wszystko pozostałe jest sztywne...”
Intensywny zapach stał się łagodniejszy. Mimo tego bał się otworzyć oczy i spróbować ogarnąć wzrokiem otaczającą go rzeczywistość. Pomyślał, że póki jest nieprzytomny, nic złego mu się nie stanie. Próbował wmówić to sobie, by odzyskać choć trochę pewności siebie.
Otaczała go cisza, pomimo że w pomieszczeniu przebywało kilka osób.
Poul nie słyszał żadnych słów, mimo iż wydawało mu się, że stojące nad nim postacie porozumiewały się ze sobą. Nie docierały do niego dźwięki, nie zarejestrował szumu klimatyzacji ani żadnych innych urządzeń, tak normalnych w pomieszczeniach, w których przebywał na co dzień. Myśli przelatywały szybko przez jego umysł. Przypominał sobie jak tu trafił. Lotnisko, mała farma, obcy ludzie, Monik zamknięta w piwnicy...
„Monik, gdzie jest Monik?” – zaniepokoił się. Na chwilę stracił świadomość jej obecności. Skoncentrowany na sobie czuł się jak na sali operacyjnej ze stojącym nad nim konsylium lekarzy. A może raczej jak ofiara wypadku, nad którą pochyla się ktoś, by sprawdzić czy jeszcze żyje. Miał chaos w głowie. W końcu otworzył oczy, chcąc znaleźć Monik. Niepokój o nią pozbawił go strachu. Rozejrzał się. W pomieszczeniu nie było nikogo. Otaczające go postacie zniknęły bezszelestnie.



Poul chciał się podnieść. Nie mógł się jednak ruszyć. Spojrzał przed siebie. Jego źrenice rozszerzyły się ze strachu. Znajdował się w sali ze ścianami i sufitem ze szkła. Za nimi widział skałę świadczącą o tym, że pomieszczenie znajdowało się pod ziemią. Widziana przez niego część sali była średniej wielkości, około stu metrów kwadratowych. Oświetlona była jasno zielonym światłem, które wydobywało się nie wiadomo skąd. Nie było w niej lamp. Nie było szaf, regałów. Nie było w niej niczego. Z jednym wyjątkiem. W lewym rogu, na pionowym stojaku stał przywiązany do niego człowiek, a w zasadzie zwłoki człowieka. Nagie ciało z krwawym przecięciem poniżej linii włosów. Poul spoglądał na przywiązane ciało z narastającym gwałtownie przerażeniem. Człowiekiem przywiązanym do metalowego stojaka był... również Poul. Czy raczej ktoś bliźniaczo podobny.
Wydawało się, jakby spał. Zamknięte oczy, spokojna twarz, naturalny kolor skóry. Gdyby nie przecięcie wzdłuż czoła i fakt przywiązania do pionowego stojaka nie było by w nim nic przerażającego. Poza faktem, iż był sobowtórem człowieka leżącego na łóżku. Żywego człowieka, spoglądającego na swoje lustrzane odbicie.
Poul starał się poderwać z pozycji, w jakiej się znajdował. Czuł szum w głowie spowodowany narastającym ciśnieniem krwi. Fala gorąca przepływała po jego ciele. Jego serce łomotało zagłuszając martwą ciszę panującą w pomieszczeniu, które stało się jego miejscem kaźni. Chciał opanować swoje gwałtowne emocje. Szukał wzrokiem Monik. Pozycja w jakiej się znajdował ograniczała jednak pole jego widzenia. Monik, jak mu się wydawało, nie było w sali.

Zamknął oczy. Walczył ze strachem. Starał się opanować szalone bicie serca. Gwałtownie łapał powietrze. Sala pod ziemią, sparaliżowane ciało, przerażające postacie, on i martwy człowiek, podobny do niego jak kropla wody.
„Boże, dlaczego mnie tak doświadczasz? – pomyślał. – Daj mi siłę, pozwól mi zrozumieć” – modlił się.
Po kilku minutach uspokoił się na tyle, by zacząć analizować sytuację, w jakiej się znalazł.
„Czy „Oni” mi coś zrobili? Kim byli? Kim był człowiek ubrany w biały fartuch? Kim jest jego sobowtór? Co mu się stało?
Czy przygotowywali mnie do jakiegoś zabiegu?” – zadawał sobie w głowie coraz więcej pytań. – „A może? A może – powtórzył – nie jestem sobą tylko nim?”
Czuł jak krople potu spływają mu po czole.
„Uspokój się” – powiedział w myślach do siebie. – „Przecież żyję, myślę. Pamiętam, co się działo wcześniej. Nie zapomniałem jak znalazłem się w podziemiach kościoła. Pamiętam Monik. Przecież gdyby chcieliby mi coś zrobić, byłbym pewnie na jego miejscu. – Spojrzał w kierunku rogu sali. – Niepotrzebnie panikuję. Spokój Poul, spokój... Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje...” Czas mijał. Poul modlił się. Sparaliżowany, przerażony, uwięziony w przepełnionej szarością skał sali, zalanej jasnyświatłem. Nie wiedział co zaszło, zanim odzyskał przytomność. Nie podejrzewał, że za kilka minut ponownie zapadnie się w ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf