czwartek, 29 października 2015

Czym jest crowdsourcing i dlaczego jest tak ważny?

Crowdsourcing jest kolejnych pojęciem związanym bardzo ściśle z rozwojem internetu. Korzystamy z jego możliwości choć sami nie jesteśmy tego świadomi, wielu robi na tym pieniądze, inni traktują crowdsourcing jako sposób na ratowanie ludzkiego życia, są też i tacy, którzy w crowdsourcingu doszukują się niezwykle cennej wiedzy o sytuacji na świecie. 

www.business2community.com


Kiedy po sfałszowanych wyborach w Kenii doszło do zamieszek grupa internetowych aktywistów postanowiła coś z tym zrobić, w krótkim czasie przygotowali aplikację, za pomocą której mieszkańcy zagrożonych obszarów mogli zgłaszać popełniane przestępstwa i najniebezpieczniejsze okolice. Dzięki temu w krótkim czasie udało się odnotować znacznie większą liczbę popełnionych przestępstw, ale też stworzono wiarygodną mapę, która okazała się znacznie bardziej precyzyjną niż te, które przygotowywały media czy nawet policja. Projekt nazwano Ushahidi, co w języku suahili oznacza "świadectwo" a jego skuteczność sprawiła, że znalazł on zastosowanie także w innych rejonach świata przy okazji różnych kryzysowych wydarzeń, jak choćby podczas trzęsienia ziemi na Haiti czy wojny domowej w Libii. Ushahidi było też wykorzystywane przez media, takie jak stacja telewizyjna Al-Jazeera, która dzięki aplikacji mogła znacznie skuteczniej uzyskiwać informacje w terenie. Ushahidi stało się jednym z symboli skuteczności crowdsourcingu. 

Czym zatem jest crowdsourcing? To zlepek dwóch angielskich słów, 'crowd' czyli 'tłum' i 'sourcing' czyli 'źródło', opiera się on bowiem na wykorzystaniu ludzkich zbiorowości, owego 'tłumu' jako źródła wiedzy, która dzięki rozproszeniu ludzi pozwala objąć znacznie większy obszar a także uzyskać informacje, do których nawet specjaliści nie mieliby dostępu. 

Crowdsourcing to także Wikipedia - owoc zbiorowej inteligencji i ciężkiej pracy dziesiątek tysięcy ludzi, którzy zaangażowali się w ten projekt bez żadnych obietnic finansowych. Można go jednak stosować także w biznesie i to również tym najdrobniejszym - dzięki dostępowi do sieci ludzi o różnej wiedzy i specjalizacji problemy dla nas samych nierozwiązywalne mogą okazać się bardzo prostymi dla innych, co więcej osoby te mogą nie tylko pomóc nam swoja wiedzą, ale także zwyczajnie wykonać pewne działania za nas. Potencjał internetu wciąż nie został w pełni wykorzystwany, warto więc wiedzieć do czego można go wykorzystać. 



Polak odkrył nową metodę leczenia raka. Nie podoba się to jednak wielkim koncernom!

Czy Polak za granicą może odnieść sukces? Jak najbardziej, dowodzi tego historia Stanisława Burzyńskiego, twórcy rewolucyjnej metody zwalczania raka. Jednak nawet w Stanach Zjednoczonych polski naukowiec musi zmagać się z oporem władz i biznesowych elit. 

Stanisław Burzyński, healthycures.org


Pochodzący z Lublina lekarz i biochemik Stanisław Burzyński od 1970 roku mieszka w Stanach Zjednoczonych, ma praktykę w Houston w Teksasie gdzie otworzył także Burzynski Research Institute zajmujący się badaniami nad komórkami nowotworowymi. W swoich badaniach koncentrował się na wykorzystaniu antyneoplastonów, które jego zdaniem są skutecznym lekarstwem powstrzymującym rozwój komórek rakowych. Tutaj jednak zaczynają się schody, gdyż wyniki badań Burzyńskiego nie są uznawane przez ogół lekarzy a jego badaniom rząd rzuca kłody pod nogi.


Antyneoplastony łączone są w terapią genową, w klinice Burzyńskiego analizowanych jest 24 tysiące różnych genów, które następnie łączy się w odpowiednimi, opartymi na węglowodorach lekami oraz dostosowaną do indywidualnych potrzeb dietą. Dzięki postępom w genetyce Burzyński jest dziś w stanie przygotować skuteczną, indywidualną dietę dla każdego. 

Rosnąca skuteczność metody Burzyńskiego nie podoba się wielkim koncernom farmaceutycznym i całej branży medycznej, która z tradycyjnej metody leczenia raka uczyniła niezwykle dochodowy biznes. Oficjalnie technologia antyneoplastonów nie jest uznawana, jednak dziwnym trafem przy pomocy jednego z byłych pracowników polskiego lekarza rząd USA i firmy z branży farmaceutyczne złożyły już jedenaście wniosków o opatentowanie jego rozwiązań, w wyniku tego procesu Burzyńskiemu przedstawiono zarzuty kradzieży własności intelektualnej, ale finalnie zostały one oddalone. 

Doktor Burzyński nadal pracuje nad udoskonaleniem swojej metody, prognozy są wielce obiecujące, a opór jaki napotyka może być najlepszym dowodem na to, że jest na dobrej drodze.





wtorek, 27 października 2015

Kurzweil: w ciągu najbliższych będziemy się łączyć z siecią przy pomocy mózgów

Internet bez kłopotliwej klawiatury, komputerów, nawet bez smart-fonów. Ze wszystkim łączymy się za pomocą naszych własnych mózgów. Czy to science-fiction? Zdaniem znanego transhumanisty, to scenariusz, który stanie się realny w ciągu najbliższych kilkunastu lat. 



Raymond Kurzweil gościł na tym blogu niejednokrotnie, ten wizjoner i transhumanista słynie z odważnych, ale i sprawdzających się przepowiedni dotyczących przyszłości człowieka i jego zbliżenia z technologią. Kurzweil na co dzień pracuje w Google jako jeden z głównych inżynierów, to on wyznacza kierunki w jakich prowadzone będą badania technologicznego giganta. 

Już w latach 2030-tych będziemy wysyłać nano-boty bezpośrednio do mózgu, a te stworzą dla naszego systemu nerwowego rzeczywistość wirtualną a także połączą nasze szare komórki do chmury. Tak jak dziś możemy bezprzewodowo wzmacniać siły naszych smart-fonów nawet 10 tysięcy razy, tak w przyszłości będziemy w stanie wzmocnić siły naszego mózgu dzięki chmurze. 

Bezpośrednie połączenie ludzkiego mózgu w komputerową chmurą niewiarygodnie wręcz zwiększy możliwości człowieka. Będziemy w stanie błyskawicznie łączyć się z wirtualnymi mapami, od razu rozpoznamy daną lokalizację dzięki dostępowi do milionów zdjęć a matematyczne obliczenia zajmą nam zaledwie sekundy, wszystko to już za kilkanaście lat. Zdaniem Kurzweila wcale nie oznacza to końca naszego człowieczeństwa, wręcz przeciwnie, staniemy się bardziej dowcipni, seksowni, unikalni, dzięki temu, że nasza inteligencja przyspieszy w niebywałym tempie. Również nauka nie będzie stanowić dla nas problemu, dzięki połączeniu mózgów z siecią komputerów będziemy mogli w każdym momencie "wgrać" w swoją pamięć nową umiejętność, bez względu na to czy będzie to pilotowanie samolotu, język chiński czy też zaawansowana wiedza o genetyce. Wszystkiego będziemy w stanie dokonać w ciągu zaledwie kilku sekund. 

poniedziałek, 26 października 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy". Rozdział 43 Hamburg. Niemcy



Redakcyjny pokój był wypełniony młodymi ludźmi. Kawa i herbata stały przed każdym z nich, zwiastując długie spotkanie. Uruchomione komputery pełne były zgromadzonych informacji. Ich ekrany pobłyskiwały światłem, tworząc scenografię dla zbliżającej się dyskusji. Robert, niczym trener koszykarskiej drużyny, czekał na odpowiedni moment, by rozpocząć naradę. Wiedział, że młodzi ludzie muszą się wygadać, wymienić poglądami, opowiedzieć o tym, co działo się w czasie, w którym się nie widzieli. Sprzyjało to późniejszej koncentracji w kierowanej przez niego zespołowej pracy. Lubili swoje zajęcie. Poświęcali się, nie myśląc o własnych korzyściach. Kierowani przez niego, robili to z pasją. Oddawali cały swój czas, zostawiając na później rodzinne plany i zawodowe awanse. Byli niczym pluton komandosów, gotowy na wszelkie poświęcenia. Rozumieli się ze sobą znakomicie. Wymieniali się informacjami, nie zważając no to, czyj tekst zostanie opublikowany. To był prawdziwy zespół.
– To zaczynamy... – Robert uspokoił ich momentalnie.
– Przypominam, zadanie brzmiało: Dulce. Co powiecie?
– Dulce to spokojne miasteczko w Nowym Meksyku – odezwał się młody brunet o zielonych oczach, ubrany w dżinsową kurtkę. – Mieszka w nim poniżej tysiąca osób, przede wszystkim rdzenni mieszkańcy, Indianie z plemienia Apache. Nie ma zbyt wielu doniesień na temat problemów, życie miasteczka wydaje się nieco senne. Mieścina nie jest szczególnie atrakcyjnym miejscem dla turystów, nie znajdą tam nic ciekawego. Turyści może nie... ale są ludzie, dla których jest to miejsce tajemnicze i fascynujące. Niektórzy twierdzą, że pod nim, głęboko pod ziemią ulokowana jest baza Obcych.
– Świetnie – pochwalił go Robert. – Czy informacje o niej pojawiły się w ostatnim czasie?
– Bynajmniej – odezwała się niska, ładna dziewczyna o piegowatej twarzy. -  Doniesienia pojawiają się od wielu lat. Podawane są różne szczegóły, co do wielkości bazy. Podobno ma ona mieć siedem poziomów. Spekuluje się na temat czasu jej powstania, choć tu informacje są sprzeczne. Jest ich wiele... O tym później... Przejdę do rzeczy najciekawszej. Przewija się pogląd, że z Obcymi współpracuje rząd amerykański. Oczywiście dowodów nie ma, a naukowcy w większości uważają te doniesienia za co najmniej zabawne
– Coraz lepiej – skomentował Robert. – Co dalej?
– Ten tajny kompleks – kontynuowała dziewczyna – znajduje się w obszarze masywu Archuleta Mesa w Nowym Meksyku.
Kiedy powstała baza, tego dokładnie nie wiadomo, ale pojawiają się konkretne daty przypadków, które wydają się wiązać ze sobą. W latach czterdziestych zbudowano drogę wiodącą w tamten rejon. Niedługo potem ją zresztą zniszczono. Nikt nie widział, aby jeździły nią jakieś transporty... chociaż wielu coś słyszało. Turyści, którzy przejeżdżali przez okolicę, mówią, że towarzyszyły im jakieś tajemnicze pojazdy, do chwili, gdy nie oddalili się od granic. Niedaleko Dulce znajduje się elektrownia, która być może zasila bazę. W samej bazie mają wydarzać się największe potworności, jakie można sobie wyobrazić. Tam właśnie przeprowadzane są ponoć eksperymenty genetyczne na ludziach. Mutacje, krzyżowanie różnych gatunków, klonowanie, transplantacje organów, testy wytrzymałości żywych organizmów... Siedząca pod oknem korpulentna brunetka o kruczoczarnych włosach poniosła rękę.
– Tak Ingrid?
– Chciałam coś dodać. Jak głoszą wyznawcy teorii spiskowych, wszystko odbywa się za wiedzą i zgodą władz amerykańskich. Co więcej, twierdzą, że chodzi o tajemny układ, który został zawarty kilkadziesiąt lat temu, a jego przedmiotem miałaby być... wymiana handlowa. Technologie w zamian za nieprzeszkadzanie w eksperymentach Obcych. Głosicieli teorii spiskowych nie trzeba było nawet uciszać. Wystarczyło ośmieszyć. Mówi się o setkach tysięcy ludzi, których porwano. Przyznam, że włos się jeży na karku. Przynajmniej mnie. Amerykanów przeraziła skala tego zjawiska, bo wydawało im się, że mają wszystko pod kontrolą. Mieli w końcu częściowy dostęp do bazy. Ale pojawiły się pytania. Co kryje się na najniższych poziomach bazy? No właśnie... Dopiero niedawno zaczęło ich to naprawdę obchodzić.
– Mogę coś uzupełnić? – zapytał chłopak w dżinsowej kurtce.
– Pewnie – wyraził zgodę Robert. – Dajesz... – Uśmiechnął się.
– Mógłbym wesprzeć to pewnym przykładem. Ten wątek o wsparciu technologicznym... – dodał. – Dotarłem do historii pewnego biznesmena z Nowego Meksyku. Jest to opowieść o upadku tego człowieka i jego kariery. Otóż, był on właścicielem dobrze prosperującej firmy zajmującej się produkcją sprzętu dla lotnictwa wojskowego Stanów Zjednoczonych. Nie jest pewne, w jaki sposób odkrył sekrety tajnego programu. Najprawdopodobniej po prostu potrafił powiązać fakty. No i dysponował w końcu danymi z racji współpracy z wojskiem. Wykorzystując wrodzoną przenikliwość, upewniał się w swoich podejrzeniach, że Amerykanie dysponują technologiami, których pochodzenie jest trudne do wyjaśnienia. W grę miała wchodzić pomoc Obcych i wspólne eksperymenty. Kiedy jego podejrzeniami zaczęło interesować się coraz więcej osób, miały miejsce ataki na jego osobę. Komuś bardzo zależało, żeby zrobić z niego czubka. I to się udało. Człowiek załamał się kompletnie.
– Przykre. Ale punkt dla ciebie – pochwalił Robert.
– A co jeszcze wiemy o bazie?
– Dostanie się do bazy jest właściwie niemożliwe – odezwała się dziewczyna o uroczych piegach – a wiadomości na jej temat są często sprzeczne. Nie wiadomo, które doniesienia mogą zawierać część prawdy. Najczęściej pojawia się jednak informacja o tym, że baza ma siedem poziomów. Pierwsze doniesienia na temat Dulce pojawiły się w mediach w połowie lat siedemdziesiątych w związku z tajemniczymi porwaniami bydła. Część zwierząt zaginęła, ale znajdowano też zmasakrowane sztuki na pobliskich polach. Policyjni eksperci wykluczali ewentualność, by dzieła mogły dokonać drapieżniki. W 1976 roku Gabe Valdez, policjant, a jednocześnie farmer, któremu również ginęło bydło, zaczął własne śledztwo. Wkrótce sprawą zainteresowali się badacze ze stowarzyszeń i grup zajmujących się dziwnymi przypadkami. W rozwikłaniu tajemnicy uczestniczyli też Greg Bishop czy Paul Bennewitz, czyli najbardziej znani ludzie od tych spraw. Tak zaczęło pojawiać się to miejsce w doniesieniach. Ale do rzeczy. – Zrobiła skupioną minę. – Na powierzchni ma znajdować się garaż dla samochodów. Reszta to poziomy podziemn – na drugim ma być zlokalizowany główny węzeł komunikacyjny, z którego rozchodzą się połączenia do innych baz. Poziom niżej można nazwać sypialnią, tutaj są kwatery dla pracowników. Kolejny poziom jest bardzo istotny, bo tu umieszczono laboratoria, gdzie odbywają się eksperymenty oraz testy. Ostatnie poziomy są pilnie strzeżone. Są to pomieszczenia dla samych Obcych, których może się tam znajdować jakieś pięć tysięcy. Dziewczyna spojrzała na stojący przed nią ekran monitora. – Kluczowym poziomem ma być oczywiście poziom siódmy, czyli najniższy. Tutaj mają się znajdować sale rozrodowe... mnóstwo klatek. Widziano przetrzymywanych ludzi, przewijają się jakieś ogromne liczby. Część z nich miałaby być świadoma. Ale widziano też istoty, które nie były ani przybyszami, ani ludźmi. Efekty eksperymentów z klonowaniem. Pół ludzie, pół zwierzęta, straszliwe, a jednocześnie nieszczęśliwe stworzenia.
– No ładnie... – skomentował Robert. – Nieźle się spisaliście w tak krótkim czasie. Słucham z uwagą dalej...
Narada rozkręcała się.

sobota, 24 października 2015

piątek, 23 października 2015

Już dziś w wybrzeża Meksyku uderzy największy huragan w historii!

Meksykowi grozi atak najsilniejszego huraganu jaki zaobserwowano na Zachodniej Półkuli, co gorsza cyklon ma dotrzeć do wybrzeży już dzisiaj!



Gdy jutro rano wstaniemy i włączymy wiadomości mogą do nas dotrzeć przerażające doniesienia na temat ogromnych zniszczeń jakich dokonał na zachodnim wybrzeżu Meksyku huragan Patricia. Jak bowiem podają amerykańskie media już teraz huragan ten uznany został za najpotężniejszy znany cyklon tropikalny kiedykolwiek zarejestrowany na Zachodniej Półkuli, jego prędkość sięgać może nawet 320 km/h. 



Oko cyklonu może w najbliższych godzinach dotrzeć na wybrzeża Meksyku, szczególnie zagrożony jest stan Jalisco, w granicach którego leży drugie co do wielkości miasto Guadalajara a także słynny kurort wypoczynkowy Puerto Vallarta. Również sąsiednie stany są zagrożone, huragan oprócz ogromnej prędkości wyróżnia się także niezwykle niskim ciśnieniem, może on spowodować falę powodziową, która zagrożenie dla wszystkich nadmorskich miejscowości.



Huragan Patricia stanowi fenomen meteorologiczny, pobił już kilka rekordów jeśli chodzi o tropikalne cyklony - charakteryzuje się najwyższą znaną prędkością wiatru, najniższym ciśnieniem, jego siła rośnie również w zatrważającym tempie. Trudno przewidzieć skutki tego uderzenia, służby ratunkowe przygotowują się do akcji, mieszkańcy uciekają lub chowają się w bezpiecznych miejscach, już za kilka godzin Matka Natura po raz kolejny nauczy człowieka pokory.


środa, 21 października 2015

Jak nowe technologie już wkrótce zmienią nasz świat?

Przed nami rewolucja. Być może nie krwawa, może nawet obejdzie się bez masowych protestów. Na pewno jednak nasze życie zmieni się drastycznie, wszystko dzięki nowym rozwiązaniom, których już wkrótce staną się standardem w naszych domach.

psprint.com


Żarówki LEDowe, superefektywne systemy chłodzenia i ogrzewania, w końcu wszechobecne oprogramowanie - to wszystko sprawia, że wydajność wielu urządzeń i technologii wzrosła do poziomu jakiego nikt jeszcze kilka lat temu by się nie spodziewał. 

Zdaniem portalu Singularity Hub żyjemy u progu energetycznej rewolucji, wielkiego skoku, który sprawi, że znikną dotychczasowe problemy z niedoborami energii. Powodów jest kilka. Oprócz wymienionych już przed chwilą skoków w wydajności pojawiły się także nowe metody wydobywania węglowodorów co sprawiło, że głodna paliw kopalnych Ameryka w krótkim czasie stanie się w dużym stopniu samowystarczalna. Na tym jednak nie koniec. Mało kto wie, że technologie tzw. "czystej energii" są z roku na rok wydajniejsze. Już teraz co dwa lata skuteczność paneli słonecznych podwaja się a koszt ich produkcji spada. Zdaniem Raya Kurzweila, to dopiero początek a technologie wiatrowe i słoneczne już wkrótce czeka niespotykany dotąd wzrost wydajności. 

Kolejną rewolucyjną zmianę przeżyje sektor produkcyjny. Już teraz roboty stają się tak powszechne, że niedługo ludzie będą potrzebni jedynie do zarządzania całym procesem. Obecnie ich możliwości są co prawda ograniczone, ale już teraz roboty mogą pracować przy taśmie wspólnie z człowiekiem. Kolejnym krokiem jest trend zwany "digital manufacturing" - zdaniem SH jeszcze przed 2020 rokiem w naszych domach będą stały niedrogie i eleganckie drukarki 3D, które slużyć będą do druku zabawek i potrzebnych sprzętów domowych, niepotrzebne będą wielkie fabryki czy zakłady produkcyjne, wszystko powstanie na miejscu, pod naszym dachem. 

Jak to wpłynie na światową gospodarkę? Niższe koszty produkcji, to tańsze i bardziej dostępne towary, równocześnie jednak roboty w fabrykach oznaczają brak pracy dla wielu tysięcy robotników, którzy dziś zajmują stanowiska przy taśmie czy przy produkcji a które już wkrótce zostaną zajęte przez maszyny. W końcu, po co komu wielkie fabryki, skoro już niedługo drukarki 3D same zbudują nam to czego potrzebujemy? A może kryzys wywołany masowym bezrobociem jest przedwczesny? Może właśnie o to chodzi, że nie będziemy już musieli pracować?




wtorek, 20 października 2015

Elity niszczą małżeństwo aby przejąć kontrolę nad ludzkością?

Małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety przeżywa na Zachodzie poważny kryzys. Rośnie nie tylko liczba rozwodów, ale też co raz mniej młodych ludzi, szczególnie młodych mężczyzn. Czy za tymi niepokojącymi zjawiskami stoi ktoś kto celowo pragnie rozbić rodzinę?

Liczba rozwodów wzrosła w ostatnim czasie do niepokojącego stopnia. Są w Europie państwa, gdzie 3 na 4 małżeństwa kończą się rozstaniem, jeśli trend ten nie ulegnie zmianie już wkrótce trudno będzie mówić o jakiejkolwiek trwałości i nierozerwalności rodziny. 



Sprawa komplikuje się jeśli spojrzy się na prognozy dotyczące nowych małżeństw. Wśród pokolenia obecnych dwudziestokilkulatków, określanych w USA jako 'millenials' bycie 'singlem' to zupełnie normalna rzecz i właśnie tak widzą siebie ci młodzi ludzie w przyszłości. Nastawieni na karierę, nie potrzebujący instytucji małżeństwa amerykańscy millenialsi mają zupełnie inne priorytety. Według portalu Infowars nie jest to zjawisko zupełnie przypadkowe. Zdaniem redakcji portalu spadek liczby zawieranych małżeństw wiąże się bezpośrednio ze zmianami obyczajowości, ale też feministyczną propagandą, która deprecjonuje znaczenie mężczyzn w związku stawiając w dominującej roli kobietę. To sprawia, że wielu młodych mężczyzn zamiast brać ślub woli pozostawać w wolnych związkach, które zawsze w razie potrzeby można skończyć. 

Działanie to jest celowe - stoją za nim tajne elity, których celem jest zniszczenie dotychczasowej kultury i zapanowanie nad światem. Jeden z przytoczonych w filmie poniżej cytatów jest szczególnie dosadny. Jest on odpowiedzią na reklamę telewizyjną, która przedstawia ojca rodziny jako nieporadnego i ślamazarnego człowieka, za którego wszystko musi robić (przy pomocy elektroniki) żona. Przytoczmy ów cytat w całości:

"Kolejny, niezbyt subtelny pokaz przewagi kobiecości dyrygowanej przez inżynierów społecznych, którzy prowadzą nad w kierunku technokratycznej przyszłości rządzonej przez elitę. To część ich planu by dać kobietom rolę dominującą, gdyż pozwoli to na sprawowanie kontroli również nad mężczyznami, gdyż ci podążą tam, gdzie pójdą kobiety. W naszym przypadku obawiam się, że celem dla większości ludzkości będzie życie w beznadziejnym zniewoleniu w wśród pozbawionych życia pustkowi". 




poniedziałek, 19 października 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 bramy": Rozdział 42 Sankt Kathrein. Austria


Milczeli. Najwyraźniej dotarło do nich, że mogli stracić życie. Zabrakło zaledwie kilku sekund. Myślenie o tym sprawiło, że jechali teraz w ciszy. George znalazł długi objazd. Musieli nadrobić kilkadziesiąt kilometrów, by dotrzeć do Sankt Kathrein. Małej miejscowości, obecnie na długo odciętej od Grazu. Wjechali do niej, rozglądając się dookoła. Kilka hoteli, starannie utrzymane domy, z górującą nad wszystkim dzwonnicą małego wiejskiego kościoła. Nie musieli się zastanawiać którędy jechać. Widoczna z daleka wieża kościelna wyznaczała kierunek. Jechali powoli. Marc odezwał się, chcąc przerwać milczenie.
– Pisałem ostatnio artykuł o metodach podsłuchów i inwigilacji. George roześmiał się.
– Żartujesz? To jakaś teoria spiskowa? Przecież tych, którzy twierdzili, że ludzie byli, są i będą podsłuchiwani uważa się za wariatów lub w najlepszym przypadku wyznawców teorii spiskowych. Takich, które mijają się z prawdą. Jedni mówią, że może być w nich odrobina prawdy. Inni nazywają to nadmierną interpretacją faktów, a najczęściej zbiorem niczym nieuzasadnionych przypuszczeń. Oczywiście ci grzeczni. Marc spojrzał na niego zaskoczony.
– No kto jak kto, ale ty jesteś w tej dziedzinie chyba najbardziej zorientowany? –Uśmiechnął się, widząc rozbawioną minę towarzysza podróży.
– Dla wyznawców tych teorii miejsce zawsze się znajdzie...
W kabarecie lub domu wariatów – żartował George. – Pozwolisz, że sparafrazuję słowa Zbigniewa Brzezińskiego, byłego doradcy amerykańskiego prezydenta: Era technokratyczna będzie się opierać na stopniowym pojawianiu się coraz bardziej kontrolowanego społeczeństwa. Takie społeczeństwo będzie zdominowane przez elity nieskrępowane tradycyjnymi wartościami. Jakże ładnie brzmi drugie zdanie. Czy owe „nieskrępowane tradycyjnymi wartościami społeczeństwo” to takie, którego zachłanność zmierza do traktowania pozostałej części jak niewolników, którym wyznacza się miejsce i czynności do wykonania? Czy zatem owa kontrola ma dotyczyć wszystkich, czy tylko tych, którzy się zbuntują Spojrzał na Marca znacząco.
– Mam ci coś opowiedzieć na ten temat? – zapytał z uśmiechem.
Marc odpowiedział tym samym.
– Jeżeli nie zamkną cię potem w jakimś więzieniu dla szpiegów.
– A to już od ciebie zależy. Jak wypaplesz to w swojej gazecie, to nigdy nie wiadomo... – roześmiał się. – No to do rzeczy.
Do kontroli wymyślono tajnych szpiegów i oficjalne rządowe instytucje, którym w majestacie prawa nadano uprawnienia do kontrolowania, w tym do podsłuchiwania. Mamy dwa rodzaje szpiegostwa. Jedno, znane z książek lub filmów. Drugie – prawdziwe. W tym pierwszym regularnie rozbija się najlepsze samochody i romansuje z najpiękniejszymi kobietami. Drugi rodzaj – ten prawdziwy, polega na grzebaniu w śmietnikach, wielogodzinnym siedzeniu ze słuchawkami na uszach, a co za tym idzie, wtykaniu podsłuchiwanemu najróżniejszych pluskiew i mikrofonów. Podsłuchy podkłada się wszędzie: w butach, telefonach, długopisach. Umieszcza po cichu pod biurkami i pod łóżkami.
– Tak było, jest i będzie – skomentował Marc.
– Historia podsłuchów wiedzie od zazdrosnych żon do „zapobiegliwych polityków”. Za moment przełomowy, kiedy to okazało się, że podsłuchiwać mogą wszyscy, jak pamiętasz, uznano słynną aferę Watergate, którą ujawniło dwóch dziennikarzy Washington Post – Bob Woodward i Carl Bernstein. Podsłuchiwała władza, która dotychczas była poza wszelkim podejrzeniem. Afera wstrząsnęła Stanami Zjednoczonymi. Okazało się, że osoby związane z prezydentem Nixonem wykorzystywały do podsłuchiwania sztabu wyborczego Partii Demokratycznej ludzi, którzy wcześniej pracowali w służbach specjalnych. Na wierzch „wypłynęła” również sprawa włamania do siedziby sztabu, który znajdował się w kompleksie budynków „Watergate” w Waszyngtonie, podczas kampanii wyborczej w 1972 roku.
– Jak to się skończyło, wiedzą wszyscy – powiedział Marc.
– No właśnie. Afera Watergate oznaczała koniec kariery politycznej Richarda Nixona. Samochodem zatrzęsło. Zwolnił trochę. Przez chwilę panowała cisza.
– W Europie podsłuchy też znalazły swoje zastosowanie.
– Marc odezwał się pierwszy.
– Co ciekawsze, tym razem władza stała się obiektem podsłuchu. Szerokim echem odbiła się afera słynnych taśm prawdy, na których ówczesny premier Węgier, Ferenc Gyurcsany, nieświadomy tego, że jest nagrywany, przyznał się do okłamywania swoich wyborców. Byłem ostatnio w Polsce – odchrząknął i zrobił dobrze wyćwiczony tajemniczy uśmiech. – Tam, wyobraź sobie, według oficjalnych danych ujętych w sprawozdaniu z czerwca tego roku, prokurator generalny Andrzej Seremet oraz policja i inne uprawnione służby w 2010 roku wystąpiły o zarządzenie kontroli operacyjnej łącznie wobec sześciu tysięcy siedmiuset dwudziestu trzech osób, zgodę sądu uzyskano w sześciu tysiącach czterystu pięćdziesięciu trzech przypadkach. Nic przerażającego? Czyżby? Otóż według raportu opublikowanego przez Komisję Europejską, Polacy są najbardziej inwigilowanym narodem w Unii Europejskiej.
George spojrzał na Marca z zaciekawieniem.
– Jesteś nieźle zorientowany – powiedział z podziwem.
– Ty podkładasz podsłuchy, ja o nich piszę – zażartował.
– Dobrze, dobrze, nic takiego nie mówiłem – zaśmiał się George. – W tej twojej Europie nie jest lepiej. Podczas gdy urzędnicy państwowi ściągają bilingi, potencjalni terroryści zdążyli się już przerzucić na nowe technologie, takie jak darmowy przecież Skype. Kilka lat temu włoska policja wyszła z inicjatywą, aby przeforsować możliwość nagrywania rozmów odbywających się za pomocą tego komunikatora. Sprawa trafiła do najwyższych instancji Unii Europejskiej, jednak póki co, zakończyła się niepowodzeniem.
Samochód podskoczył na nierównej drodze.
– Skoro są podsłuchy, oczywiste jest, że pojawiły się także urządzenia, które mają na celu ich zagłuszanie – skomentował George. – W sklepach internetowych bez problemu można zakupić potrzebny sprzęt – wszystko zależy od tego, czego potrzebujemy. W ich ofertach można znaleźć urządzenia generujące niskie tony, które, choć są niesłyszalne dla ludzkiego ucha, sprawiają, że odsłuchanie rozmowy nagranej przez ukrytą pluskwę staje się niemożliwe. Inny rodzaj urządzeń pozwala zagłuszać sygnał urządzeń GSM, dzięki czemu w zasięgu kilkudziesięciu metrów wokół nie działają telefony komórkowe ani kamery obsługiwane w tym paśmie. Prywatność niestety kosztuje, większość „zagłuszaczy” można kupić już za kilkaset złotych, a ceny tych najlepszych dochodzą do kilku tysięcy.
Marc zaoponował.
– Ci szczególnie ostrożni zawsze mogą iść w ślady Juliana Assange’a i zmieniać numer telefonu po każdej wykonanej rozmowie. W sytuacji, gdy ścieżek śledzenia jest w dzisiejszych czasach znacznie więcej, człowiek żadnej narodowości nie może być pewny, że jest w lepszej sytuacji niż podsłuchiwani Brytyjczycy. Skandal z „News of The World” obnażył nową prawdę. Okazało się, że podsłuchują wielbieni dotychczas za uczciwość dziennikarze.
George pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Wierz mi, Marc, że te podsłuchy, o których pisałeś, to bardzo delikatna forma działania służb specjalnych, nie tylko dziennikarzy.
– Zapewne. Chyba wiesz lepiej. Tak czy siak, nie wskazując winnych, nie można mieć pewności, że informacje o nas, które wpadną w ręce jednych ludzi, za chwilę nie dotrą do innych.
– No właśnie, dlatego musimy mieć się na baczności – uciął George. – Zaraz będziemy na miejscu. Marc zastanawiał się, gdzie mogła być Monik. Być może przetrzymywano ją w którymś z pobliskich budynków. Czuł niepokój. A jednocześnie miał nadzieję. „Może stanie się cud i ją znajdziemy” – pomyślał. Czuł się winny jej zniknięcia. Pamiętał o człowieku, który zadzwonił z ostrzeżeniem, by zrezygnował z wyjazdu. Zlekceważył go. Teraz odczuł bardzo boleśnie skutki tej decyzji. Od kilku dni martwił się. Monik stała się ofiarą jego pracy. Jego zainteresowań. Pasji. Zaparkowali samochód przed niewielkim hotelem. Wysiedli. Do kościoła pozostało im kilkadziesiąt metrów. Szli powoli. Nie wiedzieli, co tam znajdą. Wąskimi ulicami przechadzało się kilka osób.
„Pewnie turyści – pomyślał Marc. – Przyjemna miejscowość”.
Podeszli pod wzgórze, na którym znajdował się otoczony niewysokim murem kościół Weszli przez bramę. Wzdłuż muru od wewnętrznej strony, szeregiem ułożone były groby.
„Ciekawe – myślał Marc. – Nie widziałem jeszcze tak położonego cmentarza.”
Obeszli powoli kościół dookoła. Zatrzymali się przed jego drzwiami. Marc spojrzał na Georga.
– I co teraz? – zapytał. – Masz jakiś pomysł?
– Przejdźmy raz jeszcze. Poszukajmy jakiegoś wejścia pod kościół – odpowiedział.
– Pod kościół? – zdziwił się Marc. – Dlaczego?
– Chodź. – George ruszył do przodu. – Z tego co wiem, najprawdopodobniej zniknęli pod kościołem.
– Nie mówiłeś tego wcześniej.
Szli uważnie, przyglądając się murowanej elewacji świątyni.
George zatrzymał się.
– Nie wspominałem. Ale taką dostałem wiadomość. Przyjrzyjmy się uważnie, może znajdziemy jakieś wejście. Może jest jakaś płyta, którą będzie można rozsunąć. Nie przypuszczam, by były tu jakieś osobne drzwi.
– Może wejście jest od wewnątrz? – zapytał Marc.
– Nie sądzę. Podobno nie wchodzili do środka. Cała czwórka weszła do podziemi od zewnątrz. Skupmy się. Pójdziesz w jedną stronę, ja w drugą i spotkamy się przed drzwiami.
– Dobrze.
Rozeszli się. George zniknął za ścianą.
Marc zawrócił. Szedł uważnie, oglądając kościelną ścianę. Jednocześnie przyglądał się chodnikowi. Metr po metrze, poruszał się wolno do przodu. Nie spieszył się. Nie dostrzegał niczego nadzwyczajnego. „Zniknęli pod kościołem – powtórzył w myślach słowa Georga. – To dziwne.”
Spotkali się pod drzwiami.
– I co? – zapytał Marc z nadzieją.
– Nic podejrzanego nie znalazłem – odpowiedział.
– Cholera, co robimy?
George zastanawiał się. Marc nadal się rozglądał.
– Masz jakiś pomysł? – zapytał ponownie.
– Mam. Są dwa wyjścia. Jedno, że dopytamy tutejszych. Może ktoś z mieszkańców będzie coś wiedział. Podamy się za archeologów poszukujących podziemi starych kościołów.
– Świetnie – ucieszył się Mac. – A drugi pomysł?
– Hm... sprowadzę urządzenie do wykrywania podziemnych pustych powierzchni. Ale to może trochę potrwać.
Marc ucieszył się ponownie.
– To świetne rozwiązanie. Doskonały pomysł. Jak dobrze, że cię spotkałem.
George uśmiechnął się.
– Co mamy zapisane, tego nie unikniemy – sentencjonalnie skomentował pochwałę Marca.
– To co, zabieramy się do roboty?
– Pewnie. Jaki mamy plan?
– Rozejdziemy się teraz, by nie tracić czasu. Pójdziesz w jedną stronę wsi, a ja w drugą. Skoncentrujmy się na starszych mieszkańcach, chociaż nigdy nie wiadomo, kto może nam pomóc. Spotkamy się za dwie godziny przy samochodzie. Chyba że dowiemy się czegoś wcześniej. Zdzwonimy się. Aha, masz telefon?
– Oczywiście. Ruszam. W którą stronę?
George rozejrzał się.
– Może tam. – Wskazał ręką na budynki opadające za kościołem. – Ja pójdę w przeciwną stronę.
– OK. Jestem gotowy. Mam nadzieję, że dopisze nam szczęście – westchnął.
– Pewnie. Nie trać nadziei. Jesteśmy na początku drogi. Ważne, że wiemy, gdzie szukać. Powodzenia. Rozeszli się. Każdy ruszył w swoim kierunku.

niedziela, 18 października 2015

Jak zmieniły się ceny złota w ostatnim czasie?

Złoto to jeden z najlepszych wskaźników społecznego poczucia bezpieczeństwa - jeśli ludzie czują się bezpiecznie, wówczas nie magazynują złota, jeśli zbliża się zagrożenie, popyt na złoto rośnie, podobnie jak jego ceny. A jak to wyglądało w ostatnim czasie?


czwartek, 15 października 2015

Czy Kepler wypatrzył ślady obcych cywilizacji?

Niezwykle precyzyjny, supernowoczesnym teleskop Kepler zweryfikował do tej pory wiele teorii z zakresu fizyki i astronomii, odpowiedział na pytania, nad którymi głowili się naukowcy od wielu lat. Czy dzięki niemu ludzkości uda się w końcu dostrzec ślady pozaziemskich cywilizacji? 

fot. nasa.gov


W opublikowanym na łamach magazynu The Atlantic artykule " The Most Mysterious Star in Our Galaxy"Ross Andersen opisuje niezwykłe zjawisko jakie dało się zaobserwować nieco ponad galaktyką Drogi Mlecznej. Znajdują się tam dwie konstelacje:Gwiazdozbiór Łabędzia i Gwiazdozbiór Lutni. Pomiędzy nimi znajduje się gwiazda, którą udało się dostrzec dopiero dzięki Keplerowi. Tabetha Boyajian z uniwersytetu w Yale przyznaje, że nigdy wcześniej nie widziała niczego podobnego, początkowo zwalano winę na jakiś błąd odczytu lub inne problemy techniczne, wszystko jednak działało bez zarzutu. 

Na gwiazdę uwagę zwróciła w 2011 roku grupa badaczy-amatorów biorących udział w projekcie "Planet Hunters". Uznali oni gwiazd za "interesującą", gdyż światło jakie emitowała było zupełnie inne od tych jakie do tej pory widziano. Wyglądało to tak, jakby wokół gwiazdy znajdowało się bardzo dużo rozrzuconej blisko siebie materii, co było niezwykłe gdyż takie rzeczy obserwuje się jedynie w otoczeniu młodych gwiazd, które nie uformowały jeszcze własnych układów planetarnych, jednakże w przypadku tej konkretnej gwiazdy wszystko wskazywało na to, że jest już dojrzała i wokół niej od dawna mogą krążyć w pełni ukształtowane planety. Co więc mogło wywołać to niewidzialne dla ludzkiego oka, lecz widoczne dla teleskopu migotanie? 

Boyajian, która zajmowała się naukowo tym zagadnieniem przedstawiła hipotezy, które miałyby tłumaczyć naturalne przyczyny owego migotania, sama jednak przyznała, że są też inne teorie. Tym alternatywnym podejściem chce zająć się Jason Wright astronom z Penn State University, który pracuje właśnie nad innymi hipotezami. Do projektu mogą zostać zaangażowani także badacze z programu SETI, którzy zdaniem Wrighta mogą pomóc w rozwiązaniu zagadki. Sam astronom określa źródło migotania mianem "chmary megastruktur", być może nawet ogromnych paneli, których zadaniem jest przechwytywanie energii z gwiazdy. Oczywistym jest, że przy takiej interpretacji trzeba liczyć się faktem, że ktoś lub coś musiał to zbudować. Czy kiedyś poznamy prawdę? 



Marzenie graczy: Rosjanie chcą by zdalnie sterowali prawdziwymi czołgami

Do tej pory gry komputerowe uchodziły za mało produktywną, choć pasjonującą formę spędzania wolnego czasu. Równocześnie jednak wśród wojskowych zaczęła dojrzewać myśl, że potencjał jaki prezentują najlepsi gracze, ich refleks, taktyka, mogą znaleźć zastosowanie także na polu walki. Być może pionierem będzie w tym obszarze Rosja. 




Producent zbrojenia, firma Uralvagonzavod ogłosiła niedawno w mediach, że w niedalekiej przyszłości wyprodukuje ona specjalny model czołgu T-90, którym będzie można sterować zdalnie z odległości od 3 do 5 kilometrów. Pojawienie się tego typu broni może stać się pierwszym wykorzystaniem technologii dronów do tak dużych jednostek naziemnych. 

The comment came after Russian mass media distributed the release of the Uralvagonzavod company which claimed that in the nearest future it would make the T-90 tank remotely controllable from distances of 3 to 5 kilometers. Zdaniem Dimitrija Rogozina, ministra odpowiadającego za rozwój rosyjskiego sektora zbrojeniowego i kosmicznego już wkrótce może się okazać, że "mózgowcy w okularach" już wkrótce będą w stanie zniszczyć wojska "przystojnych atletów walczących na niższym poziomie technologicznym". Gra "World of Tanks" jest jedną z najpopularniejszych sieciowych gier typu multiplayer na świecie. Jest ona symulatorem bitew toczonych przez czołgi z połowy XX wieku w terenie, pozwala toczyć pojedynki a także wielki bitwy dla wielu graczy. Wydana przez białoruską firmę Wargaming w 2010 roku gra posiada ponad 50 milionów zarejestrowanych użytkowników. Gra ma na koncie także pobity rekord Guinnessa w kategorii największej liczby graczy online w tym samym czasie. 

Pomysł wydaje się nowatorski, ale być może już wkrótce będzie to standard na polu walki, dzięki grze już teraz na całym świecie znajduje się ogromna ilość wyszkolonych kierowców czołgów, jedynie kwestią czasu jest ich rekrutacja i stworzenie interface'u, który pozwoli bez problemu komunikować się między człowiekiem i maszyną. W przypadku zniszczenia pojazdu, jego pilot po prostu "przesiądzie się" do nowego, być może właśnie tak będzie wyglądała wojna przyszłości, szczególnie w czasach gdy liczba Rosjan, podobnie jak i mieszkańców państw zachodnich drastycznie spada. 



źródło: RT

wtorek, 13 października 2015

Czy Kaliningrad może wybić się na niepodległość?

Dawna część Prus, przejęta przez Związek Sowiecki, który na miejsce wysiedlonych Niemców sprowadził na te tereny Rosjan stanowi jedną z najdziwniejszych enklaw we współczesnej Europie. Obecny obwód kaliningradzki może stanowić swoisty poligon doświadczalny testujący możliwość asymilacji Rosjan w obręb europejskiej kultury. 



Obwód Kaliningradzki to nieduża rosyjska enklawa, w której żyje mniej niż milion mieszkańców, w większości etnicznych Rosjan, których przodkowie osiedlili się na zgliszczach niemieckiego Królewca i wspólnymi siłami odbudowali miasto, które zostało nazwane na cześć jednego z czołowych członków partii bolszewickiej, Michaiła Kalinina. Po upadku Kraju Rad i ogłoszeniu przez Litwę niepodległości Obwód Kaliningradzki stał się rosyjską enklawą nad Morzem Bałtyckim, enklawą, która w przyszłości może w Rosji dużo namieszać. 

Na poczucie niezależności wpływa wiele czynników, przede wszystkim polityka Moskwy w ostatnich latach, która skłaniając się ku protekcjonizmowi i wspieraniu wielkich graczy utrudnia działalność małym i średnim przedsiębiorcom, którzy stanowią blisko 49% mieszkanców Obwodu. Zdaniem socjologa, Władymira Abramowa, ignorowanie specyfiki Kaliningradu może prowadzić do co raz poważniejszych działań separatystycznych, a co najważniejsze problemy te będą rosnąc wraz z aktywizacją młodego pokolenia. Już teraz bowiem to właśnie najmłodsi, nastolatkowie i studenci widzą alternatywę wobec Rosji. Dla nich bliższa jest Europa - Polska, Niemcy, Litwa, tam jeżdżą na zakupy i na wakacje. 

„Gdy ma się możliwość porównania, jak pracują nasi i inni powstaje pytanie: czy ta nasza duma narodowa kiedykolwiek się skończy? Ja oczywiście tego nie dożyję, ale do roku 2050 tutaj na pewno będzie bardzo interesująco, nawet nie tyle w kulturowym i socjalnym kontekście, ile w stu procentach w politycznym ” – prognozuje Abramow.

Czy zatem straszenie rakietami Iskander w pobliżu północnej granicy Polski nie jest aby przesadzone? Być może to nie my musimy się przejmować rosyjską enklawą, lecz to Moskwa powinna poważnie zastanowić się nad tym jak uda jej się utrzymać tą co raz bardziej europeizującą się część Rosji?

źródło: NowaDebata

Fragment powieści "Tajemnica 14 bramy": Rozdział 41 Okolice Grazu. Austria


Na tablicy stojącej przy autostradzie widniał napis „Griffin”. Spoglądał na wyrosłe z płaskiej ziemi wzgórze zamkowe. Ruiny dużego zamku wypełniały jej szczyt. Widoczna z okie pędzącego samochodu budowla musiała kiedyś imponować swoją potęgą i znakomicie przemyślanym, strategicznym położeniem. Spoglądając na niego, Marc nie był świadomy, że jeszcze tak niedawno kobieta, której poszukiwał, była u jego podnóży. Nie wiedział też, że razem z nią był tam także jego przyjaciel z Watykanu, Poul. Losy tych dwojga bliskich mu ludzi skrzyżowały się w niezwykłych okolicznościach.
George zerkał w kierunku mijanego przez nich zamku.
– Myślisz, że te ruiny kryją również jakąś tajemnicę? – zapytał go Marc, widząc jego zainteresowanie. – Nie wiem, czy jest taki zamek na świecie, który nie kryje jakiegoś sekretu – odpowiedział George. – Pozostaje tylko pytanie, na ile owa tajemnica ma szansę ujrzeć światło dzienne?
– Zaskoczyłeś mnie – zdziwił się Marc. – Myślałem, że nie powinno być tematów, które należałoby skrywać przed ludźmi.
– Można tym się kierować, zwłaszcza będąc dziennikarzem, ale... są sprawy, które lepiej aby nigdy nie ujrzały światła dziennego. Odkryte, mogą nie tylko przerażać, ale wywracać zupełnie zasady i normy, na jakich nasz świat jest oparty.
– Zawsze mi się wydawało, że ukazywanie prawdy piętnuje złe zachowania i choć trochę zapobiega krzywdzeniu ludzi – odpowiedział Marc.
– Zapewne – zgodził się z nim George. – Gorzej jest, gdy ujawnienie tajemnicy powoduje przerażenie, a niczego nie wyjaśnia. Jestem przekonany, że wówczas jeszcze trudniej coś zaradzić.
– Masz coś konkretnego na myśli? – zapytał zaciekawiony Marc. George zmilkł na chwilę. Samochód pokonywał właśnie ulice przedmieść Grazu. Patrzył na ulice miasta, myśląc o tym, ile razy obiecywał sobie odetchnąć właśnie w takim miejscu jak to. Zostać tylko dla własnej przyjemności, a nie dla spraw, które dotykały go i zagarniały. Brakowało mu czasu, który mógłby poświęcić tylko dla siebie. Nieraz wydawało mu się, że widzi zbliżającą się do niego wielką rękę. Czuł, jak chwyta go, unosi i ciska w świat.

Patrząc na mijane widoki, wiedział, że zna to miasto, jego historię. Jego pamięć była jak encyklopedia. Bez trudu odnajdywał potrzebne mu hasła. Graz, drugie co do wielkości miasto Austrii. Jego nazwa prawdopodobni wywodzi się od słowiańskiego gradec, czyli warowne miejsce. To tutaj Słowianie i Germanie ścierali się przed wiekami na terenach zajmowanych wcześniej przez Celtów i Rzymian. George w tej chwili najchętniej snułby się po ulicach, żeby móc wszystko zobaczyć, by wszystkiego dotknąć. Ocknął się boleśnie.
– Gdy byłeś zajęty swoimi przygodami, przeoczyłeś informacje, które pojawiły się w ostatnich dniach. Pewien amerykański dziennikarz opublikował swoją opinię na temat tajemniczych wydarzeń, jakie zaszły sześćdziesiąt lat temu we francuskim miasteczku Pont Saint Esprit. Ta publikacja narobiła sporego zamieszania. Przeraziła ludzi, ale też niczego nie wniosła. Strach pozostał strachem, tajemnica tajemnicą. Zabawa ludzkimi emocjami, w imię medialnego sukcesu, pozostała bezkarna. Marc zastanawiał się chwilę. Starał sobie przypomnieć, o jakich wydarzeniach mówił George. Nie znalazł w pamięci nic, co mogło wiązać się z tą historią.
– Nie kojarzę wydarzeń, które przywołałeś.
– Gdybym chciał komuś objaśnić, co oznacza termin „zbiorowe szaleństwo”, podałbym przykład Pont Saint Esprit. To miasteczko we Francji. Ponad sześćdziesiąt lat temu setki jego mieszkańców doznało zbiorowej halucynacji. Były ofiary śmiertelne, zmarło siedem osób. Wielu znalazło się w szpitalach, głównie na oddziałach psychiatrycznych. Są zapisy przeżyć licznych osób, zresztą mieszkańcy pamiętają o tamtych wydarzeniach. Listonosz, który wybrał się na przejażdżkę rowerem, nagle zobaczył węża owijającego się wokół jego ciała. Ktoś widział tygrysa. Ktoś inny wyskoczył przez okno, bo wydawało mu się, że jest samolotem. Pacjenci w szpitalach w panice, próbując zbiec, robili sobie krzywdę.
– To niezwykłe. Nie, nic o tym nie słyszałem. Czy wyjaśniono, co było powodem tej zbiorowej psychozy?
– Nie uwierzysz! Zatruty chleb. To przynajmniej jedna z bardziej uzasadnionych hipotez. Podobno znaleziono w nim jakiś dziwny rodzaj pleśni, która miała powodować halucynacje. Chleb produkowała tylko jedna piekarnia. Jego zjedzenie miało być początkiem prawdziwego horroru. Nikt nie odnotował wcześniej czegoś takiego, chociaż nie pierwszy raz na świecie zaszło coś, co dotknęło naraz wielu ludzi.
– Zaskakujące, a cóż takiego ogłosił ów dziennikarz, o którym wspomniałeś?
– Ponoć bardzo wnikliwie zbadał całą sprawę. Przedstawił pogląd, iż w tragedię mieszkańców Pont Saint Esprit miała być wmieszana CIA, która, według niego, podawała mieszkańcom potajemnie LSD. To pod jego wpływem mieszkańcy mieli ulec zbiorowemu szaleństwu, a cały eksperyment miał być sprawdzianem wpływu na ludzi różnymi metodami oddziaływania. Marc spojrzał na Georga. Nie pytał go wcześniej, czy jest związany z instytucją, której nazwę przed chwilą wymienił.
Chciał być dyskretny. W swojej pracy również nigdy nie ujawniał źródła swej wiedzy.
– Uważasz jego teorię za prawdopodobną? – zapytał.
Samochód stanął na czerwonych światłach. Byli już za Grazem.
George zwrócił głowę w kierunku Marca.
– Mogę tylko powiedzieć to, co usłyszałeś już ode mnie kilka razy. Nie wiem... Nie zwykłem wygłaszać niesprawdzonych teorii, a tym bardziej je potwierdzać. Jednak z tego, co słyszałem, mogę przytoczyć, iż według niektórych naukowców nie ma możliwości powodowania takich skutków jednorazową i to tak niewielką dawką wspomnianego narkotyku. Tym bardziej, że zakładając taki scenariusz, reakcja na potencjalne zjedzenie zatrutego chleba nastąpiła po trzydziestu sześciu godzinach od jego spożycia. Jak więc widzisz, teoria owego odkrywcy jest chyba niewiele warta.

Marc zastanawiał się nad tym, co usłyszał od Georga.
– Czy jest jeszcze jakieś inne wytłumaczenie? – zapytał.
– Oficjalnie? Nie...
Marc spojrzał na niego.
– A nieoficjalnie?
George milczał. Samochód zaczął wspinać się po drodze prowadzącej w kierunku Alp.
– A nieoficjalnie... cudów nie ma. Przynajmniej ja w cuda nie wierzę. Każda akcja powoduje reakcję. A każdą akcję coś lub ktoś wzbudza. Czasem są to naturalne siły natury, a czasem ktoś im pomaga. Oczywiście pozostaje pytanie, czy robi to celowo, czy coś, co stanowi najbardziej strzeżoną tajemnicę, nie wymyka się przypadkowo spod kontroli.
– Możesz powiedzieć jaśniej?
– Jaśniej? Wiesz, zupełnie jasno zapewne nie, ale w kontekście naszej poprzedniej rozmowy można pokusić się o jakąś niezwykłą teorię. I tylko teorię – zastrzegł.
Marc zdumiał się.
– Myślisz, że to była manipulacja, którą spowodowali, dziwnie to pewnie zabrzmi, goście z innej cywilizacji?
– Hm... może goście lub ludzie działający z nimi. A może tylko ich naśladujący?
– Czy coś może potwierdzić tę tezę?
– Nie jestem badaczem tajemnic i nie nadaję sobie uprawnień do weryfikowania hipotez. Pytasz mnie o zdanie. I takie mam zdanie. Zbyt dużo widziałem, by wierzyć w zatrucie chlebem, po którym pięćdziesiąt osób ląduje w szpitalu psychiatrycznym, a nie na oddziale gastrologii. Na ogół po zatruciu trafia się do toalety, a nie do psychiatry. Nieprawdaż?
Marc czuł w głosie Georga irytację.
– Masz rację – zgodził się z nim. – Dziwię się sobie, że nie słyszałem wcześniej o tym.
Spojrzał przed siebie.
– A cóż to się dzieje? – niemal krzyknął.
Samochód wjeżdżał pomiędzy ciasno przylegające do drogi wysokie skały. Przed sobą widzieli trzy samochody. Nagle niebo rozświetlił oślepiający błysk. Samochód przed nimi zaczął gwałtownie hamować. Usłyszeli głośny, narastający huk. George nacisnął mocno na hamulec. Samochód stanął w miejscu. Zza zakrętu, około stu metrów przed nimi, wyłoniła się ogromna czarna chmura wznoszącej się w powietrzu ziemi.
Tak jakby trąba powietrzna uniosła jej masy w powietrze.
Obaj odruchowo skłonili głowy, jakby coś miało uderzyć w samochód.
Chmura przetoczyła się, obsypując samochód grudami ziemi.
– Na Boga... co się stało?! – krzyknął Marc.
– Nie wiem. Poczekajmy chwilę. Pójdę sprawdzić. Niech tylko ten kurz opadnie.
Czekali w milczeniu, ogromnie zaskoczeni tą sytuacją. Mijały minuty. W końcu udało im się wysiąść z samochodu.
– Poczekaj tu – George zwrócił się do Marca zdecydowanym głosem. – Poczekaj przy samochodzie.
Poszedł w kierunku zakrętu. Mijał stojące przed nimi samochody. Ich kierowcy, widzący idącego mężczyznę, zaczęli wychodzić z aut. Poszli z Georgem, dyskutując między sobą.

Wszyscy zniknęli za zakrętem. Nie było ich już z piętnaście minut. Marc czekał. Był zdenerwowany i ciekawy, co się stało. Jednak pamiętał, że w głosie Georga brzmiał nakaz. Pewnie obawiał się, że może stamtąd nie wrócić. Marc czekał. Po chwili kogoś dostrzegł. George wracał. Za nim podążali kierowcy i pasażerowie z samochodów stojących przed nimi. Część z nich telefonowała. Rozmawiali gwałtownie gestykulując.
George podszedł do Marca.
– Co się stało? – zapytał Marc.
– Wyobraź sobie, że obsunęła się ogromna połać ziemi. Tysiące ton ziemi runęły na drogę, którą mieliśmy przejeżdżać.
Za kilka sekund bylibyśmy pod rumowiskiem.
– Jak to? Nagle zwaliła się góra?
– Tak. Nie wiadomo dlaczego. Ziemia się nie zatrzęsła. Nie padał gwałtowny deszcz. To takim zjawiskom na ogół towarzyszy osunięcie się ziemi. Tym razem tak nie było... chociaż?
– Tak? Co chcesz powiedzieć? – zaniepokoił się Marc.
– Widziałeś wcześniej ten błysk? Tak jakby piorun uderzył w górę. Tyle tylko, że nawet gdyby to był piorun, to jak mógł oderwać pół góry? Niesamowite.
– Masz rację, dziwne.
George przyjaźnie uścisnął jego ramię.
– Bez względu na to, co zaszło, żyjemy. – Uśmiechnął się.
– No tak, żyjemy. Chociaż mogło być inaczej.
Usłyszeli odgłos zbliżających się syren.
– To pewnie policja i straż pożarna – skomentował Marc.
– Tak, z pewnością. Musimy natychmiast zawrócić. Jeśli tego nie zrobimy, możemy tu utknąć na wiele godzin.
Marc skinął głową.
– Masz absolutną rację. Odjeżdżajmy stąd jak najszybciej.
I tak nic nie poradzimy. George, sądzisz, że ktoś zginął?
George zastanowił się chwilę.
– Z całą pewnością, jeżeli znalazł się na drodze w chwili obsunięcia się ziemi. W tym miejscu jest tak wąsko. Obok jest tylko rzeka.
– Miejmy nadzieję, że nikogo tam nie było. Wsiedli do samochodu. George zaczął powoli manewrować, aby zawrócić. Po chwili jechali już w stronę, z której dopiero co przyjechali. Przebyli kilometr, kiedy minęły ich dwa samochody policji i trzy straży pożarnej. Po chwili wyminęli się z dwoma jadącymi na sygnale karetkami. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Ratownicy skupieni byli na jak najszybszym dotarciu na miejsce tragedii. Oddalali się szybko od miejsca, które mogło być ich ostatnim postojem w życiu.

sobota, 10 października 2015

Czego nie może wyjaśnić nauka, czyli 10 najbardziej tajemniczych miejsc na Ziemi

Pewnych zjawisk ludzki umysł nie może albo nie potrafi zrozumieć, być może są to po prostu rzeczy, na które nauka jeszcze nie znalazła odpowiedzi, ale wkrótce ją pozna. Być może są to też zjawiska, które leżą zupełnie poza światem zmysłowym i nigdy nie znajdziemy dla nich racjonalnego wyjaśnienia.


czwartek, 8 października 2015

Czy Wasze dane są na pewno bezpieczne? W USA rządowi "skradziono" 5,6 miliona odcisków palców

Poważny atak na bazę danych amerykańskiego rządu może mieć poważne konsekwencje dla bezpieczeństwa milionów obywateli, ale też władz i pracowników służb wywiadowczych. 




W czerwcu 2015 roku do federalnej bazy danych Stanów Zjednoczonych doszło do włamania. Hackerom udało się przejąć kontrolę nad ponad 21 milionami indywidualnych dokumentów, w których w sumie znajdowało się 5,6 miliona odcisków palców. Dane znajdowały się w US Office of Personnel Management (OPM) - biuro to zawiera dokumenty bezpieczeństwa wszystkich amerykańskich agencji federalnych, dzięki włamaniu hackerzy uzyskali dostęp do danych milionów obywateli a także pracowników wywiadu. 

Początkowo informowano o milionie skradzionych odcisków palców, ostatnio jednak Biały Dom poinformował, że w rzeczywistości hackerzy mogli przejąć ich ponad 5,6 miliona. OPM co prawda pociesza, że osoby, które weszły w posiadanie odcisków niewiele mogą z nimi zrobić, gdyż "obecnie ograniczone" są możliwości ich zastosowania, jednakże dodano, że jeśli technologia ulegnie dalszemu rozwojowi to szkodliwość będzie znacznie poważniejsza. 

Kradzież może mieć poważne konsekwencje dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, służby obawiają się bowiem, że jeśli odciski palców zostaną odsprzedane obcemu wywiadowi, wówczas każdy pracownik amerykańskich służb będzie zagrożony ujawnieniem, ale także istnieje ryzyko kradzieży tożsamości. 

Póki co nie podano informacji na temat schwytania złodziei, biorąc pod uwagę powagę sytuacji o ich złapaniu poinformowano by media ogłaszając wszędzie wokół zwycięstwo. Nawet jednak wówczas nikt nie ma pewności, że hackerzy nie zdążyli sporządzić kopii przejętej bazy danych a także czy nie sprzedali ich osobom trzecim. Odcisków palców zaś, w przeciwieństwie do haseł w tej chwili nie można ot tak sobie zmienić.



środa, 7 października 2015

Schwytany imigrant miał przy sobie mapę Berlina z 8 zaznaczonymi celami

Ilu spośród przybyszów z Bliskiego Wschodu to zwykli uciekinierzy, którzy próbują znaleźć schronienie przez wojną, ilu z nich to imigranci zarobkowi, którzy korzystając z fali uchodźców sami próbują przedostać się do Europy Zachodniej by tam spróbować legendarnego, europejskiego dobrobytu? W końcu ilu wśród tych niekontrolowanych bliżej mas ludzi znajdzie się potencjalnych zamachowców czy zwykłych uśpionych agentów Państwa Islamskiego, którzy w momencie gdy otrzymają umówiony sygnał ruszą do działania? 

źródło: http://hirtop.in/berlin-elfoglalasanak-tervet-talaltak-az-europaba-indulo-elfogott-isis-harcosnal/


Niedawno na granicy turecko-syryjskiej schwytano jednego z wielu uciekinierów próbujących dostać się na Zachód. To, co zaskoczyło przeszukujących to mapa jaką miał ze sobą. Jak podaje serwis Free Kurdistan schwytany był powiązany z Państwem Islamskim, mapa zaś przedstawiała Berlin wraz z dokładnie zaznaczonymi celami i punktami, które należy zająć w pierwszej kolejności. Autor mapy musiał najwyraźniej dobrze znać miasto, doskonale bowiem wiedział, które obiekty mają szczególne, strategiczne znaczenie. Mapa zawiera przy tym zaznaczone obiekty wojskowe, policyjne a także instytucje ratunkowe i kryzysowe. 

Jaki ma być cel tych działań? Według relacji, przejęcie kontroli nad niemiecką stolicą, wymieniono 8 szczegółowych obiektów, które nalezy przejąć w pierwszej kolejności. Przewidziane jest także przejęcie co najmniej 2 obiektów wojskowych, które posłużą jako główne źródło uzbrojenia dla dżihadystów. Na planie przewiduje się także wysadzenie linii kolejowych i mostów by w ten sposób utrudnić przybycie posiłków. 

Według mediów tylko do końca tego roku do Niemiec może dotrzeć blisko 1,5 miliona ludzi. Jeśli nawet tylko znikomy ułamek przybyłych stanowić będą osoby niebezpieczne, to wciąż będzie ich tysiące rozsianych po całym kraju. Zdeterminowani, przeszkoleni i przygotowani mogą w pewnym momencie dokonać skutecznego ataku na wiele obiektów, doprowadzić do znaczących zniszczeń, ale też przejęcia kontroli nad pewnymi obszarami. Czy nie może być to bowiem metoda Państwa Islamskiego i jego przywódcy, który gdy połączone siły Rosji, Iranu i Chin rozbiją kalifat na Bliskim Wschodzie przeniesie się na Północ, do przygotowanej na jego przybycie Europy. 



wtorek, 6 października 2015

Estonia i Rosja - wymiana szpiegów na neutralnym terenie

W wyniku długich negocjacji pomiędzy służbami Rosji i Estonii obie strony dokonały wymiany skazanych za szpiegostwo więźniów: Aleksieja Dressena i Estona Kohvera. 

Zdjęcie z wymiany więźniów. Fot. BBC/Intelnews.org

Stosunki rosyjsko-estońskie trudno uznać za szczególnie dobre praktycznie od czasu upadku ZSRR i ogłoszenia niepodległości przez tą niewielką bałtycką republikę. Sytuację tylko zaostrzyły takie wydarzenia jak usunięcie sowieckiego pomnika z centrum Tallina i w rezultacie jednego z pierwszych cyberataków do jakich doszło między dwoma państwami. Później dochodziło do kolejnych incydentów i dziś Estonia pozostaje jednym z liderów antyrosyjskiej koalicji państw Europy Środkowo-Wschodniej.

Niedawno bowiem Rosja i Estonia dokonały tzw. wymiany szpiegów, podczas której osoby oskarżone przez każdą ze stron o szpiegostwo na rzecz drugiego państwa zostały przekazane drugiej stronie. Do wymiany doszło w sobotę 26 września na moście leżącym na graniczne rzece Piusie (oddziela ona od siebie estońską prowincję Polva i rosyjskie obwód pskowski). 

Stronami w wymianie były: estońska służba bezpieczeństwa (KaPo) oraz rosyjska FSB. KaPo przekazała Rosjanom Aleksieja Dressena, byłego oficera estońskich służb, którego wraz z żoną Wiktorią aresztowano w lutym 2012 roku. Dressenowie zostali oskarżeni o szpiegostwo na rzecz Rosji po tym jak Wiktoria próbowała wnieść na pokład lecącego do Moskwy samolotu plik tajnych dokumentów. Oboje zostali skazani, Aleksiej dostał 16 a Wiktoria 6 lat więzienia, wkrótce zaś rosyjskie media poinformowały, że Dressen był szpiegiem co najmniej od lat 90.

Eston Kohver
Estończycy w zamian za Dressenów otrzymali Estona Kohvera, pracownika KaPo oskarżonego w zeszłym roku o szpiegostwo na terytorium Rosji. Aresztowaniu Kohvera towarzyszył głośny skandal, gdyż zdaniem Tallina został on uprowadzony z nadgranicznej placówki na południowym wschodzie kraju. Rosjanie utrzymują jendak, że Kohver w momencie aresztowania przebywał na ich terytorium, miał ponadto ze sobą broń, gotówkę i sprzęt szpiegowski, które wskazywać miały na to, że "prowadził on działania szpiegowskie". Do aresztowania doszło zaledwie jeden dzień po tym jak Tallin odwiedził Barack Obama, 19 sierpnia 2015 został on skazany na 15 lat łagru.

poniedziałek, 5 października 2015

Fragment powieści "Tajemnica Czternastej Bramy": Rozdział 40 Zamek Hochosterwitz. Austria





Marc znalazł się na parkingu przed ustalonym czasem. Rozglądał się dookoła, mając nadzieję na wcześniejsze spotkanie z Georgiem. Czekał na dobre wiadomości. Na parkingu stało kilka samochodów i jeden turystyczny autobus, który przyjechał przed momentem. Drzwi otwarły się i na parking zaczęła wytaczać się grupa turystów. „Holendrzy” – pomyślał Marc, kiedy doszły do niego strzępy rozmów.
W niewielkim tłumie dostrzegł ładną blondynkę w wieku trzydziestu kilku lat. Podeszła do niego. Zagadnęła w języku, którego nie znał.
Marc uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
– Nie rozumiem – odpowiedział z uśmiechem.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, odzywając się ponownie. Tym razem po niemiecku.
– Pytałam, czy był pan już na zamku.
–Ach, przepraszam, ale nie znam holenderskiego. Jestem Marc. – Spojrzał w kierunku zamkowego wzgórza. – Byłem, byłem, powiem więcej, nawet mieszkam w nim od kilku dni.
– Naprawdę? – zainteresowała się dziewczyna. – Tam można mieszkać? – zapytała zaskoczona. – Mam na imię Alicja. – Wyciągnęła do niego rękę na powitanie.
Marc przywitał się nią.
– Szczerze mówiąc, to nie wiem, czy można mieszkać. Jestem trochę niezwyczajnym gościem.
– Niezwyczajnym? Czy mogę zapytać, na czym polega owa niezwyczajność? – kontynuowała z uśmiechem.
Marc zastanowił się chwilę.
– Ależ nic takiego. Jestem dziennikarzem i zostałem zaproszony. Pomieszkuję sobie trochę w tym... – szukał właściwego słowa – niezwykłym miejscu.
– Coraz bardziej mnie pan zaciekawia. Czyżby uroki tego miejsca miały zostać opisane w jakimś podróżniczym wydawnictwie?
Marc roześmiał się.
– O tym nie pomyślałem. Ale kto wie? Może któryś wydawca zechce złożyć mi taką propozycję.
Dziewczyna spojrzała mu w oczy.
– Jestem pewna, że tak się stanie – powiedziała z entuzjazmem.
– No nie wiem, nie wiem. Może nie jestem aż tak zdolny
– odpowiedział coraz bardziej rozbawiony. – Czy mogę być w czymś pomocny?
– Oj, pewnie tak, byłabym szczęśliwa, gdyby zechciał pan opowiedzieć mi o tajemnicach tego miejsca.
– To brzmi jak zaproszenie na randkę.
Dziewczyna zarumieniła się.
– Naprawdę tak zabrzmiało? Mój tato jest archeologiem i chcąc nie chcąc, przekazał mi pasję odkrywania miejsc, w których od setek lat działy się rzeczy tajemnicze i na ogół do dziś nieodkryte – usprawiedliwiła się.
Marc spojrzał na nią ze zrozumieniem.
– Chyba wprawiłem panią w zakłopotanie, Alicjo. – Uśmiechnął się ponownie.
– Trochę. No więc? Jest szansa na jakiejś fascynujące opowieści?
Marc odetchnął głęboko.
„Gdybyś ty dziewczyno wiedziała, o czym mógłbym ci opowiedzieć” – pomyślał.
– No... nie można wykluczyć takiej możliwości. Tyle tylko, że pewnie nie bardzo będzie kiedy. Jestem w tej chwili umówiony ze znajomym i będziemy musieli stąd wyjechać. – Wzruszył ramionami.
– Na długo? – zapytała.
– Nie wiem, na kilka godzin.
– Wytrzymam. – Uśmiechnęła się. – W tym czasie będę miała okazję z naszą wycieczką zwiedzić zamek. Zostajemy tu, niedaleko w hotelu, dwa dni. Może... Tak?
– To może, gdyby pan nie miał nic lepszego do roboty, spotkalibyśmy się wieczorem i trochę pogadali? – zaproponowała.
– Tu... – zaczęła przeszukiwać torebkę – tu jest mój numer.
– Wyciągnęła wizytówkę. – Jeżeli pan zechce, proszę dać znać.
Będę czekać.
Marc uśmiechnął się i wyjął także swoją wizytówkę.
– W takim razie mamy swoje namiary. Do usłyszenia, mam nadzieję.
Alicja spojrzała za siebie.
– O, moja grupa się zbiera. Chyba dotarł już nasz przewodnik. Marc, miło było pana poznać. Na razie, życzę miłego wyjazdu. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
Nie czekając na odpowiedź, pobiegła w kierunku autobusu.
– Do zobaczenia... – Zaskoczony Marc pozostał sam. – „Fajne są te młode dziewczyny. Bardzo bezpośrednie” – pomyślał. Spojrzał w kierunku wjazdu na parking. Dostrzegł wjeżdżający samochód. Granatowy volkswagen podjechał w jego kierunku. Zatrzymał się. George wyszedł z auta i przywitał się z nim.
– Miło cię widzieć, Marc. Jak noc? Wyspałeś się? – zapytał.
Ubrany był w jasnobłękitny garnitur, miał białą, rozpiętą koszulę.
– Wyspałem, jeżeli można to tak nazwać w tych okolicznościach. Jedziemy?
– Tak, wsiadaj proszę, opowiem ci wszystko po drodze. Wsiedli do samochodu. Powoli przejechali przez parking. Wyjechali na wąską drogę. Samochód skręcił w kierunku Klagenfurtu. Marc czekał, aż George odezwie się i wyjaśni mu cel ich dzisiejszego wyjazdu. Nie chciał się narzucać, mimo że był podekscytowany. Znajomy jednak milczał, skupiając się na jeździe. Prowadził samochód pewnie. Przejechali tak kilka kilometrów.
– Po naszej rozmowie – odezwał się w końcu George – jak ci już wspominałem, spędziłem kilka godzin, starając się dowiedzieć czegoś na temat zniknięcia twojej dziewczyny. Jeżeli pozwolisz, nie będę wchodził w szczegóły, z kim rozmawiałem i jak udało mi się zdobyć garść informacji.
– Ależ oczywiście. Nie będę cię o nic pytał. Chcę ci podziękować, że tak szybko się tym zająłeś – odpowiedział Marc.
– Muszę przyznać, że trochę się w tym pogubiłem.
– Czasem bywa i tak. Jak ci już mówiłem, potwierdziła się informacja, że Monik po przylocie do Klagenfurtu odjechała z lotniska z dwoma mężczyznami. Pojechali w kierunku Grazu.
Z tego co wiem, minęli to miasto i dojechali do małej wiosk Sankt Kathrein.
– Ładna nazwa, jednak nic mi nie mówi – skomentował Marc.
– Szczerze mówiąc, mnie dotychczas również nie mówiła.
Sankt Kathrein to niewielka wioska, ukryta w górach. Kościół, kilka hotelików. Jak w prawie każdej miejscowości w Austrii.


Kilkadziesiąt domów. Nic nadzwyczajnego, poza oczywiście nieodpartym urokiem. Życzliwi dla turystów Austriacy. Hm, poza tym niewiele mogę na ten temat powiedzieć. Wcześniej nie spotkałem się z tą miejscowością w kontekście spraw, z jakimi przyszło mi się zajmować.
– Dlaczego więc pojechali do tej właśnie miejscowości? – zapytał Marc.
– Pewnie gdybym to wiedział, wszystko byłoby już jasne.
– Masz jakieś przypuszczenia?
– No cóż, może po prostu wybrali to miejsce, aby się ukryć.
Może właśnie dlatego, że jest jak każde inne. Dziwi mnie tylko...
– Co? – przerwał mu Marc.
– Dziwi mnie, co powiedział mi mój informator – że pojechali do kościoła. I że już z niego nie wyszli. Zarówno dziewczyna, jak i towarzyszący jej mężczyźni.
– Do kościoła? Rzeczywiście dziwne – Marc po raz kolejny zdumiał się tą informacją. Co z tym wszystkim ma wspólnego kościół?
– Zapomniałem ci jeszcze powiedzieć, że informację o ich podróży dostałem w takiej wersji, że ich wyprawa do Sankt Kathrein nie odbyła się prosto z lotniska, tylko później. Gdzie pojechali najpierw, tego nie wiem. Nie udało mi się ustalić. I jeszcze jedno. W tej podróży do kościoła towarzyszył im jeszcze jakiś młody mężczyzna, który nie wyglądał na znajomego tych dwóch. Wyglądało na to, że raczej znajdował się w sytuacji podobnej do twojej dziewczyny.
– Również był osobą uprowadzoną?
– Też tego nie wiem, ale na pewno nie był zaprzyjaźniony z tymi ludźmi.
Marc zamilkł. Zastanawiał się chwilę.
Samochód wyjechał na autostradę w kierunku Grazu.

sobota, 3 października 2015

Dominacja Niemiec - obecny boom gospodarczy, może być ich ostatnim

To mogą być ostatnie lata prosperity naszego zachodniego sąsiada. Pomimo dobrych wyników gospodarczej i silnej pozycji politycznej, w Niemczech powoli tyka bomba zegarowa, która gdy odpali doprowadzi do pogorszenia się sytuacji w RFN. 

Ostatnie lata przyzwyczaiły nas do tego, że Niemcy ponownie podniosły głowę a cała Europa ponownie musi się liczyć ze zdaniem Berlina. Trwający kryzys gospodarczy, problemy strefy euro a także brak woli politycznej ze strony elit sprawiły, że Niemcy wykorzystały swoją ekonomiczną przewagę by narzucić swoje zdanie słabszym krajom. Politycy straszący swoich wyborców zagrożeniem ze strony Niemiec mogą się przeliczyć, gdyż prognoz dotyczących najbliższych dekad, Niemcy będą powoli tracić na znaczeniu.

Kryzys emigracyjny to swoista zemsta także południowej Europy - pozbawieni środków finansowych na sprawne działania państwa Włosi czy Grecy przepuszczają imigrantów, który z kolei masowo udają się właśnie do Niemiec, sama Angela Merkel musiała ratować swoją pozycję wycofując się z deklaracji przyjęcia dowolnej liczby uchodźców. W tym samym momencie problemy zaczął mieć największy niemiecki producent samochodów, Volkswagen, który został przyłapany na zaniżaniu norm spalania. To może się skończyć nie tylko poważnymi karami dla koncernu, ale też zaszkodzić sprzedaży ich samochodów w wielu krajach, w których konsumenci są bardzo wrażliwi na kwestie związane ze środowiskiem.


Największym problemem Niemiec jest demografia, rząd w Berlinie szacuje, że populacja może do 2060 roku zmniejszyć się z 81 do zaledwie 67 milionów ludzi. Sprzyja temu ucieczka z terenów byłego NRD skąd regularnie wyprowadzają się kolejne grupy mieszkańców, powoli zaczyna więc brakować klientów zakładów usługowych i gabinetów co z kolei powoduje ich zamknięcie. Koło się zamyka, pozbawieni odpowiednich usług wschodni Niemcy decydują się na przeprowadzkę a miasteczka i wsie pustoszeją. Starzejące się społeczeństwo czeka wkrótce kolejny problem. Brak rąk do pracy, ale też kurczące się zasoby intelektualne, mniejsza dynamika i kreatywność, co w czasach wymagających reguł gry globalnej gospodarki może być gwoździem do trumny niegdyś gospodarczego lidera całej Europy. Słaba gospodarka to mniejsze możliwości polityczne, mniej wpływów, mniej możliwości. A kto wejdzie na miejsce Niemiec?
źródło: Telegraph.co.uk


- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf