Poul podszedł do stoiska wypożyczalni samochodów.
– Dzień dobry, chciałem wypożyczyć samochód.
– Dzień dobry, dobrze pan trafił – przywitał go życzliwie szczupły, lekko już łysiejący trzydziestoparolatek. – Na jak długo życzy pan sobie samochód?
Poul zamyślił się.
– Dobre pytanie. – Uśmiechnął się. – O tym nie pomyślałem.
A muszę się jednoznacznie zadeklarować?
– No nie, ale coś musimy zapisać. Zawsze pan może przedłużyć rezerwację.
Spojrzał na Poula pytającym wzrokiem.
– To może... może na trzy dni.
– Ależ oczywiście, bez problemu. Jaki samochód pan sobie życzy?
– Jaki? – Poul zastanowił się.
– Może pan pomyśli, a ja w tym czasie przygotuję stosowne dokumenty. Czy mogę prosić jakiś dowód tożsamości?
– Oczywiście – Poul sięgnął po paszport. Podał go pracownikowi wypożyczalni.
Ten otworzył paszport i spojrzał zaskoczony na Poula.
– To pan...
Poul spojrzał na mężczyznę.
– To ja? To znaczy?
– Czekałem na pana. Pan przyleciał z Rzymu prawda? Mam dla pana wiadomość. Poul rozejrzał się dyskretnie dookoła. Nachylił się bardziej w kierunku lady, przy której stał.
– Słucham, co ma mi pan przekazać?
Mężczyzna wyjął z szuflady białą kopertę.
– Proszę posłuchać. Mam panu przekazać następującą informację: Pojedzie pan w kierunku zamku. Wie pan, którego?
Poul kiwnął głową.
– Wokół zamku jest kilkanaście gospodarstw wiejskich. Wynajmie pan pokój w którymś z nich. Jak już pan to uczyni, zadzwoni pan pod numer, który jest zapisany na kartce w tej kopercie.
Podał kopertę Poulowi, rozglądając się, czy nikt ich nie obserwuje.
– Przyjedzie po pana nasz człowiek... bardzo nam życzliwy.
Zabierze pana dyskretnym przejściem do miejsca, w którym
będzie pan mógł obserwować, co się dzieje na zamku. Pro-
szę zrobić to, o co poprosi. I niczemu się nie dziwić. Niczemu
– dodał.
Poula zaskoczyły jego ostatnie słowa.
– W porządku. Jaki samochód mi pan przygotował? – podniósł głos.
– Myślę, że dla pana najlepsza będzie toyota. Wygodny, duży samochód. Czy może być?
– Oczywiście. Nie jestem wybredny, a japońskie samochody są niezłe, prawda?
– Otóż to. Nie mamy z nimi specjalnych problemów. Proszę, tu jest komplet dokumentów. Zechce pan się zapoznać i podpisać. Na dokumencie ubezpieczeniowym również. Poul podpisał szybko. Dostał kluczyki od samochodu i instrukcję, gdzie go znajdzie na lotniskowym parkingu. Pożegnał się z sympatycznym pracownikiem wypożyczalni. Poszedł na parking, na którym bez trudu odnalazł samochód. Włożył walizkę do bagażnika. Powoli wyjechał z parkingu. Skierował się na autostradę. Jadąc, znów zatopił się w myślach, co ostatnio często mu się zdarzało. Wydarzenia ostatnich miesięcy nie dawały mu spokoju ducha, zmieniły jego życie, niestety – nie na lepsze. Poul wracał we wspomnieniach do swojej tragicznej ucieczki w lesie, ale przede wszystkim do zamordowanych na jego oczach autostopowiczów. Czuł na sobie brzemię odpowiedzialności za ich śmierć. Wiedział, że jest śledzony i wiedział, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Pomimo tego zabrał ze sobą dwójkę młodych ludzi, którzy jako niewygodni świadkowie zostali po prostu zastrzeleni. Ta sytuacja zdecydowanie go przerastała, a przecież teraz miał nową misję i nie wiedział, co się wydarzy. Wiedział za to doskonale, że wypełni swoje obowiązki znakomicie, choć wewnątrz targały nim emocje. Zastanawiał się, co u Monik i Marca, a także Kajetana. Oni jedni wiedzieli, co mógł teraz odczuwać, sami też wiele przeszli. Po kilkudziesięciu minutach wjechał na drogę prowadzącą w kierunku zamku. Jechał powoli, oglądając okolicę. Zastanawiał się, gdzie się zatrzymać. Był w Austrii kilka razy, ale znał wyłącznie Tyrol. Miejscowości, przez które przejeżdżał, podobały mu się. Spokojna, malownicza okolica, na niebie widać było orły. Z daleka zauważył farmę. Oddalona była znacznie od drogi. Poul zaczął wypatrywać jakiegoś zjazdu. Przejechał prawie kilometr. Skręcił w prawo. Do farmy pozostało mu kilkaset metrów. Wjechał na dziedziniec. Przed domem stała duża czarna limuzyna z ciemnymi oknami.
„Jacyś bogaci właściciele – pomyślał zdziwiony – dom nie wygląda bogato, może to jednak jacyś goście?” Spojrzał na przykuwający uwagę przedmiot leżący na ziemi pomiędzy samochodem a wejściem do domu. Zdziwił się. Była to czerwona, damska torebka. Poul wyszedł z samochodu. Podszedł do torebki i pochylił się. Wypadło z niej kilka kosmetyków i telefon komórkowy. Jego zdziwienie rosło. Rozejrzał się dookoła. Niczego interesującego nie dostrzegł. Niewielki bałagan, jak w każdym miejscu, w którym nie pozostaje wiele czasu na utrzymywanie porządku. Kilka urządzeń rolniczych.
– Halo, jest tu ktoś?! – krzyknął. – Dobry wieczór. Szukam gospodarza!
Nikt się nie odezwał. Panowała cisza.
– Przepraszam! – krzyknął głośniej.
Drzwi domu otwarły się. Stanął w nich mężczyzna w ciemnych okularach słonecznych. Młody, na pierwszy rzut oka, wysportowany. Cofnął się na chwilę do wnętrza domu, coś krzyknął. Po chwili wyszedł na werandę domu. Za nim pojawił się drugi człowiek. Podobny do niego.
– Czego pan szuka? – zapytał. – Co pan tu robi?
– Szukam kwatery na kilka nocy. Czy zastałem gospodarzy?
– Ja jestem gospodarzem – odpowiedział człowiek stojący na werandzie.
– Nie wynajmuję pokoi nikomu.
– Pan jest gospodarzem? – zdziwił się Poul. – Naprawdę?
Pole pan też uprawia? – dodał ironicznie, bo cała sytuacja zaczęła mu się nie podobać.
– Nie pański interes – odparł obcesowo mężczyzna podający się za gospodarza. – Niech pan się stąd zabiera. Nic tu po panu.
– A tę torebkę leżącą przed panem pewne zgubiła jakaś turystka szukająca kwatery na noc?
– Daję ci minutę na odjazd – padła groźba.
– Ma pan rację. Odjeżdżam... prosto na policję – dodał Poul.
Stojący na werandzie mężczyźni spojrzeli na siebie. Ten, który rozmawiał z Poulem skinął głową. Drugi człowiek sięgnął pod marynarkę. Wyjął duży, czarny pistolet. Wymierzył nim w Poula.
– Ręce do góry. No już. Podnieś ręce do góry, nie żartuję. Poul stał zaskoczony. Powoli uniósł ręce. Drugi mężczyzna podszedł do niego. Obszukał go, sprawdzając czy nie ma przy sobie broni.
– Ruszaj do środka – wydał polecenie.
Poul posłusznie spełnił jego rozkaz. Przez chwilę zatrzymali się na parterze budynku.
– Schodź na dół. – Kolejny rozkaz był równie jasny jak poprzednie.
Zeszli na dół. Stanęli przed drewnianymi drzwiami.
– Miałeś pecha – usłyszał Poul. – To był bardzo głupi pomysł...
Mężczyzna otworzył drzwi prowadzące do piwnicy.
Poul odwrócił się do nieznajomego.
– Będą mnie szukać...
– Wchodź, dosyć już dzisiaj powiedziałeś. Pchnął Poula do wnętrza, zamykając drzwi. Poul odwrócił się. W narożniku małej piwnicy stała kobieta patrząca na niego przerażonym wzrokiem. Poznał ją od razu.
– Boże, Monik! – krzyknął. – Co ty tu robisz?!
– Poul... – wydusiła z siebie.
Rzuciła mu się w ramiona i zaczęła płakać.