poniedziałek, 6 stycznia 2014

Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 11 - Watykan

Poul siedział naprzeciwko kardynała Carrasoniego, który patrzył na niego z życzliwym uśmiechem.
– Prosiłeś mnie rano o informację? – zapytał Poula.
– Tak, to bardzo ważne. Dostałem zadanie od Ojca Świętego.
– Wiem – przerwał mu kardynał. – Masz wyjaśnić sprawę, którą zajmował się tragicznie zmarły przyjaciel Romanazzi. To nie będzie łatwe zadanie.
– Domyślam się – odparł Poul. – Czy coś wiadomo w sprawie śmierci kardynała?
– Staramy się ją wyjaśnić, jednakże wszystkie działania trzymamy w największej tajemnicy. Nie potrzeba nam sensacji na pierwszych stronach gazet. Ta śmierć wydarzyła się przecież na oczach papieża. To on mógł paść ofiarą zamachu. Może właśnie tak miało być. Ktoś wymienił szybę w jego apartamencie. Tak przypuszczamy.
– To bardzo dziwne – odparł Poul.
– Jestem przekonany, że w Watykanie działa ktoś, kto z oczywistych względów uczestniczył w przygotowaniu morderstwa. Powinniśmy teraz wszyscy szczególnie uważać… Ale przejdźmy do tego, z czym do mnie dzisiaj przyszedłeś. Pojedziesz do Krakowa. Zgłosisz się do kardynała, który tam na ciebie czeka. Skontaktuje cię z człowiekiem, którego szukasz. Nie zwlekaj, to naprawdę ważna sprawa. Czekam z niecierpliwością na wiadomości od ciebie. Kardynał wstał, wyciągając na pożegnanie rękę do Poula.
– Życzę ci powodzenia. Uważaj na siebie – powiedział życzliwie.
– Jedź i wracaj zdrów. Niech cię Bóg prowadzi.
– Dziękuję. Dziękuję za informacje, a szczególnie za okazaną życzliwość i troskę.
Poul uścisnął chłodną dłoń kardynała.





Rozdział 12
Stare Kiejkuty, Polska

Zdawać się mogło, że kolejny dzień nie różnił się od dwóch poprzednich. Jednak brak różnicy polegał jedynie na podobnie pięknej pogodzie. Wszystko pozostałe było już inne. Spokój, rozleniwienie i znużenie długą podróżą były dla Marca i Monik jedynie wspomnieniem. Wczorajsza noc zmieniła ich wycieczkę w prawdziwy koszmar. Ścigani dobiegli w nocy do chaty i wślizgnęli się cicho do swojego pokoju. Do rana uzgadniali, co powiedzą, gdy ktoś ich zapyta, dlaczego ich samochód pozostał w lesie. Zasnęli, kiedy świtało zgasło? Teraz spali głęboko, czasem tylko poruszając się nerwowo we śnie na swoich łóżkach.

Przed chatą krzątał się Kajetan. Przygotowywał śniadanie dla siebie i swoich gości. Zastanawiał się, gdzie zniknął ich samochód. Gdy wrócili, już spał. A sen miał jak w najlepszych dziecięcych latach. W oddali słychać było dźwięk policyjnej syreny. Miał wrażenie, że zbliżał się on do jego chaty. Podszedł do balustrady oddzielającej taras od pachnącej poranną rosą łąki. Na polanę wtoczył się jadący szybko policyjny wóz. Podjechał bliżej i zatrzymał się. Z jego wnętrza wysiadło dwóch funkcjonariuszy. Pełne uzbrojenie oraz hełmy na głowach zaniepokoiły Kajetana. Policjanci podeszli do tarasu.
– Dzień dobry. Pan tu mieszka? – zapytał wyższy z nich, będący jednocześnie kierowcą samochodu.
– Tak, razem z żoną spędzamy tu sporo czasu. Jesteśmy z Warszawy, ale bardzo polubiliśmy to miejsce – starał się rozładować wyczuwalne napięcie. – Żony nie ma w tej chwili.
– Czy wobec tego jest pan sam? Z żoną? – zapytał policjant.
– Nie, od przedwczoraj są u mnie goście.
– Kim oni są? – zapytał natychmiast policjant.
– To dwoje Niemców, dziennikarzy. Przyjechali pisać o Mazurach i zatrzymali się przypadkowo u mnie. Nie znaliśmy się wcześniej ale polecił mnie im mój znajomy – odpowiedział.
– Niemcy? – zdziwił się policjant. – Pan zawsze przyjmuje nieznajomych?
– Czy to coś złego? Nie mam tego w zwyczaju, ale pomyślałem, że co mi szkodzi. Chciałem być po prostu uprzejmy, a rekomendacja wystarczająca – uśmiechnął się.
– A gdzie są pańscy goście? Jak tutaj dotarli?
– Śpią jeszcze… Sam jestem zaskoczony, bo nie widzę ich samochodu. Wrócili w nocy, gdy spałem… widocznie musieli go gdzieś zostawić. Może się zepsuł?
– Jaki to był samochód? – zapytał policjant.
– Duże granatowe audi – opowiedział Kajetan.
Policjanci spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
– Czy wie pan coś jeszcze o swoich gościach? – kontynuował pytania policjant.
– Nie rozmawialiśmy za wiele… przyjechali niedawno, mieli zatrzymać się u mnie na kilka dni i napisać artykuł. Odpoczywali.
Czy mam ich obudzić?
– Proszę – odparł policjant.
Policjanci weszli na taras. Drugi z nich odpiął zabezpieczenie pistoletu.
Kajetan zniknął w chacie.
Podszedł do drzwi pokoju. Zapukał. Nikt nie opowiedział. Zrobił to jeszcze raz, tym razem znacznie energiczniej.
– Tak? – usłyszał zaspany głos Marca.
– Dzień dobry. Chciałem państwa prosić na taras. To pilne, pyta o państwa policja.
– W porządku, już się zbieramy – odparł Marc.
Kajetan wrócił na werandę.
– Zaraz będą – zwrócił się do policjantów. – Napijecie się czegoś panowie?
– Nie, dziękujemy. Poczekamy na pańskich gości.
Minęło kilka minut.
W drzwiach chaty ukazała się Monik, a w ślad za nią Marc. Wyszli na werandę wyraźnie rozespani.
– Dzień dobry – Marc zwrócił się do policjantów. – Jestem Marc, a to moja redakcyjna koleżanka Monik. Oboje pracujemy dla poważnej gazety… Nie wiedziałem, że polska policja tak szybko działa.
– Tak? – zdziwił się policjant. – Szybko działa? A czego dotyczy to spostrzeżenie?
– Wczoraj wieczorem skradziono nam samochód, czyżbyście panowie mieli dla nas jakieś dobre wiadomości? – Marc starał się mówić tak, by jego głos brzmiał normalnie.
– Skradziono wam samochód? – zapytał policjant. – A o której i gdzie państwo to zgłosili?
– Problem w tym, że tego nie zgłosiliśmy… Nie mieliśmy okazji.
Samochód skradziono nam z leśnego parkingu parę kilometrów stąd. Ledwie trafiliśmy tutaj, do chaty. Nie znamy okolicy i baliśmy się pobłądzić. Tutaj nic w nocy nie jeździ i nie byliśmy w stanie dostać się do jakiejś najbliższej miejscowości.
– Jak to dokładnie się stało? – zapytał policjant.
– Ach, nic nadzwyczajnego. Zwiedzaliśmy trochę okolicę. Właściwie już wracaliśmy, była może 21:30. Monik – wskazał na nie ręką – poprosiła, abym się na chwilę zatrzymał.
Kajetan w tym czasie starał się tłumaczyć Monik treść rozmowy Marca z policjantami.
– Tak – wtrąciła się Monik – chciałam, jakby to powiedzieć, załatwić potrzebę fizjologiczną.
Kajetan przetłumaczył słowa Monik.
– Zatrzymaliśmy się na leśnym parkingu. Monik udała się w stronę pobliskiego zagajnika, a ja poszedłem w przeciwnym kierunku. Niestety zostawiłem nie tylko otwarte drzwi samochodu, ale i kluczyki w stacyjce. Proszę mi wierzyć, nie sądziłem, że coś takiego może nas tutaj spotkać. Słyszałem, że w Polsce często się to
zdarza, ale w takiej głuszy?
– Tak. Wszystko co pan powiedział wymaga formalnego opisania – powiedział policjant. – Pojedziecie państwo z nami na posterunek i tam złożycie zeznania.
– Oczywiście. Już się zbieramy. Przepraszamy za kłopot. Zabierzemy dokumenty.
– Nie zostały skradzione? – Zdziwił się policjant.
– Na szczęście nie, Monik miała je w torebce. Zabrała ją ze sobą.
– Spojrzał na policjanta szukając w nim akceptacji swoich słów.
– Zaraz będziemy gotowi.
Marc i Monik weszli do chaty. Zabrali dokumenty, a wychodząc, pożegnali się z Kajetanem.
– Bardzo cię przepraszamy za kłopot. Nie wiem, o której będziemy z powrotem – odezwał się Marc.
– Nic się nie stało. To wy macie kłopot. Mam nadzieję, że samochód się znajdzie i to szybko – powiedział Kajetan. Marc i Monik wsiedli do policyjnego radiowozu, który zatoczywszy koło obok chaty, oddalił się w kierunku głównej drogi.
Kajetan patrzył jeszcze chwilę na unoszący się kurz. Przez jego głowę przebiegały liczne pytania, na które jeszcze nie znał odpowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf