Marc zatrzymał samochód na parkingu w centrum Wałbrzycha. Była dwunasta pięćdziesiąt pięć. Gdy przejeżdżali przez miasto, rozglądali się, szukając wzrokiem poczty lub budki telefonicznej. Zobaczyli ją na małym parkingu. Wysiedli z auta. Marc wziął do ręki słuchawkę telefonu. Wykręcił numer. Sygnał połączenia brzmiał w jego uchu przez chwilę.
– Słucham – usłyszał znajomy głos.
– Kajetan? – upewnił się.
– Tak, witaj, co tam u was? – Ucieszył się, słysząc przyjaciela.
– Och, długo by mówić. Mieliśmy wczoraj pasjonującą rozmowę z poznanym małżeństwem amerykańskich poszukiwaczy skarbów.
– Poszukiwaczy skarbów? – przerwał Kajetan. – To tacy jeszcze istnieją? – Roześmiał się. – Wydawało mi się, że ostatnim był Indiana Jones.
– Nasi byli jednak realni – odpowiedział Marc. – Przynajmniej do pewnego momentu – poprawił się.
– Co masz na myśli?
– Będziesz się śmiał, być może – zasugerował Marc – ale wyobraź sobie, że nasi rozmówcy zniknęli.
– Zniknęli? – zdziwił się Kajetan. – Jak to zniknęli?
– To historia rodem ze wspomnianego przez ciebie Indiany
Jonesa. Nasi nowi, jakże interesujący znajomi, chcieli spędzić noc na zamku, o którym jedna z legend mówi, że z pewnej komnaty znikali goście właścicieli. Przynajmniej ci niemile widziani.
– Znikali? A jakim sposobem? – zdziwił się Kajetan.
– Otóż pod łóżkiem była kilkunastometrowa przepaść, prowadząca wprost do płynącej pod ziemią rzeki. W łożu była zapadnia i goście wpadali w przepaść głowami w dół.
– I ty myślisz – roześmiał się Kajetan – że wasi znajomi zostali poddani takiej egzekucji?
– No właśnie... – zmieszał się Marc. – Mówiłem, że będziesz się śmiał. Ale tak czy owak oni zniknęli.
– Może po prostu wyjechali? – starał się spoważnieć
Kajetan.
Stojąca obok Monik zaczęła kręcić się obok Marca. Starała
się przyciskać ucho do słuchawki, by słyszeć rozmowę mężczyzn. Przejeżdżające ulicą samochody zagłuszały ich słowa.
– Umówiliśmy się, że pojedziemy razem do Książa, na drugi dzień po śniadaniu. Nie przyszli na spotkanie.
W słuchawce zapadło milczenie.
– Może, wybacz, byli trochę roztargnieni, jak na poszukiwaczy skarbów przystało?
– Mam wrażenie, że dalej jesteś myślami przy wspomnianym filmie – powiedział Marc – ale najciekawsze jest to, że nikt z obsługi zamku nie potwierdził ich obecności. Tak jakby nigdy nie istnieli.
W słuchawce ponownie zapanowało dłuższe milczenie.
– Przypuszczasz, że było to związane z tematem waszych rozmów?
– Zastanawialiśmy się nad tym z Monik po drodze. Nasza rozmowa była pasjonująca. Ci ludzie nie tylko byli skarbnicą informacji o terenach, na których się znajdujemy. Istotne jest to, że wszystkie mało znane fakty lub hipotezy łączyły się w całość. Wskazywały na istnienie supertajnej i superrozwiniętej technicznie broni. Jest prawdopodobne, że próby z tą bronią odbywały się właśnie tutaj, gdzie jesteśmy. A może nawet pod nami. – Spojrzał na Monik.
Kajetan zastanowił się.
– Trudno to nazwać skarbami – powiedział głośno. Zdanie to zabrzmiało raczej jak głośna myśl niż stwierdzenie.
– Skarby też się pojawiły – odpowiedział Marc. – I to
w ogromnych ilościach. Zdaniem naszych znajomych były wywożone z tych terenów.
– Czy według nich podziemne budowle mogą być dzisiaj wykorzystywane?
– Nie zanegowaliśmy tej możliwości, ale również nie potwierdziliśmy. Dlatego dzisiaj jedziemy na zamek Książ.
– Znam to miejsce, rzeczywiście ciekawy obiekt.
– Najgorsze jest to, że naszą rozmowę przerwaliśmy po zapewnieniu Toma, tak miał na imię, że ujawni nam coś na temat tych właśnie terenów.
– Zawiadomiliście policję? – zapytał Kajetan.
Marc spojrzał na Monik. Ta wzruszyła ramionami.
– Nie, dziś mija pierwszy dzień, a jak wiesz w pierwszym dniu nikt nie zareaguje. Mamy nadzieję, że może odnajdziemy ich dziś w okolicach, w których się umówiliśmy.
– Pewnie masz rację. Życzę wam powodzenia. Cieszę się, że informacje, jakie pozyskaliście, są tak frapujące.
– To prawda – potwierdził Marc. – Co u Poula?
– Co powiedziałeś?
Przejeżdżająca ciężarówka zagłuszyła słowa Marca.
– Pytałem, co u Poula? – powtórzył.
– W porządku, wraca na Mazury. Jak już mówiłem, również sporo się dowiedział. Ale jest przekonany, że tego, czego szukamy, nie znajdziemy w tamtych okolicach. Jak dojedzie, będziemy na was czekali.
– OK, w takim razie umawiamy się u ciebie. Zadzwonię jutro o tej samej porze.
– Naturalnie.
Monik wyjęła Marcowi słuchawkę z ręki.
– Kajetan, to ja, Monik. Chciałam cię pozdrowić.
– Czekam na was z niecierpliwością. Pilnuj całej wycieczki – zażartował.
– Jak widzisz, jakieś złe licho podkrada mi jej uczestników
– zmartwiła się.
– Znajdą się, nie przejmuj się – pocieszył ją. – Trzymajcie się. Do jutra.
– Do widzenia – powiedzieli oboje naraz.
Monik odwiesiła słuchawkę. Spojrzała na Marca pytająco.
– Jedziemy dalej.
Wsiedli do samochodu i ruszyli w kierunku zamku.