poniedziałek, 8 grudnia 2014

Fragment powieści "Tajemnica czternastej bramy". Rozdział 1.



Marc siedział pochylony nad komputerem. Skupiony na swojej pracy, nie wiedział jeszcze, że najbliższe kilkanaście dni wstrząśnie jego życiem. Biurko, przy którym pracował, ustawione bokiem do okna, oblane było ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Od lat łączyło go ze światem niezwykłych zdarzeń. To właśnie przy nim powstawały fascynujące relacje pisane jego wprawną dziennikarską ręką. Z nadzwyczajną starannością, przy pomocy wysłużonego komputera, starał się oddawać charakter spraw, często skrywanych przed światem. Rodzące się w jego redakcynym pokoju artykuły potrafiły wstrząsnąć nie tylko zwykłym czytelnikiem, czekającym z niecierpliwością na najnowsze doniesienia. Skutecznie psuły smak porannej kawy wpływowym politykom i zamożnym biznesmenom.Marc Perce miał około czterdziestu lat, był z pochodzenia Francuzem, ale od długiego czasu mieszkał w Niemczech, co sprawiło, że utożsamiał się z tym narodem. Dziennikarstwo nie było dla niego pracą, ale czymś znacznie więcej. To była misja, wyzwanie rzucone światu, bowiem Marc szukał prawdy, faktów, wyrabiał sobie własne zdanie, dążył do sedna sprawy. Potrafił być w tym bezkompromisowy, nie łamał własnych zasad, a dochodzenie do rozwiązania wielu zagadek dawało mu poczucie spełnienia. Ta postawa sprawiła, że Marc był postacią niezwykle znaną w swoim fachu – cieszył się uznaniem kolegów oraz czytelników. Odbiorcy wierzyli w jego słowa, popierali jego dążenie do prawdy, co przecież w obecnych czasach wcale nie jest rzeczą oczywistą. Nie brakowało także wrogów. Marc odczuł to szczególnie w ostatnich miesiącach. Hamburg powoli tonął w mroku. Z oddali, przez otwarte okno, słychać było od czasu do czasu dźwięk syren wypływających z portu statków. Pojawiający się na niebie księżyc zamieniał stopniowo przyzwoitość dnia w misterium nocy i uwalniał ludzkie ekscytacje w pobliskiej dzielnicy szaleństw. Marc kochał to miasto. Włóczył się godzinami po jego przesyconych kolorem cegły ulicach, od lat z tą samą przyjemnością. Niemalże w każdą sobotnią noc, kiedy nie wyjeżdżał, siadał przy piwie wśród setek ludzi, w starej portowej hali, wsłuchując się w rozbrzmiewającą do rana muzykę na żywo. O świcie, na słynnym w Europie Fischmarku, kupował świeże ryby. Myślał o Monik. O dniach, które spędzili razem. Wracał wspomnieniami do poznanego w Polsce Kajetana, jego miłej żony i Poula, sympatycznego księdza z Watykanu. Połączyły ich wydarzenia szokujące, tragiczne. To sprawiło, że nawiązałasię więź i przyjaźń, która kazała mu często wracać myślą do Kajetana i Poula. Dawno ich już nie widział. Zastanawiał się, dlaczego tak niespodziewanie zakończyła się dynamiczna, pełna tajemnic przygoda. Wszystko urwało się na krok przed jej wyjaśnieniem. Ta fascynująca historia wzięła swój początek od telefonu nieznanego mężczyzny, który poinformował go o tajemniczych nocnych lądowaniach nieoznakowanych samolotów. Działo się to na maleńkim lotnisku ukrytym w lasach, tuż przy północno-zachodniej granicy Polski. W miejscu, w którym znajdował się jeden z najbardziej znanych ośrodków kształcenia sowieckich i polskich szpiegów. Zgodnie z jego relacją, pod osłoną nocy, pasażerowie wysiadający z samolotów znikali bez śladu za murami ściśle strzeżonego wojskowego obozu. Ta niezwykła historia łączyła się z najbardziej skrywaną tajemnicą dotyczącą manipulowania wydarzeniami zachodzącymi na świecie. Prowadziła do możliwości poznania mechanizmu tajnego zarządzania. Do świadomego wywoływania wojen i rewolucji, zamachów terrorystycznych i kryzysów ekonomicznych. Do tajników powstawania i obalania rządów. Marc drgnął. Z zamyślenia wyrwało go skrzypnięcie otwieranych drzwi. Spojrzał zdziwiony w ich kierunku. „O tej porze ktoś jeszcze pracuje?” – pomyślał. Wiszący na ścianie zegar wskazywał dwudziestą drugą trzydzieści. Drzwi otwierały się powoli. Marc dostrzegł wchodzącego do pokoju mężczyznę. Nie znał go. Był to człowiek średniego wzrostu, z bujną, rozczochraną grzywą, w rogowych okularach. Nie był postawny, miał raczej wygląd emerytowanego profesora. Ubrany był w kraciastą marynarkę, sztruksowe, beżowe spodnie i buty. Wszystko to, tak jak i on sam, nie pierwszej już młodości.– Czy pan Marc Perce? – zapytał nieznajomy.
Wszedł do pokoju. Zamknął za sobą drzwi, robiąc wrażenie
osoby, która starannie sprawdza, czy ktoś za nią nie podąża.
– Czy to pan? – zapytał ponownie, spoglądając na dziennikarza wnikliwie.
Marc wstał z fotela.
– Tak, nazywam się Marc Perce – przedstawił się. – A pańska godność?
Twarz nieznajomego wykrzywiła się w grymasie przypominającym uśmiech.
– Moje nazwisko nie ma znaczenia. Długo się do pana wybierałem.
Marc zmarszczył brwi. Nie przypominał sobie twarzy nieznajomego.
– Do mnie? Czyżbyśmy się znali? – zapytał. – Nie kojarzę.
Mieliśmy okazję spotkać się wcześniej?
Nieznajomy rozłożył ręce, wzruszając ramionami. Pokręcił
przecząco głową.
– Ależ nie. Proszę mnie nie szukać w pamięci. Tak wiele o panu słyszałem, że odnoszę wrażenie, jakbym pana dobrze znał. Proszę się tym nie przejmować.
Rozejrzał się po pokoju niepewnie.
– Czy... jesteśmy sami? Możemy tu swobodnie rozmawiać?
– Oczywiście – uspokoił go Marc. – Proszę się czuć swobodnie. Nikt nas tu nie podsłuchuje. Nikogo również nie oczekuję w tej chwili.
Mężczyzna odetchnął głośno. Wyglądał na zmartwionego.
Na jego twarzy malowało się zmęczenie.
– Proszę wybaczyć – usprawiedliwił się. – To, z czym do pana
przyszedłem – przerwał na chwilę, ściszając głos – jest tak nieprawdopodobne i jednocześnie, jak myślę, niebezpieczne, że muszę zachować nadzwyczajną ostrożność. Marc rozejrzał się. Zebrał ze stojącego przy biurku krzesła stertę papierów. Przygotowując materiały do swoich artykułów, często przeglądał wiele dokumentów. Pozostawały w redakcyjnym pokoju tygodniami.
– Proszę, niech pan usiądzie. Czy mogę pana czymś poczę-
stować? Woda? Coca-Cola?
– Woda, jeżeli mogę prosić... zimna. Marc spełnił życzenie swojego gościa. Rozlewając wodę do szklanek, spoglądał na niego z zaciekawieniem. Intrygujący wygląd tego człowieka zapowiadał interesujące spotkanie. Postawił szklanki na biurku. Usiadł. Uśmiechnął się zachęcająco.
– Zamieniam się w słuch – powiedział uprzejmie. – Z czym pan do mnie przyszedł? Czy jest pan pewien, że właśnie ja mogę panu pomóc?
Tajemniczy nieznajomy przełknął głośno łyk wody.
– Muszę pana prosić o absolutną dyskrecję...
– To oczywiste – przerwał mu zdecydowanie Marc.
Nieznajomy zmieszał się gwałtowną reakcją dziennikarza.
– Przepraszam. Zacząłem od banału, ale sam pan za chwilę zrozumie... – starał się usprawiedliwić.
– Rozumiem. Proszę pana, ludzie zwracają się do mnie z najróżniejszymi sprawami. Nie zawsze mogę im udzielić pomocy. Ale jedno jest pewne – zawsze mogą liczyć na moją dyskrecję.
– Dziękuję. Przejdę do rzeczy. Otóż, jestem astronomem – zaczął swoją opowieść nieznajomy – ale jak każdy, a może prawie każdy człowiek, zajmujący się czymś niezwyczajnym,mam swoje dziwne hobby. Otóż... to może mało oryginalne, ale fascynują mnie kontakty z obcymi cywilizacjami. Sam pan rozumie, w tym zawodzie te tematy same mnie znalazły. Jakiś czas temu zacząłem badać amerykańską historię budowy specjalnych pojazdów, a mówiąc najprościej, statków kosmicznych. Widzi pan – spojrzał na Marca – są tacy, którzy twierdzą, że rząd amerykański zlecił opracowanie dyskoidalnego obiektu. Przy jego konstrukcji wykorzystano podobno ściśle tajne eksperymenty antygrawitacyjne, przeprowadzane przez nazistowskich naukowców, pracujących podczas drugiej wojny światowej.
Marc uśmiechnął się.
– Gdzieś to już słyszałem – powrócił pamięcią do rozmów
prowadzonych w Polsce.
– Tak? – zdziwił się nieznajomy. – Szukając materiałów, ale i osób obnoszących się ze swoimi kontaktami z UFO, trafiłem na dziwny ślad. Dotarłem do człowieka, którego relacja zmroziła mi krew w żyłach. Początkowo nie ze względu na jej temat. Obcy, statki kosmiczne... Takich relacji pełno jest w Internecie. Przeraziłem się jednak, widząc strach w jego oczach, kiedy zdecydował się zdradzić mi kilka swoich tajemnic. A mówił rzeczy straszne.
Spojrzał na Marca dziwnym, przestraszonym wzrokiem.
– Proszę mi spokojnie opowiedzieć. – Marc starał się uspokoić coraz bardziej podekscytowanego mężczyznę. – O czym mówił spotkany przez pana człowiek?
– Przedstawił się jako były strażnik w podziemnym kompleksie. Pracował w nim kilka lat, zanim udało mu się stamtąd
uwolnić. Wiele mógłbym opowiedzieć... Może dzisiaj powiemo najważniejszym. – Zastanawiał się chwilę. – Przedstawił mi historię o Koszmarnej Sali, jak ją nazywał. Miał to być ściśle chroniony obiekt, przeznaczony do prowadzenia badań nad biologicznymi formami życia każdego typu. Pełno w niej było ptaków, ryb, gadów, a co najważniejsze, ludzi. Słyszy pan? – podniósł głos. – Ludzi.
– Ludzi? – powtórzył pytająco Marc.
– Tak, dokładnie. Mówił, że to jest jakby zakład biomedyczny, w którym prowadzone są od lat rozległe eksperymenty. Nieujawnione nigdy i nikomu. To, co słyszałem, jest bardzo zastanawiające. Proszę sobie wyobrazić, że podobno, jeśli pojawia się jakiś lek i zostaje on ujawniony jako podstawa nowej, cudownej metody leczenia, nikt nie zna miejsca jego wytworzenia. Oficjalnie wskazuje się, że odkrycia dokonano po latach badań, w dobrze znanym ośrodku medycznym. Prawdziwa historia tego leku nie zostaje nigdy ujawniona. A to właśnie tam, w bazie Dulce powstają największe odkrycia. Świat nigdy nie dowie się jednak o pechowcach, którzy skończyli w Koszmarnej Sali.
– Zaraz – zaoponował Marc – trochę się pogubiłem. – Starał się uporządkować rozmowę. – Co pan ma na myśli, mówiąc o bazie Dulce? Nie znam takiej nazwy, nigdy się z nią nie spotkałem.
– Dulce zaprojektowane zostało w latach trzydziestych dwudziestego wieku przez wojskowych inżynierów. To ogromna podziemna baza. Większość mieszkańców żyjących na tym terenie, podobno zdaje sobie sprawę z jej istnienia i mogłaby, gdyby chciała, potwierdzić informacje o dziwnych spotkaniach z innymi formami życia niedaleko niej.– Ma pan na myśli przybyszy z innyc planet? Obcych? Mówił pan, że to wojskowi zbudowali tę bazę?
– Wiem, co mówię. Tak, chodzi o Obcych – odpowiedział nieznajomy – Ten człowiek, o którym wspomniałem, mówił mi o osobnikach nazywanych Draco, którzy od setek lat używali jaskiń i tunelów. Zapadło milczenie. Nieznajomy nerwowo obracał szklankę w dłoniach.
– Mówił coś jeszcze o tych jaskiniach? – zapytał Marc.
– Wspominał, że jaskinie są wszędzie. Połączone są z korytarzami, które krzyżują cały świat w, jak to określił, niekończącą się sieć podziemnych kanałów. Owe tunele są jak autostrady, tyle tylko, że pod ziemią. Wejścia do nich są starannie maskowane. Często znajdują się na terenie naturalnych kamieniołomów lub kopalni. – Uważa pan, że sprawa ta jest znana amerykańskiemu rządowi? Czegoś takiego nie da się przecież ukryć! – Oczywiście, proszę posłuchać, Góra Shasta jest główną siedzibą Obcych. Każdy prezydent w historii Stanów Zjednoczonych miał okazję się z nimi spotkać. Podobno Truman otrzymał zapewnienie dostępu do kosmicznej wiedzy naukowej.
Marc spojrzał uważnie na nieznajomego.
– Jest pan tego pewny? To brzmi nieprawdopodobnie.
A może to znowu jakieś tajne stowarzyszenia poszukują pomysłu na zaistnienie?
– O tym nie chciałbym mówić... – nieznajomy zaprotestował stanowczo. – Ten człowiek pokazywał mi wycinki z gazet. Mówiły o zaginionych osobach, które rozpoznał, uwięzionych w podziemnym kompleksie. Wykorzystywanych w eksperymentach prowadzonych w Koszmarnej Sali.– Czy może pan podać jakiś przykład tego, co się tam dzieje?
– zapytał zaszokowany Marc.
– Ależ proszę... Otóż, eksperymentują z bronią. Sprawdzają jej oddziaływanie na organizm. Odbywa się to bez bu- rzenia murów, powodowania strat materialnych. Ta dziwna broń działa w trzech trybach. Tryb pierwszy, przede wszyst- kim ogłusza. Może też jednak zabić, jeśli ofiara ma słabe serce. W trybie drugim, może unosić wszystko, bez względu na wagę. Tryb trzeci może zostać użyty do sparaliżowania tego co żyje: ludzi, zwierząt, Obcych i roślin. Jest ogromnie niebezpieczny. Może powodować paraliż, coś w rodzaju tymczasowej śmierci. Taka osoba jest martwa, jednak pozostaje w dziwnym stanie zawieszenia. W ciągu jednej do pięciu godzin taki człowiek wraca do życia. Powoli, najpierw powracają jego funkcje życiowe, a następnie świadomość.
– To niezwykłe... – wtrącił Marc, coraz bardziej podekscytowany tak niezwykłymi informacjami.
– Proszę posłuchać. Obcy naukowcy przeprogramowują ludzki mózg. Zasiewają w nim fałszywe informacje. Osoba powraca do życia z nową, spreparowaną pamięcią. Taka osoba nie ma żadnej możliwości, aby dowiedzieć się prawdy. Ludzki umysł, zaprogramowany przez operatora, pamięta to, co najistotniejsze, wierzy w przygotowane wcześniej, nieprawdziwe informacje. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością. Niech pan posłucha, podobno oni, Obcy, w porozumieniu z ludźmi przygotowują instalację takiej eksperymentalnej broni. Na dużą skalę. A tego nie da się już tak łatwo ukryć. Nieznajomy zamilkł. Spojrzał nerwowo na zegarek.
– Późno już. Muszę iść. Jestem umówiony.Wstał. Ruszył w kierunku drzwi. Marc poderwał się z miejsca.
– Czy my się jeszcze zobaczymy? – zapytał.
– Znajdę pana. To nie jest trudne. Proszę mi wybaczyć, ale chciałbym zachować anonimowość.
Marc skinął potwierdzająco głową.
– Widzi pan, od czasu, gdy dowiedziałem się o tych rewelacjach, boję się o swoje życie. Mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. – Zawahał się. – Zresztą, może to wytwór mojej wyobraźni. Będę z panem w kontakcie. Dobranoc... Pożegnali się, podając sobie ręce. Dłoń nieznajomego była zimna. Jego uścisk był krótki. Gwałtownie puścił rękę Marca.
– Trafię do wyjścia. Proszę mnie nie odprowadzać. – Spojrzał w oczy Marca. – Proszę zapamiętać wszystko, co mówiłem, postarać się niczego nie zapomnieć. Marc skinął głową. Człowiek o wyglądzie ekscentrycznego naukowca wyszedł z pokoju. Marc został sam. Był przyzwyczajony do sensacyjnych informacji, pozyskiwanych od różnych, czasem niezrównoważonych ludzi. Zaintrygowała go jednak opowieść nieznajomego. Łączyła się ze sprawą podziemi, w których ktoś miał prowadzić działania, mające wpływ na zdarzenia zachodzące na świecie. Intrygowało go to. Ale ten motyw z przybyszami z innych cywilizacji? To było zbyt dziwne. Nie wiedział, czego oczekuje nieznajomy. Artykułu w gazecie? A może dochowania tajemnicy? Najwyraźniej chciał komuś przekazać swój sekret. Marc nie był fanem UFO. Sceptycznie spoglądał na swoich kolegów, którzy pasjonowali się takimi historiami. Kpił z nich podczas wieczornych dyskusji przy piwie. Na świecie zachodziło tyle fascynujących zdarzeń, inspirowanych przez ludzi. Jego zdaniem, mieszanie do tego Obcych, jakichś niewidzialnych przybyszy z innych planet jedynie przysłaniało racjonalne tłumaczenie faktów. Miał mieszane uczucia. Spojrzał za okno. Hamburg tonął w mroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf