środa, 29 kwietnia 2015

Jak zwykłe drony mogą stać się niezbezpiecznymi narzędziami w rękach terrorystów?

Mające stanowić bezpieczne i precyzyjne narzędzie do prowadzenia działań wywiadowczych i bojowych drony co raz bardziej zawodzą nadzieje ich twórców a ich obecność staje się niezbezpieczna. 





Drony okazały się bronią obusieczną nie tylko pod względem propagandowym. Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych zdecydowały się na szerokie zastosowanie dronów zwiadowczych a później także bojowych pierwotnie właśnie ze względów wizerunkowych zakładając, że wykorzystanie zdalnie sterowanych samolotów znacząco zmniejszy liczbę ofiar po stronie amerykańskiej. Przypuszczenie to okazało się trafnym zważywszy, że wiele operacji mogło zostać przeprowadzonych bez jakichkolwiek strat (po stronie USA). 
 
Śmierć żołnierzy wywołuje ogromny szok wśród opinii publicznej, mało się natomiast mówi o traumach i problemach psychicznych jakie towarzyszą pilotom zautomatyzowanych dronów. Jest bowiem także druga strona medalu, śledztwa dziennikarskie wykazały bowiem, że wiele z ataków było nieprezycyjnych i w wyniku ataków za pośrednictwem dronów ginęło wielu cywili, w tym dzieci. Czynnik ten z roku na rok odgrywa co raz ważniejszą rolę i znacząco przyczynia się do spadku poparcia dla zastosowania dronów przez amerykańskie wojsko.

Drugim problemem okazało się przechwytywanie tych maszyn przez islamskich bojowników, którym do przejęcia kontroli nad supernowoczesnym samolotem bojowym wystarczało użycie aplikacji do pirackiego odbierania telewizji satelitarnej.

Stworzona przez rosyjskich hakerów aplikacja SkyGrabber kosztuje zaledwie 26$ za sztukę, dzięki niej jednak irackim bojownikom z organizacji Kata'ib Hezbollah udało się przechwycić drony typu Predator.Z kolei w Teksasie jedynie 1000$ wydali studenci uczelni w Austin by oszukać patrolujące granicę podobno "niehakowalne" drony i zmienić ich tor lotu. 

W momencie więc gdy podobnych urządzeń lata w naszym otoczeniu co raz więcej, czy możemy być pewni, że są one bezpieczne i pod kontrolą? A może czeka nas kolejny wizerunkowy skandal, który na zawsze położy kres wykorzystaniu tych maszyn?



wtorek, 28 kwietnia 2015

Czy to rosyjscy hakerzy włamali się do poczty Baracka Obamy?

Grupa hakerów włamała się do kont mailowych prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy, co jednak najistotniejsze mieli oni powiązania z rosyjskim wywiadem - ujawnił kilka dni temu The New York Times.


Do ataku doszło jeszcze jesienią, w październiku o całym zajściu poinformowały oficjalne źródła rządowe, pominięto jednak powagę całego zajścia. Okazuje się bowiem, że zdaniem chcącego zachować anonimowość przedstawiciela władz grupa, która dokonała ataku była jedną z najlepszych jakie do tej pory napotkano.

Według doniesień CNN hakerzy włamali się do komputerów w Departamencie Stanu, a następnie korzystali z dostępu przez kilka miesięcy. Pojawia się pytanie, jakiego typu wiadomości udało im się przechwycić. W dotychczasowych komunikatach całą sprawę bagatelizowano z uwagi na fakt, że włamano się do grupy jawnych komputerów, które miały w teorii służyć pracownikom rządowym do komunikacji nie wymagającej utajnienia. Wiadomości znacznie większej wagi są według oficjalnych procedur wysyłane ze pośrednictwem drugiego komputera, który również ma pozostawać do dyspozycji każdego pracownika wysokiej administracji. W praktyce jednak wiele wiadomości wysyłanych jest z drugiego urządzenia, jak również wiele komunikatów, które nie są tajne mogą służyć jako punkt wyjścia dla analityków obcych wywiadów.


Skąd natomiast podejrzenia, że grupa hakerów była powiązana z Rosją? Tego gazeta niestety nie podaje, twierdzi natomiast, że dysponuje dowodami jakoby byli oni w kontakcie, jeśli nie na usługach Kremla. Czy tak jest na prawdę? Tych szczegółów póki co nie ujawniono, jeśli jednak Rosjanom udało się obejść tak istotne zabezpieczenia Stanów Zjednoczonych, to czy w Waszyngtonie mogą czuć się bezpieczni?

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy". Rozdział 21 Zamek Hochosterwitz. Austria


fot. http://www.themudflats.net



Ustawione wokół ogromnego dębowego stołu skórzane fotele zajmowali mężczyźni. Z jednym wyjątkiem. Na jednym z nich siedziała czterdziestokilkuletnia kobieta o kruczoczarnych włosach i ciemnej karnacji. Przysłuchiwała się prowadzonej przez nich dyskusji w milczeniu. Teraz ich wzrok spoczął na niej. Nie odezwała się. Po chwili mężczyzna prowadzący dotychczas dyskusję zadał postawione wcześniej pytanie raz jeszcze.
– A co on na to?
Spojrzała na zadającego pytanie.
– On ma inny pogląd – odpowiedziała krótko.
– Inny?– mężczyzna zmarszczył brwi. – Jestem trochę
zaniepokojony...
Zapanowało ponownie milczenie.

– Zapewne nie bardzo chce się zgodzić? – mężczyzna złagodził stanowczy dotychczas ton swojego głosu.
– Nie..., ale czuje się poirytowany przedłużającym się medialnym zainteresowaniem. Zbędnym zainteresowaniem... – dodała po chwili.
– To jakiś problem? – zapytał ktoś z siedzących.
– Problem? – powtórzyła zdziwiona. – Owszem!
– A jaki? Czyżby nasi zaprzyjaźnieni ludzie w mediach zapomnieli komu i co zawdzięczają?
Kobieta zastanawiała się chwilę nad odpowiedzą.
– To już zupełnie inny problem. Sprawa zrobiła się... nazbyt polityczna. I to nie zaprzyjaźnione media rozkręcają wokół niej burzę, ale media z mniej ważnych krajów, na które nasz wpływ jest trochę... ograniczony.
– A są takie? – zaśmiał się mężczyzna.
– Proszę sobie wyobrazić, że są.
Mężczyzna prowadzący rozmowę wtrącił się.
– Wolałbym, byśmy nie żartowali. Sytuacja jest zbyt poważna. Czy przez te artykuły cały plan może runąć?
– Robimy wszystko, by tak się nie stało.
– Cieszę się. Pracowaliśmy nad tym zbyt długo. Zbyt długo przekonywaliśmy naszych –zastanowił się – sojuszników, że broń, jaką nam postanowili udostępnić, jest nam naprawdę niezbędna.

– Właśnie – powiedziała kobieta. – On musiał wiele po-
święcić, przymknąć oczy na prowadzenie eksperymentów,
o których gdyby dowiedział się świat... wolę o tym nie myśleć,
co by się stało, gdyby to przeciekło do mediów.
Mężczyzna z drugiej strony stołu włączył się w rozmowę.

– Wydawało mi się, że te... jak pani mówi eksperymenty, prowadzone są od lat i stały się już pewną codziennością.
– Codziennością? – oburzyła się. – Niech pan pamięta, że ta, jak pan to nazwał codzienność, może się w każdej chwili obrócić przeciwko nam.
– Skoro tak, to po co się na to od lat zgadzacie?
– Po co? – poirytowała się. – Nie wie pan po co?
– Dlatego też pytam.
– Po to, by miał pan o czym tu dziś decydować. O dostępie do technologii, do których nasza cywilizacja dochodziłaby setki lat. Gdyby w ogóle doszła.
– Do technologii, która pozwala wam straszyć wszystkich...
– Nam? A pan co tu robi?
Mężczyzna prowadzący rozmowę zaooponował gwałtownie.
– Przestań, sumienie cię ruszyło? – zirytował się.

– OK, przepraszam, ale przeciąganie tej sprawy, brak radykalnych potrzebnych nam decyzji irytuje mnie. W końcu wygląda na to, że jeden... nie może dogadać się z drugim. Jakby byli z innej planety.
– Może są... – powiedziała kobieta.
– Tak? Skoro są, to niech się dogadają – skwitował. – W końcu zapytam wyraźnie, czy mamy tu dziś o czym decydować, czy spotkaliśmy się, by pogadać o ... Siedzący obok niego człowiek złapał go za rękę.
– Daj spokój. Nic przez to nie osiągniesz. – Zwrócił się do kobiety. – Czy możemy liczyć, że on potwierdzi instalację broni we wskazanej poprzednio lokalizacji? Czy w konsekwencji możemy liczyć, że za chwilę będziemy dysponować tym o czym marzył Adolf Hitler?

– Nie jestem fanką Adolfa Hitlera – odpowiedziała stanowczo.
– Nie musi pani być. Każdy z nas ma swoich bogów i niech tak zostanie. Ważne są wspólne cele, a nie wyznawane wartości.
– Wartości, które poznaliśmy dzięki niemu, do dzisiaj budzą wstręt.
– Może nie u wszystkich, na szczęście. Nie chcę być złośliwy, lecz eksperymenty, na jakie się zgadzacie, niewiele się różnią od tego, przeciwko czemu pani tak bardzo protestuje.
– Proszę nie robić takich porównań. Wszak bardzo wam zależy na pozytywnym rozstrzygnięciu. Nieprawdaż?
– Prawdaż.
Kobieta rozejrzała się po uczestnikach rozmowy.
– On jest gotowy wprowadzić nasz plan w życie.
– Na czym ma to polegać?
– Na przyspieszeniu działań. W żadnym wypadku nie poddamy się i nie zgodzimy się na jakiekolwiek modyfikacje.
– Modyfikacje?
– Spokojnie – kontynuowała kobieta. – Są naciski, by wprowadzić modyfikacje, złagodzić opcje. – Uśmiechnęła się.
– Chcecie się wycofać?
– Nic podobnego, zmagamy się z sugestiami modyfikacji.
I tak należy to rozumieć – dodała stanowczo. Zapanowało milczenie. Siedzący przy stole spoglądali na siebie wzajemnie.
– Czy możemy jeszcze coś zasugerować? – zapytał jeden z uczestników spotkania.
Kobieta odwróciła się do niego.
– Oczywiście. Po to tu przyjechałam.
– Naprawdę?

– Naprawdę – odpowiedziała zniecierpliwiona. – Jednoznacznie potwierdzam, że budowanie wspólnej przyszłości jest niekwestionowanym priorytetem. Jednakże podejmowanie decyzji konfrontowanych z przeciwną nam opinią publiczną i nie tylko nią, czasem jest niełatwe. Zwłaszcza, gdy chce się zrealizować coś, do czego nie wszyscy mogą uzyskać dostęp. Proszę wybaczyć mi ten ton, ale nie chcę, by zostały wprowadzone w naszą współpracę jakieś wątpliwości. Nie ma tu miejsca na niejasne czy źle interpretowane intencje.
– Rozumiemy. Panowie... Panie i panowie – poprawił się mężczyzna. – Proponuję małą przerwę. Zapraszam do komnaty obok. Gospodarze zadbali o nasze żołądki. Zapraszam. Obecni podnieśli się z miejsc. Przeszli do sąsiedniej sali. Stół był obficie zastawiony różnorodnymi potrawami. Stojące obok, przykryte białym obrusem stoliki, szybko się zapełniły. Krążący dyskretnie między nimi kelnerzy spełniali każde życzenie swych gości.
Do mężczyzny stojącego przy stole, który był inicjatorem ostatniej wymiany zdań, podszedł człowiek w szatach kardynała. Spokojnie napełniał trzymany w ręce talerz przygotowanymi potrawami. Podniósł do ust kieliszek z winem.
– Niezłe to wino – odezwał się.
– A rzeczywiście, niezłe... Eminencjo – odpowiedział stojący obok człowiek.
– Ależ proszę, mniej oficjalnie – poprosił. – Mam jedno pytanie... oczywiście, jeżeli mogę.
– Oczywiście, jestem do dyspozycji.
– Skoro tak, to czuję się ośmielony – uśmiechnął się kardynał. – O jakich eksperymentach mówiła ta kobieta? Zapytany spojrzał na kardynała ze zdziwieniem. Czyżby duchowny zadając takie pytanie, tylko udawał, że nie wie? Ale nie dostrzegł w jego twarzy niczego, co by mogło go zaniepokoić.
– Może podejdźmy do stolika – zaproponował.
– Oczywiście – kardynał zgodził się na propozycję. – Zabierzmy jednak ze sobą coś do zjedzenia.
Mężczyźni wybrali stolik. Postawili na nim talerze, które trzymali.
– Wracając do mojego pytania...
– Tak?
– Zechciałby pan mi trochę rozjaśnić tę kwestię.

– Postaram się coś o tym powiedzieć. Otóż rzecz dotyczy wpływu na dowolnie wybrany umysł. Naziści pracowali nad wieloma technologiami, które miały się przyczynić do uzyskania przewagi militarnej. Prace intensyfikowali pod koniec wojny, wierząc, że w ten sposób uda im się przechylić szalę zwycięstwa. Do nich zaliczają się plany urządzenia, które mia- łoby umożliwić kontrolowanie ludzkiego umysłu. Dzisiejsza technologia jest w dużej mierze oparta na ich eksperymentach, rozpoczętych jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej, kontynuowanych aż do samego jej końca. Ofiarami, na których w tym celu przeprowadzano doświadczenia, byli między innymi więźniowie obozów koncentracyjnych. Żadne granice moralne, których by nie złamano, nie istniały.
– Ach, to o takie eksperymenty chodzi? – zdumiał się kardynał.
– No właśnie o takie – potwierdził rozmówca. – Otóż, sposoby na zawładnięcie umysłem człowieka są od dawna przedmiotem wielu badań. Dokumentacja na ten temat jest dzisiaj bardzo obszerna. Wyodrębniono dwie główne grupy technik. Pierwsze oparte są na traumie, drugie z kolei na wykorzystaniu elektroniki.
– Byłbym wdzięczny za wprowadzenie mnie w ten temat – poprosił ponownie kardynał.
– Metody traumatyczne mają związek z praktykami okultystycznymi. Z nich korzystać miał między innymi Joseph Mengele, który podobno znalazł się wśród pięciu tysięcy nazistów przewiezionych do Stanów Zjednoczonych oraz kilku krajów w Ameryce Południowej. Po ucieczce do Ameryki miał on być uczestnikiem Monarch Project, będącego następcą supertajnego projektu rozwijanego przez CIA, znanego jako MK-Ultra. Rozwijanych w tym czasie podprojektów w ramach obu programów było bardzo dużo i miały one różne przeznaczenie. Możliwości wykorzystania ich eksperymentów też mogło być bardzo wiele. Chodziło przecież o przejęcie kontroli nad umysłem człowieka, który w ten sposób niezależnie od swoich przekonań i moralności, wykonałby każde polecenie. Mógłby być zarówno doskonałym zabójcą, jak i szpiegiem, zupełnie nieświadomym tego, co się z nim dzieje. Grupa składająca się ze zbiegłych nazistów miała się zajmować właśnie kontynuowaniem doświadczeń nad sterowaniem ludzkim umysłem, rozpoczętych jeszcze przed wojną. W tym celu stworzono im wręcz cieplarniane warunki oraz dostarczano ofiary do eksperymentów. Wśród nich miały znaleźć się także uprowadzone dzieci, które zostawały w najlepszym razie niewolnikami, jeśli tylko udało im się przeżyć. Metody z czasem doskonalono, używano wielu różnych substancji wytwarzanych w laboratoriach. Ale początki, jak już powiedziałem, wiążą się jeszcze z technikami okultystycznymi, z okaleczaniem, rozszczepianiem i zmianą psychiki ludzkiej w czasie traumy.
– Jakże to okrutne – skomentował wypowiedź kardynał.

– Słyszałem o tym, ale myślałem, że te „pomysły” dawno już umarły. – W głębi ducha był coraz bardziej przerażony. Wciąż nie doceniał jak bardzo nieobliczalny potrafi stać się człowiek, by osiągnąć cel.

- Nie tylko nie umarły, ale są coraz bardziej skomplikowane. Ale wróćmy do meritum. Otóż, anteny przekaźnikowe, według teorii spiskowych, służą nie tylko do obsługi rozmów telefonicznych. Wielu utrzymuje, że sieć jest bardziej rozbudowana i o wiele bardziej rozległa, niż wymagałoby tego oficjalne jej zastosowanie. Znaczące obserwacje poczynił Wilhelm Reich, który interesował się wpływem fal elektromagnetycznych na psychikę. Udowadniał on, że manipulacja umysłem w ten sposób jest możliwa. Jego badaniami szybko zainteresowała się CIA, jednak Reich nie chciał współpracować ze służbami. Naukowca wielokrotnie ośmieszano, utrudniano mu pracę, a w końcu skazano na więzienie, kiedy jeden z naukowców przewiózł akumulatory autorstwa Reicha przez granicę wbrew zarządzeniu władz federalnych. Przedstawione mu zarzuty były śmieszne, a mimo to dorobek jego życia unieważniono, a w zasadzie wciągnięto na listę ksiąg zakazanych. Na krótko przed planowanym zwolnieniem warunkowym zmarł w więzieniu stanowym. Istnieją powody, by przypuszczać, że został po cichu zamordowany. Także Rosjanie mają wiele sukcesów na tym polu. Bardzo ciekawa jest olbrzymia instalacja znana jako „Oko Moskwy”, której przeznaczenie nie jest do końca jasne. Mówi się o niej jako elemencie ochrony nie tylko biernej, ale również czynnej. Służyła do nasłuchu, stanowiła system ostrzegania, lecz mogła także nadawać sygnały. Zostały one sklasyfikowane jako zakłócające pracę ludzkiego mózgu oraz urządzeń elektronicznych. Był to więc rodzaj broni psychotronicznej. Mężczyzna spojrzał w kierunku drzwi.
– Chyba nas wołają, będę musiał przerwać moje wyjaśnienia.
– Jestem wstrząśnięty – odpowiedział kardynał. – Nie rozumiem jednak na co on, jak powiedziała ta kobieta, ma wyrazić zgodę? Czuję się ogromnie zaniepokojony.
– To dłuższa historia... ale już nie mamy czasu.
Kardynał spojrzał na wychodzących z komnaty ludzi.
– Może spotkamy się po obradach – zaproponował.
– Jeżeli to będzie możliwe, bardzo proszę.

Mężczyźni wstali od stołu. Po chwili razem z innymi znaleźli się w zamkniętej dla wszelkich obserwatorów sali.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Cała prawda o Fukushimie



Na dzień dzisiejszy zapraszam do zapoznania się z materiałami poświęconymi sytuacji w elektrowni atomowej w Fukushimie w Japonii. Według wielu śledzących ten temat, wyciek wcale nie został tam zażegnany.




piątek, 24 kwietnia 2015

Cyberoddziały - Pentagon rekrutuje żołnierzy do walki z zagrożeniami w sieci

 Wraz z rosnącym zagrożeniami płynącymi z sieci Pentagon zdecydował się podjąć środki zaradcze i drastycznie zwiększa wielkość jednostek odpowiedzialny za cyberbezpieczeństwo. 



Do sił wspierających działania "cyberwojsk" włączonych zostanie w sumie około 2 tysiące żołnierzy rezerwy i Gwardii Narodowej, z kolei szkoleniem nowych sił zajmie się departament obrony. Ponadto wojsko przejmie w największym możliwym stopniu know-how posiadane przez firmy działające w sektorze prywatnym i ich doświadczenia w kwestii zabezpieczeń, prowadzone są także rozmowy mające na celu rekrutację osób przejawiających szczególnie dużą wiedzę w tym obszarze.

Jak podaje Eric Rosenbach, główny doradca w kwestiach cyberbezpieczeństwa, ponad 100 obcych agencji wywiadu regularnie próbuje włamać się do amerykańskich systemów, przyznaje też, że "niektóre próby - zarówno ze strony podmiotów państwowych jak i niepaństwowych zakończyły się sukcesem".

Obrona ma skupić się przede wszystkim na kluczowych sektorach, takich jak energetyka i telekomunikacja.
 
 

środa, 22 kwietnia 2015

Świat jest bardziej złożony niż nam się wydaje: ISIS walczy również przeciwko talibom!

Dla wielu osób Państwo Islamskie dążące do wprowadzenia najbardziej radykalnego podejścia do Koranu, promujące prawo szariatu w każdej dziedzinie życia z pewnością z łatwością znalazłoby sojusznika wśród afgańskich talibów. Tak jednak nie jest. 



Jak podaje za pakistańskim radiem Radio Mashaal (powiązanej z Radiem Wolna Europa) irański portal PressTV.ir ISIS i talibowie według najświeższych doniesień są obecnie w stanie wojny. W poniedziałek ukazał się bowiem wywiad z Nabi Jan Mullahkhilem szefem policji w jednej z prowincji Afganistanu, który twierdzi, że ma dowody na to iż obie organizacje są ze sobą w konflikcie, wskazuje on między innymi na fakt, że nie dalej jak w styczniu przywódca kalifatu Abu Bakr al-Baghdadi określił Mułłę Omara (przywódcę talibów) mianem "głupca i niepiśmiennego watażki", podkreślił też, że ISIL w ciągu 2 lat osiągnęło więcej niż talibowie w ciągu dekady. W opinii al-Baghdadiego Omar nie zasługuje na jakiekolwiek poparcie, czy to duchowe czy polityczne.

W ostatnim czasie kilkukrotnie dochodziło do spięć między obiema organizacjami terrorystycznymi - w lutym w dystrykcie Charkh w Afganistanie członkowie ISIL ściągnęli flagę talibów i zamiast niej powiesili swój sztandar a na początku kwietnia organizacja przyznała się do przeprowadzenia serii zamachów w afgańskim mieście Jalalabad, w których zginęło co najmniej 35 osób a ponad 100 została rannych.

'The Indian Times" przedstawia sprawę znacznie bardziej jednoznacznie: talibowie i ISIS są już w stanie wojny, a każda ogłosiła dżihad wobec tej drugiej.



wtorek, 21 kwietnia 2015

Wielkie megality znalezione na Syberii. Czy to pozostałość po jakiejś dawnej cywilizacji?

Odkryty niedawno w Rosji masywny mur może podważyć całą powszechnie uznawaną historię ludzkości.
fot. mysteriousuniverse.org


Odkryty mur składa się z ogromnych, ważących ponad 3 tysiące ton granitowych głazów, które zostały dokładnie obrobione i wygładzone. Megality znajdują się w południowej części Syberii w regionie Górskiej Szorii.

Największe głazy jakie znajdowano do tej pory ważyły ok. 1500 ton, i znajdowały się w Libanie, syberyjskie megality są więc od nich dwukrotnie cięższe. Naukowcy spierają się czy powstały one w wyniku działalności sił natury czy też zostały one zbudowane przez człowieka. Jeśli przyjąć tą drugą wersję, to pojawia się szereg jeszcze poważniejszych pytań, np. w jaki sposób jakiejś zapomnianej cywilizacji udało się przenieść i ułożyć jeden na drugim tak ogromne głazy, kto dysponował podobną technologią i w jakim celu je tam umieścił?


fot. mysteriousuniverse.org


Podobno megality nie znajdują się jedynie na Syberii, można je znaleźć między innymi na dnie morskim u wybrzeży japońskiego archipelagu Rjukju (nosi on nazwę Yonaguni). Zdaniem geologa Roberta Schocha z Uniwersytetu w Bostonie megality u wybrzeży Japonii mogą być efektem działania naturalnych procesów geologicznych, w tym trzęsień ziemi, jednakże zwolennicy teorii i wpływach starożytnych cywilizacji zwracają uwagę na fakt, że na tym obszarze aktywność sejsmiczna jest niska. Również na tym obszarze Syberii trudno mówić o trzęsieniach ziemi, zaś kształ megalitów sprawia, że wątpliwy jest tu wyłącznie udział erozji. 
 
Kto ma zatem rację? Jak to często bywa w tego typu sytuacjach problemem jest już sama możliwość skorzystania z rzetelnego warsztatu naukowego, badacze tego miejsca często bowiem nie są zawodowcami, ci ostatni zaś... dziwnym trafem znajdują zawsze ciekawsze zajęcia. 
 
 


poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 bramy": Rozdział 20 Zamek Hochosterwitz. Austria



Marc otworzył oczy. Przez chwilę nie mógł skojarzyć, gdzie się znajduje. Do ciemnego pomieszczenia, przez małe, półokrągłe okno, sączyło się srebrne, księżycowe światło. Po drugiej stronie pokoju, przez uchylone drzwi, wpadała jasna smuga sztucznego światła. Marc leżał na twardym łóżku. Rozejrzał się dookoła, przyzwyczajając wzrok do mroku. W niedużym pokoju było niewiele mebli. Dostrzegł kontury stołu, stojącego obok niego krzesła i kształt jakiejś niewielkiej szafy w rogu. Zastanawiał się, jak się tu znalazł. Szukał w pamięci ostatnich wydarzeń, starając się je odtworzyć. Przypomnieć sobie, co się stało. Poruszył głową. Poczuł gwałtowny ból. Zmrużył oczy. Uprzytomnił sobie, jak pchnięty przez jakiegoś człowieka, przewrócił się. Nie pamiętał, co się stało później. Wcześniej widział ludzi popychanych przez strażników.
– Ich oczy... Ich szalone oczy – kojarzył.
Ponownie rozejrzał się. Chciał się podnieść, ale ból był tak duży, że opadł z powrotem na łóżko. Leżał w milczeniu, mobilizując się do wstania. Nagle, z pokoju obok, usłyszał niski męski głos.
– Może lepiej nie interesować się naszymi gośćmi. Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz.
– Być może masz rację. – Marc usłyszał drugi głos. – Wybacz... może jednak coś mi więcej powiesz. Słyszałem już kilku razy o nowym porządku świata, ale jakoś nigdy nie dowiedziałem się niczego konkretnego. Skoro o tym wspomniałeś i ma to związek z naszą obecnością tutaj, może zechciałbyś mi jednak choć trochę rozjaśnić moją niewiedzę. Zapanowała cisza. Marc wyczuł, że pytany zastanawia się.
– Na pewno wiesz, że z dążeniami ludzi do zapanowania nad ludzkością wiążą się różne teorie spiskowe. Tak było i jest od zawsze. Interesujące są zwłaszcza te, które mówią o tajemniczych stowarzyszeniach, mających być siłą napędową wszystkich zmian, jakich świat doświadczył na przestrzeni ostatnich trzystu lat. Najbardziej znanym tajnym stowarzyszeniem, jak również największym, jest Masoneria. O Masonach wspomina się najczęściej, chyba każdy o nich słyszał. Ludzie ci stworzyli ruch obejmujący nurty filozoficzne, polityczne, jak również społeczne, mają swe rytuały i stopnie wtajemniczenia. Organizacja masońska dzieli się na loże, które istnieją w każdym zakątku świata. Liczba masonów to obecnie około pięć milionów. To oni pierwsi wznosili idee republikańskie i głosili takie hasła jak „wolność, równość i braterstwo”. Masoni oficjalnie zajmują się głównie pracą charytatywną. A nieoficjalnie...
– Mężczyzna zamilkł.
Marc wsłuchiwał się w jego relację z zaciekawieniem i zdumieniem, wyczuwając znawcę tematu. Miał nadzieję, że może on wyjaśni, co robił w tym pokoju.
Mężczyzna odezwał się ponownie.
– Następnym działającym globalnie stowarzyszeniem są Iluminaci. Mieli oni zajmować się szerzeniem oświaty, z czasem zaczęli przypominać Masonerię, podobnie posługiwali się rytuałami i stopniami wtajemniczenia. Władze zaczęły się interesować zakonem, gdyż bardzo urósł w siłę, będąc atrakcyjnym szczególnie wśród intelektualistów. Ich szeregi w ciągu pierwszych dziesięciu lat stały się liczniejsze o około dwa tysiące członków. W 1785 roku władze zakazały działalności zakonu. Oczywiście istnieją ludzie, którzy nie wierzą w zaprzestanie działalności Iluminatów, a teorie spiskowe podkreślają nawet ich rosnący wpływ na dzieje świata. Te teorie związane z zakonem istnieją zresztą od zawsze. Oskarżano go na przykład o wywołanie Wielkiej Rewolucji Francuskiej, a w XX wieku był podobno blisko uzyskania dominacji, gdyż w jego szeregach miały znaleźć się takie osobistości jak Churchill, Rockefeller albo Brzeziński.
– Z tego co mówisz, zarówno jeden, jak i drugi ruch łączy chęć sprawowania władzy? – zapytał drugi mężczyzna.
– Otóż to! Od tysięcy lat przywódcy niektórych krajów nie tylko marzyli o dominowaniu nad innymi, ale przecież właśnie dlatego rozpoczynali podboje i toczyli wojny. Oczywiście im bliżej do naszych czasów, tym bardziej zmieniały się metody. Bez wątpienia jedną z organizacji, którą typuje się jako pretendenta do roli światowego rządu, jest Grupa Bilderberg. Oficjalnie pod tą nazwą odbywa się doroczna konferencja, na którą zapraszanych jest około stu trzydziestu najważniejszych osób ze świata polityki i biznesu, choć oczywiście nieoficjalnie na jej temat krążą różne historie. Mówi się, że Grupa ma na celu utworzenie rządu światowego, który miałby zastąpić dotychczas znany model państw narodowych.
– To niezwykłe, co mówisz. Wydawało mi się, że takie historie skończyły się wraz z Adolfem Hitlerem i jego próbą zdominowania świata.
– Niestety nie. Zmieniły się za to strategie działania. Następnym pretendentem do roli rządu światowego jest Komisja Trójstronna, którą utworzono w 1973 roku. Powstała w celu wzmacniania współpracy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Japonią i Europą. Ważnym jej celem jest zminimalizowanie ryzyka wybuchu globalnego konfliktu zbrojnego poprzez zacieśnianie kontaktów gospodarczych. Jak wiadomo, wielkie pieniądze lubią spokój. W tym wypadku mamy do czynienia i z wielkimi pieniędzmi, i z ludźmi znanymi z tego, że wiedzą, jak się je robi. Głównym pomysłodawcą idei powstania Komisji był David Rockefeller ze znanej rodziny magnatów przemysłowych. W jej założeniu ważny udział miała Grupa Bilderberg, w której bardzo aktywnie działał Zbigniew Brzeziński. Teoria spiskowa głosi, że był to właśnie zaczątek działania rządu światowego.
– Nazwisko Brzezińskiego coś mi mówi. Z tego, co pamiętam, był doradcą prezydenta USA.
– Właśnie, prezydenci amerykańscy zawsze uważali się za szczególnie predysponowanych do politycznego narzucania porządku świata. Prezydent Stanów Zjednoczonych, Woodrow Wilson, myślał o wprowadzeniu „Nowego Porządku Świata” już wcześniej. W tym wypadku również mamy do czynienia z wersją oficjalną oraz spiskową, mówiącą o zakulisowym sterowaniu. Jak powszechnie wiadomo, Wilson w orędziu do Kongresu ogłosił swoje słynne czternaście punktów. Aby je przygotować, zgromadził w Nowym Jorku stu pięćdziesięciu specjalistów od polityki zagranicznej. Następnie utworzono Komitety Spraw Zagranicznych w paru amerykańskich miastach. Siedziba organizacji pozostała w Nowym Jorku, chociaż w 1938 roku władzę nad nimi objął nowo powołany Komitet w Waszyngtonie. Od 1921 roku rzeczywistym wyznaczaniem głównych kierunków polityki zagranicznej Stanów zajmuje się Rada Stosunków Międzynarodowych.
– Ten światowy rząd przewija się we wszystkich zamierzeniach, o których mówisz. A skąd, jeżeli mogę oczywiście zapytać, rekrutują się kandydaci do takich wpływowych organizacji?
– Dobre pytanie – uśmiechnął się rozmówca. – Jak ci się wydaje? Jak można rozpocząć karierę polityczną i dostać się na przykład do Rady Stosunków Zagranicznych? Do tego trzeba znaleźć się w odpowiedniej grupie. Taką rolę pełnią rozmaite bractwa, które działają na wielu wyższych prestiżowych uczelniach. To tam młodzi są obserwowani, testowani pod kątem przydatności do objęcia przyszłych obowiązków. Wszystko, czego się uczą, ma być pomocne w sprawowaniu władzy, osiąganiu szczytów. Jeśli któryś z braci znajdzie się w potrzebie, obowiązkiem innych jest mu pomóc, nawet jeśli będzie to oznaczało złamanie prawa lub stanie w sprzeczności z interesem państwa. Do bractwa mieli należeć między innymi byli amerykańscy prezydenci George Bush senior oraz jego syn George Bush junior, senator John Kerry, a także pochodzący z Teksasu ekonomista Austan Goolsbee, przyjaciel i doradca Baracka Obamy. Organizację wielokrotnie oskarżano o współdziałanie w dojściu Hitlera do władzy, wspieranie ugrupowań paramilitarnych w różnych zakątkach świata... Rozumiesz teraz, jak to wszystko działa?
– Rozumiem – odpowiedział drugi mężczyzna. – I sądzisz, że to jutrzejsze... a właściwie dzisiejsze spotkanie ma coś z tym wszystkim wspólnego? – zapytał.
– Już ci powiedziałem na początku. Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz.
– No tak. Wiesz... może przejdźmy się. Po tym, co mi powiedziałeś, przyda mi się odrobina świeżego powietrza.
– Oczywiście, chodźmy. Zajrzę tylko do naszego gościa. Drzwi do pokoju, w którym przebywał Marc, uchyliły się. Mężczyzna wsadził głowę do pokoju. Marc spod uchylonych powiek starał się dostrzec jego twarz, ale nic nie widział. Mężczyzna zniknął.
– Możemy iść. Jeszcze śpi.
Marc usłyszał, jak wychodzą. Odczekał chwilę. Podniósł się z łóżka, podszedł do drzwi. Przeszedł przez sąsiedni pokój. Wyszedł na dziedziniec. Nad nim wisiało rozgwieżdżone niebo. Zastanawiał się przez chwilę, co ma robić. Nie czuł się więźniem, mimo że początkowo miał takie wrażenie. Ciekawość kazała mu wrócić w miejsce, w którym stracił świadomość. Poszedł w kierunku ostatniej z bram prowadzących na zamkowe wzgórze. Był przekonany, że popędzani przez strażników ludzie znikali gdzieś w tym miejscu. Rozglądał się dokładnie. Szukał jakichś drzwi, może zamaskowanego wejścia. Przypomniał sobie historie o tajemniczych przejściach, skrywających przed światem przeróżne tajemnice. Poczuł się jak poszukiwacz skarbów, chociaż dziennikarska intuicja podpowiadała mu, że wieczorna scena, jaką zobaczył, nie miała nic wspólnego z literackimi historiami opisującymi takie wydarzenia. Podświadomie wyczuwał niebezpieczeństwo. Sięgnął do kieszeni po telefon komórkowy, by blaskiem jego ekranu podświetlić sobie mury bramy. Telefonu jednak nie było. Nerwowo przeszukał wszystkie kieszenie. Nie znalazł nic. Dotykał rękami muru. Był zimny i chropowaty. Marc poruszał wystającymi kamieniami, przywołując tajemne przyciski i dźwignie. Jednak nic się nie działo. Spojrzał za siebie w kierunku zamku. W oknach kilku komnat paliło się światło. „Widocznie goście już dotarli” – pomyślał. Przeszedł kilkanaście metrów, oglądając bramę. Po chwili stanął skonsternowany.
– To niemożliwe...
Był pewny, że się nie mylił. Brama musiała zawierać w sobie coś, czego nie mógł w tej chwili dostrzec. Postanowił wrócić tu rano. Przemknął do wejścia prowadzącego do jego pokoju. Na szczęście było otwarte. Pokonał schody, przeszedł korytarz i nacisnął ręką klamkę u drzwi swojej komnaty. Zostawił je zamknięte wychodząc. Drzwi otwarły się. Zdziwił się. Wszedł do pokoju i zapalił światło. Rozejrzał się. Ktoś dokładnie przeszukał jego rzeczy.

sobota, 18 kwietnia 2015

Poznajmy bliżej czym jest unia eurazjatycka

Czy potencjały Azji i Europy mogą się zjednoczyć? A może tylko Rosja i Europa? Kilka interesujących materiałów wideo poświęconych temu zagadnieniu.







piątek, 17 kwietnia 2015

Najnowsze dokumenty: CIA zamordowało pierwszego premiera Pakistanu

Po blisko sześćdziesięciu latach Departament Stanu USA ujawnił dokumenty, z których wynika, że CIA zleciło zabójstwo pierwszego premiera niepodległego Pakistanu. 
 
"Ojciec" Pakistanu Quaid-e-Azam i Liaquat Khan


Dotyczące sprawy dokumenty były do tej pory objęte klauzulą tajności, jednak w ostatnim czasie zdjęto ją i informacje podano po raz pierwszy do wiadomości publicznej. Wynika z nich, że Nawabzada Liaquat Ali Khan został zamordowany na zlecenie Stanów Zjednoczonych po tym jak odmówił wykorzystania swoich bliskich relacji z wieloma wpływowymi politykami w sąsiadującym Iranie i zabezpieczenia dla amerykańskich koncernów kontraktów naftowych w tym kraju.

Ponadto Khan naraził się nawet ówczesnemu prezydentowi USA, Harry'emu S. Trumanowi, od którego zażądał aby Waszyngton zwolnił używane dotąd przez amerykańskie lotnictwo bazy wojskowe. Bazy te odgrywały kluczową rolę w zabezpieczeniu tej części Azji przez potencjalnym atakiem ze strony sowieckiej.

Zamachu dokonał 56-letni Afgańczyk, Syed Akbar, którego na zlecenie CIA wybrały służby rządonego przez króla Mohammeda Zahira Shaha Afganistanu. Wcześniej próbowano znaleźć zamachowca wśród obywateli Pakistanu, ale nie znalazł się żaden ochotnik. Sam Akbar, który oddał do przemawiającego w Rawalpindi premiera dwa strzały, sam został postrzelony i zmarł w wyniku odniesionych ran.

Informacje na temat dokonanego w 1951 roku zamachu opublikował w piątek portal Pakistan Today, przedrukowała ją między innymi irańska stacja PressTV.


środa, 15 kwietnia 2015

Rewolucje social media, czyli co wg Juliana Assange'a łączy Google z Departamentem Stanu?

Twórca Wikileaks Julian Assange w swojej najnowszej książce „When Google Met Wikileas” opisuje relacje łączące internetowego giganta z prominentnymi politykami USA, w tym z Hilary Clinton i Departamentem Stanu.

Eric Schmidt i Hilary Clinton podczas konferencji "Big Ideas for a New America"

Julian Assange nie pozwolił o sobie zapomnieć, w swojej najnowszej książce odsłania on kulisy relacji jakie łączą największych internetowych gigantów z amerykańską polityką zagraniczną. Jak pokazuje Assange, tych powiązań jest w
Szczegónie interesująca jest dla Assange'a osoba Erica Schmidta, który po objęciu w 2001 roku funkcji prezesa Google „zbudował z firmy imperium”. Schmidt regularnie bywa w Białym Domu, od cztereach lat z rzędu uczestniczy w spotkaniach grupy Bilderberg, nie opuszcza też szczytów ekonomicznych w Davos. Zdaniem Assange'a szef Google "wierzy w cywilizującą moc oświeconych, międzynarodowych korporacji, widzi tą misję w ciągłym kształtowaniu świata na modłę życzliwej potęgi światowej".

Już na początku ubiegłej dekady Google regularnie otrzymywało od NSA środki pieniężne za udostępnianie technologii pozwalającej sprawniej indeksować gromadzone przez agencję dane, kilka lat później wspólnie z amerykańskim wywiadem zaczęła korzystać z satelity szpiegowskiego GeoEye-1.

Powiązań jest więcej – przykładowo Jared Cohen, szef Google Ideas pracował wczesniej dla Departamentu Stanu, doradzał administracji zarówno za rzadów Republikanów jak i Demokratów, był pośrednikiem między Doliną Krzemową a Waszyngtonem, a także eksperten od nowych technologii. O specyfice relacji Cohena z sektorem IT i rządem najlepiej świadczy anegdota, kiedy to w 2009 roku przełożył on spotkanie z prezesem Twittera Jackiem Dorseyem aby uczestniczyć w tym czasie z planowanym, ale ostatecznie odwołanym powstaniu przeciwko władzy ajatollahów w Iranie. Wkrótce po tym stanął on na czele głównego think tanku Google'a – Google Ideas i w tym samym roku wspólnie ze Schmidtem opublikował na łamach Foreign Affairs artykuł, w którym postulowali oni wykorzystanie potencjału Doliny Krzemowej i jej technologii w działaniach związanych z polityką zagraniczną USA.

Assange zwraca uwagę na fakt, że wkrótce po publikacji tego artykułu na Bliskim Wschodzie doszło do rewolucji, w których istotną rolę odegrały media społecznościowe, w tym Twitter, YouTube i Facebook.


Jesteście forpocztą rosnącego pokolenia obywatelskich aktywistów... a to czyniki was typem przywódców, których potrzebujemy

Te słowa Hilary Clinton najlepiej oddają nowe podejście do strategii zagranicznej Departamentu Stanu. Sukces wielu rewolucji w krajach arabskich sprawił, że zaczęto się jeszcze dokładniej przyglądać działalności organizacji pozarządowych zajmujących się walką o prawa człowieka na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Dzięki portalowi Movements.org Jared Cohen miał do dyspozycji „niesamowitą sieć cyberaktywistów” - warto przy tym zwrócić uwagę na fakt, że strona finasowana jest między innymi przez Google, MSNBC czy Edelmana.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Przed 2025 znajdziemy znaki życia poza Ziemią

Myślę, że w ciągu dekady uda nam się zdobyć mocne poszlaki wskazujące na istnienie życia poza Ziemią, natomiast w ciągu najbliższych 20-30 lat zdobędziemy ostateczne dowody" - twierdzi główny naukowiec NASA Ellen Stofan. 
 
 NASA, ESA, & G. Bacon/STScI, STScI-PRC14-06 / space.com


Podczas dyskusji panelowej Stofan stwierdziła ponadto, że w tej chwili "wiemy gdzie patrzeć, wiemy jak patrzeć". przyznała również, że dysponujemy w tej chwili także technologią, która pozwoli dokonać największej rewolucji w historii ludzkości.

Zdanie to podziela były astronauta a obecnie współpracownik NASA John Grunsfel, który uważa, że pozaziemskie formy życia zostanie odkryte w ciągu tego pokolenia (jeśli uda się je znaleźć w granicach naszego Układu Słonecznego) lub za życia kolejnego (poza granicami Układu), spekuluje on, że do rewolucyjnego znaleziska dzieli nas niewiele, gdyż może się ono znajdować na którymś z pokrytych lodem księżyców, na Marsie lub na planecie orbitującej wokół jednej z sąsiednich gwiazd. Według najnowszych obserwacji NSA praktycznie wokół każdej znanej nam gwiazdy orbitują jakieś planety, wiele z nich może sie też nadawać do życia, ciała niebieskie przypominające Ziemię lub Marsa mogą się bowiem okazać znacznie powszechniejsze we Wszechświecie niż dotychczas przypuszczaliśmy. Również zasoby wody wydają się być bogatsze niż sądzono, jak twierdzą pracownicy NASA wodę można znaleźć w międzygwiezdnych chmurach, bądź w ogonach komet, nie jest więc wykluczone, że znaczne jej ilości będą także na innych planetach i księżycach.

Jak na potwierdzenie tych słów w dniu dzisiejszym ogłoszono, że sonda Curiosity znalazła dowody na istnienie na Marsie wody w stanie ciekłym, co więcej dochodzi nawet do wymiany wilgoci między gruntem a atmosferą - podaje w sensacyjnym artykule magazyn Nature Geoscience - wciąż jednak warunki panujące na Marsie są zbyt ciężkie na powstanie tam życia, temperatury są bowiem zbyt niskie nawet dla mikrobów. 
 
 
 

źródło: space.com/iflscience

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy". Rozdział 19. Okolice Klagenfurtu. Austria

Klagenfurt fot. Wikipedia


Monik siedziała na łóżku wpatrzona w Poula przerażonym wzrokiem. Ten stał oparty o ścianę. Spoglądał na zamknięte drzwi. Milcząc starał się zebrać myśli. Nie mógł okazać wystraszonej kobiecie, że sam w tej trudnej sytuacji nie czuje się najlepiej. Mobilizował się. W końcu spojrzał na nią. Jej oczy szukały w nim pocieszenia. Uśmiechnął się do niej, a potem podszedł do łóżka.
– Spokojnie, Monik – powiedział, starając się, by jego głos brzmiał pewnie. – Jestem przekonany, że nic nam nie grozi. Pewnie pomylono nas z kimś innym. Niedługo wszystko się wyjaśni.
– Jesteś pewien? – zapytała drżącym głosem.
– Pewien nie jestem – odpowiedział szczerze. – Ale zastanów się, przecież oboje nie jesteśmy w stanie podać żadnej przyczyny, dla której moglibyśmy paść ofiarą porwania – starał się ją pocieszyć. – Chyba że tobie przychodzi coś do głowy? – zapytał. Monik zastanowiła się. Dotknęła drżącą ręką swoich włosów. Przeczesała je niezdarnie.
– Nie wiem. Pewnie masz rację. Nic mi nie przychodzi
do głowy. Chociaż, wiesz Poul... Marc dostał jakieś dziwne zadanie. W zasadzie trochę inne niż zawsze, coś takiego, co nie przystaje do jego normalnych zajęć. Z tego, co do mnie mówił, wynikało, że miał śledzić... może to złe słowo, raczej obserwować... a może przyjrzeć się spotkaniu, które ma odbywać się na starym zamku, niedaleko stąd. Zaniepokoił mnie tym na tyle, że postanowiłam natychmiast tu przylecieć. Może w coś się wmieszał? Sama nie wiem, ale być może to moje porwanie ma jakiś związek z tamtą historią. Ale nawet gdyby tak było, to na Boga... co ty tu robisz, Poul? Zawahał się. Wszak jego misja objęta była tajemnicą. Jednak podobnie jak poprzednio, podczas ich niezwykłych przygód w Polsce, połączyła ich właśnie wspólna tajemnica. Spotkali się właśnie dlatego, że podjęte przez nich zadania zaprowadziły ich w jednym czasie w to samo miejsce. Właśnie ta refleksja pozwoliła mu odpowiedzieć na jej pytanie.
– Widzisz, Monik, będę z tobą szczery. Ja nie znalazłem się tu przypadkowo. Co ciekawe, z tego co mówisz, wynika, że zostałem tu przysłany z podobnym zadaniem jak Marc. Przyznam, że życie pełne jest niespodzianek – zadumał się. Monik spojrzała na niego zaskoczona.
– Czy możesz powiedzieć coś więcej? – zapytała.
– W zasadnie niewiele mogę dodać – odpowiedział rozglądając się niepewnie dookoła. Nie był pewien, czy nie są podsłuchiwani. – Dotarłem tu właściwie przypadkiem. Dostałem polecenie zatrzymania się w jakimś ustronnym miejscu i wybrałem tę farmę.
– Przypadkiem? – powtórzyła.
– Właśnie, zupełnie przypadkiem. Mogłem w końcu skręcić w każdą inną drogę i dojechać do zupełnie innych zabudowań. Na tym staram się budować mój optymizm. Być może jesteśmy bohaterami jakiejś niezwykłej pomyłki – tak sobie to tłumaczę.
A ty jak tu trafiłaś?
– Ja? Wiesz, oni przyszli po mnie na lotnisko. Co gorsza, powołali się na Marca, który jak twierdzili, wysłał ich po mnie. Wsiadłam do ich samochodu pełna obaw, ale zupełnie świadomie. Potem moja droga zamieniła się w koszmar. Jechaliśmy szybko. Bez słowa. Tylko po to, abym znalazła się w tej piwnicy. Gdyby nie ty... W jej oczach pojawiły się łzy. Zaczęła szlochać. Poul przytulił ją przyjacielsko.
– Bóg jednak czuwał nad tobą. Mogłem nigdy się tu nie zjawić. Ale jestem i wiesz... czas zacząć działać, a nie popadać w jeszcze gorszy nastrój. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, w którym byli uwięzieni.
– Może uda nam się stąd wydostać. Zobaczmy wspólnie, co da się zrobić. Może coś wypatrzysz. Pomóż mi, Monik. Kobieta wstała. Oboje starali się dokładnie obejrzeć piwnicę. Miała około trzydziestu metrów kwadratowych wielkości. Pomalowana na biało, z oknem przy suficie, starannie zabitym od zewnątrz, najprawdopodobniej deskami. Poul postanowił przyjrzeć się najpierw drzwiom, które dzieliły go od korytarza prowadzącego na górę. Nie wyglądały zbyt solidnie. Na nieszczęście otwierały się do środka, a nie na zewnątrz pomieszczenia, w którym się znajdowali. Utrudniało to ewentualną próbę sforsowania ich. Poul zwrócił się do Monik.
– Zobacz, czy nie znajdziesz jakiegoś narzędzia, którym mógłbym spróbować otworzyć drzwi.
– OK, już patrzę – zaczęła się rozglądać, schylając się pod łóżko, na którym wcześniej siedziała.
– Nic tu nie ma – stwierdziła.
Poul podszedł do okna. Wspiął się na palce, starając się spojrzeć jak najwyżej.
„Tu nic nie dokonam” – pomyślał. Wrócił do drzwi.
– Monik... znalazłaś coś?
– Nie – odpowiedziała wyraźnie zmartwiona. – Czy sądzisz, że oni nam zrobią coś złego?
Obrócił się do niej. Spojrzał jej prosto w oczy.
– Jestem pewien, że nic nam... – przerwał nagle, słysząc głosy za drzwiami.
– Usiądź, Monik. Usiądź na łóżku.
Posłuchała go. Sam stanął pod ścianą znajdującą się naprzeciwko drzwi, które otwarły się gwałtownie. Do środka wszedł najpierw mężczyzna, który wcześniej się nie odzywał. Trzymał w ręce pistolet. Wycelował nim w Poula. Za nim pojawił się jego partner, człowiek wydający polecenia. Spojrzał na niego.
– Dalej, wychodźcie oboje. Byle spokojnie, inaczej zginiecie natychmiast. Ja nie żartuję. Najpierw ty – wskazał na kobietę. Wstała i powoli podeszła do niego.
– Dalej, nie zatrzymuj się – skinął na nią.Monik wyszła na korytarz.
– Teraz ty, tylko żadnych numerów, bo ona zginie najpierw – postraszył go.
Poul ruszył powoli. Mężczyzna zatrzymał go przed drzwiami.
– Wyciągnij ręce przed siebie – rozkazał. Poul spełnił jego żądanie. Mężczyzna skrępował mu dłonie plastikowym cienkim paskiem spełniającym rolę tradycyjnych kajdanek.
– Będziesz spokojniejszy – dodał. – Dalej, ruszaj. Idziemy
do samochodu. Pchnął go lekko przed siebie. Wyszli z piwnicy. Przeszli przez pokój znajdujący się na parterze budynku i podążali dalej przez mały korytarz. Wyszli na podwórze. Na zewnątrz panował mrok. Stojący przed domem samochód miał otwarte tylne drzwi.
– Wsiadajcie oboje – rozkazał mężczyzna. – Szybko. Monik pierwsza znalazła się w środku samochodu. Przesunęła się na drugie siedzenie, robiąc miejsce Poulowi. Ten usiadł, uderzony przez zamykające się drzwi auta. Pilnujący ich ludzie usiedli z przodu. Samochód ruszył. Fragmenty okolicy przesuwały się w świele zapalonych reflektorów. Oświetlane na chwilę drzewa dodawały jej demonicznego wyglądu. Samochód po dłuższej chwili wyjechał na asfaltową drogę. Pomknął szybciej przed siebie. Monik i Poul siedzieli w milczeniu. Siedzący z przodu mężczyźni wymienili kilka zdań w nieznanym Poulowi języku. Był tym zaskoczony. Sam, mając talent do języków, kojarzył je na ogół bez trudu. Nie tym razem. Usłyszał jedynie znajomo brzmiące słowo: griffin. Droga była pusta. Samochód mknął szybko przed siebie, rzadko mijając jadące nią samochody. Po dwudziestu minutach wyjechali na autostradę. Minęli zieloną tablicę wskazującą kierunek jazdy. Poul dostrzegł napis: Wien. Jechał już dzisiaj tą drogą. Prowadziła w stronę lotniska. Nie znaleźli się jednak na nim. Samochód minął znane Poulowi miejsce i mknął dalej. Monik spoglądała na niego od czasu do czasu przerażonym wzrokiem. Starał się odpowiadać jej uspokajającym spojrzeniem. Nagle auto zboczyło z autostrady. Jechało w kierunku strzelistego wzgórza. Na jego szczycie widoczne były rozłożyste ruiny zamku. Widok był niezwykły. Monumentalny, a zarazem przerażający. Zbliżali się szybko. Wjechali na rondo u stóp wzgórza. Skręcili na prawo. Po kilkuset metrach samochód zatrzymał się po prawej stronie ulicy, na małym parkingu. Siedzący obok kierowcy człowiek wyszedł z samochodu. Wyjął pistolet spod marynarki. Otworzył tylne drzwi. Kiwnął pistoletem na Poula.
– Wychodź – rozkazał.
Poul spełnił jego żądanie. Siedząca obok Monik poruszyła się. Mężczyzna z pistoletem natychmiast to zauważył.
– Ty nie. Zostajesz – powiedział zdecydowanie.
Zatrzasnął drzwi i pistoletem wskazał Poulowi drogę. Poszli w kierunku ciemnej groty. Po chwili w niej zniknęli. Monik została sama z milczącym kierowcą. Wolała o nic nie pytać. Minuty mijały. Jej przerażenie rosło. Była pewna, że nie zobaczy się już z Poulem. Czuła, jak jej ręce robią się coraz bardziej zimne. Zawsze tak reagowała w momentach przerażenia. Nie wiedziała, co będzie dalej. Nagle w słabym świetle ulicznych lamp zobaczyła dwóch mężczyzn kierujących się w stronę samochodu. Starała się ich rozpoznać. Po chwili jej serce zabiło mocniej. Rozpoznała Poula z człowiekiem, który wcześniej zabrał go z samochodu. Wracali. Jej radość zwiększyła się, kiedy Poul znalazł się z powrotem obok niej. Mężczyzna wsiadł do samochodu.
– Sankt Kathrein – powiedział krótko do kierowcy. – Miałaś szczęście. – Odwrócił się do Monik. – Mam was zawieść w jedno miejsce. Jedź – zwrócił się do kierowcy. 
Samochód ponownie ruszył. Po krótkiej chwili znaleźli się z powrotem na autostradzie. Poul patrzył uważnie na drogę, widział, że jechali w kierunku Grazu. Po kilkunastu minutach szybkiej jazdy skręcili w kierunku tego miasta. Przejechali je szybko, pustymi ulicami. Jechali dalej. Samochód sprawnie pokonywał zakręty. Dojechali do Waiz. Niewielkie miasto z rozświetlonymi salonami samochodowymi przy głównej drodze. Pojazd zaczął to gwałtowanie hamować, to przyspieszać. Znaleźli się w niezwykłej okolicy. Jej szokujący wygląd podkreślał kontrast biało-szarych wysokich skał z czernią nocy. Droga wiła się pomiędzy ogromnymi skalnymi blokami, pnącymi się wysoko do góry. Była coraz węższa. W pewnym momencie nieomal zderzyli się z jadącą z naprzeciwka furgonetką. Ich samochód dosłownie otarł się o szarą skałę z namalowanymi czerwonymi krzyżami. Poul i Monik milczeli. Radość z faktu, że nadal przebywali razem, mieszała się ze strachem przed niepewną przyszłością. Samochód skręcił w boczną drogę. Przetoczył się po drewnianym mostku, przerzuconym nad wartkim górskim strumykiem. Pomknął dalej, wznosząc się coraz wyżej, jednocześnie oddalając się od uczęszczanych traktów. Jechali przez las. Po kilku kilometrach mrok rozświetliły słabe uliczne światła małej, schowanej w górach miejscowości. Uliczka, którą jechali zwężała się coraz bardziej. Nad miejscowością wznosił się biały, lekko oświetlony kościół. Samochód podjechał pod bramę prowadzącą do niego.
Zatrzymał się.
– Wysiadać – mężczyzna obok kierowcy wydał polecenie.
Wysiadł z samochodu. Otworzył tylne drzwi.
– Dalej, idźcie.
Szli dookoła kościoła. Po lewej stronie, na otaczających ich grobach, przebijało się tlące światło świec. Obeszli kościół. Prowadzący ich mężczyźni rozejrzeli się dookoła. Otwarli wejście prowadzące wprost pod ścianę kościoła. Ukryte było tak, by nikt go nie dostrzegł.
– Wchodźcie – usłyszeli.
Monik spojrzała na Poula pytającym wzrokiem. Ten skinął głową. Po chwili cała czwórka zniknęła pod ziemią.

piątek, 10 kwietnia 2015

Jak wyglądałaby Ziemia gdyby lodowce stopniały?

Pod wodą zniknęłyby takie miasta jak Odessa, Petersburg, Londyn, Sztokholm, Kopenhaga, Bruksela, Wenecja, Lizbona czy Barcelona w Europie, Kalkuta i Mombaj, Szanghaj, Bangkok, Pekin czy Tokio w Azji. Zatoka Perska byłaby prawie dwa razy większa, a w samym środku Australii powstałoby nowe morze. To tylko kilka zmian jakie moglibyśmy zaobserwować gdyby lodowce stopniały a poziom mórz uległ znacznemu podniesieniu.







czwartek, 9 kwietnia 2015

Zaskakująca wiadomość! Powierzchnia lasów na świecie rośnie!

Obawy przed nagłym spadkiem powierzchni lasów na Ziemi okazują się być nieco przedwczesne, jak pokazują zdjęcia satelitarne poziom zalesienia naszej planety wcale bowiem nie maleje. 
 
Lasy deszczowe są wycinane przede wszystkim w Brazylii i w Azji
 
Niebywały wzrost liczby ludności w ostatnim stuleciu sprawił, że wyżywienie tych ogromnych mas ludzkich wymagać będzie dalszej wycinki lasów na całym świecie i urządzania na ich miejscu pól uprawnych. Czy zatem w najbliższych dekadach lasy zostaną wytrzebione do tego stopnia, że będziemy mogli je oglądać jedynie w parkach narodowych i rezerwatach? Takim mrocznym scenariuszem straszą nas media i ekolodzy, ale czy ma to związek z rzeczywistością?

Niezwykle cennych danych w tym temacie dostarczają nam krążące wokół Ziemi satelity, na podstawie zrobionych przez nie zdjęć można ocenić poziom zalesienia na planecie. Ku ich zaskoczeniu okazało się, że w ciągu ostatnich 20 lat pomimo znacznego ubytku powierzchni lasów w Ameryce Południowej i Azji Południowo-Wschodniej w innych rejonach, szczególnie Australii i Afryce Subsaharyjskiej lasy powiększyły się w tak znaczącym stopniu, że wyrównały poniesione straty. Lasy powracają także w byłych republikach sowieckich gdzie wiele ogromnych, należących do państwa gospodarstw rolnych upadło i na byłych polach i pastwiskach z powrotem wyrastają drzewa. Inaczej rzecz wygląda w Chinach, tam, szczególnie na wschodzie kraju chcąc osłonić się przed burzami piaskowymi z leżących w środkowej części kontynentu pustyń władze same prowadzą szeroko zakrojoną akcję sadzenia drzew i tworzenia naturalnej bariery ochronnej.

fot. Nature.com

Analizy dokonano przy pomocy metody pozwalającej na określenie ile biomasy lub żywej materii znajduje się na powierzchni planety, jak łatwo się domyślić strefy zalesiony posiadały tej biomasy najwięcej.Odrębną sprawą pozostaje jednak fakt, że lasy deszczowe np. w Brazylii wciąż są wycinane co wpływa bezpośrednio na ginięcie wielu gatunków zwierząt i roślin.
 
 
Występowanie lasów deszczowych na świecie



środa, 8 kwietnia 2015

Litwinienko: Rosja planowała we Włoszech atak terrorystyczny

Zamordowanie Litwinienki mogło być spowodowane faktem, że były oficer KGB poinformował włoskie władze o spisku jaki rosyjskie służby szykowały w tym kraju - podaje serwis Intelnews specjalizujący się w tematyce wywiadowczej.
 
 


Według relacji świadka przyczyną zabicia Litwinieki mogło być ujawnienie przez niego terrorystycznego spisku jaki Rosja szykowała we Włoszech.

Według Paolo Guzzantiego Rosjanin został zamordowany ponieważ zaczął pomagać włoskiemu rządowi w rozwiązaniu szeregu operacji FSB na terenie kraju. Litwinienko współpracował z Komitetem Mitrochina, któremu za pośrednictwem Mario Scaramellego udzielał informacji na temat działań rosyjskich służb dążących do zorganizowania ataków terrorystycznych we Włoszech. Guzzanti twierdzi, że dzięki Litwinience Włochom udało się zlokalizować osoby zajmujące się przerzutem broni z Ukrainy, najprawdopodobniej w celu zamordowania Guzzantiego i zabotowania prac Komitetu. W wyniku obławy aresztowano Aleksandra Talika, byłego oficera KGB mieszkającego w Neapolu oraz kilka innych osób, przy których znaleziono broń. Guzzanti twierdzi, że zabicie Litwinienki było zemstą za ujawnienie tych informacji i sygnałem dla innych byłych szpiegów, którzy podjęliby się współpracy z obcym wywiadem.

Aleksander Litwinienko (1962-2006) był agentem sowieckiego KGB, a następnie FSB w stopniu podpułkownika. Pracował w jednym z najtajniejszych wydziałów FSB służących rozpracowywaniu przestępczości zorganizowanej. Po tym jak sprzeciwił się wykonaniu rozkazu zabicia Borysa Bierezowskiego został aresztowany, po wyjściu poprosił się o azyl w Wielkiej Brytanii. W 2006 roku po spotkaniu w londyńskiej restauracji z jego dawnym kolegą Andriejem Ługowojem nagle zachorował. Według lekarzy do herbaty został mu podany toksyczny izotop polonu, który w krótkim czasie doprowadził do jego śmierci.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Czy susza w Kalifornii to dopiero początek? Kiedy zacznie brakować wody?

Jeden z najbogatszych stanów USA od dłuższego czasu zmaga się z ogromnymi brakami wody, problemy są na tyle poważne, że po raz pierwszy w swojej historii Kalifornia dokonywać będzie drastycznych cięć we wszystkich obszarach gdzie zużycie wody może zostać ograniczone. 

Klimat w Kalifornii jest w większości śródziemnomorski, co roku występuje tam pora deszczowa poprzedzona jednak okresem wysokich temperatur i niskich opadów, który trwa od marca do października.  Jednakże od ponad trzech lat z rzędu pory deszczowej nie było, a cały stan cierpi od co raz powazniejszej suszy.  Na mapie poniżej przedstawiono Kalifornię wraz z sytuacją w poszczególnych regionach.

 Legenda:

D0 - Abnormally Dry

D1 - Moderate Drought

D2 - Severe Drought

D3 - Extreme Drought

D4 - Exceptional Drought

źródło: http://droughtmonitor.unl.edu/Home/StateDroughtMonitor.aspx?CA

Mimo, że sytuacja w Kalifornii jest w tej chwili najpoważniejsza, to jednak brak wody zaczyna być dostrzegany także w innych stanach, szczególnie tych położonych na zachód od Gór Skalistych, ale też na północy Teksasu oraz w rejonie Wielkich Równin. Kłopoty tych regionów mogą się odbić na całej gospodarce Stanów Zjednoczonych gdyż to właśnie stamtąd pochodzi większość produkowanej w USA żywności. 

Sytuacja, z jaką mamy obecnie do czynienia zmuszać nas będzie do ponownego zdefiniowania tego jak zarządzamy naszymi zasobami wody pitnej i zacząć szukać sposobów na bardziej optymalne jej wykorzystanie. Jak twierdzi Steven Salomon skończyły się czasy gdy w górach zawsze można było znaleźć nowe źródła wody, równocześnie jednak ogromne jej ilości są marnowane. Przykładowo tylko w mieście Meksyk traci się 40-50% zasobów wodnych, zaś miasta w USA marnują ok 20-30%. 

To, co najbardziej martwi to zupełny brak przygotowania mieszkańców dotkniętych suszą stanów, problem jest o tyle poważny, że byli oni ostrzegani o nadchodzących niebezpieczeństwie. Czy powinniśmy zatem ignorować ostrzeżenia dotyczące braków wody także w innych rejonach świata, w tym w Polsce?

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy". Rozdział 18 Wenecja. Włochy

Kościół św. Rocha tonął w strugach deszczu. Niewielki, kamienny plac przed świątynią był pusty. Mieszkańcy Wenecji pochowali się w swoich domach, przyzwyczajeni do gwałtownych opadów. Turyści uciekali w popłochu do hoteli, a nieliczni z nich ukryli się w ciemnych bramach, prowadzących do kameralnych podwórek. Miasto stu siedemnastu wysp i stu kanałów opustoszało. Słychać było jedynie plusk rozbijającego się o kamienie deszczu. Stojący za ladami barów, ubrani w swoje eleganckie uniformy barmani, ziewali od czasu do czasu, czekając, aż z odchodzącym deszczem pojawią się w drzwiach oczekiwani klienci. Czasem po pustych uliczkach przemknął ktoś szukający nabywców na proponowane przez siebie parasole. W stronę kościoła, z różnych kierunków, zmierzało dwóch nieznających się ludzi. Zakryci czarnymi parasolami, podążali do wyznaczonego miejsca spotkania, pewnym krokiem. Pierwszy z nich, wysoki, szpakowaty, szczupły mężczyzna ubrany był w długi, czarny płaszcz. Spod niego wystawała sutanna. Drugi z mężczyzn, idący od placu św. Marka był średniego wzrostu. Czarne, lśniące włosy pokrywały głowę, w oczy rzucały się azjatyckie rysy twarzy. Ubrany w granatową kurtkę, szedł, rozglądając się niepewnie. Nie pytał jednak o drogę. Czasem marszczył brwi zastanawiając się zapewne nad tym, czy wybrał właściwą uliczkę. Pierwszy na schodach kościoła pojawił się ksiądz. Wszedł do środka cicho, trzymając klamkę drzwi, aż nie zamknęły się za nim. Zaraz po wejściu przeżegnał się, wcześniej mocząc palce w kropielnicy. Przeszedł kilka kroków i uklęknął. Pozostał w tej pozycji na dłużej. Jego usta poruszały się w niemej modlitwie. Pochylił głowę. Wstał. Podszedł do lewej nawy ołtarza i zapalił przygotowaną do tego celu niewielką, smukłą świecę. Uklęknął po tym geście raz jeszcze, podkreślając tym zapewne wagę swojej intencji. Odwrócił się i zajął miejsce w trzeciej ławce. Kościół był niezwykły. Znajdowała się w nim urna z prochami św. Rocha. Jego żywot jest znany, lecz źródła podają niewiele pewnych informacji. Bractwo Scuola Grande wybrało go swoim patronem chroniącym od zarazy. Drzwi do kościoła uchyliły się. Stanął w nich człowiek, który zamykał teraz przemoczony parasol. Wszedł do środka, nie robiąc żadnych gestów. Stanął w środku i rozglądał się dookoła.
Zobaczył siedzącego księdza. Podszedł do ławki i dosiadł się.
– Dzień dobry... dlaczego właśnie w tym miejscu? – zapytał.
Ksiądz spojrzał w oczy pytającego.
– To miejsce ma szczególne znaczenie. Kryje pewną tajemnicę – odpowiedział. Siedzący obok człowiek mimiką swojej twarzy wyraził zdziwienie.
– Mniejsza z tym... w każdym razie jest to miejsce, do którego udają się wszyscy, których nadzieja została mocno nadszarpnięta. Święty Roch jest patronem beznadziejnych przypadków. Z tego, co wiem, przypadek, o którym mamy rozmawiać, nie jest łatwy – spojrzał ponownie w oczy swojego rozmówcy. Jego zimny wzrok nie zdradzał żadnych emocji.
– Tak bym raczej nie powiedział... oczywiście mój rząd może poradzić sobie sam, ale...
– Oczywiście – przerwał ksiądz. – Jesteśmy pewni, iż nasza pomoc nie jest niezbędna, lecz w naszej wierze pomoc jest czymś oczywistym – zareagował dyplomatycznie.
– Skoro to już wyjaśniliśmy, przejdźmy do rzeczy. Znaleźliśmy się w pewnym kłopocie.
– Wiemy – ksiądz ponownie szybko zareagował. – Zrobiliśmy w tej sprawie rozeznanie i rzeczywiście sprawa wydaje nam się dziwna...
– Otóż to – potwierdził drugi mężczyzna. Jego twarz wypełnił grymas. – Chcielibyśmy się jak najwięcej dowiedzieć...
Ksiądz zamyślił się.
– Wydaje nam się, że powinniśmy najpierw, proszę mnie dobrze zrozumieć, ustalić pewne warunki...
– Oczywiście – tym razem człowiek o śniadej karnacji przerwał dyplomatycznie. – Potwierdzam taką wolę. Jesteśmy, może nie otwarci, bo to trudne słowo w naszym języku – uśmiechnął się – ale przygotowani na pewne ustępstwa, w zamian za lojalną i dyskretną współpracę.
– Cieszę się – odpowiedział ksiądz. – Wobec tego dam odpowiedź. Pożegnam się już – dodał.
Wstał. Uścisnął dłoń swojego rozmówcy.
– Skontaktujemy się, podobnie jak teraz...
Skinął głową w geście pożegnania. Wychodząc z ławki uklęknął i przeżegnał się. Wyszedł z kościoła cicho, podobnie jak do niego wszedł. Człowiek siedzący w ławce rozejrzał się. Sprawdził, czy nikt nie przysłuchiwał się ich rozmowie. Wstał i szybko opuścił miejsce, w którym czuł się nieswojo.

piątek, 3 kwietnia 2015

Szokujące materiały z miejsc, gdzie doszło niedawno do ataków terrorystycznych [UWAGA DRASTYCZNE!]

Terroryści mają jeden cel - wywołać u swoich przeciwników strach. Nasilenie ataków terrorystycznych w ostatnim czasie sprawia, że nikt nie może czuć się bezpiecznie. Nie wiemy gdzie ani kiedy zamachowcy zaatakują znowu, czy do wybuchu dojdzie na stacji metra, w samolocie, na kampusie uczelni, w szkole, w kościele czy na ulicy. Nikt i nigdzie nie jest bezpieczny.

Zamachy podczas maratonu w Bostonie

Ataki na studentów w Kenii


Ataki w tokijskim metrze


Zamachy bombowe w Moskwie



10 krajów najbardziej zagrożonych atakami terrorystycznymi



czwartek, 2 kwietnia 2015

Najbardziej tajemnicze zdjęcia w historii, skąd się wzięły na nich te wizerunki?

Dziwne zjawiska, tajemnicze obiekty na starych obrazach, postacie pojawiające się na zdjęciach nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak. Po świecie krąży wiele fotografii i obrazów, które po dziś dzień budzą kontrowersje, dając do myślenia pasjonatom teorii spiskowych. Poniżej kilka z nich






W Bayerische Nationalmuseum mieszczącym się w Monachium znajduje się dzieło noszące tytuł "Triumf lata", powstało ono w 1538 roku. Na górze zobaczyć można kształ, który do złudzenia przypomina latający spodek


 Rodzina Cooperów kupiła w połowie lat 50 XX wieku stary dom w Teksasie. Podczas pierwszego wieczoru ojciec rodziny zrobił zdjęcie swoim synom ich babci oraz swojej żonie. Wszystko było jak najbardziej w porządku do czasu aż zdjęcie zostało wywołane. Wówczas okazało się, że na fotografii widać coś jeszcze - zwisające z sufitu ciało. Skąd się tam wzięło? Tego nie wie nikt.

- zdaniem blogera ze strony hoaxes.org zdjęcie najprawdopodobniej jest sfotoshopowane, a do tego sama historia została dopowiedziana później.



Czterech przyjaciół, ale za dużo dłoni? Dzieci zarzekają się, że było ich tylko 4, skąd więc dodatkowa ręka?


Powyższe zdjęcie zostało zrobione w 1941 roku w Gold Bridge w Kanadzie, ale widać na nim młodego człowieka ubranego zupełnie współcześnie: ma okulary przeciwsłoneczne, koszulkę z nadrukiem, który w tamtych czasach był niewykonalny.




Jeden z wielu obrazów, na których widzimy UFO - to Madonna z San Giovannino, malowidło z końca XV wieku, wystawiane we Florencji. Nad Marią widać tajemniczy, latający obiekt. Czyżby renesansowe UFO?


 


Zdjęcie zrobił Jim Templeton fotografując swoją córkę. Jakie było jego zaskoczenie gdy wywoławszy film w tle pokazała się sylwetka "astronauty". Nikt nie wie skąd się tam wziął ani kim on był. Zdaniem ekspertów firmy Kodak, zdjęcie nie zostało w żaden sposób modyfikowane.


Powyższe zdjęcie pochodzi z misji Apollo 17, ostatniej która rzekomo wylądowała na Księżycu. NASA nigdy nie potwierdziła jego wiarygodności.


środa, 1 kwietnia 2015

Agent Secret Service: wirtualne waluty stanowią narzędzie przestępców

Czarny rynek, nielegalna działalność, handel bronią i zabronionymi substancjami - z tym według pracownika amerykańskich służb kojarzą się dziś kryptowaluty.



Podczas odbywającego się niedawno 17 już dorocznego OpRisk North America - konferencji, w której uczestniczy ponad 300 starszych dyrektorów zarządzających ryzyskiem z całego świata, swoje wystąpienie miał także pracownik Secret Service, Tate Jarrow, który w pewnym momencie poświęcił swój wykład tematyce cyberprzestępczości. Stwierdził on, że bez cyfrowych czy też wirtualnych walut działalność przestępcza byłaby znacznie trudniejsza.

Oni pragną anonimowej waluty, która pozwoli im dokonywać transakcji przenosić ogromne ilości pieniędzy bez szansy na wyśledzenie. Dlatego właśnie cyfrowe waluty są tak ważne. Jest używana do wszystkich złych rzeczy

- mówił Jarrow podczas konferencji. Przyznał także, że z jego obserwacji wynika, że cyfrowa waluta istnieje właśnie dlatego, że ludzie chcą być poza oficjalnym systemem, z tym, że większość wirtualnego ruchu jaki odbywa się w świecie kryptowalut to nic innego jak działalność niezgodna z prawem. Takie serwisy jak Liberty Reserve czy Silk Road nie mogłyby zostać wsparte przez oficjalne systemy płacenia, dlatego bitcoin doskonale pasuje do tego świata. 
 
 





- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf