Poprzedni rozdział
|
fot.Ludwig Schneider / Wikimedia |
Poul przechadzał się po pokoju jadalnym w oczekiwaniu na kardynała. Wskazówki stojącego w rogu pokoju zegara powoli zmierzały do godziny dwudziestej. Na samo wspomnienie swojej popołudniowej przygody ogarniał go strach. Nie potrafił logicznie wytłumaczyć zdarzenia, które go spotkało. Bardzo chciał wierzyć w to, że stał się przypadkowym uczestnikiem czyichś brutalnych porachunków. Postanowił opowiedzieć o wszystkim kardynałowi, zapominając o urokach miasta. Głos kuranta wybijającego godzinę dwudziestą przywrócił go do rzeczywistości. Jednym z uroków kościelnej architektury było oddzielanie miejsc przeznaczonych dla zwykłych osób od pomieszczeń, w których przebywali kościelni dostojnicy. Ta widoczna oznaka posiadanych przywilejów dodatkowo wzmagała chęć dążenia do osiągnięcia wyższej pozycji, doskonale wkomponowując się w wielowiekową hierarchię kościelnych obyczajów. Poul zdał egzamin ze znajomości realiów, w których się znajdował, na ocenę wyższą niż przeciętna. Zawsze zdyscyplinowany i uprzejmy starał się dostosować do zasad panujących w środowisku, które stało się jego domem. Być może z przyjęcia takiej właśnie postawy wynikały zaufanie i sympatia jego przełożonych. Mimo swojego młodego jeszcze wieku był już w miejscu, o którym wielu mogło jedynie marzyć. Drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem. Do pokoju wszedł kardynał. Skierował się w stronę oczekującego go mężczyzny. Spotkali się pośrodku pokoju. Poul uklęknął przed dostojnikiem. Kardynał wykonał gest, jakby chciał podnieść go z kolan.
– Witaj mój synu. Cieszę się, że mogę cię gościć. Wstań, proszę – odezwał się.
Poul wstał. Uśmiechnął się, spoglądając w oczy kardynała.
– Dla mnie to wielkie przeżycie. Jestem ogromnie zaszczycony – odpowiedział.
– Siadaj, proszę – gospodarz wskazał miejsce przy stole. – Pozwolisz, że porozmawiamy podczas kolacji?
– Z przyjemnością – odparł Poul, czekając, aż kardynał usiądzie pierwszy.
Zasiedli za stołem starannie przygotowanym do wieczornego posiłku.
Do pokoju weszły dwie zakonnice, podając przystawkę. Na widok szynki, szparagów i jajka pokrytego kawiorem Poul poczuł się głodny i uświadomił sobie, że przygoda, jaką przeżył, sprawiła, że zupełnie zapomniał o jedzeniu.
– Smacznego. Jak podoba ci się Kraków? – odezwał się kardynał.
– Cudowne miasto. Zwiedziłem Wawel… – Poul urwał.
Kardynał spojrzał pytająco na swojego gościa.
– Cudowne, ale chyba niezbyt bezpieczne… – zawahał się Poul.
– Niebezpieczne? Skąd taki wniosek? – kardynał wyraźnie się zdziwił.
– Miałem nieprzyjemną przygodę… Z zamku poszedłem na rynek.
Przyznam, że zrobił na mnie wrażenie… Zwiedziłem piękny budynek stojący pośrodku, a gdy wyszedłem z niego, podszedłem do straganów z kwiatami. Zatrzymałem się na chwilę. I nagle… usłyszałem obok siebie świst… wypełniony kwiatami dzban rozprysł się… Jestem pewien, że obok mnie przeleciała kula wystrzelona z broni.
– Czy jesteś tego pewien?! – kardynał podniósł głos. Nie ukrywał zaskoczenia.
– Chyba tak… Tak. Zauważyłem człowieka uciekającego z miejsca, z którego mógł oddać strzał. Otaczający go ludzie zorientowali się, co się wydarzyło, zrobiło się zamieszanie.
– To niesłychane! – wykrzyknął kardynał. – Czy zauważyłeś, by
ktoś cię śledził?
– Nie. Chociaż muszę przyznać, że nie zwracałem uwagi na
otaczających mnie ludzi – odpowiedział Poul. – Po tym dziwnym wydarzeniu wszedłem do kościoła, by podziękować Bogu za ocalenie. Zamilkli na chwilę. Zakonnice ponownie weszły do pokoju, przynosząc zupę z polskich grzybów. Wychodząc, zabrały zbędne naczynia.
– Miałeś dużo szczęścia – zadumał się kardynał. – Zastanawiałeś się, jak to wytłumaczyć?
– Jedyne, co przyszło mi do głowy, to przypuszczenie, że mogłem znaleźć się całkiem przypadkowo w środku jakichś porachunków – odparł Poul.
– A nie wydaje ci się, że ktoś nam nieżyczliwy mógł dowiedzieć się o twojej misji? – na twarzy kardynała widać było niepokój. Poul zastanawiał się przez moment nad odpowiedzią.
– Nie mogę wykluczyć takiej sytuacji. Chociaż… byłoby bardzo niedobrze, gdyby ktoś wiedział…. – przerwał na chwilę. – Zważywszy jednak na podejrzenia, iż ktoś reżyseruje w Watykanie przeciwko nam ostatnie wydarzenia, może być to całkiem prawdopodobne.
– Musisz powiadomić kardynała o tym, co zaszło.
– Oczywiście uczynię to niezwłocznie – opowiedział Poul.
– Napijmy się wina, może cię trochę uspokoi. Niczego w tej chwili nie wymyślimy – powiedział z troską w głosie kardynał. Podniósł kryształowy kielich do ust. Poul po chwili zrobił to samo.
Zapanowała chwila milczenia, którą przerwał kardynał.
– Trzeba podziękować Bogu, że nad tobą czuwał. O ile wiem, nic takiego wcześniej się nie wydarzyło. Będę się za ciebie modlił.
– Bóg zapłać – odpowiedział Poul. – W końcu sprawa, dla której tu przyjechałem, nie wydaje się być ani zwyczajna, ani bezpieczna. Szukam pewnego człowieka…
– Tak, wiem – przerwał kardynał. – Szukasz naukowca z Warszawy, który ostatnio był gościem w Watykanie.
Właśnie – podchwycił Poul. – Ten naukowiec miał się spotkać z kimś, kto ostatnio został otruty. Prawdopodobnie przez rosyjskich agentów.
– Tak, słyszałem o tym. Z tego co wiem, ten Polak bywał już wcześniej u nas. Był przyjacielem kardynała Romanazziego.
– Nie miałem o tym pojęcia. Dostałem zadanie znalezienia przyjaciela kardynała, ponieważ to właśnie ten człowiek, jak podejrzewamy, wiedział o tajemnicy. Kardynał chciał ją przekazać papieżowi tuż przed swoją tragiczną śmiercią. I jeszcze jedno… ten zmarły w Londynie agent mógł być powiązany z tą sytuacją. Co więcej, mógł zostać zamordowany, kiedy ktoś zaczął go podejrzewać o zdradę wspomnianej tajemnicy – odpowiedział Poul.
– Czy wiesz już coś bliższego o tym agencie?
– Rozmawiałem o nim ze swoim przyjacielem, Anglikiem. Jest dyrektorem szpitala, w którym zmarł zamordowany agent. Mówił mi, że umierający przed śmiercią opowiadał dziwne rzeczy. Wspominał coś o klinikach Lebensbornu, o skarbach Trzeciej Rzeszy mających finansować spisek osób wpływowych i obecnie rządzących. Mających wpływ na światową politykę. Wspomniał również o czymś pod ziemią. O jakiejś bazie? Brzmi to dziwnie, ale z tego, co zrozumiałem, to o jakimś logistycznym zapleczu. Miejscu sięgającym jeszcze czasów minionej wojny. Niestety jego wypowiedzi były zbitką pojedynczych zdań, wypowiedzianych w czasie agonii.
Dyżurujący przy nim lekarz nie bardzo skupiał się nad logiką zdań, które przypadkiem słyszał.
– Coś jeszcze mówił? – zapytał wyraźnie zainteresowany kardynał. Poul zastanowił się chwilę. Pospiesznie podniósł kieliszek, przesunął go do ust, wypijając sporą ilość czerwonego trunku.
– Mówił coś o nowym ładzie w Europie. Odebrałem to jako retorykę rodem z hitlerowskich Niemiec. Na szczęście ta niszcząca ideologia umarła z Adolfem Hitlerem kilkadziesiąt lat temu. Mężczyźni po raz kolejny przerwali rozmowę. Zaserwowano główne danie. Zgodnie z najlepszym polskim obyczajem podano kaczkę z kaszą. Gdy zostali sami, kardynał odezwał się.
– Jesteś pewien, że Hitler popełnił samobójstwo, a jego, jak powiedziałeś, ideologia umarła w czterdziestym piątym roku?
– Jak to? Przecież znaleziono jego ciało?! – zdziwił się Poul.
– Przez wiele lat powszechnie uważano, że Adolf Hitler i Ewa Braun popełnili samobójstwo. Przekonanie to opierało się na zeznaniach tych osób, które znajdowały się w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy. Na odgłos strzału mieli oni wejść do gabinetu Hitlera. Według zeznań kamerdynera Lingego, potwierdzonych przez Axmanna i Günschego, adiutanta wodza, Hitler i Ewa Braun siedzieli na sofie. Pistolet miał leżeć na podłodze u stóp mężczyzny. Z prawej skroni Hitlera miała wyciekać krew. Na stoliku obok można było dostrzec ampułki z trucizną. Ewa Braun, leżąca z podkulonymi nogami na kanapie, miała przegryźć jedną z nich… Podobno zapach cyjanku potasu w pomieszczeniu był wyjątkowo silny. Wydawało się oczywiste, że Hitler strzelił sobie w głowę, zaś Ewa, na której ciele nie było ran,połknęła truciznę. Ciała zawinięto w koce, wyniesiono z gabinetu i przekazano dwóm oficerom SS, którzy zabrali je w stronę zapasowego wyjścia z bunkra. Reszta miała się odbyć w całkowitej tajemnicy, dlatego zadbano, aby w korytarzach nie było nikogo. Zwłoki złożono w leju po bombie, oblano benzyną i podpalono.
Kardynał przerwał i spojrzał na zaciekawionego Poula.
– Wiem, że pojawiły się pewne wątpliwości co do prawdziwości zeznań świadków, o których mówi wasza eminencja…
– Masz rację – podjął kardynał. – 2 maja walki w Berlinie zostały zakończone. W radzieckiej niewoli znaleźli się Kempka, Linge, Axmann, a więc osoby, które były najbliżej Hitlera, gdy ten miał popełnić samobójstwo. Oczywiście Rosjanie doskonale zdawali sobie sprawę, jak ważni ludzie znaleźli się w ich rękach. Przesłuchania z pewnością były bardzo dokładne. Obecnie wiemy już na pewno, że Linge kłamał. Jeżeli Hitler strzeliłby sobie w głowę, to ślady krwi musiałyby znajdować się na ścianie. Tak jednak nie było, co doskonale widać na zdjęciach zrobionych przez Rosjan. W 1993 roku ujawniono protokół z sekcji zwłok Hitlera. Zawiera on stwierdzenie, że między zębami wodza znaleziono szkło i że ślady cyjanku potasu odkryto w jego organach wewnętrznych. Druga sprawa: w Państwowym Archiwum w Moskwie znajduje się fragment czaszki Hitlera. W jej przedniej części widać otwór po kuli. Czaszka jest bardzo zniszczona i nie można w chwili obecnej stwierdzić, czy jest to otwór wylotowy, czy wlotowy. Jeżeli prawdziwa jest ta druga możliwość, że jest to otwór wylotowy, to oznacza to, że lufa broni, z której oddano strzał, znajdowała się w ustach lub pod brodą zabitego. Jeżeli jednak jest to otwór wlotowy, to nie może budzić wątpliwości, że strzelał ktoś inny.
– Jak więc mogło się to odbyć? – zapytał Poul.
– Przeanalizujmy, jeżeli pozwolisz, inną wersję wydarzeń. – Przyjmijmy, że Linge wszedł do gabinetu Hitlera i zobaczył, iż ten klęczy na podłodze i toczy pianę z ust. W dłoni trzyma pistolet. Cyjanek, który zażył przed momentem, nie zadziałał. Na prośbę wodza Linge wyjął z jego ręki pistolet i strzelił mu z góry w głowę.
Następnie ułożył zwłoki na kanapie przy ścianie i wyszedł z pokoju…
– Co przemawia za takim rozwojem wypadków? – zapytał Poul.
– Hitler brał bardzo dużo leków. Nie powinno to dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę ogromne napięcie, w jakim żył pod koniec wojny. Gdy cyjanek nie zadziałał, nie miał już dość siły, aby do siebie strzelić, i to Linge go dobił. Osoby badające zwłoki, zwróciły uwagę na fakt, że odłamki szkła z fiolki z trucizną między zębami wskazują, że ta została skruszona, a nie przegryziona. Oczywiście można przyjąć założenie, że Hitler mógł rozkruszyć ampułkę w palcach, a następnie wsypać truciznę do ust, należy jednak pamiętać, że cyjanek działa natychmiastowo i Hitler nie miałby czasu, aby sięgnąć po pistolet, włożyć lufę w usta lub przyłożyć ją do głowy i wypalić. Niewykluczone zatem, że Hitler nie popełnił samobójstwa, lecz został zamordowany.
– A co się stało z Ewą Braun? – zapytał Poul.
– Tu też mamy do czynienia z wieloma niejasnościami, a sporo do myślenia dają wyniki sekcji zwłok kobiety z ogrodu Kancelarii Rzeszy opublikowane w połowie lat 90. Wyraźnie wskazywały one, że nie była to Ewa Braun, lecz osoba, która zginęła na skutek trafienia odłamkami. Wydaje się, że już po jej śmierci przebrano ją w niebieską sukienkę Ewy. Przerobiono też uzębienie tej osoby – powszechnie wiadomo, że badanie uzębienia jest jednym z podstawowych działań podejmowanych podczas identyfikacji zwłok. Czyżby chodziło o powstrzymanie pościgu za autentyczną Ewą Braun, która żywa opuściła bunkier? Rosjanie początkowo nie podawali do wiadomości, że odnaleźli zwłoki Hitlera i jego żony. 9 czerwca 1945 roku marszałek Gieorgij Żukow, dowódca wojsk, które zajęły schron pod Kancelarią Rzeszy, stwierdził: Nie zidentyfikowaliśmy zwłok Hitlera. Mógł odlecieć z Berlina w ostatnim momencie… Potwierdzają to nawet oficjalne depesze, takie jak ta z 16 lipca, kiedy to Stalin przekazał prezydentowi Trumanowi, że uważa, iż Hitler cały i zdrowy przebywa w Hiszpanii lub Argentynie. Nie sprecyzował jednak, dlaczego tak sądzi. Należy również wspomnieć, że we wrześniu 1945 roku Rosjanie wydali także oświadczenie, w którym twierdzili, że nie odnaleziono śladów ciał Adolfa Hitlera i Ewy Braun.
– Co się z nimi zatem stało? – spytał Poul.
– Trop prowadzi prosto do małego samolotu, który o świcie 30 kwietnia wystartował z Tiergarten z trzema mężczyznami i kobietą na pokładzie. Wkrótce potem, zanim Brytyjczycy zajęli port, z Hamburga wypłynął duży okręt podwodny, na którego pokładzie znalazła się kobieta. Niewykluczone, że była to Ewa Braun, zaś jednym z pasażerów mógł być Adolf Hitler. Dalsze losy tej łodzi pozostają nieznane.
Kardynał zamilkł.
– Poświęcił eminencja tej historii tak dużo czasu – powiedział Poul. – Czy mam rozumieć, że ma to jakiś związek ze sprawą, dla której zostałem przysłany do Polski?
Kardynał odłożył talerz z daniem. Jedzenie było już zimne.
– Tak. Pozornie wydaje się, że wszyscy hitlerowcy popełnili samobójstwa albo zostali straceni, zmarli w więzieniu. Wszystko to prowadzi do wniosku, że w 1945 roku poglądy tych niebezpiecznych ludzi umarły wraz z nimi. Wydawać by się mogło, że Hitler popełnił samobójstwo i na tym historia ideologii kultów jednostki się skończyła.
– Rozpoczęła się nowa, bezkompromisowa wojna o wpływy… – odezwał się Poul.
– Europa nie była już Europą sprzed wojny. Do gry weszły Stany Zjednoczone z masą własnych, znakomicie przeszkolonych agentów. Zaczęły ingerować w kluczowych sytuacjach w losy niektórych krajów i reżyserować je. W Rosji mordowano miliony ludzi, a między częścią faszystowskich ideologów a rosyjskimi dyktatorami i zapewne amerykańskimi outsiderami władzy powstała zmowa. Spisek, jak powiedział papieżowi Romanazzi.
– Czy to ten spisek zabił kardynała po blisko sześćdziesięciu latach? – zapytał zaintrygowany Poul.
– Być może nie spisek, lecz możliwość jego ujawnienia. Zarówno on, jak i agent zmarły w Londynie musieli wiedzieć więcej ode mnie.
– Rozumiem…
– Wracając do przerwanego wątku – wiele lat temu twórcy obu systemów doszli do wniosku, że ich ostatnie doświadczenia wyraźnie pokazały, że wzajemne wyniszczanie się nie ma sensu, natomiast bezkolizyjna współpraca może doprowadzić do dominacji nad światem. Odżył zawarty przed wojną pomysł zmodyfikowanego paktu Ribbentrop-Mołotow. Twórcy nowej koncepcji uwierzyli, że sojusz obu wielkich krajów i jeszcze kilku innych, jest nie tylko pomysłem na zrealizowanie ideologii nowego ładu w Europie, ale i na świecie. Co gorsza, wiem, że w owym „spisku” wzięli udział również odsunięci od władzy i wpływów agenci amerykańskich służb specjalnych. Aby zrealizować swoje zamierzenia, potrzebowali czasu, pieniędzy i przyszłych wykonawców, którzy już po ich śmierci doprowadziliby plan do końca.– Czy twórcy tych szalonych koncepcji mieli świadomość upływu czasu? – zapytał Poul.
– Oczywiście, ale nie zapominaj, że była to grupa szaleńców, którzy uważali, że odrodzą się ponownie w nowym, stworzonym przez siebie świecie. Wierzyli w świadomą reinkarnację. Potrzebowali wykonawców, którzy pod ich wpływem doprowadzą do realizacji ideologii alternatywnych dla chrześcijaństwa, również poprzez sojusz Niemiec i Rosji, a właściwie może mniej manifestowany sojusz, a realną współpracę polityków, także przy udziale wielu innych wpływowych osób.
– To jakiś obłęd… – powiedział podekscytowany Poul.
– Naturalnie, ale pamiętaj, że ludzie bogaci szukają innych form wyzwalania adrenaliny. A już, nie daj boże, stojąc na łożu śmierci. Szukają nieograniczonej władzy. Ich poprzednicy oczywiście w skrajnej formie działania potrafili wymordować miliony ludzi dla swoich chorych planów. Dlaczego więc nie mieliby zaryzykować kolejnej katastrofy dla spełnienia nowych szalonych idei?
– Niezwykłe… – Poul pokręcił głową. – Jak zabrali się do realizacji swojego dzieła?
– Jak już powiedziałem, potrzebowali pieniędzy i ludzi. Początkowo postanowili sfinansować swoje pomysły, wykorzystując zrabowane skarby III Rzeszy. Później, jak się wydaje, zaczęli do nich dołączać różni, zwabieni perspektywą udziału w nieograniczonej władzy, milionerzy. Ich liczba wzrosła po obaleniu muru berlińskiego. Stworzyli ogromny mechanizm wpływów – ludzi zorganizowanych w tzw. Zakon Rycerzy Wewelsburga.
– Wewelsburga? – zdziwił się Poul. – Cóż to takiego?
– No właśnie… To również tajemnicza historia. Łącząca się zresztą z tym, o czym wspominałeś – z klinikami Lebensbornu.
– Uff, mam wrażenie, że historia toczy się za szybko – stwierdził Poul.
– Właśnie – oparł kardynał. – Napijmy się spokojnie kawy, zjedzmy ciasto, a za chwilę wrócimy do rozmowy. Kardynał wstał i podszedł do drzwi. Wychylił się i coś powiedział. Po chwili do pokoju weszły siostry zakonne. Podały kawę i ciasta, po czym dyskretnie usunęły się.