Telefon w gabinecie owalnym dzwonił już chwilę. Kilka osób czekało na prezydenta. Obecny wśród nich człowiek w mundurze generała sięgnął prawą ręką do kieszeni. Wyjął telefon, zidentyfikował numer. Podniósł się z miejsca i spojrzał na prezydenta wzrokiem proszącym o usprawiedliwienie. Prezydent machnął ręką, wracając do przerwanego wątku. Generał wyszedł z okrągłego pokoju. Nacisnął na telefonie przycisk z zieloną słuchawką.
– Słucham? – powiedział niezbyt głośno.
– Dziś rano nasz zaginiony rozmawiał z Rzymem. Znaleźliśmy go. Jest jeszcze w Polsce.
– Nareszcie – odetchnął generał. – Wiesz, co macie robić?
– Ściszył głos.
– Wiem, natychmiast wysłałem kogo trzeba – odpowiedział
głos w słuchawce.
– Tylko tego nie schrzańcie, tak jak Niemcy.
– Tak jest.
Generał rozłączył się. Z wyraźnie zadowoloną miną włożył telefon z powrotem do kieszeni.
Po chwili zniknął za drzwiami najważniejszego gabinetu.
Rozdział 51Watykan
Na środku obszernej komnaty stało krzesło. Otaczało je kilku mężczyzn. Wpatrywali się w człowieka siedzącego na nim.
Ubrany był w czarny habit. Ręce miał skrępowane z tyłu.
Sekretarz kardynała Carrasoniego milczał.
– Dlaczego uciekałeś?
– Czego szukałeś w tajnej bibliotece?
– Czemu milczysz?
– Dlaczego nie odpowiadasz?
– Dlaczego zdradziłeś?
Pytania padały, jedno za drugim.
Odpowiadało im milczenie.
– Czy kardynał wiedział, co tam robiłeś?
– Czy coś zabrałeś z pokoju?
– Proszę odpowiadać...
Milczenie.
Mężczyźni spojrzeli po sobie.
– Nic z niego nie wydobędziemy. Trzeba zawiadomić kardynała.
– Na razie nie wydobędziemy – dodał szef osobistej straży papieża.
– Słusznie, w tej chwili niczego się nie dowiemy.
– Odprowadźcie go do celi. Mamy dużo czasu. Pokój opustoszał. Wrócili rano. Do komnaty, w której czekał podejrzany uciekinier wszedł kardynał Carrasoni i szef watykańskiej straży Giovani Rossi. Na ich widok, siedzący przy stole mężczyzna poderwał się.
– Szczęść Boże...
– Daj spokój. Siadaj – żachnął się kardynał.
Podeszli do stołu. Kardynał spoglądał chwilę na siedzącego z opuszczoną głową człowieka. Odetchnął głośno, zrobił gest ręką w kierunku stojących krzeseł. Mężczyźni usiedli. Panowała cisza.
– Zawiodłeś mnie. Bardzo mnie zawiodłeś... – przerwał ją
Carrasoni.
– Wiem – wydusił z siebie młody człowiek. – Wasza
Ekscelencjo...
Kardynał zrobił gwałtowny gest ręką.
– Milcz, nie chcę słuchać twoich nieszczerych przeprosin.
Spojrzał na siedzącego obok szefa straży.
– Giovani? – zwrócił się do niego.– Wasza Ekscelencjo, wysłuchajmy go. Może to jakaś osobista sprawa? – powiedział spokojnie. – Claudio, czego szukałeś w tym miejscu?
Młody człowiek milczał.
– Claudio – Rossi podniósł głos. – Twoją sytuację może poprawić tylko szczere wyznanie. – Zawahał się. – Milcząc niczego nie osiągniesz – dodał spokojnie. W pokoju wciąż panowało milczenie. Rossi spojrzał na kardynała. Ten akceptująco skinął głową.
Spokojna rozmowa mogła więcej przynieść niż agresywne przesłuchanie.
– Każdy z nas popełnia czasem błędy – kontynuował Rossi. – Szczere wyznanie winy może wszystko zmienić. Czyż wyznanie grzechu w czasie spowiedzi nie oczyszcza? Nie daje nadziei? Nie trzymaj tego w sobie, kardynał zawsze był twoim przyjacielem. – Spojrzał w jego kierunku szukając akceptacji.
– To od Ekscelencji zależy czy wczorajszy incydent będzie tylko przykrą przygodą. Przypadkową przygodą – dodał sugerując głosem możliwość uniknięcia konsekwencji. Miał wrażenie, że kardynał zaakceptował konwencję jego rozmowy z młodym, wystraszonym swoją sytuacją człowiekiem.
– Opowiedz nam spokojnie, co się stało – zachęcał. Sekretarz kardynała milczał. Wahał się. Nerwowo ściskał splecione ze sobą dłonie. Był bardzo zdenerwowany, wczorajsza sytuacja przeraziła go. Noc spędzona samotnie nie pozwoliła mu spać. Spanikowany nie wiedział, co przyniosą mu kolejne dni. Bał się konsekwencji, bał się reakcji ojca, dla którego był wszystkim. Człowieka, który poświęcił swoje życie, by jego syn mógł trafić do miejsca, o którym marzyło tysiące młodych księży. Do samego serca Kościoła. Carrasoni i Rossi czekali na reakcję młodego sekretarza. Widzieli na jego twarzy emocje. Wyczuwali, że walczy ze sobą. Kropelki potu zaczęły spływać po jego czole. Podniósł głowę. Otworzył usta, chciał coś powiedzieć, przełknął ślinę. Ponownie opuścił głowę.
– Nie mogę... – wydusił z siebie.
Kardynał spojrzał na Rossiego. Ten zmrużył oczy w geście uspokojenia.
– Pamiętaj, chcemy ci pomóc – odezwał się spokojnie. – To, co nam powiesz, zostanie w tym pokoju, oczywiście jeżeli będziesz z nami szczery.
– Mów Claudio – odezwał się kardynał. – Obiecuję ci rozważnie cię osądzić.
Chłopak podniósł głowę. Po rozpalonych policzkach spływały łzy.
– Bardzo ... bardzo przepraszam... – jąkał się.
– Uspokój się, proszę. – Rossi był życzliwy.
Claudio starł łzy z twarzy.
– Kazali mi znaleźć pewien dokument – powiedział przerywanym głosem.
– Jaki dokument?
– Miałem znaleźć rejestr, jakiś opis przypadków molestowania przez duchownych młodych księży, chłopców z którymi mieli kontakt w swojej posłudze.
– Spotkałeś się z takim dokumentem? – zapytał Rossi.
Chłopak pokręcił przecząco głową.
– Nie, nie wiedziałem wcześniej, że coś takiego istnieje. Nigdy nie byłem nawet świadkiem rozmów na ten temat. Rossi zmarszczył w geście zdziwienia brwi.
– Skoro tak, to jak znalazłeś się w tym tajnym archiwum?
Skąd wiedziałeś, gdzie masz szukać?
– Dostałem wiadomość.
– Wiadomość? Jaką wiadomość? Od kogo? – padały pytania.
Chłopak odetchnął głośno. Widać było, że się uspokaja.
Spojrzał na Rossiego.
– Widomość leżała na stole w pokoju, w którym mieszkam, zamknięta w kopercie. Ktoś przyniósł ją, gdy mnie nie było. W treści wiadomości było napisane, co mam zrobić, to znaczy czego i gdzie mam szukać.
– Czy wskazano w niej również, komu masz oddać te ewentualne materiały?
– Nie, wiadomość tego nie zawierała. Znalazłem w niej tylko stwierdzenie, że mam ukryć rejestr u siebie w pokoju i czekać. Ktoś, kto przekazał mi informację, miał się ze mną zgodnie z zapisem, skontaktować.
– Czy wiesz kto to był? – wtrącił się kardynał.
Sekretarz kardynała spojrzał na swojego przełożonego.
– Wiem tylko, że to osoba z bardzo bliskiego otoczenia Ojca Świętego.
Zapadło milczenie. Przerwał je Rossi.
– Powiedz nam Claudio, dlaczego wykonałeś polecenie nieznanej ci osoby? Czy znajdując dziwne polecenie, nie powinieneś zwrócić się z tym do kardynała Carrasoniego? Nie byłeś zaskoczony tak dziwnie przekazanym zadaniem? Czy sądziłeś, że to właśnie kardynał ci je zlecił?
Chłopak pokręcił przecząco głową.
– Ja wiedziałem, że ta wiadomość nie pochodzi od kardynała.
– Skoro tak, to wiedziałeś kto ci wydał polecenie? – Rossi zaczął naciskać.
Chłopak ponownie wykonał gest przeczenia.
– Nie, tego nie wiedziałem – odpowiedział zwieszając głowę. Rossi spojrzał zdziwiony na kardynała. Ten wzruszył ramionami.
– Claudio, nie bardzo rozumiem. Czy zechciałbyś to jaśniej powiedzieć?
Chłopak westchnął głęboko.
– Ta historia zdarzyła się dwa miesiące temu w Berlinie. Zostałem wysłany na konferencję Europejskiej Akademii Nauki i Sztuki. Miałem przysłuchiwać się obradom o roli etyki w czasach kryzysu gospodarczego. W akademii jest grupa naukowców zajmujących się religiami i ich wpływem na społeczeństwa świata. Byłem bardzo zadowolony z tej delegacji. Tak szacowne grono, tematyka, która mnie interesuje, szczególnie z uwagi na przyszły doktorat. Wszystko zapowiadało się bardzo interesująco. Zameldowałem się w hotelu, o wyznaczonej godzinie znalazłem się w miejscu, w którym odbywały się obrady, a potem długo im się przysłuchiwałem. Nic nie zapowiadało póź- niejszych, dramatycznych dla mnie wydarzeń. Podczas obiadu poznałem młodego niemieckiego naukowca. Z uniwersytetu w Getyndze, o ile sobie dobrze przypominam. – Przerwał swoją relację.
– Co było dalej? – zapytał Rossi.
Chłopak spojrzał na niego.
– Był bardzo miły. Drugą część obrad siedzieliśmy obok siebie.
Później zaprosił mnie na, jak powiedział, niemieckiego sznapsa.
To taki rodzaj ich alkoholu, a właściwie nazwa czynności jego spożywania. Zachęcał mnie mówiąc, że trudno być w Niemczech i nie wypić z przyjacielem za zdrowie. Nie znam tego obyczaju, ale nie chciałem go urazić. – Zamilkł jakby przywołując wspomnienia. – Po kolacji dotarłem do wskazanej, typowo niemieckiej knajpki. Była pełna ludzi, śpiewów, słowem: zapowiadał się sympatyczny wieczór w lokalnej atmosferze biesiadowania.
Pamiętam, że niewiele wypiłem alkoholu, kieliszek, może dwa, ale nie więcej – zastrzegł. – Najgorsze zdarzyło się potem. Nie wiem, co się dokładnie wydarzyło. Obudziłem się rano w jakimś nie znanym mi mieszkaniu. Nie było w nim nikogo, w powietrzu unosił się zapach alkoholu i papierosów. Ubrałem się i poszedłem do hotelu. Wziąłem prysznic i położyłem się na chwilę. Bardzo bolała mnie głowa. Zasnąłem. Ze snu wyrwał mnie dzwonek telefonu. Telefonował mój wczorajszy znajomy. Pytał jak się czuję i wyśmiewał moje zachowanie. „Niezłe
ziółko z ciebie”, powiedział. Nie wiedziałem, o co mu chodzi....
Ekscelencjo – spojrzał na swojego przełożonego. – Ja nie brałem w tym udziału, ja nic nie pamiętam! – wykrzyknął.
Rossi zareagował natychmiast.
– Spokojnie, uspokój się – powtórzył. – W czym nie brałeś udziału?
Claudio spojrzał na niego. Wydawał się przerażony.
– On pokazał mi zdjęcia. To były fotografie z jakiejś seksualnej orgii. Na zdjęciach byłem ja. Ale... ja niczego nie pamiętam! Boże, dlaczego mi się to przydarzyło? – zaczął szlochać.
– Uspokój się, proszę. – Rossi starał się panować nad sytuacją. – Co się stało później?
– Powiedział mi, że jest członkiem jakiejś organizacji. Ważnych ludzi, którzy walczą z obecnym porządkiem świata, chcąc przeprowadzić swoje reformy. Reformy, jak twierdził, które mają zapewnić szczęście mieszkańcom wybranych krajów. Mówił dużo, gwałtownie, bardzo emocjonalnie. Krzyczał, że młodzi, inteligentni ludzie powinni wspierać ich porządek świata, że tylko on prowadzi do prawdziwego rozwoju. Zobowiązał mnie do działania dla nich. Do wykonywania poleceń organizacji. Oczywiście nie zgodziłem się. – Claudio odpowiedział na pytanie, jakie dostrzegł w oczach mężczyzn przesłuchujących go. – Mężczyzna bardzo się uniósł. Zdenerwowany nie słuchał moich słów sprzeciwu. Zagroził, że ujawni zdjęcia brukowym mediom. Młody ksiądz z Watykanu, sekretarz ważnego kardynała bierze udział w orgii. To było okropne. Co miałem zrobić? Byłem przerażony. Nie wiedziałem, co począć, jak zaprzeczać, jak zabrać mu te nieszczęsne dowody na to, czego przecież nie zrobiłem. Zapytałem, czego ode mnie oczekuje.
– Przerwał.
– I co powiedział? Do czego cię zobowiązał? – zapytał Rossi, który był coraz bardziej zaszokowany całą historią.
Chłopak nerwowo przeciągnął ręką po włosach.
– Zażądał, bym przystąpił do ich organizacji, a właściwie do, jak to nazwał, ich pokojowego oddziału żołnierzy. Miałem czekać na sygnał od kogoś z bliskiego otoczenia papieża, a jeżeli wykonywałbym jego polecenia, miałem zostać zarekomendowany na członka tego dziwnego oddziału. Kazał mi iść do hotelu i zjawić się na drugi dzień na spotkaniu z nim, gdzie miał mi wyjaśnić szczegóły. Wasza Ekscelencjo – zwrócił się do kardynała. – Co ja miałem zrobić? Nie chciałem nikogo narazić. Nie wiedziałem jak można zapobiec prasowej informacji, skandalowi. Ja niczego dzień wcześniej nie zrobiłem. A przynajmniej nie zrobiłem świadomie. – Spoglądał na kardynała błagalnym wzrokiem. – Proszę mi wybaczyć. Mój ojciec umarłby ze wstydu. Poświęcił mi całe życie. Zapadło milczenie przerywane szlochem płaczącego młodego księdza. Szef watykańskiej straży wstał z krzesła. Podszedł do narożnika komnaty w którym stał eklektyczny bufet. Sięgnął po stojącą na nim butelkę wody mineralnej. Postawił ją na tacy z trzema szklankami. Przyniósł ją i postawił na stole. Spojrzał pytająco na kardynała. Ten zrobił przeczący gest głową. Nalał wody do szklanki i postawił przed chłopcem.
– Napij się proszę – powiedział. – Czy poza wczorajszym poleceniem wykonywałeś jakieś inne? – zapytał.
Chłopak poderwał się nerwowo.
– Nie, niczego nie robiłem. To był pierwszy raz. Niczego mi nie kazali robić. Czekałem. Drżałem codziennie, że przyjdzie wiadomość od nich. Chciałem – zwiesił głowę – pójść z tym do kardynała, ale – zawahał się – miałem nadzieję, że się nie odezwą, że to był tylko jakiś szalony sen. Na wszystkich spoglądałem podejrzliwie, szukając jakiegoś gestu. Nic takiego nie następowało. Bałem się. On powiedział mi, że zabiją wszystkich, którzy będą się im przeciwstawiać. Mają wpływy i pieniądze. Ludzi, którzy zrobią dla nich wszystko. Proszę mnie zrozumieć... Popełniłem błąd. - Spojrzał na kardynała. – Powinienem przyjść, powiedzieć. Zwłaszcza jak dostałem ten list, ale panika ... – przerwał szukając akceptacji w oczach kardynała. – Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie – zamilkł. Rossi nalał sobie wody do szklanki. Przełknął łyk. Zastanawiał się. Młody ksiądz wydawał się mówić prawdę. Zawsze uczynny, zdyscyplinowany, oddający się w pełni swojemupowołaniu. Może rzeczywiście – rozważał – padł ofiarą szantażu. W jego wieku trudno było wymagać racjonalnych zachowań. Był na nie za młody. Kardynał milczał. Nie chciał wypytywać swojego podwładnego. Starał się nie uprzedzać do niego. Był rozczarowany jego zachowaniem, rzuciło ono cień również na jego osobę. To on przecież wybrał swojego młodego współpracownika. Czekał na zakończenie przesłuchania. Wiedział, że Rossi rozumie jego postawę. W Watykanie obowiązywały niepisane kodeksy postępowania.
Rossi odezwał się.
– Claudio, posłuchaj, powiedz mi dokładnie – podkreślił – czego dowiedziałeś się o tej, jak powiedziałeś, organizacji. Czy ten mężczyzna mówił, kto do niej należy? Jak ona funkcjonuje? Staram się zrozumieć, że popełniłeś błąd, ale teraz możesz go naprawić szczerze nam mówiąc wszystko, czego się dowiedziałeś. Chłopak spojrzał na kardynała. Ten potakująco skinął głową w geście poparcia słów szefa watykańskiej straży.
– Wiem, chciałbym wszystko odpokutować. Postaram się dokładnie opowiedzieć. – Przełknął łyk wody. – Spotkałem się z nim na drugi dzień, tak jak sobie tego zażyczył. Co do pierwszego dnia, w zasadzie powiedziałem już wszystko. Nerwowa rozmowa, pełna emocji i szantażu. Nic więcej się nie działo. O organizacji nie mówił wówczas wiele, tym bardziej, że nie wiedział jak się zachowam.
– Starałem się nie wyprowadzać go z równowagi, chciałem się uspokoić i wyjaśnić wszystko na drugi dzień. Próba odmowy wywołała u niego prawdziwą furię. Ludzie siedzący wokół,w hotelowej restauracji, zaczęli zwracać na nas uwagę. Starałem się ze swojej strony szybko, pomimo paniki, zakończyć spotkanie. W nocy nie spałem. Chodziłem po pokoju, myślałem, zastanawiałem się czy nie zadzwonić do kardynała, ale... – przerwał na chwilę – nie widziałem, co naprawdę stało się poprzedniej nocy. Zdjęcia jakie mi pokazał, były okropne. Nie doszedłem do niczego. Nie podjąłem żadnej logicznej decyzji. Udałem się na spotkanie zmęczony, zdenerwowany, modląc się, żeby ów człowiek nie przyszedł.
– Ale przyszedł – skomentował koniec jego wypowiedzi Rossi.
Chłopak pokiwał głową.
– Niestety, przyszedł i ponowił swoje żądanie. Powiedziałem mu, że nie chcę uczestniczyć w czymś, czego nie znam. Zwykłem przez swoje krótkie życie, robić wszystko z przeświadczeniem sensu mojego działania. Wydawało się, że to zrozumiał. Być może to spowodowało, że dużo, jak podejrzewam, mi powiedział.
– No właśnie, czego się dowiedziałeś? – zapytał Rossi.
Chłopak zastanawiał się chwilę.
– Muszę sobie trochę to uporządkować – usprawiedliwił się.
– Oczywiście, nie spiesz się – życzliwie powiedział najważniejszy z watykańskich strażników.
– Jak już powiedziałem, wydawało mi się, że go przekonałem. Miałem po cichu nadzieję, że może ta jego organizacja nie czyni nic złego. Tylko ta groźba pozbawienia życia przeciwników... Pomyślałem, że przecież tak się tylko mówi. Zwłaszcza, kiedy wypowiadanym słowom towarzyszy duży ładunek emocjonalny. Starałem się tak to sobie tłumaczyć.
– Rzeczywiście, tak się mówi. – Uśmiechnął się pierwszy raz w czasie rozmowy Rossi. – Mów dalej, proszę.
– Postaram się. Otóż organizacja, o której mówił miała w swej ideologii nawiązywać do idei Iluminatów. Kiedyś interesowałem się tym, więc nie był to dla mnie obcy temat. Chodziło o uporządkowany wokół koncepcji silnego, światowego ośrodka władzy, system zarządzania globalnego. Monitorowanych procesów politycznych, ekonomicznych, a w konsekwencji także socjalnych. Organizacja ta miała według niego być synergią wielu ruchów, sekt, ale co ważniejsze, oficjalnych ośrodków politycznych, firm i banków, a jeżeli formalnie nie instytucji, to na pewno ludzi w nich usadowionych. – Claudio znów zastanowił się przez chwilę, miał wiele informacji do przekazania. – Ich działalność zmierzała do swoiście uporządkowanego działania mającego na celu wprowadzenie mechanizmów scentralizowanego zarządzania i wpływu. Członkowie tej organizacji to przede wszystkim osoby wielkich wpływów i powiązań. Ich ambicją było znaczyć więcej niż obecnie, wprowadzać w życie system, w którym ludzie uszczęśliwieni podporządkowaniem się pod obowiązujące zasady, byliby w pełni inspirowani do działania, ale ściśle kontrolowani. Kontrolowani po to, by uniknąć wszelkich działań przeciwko wprowadzanemu porządkowi. Obecnie organizacja zarządzana jest przez trzynaście osób, jak powiedział mi mój rozmówca, trzynastu rycerzy, tak ich nazwał, spotykających się na zamku w Wewelsburgu.
Dlaczego tam?
– Zapewnie dlatego, że podczas drugiej wojny światowej taki zakon, pełen aspiracji rządzenia światem, organizował tam Himmler. – Uzupełnił wypowiedź swojego sekretarza kardynał. Chłopak spojrzał na niego z wdzięcznością.
– No właśnie, chodziło o ten zakon. Tendencje Niemiec do stawiania się ponad innymi narodami, nie zniknęły z zakończeniem wojny. To wiem z literatury – uzasadnił swoje słowa młody ksiądz. – To właśnie na tym zamku odbywają się ich spotkania. To tam zapadają najważniejsze decyzje, pod osłoną młodzieżowego schroniska, które prowadzone jest w nim od lat.
– Tak, zawsze najgorsze przykrywa się szlachetnym – skomentował kardynał.
– Organizacja ma silne podstawy finansowe. W opinii mojego rozmówcy, to nie tylko dofinansowania samych członków, ale i międzynarodowe operacje finansowe, pieniądze płynące wprost z państwowych finansów pod pozorami wsparcia cennych inicjatyw czy ratowania cywilizacji, i skarby zrabowane podczas drugiej wojny światowej. Pieniądze służące do podporządkowania ludzi i instytucji, ale także, z tego co wywnioskowałem, wspomaganiu akcji wywołujących niepokój. Ocierających się, jak mi się wydaje, o akty terrorystyczne. Ale to już moje zdanie. Mogłem źle usłyszeć, a nie wypadało mi dopytywać. Z każdym jego słowem byłem coraz bardziej zaniepokojony. Zapytałem, co się stanie jak ktoś mnie rozpozna, skojarzy z jakimś ukrytym działaniem. Starał się mnie uspokoić mówiąc, że opornych wysyła się w różne miejsca na świecie, ukryte przed opinią publiczną, w których są przetrzymywani i przesłuchiwani. Nie chcę powiedzieć przez to, że likwiduje się niewygodnych świadków, bo zabrzmiałoby to bardzo dramatycznie, delikatnie rzecz ujmując. Potajemnie przewozi się więźniów organizacji, nierzadko uznanych za więźniów 311oficjalnych systemów politycznych, państw i ich armii. Ludzie związani przez lata z organizacją, wywodzili się z systemu, który nigdy nie powinien się odrodzić. Niektórzy członkowie NSDAP, Gestapo, SS i SD byli po zakończeniu drugiej wojny światowej zatrudniani przez niemiecką Federalną Służbę Wywiadowczą. Według mojego rozmówcy, stanowili oni po wojnie blisko jedną dziesiątą jej pracowników. W 2007 roku agencja zniszczyła blisko dwieście pięćdziesiąt kartotek należących do pracowników BND, związanych wcześniej z ruchem nazistowskim. Zachodnioniemiecki wywiad w latach 1956-1971 zatrudnił setki byłych nazistów, pierwszy dyrektor BND Reinhard Gehlen podczas wojny służył w Wehrmachcie w stopniu generała, od 1945 roku był agentem CIA. Chłopak przerwał, spojrzał na mężczyzn.
– Oczywiście – odezwał się Rossi. – Mów dalej, proszę.
– Podał mi taki przykład, który dostał się do prasy. Tygodnik Der Spiegel ujawnił 22 stycznia, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Republiki Federalnej zleciło służbom śledzenie polityków Partii Lewicy. W cytowanym dokumencie datowanym na 4 stycznia 2012 roku można między innymi przeczytać, że Federalne Biuro Obrony Konstytucji śledzi dwudziestu siedmiu z siedemdziesięciu sześciu członków niemieckiego parlamentu związanych z tą partią, jak również jedenastu deputowanych do parlamentów regionalnych, konkretne nazwiska śledzonych nie są jednak znane. To nie jedyny przykład potwierdzający wpływy organizacji. Kiedy Nicholas Ridley, minister w rządzie Margaret Thatcher w wywiadzie dla tygodnika The Spectator stwierdził, że wprowadzenie europejskiej unii monetarnej i ekonomicznej przypomina „niemiecką rakietę o zasięgu na całą Europę”, już tego samego dnia zrezygnował ze stanowiska ministra handlu i przemysłu. – Claudio spojrzał w oczy swoich rozmówców. – I jeszcze jedno, on odkrył też historię agenta otrutego w Anglii pierwiastkiem promieniotwórczym. Organizacja śledzi wszystko, co związane z tą sprawą i likwiduje ludzi z nią związanych. Kardynał spojrzał zaniepokojony na szefa straży. Ten nie dostrzegł jednak jego wzroku, spoglądając z niepokojem na przesłuchiwanego księdza.
„Boże, Poul! – przeraził się kardynał, który pomyślał nagle
o swoim wysłanniku. – Oni gotowi są go zabić!” Szef straży nie zwrócił uwagi na wzburzenie swojego przełożonego. Tymczasem młody ksiądz kontynuował.
– Miałem dwa miesiące, by się nad wszystkim zastanowić. Moja wizyta w Berlinie, młody niemiecki naukowiec, Wewelsburg i zapadające tam decyzje, organizacja, która nie jest zapewne niczym nowym w swej idei. Ludzie zawsze chcieli nad innymi dominować, stanowić elitę. Władza podnieca, pieniądze ją umożliwiają. Europa to miejsce zamieszania. Przypadkowego? Dokąd zmierza? W czyim interesie? Przecież były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, który od czasu, gdy otrzymał posadę przy budowie gazociągu Nord Stream, rzadko pojawiał się w mediach, ostatnio jednak uczynił wyjątek i oznajmił, że obecny kryzys w strefie euro powinien być przyczynkiem do jeszcze bliższej integracji państw naszego kontynentu. Do opinii Schroedera przyłączyli inni. Znaczna część najważniejszych wpływowych osób w Europie. Podobny pogląd przedstawili całkiem niedawno Jean Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego i Antonio Borges, dyrektor europejskiego oddziału MFW twierdząc, że Europa powinna stać się hegemonem nowego porządku monetarnego. – Młody człowiek zauważył, że jego słowa robią wrażenie na Rossim, kontynuował więc. – Co więcej, Angela Merkel podczas zorganizowanego zjazdu CDU w Lipsku zaproponowała poparcie uchwały zatytułowanej „Silna Europa – Dobra przyszłość dla Niemiec”, w którym zawarto postulat zmiany traktatu Unii Europejskiej i pogłębienia politycznego wymiaru jej integracji. Czy ma coś wspólnego z ideami, których symbolem jest Wewelsburg? Mam nadzieję, że nie. Młody ksiądz zamilkł. Zwiesił głowę. Przesłuchanie wydawało się skończone.
Rossi odezwał się.
– Wasza Ekscelencjo – zwrócił się do kardynała. – Co by nie powiedzieć, wybrał Ekscelencja na swojego sekretarza inteligentnego, młodego człowieka. Mam wrażenie, iż wydarzenia ostatnich dwóch miesięcy przerosły go. Pozostawiam Waszej Ekscelencji decyzję, co z nim zrobić. Kardynał zastanawiał się dłuższą chwilę po wypowiedzi szefa watykańskiej straży.
– Jestem gotowy zrozumieć jego trudną sytuację. Mogę uwzględnić w jego zachowaniu chęć ochrony osób i instytucji. Są jednak dwie sprawy. – Zamilkł na chwilę. – Dwie sprawy – powtórzył – które muszę wskazać. Pierwsza to fakt, że nic nie usprawiedliwi zatajenia całej tej dramatycznej sprawy przede mną – osobą, wobec której przyrzekł lojalność. I druga, to fakt, że jeżeli Watykan przerażą jakieś szubrawe knowania, to będzie oznaczało jego koniec. Nie mogę ci Claudio tego wybaczyć.
– Kardynał zwrócił się do swojego sekretarza. – Rozgrzeszam cię, bo żałujesz za grzech, jaki popełniłeś, ale muszę cię prosić byś zrezygnował ze swej funkcji. Mam nadzieję, że to co przeżyłeś i to za co zapłacisz, będzie ostrzeżeniem dla tych, którzy są ślepi na czynione wokół nas zło. Kardynał wstał. Odwrócił się i po chwili zniknął za drzwiami prowadzącymi na korytarz.