Rozpoczęła się wojna w Internecie. W imię bezpieczeństwa następuje eskalacja ograniczeń nawiększego cywilizacyjnego osiągnięcia: dostępu do informacji i swobodnej wymiany myśli. Czy Internet staje się wrogiem władzy?
W Polsce zrobiło się głośno o
,,wizycie” Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w domu jednego z internautów, prowadzącego satyryczną, jego zdaniem, stronę o polskim prezydencie. Satyra się skończyła, kiedy z całą powagą w drzwiach pojawiło się ABW. Fakt wkroczenia jednostki, która na co dzień zajmuje się o wiele poważniejszymi przestępstwami, do mieszkania przeciętnego 25-latka pokazuje, że sieć przestaje być obszarem nieskrępowanej wolności. Co więcej, czy zastosowana socjotechnika ,,zbrojnej interwencji” gasić ma jedynie próbę obrażania najwyższego urzędu w państwie? Co ona symbolizuje, skoro chłopaka można było przecież wezwać na posterunek policji.
Zainteresowanie władzy Internetem, jako ostatni trend, jest widoczne nie tylko w Polsce, ale i w całym świecie. Ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie nauczyły nas dwóch rzeczy. Pierwszą jest doświadczenie ogólne, że potencjalnie dożywotni i cieszący się wieloletnim poparciem ,,władca”, nie może być pewien swojej pozycji, bowiem w myśl zasady, iż każdy cesarz ma swojego Brutusa, a narzędzia zawsze się znajdą, jest on zależny od tego, jak długo możni i wpływowi tego świata będą uznawać go za przydatnego. Drugą rzeczą jest to, że nawet jeśli w jednym miejscu rewolucje mogą zostać wzniecone, to dzięki użyciu Internetu i nowoczesnych środków komunikacji miejsce gdzie je zainspirowano może być gdzie indziej. Internet w tym kontekście zaczął odgrywać rolę narzędzia do skutecznej politycznej komunikacji. Czy obawa o wzniecanie niekontrolowanych niepokojów motywuje władze i ośrodki politycznego wpływu, by poddać kontroli nie tylko korespondencję wysyłaną pocztą, ale również rozmowy telefoniczne, rachunki bankowe i wiele innych aspektów życia swoich obywateli w tym Internetu właśnie? Czy coś, o czym jeszcze niedawno mówiło się, że jest najlepszym obszarem masowej społecznej inwigilacji, stało się przez władzę trudne do zaakceptowania? Tylko dlatego, że wymyka się spod kontroli? Kiedyś grzebano w śmieciach, by dowiedzieć się czegoś o podglądanym wrogu. Dziś robi się to równie nieoficjalnie ,,grzebiąc” w jego telefonie i komputerze. Tyle tylko, że po ,,grzebaniu” w śmieciach pozostawał na rękach smród, a po inwigilacji wspomnianych elektronicznych urządzeń jedynie drobny pyłek kurzu na białych rękawiczkach.
Coraz częściej docierają do nas komunikaty, mówiące o kolejnych próbach wprowadzenia kontroli sieci. Szczególne znaczenie może mieć zbliżający się szczyt grupy G8, a zwłaszcza zainicjowany przez Nicolasa Sarkozy’ego specjalne forum technologiczne e-G8 forum. Samo forum, choć oficjalnie przyświecają mu szczytne idee, może mieć również negatywne konsekwencje. Zapowiadane są
protesty internautów chcących bronić Internetu przed zakusami władzy. Z jednej strony zaproszeni zostali twórcy Google’a, Facebooka czy Wikipedii, z drugiej jednak są to firmy niejednokrotnie oskarżane o zbieranie informacji o swoich użytkownikach lub cenzurowanie treści. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że siedziby tych największych internetowych przedsiębiorstw znajdują się na terenie Stanów Zjednoczonych, gdzie obowiązuje kontrowersyjny
Patriot Act.
Jako główne zagadnienia wytrychy, których używają politycy, by przeforsować przygotowywane przez siebie ograniczające regulacje możemy wymienić trzy najważniejsze: pedofilia, prawa autorskie i terroryzm. O ile powodu, dlaczego pedofila ma być ścigana przez prawo nie trzeba tłumaczyć i w szlachetne intencje wątpić, o wiele bardziej kontrowersyjne są dwa pozostałe uzasadnienia. Na szczycie e-G8 można się spodziewać silnego przedstawicielstwa ze strony
ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement). Porozumienie, w skład którego wchodzi śmietanka najbogatszych krajów świata, postawiło sobie za cel wprowadzenie regulacji chroniących prawa autorskie. Te niby szlachetne pobudki w istocie jednak stanowić mogą zagrożenie dla podstawowych wolności obywateli. Szczególnie interesujące bowiem wydaje się być zaangażowanie rządów akurat w tych kwestiach, w których państwo nie czerpie dla siebie bezpośrednich korzyści. Dostrzeżenie tego faktu może prowadzić to do wniosku, że prawa autorskie stanowią jedynie listek figowy służący radykalnym ograniczeniom w sieci.
Trzecie najważniejsze zagadnienie-wytrych, to terroryzm. To właśnie zagrożenie terrorystyczne było powodem, dla którego jak podawali przedstawiciele administracji George’a W. Busha, wprowadzono wspomniany już Patriot Act. Wydany przez Busha dekret umożliwia służbom amerykańskim śledzić obywateli, ich maile, konta oraz gromadzić na ich temat informacje. Dziś, gdy nowym straszakiem wydają się być opublikowane przez Wikileaks na kilka dni przez rzekomym zabiciem Osamy Bin Ladena zeznania więźniów z Guantanamo, wydaje się, że przyszedł czas na analogiczny dokument w Europie. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że w zeznaniach owych grożono, że do ataku terrorystycznego dojdzie gdzieś na terenie Europy. Patrząc na determinację Nicolasa Sarkozy’ego, zaostrzenie działań w kierunku inwigilacji i ograniczeń swobód wydaje się być nieubłagane.
Jakkolwiek George Orwell w swoim słynnym „Roku 1984” nie przewidział istnienia Internetu, to z istnieniem Wielkiego Brata trafił on niestety w samą dziesiątkę. Jesteśmy, jak się okazuje, podglądani i inwigilowani. Co ciekawsze a właściwie smutne, informować nas o tym musi zewnętrzna instytucja czyli Komisja Europejska, która w
raporcie opublikowanym 18 kwietnia 2011 roku wskazuje, że polscy obywatele są jednymi z najbardziej inwigilowanych obywateli krajów należących do Unii Europejskiej. Na pytanie: czy wynika to z niedojrzałości naszych tajnych służb, ich rozpasania czy też permanentnie toczonej “awantury politycznej” trudno jednoznacznie odpowiedzieć. W kontekście historycznej refleksji można stwierdzić, iż do dwóch najstarszych zawodów świata prostytucji i polityki powinno się z pewnością dodać jeszcze jeden: szpiegostwo. Towarzyszy nam ono od zarania cywilizacji, od zawsze. Z tą jednak uwagą, iż zarówno prostytutki nierzadko, a szpiedzy zawsze, służą politykom a nie odwrotnie. Bez wątpienia również, i jedne i drudzy stoją za ich licznymi upadkami, gdy zmienia się opcja rządząca lub ktoś obficiej ,,sypnął groszem”.
Wracając do Internetu. Próby porządkowania sobie sieci, które widać również w Polsce, póki co się
nie udają. W wielu krajach jednak próby te są wciąż ponawiane. W Polsce rozmowy z rządem
wciąż trwają. W Hiszpanii obowiązuje od niedawna prawo zwiększające zakres ingerencji rządu w sferę sieci (co ciekawe
poparte zarówno przez rządzącą koalicję jak i opozycyjną Partię Ludową). Natomiast w Stanach Zjednoczonych pomimo niedawnej porażki ustawy COICA w Kongresie próbuje się po raz kolejny przeforsować kontrolę sieci - tym raz pod nazwą PROTECT IP.
Pomimo faktu, że internauci coraz sprawniej się organizują i walczą o swoją wolność prawdopodobne jest, że swoboda zostanie łatwo sprzedana w imię bezpieczeństwa. Opinię publiczną najlepiej wówczas postraszyć „czarnym ludem”. Co rusz pojawia się jakiś motyw zastraszenia. O zagrożeniu dla niemieckich elektrowni atomowych już słyszeliśmy. Co więcej może stać się powodem do paniki podobnie jak rozpowszechniana informacja, że „zabicie” Osamy Bin Ladena będzie powodem ataków terrorystycznych na terenie Europy? Tylko czy bomby faktycznie podłożą terroryści z Al-Kaidy albo innej muzułmańskiej organizacji? A jeżeli już je podłoża, to z czyjej inspiracji?
Czyim interesom służy nakręcanie atmosfery strachu, a co za tym idzie zwiększenie wpływu na Internet i chęci jego kontrolowania? Kto na tym może zarobić i co uzyskać? Podobnie na panice wokół świńskiej grypy zarobiły już koncerny farmaceutyczne, choć umarło na to mniej ludzi niż mogłoby nam się wydawać biorąc pod uwagę medialny szum, jaki towarzyszy od lat. We współczesnym świecie przecież nic nie odbywa się już bez tych, którzy zarabiają i bez tych, na których zarabiają ci pierwsi.
Naiwnością byłoby przecież myślenie, iż na tych wszystkich ograniczeniach, zbrojeniach nikt z góry wytypowany nie zarabia. Wojna toczona oko w oko, na której zarabiał Stanisław Wokulski bohater ,,Lalki”, zastępują dziś ,,zbrojenia” przeciwko tym, którzy podkładają bomby. Biblijny Raj jest mało inspirujący, bowiem nie bardzo wiadomo jak na nim zarabiać.
Czy
unijna dyrektywa, która nakazała wszystkim dostawcom Internetu na terytorium Unii Europejskiej zapisywanie danych listów elektronicznych oraz rozmów wykonywanych za pośrednictwem sieci (VoIP) zwiększyła faktycznie nasze bezpieczeństwo? Wszak motywowana była bezpośrednią reakcją na zamachy bombowe w Londynie z 2005 roku. Czy terrorysta biegający z przywiązanym do nogi dynamitem, ogłasza się w necie i dokonuje w nim zakupów? Ile będzie kosztować analiza każdego słowa by doszukać się słowa zamach? Ile i kto na tym zyska?
Gdy pętla się zaciśnie, możemy w efekcie stracić szansę na swobodny dostęp do informacji, największego naszego cywilizacyjnego osiągnęcia. Co ważniejsze, możemy stracić prawo wyrażania niczym nie skrępowanych poglądów. Poglądów, których efektem może być poznanie, co tak naprawdę się dzieje.