fot. Lestat/Wikipedia |
Poprzedni rozdział
Poul wyszedł z łazienki. Obmywając twarz, zobaczył w lustrze, że jest rozpalony. Emocjonujące wydarzenia dnia jeszcze się nie skończyły. Wrócił do pokoju.
Po chwili wszedł również kardynał.
– Może zacznijmy od klinik Lebensbornu. To właśnie „produkty” tej „fabryki” twórcy nowego ładu postanowili wykorzystać do realizacji swoich planów. Pomysłem Himmlera było stworzenie ośrodków, które zapewniłyby przekazywanie z pokolenia na pokolenie nordyckich genów. Ta historia rozpoczęła się w 1935 roku. Utworzono wtedy coś, co można by nazwać gigantyczną fabryką nadludzi. Przewinęło się przez nią kilkaset tysięcy osób. Słowo „Lebensborn” oznacza źródło życia. Tak nazwano organizację, której celem miało być przebudowanie świata. Idea była prosta. Himmler ujął to tak: Jeśli dobra krew, na której się opieramy, nie będzie się mnożyła, to nie będziemy mogli panować nad światem. Początkowo jednym z celów była opieka nad niezamężnymi matkami, które zaszły w ciążę z esesmanami, oficerami gestapo i żołnierzami. Oczywiście opieką mogły zostać objęte tylko te kobiety, co do których czystości rasowej nie było jakichkolwiek wątpliwości. W placówkach Lebensbornu mogły one urodzić dziecko, a stowarzyszenie, jeśli nie udało mu się nakłonić ojca dziecka do ślubu z dziewczyną, a ta nie była w stanie sama zająć się wychowaniem potomstwa, oddawało dziecko do adopcji w czystych rasowo rodzinach niemieckich. Chodziło o to, by zachować „czyste rasowo i wartościowe jednostki” dla III Rzeszy.
– To okropne – powiedział Poul, wsłuchując się w opowieść kardynała.
– W Niemczech znajdowało się 8 należących do organizacji zakładów położniczych i 6 domów dziecka. Ośrodki zatrudniały lojalne pielęgniarki i wychowawczynie. Nadrzędną opiekę sprawowali lekarze SS. Utworzenie Lebensbornu było wynikiem praktycznej realizacji ideologii nazistowskiej zakładającej wcielenie w życie zasad doboru rasowego. Himmler nadzorował program zapisany przez Hitlera w „Mein Kampf ”, dosłownie interpretując zalecenia wodza i realizując je w praktyce, w formach choćby najbardziej absurdalnych.
– Czy w innych krajach Europy również stosowano takie praktyki? – zapytał Poul.
– Część ośrodków Lebensbornu było swoistymi punktami kopulacyjnymi, w których udającym się na front esesmanom stwarzano warunki do spłodzenia dziecka z odpowiednio dobranymi rasowo samotnymi Niemkami. Według Himmlera każdy oficer SS przed wyruszeniem na front powinien spłodzić potomka. Program realizowany był nie tylko w Niemczech, ale też w niektórych krajach okupowanych. Działo się tak między innymi we Francji i Danii, ale przede wszystkim w Norwegii. Wszędzie tam zachęcano niemieckich żołnierzy do poszukiwania partnerek w celu zwiększenia liczebności narodu nadludzi.
– To prawdziwy dramat – Poul był coraz bardziej zasępiony.
– Domyślam się, że te dzieci miały być wykorzystane do budowania nowego ładu w Europie? Ładu rozumianego w jeden jedyny sposób, jako totalna dyktatura?
– Otóż to! Najlepsze, wyselekcjonowane dzieci miały stanowić kadrę kreatorów nowej ideologii. Taka była wizja Himmlera – człowieka, który na ogromną skalę wprowadzał w życie swoje mrożące krew w żyłach pomysły.
– Wspomniał eminencja coś o zakonie…
– Marzeniem Himmlera było utworzenie nowego, germańskiego zakonu. W tym celu między innymi odwoływał się do tradycji Zakonu Krzyżackiego. W swoich działaniach był niezwykle konsekwentny. Nieopodal miasta Paderborn, w połowie drogi między Kolonią a Brunszwikiem, znajdowały się ruiny średniowiecznego zamku Wewelsburg. To właśnie to miejsce Himmler upatrzył sobie na siedzibę kierownictwa SS. W zamku przygotowano specjalne apartamenty dla dygnitarzy organizacji. Ich nazwy wywiedziono od sławnych postaci historycznych. Reichsfuhrer SS dla siebie wybrał apartament Henryka I. Wybudowano wielką komnatę, o długości 35 i szerokości 15 metrów, w której miały odbywać się spotkania najważniejszych osób. W podziemiach utworzono sanktuarium zakonu, miejsce kultu krwi, gdzie organizowano tak zwane Bluttaufe, chrzty krwi, rytuały towarzyszące przyjęciu każdego młodego adepta. Na wybór miejsca wpływ miała podobno legenda głosząca, że przyszłemu atakowi ze wschodu oprze się tylko jeden zamek w Westfalii. Okazało się, że najmocniejsze mury ma właśnie Wewelsburg.
– Podziwu godna fantazja… – Poul starał się rozjaśnić mroczną atmosferę.
– Nie wszyscy naukowcy uważają słowo „zakon”, przyjęte na nazwę organizacji, za trafione. Podkreślają oni na przykład, że Himmler i jego współpracownicy byli szczególnie zafascynowani postaciami Henryka I czy Henryka Lwa, zaś sam szef SS postrzegał siebie raczej jako kontynuatora ich tradycji niż wielkiego mistrza. Z drugiej strony profesor Gebhardt, jeden z bliskich przyjaciół Himmlera, uważał, że ten widział się mistrzem zakonu, który posiadał tylko jedną regułę – wyznaczoną przez Adolfa Hitlera. Słowa te podkreślają religijną wręcz zależność Himmlera od Hitlera, którego chciał być rycerzem i obrońcą.
– Ciarki mi chodzą po plecach – powiedział Poul. – Mam wrażenie, że to nie może być prawda.
– Niestety, to nie fikcja. Wszystko zaplanowano niezwykle starannie.
Zdaniem Himmlera członkowie SS byli kontynuatorami tradycji rycerskich. Stąd niezmiernie ważna była dla niego zewnętrzna oprawa. Wprowadzono specjalne odznaki, które miały podkreślić znaczenie władzy SS oraz stworzyć atmosferę tajemniczości i mistycyzmu. Szefowie organizacji mogli należeć do jednej z trzech kategorii. Do każdej przypisane były specjalne insygnia: odznaka, kordzik i herb. Najmniej ważnym, choć również pożądanym, był srebrny pierścień z emblematem trupiej czaszki.
– A jak zarządzana była organizacja? – zapytał Poul.
– Najwyższymi dostojnikami SS było dwunastu obergruppenfuhrerów.
Każdy z nich miał własny, specjalnie zaprojektowany herb. Himmler w swoim postępowaniu opierał się na micie o celtyckim królu Arturze, który ucztował i odbywał narady ze swoimi dwunastoma najdzielniejszymi rycerzami. W wielkiej komnacie w Wewelsburgu ustawiono dębowy stół dla niego i jego wybrańców. Wokół znalazło się miejsce dla oznaczonych tarczami z herbami i nazwiskami każdego z „rycerzy” foteli. Pod północną wieżą zaprojektowano także sanktuarium z marmuru. W środku, na podwyższeniu, płonął wieczny ogień – miały być w nim palone herby „rycerzy”. Dookoła stało dwanaście grobowców, a pośrodku najważniejszy – należący do samego Himmlera. Wentylacja we wnętrzu nie była najlepsza, stąd w czasie ceremonii wypełniał je dym, który sprawiał wrażenie obcowania z duchami zmarłych. Himmler nakazał również dygnitarzom z kierownictwa SS odbywać specjalne ćwiczenia duchowe i niemal okultystyczne ceremoniały, w czasie których mieli odczuwać łączność z przodkami i czerpać z niej inspirację oraz siłę wewnętrzną niezbędną do realizacji wyznaczonego im posłannictwa.
Kardynał wstał z fotela. Spojrzał na szarzejący Kraków. Po chwili zadumy odezwał się.
– Wojna się skończyła, a jej wynik wymagał wytyczenia perspektywy dla wszystkich zawiedzionych. I na taki grunt trafiła ideologia kontynuowania pomysłów Himmlera. Niewykluczone, że starannie dobrano nowych rycerzy. W tajemnicy werbowano posłusznych im członków, organizacja rozwijała się. Mogła zarabiać na handlu bronią i kontroli możnych tego świata. Zaczęła osłabiać pozycję tych, których zakon postanowił neutralizować. Ukrywano się za plecami terrorystów. Cel był jeden – zbudowanie potężnego porozumienia. Jest to konsekwencja tworzenia od setek lat koncepcji zastąpienia wartości chrześcijańskich i wiary w Boga nową doktryną. Inspirowania działalności ukrytych przed światem grup, które kiedyś wykorzystywały planowane wcześniej wojny, a dziś rozpoczęły wymuszanie wpływów na przykład strategią uzależniania krajów od dostaw energii. Dopuszczania ich do militarnego znaczenia w zamian za posłuszeństwo.
– Staram się to wszystko zrozumieć… – powiedział Poul.
– Zastanów się nad wydarzeniami zachodzącymi ostatnio na świecie. Układają się w całość. Dostrzeżesz działania dokumentujące istnienie konstrukcji, jak to niektórzy określają, nowego ładu. Oczywiście dla zaciemnienia całej sprawy wszystkich tych, którzy zwracają na to uwagę, uważa się za niespełna rozumu, a ich twierdzenia za teorie spiskowe.
– Z pewnością warto się nad tym zastanowić… Obalenie muru berlińskiego pozwoliło na nowe budowanie stosunków Niemiec z Rosją.
– Otóż to… – odpowiedział kardynał.
Wstał i podszedł do okna.
Po chwili podjął przerwany wątek.
– Przyjaciel kardynała, ten naukowiec z Polski, koordynował nasze poszukiwania uczestników tajnego porozumienia. Szukał przy tym nowocześnie wyposażonej prawdopodobnie podziemnej siedziby, w której prowadzone są wszystkie działania kontrolujące stworzony system. Ma ono znajdować się pod ziemią. I być może gdzieś w Polsce. Wiem tylko tyle, że w grę wchodzą trzy lokalizacje. Gdzieś na Mazurach, jest tam okolica pełna lochów i podziemnych korytarzy. Druga, prawdopodobna, na wyspie Wolin, w okolicach, w których kiedyś w czasie wojny produkowano pociski V1 i V2. I trzecia przypuszczalnie w Sudetach, w okolicach zamku Książ. Takie są nasze podejrzenia. Chciałbym, byś spotkał się z Kajetanem. To ten naukowiec. On cię we wszystko wprowadzi. Poul zamyślił się. Nie spodziewał się, że może kiedyś poznać najgłębsze tajemnice Watykanu. Nie wiedział, czemu lub komu zawdzięczał taki awans. Nie było to jednak w tej chwili najważniejsze.
Poul wyszedł z łazienki. Obmywając twarz, zobaczył w lustrze, że jest rozpalony. Emocjonujące wydarzenia dnia jeszcze się nie skończyły. Wrócił do pokoju.
Po chwili wszedł również kardynał.
– Może zacznijmy od klinik Lebensbornu. To właśnie „produkty” tej „fabryki” twórcy nowego ładu postanowili wykorzystać do realizacji swoich planów. Pomysłem Himmlera było stworzenie ośrodków, które zapewniłyby przekazywanie z pokolenia na pokolenie nordyckich genów. Ta historia rozpoczęła się w 1935 roku. Utworzono wtedy coś, co można by nazwać gigantyczną fabryką nadludzi. Przewinęło się przez nią kilkaset tysięcy osób. Słowo „Lebensborn” oznacza źródło życia. Tak nazwano organizację, której celem miało być przebudowanie świata. Idea była prosta. Himmler ujął to tak: Jeśli dobra krew, na której się opieramy, nie będzie się mnożyła, to nie będziemy mogli panować nad światem. Początkowo jednym z celów była opieka nad niezamężnymi matkami, które zaszły w ciążę z esesmanami, oficerami gestapo i żołnierzami. Oczywiście opieką mogły zostać objęte tylko te kobiety, co do których czystości rasowej nie było jakichkolwiek wątpliwości. W placówkach Lebensbornu mogły one urodzić dziecko, a stowarzyszenie, jeśli nie udało mu się nakłonić ojca dziecka do ślubu z dziewczyną, a ta nie była w stanie sama zająć się wychowaniem potomstwa, oddawało dziecko do adopcji w czystych rasowo rodzinach niemieckich. Chodziło o to, by zachować „czyste rasowo i wartościowe jednostki” dla III Rzeszy.
– To okropne – powiedział Poul, wsłuchując się w opowieść kardynała.
– W Niemczech znajdowało się 8 należących do organizacji zakładów położniczych i 6 domów dziecka. Ośrodki zatrudniały lojalne pielęgniarki i wychowawczynie. Nadrzędną opiekę sprawowali lekarze SS. Utworzenie Lebensbornu było wynikiem praktycznej realizacji ideologii nazistowskiej zakładającej wcielenie w życie zasad doboru rasowego. Himmler nadzorował program zapisany przez Hitlera w „Mein Kampf ”, dosłownie interpretując zalecenia wodza i realizując je w praktyce, w formach choćby najbardziej absurdalnych.
– Czy w innych krajach Europy również stosowano takie praktyki? – zapytał Poul.
– Część ośrodków Lebensbornu było swoistymi punktami kopulacyjnymi, w których udającym się na front esesmanom stwarzano warunki do spłodzenia dziecka z odpowiednio dobranymi rasowo samotnymi Niemkami. Według Himmlera każdy oficer SS przed wyruszeniem na front powinien spłodzić potomka. Program realizowany był nie tylko w Niemczech, ale też w niektórych krajach okupowanych. Działo się tak między innymi we Francji i Danii, ale przede wszystkim w Norwegii. Wszędzie tam zachęcano niemieckich żołnierzy do poszukiwania partnerek w celu zwiększenia liczebności narodu nadludzi.
– To prawdziwy dramat – Poul był coraz bardziej zasępiony.
– Domyślam się, że te dzieci miały być wykorzystane do budowania nowego ładu w Europie? Ładu rozumianego w jeden jedyny sposób, jako totalna dyktatura?
– Otóż to! Najlepsze, wyselekcjonowane dzieci miały stanowić kadrę kreatorów nowej ideologii. Taka była wizja Himmlera – człowieka, który na ogromną skalę wprowadzał w życie swoje mrożące krew w żyłach pomysły.
– Wspomniał eminencja coś o zakonie…
– Marzeniem Himmlera było utworzenie nowego, germańskiego zakonu. W tym celu między innymi odwoływał się do tradycji Zakonu Krzyżackiego. W swoich działaniach był niezwykle konsekwentny. Nieopodal miasta Paderborn, w połowie drogi między Kolonią a Brunszwikiem, znajdowały się ruiny średniowiecznego zamku Wewelsburg. To właśnie to miejsce Himmler upatrzył sobie na siedzibę kierownictwa SS. W zamku przygotowano specjalne apartamenty dla dygnitarzy organizacji. Ich nazwy wywiedziono od sławnych postaci historycznych. Reichsfuhrer SS dla siebie wybrał apartament Henryka I. Wybudowano wielką komnatę, o długości 35 i szerokości 15 metrów, w której miały odbywać się spotkania najważniejszych osób. W podziemiach utworzono sanktuarium zakonu, miejsce kultu krwi, gdzie organizowano tak zwane Bluttaufe, chrzty krwi, rytuały towarzyszące przyjęciu każdego młodego adepta. Na wybór miejsca wpływ miała podobno legenda głosząca, że przyszłemu atakowi ze wschodu oprze się tylko jeden zamek w Westfalii. Okazało się, że najmocniejsze mury ma właśnie Wewelsburg.
– Podziwu godna fantazja… – Poul starał się rozjaśnić mroczną atmosferę.
– Nie wszyscy naukowcy uważają słowo „zakon”, przyjęte na nazwę organizacji, za trafione. Podkreślają oni na przykład, że Himmler i jego współpracownicy byli szczególnie zafascynowani postaciami Henryka I czy Henryka Lwa, zaś sam szef SS postrzegał siebie raczej jako kontynuatora ich tradycji niż wielkiego mistrza. Z drugiej strony profesor Gebhardt, jeden z bliskich przyjaciół Himmlera, uważał, że ten widział się mistrzem zakonu, który posiadał tylko jedną regułę – wyznaczoną przez Adolfa Hitlera. Słowa te podkreślają religijną wręcz zależność Himmlera od Hitlera, którego chciał być rycerzem i obrońcą.
– Ciarki mi chodzą po plecach – powiedział Poul. – Mam wrażenie, że to nie może być prawda.
– Niestety, to nie fikcja. Wszystko zaplanowano niezwykle starannie.
Zdaniem Himmlera członkowie SS byli kontynuatorami tradycji rycerskich. Stąd niezmiernie ważna była dla niego zewnętrzna oprawa. Wprowadzono specjalne odznaki, które miały podkreślić znaczenie władzy SS oraz stworzyć atmosferę tajemniczości i mistycyzmu. Szefowie organizacji mogli należeć do jednej z trzech kategorii. Do każdej przypisane były specjalne insygnia: odznaka, kordzik i herb. Najmniej ważnym, choć również pożądanym, był srebrny pierścień z emblematem trupiej czaszki.
– A jak zarządzana była organizacja? – zapytał Poul.
– Najwyższymi dostojnikami SS było dwunastu obergruppenfuhrerów.
Każdy z nich miał własny, specjalnie zaprojektowany herb. Himmler w swoim postępowaniu opierał się na micie o celtyckim królu Arturze, który ucztował i odbywał narady ze swoimi dwunastoma najdzielniejszymi rycerzami. W wielkiej komnacie w Wewelsburgu ustawiono dębowy stół dla niego i jego wybrańców. Wokół znalazło się miejsce dla oznaczonych tarczami z herbami i nazwiskami każdego z „rycerzy” foteli. Pod północną wieżą zaprojektowano także sanktuarium z marmuru. W środku, na podwyższeniu, płonął wieczny ogień – miały być w nim palone herby „rycerzy”. Dookoła stało dwanaście grobowców, a pośrodku najważniejszy – należący do samego Himmlera. Wentylacja we wnętrzu nie była najlepsza, stąd w czasie ceremonii wypełniał je dym, który sprawiał wrażenie obcowania z duchami zmarłych. Himmler nakazał również dygnitarzom z kierownictwa SS odbywać specjalne ćwiczenia duchowe i niemal okultystyczne ceremoniały, w czasie których mieli odczuwać łączność z przodkami i czerpać z niej inspirację oraz siłę wewnętrzną niezbędną do realizacji wyznaczonego im posłannictwa.
Kardynał wstał z fotela. Spojrzał na szarzejący Kraków. Po chwili zadumy odezwał się.
– Wojna się skończyła, a jej wynik wymagał wytyczenia perspektywy dla wszystkich zawiedzionych. I na taki grunt trafiła ideologia kontynuowania pomysłów Himmlera. Niewykluczone, że starannie dobrano nowych rycerzy. W tajemnicy werbowano posłusznych im członków, organizacja rozwijała się. Mogła zarabiać na handlu bronią i kontroli możnych tego świata. Zaczęła osłabiać pozycję tych, których zakon postanowił neutralizować. Ukrywano się za plecami terrorystów. Cel był jeden – zbudowanie potężnego porozumienia. Jest to konsekwencja tworzenia od setek lat koncepcji zastąpienia wartości chrześcijańskich i wiary w Boga nową doktryną. Inspirowania działalności ukrytych przed światem grup, które kiedyś wykorzystywały planowane wcześniej wojny, a dziś rozpoczęły wymuszanie wpływów na przykład strategią uzależniania krajów od dostaw energii. Dopuszczania ich do militarnego znaczenia w zamian za posłuszeństwo.
– Staram się to wszystko zrozumieć… – powiedział Poul.
– Zastanów się nad wydarzeniami zachodzącymi ostatnio na świecie. Układają się w całość. Dostrzeżesz działania dokumentujące istnienie konstrukcji, jak to niektórzy określają, nowego ładu. Oczywiście dla zaciemnienia całej sprawy wszystkich tych, którzy zwracają na to uwagę, uważa się za niespełna rozumu, a ich twierdzenia za teorie spiskowe.
– Z pewnością warto się nad tym zastanowić… Obalenie muru berlińskiego pozwoliło na nowe budowanie stosunków Niemiec z Rosją.
– Otóż to… – odpowiedział kardynał.
Wstał i podszedł do okna.
Po chwili podjął przerwany wątek.
– Przyjaciel kardynała, ten naukowiec z Polski, koordynował nasze poszukiwania uczestników tajnego porozumienia. Szukał przy tym nowocześnie wyposażonej prawdopodobnie podziemnej siedziby, w której prowadzone są wszystkie działania kontrolujące stworzony system. Ma ono znajdować się pod ziemią. I być może gdzieś w Polsce. Wiem tylko tyle, że w grę wchodzą trzy lokalizacje. Gdzieś na Mazurach, jest tam okolica pełna lochów i podziemnych korytarzy. Druga, prawdopodobna, na wyspie Wolin, w okolicach, w których kiedyś w czasie wojny produkowano pociski V1 i V2. I trzecia przypuszczalnie w Sudetach, w okolicach zamku Książ. Takie są nasze podejrzenia. Chciałbym, byś spotkał się z Kajetanem. To ten naukowiec. On cię we wszystko wprowadzi. Poul zamyślił się. Nie spodziewał się, że może kiedyś poznać najgłębsze tajemnice Watykanu. Nie wiedział, czemu lub komu zawdzięczał taki awans. Nie było to jednak w tej chwili najważniejsze.
– Rozumiem. Jestem wdzięczny za obdarzenie mnie tak wielkim zaufaniem – podziękował.
– Musisz na siebie uważać. Do momentu, kiedy nie znajdziemy czegoś konkretnego, musisz pamiętać, że to, co przed chwilą ci powiedziałem, to tylko przypuszczenia. Nie możemy niczego udowodnić. W przypadku odkrycia ich logistycznej siedziby wszystko wyjdzie na jaw. Dlatego zakon zrobi wszystko, by zlikwidować tych, którzy zbliżą się do poznania jego tajemnic. Tym bardziej że, jak można przypuszczać, urywać się może za piętnowanymi powszechnie terrorystami. Oczywiście to tylko niebezpieczne przypuszczenie i dlatego należy być bardzo ostrożnym w artykułowaniu osądów.
– Rozumiem – odparł Poul.
– Należy być bardzo ostrożnym. W Polsce próbuje się nas skłócać, tworzyć medialne alternatywy mające ogromny wpływ na pozycję Kościoła. Politycznie próbuje się obalać autorytety. Polska była przez lata najsilniejszym bastionem chrześcijaństwa i podobnie jak miało to miejsce w wielu innych krajach, jego przeciwnicy przystąpili do ataku. Pomagają im w tym ludzie związani z Kościołem. Jestem głęboko przekonany, że również w Watykanie działa ich człowiek, a może nawet kilku. Jesteśmy w coraz trudniejszej sytuacji. Uważaj na siebie.
– A gdzie znajdę tego człowieka, Kajetana? – zapytał.
– Pojedziesz na Mazury. W miejscowości Stare Kiejkuty, a właściwie obok niej, nad jeziorem, stoi chata. W niej znajdziesz Kajetana. Staraj się nie dzwonić ze swojego telefonu. Idź na pocztę albo znajdź jakiś inny telefon. Jutro na dziedzińcu będzie czekał na ciebie samochód. Masz nieograniczony czas. Będziesz się kontaktował wyłącznie ze mną. Jeśli będziesz potrzebował jakichś informacji – dzwoń. A teraz idź spać. Śpij dobrze.
Kardynał wstał. Podszedł do Poula i położył mu rękę na ramieniu.
– Pamiętaj, od stuleci toczy się wojna, by zniszczyć to, co najcenniejsze w chrześcijaństwie. A to, co dzisiaj usłyszałeś, jest jej kolejnym etapem. Człowiek, który na ciebie czeka, wie na ten temat bardzo dużo …
– Musisz na siebie uważać. Do momentu, kiedy nie znajdziemy czegoś konkretnego, musisz pamiętać, że to, co przed chwilą ci powiedziałem, to tylko przypuszczenia. Nie możemy niczego udowodnić. W przypadku odkrycia ich logistycznej siedziby wszystko wyjdzie na jaw. Dlatego zakon zrobi wszystko, by zlikwidować tych, którzy zbliżą się do poznania jego tajemnic. Tym bardziej że, jak można przypuszczać, urywać się może za piętnowanymi powszechnie terrorystami. Oczywiście to tylko niebezpieczne przypuszczenie i dlatego należy być bardzo ostrożnym w artykułowaniu osądów.
– Rozumiem – odparł Poul.
– Należy być bardzo ostrożnym. W Polsce próbuje się nas skłócać, tworzyć medialne alternatywy mające ogromny wpływ na pozycję Kościoła. Politycznie próbuje się obalać autorytety. Polska była przez lata najsilniejszym bastionem chrześcijaństwa i podobnie jak miało to miejsce w wielu innych krajach, jego przeciwnicy przystąpili do ataku. Pomagają im w tym ludzie związani z Kościołem. Jestem głęboko przekonany, że również w Watykanie działa ich człowiek, a może nawet kilku. Jesteśmy w coraz trudniejszej sytuacji. Uważaj na siebie.
– A gdzie znajdę tego człowieka, Kajetana? – zapytał.
– Pojedziesz na Mazury. W miejscowości Stare Kiejkuty, a właściwie obok niej, nad jeziorem, stoi chata. W niej znajdziesz Kajetana. Staraj się nie dzwonić ze swojego telefonu. Idź na pocztę albo znajdź jakiś inny telefon. Jutro na dziedzińcu będzie czekał na ciebie samochód. Masz nieograniczony czas. Będziesz się kontaktował wyłącznie ze mną. Jeśli będziesz potrzebował jakichś informacji – dzwoń. A teraz idź spać. Śpij dobrze.
Kardynał wstał. Podszedł do Poula i położył mu rękę na ramieniu.
– Pamiętaj, od stuleci toczy się wojna, by zniszczyć to, co najcenniejsze w chrześcijaństwie. A to, co dzisiaj usłyszałeś, jest jej kolejnym etapem. Człowiek, który na ciebie czeka, wie na ten temat bardzo dużo …
Kardynał uścisnął Poula i powoli odszedł w kierunku drzwi. Poul został sam. Spojrzał na zegarek. Jeszcze będzie mógł zatelefonować do Watykanu. Nie wierzył własnym uszom. Mroczne duchy przeszłości wyszły z grobów, by wycisnąć piętno na jego życiu. Na ścianie jadalni tańczyły cienie drzew szarpane podmuchami nocnego wiatru. Zbierało się na burzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami