piątek, 29 lipca 2011

Zakon rozlał norweską krew?

Z uwagi na wydarzenia jakie miały miejsce w ostatnim tygodniu, po raz kolejny wrócił temat Zakonu Templariuszy. Zamachowiec z Norwegii w swoim opublikowanym w sieci „Manifeście Niepodległości Europy” wspomniał o reaktywacji zakonu w 2002 roku. Według niego miał on być paneuropejskim ruchem, który poprzez działalność terrorystyczną bądź rewolucyjną miał dokonać odbicia kontynentu europejskiego i europejskiej kultury z rąk okupujących je sił.

Breivik wybrał Templariuszy na patronów swojej krwawej krucjaty, gdyż podobnie jak on prowadzili walkę z muzułmanami. Walka z islamem to na pewno ważny motyw jaki nim kierował, ale czy jedyny?

Wszędzie w sieci pojawiają się jego zdjęcia bądź to w zaprojektowanym przez niego mundurze Templariuszy, bądź też w masońskim fartuchu. Jest to trop, który warto zbadać, gdyż wśród masonów można dostrzec wyraźną fascynację zlikwidowanym w 1314 roku zakonem. Przede wszystkim jedną z legend związanych z Templariuszami jest fakt, iż gdy przebywali w Ziemi Świętej odkryli oni starożytną Świątynię Salomona, której tajemnicy od tej pory strzegli. Po likwidacji Zakonu ich dziedzictwo ma kontynuować właśnie masoneria. Widać to choćby w tym, że wiele rytów masońskich nawiązuje do symboliki Świątyni zaś sami masoni określają się mianem „Rycerzy Świątyni”.

Co więcej masoneria jako ruch znajdujący się w opozycji wobec Kościoła (a niektóre jej odłamy religii jako takiej) od zawsze dążyły do zastąpienia istniejącej wiary jakimś innym systemem wartości. Co w tym kontekście znajdujemy w „Deklaracji Niepodległości Europy”? Możemy tam przeczytać propozycje utworzenia nowego Europejskiego Kościoła Chrześcijańskiego, który miałby być jakąś dziwną mieszkanką kalwinizmu i katolicyzmu. Nowa religia nowego wspaniałego ładu. Czy nie brzmi to znajomo? Czy nie jest więc tak, że nowi „Templariusze” będą narzędziem kogoś o wiele bardziej wpływowego? Sądzicie, że związek z Templariuszami jest tak oczywisty i można ich o to obwiniać?

wtorek, 26 lipca 2011

Londyński trop

Z pierwszych doniesień jakie wyciekły do mediów po wczorajszych zeznaniach możemy się dowiedzieć, że norweski zamachowiec współpracował z pewną londyńską organizacją. Twierdzi on, że ma ona swoje komórki w kilku państwach na terenie Europy, będąc przy tym swoistym kontynuatorem tradycji templariuszy.

Poszlaki wskazujące, że Breivik nie pracował sam można było napotkać już następnego dnia po zamachach. Przede wszystkim wątpliwości budzi fakt, że był on w stanie zastrzelić tak dużą liczbę ludzi. Wiemy już, że korzystał on z karabinu maszynowego i metodycznie oddawał pojedyncze strzały. Czy jednak byłby w stanie zabić lub ranić aż tyle osób w zaledwie 1,5 godziny? Niektórzy świadkowie, którzy przeżyli masakrę na wyspie twierdzili, że strzały słychać było z dwóch przeciwległych końców wyspy, jeśli jednak Breivik miał wspólnika to co się z nim stało po przybyciu policji? Informacje na ten temat pojawiły się w mediach w sobotę, norweska policja brała pod uwagę ewentualny trop istnienia drugiego strzelca, jednak od tego czasu media milczą...

Informacje o drugim zamachowcu:




sobota, 23 lipca 2011

Kto uwierzy w „samotnego świra” w Norwegii?

W mediach kipi od informacji na temat tego co wydarzyło się wczoraj w Norwegii. Telewizje, portale, w końcu fora internetowe prześcigają się w podawanych informacjach na temat tego co się wydarzyło i kim był (byli?) zamachowiec.

Póki co, wiadomo, że w prawie tym samym czasie doszło do zamachu bombowego w Oslo oraz na na jednej z wysp gdzie odbywał się obóz letni dla młodzieży. Wszystko wskazuje na to, że elementem łączącym oba zamachy jest rządząca Norweska Partia Pracy, której członkowie byli najwyraźniej głównymi celami ataków. Nie wiadomo jednak jaki jest motyw, chociaż informacje są niepotwierdzone, osobą strzelającą do uczestników obozu był niejaki Anders Behring Breivik. Kim jest jednak nasz zamachowiec ciężko orzec, różne media podają sprzeczne informacje, z jednej strony twierdzi się, że był on związany ze środowiskami neonazistowskimi, z drugiej strony, że był on „chrześcijańskim fundamentalistą”. Przykład tego jak tworzą się fakty medialne, zwłaszcza że obie te postawy wzajemnie się wykluczają, jak również to, że w sieci dostępne jest jego zdjęcie w... masońskim fartuchu.

Mamy więc do czynienia z kolejnym wątkiem typu „lone nut”? W końcu „samotnych świrów” pokroju Lee Harvey Oswalda, Teda Kaczynskiego, czy Timoty'ego McVeigh nie brakuje. Tyle, że wokół działalności tychże „samotnych świrów” wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. A może pies jest pogrzebany jeszcze gdzie indziej? Może nas „samotny świr” to jedynie zasłona przez czymś naprawdę poważnym? Stephen Lendman w wywiadzie dla telewizji RT wskazał na dziwną rzecz – dlaczego Norwegia? Jeśli zamachy zostałyby wywołane przez islamskich fundamentalistów to dlaczego nie zaatakowano krajów o wiele bardziej zaangażowanych w wojnę w Afganistanie i takich, które były w konflikcie ze światem islamu, jak choćby Dania. Zamiast tego jednak wybrano spokojną, położoną na uboczu Norwegię. Dlaczego? Ponieważ zwiększy to atmosferę strachu, pokazując że zagrożone zamachami są nie tylko kraje zaangażowane w „wojnę z terroryzmem”, takie jak Wielka Brytania czy Hiszpania, ale też te, które starają się pozostawać z boku.

Od kilku miesięcy powtarzam, że planowane są przymiarki by w Europie przykręcić śrubę nam wszystkim, potrzeba było tylko casus beli. Panie i Panowie, kości zostały rzucone.

piątek, 22 lipca 2011

Prawda ukryta między kartami

Ktoś wczoraj podlinkował mój poprzedni wpis na Wykopie i bloga odwiedziło sporo osób. Cieszę się, że was wszystkich zainteresowałem. Dzięki!

Zapewne mniej wdzięczni są panowie administrujący stroną National Security Agency (www.nsa.gov), którzy wczoraj przeżyli prawdziwy najazd internautów z Europy Środkowej zachodząc w głowę skąd oni się nagle u nich pojawili. Wszak nie chodziło o wizy! Być może są już przyzwyczajeni do tego, że co jakiś czas ktoś na jakimś blogu podlinkuje adres www.itanimulli.com i po raz kolejny przeżyją najazd tropicieli spisków. Cała sprawa okazała się być skutkiem działań pewnego internauty, który zarejestrował na swoje nazwisko powyższą domenę a następnie przekierował ją na stronę rządowej agencji. Zapewne świadomość, że kolejny rok ludzie wciąż połykają ten haczyk musi mu dostarczać wiele radości.

Sprawa kart Illuminati jest na tyle interesująca, że warto do niej wrócić. Sceptykom rzućmy kolejną kartę,

która przecież wcale nie jest zapowiedzią jakieś „sieci” do złudzenia przypominającej stronę początkową Facebooka. A może świadczy o tym, że twórcy, gry za
komuny, oglądali czołówkę „Dziennika Telewizyjnego”.

Jestem ciekaw waszych opinii czy właśnie w tych kartach drzemie jakaś "tajemna moc". A może autorom wyszukującym kolejne informacje i pomysły do gry udało się zrobić coś innego, stworzyli zwierciadło, w którym możemy przeglądać inną rzeczywistość, która funkcjonuje gdzieś obok nas, głęboko ukryta.

Zresztą wcale nie musi być tak, że gdzieś za rogiem czekają na nas Iluminaci chcący przejąć władzę nad światem. Równie dobrze mogą być to być Służalcy Cthulhu, którzy czekają aż ich pradawny Bóg obudzi się po eonach uśpienia, albo stare dobre UFO, które wszyscy widzą, ale nikt w nie wierzy. Albo też ktoś zupełnie inny? Wiecie kto?

środa, 20 lipca 2011

Spełnione proroctwo karcianej gry

Gry karciane należą chyba do najpopularniejszych gier ludzkości. Jednak oprócz czystej rozrywki od dawna towarzyszyło im coś więcej, coś na pograniczu magii i mistyki. Być może było to związane z tym, że tak wiele w grach karcianych zależy od losu, nad którym nie mamy zupełnie kontroli? Pochodzące z Chin karty zyskały ogromną popularność w Europie, gdzie również powstało wiele rodzajów gier wykorzystujących talie kart. Osobną historię mają słynne karty tarota, które we wprawnych rękach pozwalają przewidzieć przyszłość, odpowiedzieć na pytania dotyczące zarówno śmierci jak i miłości, ale też wiążą się z ryzykiem, gdyż są igraszką z nieznanymi siłami, które nieostrożnego gracza mogą kosztować duszę. 

W drugiej połowie XX wieku karty zyskały jeszcze jedno oblicze. Wraz z rosnącą popularnością gier RPG wielkim powodzeniem zaczęły się cieszyć gry karciane, które pozwalały wykorzystać potencjał fantastycznych światów. Wyobraźnia dwudziestowiecznych pisarzy oraz twórców systemów RPG musiała też, siłą rzeczy, powędrować w stronę wykorzystania krążących wśród ludzi podań, tajemnic i spisków. 

Tą fascynację tłumaczą słowa H.P. Lovecrafta, który stwierdził, że: „Najstarszą i najsilniejszą emocją towarzyszącą rodzajowi ludzkiemu jest strach, zaś najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.” 

Fascynacja strachem przyniosła wkrótce owoce. Zaczęły pojawiać się gry, takie jak popularny na przełomie lat 80-tych i 90-tych system „Wampir: Maskarada”, gdzie fani mogli dotknąć drugiego dna rzeczywistości, gdzie pod cienką warstwą ludzkiej cywilizacji zażarty bój toczą ze sobą krwiożercze istoty, które od tysiącleci sprawują rzeczywistą władzę nad światem. 


Największą jednak tajemnicę i najwięcej kontrowersji budzi przykład wydanej na początku lat 90-tych gry „Illuminati - the card game”. W sieci można znaleźć informacje, jakoby jeszcze podczas przygotowań do wydania tej gry, do siedziby jej twórcy - firmy Steve'a Jacksona, wtargnęło CIA i skonfiskowało cały jej nakład. Dopiero w wyniku wygranego procesu sądowego Jackson odzyskał możliwość jej wydania. Tego typu informacje krążą po sieci, ciężko je jednak jednoznacznie potwierdzić. Być może jest to chwyt marketingowy przygotowany przez wydawców gry, by zainteresować nią szerszą publiczność? Z samą grą wiąże się jednak o wiele większa tajemnica, którą ciężko wytłumaczyć zwykłym marketingiem. 

Twórcy gry całymi garściami czerpali z różnego rodzaju „teorii spiskowych”, wszystko to podlewając najprzeróżniejszymi legendami i literaturą fantastyczną. W ten sposób wśród organizacji, którymi mógł zarządzać gracz, są nie tylko Iluminaci, ale również UFO bądź też „Służalcy Cthulhu” („The Servants of Cthulhu”, zakon wyznawców pradawnych bóstw pochodzących z mitologii stworzonej przez wspomnianego już H.P. Lovecrafta). Cała gra miała od początku funkcjonować z lekkim przymrużeniem oka i zapewne jej popularność nie wyszłaby poza środowisko fanów gier karcianych i RPG, gdyby nie jedna rzecz... 

Otóż wiele kart w tej grze, jak się z czasem okazało, miało charakter iście proroczy. Najsłynniejsze są szczególnie dwie karty przedstawiające płonące wieże World Trade Center oraz Pentagon. Rysunki do złudzenia przypominają obrazy z ataków z 11 września 2001 roku. Nie wskazują co prawda, jak do tych zamachów doszło, jednak sam fakt, że ataki zostały przewidziane daje do myślenia. 

Nie są to zresztą jedyne kontrowersyjne karty. Na innej karcie możemy zobaczyć trupią czaszkę unoszącą się nad miastem z podpisem „Redukcja populacji” („Population reduction”) - wszystkich, którzy znają zagadnienie „chemtrails” czyli chmur zawierających toksyczne związki rozpylane na niebie podobieństwo nasunie się od razu. Wybuchające co jakiś czas, a podkręcane przez media histerie związane z kolejną mutacją tej lub innej grypy, wszędobylskie szczepionki – to również można znaleźć wśród kart Illuminati – „Centrum ds. kontroli chorób” („Center for Disease Control”). 

Jeszcze ciekawiej musi się prezentować spojrzenie na galerię kart w kontekście ostatnich wydarzeń na świecie. Nie brakuje w nich odniesień choćby do kryzysu wywołanego cenami nieruchomości („Savings and loan scam”, „Savings and loans”), sztucznego ratowania gospodarek a nawet pożerania kolejnych walut przez rosnący kryzys. Wielka ryba zjadająca kolejno jena, funta, w końcu dolara to wciąż kwestia przyszłości, ale czy faktycznie aż tak odległa? Do tego warto wymienić także kartę „Sterowanie rynkiem” („Market manipulation”) pokazującą kontrolę świata finansów nad budżetami państw. Wystarczy włączyć telewizor i posłuchać jak grecki kryzys wpływa na decyzje pozostałych państw strefy euro, by przekonać się, że również ta karta okazała się być proroczą. 

Ostatnio głośne stały się karty dotyczące tegorocznych wydarzeń. Na karcie „Fala przypływu” („Tidal wave”) wielka fala tsunami zalewająca ogromne miasto przypomina nam o skutkach wielkiego trzęsienia ziemi z 11 marca w Japonii. Jeszcze większe podobieństwo do rzeczywistych wydarzeń można dostrzec spoglądając na kartę zatytułowaną „Połączone katastrofy”(„Combined disasters”), gdzie widać spadającą wieżę zegarową. Wielu interpretatorów do marca bieżącego roku podejrzewało, że przedstawiają one jakąś wielką katastrofę jaka dotknie Londyn, a szczególnie angielski House of Parlament i Big Bena. Dopiero po tragedii jaka dotknęła Japonię zauważono, że zegar na karcie do złudzenia przypomina ten jaki znajdował się do niedawna w Tokio. Oczywiście oficjalne doniesienia podają, że trzęsienie ziemi na Pacyfiku i powstała w jego skutku ogromna fala tsunami były zjawiskami jak najbardziej naturalnymi, jednak wielu badaczy, w tym między innymi Benjamin Fulford twierdzą, że trzęsienie zostało wywołane sztucznie poprzez użycie HAARP, nowego rodzaju broni, umożliwiającej wywoływać trzęsienia ziemi przy użyciu pola magnetycznego.

Na temat planowanych ataków na Japonię pisałem już wcześniej >>>


Na koniec warto wskazać na inne karty, które przedstawiają tak znajome nam tematy jak wszczepianie pod skórę czipów czy wszechobecne kamery. Oczywiście istnieje również tak zwany ruch oporu („Resistance”), wśród których możemy zobaczyć między innymi hackerów. Gdy przypomnimy sobie o utworzonej przez „hackerów” stronie Wikileaks oraz aktywnej ostatnio grupie „Anonymous” możemy czuć się zaskoczeni? 

Gra „Iluminati: the Card Game”, chociaż w założeniu miała mieć przede wszystkim charakter rozrywkowy i jej celem było raczej wyszydzenie wielu tak zwanych teorii spiskowych, to jednak jak się finalnie okazało, sama stała się ich częścią. Największą tajemnicą jest to, skąd autorzy tak trafnie przewidzieli wydarzenia, które miały miejsce dopiero kilka lat po wydaniu gry. Oczywiście pewnych rzeczy można było się domyśleć, w jakiś sposób przewidzieć, ale czy na taką skalę i do tego tak trafnie? Najwyraźniej autorzy musieli się wcześniej wyposażyć w niezwykle dobrą szklaną kulę, dzięki której bez problemu mogli przewidzieć zdarzenia przyszłości. 

Oczywiście może być tez inne wytłumaczenie. Na pomoc przychodzi jedna z wielu podobnych stron, mianowicie www.itanimulli.com (proszę przeczytać od tyłu). Jest ona jak mrugnięcie do nas okiem – my wiemy, że o nas wiecie, ale nic z tym nie zrobicie. Podobną rolę może odgrywać także gra Iluminati – która mówi nam: „wiecie co planujemy, ale nic z tym nie możecie zrobić”. Może mało to optymistyczne, ale wiele obecnych na kartach przepowiedni wciąż czeka na realizację, czy jednak tego właśnie chcemy?

poniedziałek, 18 lipca 2011

Antony C. Sutton

Wiele się mówi o teoriach spiskowych, niewiele zaś o ich twórcach. Wydaje mi się, że jednym z podstawowych błędów, jakie popełniają najprzeróżniejsi badacze tajemnic, jest to, że często powielają je bez najmniejszej refleksji. Co więcej, Internet umożliwił proste przeklejanie tekstów często bez podawania źródła. Z czasem zaś zanika już zupełnie co, kto i gdzie coś napisał. Łatwo takie tezy obalić albo po prostu zbagatelizować jako nieudokumentowane. W związku z tym postanowiłem przygotować coś, co może w przyszłości rozrośnie się do postaci  roboczo przeze mnie nazwanej „Encyklopedii spisku”. Będę się w jej ramach starać przybliżać czytelnikom sylwetki najprzeróżniejszych badaczy tak zwanych „teorii spiskowych”. 

Zaczniemy od prawdziwego klasyka, z którym zresztą wywiad swego czasu przetłumaczyłem i umieściłem na moim kanale YouTube (wkrótce, jak czas pozwoli przygotuję tłumaczenie kolejnego), czyli prof. Antony'ego Suttona.


Antony Ciryl Sutton (1925-2002) – ekonomista, historyk i pisarz angielskiego pochodzenia. Jest absolwentem trzech uniwersytetów, w Londynie, Gentyndze i w Kalifornii, doktorat uzyskał na uniwersytecie w Southampton w Anglii. Od 1962 roku na stałe mieszkał w USA. W latach 1968-1973 pracował w Hoover Institution, think tanku założonym przez Herberta Hoovera (prezydent USA w latach 1929-1933). Wówczas też dotarł do wielu dokumentów, które zaowocowały szeregiem prac, w tym wydanej przez HI trzytomowej pracy "Western Technology and Soviet Economic Development" (1968, 1971, 1973). W wydawnictwie tym Sutton udowodnił, że technologia, która pozwoliła Związkowi Sowieckiemu zbudować swoje imperium, pochodziła z USA (nieco informacji na ten temat można usłyszeć w przetłumaczonym przeze mnie wywiadzie). 

Poruszanie podobnych tematów nie skończyło się dobrze dla akademickiej kariery Suttona. W 1973 roku, po wydaniu książki "National Suicide: Military Aid to the Soviet Union" został wyrzucony z Hoover Institute a dodatkowo dyrektor CIA, Glenn Campbell powiedział mu na odchodnym: „nie przetrwasz” („you will not survive”). 

Nie zniechęciło to Suttona, który jeszcze więcej energii i czasu poświęcił na rzecz swoich badań. W kolejnych książkach wskazał on na fakt, iż pomoc udzielona Sowietom po 1917 roku nie była jedyną pomocą jakiej amerykańska elita udzielała totalitarnym reżimom. Podobnej pomocy udzielili oni Adolfowi Hitlerowi po jego dojściu do władzy w 1933 roku ("Wall Street and the Rise of Hitler", 1976). 

Szukając źródeł mechanizmów władzy oraz osób stojących za podejrzanymi działaniami w historii XX wieku, jako pierwszy napisał książkę poświęconą Komisji Trójstronnej, jak również dzięki pomocy Charlotte Thomson Iserbyt, byłej pracownicy Departamentu Stanu USA wszedł on w posiadanie listy członków tajnego stowarzyszenia „Skull&Crossbones” (zwanego też Skull&Bones), które opisał w książce "America's Secret Establishment: An Introduction to the Order of Skull & Bones" (1983). 

Nie wszystkie książki Suttona są łatwo dostępne. Jakkolwiek wiele z nich można znaleźć w sieci, część nie jest dostępna ani w księgarniach ani w sieci. Na moim blogu postaram się udostępniać aktywne linki do jego książek oraz wykładów, zwłaszcza do tych, które nie są podlinkowane w tak znanych źródłach jak Wikipedia. Mnie osobiście, zwłaszcza w kontekście napisanego przeze mnie niedawno artykułu o zaginięciu amerykańskiego złota, bardzo ciekawi przede wszystkim jego napisana w 1977 roku książka "The War on Gold: How to Profit from the Gold Crisis", być może ktoś życzliwy ma ją u siebie na dysku i będzie skłonny mi ją podesłać. 

Na koniec kilka cytatów na temat samego Antony'ego Suttona (tłumaczenie Orwellsky): 

Richard Pipes (Harvard): „W swoim trzytomowym szczegółowym opisie sowieckich zakupów Zachodniego sprzętu i technologii, Sutton dochodzi do wniosków niewygodnych dla wielu biznesmenów i ekonomistów. Z tego powodu jego praca może być przez wielu odprawiona z kwitkiem jako przedstawiająca skrajne poglądy, bądź też, zapewne częściej, po prostu zignorowana – nie rozumiem. 

„W celu zapoznania się z imponującymi dowodami dot. udziału Zachodu we wczesnej fazie sowieckiego wzrostu gospodarczego, zobacz: Western Technology and Soviet Economic Development: 1917-1930, Antony'ego Suttona, w którym autor wskazuje, iż „wzrost gospodarczy Sowietów w latach 1917-1930 był zupełnie zależny od pomocy technologicznej z Zachodu (str.283) i że co najmniej 95 procent infrastruktury przemysłowej otrzymało tego typu pomoc” (str.348) 

W wywiadzie jakiego udzielił Sutton niedługo przed swoją śmiercią, zapytany o to czy odniósł sukces odpowiedział: „Człowieka ocenia się na podstawie jego wrogów, William Buckley nazwał mnie frajerem. Glenn Campbell, były dyrektor Hoover Institution w Stanford nazwał mnie problemem.” 

Zachęcam do obejrzenia przetłumaczonego przeze mnie wywiadu z Antony'm Suttonem "Wall Street i Rewolucja Bolszewicka":





Dla zainteresowanych również mailowy wywiad z prof. Suttonem przeprowadzony w 1999, a więc na trzy lata przed jego śmiercią: http://www.rense.com/politics6/SKULL.htm



Oficjalna strona: http://www.antonysutton.com/

Inne:




sobota, 9 lipca 2011

Atak na Japonię

Wspomniałem w poprzednim wpisie osobę Benjamina Fulforda, dziennikarza, który zajmuje się analizą globalnych wydarzeń z perspektywy azjatyckich tajnych stowarzyszeń. Należy podkreślić, że Fulford twierdzi, iż w ostatnim okresie doszło do wyraźnego rozłamu między związanymi z USA i Europą Iluminatami a tajnymi stowarzyszeniami działającymi w Azji, szczególnie w Japonii i Chinach. Wskazuje on również, że stowarzyszenia te nawiązały ostatnimi czasy bliską współpracę z Rosjanami, którym również nie podobają się knowania Iluminatów zawzięcie dążących nie tylko do wywołania Trzeciej Wojny Światowej, ale przede wszystkim masowej depopulacji, w wyniku której na Ziemi pozostanie ułamek tych ludzi, którzy współcześnie zamieszkują naszą planetę.

Azja od dłuższego czasu jest regularnie atakowana przez Iluminatów pragnących nie tylko osłabić jej potencjał, ale przede wszystkim sprawić, by region ten stracił to, co ma najcenniejsze – ludzi. Próbowano tego w historii co najmniej kilkakrotnie, między innymi poprzez wciągnięcie Japonii w wojnę z USA, później poprzez zbombardowanie bombą atomową największego skupiska katolików w Azji (będących zresztą w opozycji wobec cesarskiej polityki) mieszkających w Nagasaki, później zaś poprzez pozwolenie na powstanie brutalnego reżimu Mao Tse Tunga w Chinach. Zdaniem niektórych komentatorów w momencie kiedy Japonia była na dobrej drodze, by stać się pierwszą gospodarką świata nastąpił na początku lat 90-tych, atak finansowy przeprowadzony przez bank Rotschildów. Od tego czasu Kraj Kwitnącej Wiśni pogrążony jest w długoletniej recesji. Czy to prawda? Wsłuchując się w ostrzejsze głosy krytyków polifluencji, ostatni atak na Japonię przybrał zupełnie nową formę. Wiele wskazuje na to, że ich zdaniem, trzęsienie ziemi a następnie fala tsunami nie powstały w sposób naturalny. Jednym z efektów tej hipotetycznej operacji była ogromna, właściwie nieznana wciąż w skutkach, katastrofa w elektrowni w Fukushimie. 

Czy więc jest to efekt planowanych działań Zachodnich elit celem podporządkowania sobie tajnych stowarzyszeń we wschodniej Azji

To zagrożenie uświadomili sobie niedawno nawet chińscy komuniści, którzy wyraźnie ocieplili swoje stosunki z Tajwanem, gdzie mają siedzibę najważniejsze tajne organizacje. Sam Fulford utrzymuje, że skontaktowali się z nim z prośbą by został ich rzecznikiem, relacjonującym najświeższe wiadomości. Jakby nie patrzeć, jest on osobą, która świetnie rozumie lokalne stosunki będąc od ponad 20 lat mieszkańcem Japonii, mówiącym biegle w tym języku i rozumiejącym lokalną kulturę. Obiecuję, że wkrótce bliżej opiszę to, co dzieje się w chwili obecnej w Azji. Jest to zaiste bardzo ciekawy temat i warto go obserwować.


wtorek, 5 lipca 2011

Dlaczego wrobiono Strauss-Kahna

Podczas przygotowywania poprzedniego wpisu na temat sprawy Strauss-Kahna uświadomiłem sobie, że do tej pory bardzo rzadko poruszany był temat tego, jak bardzo jednorodna jest światowa elita władzy. Generalnie w większości opracowań na ten temat można znaleźć informacje, że określona grupa, przeważnie Iluminaci, dążą do przejęcia władzy nad światem i poza słabo zorganizowanymi grupkami ludzi i być może kilkoma zbuntowanymi krajami, nie istnieje wobec nich żadna opozycja. Tak jednak nie jest, a przypadek aresztowania prezesa Międzynarodowego Funduszu Walutowego może być tego najlepszym przykładem.

W tekście poświęconym amerykańskiemu złotu pisałem, że jedną z przyczyn aresztowania Dominique'a Strauss-Kahna było odkrycie przez niego, że skarbce w Fort Knox i w Nowym Jorku są puste i nie ma tam żadnych rezerw złota. Być może francuski polityk, chcąc osiągnąć jakiś konkretny cel, zdecydował się zaszantażować Amerykanów, którzy jednak nie byli zainteresowani żadną formą negocjacji i po prostu postanowili go zdyskredytować.

Jak podaje mieszkający w Japonii był korespondent Forbesa, badający azjatyckie tajne stowarzyszenia Benjamin Fulford, Dominique Strauss-Kahn został przez Amerykanów aresztowany, gdyż planował on wykorzystać pieniądze z amerykańskiego Social Security w celu ratowania tonącego euro. Prowokacja z pokojówką miała być tylko pretekstem. Bez względu na to, który z powodów jest prawdziwy, każdy z nich może wywołać poważny kryzys nie tylko w świecie finansów, ale również wśród Iluminatów.

sobota, 2 lipca 2011

Co wie Strauss Kahn?

Prędzej niż zakładałem pojawiły się dowody - wątpliwości w sprawie winy Dominique'a Strauss-Kahna. Wygląda więc na to, że miałem rację z tym, że były prezes MFW został wrobiony w sprawę gwałtu na pokojówce ogłaszając to jako jeden z pierwszych. Jak podają media w całej sprawie pojawiły się nowe dowody podważające wiarygodność zeznań kobiety, która twierdziła, że została seksualnie wykorzystywana przez francuskiego polityka. Proszę zwrócić uwagę na kilka ważnych aspektów całej sprawy. Przede wszystkim sąd ujawnił, iż owa „zgwałcona” pokojówka od różnych ludzi otrzymała w sumie 100 tys. dolarów. Jest to kwota na tyle wysoka, że nie mógł jej przekazać byle kto. Czy możemy być zatem pewni, że sprawa potoczy się w kierunku ustalenia, kim są jej tajemniczy mocodawcy? Czy wszczęto śledztwo w tej sprawie? Strauss-Kahn został w mediach praktycznie od razu publicznie napiętnowany, rzadko kiedy w ogóle pojawiały się wątpliwości co do jego winy. Dlaczego? 

Czy dlatego, że był on przez francuskich socjalistów postrzegany jako potencjalny kontrkandydat dla Nicolasa Sarkozy'ego podczas nadchodzących wyborów prezydenckich we Francji? Czy może coś wiedział czego perspektywa ujawnienia była zagrożeniem dla czyichś interesów? Ekonomicznych? A może politycznych? Strauss-Kahn cieszy się silnym poparciem wielu wpływowych osób, którzy z pewnością będą zainteresowani tym by bronić swojego człowieka. Nadszedł więc czas na kontrofensywę, której obserwujemy dopiero pierwszą odsłonę. Bez wątpienia sprawa jest niezwykle interesująca.


Zaobrączkowana ludzkość

Ludzkość zbliża się do etapu kiedy dosłownie każdy element ich życia będzie pod kontrolą osób trzecich. 




Uciekinier ledwo łapie oddech, wbiega w wąską, cuchnącą uliczkę. Na jej końcu widzi stare metalowe drzwi. Pcha z całej siły, aż zardzewiała kłódka w końcu puszcza. Jest w starym magazynie, gdzie w końcu ma wrażenie, że jest bezpieczny. Udało mu się zgubić pościg i ma czas, by złapać oddech i zebrać myśli. Czuje swędzenie na lewym przedramieniu. Sięga po leżący obok kawałek szkła, zaciska zęby i zaczyna ciąć skórę. Po chwili wyciąga z ciała niewielki przedmiot wielkości ziarenka ryżu. Rzuca nim o ziemię i przydeptuje. W tym samym momencie przez zabrudzone ściany uderza go oślepiający blask z reflektorów. Do budynku wbiegają „ONI” To już koniec.

Podobna scena wyglądać może jak żywcem wyjęta z filmów lub książek science-fiction, jednak rzeczywistość doścignęła wyobraźnię pisarzy. Ludzkości co prawda nie udało się jeszcze wyruszyć do odległych galaktyk, ani zasiedlić dna oceanów. Udało nam się jednak stworzyć system globalnej komunikacji, a przy tym potężny system inwigilacji i kontroli.

Uśmiechnięci ludzie reprezentując rządy lub znaczące firmy przekonują, jakim dobrodziejstwem jest wszczepienie sobie pod skórę niewielkiego czipa, który sprawi, że zawsze będzie można odczytać grupę krwi, poziom cukru oraz wszystkie dane medyczne konkretnej osoby. Takie czipy mogą niesamowicie uprościć życie także w bardziej prozaicznych aspektach. Niepotrzebne staną się klucze do drzwi, karty kredytowe z kodem PIN, w końcu dowody osobiste. Wszystko to dzięki technologii RFID (Radio-frequency identification) - systemowi kontroli opierającemu się na wykorzystaniu fal radiowych, za pomocą których możliwy jest odczyt i zapis danych.

Dobrodziejstwo tego niewinnego z pozoru rozwiązania zakwitnie w pełni już za rok. Tak zapowiadają swój pomysł organizatorzy igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012, gdzie, dzięki zastosowaniu technologii RFID, wejście na imprezy będzie możliwe w niezwykle prosty sposób: za pośrednictwem potwierdzeń otrzymywanych bezpośrednio na telefony komórkowe. Dzięki nim możliwe będą również rozliczenia bezgotówkowe za świadczone usługi czy zakupione produkty.

Kolejny, już tylko mały krok, to masowe wprowadzenie czipów pod skórę. Nad takim rozwiązaniem trwają obecnie intensywne badania. Do tej pory o wiele prostsze w swojej budowie i zakresie możliwości czipy były od lat masowo wszczepiane zwierzętom. Oczywiście dla racjonalnej ochrony. Dzięki nim łatwo odnaleźć zagubionego pupila czy utrudnić jego kradzież. Prawda jest jednak taka, że zwierzęta służą jedynie dla przetestowania zastosowań czipów do kontroli ludzi i ich zachowań.

Rosnąca kontrola wszystkich możliwych sfer życia obywateli postępuje nie tylko w Europie czy Ameryce. Singapur od lat przedstawiany jest jako kraj, w którym w parze z imponującym wzrostem gospodarczym idzie również silny wpływ na społeczeństwo. To właśnie Singapur jest pierwszym państwem na świecie, w którym wprowadzono system monitorowania psów za pomocą czipów wszczepianych pod skórę zwierząt. Kilka lat temu przyjęto również prawo pozornie nie mające niczego wspólnego z kontrolowaniem obywateli. Wprowadzono specjalny system podatkowy, który opodatkowuje obywateli Singapuru na 100 dolarów za każde rozpoczęte 24 godziny w kasynie. Docelowo podatek ów miał nie tyle poprawić finanse państwa, co przede wszystkim przeciwdziałać uzależnieniom od hazardu i uniemożliwić dostęp do kasyn dla nieletnich. Jak rozwiązano problem monitorowania tego, kto i jak długo przebywa w kasynie? Po prostu, w Singapurze od kilku lat zgromadzone są bazy danych zawierające odciski palców wszystkich obywateli. Aby nie tracić czasu i nie tworzyć niepotrzebnych kolejek przy wejściu do kasyn, znajdują się tam specjalne bramki umożliwiające identyfikację odwiedzających. Na tym zresztą nie koniec, gdyż w salach porozstawiane są również nowoczesne kamery, które automatycznie rozpoznają kształty i umożliwiają identyfikację twarzy.

Całkiem niedawno jednak Rubikon został przekroczony. Czipy zastosowano wobec ludzi. Dwóm pracownikom firmy „Citywatchers” zostały wszczepione pierwsze prototypy oparte na technologii RFID. Jako powód podane zostały względy bezpieczeństwa. Dzięki czipom niepotrzebna stała się identyfikacja za pomocą hasła czy odcisków palców, wystarczy podejść do skanera.

Firma ta przez wiele lat zajmowała się realizowaniem kontraktów rządowych na monitorowanie ulic, a teraz jako pierwsza wprowadza podobne rozwiązania związane z czipami. Zdobyte doświadczenie z pewnością wcześniej czy później zaprocentuje, zwłaszcza, że istnieje wyraźny popyt ze strony instytucji publicznych. Czy monitorowanie ulic nie wiąże się z zakładaniem sieci przekaźników koniecznych do kontrolowania wszczepionych nadajników?

W chwili obecnej Stany Zjednoczone wymusiły na innych krajach zmianę paszportów na rzekomo bardziej bezpieczne - biometryczne. Czy od tego czasu społeczeństwa zaczęły czuć się bezpieczniej? Czy zagrożenie atakami terrorystycznymi zmalało? Wręcz przeciwnie, atmosfera strachu jeszcze się pogłębiła, a nakręcają ją obecnie zapowiadane akty zemsty po zabiciu Osamy bin Ladena. Stanowią one znakomity straszak, otwierający bramę do dawno zaprogramowanych działań. Paradoksalnie, zapowiadane lekarstwo to nic innego, jak faktyczne podłączenie do urządzeń monitorujących.

Jakie są kolejne kroki? Władze niemieckie od 2010 roku wprowadziły dowody osobiste dla swoich obywateli zawierające czipy RFID, ponieważ zaś trendy z reguły wyznaczają najwięksi i najbogatsi, możemy się spodziewać, że już wkrótce podobne rozwiązania zostaną wprowadzone w kolejnych krajach.

Nie dziwią już czipy w banknotach. Dzięki nim nie tylko widać obrót gotówką, ale jakże łatwo bez wysiłku wetknąć obserwowanemu obiektowi malutkiego detektywa. Żeby było jeszcze mniej optymistycznie, scena, która została opisana na samym początku nie będzie możliwa z prostego względu. Czipy, które umieszczane są w ciałach ludzi są o wiele trudniejsze do usunięcia. Do tego operacja sprawia ogromny ból.

Inwigilowany obiekt będzie skazany na to, by pozostawić go w swoim ciele albo szukać metody zagłuszenia nadajnika, co również ma nie być takie proste. Jedyną nadzieją pozostaje fakt, że póki co, przynajmniej według oficjalnych oświadczeń, czipy RFID mają niewielki zasięg, a czas ich działania nie przekracza 10-15 lat. Nie emitują one wystarczająco silnych sygnałów, by sprawić, że daną osobę można by było śledzić bez przerwy, przez całą dobę. Jednak te oświadczenia przypominają opowieści dla naiwnych.

Jednak nawet jeśli technologia nie nadąża za aspiracjami polityków, zawsze będzie można połączyć ze sobą do tej pory odrębne technologie. Wspomniane niemieckie karty identyfikacyjne mają w przyszłości mieć możliwość łączenia się z telefonami komórkowymi wyposażonymi w podobną technologię. Dziwnym trafem podobne rozwiązania już ponad 4 lata temu zaproponował Samsung, wkrótce można więc liczyć na szybki postęp w rozwoju RFID.

Już za niedługo standardem będzie wszczepianie nadajnika GPS, który sprawi, że na pewno się nie zgubimy. Choćbyśmy nawet tego chcieli. Powoli i konsekwentnie rezygnować będziemy z kolejnych aspektów naszej swobody z obawy przed tym, by nie zrobić sobie krzywdy, by być bezpiecznymi.

Co nam pozostanie? Niewiele, ponieważ dzisiaj czipy są wciąż bardzo drogimi „zabawkami”, które, nie ukrywajmy tego, robią dużo dobrego. Podobnie jednak jak wiele innych wynalazków, gdy dostaną się w niepowołane ręce, mogą stać się zalążkiem wielkiej tragedii. W pewnym momencie może pojawić się stary dylemat: co ważniejsze - wolność czy bezpieczeństwo? Wówczas na myśl przychodzą słowa, które wypowiedział już ponad 200 lat temu Benjamin Franklin: 

Ludzie,którzy dla tymczasowego bezpieczeństwa rezygnują z podstawowej wolności, nie zasługują ani na bezpieczeństwo, ani na wolność.

Zobacz także:



- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf