wtorek, 28 maja 2013

Czy w dobie Internetu potrzebujemy jeszcze polityków?

Od dzieciństwa jesteśmy wychowywani, aby zrozumieć system rządów, który nadzoruje wydatkowanie publicznych środków, tworzy obowiązujące prawo oraz reprezentuje nas na arenie międzynarodowej. Reprezentacja polityczna to "znak firmowy" ustroju demokratycznego. Czy jednak w czasach powszechnego dostępu do Internetu potrzebujemy jeszcze polityków, którzy podejmują decyzje za nas?

fot. 3.bp.blogspot.com
Nasi przedstawiciele w parlamencie mają działać "w naszym imieniu". Zasadniczo decydują także kto będzie tworzył reprezentujący nas rząd. Kiedy Stany Zjednoczone stały się narodem w 1776 roku, demokratyczny system rządów (w opinii ojców założycieli) był najbardziej efektywny. Przecież nie każdy może brać udział w głosowaniu i podejmowaniu najważniejszych decyzji... Czy zatem w roku 2013 założenia te ciągle są aktualne? Czy nadal potrzebujemy reprezentacji, gdy technologia daje nam łatwy sposób do "mówienia własnym głosem"?

Internet oferuje nam dziś wszystko, czego jako społeczeństwo potrzebujemy, aby poddać pod głosowanie (referendum) dowolną kwestię. Koszt takiego typu podejmowania decyzji jest niewielki, a w porównaniu z tradycyjnymi wyborami pozwoli zaoszczędzić ogromne pieniądze. Istnieje także szereg powodów, które hamują tego typu innowacje. Wielu rządzącym (ale i lobbystom) nie byłoby na rękę podejmowanie decyzji przez ogół w każdej ważnej kwestii. 

A co jeśli hakerzy włamaliby się do systemu i zmanipulowali wyniki? To częsty argument podnoszony przez przeciwników tego typu innowacji. Z kolei zwolennicy "internetowej demokracji" podkreślają, że pieniądze zaoszczędzone na "mizernej reprezentacji polityków" mogłyby być inwestowane w obronę przed hakerami. Argumentów za jak i przeciw jest wiele. Nie ulega jednak wątpliwości, że powszechny dostęp do Internetu z czasem wymusi zmiany na formie sprawowania reprezentacji jak i samej procedurze podejmowania decyzji. 

Współczesność przynosi nam ogrom technologicznie zaawansowanych wynalazków, które umożliwiają nam przedefiniowanie dotychczasowego funkcjonowania w społeczeństwie. Politycy obawiają się jednak, że raz dana nam taka szansa, mogłaby zmienić świat już na zawsze, przenosząc naszą codzienność na zupełnie nowy poziom...

Czy Waszym zdaniem tego typu innowacje mają szanse realnego wdrożenia?



Twórcą artykułu jest Victor Orwellsky, autor powieści "Kod Władzy". Powielanie treści artykułu bez podania źródła jest zabronione.

15 komentarzy:

  1. Świetny pomysł, jestem! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W artykule wspominam m.in. o obniżeniu kosztów, dostępie wszystkich do podejmowania decyzji. Jakie widzi Pan inne pozytywy tego typu sprawowania władzy?

      Usuń
  2. Ach... jeden wpis...
    Od kiedy to tłum ma rację? Nie po to wybiera się przywódców by ich później marginalizować. Kto uważa, osoba często degustująca pod przysłowiową "budką z piwem" ma większą wiedzę niż ludzie wykształceni, a jeszcze lepiej z doświadczeniem sprawowania władzy? Że szwaczka - z całym szacunkiem dla ciężko pracującej pani - lepiej orientuje się jak rządzić tak skomplikowaną strukturą jaką jest państwo niż osoba przygotowująca się do tej funkcji przez lata? Internet jako "ciało doradcze" wyrażające opinie to znakomity pomysł. Jako możliwość oddawania głosów - też, o ile nie ma oszustw. Ale jako ośrodek decyzyjny... A co z odpowiedzialnością za decyzje? A co zrobić kiedy trzeba podjąć trudne bolesne decyzje? Problem tkwi nie w instytucji rządu tylko w ludziach sprawujących władzę. Ja osobiście jestem monarchistą.
    W dawnym, jeszcze PRL-owskim "Przekroju", na ostatniej stronie były wstawki pt. "O Wacusiu". Jedna taka krótka notka, po powstaniu WRON-y (kto pamięta co to było?) brzmiała mniej więcej tak: "Falczak mówi, że gdyby Żydzi mieli radę a nie operatywnego Mojżesza do do dzisiaj by jeszcze siedzieli w Egipcie."
    Zawsze jest jeden przywódca. Nawet wśród anarchistów. Pytanie czy dba o swój interes czy o interes wspólnoty, którą reprezentuje? I czy nie jest figurantem. Myślenie, że internet uchroni przed nadużyciami jest złudne. A jak kto uważa, że jest inaczej to proszę mi udowodnić, że się mylę.
    xxx
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli jest pan za rządem i politykami? nawet jeśli źle rządzą??

      Usuń
    2. Zastanawiam się czy Pan przeczytał dokładnie co napisałem:
      "Problem tkwi nie w instytucji rządu tylko w ludziach sprawujących władzę."

      Jak Pan sobie wyobraża rządzenie wszystkich przez internet? Jaką decyzję Pan podejmie odnośnie np. jakiegoś kontraktu gdy Pana dotknie ból zębów albo w sytuacji gdy będzie Pan w stanie euforii i proszę pomnożyć ten problem przez powiedzmy 20 mln dorosłych użytkowników internetu obywateli uprawnionych do głosowania i podejmowania zbiorowej decyzji. Albo kobieta, która ma akurat comiesięczne bóle lub jest akurat szczęśliwa z powodu oświadczyn. Albo łącznie z wszystkimi co potrafią obsługiwać komputer, np. rzeszą 10-cio latków, chociaż zawsze można wprowadzić obostrzenia, ale czyż nie będziemy wtedy ograniczać wolności obywatelskich... (ha, ha, ha...) Jakże piękne będą wtedy decyzje: zamiast tamy na rzece by chronić przed powodzią, fabryka cukierków.
      Dla mnie takie postawienie sprawy jak to Pan ujął jest nieprzemyślane. Rozpatruje Pan problem fundamentalny przez pryzmat nielubianych aktualnie polityków, a jest to sprawa systemowa, niezależna od moich antypatii czy sympatii. I dotyczy milionów ludzi.
      Nie wystarczy powiedzieć: nie lubię, nie podoba mi się. To co mi się podoba? Kiedyś "umiłowany przywódca" p. Drawicz rzucił hasło przy wyborach prezydenckich: "kbW", co się tłumaczyło "każdy byle nie Wałęsa". Zatem może być i diabeł. Nie ważne w tej chwili nazwy. Nie piszę tego by prowadzić spór religijny. Łatwo jest napisać "władza do d...". Ale co w zamian?
      xxx

      Usuń
    3. Ps.
      Po to się płaci duże pieniądze sprawującym w naszym imieniu władzę by skutecznie zarządzali i chronili nasze interesy byśmy nie musieli zawracać sobie głowy negocjacjami np. w sprawach międzynarodowych. Jak to źle robią, to wynocha. A najpierw dobrze jest określić wedle jakiego systemu ma być sprawowana ta władza. Ale na pewno wiem jedno: władza zbiorowa to zero odpowiedzialności za decyzje. Poniekąd już to przerabiałem jako "zbiorową mądrość Partii". Pytanie: kiedy to było? I tak w końcu władza była w rękach jednego człowieka albo małej grupy osób. A najcudowniej to brzmiało w klasycznym ujęciu:
      "Mówimy - Lenin, a w domyśle - partia,
      mówimy - partia, a w domyśle - Lenin."
      (Włodzimierz Majakowski "Włodzimierz Iljicz Lenin")
      xxx

      Usuń
    4. Dziękuję naszemu wiernemu Czytelnikowi xxx za obszerny komentarz;) Mam nadzieję, że wrócił Pan na dłużej;)

      Usuń
  3. Obawiam się, że chyba nastałaby taka "nowoczesna anarchia". Bez władzy, polityków, tylko wszystko na klik. Trzeba to rozważyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem anarchistą, jestem jak najbardziej za, wolność jednostki, wolnością wszystkich.

      Usuń
  4. Przypominałoby to przerysowany szwajcarski model demokracji bezpośredniej.
    Niewątpliwą zaletą mogłaby być eskalacja kastracyjnego, pacyfikującego efektu decyzyji demokratycznej ("chcącemu nie dzieje się krzywda", "widziały gało co brały", "sam sobie winien").
    Moim zdaniem absolutna demokracja bezpośrednia zupełnie nie nadaje się jednak do modelu państwa opiekuńczego, być może sprawdziłaby się w systemie minarchicznym, wolnościowym
    (jak jeden z @Anonimowych powyżej, nie wierzę w występowanie anarchi w przyrodzie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, sposób sprawowania władzy może nawiązywać do modelu szwajcarskiego, nazywanego często jako "wybitnie stabilny". Mimo licznych referendów, zarówno instytucja parlamentu, rządu jak i prezydenta istnieje. Czy Szwajcaria poradziłaby sobie Pana zdaniem bez nich?

      Usuń
    2. @Knez Zmej
      Co to jest demokracja absolutna? I jak miałoby takie "zwierzę" wyglądać to w praktyce? Niewykluczone, że byłaby to droga do anarchii a następnie do dyktatury. Słynna demokracja ateńska obejmowała w sumie wąską grupę mieszkańców. Demokracja angielska jest też ograniczona, bowiem władca nie podlega już wyborom demokratycznym. Demokracja amerykańska wyrażana poprzez konstytucję, wzorowana jest na konstytucjach Zakonu Dominikanów, a więc instytucji katolickiej, gdzie nadrzędną zasadą wszystkich praw jest zgodność z doktryną Jezusa Chrystusa w interpretacji katolickiej. Przy tych uwagach nie biorę pod uwagę nadużyć władzy, bo to jest możliwe bez względu na ustrój społeczny - jako katolik wierzę w skazę grzechu pierworodnego, a obserwacja wokół udowadnia, że ludzka skłonność do zła jest integralną częścią każdego z nas i od nas zależy czy przeciwstawiamy się tej skłonności w sobie czy nie.
      xxx

      Usuń
    3. Ps:
      Skład Izby Lordów (ang. House of Lords) w parlamencie brytyjskim też jest niedemokratycznie wybierany.
      xxx

      Usuń
    4. Dziękuję za interesujący głos w dyskusji. Dodam jednak, że w brytyjskim parlamencie swego czasu wprowadzono możliwość zgłaszania przez Internet ważnych kwestii, które miały stać się przedmiotem obrad.

      Usuń
    5. Tu się z Panem zgadzam. W swojej pierwszej notce zresztą użyłem ogólnikowego sformułowania odnośnie internetu jako "ciała doradczego". Problem polega jednak na tym - i jak myślę Pan z tego świetnie sobie zdaje sprawę - że, cytując klasyka, na którego często powołuje się S. Michalkiewicz: "nie ważne kto głosuje lecz kto liczy głosy". Sam Pan przyzna, że internet daje wspaniałe w tym względzie pole do nadużyć. Z sygnałami o takich problemach mieliśmy już do czynienia przy wyborach prezydenckich w USA a i co do sytuacji w "naszym nieszczęśliwym kraju" też są zapytania - serwery w Rosji bodajże, wykorzystywane przez PKW (nie wiem czy precyzyjnie to określiłem bo dosyć dawno ta sprawa "obiła mi się o uszy").
      xxx

      Usuń

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf