poniedziałek, 30 listopada 2015

Fragment powieści "Tajemnica Czternastej Bramy" Rozdział 48 Okolice Klagenfurtu. Austria



Samochód prowadzony przez Georga jechał drogą w kierunku Klagenfurtu.
Marc odezwał się pierwszy.
– I co? Udało ci się czegoś dowiedzieć? – zapytał.
– I tak i nie. W zasadzie nie udało mi się porozmawiać z nikim, kto zechciałby udzielić mi jakiejś sensownej informacji. Wiesz, po tym długim spacerze i poznaniu tak wielu ludzi, mam wrażenie, że oni coś ukrywają. Nie bardzo mają ochotę na spowiedź. Ale może się mylę. Nastawiając się na uzyskanie odpowiedzi na swoje pytanie, człowiek zaczyna się doszukiwać różnych sygnałów, oczekując potwierdzenia własnego poglądu. Zmienił bieg. Samochód toczył się wolniej drogą biegnącą przez kilka stojących przy drodze zabudowań.
– Cóż, jak już mówiłem, w zasadzie nie dowiedziałem się niczego, ale znalazłem dom, w którym mieszka kościelny z miejscowego kościoła. Rozmawiałem z jego żoną. Bardzo miła kobieta w starszym wieku. Powiedziała mi o zajęciach męża, który często znika w nocy. Podobno razem z organistą układają kościelne pieśni. Kościelny zawsze idzie wówczas w stronę kościoła.
– Rzeczywiście interesujące. Może nie wprost, ale to chyba potwierdza, że dzieje się tu coś dziwnego – skomentował Marc.
– A tobie jak poszło?
Marc uśmiechnął się.
– Też się nachodziłem. I prawie zupełnie bezskutecznie.
W ostatnim domu, który zamierzałem odwiedzić, spotkałem intrygującego człowieka. Nie wyglądał na kogoś, kto mieszka tu od lat. W zasadzie posługiwał się głównie aluzjami, ale też w pełni potwierdził, że pod kościołem znajduje się coś dziwnego, że prowadzi tam zamaskowane wejście. Co więcej, powiedział wprost, że od czasu do czasu znikają tam ludzie.
– Naprawdę? – ożywił się George.
– Tak właśnie powiedział.
– Dowiedziałeś się czegoś więcej o tym człowieku?
– Nie, nie chciałem wypytywać.
– W porządku, podasz mi adres. Znajdziemy dom za pomocą mapy satelitarnej. Dowiem się czegoś więcej.
Marc zmarszczył brwi.
– Nie wiem, czy nie posunę się w swoich wnioskach za daleko, ale... – zawahał się.
– Co masz na myśli? – zachęcił go George.
– Chcę powiedzieć, że wydaje mi się, iż ten człowiek spędza tu czas, starając się obserwować ten tajemniczy kościół.
– To ciekawe. Dowiem się na pewno, kto to jest – oparł się mocniej o siedzenie. – Jednak nasz wyjazd coś wniósł w twoje poszukiwania.
– Tak. Bardzo ci dziękuję za pomoc. Co robimy dalej? Masz jakiś plan? George nie zdążył odpowiedzieć. Zahamował gwałtownie. Samochód stanął w miejscu. Tuż przed maską ktoś ubrany w strój klauna wypadł na drogę. Zaczął podrzucać do góry mieniące się kolorami cyrkowe pałki do żonglerki.
– Cóż to na Boga? – zapytał Marc. Rozejrzał się. Stali na rynku pełnym ludzi, w niewielkiej malowniczej wsi. Dookoła poustawiane były kolorowe, jarmarczne stoiska. Słychać było głośną muzykę. Dochodziła z ustawionej nieopodal, niewielkiej sceny, na której odbywał się jakiś muzyczny występ. Rozbawieni ludzie przebrani w najróżniejsze stroje tańczyli i śpiewali.
– Jakiś festyn – odpowiedział George. – Zauważyłeś nazwę tej miejscowości?
– Nie, nie zwróciłem uwagi. Bardzo sympatyczne miejsce. Klaun stał na środku drogi, podrzucając do góry cyrkowe pałki. Nagle, ubrany w długi płaszcz mężczyzna zapukał w okno samochodu. Marc spojrzał na niego odruchowo, szukając ręką przycisku uruchamiającego szybę.
– Nie otwieraj! – krzyknął George.
Marc spojrzał na niego zdezorientowany, później ponownie zerknął na stojącego obok samochodu człowieka. Ten zapukał w okno, tym razem głośniej. Zdecydowanym gestem ręki domagał się otwarcia szyby.
– Nie otwieraj – powtórzył George.
 Nacisnął na pedał gazu. Samochód ruszył do przodu. Zahamował. Dał znać stojącemu przed autem klaunowi, że chce odjechać. Ten nie ustąpił. George powtórzył manewr. Mężczyzna stojący po stronie Marca zorientował się, że samochód chce odjechać. Nagle sięgając do tyłu, wyciągnął spod płaszcza pistolet. Skierował go w kierunku Marca. Wystrzelił. Marc gwałtownie uchylił głowę. Pocisk uderzył w szybę, ta jednak nie rozbiła się. Mężczyzna wystrzelił ponownie. I tym razem pocisk odbił się od szyby. George skręcił gwałtownie kierownicą. Samochód ruszył z miejsca. Uderzony zderzakiem klaun przewrócił się na ulicę. Wokół słuchać było krzyk. Ludzie rozbiegli się. George odbił w lewo. Byli na środku drogi. Przyspieszyli. Marc milczał. Był przerażony. Samochód nabierał prędkości.
– Szyba jest kuloodporna – powiedział trzeźwo George.
– Boże, co to było? – odpowiedział Marc.
– Zdaje się, że ktoś wyznaczył nam miejsce na cmentarzu obok kościółka, którym się interesujemy.
– Jesteś bardzo spokojny – zdziwił się Marc.
George uśmiechnął się.
– Lata praktyki. Chyba mamy towarzystwo. – Spoglądał w lusterko wsteczne.
– Towarzystwo? – zapytał Marc.
Spojrzał do tyłu. Kilkadziesiąt metrów za nimi, z zapalonymi reflektorami, pędziły dwa czarne jeepy. Zbliżały się do nich szybko. Marc odwrócił się z powrotem. Otworzył znajdującą się przy dachu samochodu klapkę, w której wbudowane było lusterko. Na co dzień służyła do zasłaniania oczu przed słońcem, teraz stała się dla Marca możliwością obserwowania tego, co dzieje się za samochodem.
– Trzymaj się mocno – odezwał się George.
Przyspieszył. Mknęli po wąskiej asfaltowej drodze. George był dobrym kierowcą. Prowadził pewnie, starając się uciec ścigającym ich samochodom.
– Masz jakiś pomysł? Gdzie możemy pojechać? Chyba nam nie odpuszczą? – zapytał Marc.
– Skoro strzelali do nas w takim tłumie, muszą być bardzo zdecydowani. – George ponownie spojrzał za siebie. Jeepy zbliżyły się. Pierwszy z nich próbował zrównać się z ich samochodem. Podjechał blisko. Jeden z dwóch siedzących w nim mężczyzn gestem nakazał im się zatrzymać. Trzymał w ręce pistolet. Jeep przez chwilę jechał równolegle. W tym czasie drugi jeep podjechał blisko tyłu ich samochodu, uderzając w niego co jakiś czas.
– Chyba mają szybsze wozy – odezwał się George.
– Tak wygląda. Dasz radę coś z nimi zrobić? – zapytał Marc.
– Cały czas o tym myślę – odpowiedział George.
Spojrzał w lusterko. Samochód jadący obok schował się za nimi. Zobaczyli najeżdżającą z drugiej strony ciężarówkę. Po chwili minęła ich. Nim samochód ponownie się nimi zrównał, przepuścił jeszcze jeden pojazd jadący z naprzeciwka. Droga rozszerzyła się. Była na tyle szeroka, że Marc dostrzegł drugiego jeepa podjeżdżającego do nich od jego strony. Spojrzał na jadących samochodem. Dwaj mężczyźni w garniturach, krawatach i czarnych okularach. Wyglądali jak strażnicy pilnujący jeszcze niedawno wejścia na zamek. Jadące z boku samochody zbliżyły się do nich niebezpiecznie. Poczuli uderzenie z dwóch stron auta. George w tym momencie zaczął gwałtownie hamować, powodując mocne wstrząsy. Marc złapał się mocno za uchwyt nad drzwiami, a drugą ręką za fotel. Ich samochód wydostał się z kleszczy tworzonych przez czarne jeepy. Jechały teraz przez chwilę przed nimi. Mknęli pośród wzgórz. Z prawej strony, za metalową barierą zbocze opadało gwałtownie w dół. George nagle przyspieszył. Podjechał niespodziewanie do jadącego po prawej auta. Z impetem ich samochód uderzył w tylne koło jeepa. Ten skręcił gwałtownie w poprzek drogi. Samochodem rzuciło i po chwili przewrócił się, koziołkując. Uderzył w barierę i przerywając ją, spadł w przepaść. Marc milczał przerażony. George starał się jechać za drugim jeepem.
– Jeden z głowy – skomentował ostatnie zdarzenie.
– Jesteś naprawdę dobrym agentem – wydusił z siebie Marc.
– Nie sądziłem, że aż tak.
– Trzymaj się, gra się jeszcze nie skończyła.
Marc zacisnął dłonie na uchwycie i siedzeniu. Jadący przed nimi samochód trzymał się prawej strony drogi. Nie chciał podzielić losu swojego partnera. George starał się podjechać do jeepa z lewej strony. Marc wyczuwał, że chciał powtórzyć poprzedni manewr. Jednak kierowca jadący przed nim wiedział już, o co mu chodzi.
– Teraz my rozdajemy karty – odezwał się George.
Uderzył samochodem w tył jeepa. Jeep zakołysał się.
Po chwili kierowca odzyskał panowanie.
– Nie możemy pozwolić, by jechali za nami – wyjaśnił.
– Rozumiem – odpowiedział Marc. Zza zakrętu przed nimi wyjechała furgonetka. Jej kierowca zauważył ich i zaczął trąbić. Jeep skręcił gwałtownie na prawą stronę. George pojechał za nim. W ostatniej chwili uniknął zderzenia. Przyspieszył, skręcił gwałtownie w lewo. Podjechał do jeepa, ten zaczął hamować. Samochody zrównały się. George powtórzył manewr hamowania. Drugi samochód zrobił dokładnie to samo. Wytracali gwałtownie prędkość. Zatrzymali się. George sięgnął pod marynarkę. Wyjął pistolet. Czekał. Z samochodu stojącego obok nikt nie wysiadał. Stali przez chwilę, obserwując. Z naprzeciwka jechał autobus turystyczny. Jeep ruszył przed siebie. George czekał. Schował pistolet. Samochód oddalał się.
– Zrezygnowali? – zapytał Marc.
George ruszył. Przepuścił autobus.
– Chyba tak. Poczekamy jeszcze chwilę – odpowiedział. – Jestem przekonany, że wiedzą, gdzie nas szukać. Chyba dlatego odpuścili.
Marc spojrzał na niego.
– Pewnie masz rację. Ich obecność potwierdza, że Monik została porwana. Nie sądzisz?
– Tak, i chyba już wiemy, gdzie jest.
Jechali spokojnie. Jeepa nie było widać.
– Zastanawiam się... – odezwał się George.
– Tak?
– Zastanawiam się, kto ich powiadomił? Mój kościelny czy twój tajemniczy rozmówca? Ktoś zrobił to na pewno.
– Może nas śledzili?
– Może. Jedno jest pewne. Teraz nie tylko życie Monik jest zagrożone, ale i twoje, Marc. Musimy się jakoś zorganizować.
Marc zastanawiał się przez moment.
– Co masz na myśli?
– Nie wiem, czy powinieneś sam wracać na zamek. To ryzykowne.
– Tak sądzisz?
– Byłbym ostrożny, nie wiadomo co może się stać.
Marc spojrzał na Georga.
– Chyba masz rację. Może mnie zostawisz w jakimś hotelu po drodze?
– Może lepiej przenocujesz u mnie, a rano zastanowimy się, co dalej?
Marc zawahał się.
– Nie chcę sprawiać ci kłopotu – odpowiedział.
– Kłopotu? – zaśmiał się George. – Nasza znajomość to jeden wielki kłopot.
Marc również się roześmiał.
– No tak, i pewnie długo się nie skończy – dodał.
Jechali dalej. W ciągu jednego dnia aż trzy razy mogli zginąć.
Marc zamyślił się. Czyżby sprawa, w którą przypadkiem się wmieszał, była aż tak ważna? Co tak naprawdę ten, kto wydał polecenie zlikwidowania go, chciał ukryć? Co działo się z Monik? Czy kluczem do tej całej historii była tajemnicza czternasta brama?

niedziela, 29 listopada 2015

Przypominamy: Libia - wojna dyktatora

Tekst dotyczący Libii pisany był w czasach gdy Muammar Kaddafi jeszcze żył i próbował uratować swoją pozycję. Polecam ten artykuł choćby z racji różnic między losami Kaddafiego i Bashara al-Assada, który pomimo upływu czasu wciąż z powodzeniem pozostaje na stanowisku. Jak finalnie skończy się jego historia? Być może jeszcze długie lata będziemy musieli na to czekać.



15 sierpnia po raz pierwszy od dłuższego czasu Libijczycy mogli usłyszeć w radiu głos Muammara Kaddafiego. Libijski przywódca wzywał swoich obywateli do zbrojnej walki, która miałaby uwolnić kraj od „zdrajców i NATO”. Chociaż wkrótce minie pół roku odkąd wojska natowskie rozpoczęły operację „Odyssey Dawn”, dyktator zgodnie z swoją zapowiedzią nie planuje się poddać i chce walczyć do samego końca. Końca czego? Czy Libia ma jakieś szczególne znaczenie? Co posiada, skoro potrafi zmobilizować armię nowocześnie wyposażonych żołnierzy? Dlaczego kraje zachodniej cywilizacji porozumiały się tak szybko? Czy w tej samej Afryce nie giną miliony ludzi, którymi nikt się nie interesuje? Dlaczego dla jednych organizuje się dobroczynne muzyczne koncerty, a dla drugich wydaje miliony dolarów na zrzucane bomby? Jaka jest na tym tle historia człowieka, którego los śledzi cały świat? 


Przeczytaj całość


czwartek, 26 listopada 2015

Insulina open source? To może pomóc milionom ludzi!

Grupa badaczy-pasjonatów chce opracować recepturę wytwarzania insuliny, która będzie ogólnodostępna na warunkach otwartych licencji. 

fot. US army/ CC



Ceny insuliny pozostają bardzo wysokie - jest to spowodowane między innymi małą ilością producentów i ograniczeniami prawnymi związanymi z metodami jej wytwarzania, w samych tylko Stanach Zjednoczonych szacuje się, że rocznie na jej zakup wydaje sie 176 miliardów dolarów. Ten ogromne koszty sprawiły, że grupa pasjonatów z Oakland w Kalifornii postanowiła samodzielnie opracować recepturę wytwarzania hormonu a następnie udostępnić ją na zasadach licencji Open Source. 

Grupa nazywa sie Counter Culture Labs, aby pokryć środki na badania rozpoczęli oni kampanię crowdfundingową "Open Insulin" - do tej pory udało im się zebrać 14 607 dolarów, co stanowi 243% środków, które planowano wykorzystać na pokrycie kosztów. Według członków zespołu insulinę będą oni hodować przy pomocy bakterii E.coli a cały proces udokumentują i opublikują w internecie tak, aby każdy przy pomocy prostego laboratorium był w stanie wytworzyć własną insulinę i tym sposobem uniezależnić się od tej sprzedawanej przez farmaceutycznych gigantów. Jak sami przyznają obecne procesy produkcji są niezwykle skomplikowane, trwają latami i są obwarowane prawami patentowymi, dzięki "Open Insulin" to może już wkrótce się zmienić. 

Co równie istotne członkom zespołu, określających się jako "biohackerzy" wcale nie zależy jedynie na samej insulinie, stawiają sobie bowiem za cel coś znacznie ambitniejszego - chcą oni pokazać światu, że można osiągnąć istotny wkład w rozwój nauki nawet wtedy gdy nie ma się do dyspozycji światowej klasy laboratoriów. Koordynator projektu Maureen Muldavin deklaruje, że "chcemy pokazać, że grupa ludzi o różnym poziomie umiejętności naukowych może wspólnie, korzystając z minimalnego budżetu i wspólnej przestrzeni prowadzić istotne dla nauki badania", dodaje także, że żyjemy obecnie w złotej erze biologi gdzie z roku na rok koszty zaawansowanych nawet badań znacząco maleją. 

W chwili obecnej na świecie żyje około 370 milionów osób chorych na cukrzycę, wymagają oni regularnych zastrzyków z insuliny, w przypadku braku otrzymywania leku mogą pojawić się poważne powikłania takie jak ślepota, choroby serca, martwica kończyn, która może kończyć się amputacją, uszkodzenia nerwów i nerek, a istnieje nawet ryzyko śmierci. 



źródło: OpenInsulin

środa, 25 listopada 2015

Znaleziono kolejne ślady najstarszej znanej cywilizacji, tym razem w Afryce Południowej

Pozostałości tajemniczej metropolii znaleziono około 150 kilometrów od portu Maputo, zdaniem odkrywców zostało ono zbudowane około 200 tysięcy lat temu! 



Starożytne pozostałości odkryli dwaj badacze-hobbyści Michael Tellinger i Johan Heine, który pracował jako lokalny pilot. Zainteresowały ich nierówności terenu w tamtej okolicy, które były znane miejscowym, lecz nikt nie przykładał do tego zbyt dużej wagi.

Jak przyznaje Tellinger ruiny, które udało im się odnaleźć są starsze niż wszystko co do tej pory znano, jego zdaniem te kamienne budowle mogą być dziesiątki tysięcy lat starsze od wszystkich znanych nam cywilizacji. Ruiny to w większości kamienne kręgi w dużym stopniu zagrzebane w ziemi i piasku, bardzo trudno zauważyć między nimi jakiekolwiek zależności do czasu aż spojrzy się na wszystko z lotu ptaka, wówczas oczom obserwatorów pokazują się prawidłowości świadczące o tym, że rozrzucone głazy nie mogły się tam znaleźć przypadkiem.

To kolejne po syberyjskich odkrycia wskazujące na to, że historia świata jest zupełnie inna od tej jaką znaliśmy dotychczas, przede wszystkim pokazują one, że sama ludzkość sięga swoja historią czasów znacznie odleglejszych niż przypuszczamy, co więcej kolebką tej cywilizacji nie był tzw. żyzny półksiężyc czyli Bliski Wschód i Mezopotamia, lecz tereny dzisiaj położone na uboczu wielkiego świata, Syberia, Afryka Południowa. Czy może to świadczyć o tym, że również ziemie te leżały w znacznie korzystniejszych warunkach klimatycznych niz obecnie? I przede wszystkim, co stało się z tą tajemniczą cywilizacją?

Polecam także:



wtorek, 24 listopada 2015

Czy wojna w Syrii to wciąż wojna domowa czy już wojna światowa?

W momencie kiedy cały świat z zapartym tchem śledzi skutki zestrzelenia rosyjskiego myśliwca przy syryjsko-tureckiej granicy, my spójrzmy na to nieco z dystansu. Turcja od czasu rozpoczęcia przez Rosję bombardowań terenów zajmowanych przez Państwo Islamskie była co najmniej sceptycznie nastawiona do tych działań, wcześniej zaś, otwarcie wspierała przeciwników Bashara Al-Assada.

rosyjskie myśliwce w Syrii/Wikipedia


Wojna domowa w Syrii rozpoczęła się od protestów przeciwko władzy Bashara Al-Assada i zdominowanej przez niego partii BAAS, która od dziesięcioleci rządzi tą arabską republiką. W momencie zaostrzenia się konfliktu dało się zaobserwować dwie główne linie poparcia - jedna to zwolennicy reżimu, lub też państwa, które sprzeciwiały się jakiejkolwiek interwencji z zewnątrz - to przede wszystkim Rosja i jej sojusznicy oraz Chiny. Z drugiej strony stanęły państwa związane bliżej lub dalej z USA, przede wszystkim zaś Turcja, która ma w Syrii żywotne interesy a Al-Assad od dawna był dla Ankary uciążliwym rywalem. Pomimo zablokowania przez Rosję i Chiny odpowiedniej rezolucji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, światowe mocarstwa po cichu udzielały wsparcia Assadowi i jego przeciwnikom. Częste były doniesienia o tureckich wojskowych przekraczających granicę, a także braku utrudnień ze strony Turcji w przerzucie broni na terytorium Syrii. Z drugiej strony Rosja udzielała władzom w Damaszku propagandowej (a po cichu także wojskowej) pomocy, blokując równocześnie jakąkolwiek interwencję Zachodu. 

Przełomem okazał się moment, gdy już wcześniej wspominana przez różnej maści obserwatorów jedna z grup opozycjonistów, Islamskie Państwo Syrii i Lewantu na zajętych przez siebie terenach pogranicza Iraku i Syrii ogłosiło niepodległy kalifat i ogłosiło wojnę totalną z niewiernymi. Doniesienia z Państwa Islamskiego, zwanego w skrócie ISIS szokowały opinię publiczną na Zachodzie, informacje o torturach, morderstwach, gwałtach i handlu ludźmi bulwersowały, ale nie miały żadnych poważniejszych skutków. Sytuacja zmieniła się wraz z włączeniem się w konflikt kolejnych państw:

  • 22 września 2014 Stany Zjednoczone wraz z siłami państw Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu: Bahrajnu, Kataru, Jordanii, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich rozpoczęły bombardowania pozycji Państwa Islamskiego w Syrii. Wcześniej USA udzielały wsparcia opozycji sprzeciwiającej się Assadowi (jednak oficjalnie w dostawach nie było broni) a także prowadziły działania wywiadowcze głównie przy pomocy dronów. 
  • Rosja rozpoczęła bombardowania strategicznych dla Państwa Islamskiego lokalizacji 30 września 2015 roku. 
  • Turcja pozostaje z boku konfliktu, jednak wciąż udziela wsparcia opozycjonistom walczącym z Assadem i z ISIS, unika jednak pomocy Kurdom, których pozycje były już niejednokrotnie bombardowane. W stosunku do Państwa Islamskiego poza deklarowaną wrogością doszło jedynie do kilku bombardowań i starć przy granicy. 
  • Francja, była od dawna aktywnie zaangażowana w sprawy syryjskie, już w 2011 roku Paryż wspólnie z Londynem naciskały na Bashara Al-Assada by ten ustąpił. Jesienią 2015 roku przeprowadzono kilka bombardowań obiektów ISIS, ale walkę otwarcie i na szerszą skalę Francja zapowiedziała dopiero po atakach w Paryżu, do odpowiedzialności za które przyznało się Państwo Islamskie. 

Dziś media poifnormowały o zestrzeleniu przez Turków rosyjskiego myśliwca, Siergiej Ławrow zadeklarował, że Moskwa zerwie stosunki wojskowe z Ankarą. Sytuacja się zaostrza a na Bliskim Wschodzie zaczynają być aktywne praktycznie wszystkie liczące się mocarstwa. Czy to już zapowiedź nowej wojny światowej a my mamy do czynienia z nowymi Bałkanami?







poniedziałek, 23 listopada 2015

Fragment powieści "Tajemnica Czternastej Bramy" Rozdział 47 Zamek Korzkiew. Polska

Zapadał zmierzch. W zamku panowała cisza, a komnaty rozświetlało ciepłe światło, bijące z kominków. Zapach palonego drewna roznosił się po korytarzach. Zamek Korzkiew wznosi się na wzgórzu, kilkanaście kilometrów od Krakowa, nieopodal Ojcowskiego Parku Narodowego i położonej na jego skraju, przepięknej Doliny Prądnika. Historia niewielkiego zamku sięga 1352 roku. Wówczas to Jan z Syrokomoli zakupił wzgórze Korzkiew i wybudował na nim wieżę, pełniącą funkcję obronną i mieszkalną. Jak wiele budowli pod koniec XIX wieku, również Zamek Korzkiew popadł w ruinę. Długo czekał na swój renesans. Dopiero w 1997 roku, po stu latach, został odbudowany, przez potomka rodów szlacheckich, Jerzego Donimirskiego. Niewielki zamek stał się hotelem, ujmującym gości swym pięknem, wytwornością, a także znakomitą i dyskretną obsługą. W niewielkim salonie, w którym goście zwykli jadać śniadania, krzątały się trzy osoby. Młody mężczyzna, dziewczyna ubrana w czarno-biały strój kelnerki i szczupła, czarnowłosa kobieta w średnim wieku, która pozostałej dwójce wydawała polecenia cichym, ale zdecydowanym głosem. Przygotowywali stół do posiłku dla kilku osób. Kobieta spoglądała od czasu do czasu na widoczny przez przeszklone drzwi dziedziniec, otoczony zamkowymi budynkami. Odrywając od niego wzrok, zerkała na wiszący na ścianie zegar. Na jej twarzy widać było niepokój. Była zdenerwowana.
– Spieszcie się, proszę – powiedziała.

***

Za oknami zamku zmierzch powoli ustępował miejsca nocy. Kilka kilometrów dalej, drogą od strony Krakowa, zbliżał się duży czarny jeep z ciemnymi szybami. Jechał szybko, pokonywał wąskie zakręty, ryzykując zderzenie z niewidocznymi, nadjeżdżającymi z drugiej strony pojazdami. Hamował i przyspieszał gwałtownie. Nagle skręcił ostro w lewo, w drogę, oznaczoną brązowym drogowskazem z napisem „Zamek Korzkiew”. Jechał nią dłuższą chwilę, po czym wtoczył się na ciasną ścieżkę, prowadzącą ostro w górę. Zatrzymał się przed wejściem na zamek. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się. Zza kierownicy wysiadł szofer, ubrany w granatowy garnitur i wąski ciemny krawat. Obszedł szybko samochód i otworzył drzwi tylnego siedzenia. Wyprostował się. Czekał. Z samochodu wysiadł mężczyzna, w ciemnym płaszczu, z podniesionym kołnierzem, w czarnym kapeluszu, przysłaniającym mu twarz. W ręce trzymał niewielką teczkę. Wyglądała jak torba z laptopem lub mała aktówka na dokumenty. Mężczyzna nie spieszył się. Spojrzał w kierunku wieży zamkowej, jej okna były ciemne. Odwrócił się w stronę stojącego przy drzwiach kierowcy. Powiedział coś do niego. Ten skinął głową. Kiedy mężczyzna ruszył w kierunku zamku, kierowca zatrzasnął tylne drzwi samochodu i wrócił za kierownicę. Pasażer samochodu nacisnął dzwonek, znajdujący się przy wejściu. Po krótkiej chwili światło w korytarzu, widoczne przez niewielkie okienko w drzwiach, zapaliło się. Słychać było dźwięk otwieranej zasuwy. Mężczyzna skinął głową w geście powitania i wszedł do środka. Wspiął się po wąskich schodach do komnaty, w której czekała na niego obsługa zamku.
– Przyprowadziłam gościa – powiedziała radośnie dziewczyna, która otworzyła mu drzwi. Chłopak podszedł szybko do mężczyzny i odebrał mu płaszcz. Powiesił go wraz z kapeluszem na wieszaku w sąsiedniej sali, spełniającej funkcję biura.
– Dobry wieczór pani Tereso – odezwał się mężczyzna, witając się ze stojącą w sali kobietą. Uśmiechnęła się życzliwie.
– Dawno pana u nas nie było. Dobry wieczór.
– Dawno? – zdziwił się mężczyzna. – Rzeczywiście, trochę czasu upłynęło. Naszych... – zawahał się – gości jeszcze nie ma?
– Nie, nie ma – odpowiedziała kobieta.
– Dawno byli? – zapytał.
Kobieta spojrzała na dwójkę młodych ludzi.
– Idźcie proszę. Przynieście wino z piwnicy – dodała. Zaczekała aż wyjdą, po czym zwróciła się do mężczyzny.
– Byli dwa razy w ubiegłym miesiącu. Odnoszę wrażenie, że chcieli jedynie sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Mężczyzna usiadł za stołem. Wskazał kobiecie ręką krzesło naprzeciwko.
– Proszę, niech pani usiądzie. – Uśmiechnął się. Kobieta usiadła po drugiej stronie stołu. Wpatrywała się uważnie w swojego gościa. Miał około pięćdziesięciu lat. Średniej budowy ciała, ciemnowłosy, średniego wzrostu. Ubrany był elegancko, w klubową angielską marynarkę i koszulę w kolorze brudnego różu. Na małym palcu lewej ręki widniał niewielki sygnet. Kiedyś zapytała go nieśmiało o jego historię. Był to, jak wyjaśnił, meteoryt oprawiony w białe złoto.
– Czy dźwięki, które towarzyszą ich wizytom, nie wzbudzają niepokoju wśród okolicznych mieszkańców? – zapytał.
Kobieta roześmiała się cicho.
– Teraz już pewnie nie wzbudzają. Początkowo ludzie wybiegali przed budynki i patrzyli w niebo. Nie wiedzieli, co się dzieje. Z czasem chyba się przyzwyczaili. Niewielu ich na szczęście mieszka pod zamkiem. Gorzej, jak na podzamcze przyjeżdża młodzież...
– Machnęła ręką. – Może nie gorzej, źle się wyraziłam – poprawiła się. – Jest wówczas więcej zamieszania. Ale dzieciaki uważają, że to duchy. W końcu – zaśmiała się – w każdym zamku powinny być zjawy. Co to za zamek bez jakiejś mrocznej historii?
– No faktycznie. Nasze upiory to prawdziwe duchy z niebios. A dziennikarze? – zaniepokoił się. – Nie zainteresowali się sytuacją?
Kobieta zastanowiła się chwilę.
– Zdarzyli się dziennikarze, a nawet policja. Ale mam wrażenie, że pomogły nam opublikowane ostatnio wyjaśnienia naukowców, które tłumaczą pojawiające się na całym świecie dźwięki. Zjawisko dziwnego „warkotu” lub „szumu”, jak komentowali, występuje ich zdaniem na świecie od dziesiątków lat. Prawdziwe zatrzęsienie doniesień i nagrań rejestrujących „warkot” pojawiło się na początku 2012 roku. Artykuły na ten temat zaczęły się pokazywać bardzo często, wiele gazet zajęło się wyjaśnianiem przyczyn tych tajemniczych dźwięków. Na przykład na stronie gazety Daily Mail podano link do niezwykłego nagrania z Niemiec. Jest ono tym bardziej interesujące, gdyż najwyraźniej dobiegający z nieba hałas spowodował uruchomienie samochodowego alarmu. Nasze dźwięki nic takiego na szczęście nie powodują – wyjaśniła kobieta, uśmiechając się znacząco.
– I jak to zjawisko wytłumaczyli naukowcy? – zapytał mężczyzna.
Kobieta odetchnęła głęboko. Widać było, iż zna doskonale temat, o którym rozmawiali.
– Ach, tłumaczą to różnie. Profesor Jean-Pierre St. Maurice z University of Saskatchewan stwierdził, że źródłem hałasów jest pole elektromagnetyczne z zorzy. Z zorzy! – powtórzyła z lekkim rozbawieniem. – Zdaniem sejsmologa Briana W. Stumpa z Southern Methodist University w Dallas, źródłem dźwięków mogą być trzęsienia ziemi. Z kolei David Deming z The University of Oklahoma nadał całemu zjawisku nazwę
„The Hum” – a więc warkot, buczenie, co zdefiniował jako „tajemniczy i niewykrywalny dźwięk, słyszany w określonych lokacjach na świecie przez dwa do dziesięciu procent populacji”.
Ładnie brzmi, prawda? – zakpiła. – Próby tłumaczenia podjęła również NASA, która całe zjawisko wyjaśniła faktem, że Ziemia bez przerwy emituje ogromną ilość fal radiowych.
Mężczyzna pokiwał głową.
– No tak... – Chciał coś powiedzieć, ale młodzi ludzie weszli do komnaty, niosąc butelki wina. Postawili je z boku, na drewnianej półce.
Spojrzeli na kobietę pytającym wzrokiem.
– Wszystko przygotowane – odezwał się chłopak. – Czy będziemy jeszcze potrzebni? – zapytał.
Kobieta wstała. Rozejrzała się dookoła.
– Przepraszam – odezwała się do mężczyzny. – Czy drewno w komnatach jest naniesione? – zwróciła się do chłopaka.
– Oczywiście – odpowiedział. – Wszystko jest przygotowane.
Kobieta złożyła ręce w geście akceptacji.
– No to moi drodzy, wypada mi wam podziękować i życzyć miłego wieczoru. Poradzimy sobie sami? – zwróciła się do mężczyzny.
Zapytany potwierdził, kiwając głową.
– Oczywiście, przynajmniej będziemy się starać – odpowiedział, patrząc z sympatią na zebranych. – Wasza pomoc jest nieoceniona. Dobrej nocy dla was i waszych rodzin. Młodzi ludzie pożegnali się. Zeszli na dół. Słychać było jak kobieta zamka za nimi drzwi. Po chwili wróciła na górę.
– Teraz możemy zająć się naszymi gośćmi. – Zerknęła na zegar. – Powinni być za piętnaście minut.
– Czy... – zawahał się mężczyzna.
– Tak?
– Czy właściciel tego zamku wie... – szukał właściwego słowa – kto odwiedza zamek?
Kobieta była zaskoczona pytaniem.
– Czy wie? – Zamyśliła się. – Myślę, że nie. Na pewno nie
– powiedziała po chwili zdecydowanym tonem.
– Różnie z tym może być – powiedział mężczyzna z nutą
zwątpienia w głosie. – Czasem nie wszystko można ukryć. Wróciłem wczoraj z zamku Hochosterwitz w Austrii. Bywa na nim tysiące turystów każdego dnia. – Obniżył głos, jakby obawiając się, że ktoś go podsłuchuje. – Tysiące turystów – powtórzył – i nikt się nie zorientował, że gdzieś obok pojawiają się dziwni goście. Kobieta zrobiła kilka kroków w kierunku małej kuchni, nieco rozkojarzona. – Boże – zdenerwowała się. – Zapomniałam zapytać, czy się pan czegoś napije. Bardzo przepraszam.
Mężczyzna zrobił przeczący gest ręką.
– Ależ pani Tereso, proszę się nie fatygować – uspokoił ją.
– Poczekamy na naszych gości.
Spojrzała na niego.
– No na pewno, z nimi się pan czegoś napije! A może jeszcze coś zje? Czy oni w ogóle coś jedzą? – powiedziała z ironią w głosie. Usiadła za stołem.
– Wracając do tematu, jeszcze tylko by tego brakowało, by ktoś się zorientował, kto nas odwiedza... Mielibyśmy wówczas tysiące turystów każdego dnia!
– Właściciel opływałby w luksusy – stwierdził mężczyzna.
– Nie wiem, czy by zdążył...
– Co ma pani na myśli? – zapytał, marszcząc brwi.
– No... czy zdążyłby dożyć. Dostałby zapewne zawału, gdyby się dowiedział!
Mężczyzna roześmiał się.
– Tryska pani dzisiaj dowcipem. Nie wiedziałem, że ma pani takie satyryczne talenty.
Kobieta wzruszyła ramionami.
– Na szczęście nasi goście omijają dni, kiedy na zamku odbywają się wesela lub imprezy okolicznościowe.
Mężczyzna spoważniał. Spojrzał na dziedziniec.

– Powinni już być?

– Tak, wypada nam tylko czekać.

Zamilkli oboje, pogrążając się w niespokojnym oczekiwaniu.

sobota, 21 listopada 2015

Czy ataki w Paryżu były operacją fałszywej flagi?

Nie powinno dziwić, że wydarzenia jakie miały miejsce ostatnio w Paryżu musiały zostać dokładnie przeanalizowane przez internetowych śledczych, którzy starają się dokładnie przyglądać wszystkim atakom. Poniżej kilka materiałów, których autorzy próbują znaleźć dowody na poparcie tezy, że atak terrorystyczny został ukartowany.






czwartek, 19 listopada 2015

Państwo Islamskie nazwało Anonymous "idiotami", Anonimowi odpowiadają

Anonimowi opublikowali właśnie poradniki dla "n00bów" chcących wziąć udział w walce z Państwem Islamskim w internecie.


Do zaostrzającej się wojny w sieci poszczególne strony konfliktu angażują co raz to nowe siły i żołnierzy. Nawet jeśli nie biorą oni udziału w bezpośrednich starciach z użyciem broni, to jednak ich rola jest równie ważna - na froncie informacyjnym zdobywa się dzisiaj rząd dusz, poparcie dla polityków, środki finansowe a także osłabia morale drugiej strony. Tak działają Rosjanie i Amerykanie, tak próbuje działać Unia Europejska, tak też działają członkowie ISIS i Anonymous. 

Państwo Islamskie słynie z nowatorskich metod propagandowych, tworzenia co raz to nowszych kont na Twitterze i na YouTube, które rozpowszechniają publikowane przez nich treści, niedawno ISIS wydało także dla swoich zwolenników własny poradnik zawierający podstawowe zalecenia dotyczące bezpieczeństwa w sieci. Zamieszczone tam porady takie jak sugestie by "nie rozmawiać z nieznajomymi" czy też "nie klikać na podejrzane linki" zostało wyśmiane przez internetową społeczność. 

Po ostatnich zamachach w Paryżu pojawiła się jednak takze odpowiedź od drugiej strony, za pomocą swoich licznych kont Anonymous ogłosili wydanie 3 poardników walki z Państwem Islamskim. Opublikowano 3 podręczniki: the NoobGuide, the ReporterGuide i the SearcherGuide. Pierwszy z nich wyjaśnia podstawowe zasady przeprowadzania ataków DDoS, włamywania się do sieci WiFi, łamania haseł i innych zagadnień związanych z hackingiem, z kolei ReporterGuide uczy jak atakować przy pomocy botów konta ISIS na Twitterze. Ostatni z poradników, Searcher uczy jak wyszukiwać pożyteczne informacje, przede wszystkim wyłapywać konta ISIS w sieci i zgłaszać je Anonimowym. 



środa, 18 listopada 2015

Czy ktoś pamięta o chrześcijanach ginących na świecie?

Tragiczne wydarzenia jakie miały miejsce w Paryżu sprawiły, że do Francji z całego świata zaczęły spływać tysiące kondolencji i głosów solidarności z całym narodem francuskim. Gdy jednak we Francji w zamachach zginęło 120 osób, w ostatnim roku śmierć dotknęła tysiące chrześcijan na świecie

mapa: Open Doors Foundation

W maju bieżącego roku ponad 5 000 katolików zostało zamordowanych przez członków organizacji Boko Haram na północnym wschodzie Nigerii. Według raportu tamtejszej diecezji od czasu wybuchu powstania w 2009 roku islamscy ekstremiści zmusili do przeniesienia się co najmniej 100 tysięcy katolików, zaatakowano 350 kościołów, w wyniku aktów przemocy przeciwko chrześcijańskiej ludności już 7 tysięcy kobiet zostało wdowami, osierocono 10 000 dzieci. 

Kilka lat wcześniej w indyjskim stanie Orissa ponad 500 chrześcijan zostało zamordowanych przez hinduskich napastników uzbrojonych w maczety, 50 000 zmuszono do ucieczki. W Libii członkowie ISIS zamordowali grupę egipskich Koptów, w Iraku i Syrii chrześcijanie codziennie narażeni są na utratę życia. 

Według The Centre for the Study of Global Christianity nawet 100,000 Chrześcijan ginie corocznie z powodu swojej wiary, z kolei Pew Research Center podaje, że nawet 139 krajach chrześcijanie spotkali się z jakąś forma wrogości. Organizacja Open Doors podaje z kolei, że chrześcijanie są prześladowani w ponad 50 krajach świata, w wielu innych są oni dyskryminowani i traktowali jak obywatele drugiej kategorii, poniżej niechlubna pierwsza 5 najgroźniejszych dla chrześcijan państw:



Czy w obliczu tych zatrważających statystyk nie powinniśmy raczej solidaryzować się z prześladowanymi chrześcijanami?

wtorek, 17 listopada 2015

Emerytowany szef ujawnia: "wiedzieliśmy, że wspieramy islamskich radykałów"

Emerytowany wojskowy z rozbrajającą szczerością opowiada podczas wywiadu o tym jak USA i inni państwowi sponsorzy wspierali syryjskich rebeliantów a także dostarczali broń Al-Kaidzie wiedząc, że mają do czynienia z islamskimi radykałami.



Michael Flynn pracował do niedawna dla Defense Intelligence Agency, podczas rozmowy z dziennikarzem stacji Al-Jazeera przyznał, że w 2012 roku miał na biurku raport potwierdzający wspieranie przez Zachód radykalnych dżihadystów, z których to środowisk narodzą się Nusra i Państwo Islamskie, dodaje przy tym, że wsparcia udzielano świadomie. 

Szczerość generała porucznika Flynna była zaskakująca, miał on przed sobą między innymi odtajniony raport DIA, z którego przeczytał m.in. "istnieje prawdopodobieństwo ustanowienia zadeklarowanej lub nie salafickiej dominacji we wschodniej Syrii, jest to dokładnie to, czego chcą wspierające je siły celem izolacji syryjskiego reżimu". Zdaniem gościa programu nie można zarzucić niczego informacjom zawartym w powyższym raporcie. 

Michael Flynn jest obecnie na emeryturze, ma jednak za sobą lata kariery w wojsku i wywiadzie, w tym w CIA, nie wiadomo co stoi za jego niezwykłymi deklaracjami, na pewno ryzykuje wiele ujawniając tak delikatne dla sytuacji na Bliskim Wschodzie informacje. Czy czuje się bezkarny? A może czas na zmianę frontów? 




poniedziałek, 16 listopada 2015

Fragment powieści "Tajemnica Czternastej Bramy" Rozdział 46 Watykan



Po wyjściu z gabinetu kardynała ksiądz szybko przemierzał korytarz. Spieszył się. Niemal zbiegł po schodach na niższą kondygnację watykańskiego budynku. Przy wyjściu z niego minął wyprostowanych, kolorowo ubranych żołnierzy watykańskiej gwardii szwajcarskiej. Po chwili był na placu św. Piotra. Szedł szybko, czasem potrącając wszechobecnych w Watykanie turystów. Wypełniali cały plac, ustawiając się w długich kolejkach prowadzących do katedry. Poddając się szczegółowej kontroli, przywoływali skojarzenia spektakularnego zamachu na papieża. Ksiądz wyszedł z placu. Szedł drogą, mijając zaparkowane na jej poboczu liczne, turystyczne autobusy. Ich rejestracje były prawdziwym festiwalem liter i cyfr pochodzących z przeróżnych, czasem niezwykle egzotycznych krajów. Ich rozespani kierowcy układali się na siedzeniach, starając się jak najdłużej kontynuować sen. Przeszedł przez most rozłożony nad snującą się powoli rzeką. Po chwili był już na wąskiej, malowniczej uliczce prowadzącej do starej części Rzymu. Małe sklepiki, liczne w tym miejscu restauracje i bary wytwarzały ciepłą, przyjazną dla mieszkańców wiecznego miasta, energię. Ksiądz skręcił w lewo, przeszedł kilkanaście metrów. Zatrzymał się. Spojrzał za siebie. Wszedł do małego baru. O tej porze był pusty. We wnętrzu dostrzegł szczupłą, niewysoką brunetkę. Myła podłogę, trzymając w ręce szczotkę. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
– Poproszę o kawę. Gdzie jest telefon? Chciałbym zadzwonić. Dziewczyna wskazała ręką w kierunku korytarza prowadzącego na zaplecze. Ksiądz kiwnął głową. Podszedł do wiszącego na ścianie, czarnego aparatu. Wykręcił długi numer. Czekał. W słuchawce zgrzytało. Sygnał przebijał się przez trzaski i szumy.
– Tak, słucham – głos odezwał się po hiszpańsku.
– To ja – ksiądz odpowiedział w tym samym języku. – Dzwonię z Rzymu.
– Tak, wiem. Czy coś się stało?
– Właśnie dzwonię, by powiedzieć, że oni wiedzą. Wiedzą o naszym planie.
W słuchawce zapanowała cisza.
– Skąd dzwonisz?
Ksiądz rozejrzał się po barze.
– Z bezpiecznego miejsca – uspokoił swojego rozmówcę.
Ponowna chwila ciszy.
– Powiedziałeś, że wiedzą?
– Tak.
– Skąd?
– Nie mam pojęcia.
– I jak zareagowali?
– Są wściekli.
Chwila ciszy.
– Wracaj z powrotem. Będziesz mnie informował o wszystkim.
– Dobrze.
– Do widzenia.
– Do widzenia.
Rozmowa przerwała się. Ksiądz odłożył słuchawkę. Spojrzał w kierunku kelnerki. Dziewczyna stawiała kawę na małym stoliczku. Podszedł do niego. Usiadł. Podniósł filiżankę do ust. Kawa była smaczna. Jak zawsze.

niedziela, 15 listopada 2015

Kim jest najbardziej nieszczęśliwa kobieta świata?

Dziwnie to wygląda gdy tuż po zamachach w Paryżu próbujesz się solidaryzować z ofiarami, ale pewne przyzwyczajenia sprawiają, że do wielu informacji podchodzisz z duża dozą sceptycyzmu. A jednak, jak zwykle sieć przychodzi z pomocą i dostarcza zestawień takie jak poniższe. Czy ktoś może to wyjaśnić?


źródło: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1078537228846335&set=a.630587780307951.1073741827.100000702039544&type=3&theater 


czwartek, 12 listopada 2015

Czy Estonia stanie się pierwszy e-społeczeństwem?

Mały postkomunistyczny kraj położony nad Bałtykiem ma ambicje stać się liderem elektronicznego społeczeństwa. Z powodzeniem tworzone przez Estonię rozwiązania mają wkrótce zastosować u siebie Finowie i Japończycy, czy nie jest to jednak krok całkowicie bezpieczny? 


Pod hasłem e-Estonia Estończycy postanowili stać się liderem w budowie elektronicznego społeczeństwa. Już teraz w Estonii nie ma potrzeby korzystać z prawa jazdy czy dowodu osobistego, wszystkie bowiem informacje zawarte są w centralnych rejestrach, które sprawiają, że wystarczy zeskanować numer rejestracyjny pojazdu by wiedzieć kto go prowadzi i czy ma ważne ubezpieczenie. Na tym nie koniec, Estończycy dumni są z tego, że mogą za pomocą dowodu osobistego załatwić praktycznie każdą sprawę urzędową online, wybrać receptę bez zbędnej papierologii a nawet głosować za pośrednictwem sieci. 

Niezwykłym wręcz sukcesem okazał się projekt elektronicznego obywatelstwa, który umożliwia każdemu, nie tylko Estończykom, skorzystać z ich cyfrowej infrastruktury i tym samym poznać jaki potencjał niosą ich rozwiązania. Do tej pory funkcje elektronicznego państwa były testowane na liczącej 1,3 miliona mieszkańców Estonii, jednak dopiero próby ich wprowadzenia w 100 milionowej Japonii pokażą czy e-społeczeństwo jest w ogóle możliwe.  

Obok tego pojawiają się jednak istotne pytania - czy ogromny zakres informacji o obywatelach jaki posiada estoński rząd nie obróci się kiedyś przeciwko nim samym? Co jeśli do ich baz danych włamią się np. Rosjanie i przejmą kontrolę nad estońskim państwem, co wtedy?



środa, 11 listopada 2015

Unia Europejska rusza do walki z rosyjską propagandą

Dobre stosunki między Rosją i Unią Europejską to już zapewne przeszłość. Obecnie obie strony toczą propagandową wojnę próbując oczernić przeciwnika. Rosja od dłuższego czasu pozostaje w ciągłej ofensywie dostarczając co raz to nowych newsów, rozpowszechniając nowe rozwiązania i teorie polityczne, które mogą zaszkodzić fundamentom na jakich opiera się UE. W końcu brukselscy biurokracji przygotowali odpowiedź uruchamiając nowy produkt informacyjny "Disinformation Review".

fot. Tumblr


Jak piszą autorzy celem "Disinformation Review" jest wykazanie ilości dezinformacji jakimi codziennie atakowana jest europejska opinia publiczna a także uświadomienie powagi problemu z jakimi przychodzi nam się zmagać. Gromadzone dane mają na celu przeciwdziałanie podobnym atakom w przyszłości. Raporty dotyczą w dużym stopniu tematów związanych z Ukrainą, ale pojawiają się także inne tematy. Kilka przykładów:

  • 28.10.2015: Fałszywa informacja: Prorosyjski blogger Juha Molari został aresztowany w ramach programu mającego na celu prześladowanie Finów będących przeciwnikami NATO i USA (źródło). Prawdziwa informacja: Według żony Molariego, został on aresztowany, gdyż uderzył ich 12-letniego syna. (źródło)
  • 29.10.2015: Po zwycięstwie PiS w wyborach, Polacy będą dążyć do okupacji Zachodniej Ukrainy, 
Ponadto, autorzy zwrócili uywagę na zjawisko zwane "Trendem tygodnia", wskazują oni na fakt, że w krótkim czasie pojawił się szereg doniesień na dany temat, w tym przypadku są to informacje na temat przerzuceniu przez USA ukraińskich sił zbrojnych do Syrii.

Raporty są opracowywane przez niedawno utworzoną jednostkę EU Task Force (StratCom East), której celem ma być walka z rosyjską kampanią dezinformacyjną.
Strona z raportami: http://eeas.europa.eu/delegations/ukraine/press_corner/all_news/news/2015/2016_11_04_1_en.htm


wtorek, 10 listopada 2015

Tajemnicze anomalie odkryte wewnątrz Wielkiej Piramidy!

We wnętrzu Wielkiej Piramidy znajdują się miejsca, w których temperatura jest zadziwiająco wysoka. Sensacyjne odkrycie nie znalazło póki co wytłumaczenia wśród naukowców.

Ernie R/Flickr. (CC BY-NC-ND 2.0)


Po tylu latach badań wydawałoby się, że wiemy już o piramidach wszystko co można było się dowiedzieć. Te wielkie pomniki ludzkiego geniuszu zostały wielokrotnie i bardzo dokładnie zbadane a jednak, wciąż potrafią nas zaskoczyć. 

W ramach trwającej Operacji Scan Pyramid międzynarodowy zespół badawczy skupiający naukowców z Egiptu, Francji, Kanady i Japonii analizował piramidy przy pomocy "promieni kosmicznych" i dronów. Celem było znalezienie ukrytych komór wewnątrz bądź też tuneli, spodziewano się znaleźć grobowce, jednak odkryto, że piramidy mają dziwną własność. Okazało się bowiem, że w pewnym miejscu grupy kamiennych bloków mają temperaturę znacznie wyższą niż można się by było spodziewać. Nie wiadomo co może być przyczyną tego zjawiska, przeczą temu właściwości powietrza jakie mogłoby się znajdować między komorami jak również piaskowca, z którego zbudowane są piramidy, zdaniem zespołu w tamtym rejonie musi więc znajdować się coś co wywołuje tę anomalię. 

Do odkrycia odniosło się nawet egipskie ministerstwo zajmujące się archeologią i antykami. W oficjalnym oświadczeniu ogłosiło ono, że "we wszystkich zabytkach zaobserwowano kilka anomalii termicznych, miały one miejsce zarówno podczas prób podgrzewania jak i schładzania" - wynika z nich, że temperatura utrzymywała się zarówno nocą gdy na pustyni jest bardzo zimno, jak i za dnia gdy świecące słońce podgrzewa piramidy. Ministerstwo dodało również, że istnieje hipoteza głosząca, że pod powierzchnią piramidy mieszczą się tunele i puste przestrzenie, które powodują te anomalie. Czy jednak to tłumaczy wszystko?




źródło: IFL

poniedziałek, 9 listopada 2015

Fragment powieści "Tajemnica Czternastej Bramy": Rozdział 45 Watykan



Drzwi gabinetu kardynała były zamknięte. Siedzący przed nimi osobisty sekretarz Eminencji nie wpuszczał nikogo, kto nie był umówiony. Spojrzał ze zdziwieniem na wchodzącego do pokoju mężczyznę.
– Był ksiądz umówiony?
Mężczyzna odpowiedział spojrzeniem.
– Nie. Kardynał dzwonił do mnie osobiście. Kazał mi się zjawić – odparł po chwili.
– Kiedy?
– Godzinę temu. Zostałem wezwany, więc jestem.
Sekretarz złapał za słuchawkę stojącego na biurku białego telefonu. Czekał chwilę w milczeniu.
– Wasza Eminencjo, Eminencja wzywał księdza... – spojrzał na niego pytająco.
– Biolatto.
– Bilolattiego – kontynuował telefoniczną rozmowę. – Tak?
Oczywiście.
Popatrzył na przybyłego.
– Proszę wejść. – Wskazał na podwójne drzwi gabinetu. 
Ksiądz wszedł. Był wysokim, szczupłym mężczyzną o srebrzystych włosach. Zbyt siwych jak na człowieka w średnim wieku. Jego błękitne oczy skierowały się na siedzącego za biurkiem kardynała.
– Wasza Eminencja mnie wezwał.
Kardynał spojrzał na niego.
– Poprosiłem cię do siebie, siadaj proszę. – Wskazał na stojący z drugiej strony biurka fotel. Ksiądz usiadł. Położył dłonie na złączonych kolanach.
– Co wy tam kombinujecie z tą grypą? – zapytał stanowczym tonem.
– Proszę? – ksiądz wydawał się zaskoczony.
Kardynał zmarszczył brwi.
– Nie wiesz o co chodzi? Udajesz?
– Czy Eminencja mógłby wyjaśnić...
– Nie trać czasu na gadanie bzdur... To ty masz mi natychmiast wyjaśnić, co kombinujecie z tą grypą ... – powtórzył.
– Po co chcecie ludzi wystraszyć? Czemu to ma służyć?
Spojrzał na zaskoczonego księdza.
– Masz mówić prawdę.
– Ależ... – zająknął się ksiądz.
– Słyszałeś, co powiedziałem? – kardynał podniósł głos.
– Z tego co wiem, chcecie manipulować informacjami. Jestem zaniepokojony. – Spojrzał uważnie na siedzącego przed nim mężczyznę. – Słyszałeś? Jestem zaniepokojony – powtórzył.
– Sprawa łączy się z władzą. A skuteczność działania informacji i komunikacji to zasadnicze elementy gry, której główną stawką jest wpływ na umysły ludzi. To przez kształtowanie myśli ludzkich wpływa się na ich zachowania i reakcje. Tortury cielesne są mniej skuteczne niż urabianie umysłu. Dobrze wiesz, że szczególnie silnie objawia się to w społeczeństwach naszych czasów, w których sieci komunikacji otaczają cały świat, biegną od tego co globalne, do tego co lokalne, i na odwrót. W konsekwencji reakcje społeczne w coraz większym stopniu wypracowuje się w sferze komunikacji. A wy chcecie manipulować komunikacją. Co chcecie osiągnąć? Ksiądz zastanawiał się, co odpowiedzieć. Nie przypuszczał nawet, w jaki sposób tajemnica znana niewielu osobom, dotarła do kardynała.
– Chcemy współpracować z mediami.
– Z mediami? Czy wiesz, skąd naprawdę bierze się ich siła?
– Spojrzał na księdza – Stara zasada powtarzana przez polityków, aktorów i wszystkich, którym zależy na medialnym istnieniu, mówi, że nieważne, czy mówią dobrze czy źle, ważne żeby w ogóle mówili. No i nie przekręcali nazwiska. Ta zasada nigdy nie straciła na aktualności. Siłą mediów wcale nie jest to, co pokazują, o czym mówią. Ważne jest to, co zostaje przez nieprzemilczane, ukryte. Tego nie ma w ogóle. Media mogą albo wykreować nowe byty, albo skazać je na nieistnienie. Zjawiska, problemy, ludzi. Nieprawdaż? – zapytał filozoficznie. – Ale wy jak wiem, chcecie doprowadzić do jak największego rozgłosu.
Ksiądz zawahał się.
– Oczywiście Eminencja ma rację.
– Chcecie przy tym zarobić fortunę. A do tego niezbędne są media. Prawda? Znaleźliście niezwykle skutecznego sojusznika. Sprzymierzeńca, który ma wewnętrzne systemy badania swojej zdolności wpływania na publiczność. A przy tym media jak firma, która podlega wymogom rentowności. Jakże musi dbać o jak najwyższą liczbę odbiorców i o jak największą popularność. By zarabiać oczywiście... zarabiać razem z kimś, kto wymyślił tę całą historię z chorobą... Z kim? Czemu to ma służyć? – zapytał ponownie.
– Czemu? Polityce – odparł ksiądz.
– Polityce czy politykom? Manipulacje, oszustwa w świetle kamer, skandale przysłaniające inne skandale, tematy zastępcze, które odciągają od prawdziwych problemów. Oto świat dzisiejszej polityki. W wirtualnych rękawiczkach łatwiej jest zlikwidować oponenta.
– Nie mogę z tym polemizować? – skomentował wypowiedź kardynała jego rozmówca.
Kardynał spojrzał na niego.
– Nie oczekuję komentarzy moich poglądów. Chcę wiedzieć, czemu ma służyć straszenie ludzi jakimś wydumanym pomorem za pośrednictwem mass mediów. A do tego dołóżmy jeszcze najnowsze wynalazki. Nie ma już miejsc, które byłyby poza zasięgiem. Wszyscy są w sieci, niezależnie od wieku czy stanu posiadania. Bezdomni z telefonami komórkowymi. Żebrzący rozmawiający przez telefony komórkowe. Dzieci z własnymi telefonami komórkowymi. Ludzie mający po kilka telefonów. SMS-y, blogi, e-maile, sieci peer-to-peer. Ciągle pojawiają się coraz to nowsze formy przesyłania informacji. Wiesz, jaka jest dynamika komunikacji internetowej? Średnio co sekundę powstaje na świecie nowy blog, a więc rocznie pojawia się ich ponad trzydzieści milionów... Co to oznacza? To oznacza, że rozpowszechniona informacja obiegnie świat błyskawicznie. Ksiądz milczał. Kardynał odezwał się ponownie.
– Czy ty rozumiesz, że w czasie kiedy demokracja znalazła się w kryzysie, nastąpił drastyczny spadek jej zwolenników? Ale natura nie znosi próżni. Gdy jedne formy się cofają, inne są właśnie w fazie natarcia. Być może tylko nam się wydaje, że nadal żyjemy w demokracji, że to, co się dzieje to tylko przejściowe kłopoty. Czy to nadal jeszcze władza ludu? A może zupełnie nowa forma lub jej zalążek? Nowoczesne technologie, rozproszenie sterowania. Od zawsze nie zmieniła się tylko stawka w tej grze. A są nią nasze umysły. Zamilkł. Jego palce położone na biurku wystukiwały nerwowo jakiś rytm.
– Powiedz im, że jak się nie uspokoją, będę musiał porozmawiać z papieżem. Jak możesz się domyślać, nie spodoba mu się to. Nie radzę kontynuować tej groźnej i nieodpowiedzialnej zabawy. Nieodpowiedzialnej – powtórzył. – Słyszysz? Wystarczy tej samowoli. Basta!
Ksiądz pochylił głowę. Milczał. Kardynał wstał.
– Powiedziałem już wszystko. Zrozumiałeś? – zapytał.
Ksiądz wstał gwałtownie.
– Zrozumiałem.
– To znakomicie. Możesz odejść. I na twoim miejscu nie chciałbym trafić tu do mnie w tej sprawie ponownie.
Ksiądz pochylił głowę. Ukłonił się.
– Przepraszam, Eminencjo.
Odwrócił się. Podszedł do drzwi. Ukłonił się raz jeszcze w kierunku kardynała. Zniknął za drzwiami.

czwartek, 5 listopada 2015

Globalne ocieplenie? Wręcz przeciwnie, lodowce Antarktydy rosną!

Nie ma problemu z globalnym ociepleniem. Nie ma ryzyka, że morza zaleją najważniejsze miasta świata. Tak przynajmniej twierdzi NASA.

fot. NASA


Tylko w latach 1992-2001 pokrywa lodowa Antarktydy rosła o ponad 112 miliardów ton rocznie - podaje NASA. Ten położony na biegunie południowym kontynent od ponad 10 000 lat wciąż gromadzi się spadający śnieg, trudno zatem mówić o jakimkolwiek topnieniu. 

Popularne teorie dotyczące globalnego ocieplenia głoszą, że czapy lodowców na obu biegunach topnieją w zastraszającym tempie co może spowodować znaczące podniesienie się poziomu mórz a tym samym doprowadzić do poważnych zmian klimatycznych. Teorie te podała w wątpliwość Amerykańska Agencja Kosmiczna, która zweryfikowała zdjęcia satelitarne z ostatnich lat, widać na nich wyraźnie, że nawet jeśli niektóre czapy lodowców odrywają się od lądolodu to w tym samym czasie opady śniegu wyrównują stratę i to z nawiązką. 

Według NASA wzrost przebiegał następująco: 

  • W latach 1992-2001 112 miliardów ton lodu rocznie, 
  • W latach 2003-2008 82 miliardy ton lodu rocznie
Jakie to może mieć przełożenie na poziom mórz? Okazuje się, że efekt jest dokładnie odwrotny - w tej chwili rocznie poziom ten maleje o 0.23mm, nie są to szczególnie zatrważające wielkości, ale należy pamiętać, że zmiany klimatyczne odbywają się w sposób ciągły i wartości te mogą ulec kolejnym zmianom.




środa, 4 listopada 2015

Egipt: destylacja wody wymagać będzie o połowę mniej energii niż dotychczas

Pomimo, że morza i oceany zajmują na Ziemi ponad 70% powierzchni, tylko ułamek z tych zasobów nadaje się do picia przez człowieka. Rosnąca wciąż liczba ludzi sprawia, że na wielu obszarach zaczyna jej brakować co może mieć tragiczne następstwa w przyszłości. Dzięki egipskim naukowcom jest jednak ratunek.

Nil przepływający przez Kair/fot. Wikimedia

Egipt od tysiącleci kojarzy się zarówno z surową pustynią jak i z niezwykle żyznymi polami uprawnymi, które bez problemu były w stanie wyżywić nie tylko swoją populację, ale też sprzedawać nadwyżki do innych państw, np. do Rzymu. Ostatnie lata nie są jednak już dla Egiptu tak łaskawe, liczba mieszkańców tego jednego z najbardziej ludnych arabskich państw dynamicznie rośnie i już wkrótce grozi mu nie tylko przeludnienie, ale wręcz braki w zaopatrzeniu w wodę. Problemem jest sam Nil, który płynie przez kilka państw a woda z niego jest równie cenna dla wszystkich, stąd w ramach porozumień międzynarodowych Egiptowi przysługuje rocznie 55 miliardów metrów sześciennych wody, jednak jak wyliczyli przedstawiciele ONZ zapotrzebowanie jest znacznie większe i sięga 80 miliardów metrów sześciennych. 

Sytuację uratować może ostatni wynalazek naukowców z Uniwersytetu Aleksandryjskiego, którzy opracowali nową metodę pozyskiwania wody pitnej z wody morskiej. Technologia ta jest przede wszystkim znacznie mniej energochłonna, żeby oczyścić wodę z soli potrzeba będzie o połowę mniej energii niż dotychczas. 

Destylacja polega na przepuszczeniu wody przed membranę nowego typu a dopiero później jest ona podgrzewana i odparowywana. Dzięki tej technice oszczędzana jest energia a sama metoda jest niezwykle wydajna i jak twierdzą jej twórcy, działa nawet przy niezwykle zasolonej wodzie z Morza Czerwonego. Ważnym argumentem na rzecz właśnie tej techniki jest fakt, że membranę można wykonać z materiałów, które są dostępne w Egipcie i jego najbliższym otoczeniu, dzięki czemu maleje ryzyko uzależnienia od zewnętrznych dostawców. 

Zdaniem prof. Adhama Ramadana z Uniwersytetu w Kairze, nowa metoda może przyczynić się produkcji wody pitnej na znacznie większą skalę co przyniesie znaczące korzyści zarówno rolnictwu jak i rozwojowi osadnictwa. 

Tradycyjna metoda destylacji wody morskiej:



wtorek, 3 listopada 2015

Free Electric Machine - wyprodukuj energię dla swojego domu przy pomocy własnych mięśni!

Ponad 3 miliardy ludzi na świecie wciąż nie ma dostępu do energii elektrycznej, nie są więc w stanie tak jak my oświetlić swoich domów, ani też tym bardziej uzyskać dostępu do takich wynalazków współczesności jak telefonia komórkowa czy internet. Jest jednak szansa, że już wkrótce dzięki "The Free Electric machine" (FEM), która umożliwia samodzielne wyprodukowanie prądu, który wystarczy nawet na 24 godziny. 


Video screen capture Billions in Change/Treehugger


Idea Free Electric Machine jest niezwykle prosta, przypomina stacjonarny rower tyle, że do jazdy w pozycji półleżącej i wyposażony w dynamo. Produkcja energii odbywa się, jak można się domyśleć, poprzez pracę ludzkich mięśni, zwykłe pedałowanie może już w godzinę dostarczyć tyle prądu, że nie będziemy musieli martwić się oświetleniem domu czy podładowaniem komórki. 

Free Electric Machine ma też rzecz jasna wady, najważniejszą z nich jest ograniczenie do zasilania urządzeń niedużych i o prostej konstrukcji, które nie potrzebują zbyt dużo energii. Nawet jeśli jednak weźmiemy to pod uwagę, musimy być świadomi, że zostało ono zaprojektowane dla osób, które w ogóle nie mają dostępu do energii elektrycznej, są też z reguły silniejsi fizycznie, gdyż często muszą codziennie pokonywać wiele kilometrów by dotrzeć do szkoły, pracy a także pracując w polu. Energię, którą wytworzą dzięki temu hybrydowemu rowerowi będą mogli wykorzystać do nauki, do łączenia się z internetem i zdobywania nowej wiedzy, w końcu mogą też zwyczajnie podłączyć radio. 

Free Electric Machine została zaprojektowana w ramach inicjatywy "Billions in change", która ma na celu wyprodukowanie i sprzedaż ogólnodostępnych i niedrogich urządzeń, które mają pomóc najuboższym uzyskać dostęp do nowoczesnych technologii i tym samym wyciągnąć ich z biedy. Pierwsze egzemplarzy FEM mają się pojawić w sprzedaży już na początku przyszłego roku. Mimo, że projekt skierowany jest przede wszystkim do ubogich, może jednak znaleźć zastosowanie wśród mieszkańców bogatszych obszarów, gdzie energia elektryczna jest ogólnie dostępna. Wielu bowiem będzie chciało nie tylko oszczędzić nieco pieniędzy na rachunkach, ale też zadbać o własną kondycję, szczególnie zimą. 




poniedziałek, 2 listopada 2015

Fragment powieści "Tajemnica Czternastej Bramy" Rozdział 44 Sankt Kathrein. Austria



Marc tracił nadzieję. Mijały dwie godziny, a nie dowiedział się niczego. Chodził od budynku do budynku, powtarzając jak mantrę historię o swoich archeologicznych zainteresowaniach. Starał się miło rozmawiać z mieszkańcami Sankt Kathrein, wsłuchując się dokładnie w to, co mówili. Nasłuchał się historii rodzinnych. Były też recenzje posługi miejscowego proboszcza. Wspomnienia z licznych kościelnych uroczystości. Wszyscy byli uprzejmi i bardzo wylewni. Zainteresowanie się ich kościołem wzbudziło sympatię wobec nieznajomego. Marc wypił kilka herbat, został poczęstowany miejscowym winem i lokalnym, zupełnie niezłym serem. Wszystko to było przyjemne. Oprócz jednej rzeczy. Nikt nic nie wiedział. Tylko w dwóch przypadkach intuicja mówiła mu, że jego rozmówcy nie mówią prawdy. Coś ukrywają. Starał się kilkakrotnie naprowadzać ich na interesujący go temat, ale unikali odpowiedzi na ważne dla niego pytania. Po tych rozmowach Marc był skonsternowany. Nie wiedział, czy spotkani ludzie kłamią, czy boją się rozmawiać. Coś było nie tak. Zastanawiał się nawet, czy nie wrócić do tych, których już pytał, kiedy zorientował się, że nikt inny nic nie wie. Po namyśle zrezygnował z tego pomysłu. Pewnie i tak by nic nie powiedzieli. Szedł dalej. Pozostał mu do odwiedzenia już tylko jeden budynek. Położony pod lasem, oddalony od zwartej zabudowy niewielkiej wioski. Biała elewacja, pierwsze piętro obłożone drewnem. Wykończony toczoną z drewna balustradą balkon. Przed domem starannie pielęgnowana zieleń. Do domu prowadziła krótka, lecz kręta droga. Marc wspinał się pod górkę. Był już trochę zmęczony. Wszedł za drewniane ogrodzenie. Podszedł do rzeźbionych drzwi. Nie znalazł dzwonka. Zastukał. Czekał, ale nikt nie otwierał. Zapukał raz jeszcze.
„Nie ma nikogo – pomyślał. – Pewnie i tak by to nic nie dało”. W chwili, gdy odwrócił się z zamiarem odejścia, usłyszał hałas na górze domu. Ktoś otwierał drzwi prowadzące na balkon.
– Kto tam? Kto tam jest? – usłyszał.
Zrobił dwa kroki do tyłu, by zobaczyć wnętrze balkonu. Spojrzał do góry. Stał na nim starszy mężczyzna, wychylający się przez poręcz. Jego skroń pokrywały srebrno-siwe włosy. Był szczupły i wysoki. Ubrany w jakąś ludową, zieloną marynarkę. Jego twarz miała przyjazny wyraz. Spoglądał na Marca zdziwiony.
– Pan do mnie? – zapytał.
Marc uśmiechnął się, starając się wzbudzić zaufanie.
– Tak, do pana. Dzień dobry. Jestem Marc i chciałem o coś zapytać, jeżeli pan pozwoli oczywiście.
– No dobrze. Proszę bardzo. Pewnie pan zabłądził? Czasem trafiają do mnie zagubieni turyści. Nie pan pierwszy i nie ostatni.
Marc odsunął się od domu jeszcze kawałek. Teraz lepiej widział nieznajomego.
– Przyjechałem tu specjalnie.
– Do mnie? – przerwał mu. – A to ciekawe. Niech pan poczeka. Zaraz zejdę na dół.
– Świetnie – ucieszył się Marc.
Drzwi balkonu zamknęły się. Marc czekał chwilę. Po chwili spotkali się na werandzie. Przywitali się. Usiedli obaj na drewnianej ławce stojącej na werandzie.
– No to słucham. Co pana sprowadza w moje progi? Dawno nikt mnie nie odwiedził.
– Tym bardziej się cieszę, że tu dotarłem. Jak już wspomniałem, mam na imię Marc. Jestem archeologiem...
– Kim? Archeologiem? – zdziwił się starszy człowiek.
– A cóż archeolog może u nas robić? – zaśmiał się. – Nie pomylił pan Sankt Kathrein z Egiptem? Tu nie znajdzie pan żadnej piramidy.
– No piramidy to pewnie nie znajdę, ale może z pańską pomocą uda mi się coś interesującego wykopać. – Marca rozbawił usłyszany komentarz.
– Może gdybyśmy dobrze pokopali, to byśmy coś wykopali – odpowiedział rymem nieznajomy.
– Właśnie, zgodnie z porzekadłem: kto szuka, ten znajdzie.
– No to pożartowaliśmy, a teraz do rzeczy – spoważniał nieznajomy. – Proszę powiedzieć o co chodzi, bo zacznę wierzyć, że rzeczywiście razem znajdziemy skarb. Za stary jestem, by uwierzyć w jakieś bajki. I za mądry – dodał znacząco.
Marc zastanowił się chwilę. Rozważał, co może powiedzieć nieznanemu sobie człowiekowi. W zasadzie niczym nie ryzykował. Intuicja podpowiadała mu, że powinien być szczery. Zaryzykował.
– Szukam dziewczyny. Swojej dziewczyny. Kilka dni temu została uprowadzona z lotniska w Klagenfurcie. Przyleciała do mnie i zniknęła. Nie bardzo wiem dlaczego. Z informacji, jakie posiadam wynika, że mężczyźni, którzy ją porwali, przywieźli ją do tej miejscowości. I teraz najważniejsze. Podobno zniknęli pod kościołem. – Marc zrobił przerwę. – Nie wiem czemu tak szczerze o tym mówię.
Nieznajomy spojrzał na niego.
– Zdaje się, że nie ma pan innego wyjścia – skomentował.
– Chyba tak... – przyznał Marc. – Nie mam i przyznam, że ogromnie mnie to przygnębia.
– I mam rozumieć, że pańska dziewczyna przyleciała do pana, by szukać odkryć archeologicznych?
– Hm... powiedzmy – zmieszał się Marc.
– Domyślam się wobec tego, że lepiej abym nie wiedział, co pan tu naprawdę robi.
Marc ponownie zastanowił się chwilę.
– Może lepiej nie. Ale chcę, by pan wiedział, że nie jesteśmy ani ja, ani ona żadnymi przestępcami. Ot, czasem razem staramy się rozwiązywać różne zagadki, o których nie wszyscy chcą mówić publicznie.
– Rozumiem, a skąd przekonanie, że ja mogę jakoś pomóc?
– Nie wiem. Coś mi mówi, że tak może być. Ale oczywiście mogę się mylić – odpowiedział Marc.
Zamilkli obaj.
– Czy to możliwe, by pod kościołem znajdowały się jakieś podziemia, w których mogliby ją przetrzymywać? – zapytał. Nieznajomy pogładził ręką podbródek. Powtórzył gest kilkukrotnie.
– Czy możliwe? – Spojrzał na Marca. – Miejscowy proboszcz z pewnością nic o tym nie wie.
– Słucham? – zapytał Marc.
– Powiedziałem, że miejscowy proboszcz z pewnością nic o tym nie wie. Podobnie zresztą jak większość mieszkańców tej uroczej miejscowości – dodał.
– Rozumiem. A jaka jest prawda?
Mężczyzna ponownie pogładził podbródek.
– A prawda jest taka, że od czasu do czasu ktoś przywozi tu kogoś i znika pod ziemią – odpowiedział. – Panie archeologu... – dodał, kiwając głową.
– A skąd pan o tym wie?
– Powiedzmy, że wiem. Może też jestem archeologiem.
– Rozumiem – uśmiechnął się Marc.
– Właśnie – roześmiał się nieznajomy. – Powiedzmy, że archeologia to moja pasja.
– Czy wiadomo, w którym miejscu znikają?
Mężczyzna zastanowił się chwilę.
– Mniej więcej, ale to wygląda na bardzo zmyślnie zrobione wejście. Na zewnątrz niczego podejrzanego nie da się dostrzec. Idealnie dopasowane kamienie, żadnych śladów. Nikt niczego nie zauważy. Czasem tylko właz uchyla się i wchodzą do niego ludzie.
– Czy ktoś jeszcze o tym wie?
– Nawet jak wie, to milczy. Nikomu nie są potrzebne kłopoty. To spokojna miejscowość, nastawiona na turystów. Zła reklama nikomu tu nie służy, a... – Zastanowił się chwilę.
– A z pewnością nie przybywają tu poszukiwacze skarbów znani z telewizyjnych programów.
– Rozumiem. Czy domyśla się pan, dlaczego przyjeżdżają i czemu tam znikają? Nieznajomy ponownie zamilkł. Widać było, że zastanawia się nad odpowiedzią.
– Powiedzmy sobie, że za krótko prowadzę tu badania, realizując swoją archeologiczną pasję. – Uśmiechnął się.
– Ach tak – westchnął Marc. – To wszystko, czego mogę się dowiedzieć? – zapytał.
– No... – Nieznajomy spojrzał w niebo. – Jestem przekonany, że ta piękna pogoda utrzyma się jeszcze przez kilka dni...
Marc wstał. Wyciągnął rękę do swojego rozmówcy.
– Bardzo mi pan pomógł. Jestem wdzięczny. Dziękuję.
Nieznajomy wstał. Uścisnął dłoń Marcowi.
– Mam nadzieję, że ją pan znajdzie.
Marc odwrócił się. Zrobił kilka kroków. Stanął. Odwrócił się ponownie w kierunku gospodarza.
– Przepraszam, czy...?
– Tak?
– Czy mogę zostawić swój numer... na wypadek, gdyby pan ją zobaczył? Gdyby zaszło coś, co mogłoby mi pomóc?
– Oczywiście. Będę pamiętał. Czy ma pan może jej fotografię?
Marc zastanowił się. Złapał ręką za portfel.
– Mam. – Wyjął zdjęcie, które nosił przy sobie. – Proszę.
– Podał je nieznajomemu.
Ten spojrzał na fotografię.
– Piękna kobieta. – Uśmiechnął się.
– Właśnie. Dziękuję raz jeszcze. Do widzenia.
– Do widzenia. My, archeolodzy, powinniśmy trzymać się razem. Marc opuścił zabudowania. Spojrzał na zegarek. George pewnie już na niego czekał. Przyśpieszył kroku. Po kilku minutach był przy samochodzie.
Tak jak sądził, George czekał oparty o auto.
– Dobrze, że jesteś. Jak poszło? – zapytał.
– Nie najgorzej – odpowiedział Marc. – Jedziemy?
– Tak, porozmawiamy po drodze.
Wsiedli do samochodu. Nie zamierzali marnować czasu.

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf