poniedziałek, 12 stycznia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 bramy". Rozdział 6 Wiedeń. Austria

fot. wikipedia


Marc dojeżdżał do Wiednia. Znał to miasto ze swoich służbowych podróży. Rzadko stawało się ono areną politycznych wydarzeń o negatywnym zabarwieniu. Ktoś kiedyś nawet uznał je w pewnym plebiscycie za najbardziej przyjazne miasto w Europie. Było praktycznie pozbawione tego męczącego wpływu polityków na swoich mieszkańców. A jeśli już dawało się coś zauważyć, to w najmniejszym możliwym stopniu. Marc cenił Wiedeńczyków za wiele rzeczy, przede wszystkim za ich poczucie niezależności. Podziwiał, że snuli się radośnie wieczorami po oświetlonych placach. Przyglądał się, jak organizowali wielki festiwal filmu, corocznie skupiający tysiące ludzi przy muzyce i narodowych kuchniach, których egzotyczny zapach osnuwał monumentalny budynek miejskiego ratusza. Starał się przyjeżdżać właśnie w tym czasie. Mieszał się wówczas z tłumem, oddychając atmosferą tego niezwykłego miasta. Przyjemne wspomnienia wiedeńskiej sielanki burzyły mu trochę historie, które wiązały się z tym miejscem, jak na przykłata o zamordowaniu Mozarta. Podobno stało się to za sprawą jego braci z loży wolnomularskiej. Jak głosiła legenda, uzdolniony kompozytor w operze Czarodziejski flet zdradził tajemnice ich misterium.
Ilekroć bywał w Wiedniu, z przyjemnością zjadał oryginalny tort Sachera, pijąc dla historycznej równowagi drugą kawę w słynnym wiedeńskim Demelu. Wszak zgodnie z historią tej najsłynniejszej austriackiej słodkości, aż dwadzieścia siedem lat trwała prawdziwa wojna o spuściznę po słynnym cesarskim kucharzu. W końcu strony pogodziły się i dziś każda z nich produkuje cukierniczy cud pod inną, lekko zmienioną nazwą.
Marc skupił uwagę na komunikacie, który płynął z radia: Samolot odbywający lot o numerze 447 miał na swoim pokładzie dwustu dwudziestu ośmiu pasażerów i członków załogi oraz leciał z Rio de Janeiro do Paryża we Francji. Po okołotrzech godzinach lotu, automatyczny system samolotu przekazał dziesięćraportów o stanie urządzeń, z których każdy dotyczył innej usterki. Około dziesięciu do piętnastu minut później Airbus A330 powinien był pojawić się nad Wyspami Kanaryjskimi, gdzie radio funkcjonuje już lepiej, ponieważ maszyna znajduje się nad lądem. Wtedy Lot 447 miał wysłać raport o swej lokalizacji, ale tak się nie stało.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk telefonu. Odruchowo zdjął
nogę z gazu. Samochód zwolnił. Sięgnął po telefon.
– Tak, proszę?
Po drugiej stronie panowała cisza.
– Halo, kto mówi? – powtórzył pytanie Marc.
Ze słuchawki wydobył się dziwny świst. Po chwili znowu zapanowała cisza.
– Pośród pasażerów samolotu było stu dwudziestu sześciu mężczyzn, osiemdziesiąt dwie kobiety, siedmioro dzieci i jedno niemowlę – odezwał się głos w słuchawce. – Na pokładzie było też dwunastu członków załogi, w tym jedenastu z Francji i jeden z Brazylii. Ale wśród tych pasażerów było dwóch szczególnych, o których, zapewniam pana, nie przeczyta pan w oficjalnych komunikatach. Oni również wybierali się w to miejsce, do którego pan zmierza. Oczywiście, trochę w innej roli – powtórzył rozmówca Marca. – Czy pan rozumie?
– Nie – odpowiedział Marc.
– Proszę posłuchać. Wybiera się pan na pewne spotkanie...
– Kto mówi? – Marc podniósł głos.
– Proszę zamilknąć i słuchać... nieważne kto mówi. Niech pan posłucha. Jedzie pan na pewne spotkanie.
– Na spotkanie? – powtórzył Marc. – Skąd pan wie?
– Nieważne. W każdym razie, skoro już ustaliśmy, że wybiera się pan na spotkanie... – Męski głos zamilkł na chwilę.
– Proszę przyjąć do wiadomości, że zmienia pan plany. Nie może pan na nie jechać.
– Nie jechać? – powtórzył Marc. – Dlaczego? Co mi pan chce powiedzieć?
– Dzisiaj ekipy poszukiwawcze znalazły szczątki samolotu linii Air France, który dwa dni temu zniknął z radarów nad oceanem w rejonie Brazylii, prawda?
– Słyszałem. Spadł do oceanu. Ale co to ma wspólnego
ze mną?
– Wypadki się zdarzają.
– Czy pan mnie straszy?
– Nie, nic w tym rodzaju... – Głos był spokojny. – Ostrzegam... życzliwie ostrzegam. Niech pan nie jedzie na to spotkanie. To nie pańska sprawa.
– Pozwoli pan, że sam zdecyduję?
– Oczywiście, ale to może być pańska ostatnia podróż.
– Proszę posłuchać – głos Marca był zdecydowany. – Słyszy mnie pan? Halo...
W słuchawce panowało milczenie.
– Halo, słyszy mnie pan? – powtórzył Marc.
Cisza. Odłożył słuchawkę. Był zszokowany. Telefon zadzwonił ponownie.
– Coś przerwało... Zapytam ponownie!... – krzyknął do słuchawki Marc. – O co chodzi? Czy pan mnie straszy?
– Marc! Co się stało? – usłyszał głos Monik.
– Ach... to ty.
– Tak, to ja, dzieje się coś złego? – zaniepokoiła się.
Marc zastanowił się przez moment. Nie chciał jej martwić. Wprawdzie obiecali sobie kiedyś mówić prawdę, niezależnie od okoliczności, ale tym razem miał wątpliwości, czy powinien.
– Wiesz, miałem przed chwilą dziwny telefon.
– Jaki?
– Zadzwonił jakiś nieznany mi człowiek, o dziwnym, jakby nienaturalnym głosie.
– Tak...
– I powiedział, że mam nie jechać na ten zamek.
– Nie jechać? – zaniepokoiła się Monik.
– Właśnie... nie wiem, co o tym sądzić.
Zamilkli na chwilę oboje. Próbowali zebrać myśli.
– Marc...
– Tak ?
– Jesteś zaniepokojony. Mam rację?
Marc zastanowił się przez chwilę.
– Pewnie, że trochę jestem... wiesz...
– Tak kochanie?
– Ten jego głos.... Był taki dziwny. Niepokojący.
Zdecydowany.
Zapanowała znowu chwila ciszy. Przerwała ją Monik.
– Kochanie, może faktycznie wróć... nie jedź na ten zamek.
–Wiesz, że nie poddaję się nigdy takim życzliwym podpowiedziom, a tym bardziej jakimś anonimowym pogróżkom.
– Wiem, ale mam wrażenie, że coś jest nie tak. Jesteś... nie chcę cię urazić. Wydaje mi się, że jesteś trochę... a raczej mocno wytrącony z równowagi.
Marc przedłużył milczenie.
– Pewnie masz rację.
– Zawrócisz?
– Nie wiem. Pomyślę... znasz mnie.
– Właśnie. Znam i dlatego przylatuję pierwszym samolotem. Gdzie jest najbliższe lotnisko?
– Nie wiem, chyba w Klagenfurcie. Naprawdę chcesz przylecieć?
–  Oczywiście. Przecież nie zawrócisz. Sprawdzę loty i zadzwonię.
– Dobrze... będę czekać. Dziękuję, że zadzwoniłaś.
– To ja ci dziękuję, że jesteś. Szybko się zobaczymy. Do widzenia, kochanie.
– Pa... czekam.
Odłożył telefon. Zamyślił się. Jeszcze słyszał w uszach ten dziwny, niski, metaliczny głos. Rozejrzał się dookoła. Nawetnie zauważył, że zatrzymał samochód na poboczu. Ruszył dalej. Gdyby wówczas wiedział, jak potoczą się najbliższe dni, zawróciłby na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf