poniedziałek, 18 maja 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy": Rozdział 24 Zamek Hochosterwitz. Austria



W dużym pomieszczeniu, w którym gospodarze zamku zwykli podawać swoim gościom śniadanie, rozchodził się zapach świeżo zaparzonej kawy. Na srebrnych tacach ułożono prawdziwy festiwal przeróżnych zakąsek, wśród których królowały rodzime wędliny. W wiklinowych koszykach swoją złotą barwą jaśniały maleńkie bułeczki i rogaliki. Pyszne powidła wypełniały wystawione słoje, a leżące przed nimi deski obfitowały obecnością smakowicie prezentujących się serów. Wokół suto zastawionego stołu przechadzali się goście, spokojnie zapełniając trzymane w rękach talerze. Odchodzili do stolików, skupiając się na smaku zjadanych potraw. Siadali dosyć przypadkowo. Przy stoliku usytuowanym pośrodku sali zasiadła jedyna w tym towarzystwie kobieta. Jej śniadanie, niezwykle skromne, manifestowało jej staranną dbałość o sylwetkę lub być może, długoletnie przyzwyczajenia. Skupiona była na lekturze trzymanej jedną ręka gazety. Drugą ręką unosiła od czasu do czasu filiżankę pachnącej kawy. Zajęta czytaniem, nie zwracała uwagi na przechodzących obok niej ludzi. Spoglądali na nią dyskretnie z zaciekawieniem. Śniadanie przebiegało spokojnie, może nawet trochę nudnawo. W pewnym momencie w drzwiach pojawił się wysoki mężczyzna o jasnej karnacji i błękitnych oczach. Spoglądał na salę, rozglądając się, jakby kogoś szukał. Jego wzrok spoczął na kobiecie. Ruszył w jej kierunku. Dostrzegła go. Pochylił się nad nią, szepcząc jej coś do ucha. Odłożyła jednym ruchem trzymaną w ręce gazetę i wstała. Podeszła energicznie do drzwi. Mężczyzna podążył za nią. Korytarz przemierzyli w milczeniu. Wchodząc po schodach, zatrzymali się na chwilę. Mężczyzna pochylił się. Obcas eleganckiego buta kobiety utknął w starym stopniu. Kobieta wsparła się na poręczy schodów, trzymając nogę w powietrzu. Czekała cierpliwie. Mężczyzna po chwili wydostał but, wkładając go na jej nogę. Nie podziękowała. Ruszyła dalej. Po kilkunastu metrach zniknęli za drzwiami jej pokoju. Różnił się od innych swoją wielkością. Stojące pod ścianą ogromne łoże przykryte było purpurowym baldachimem. Piękna toaletka z przystawionym do niej krzesłem wypełniała róg komnaty. Naprzeciwko kominka stała sofa i dwa strojne fotele. Znaleźli się w środku. Kobieta spojrzała na mężczyznę z niepokojem.

– Powtórz mi jeszcze raz dokładnie wszystko, czego się dowiedziałeś. Usiądź, proszę –wskazała na stojące fotele. Usiedli naprzeciwko siebie. Była zaniepokojona.

– Dostałem wiadomość, bardzo złą wiadomość, że nasze negocjacje, ustalenia w sprawie nowej technologii, którą mieliśmy pozyskać, zupełnie się rozsypały.

– To już wiem, powiedz mi teraz dlaczego? Co się stało?

– W jej tonie wyczuwalne było zniecierpliwienie.

– Rozmowy z naszej strony były prowadzone od lat. Niestety, wiele musieliśmy poświęcić przez ten czas. Ale...

– Tak?

– Teraz wszystko się nagle rozsypało.

– Słucham cię – skrzywiła się.

– Otóż, negocjacje z naszej strony prowadził pewien człowiek. Dla nas niezwykle cenny, ale co najważniejsze dla nich, zaufany. Muszę powiedzieć, że ONI są niezwykle podejrzliwi, wymagający i bardzo niechętni wszelkim naszym postulatom. Różni nas tak ogromna przepaść wiedzy, technologii... Stajemy do tych negocjacji w roli petenta i to biednego petenta, który ma niewiele do zaoferowania... w zasadzie nic, czego sami nie mogliby bez naszej zgody wziąć.

– Jesteś tego pewny?

Mężczyzna skinął głową.

– Jestem. Absolutnie. Właściwie mógłbym powiedzieć, że robią co chcą, ale mam świadomość, że zabrzmiałoby to groźnie. Wręcz niebezpiecznie. Nie używamy w tej sprawie podobnej retoryki. Z oczywistych względów...

– Rozumiem. I co dalej?

- Wracając do tego, co najistotniejsze, otóż te negocjacje prowadził pewien człowiek. Włoch.

– Włoch? W naszym imieniu? – zdziwiła się.

– Tak, właściwie nie wiem dlaczego. Nie wiem również, co go łączyło z nami. Zresztą to już nieważne... W każdym razie wczoraj ten człowiek zapadł w śpiączkę. Leży w szpitalu.

I co najgorsze...

– Tak?

– Nie przekazał nam, jak mamy się z nimi kontaktować. Zamilkł. W pokoju zapanowała cisza.

– I nic się nie da zrobić? – zapytała. Mężczyzna pokręcił przecząco głową.

– Jego stan jest ciężki, a nasz poziom medycyny nie gwarantuje, że kiedykolwiek się obudzi.

– Teraz już wszystko rozumiem.

– Co gorsza, nawet jeżeli możemy przypuszczać, że ich technologia, poziom wiedzy, jaką dysponują, nawet jeżeli to mogłoby go uratować... to i tak nie wiemy, jak się z nimi skontaktować. Ponownie zamilkł. Po chwili odezwał się.

– Mamy więc ogromny problem, który może skończyć się wycofaniem z instalacji tej tarczy.

Kobieta zmarszczyła brwi. Zastanawiała się chwilę.

– Czy on wie? – zapytała.

– Myślę, że wie. Jestem pewien, że został poinformowany – poprawił się.

Mężczyzna wstał. Podszedł w stronę stojącej w rogu komody.

– Nalej mi drinka. Sobie też – dodała wzdychając. – No to mamy problem. Mężczyzna wyjął z komody dwie kryształowe szklanki. Sięgnął po karafkę wypełnioną złotym płynem. Wziął naczynia do ręki i podszedł do fotela, na którym siedziała.

– Proszę.

– Dziękuję. Usiądź, proszę. Musimy się zastanowić. Za moment powinnam wrócić na spotkanie i obawiam się, że nie będę posłańcem dobrych wieści. Mężczyzna milczał. Zastanawiał się, co ma powiedzieć.

– Mamy dwa problemy – kobieta podjęła rozmowę. – Pierwszy to, w jaki sposób wrócić do negocjacji. Drugi, co powiedzieć zgromadzonym tu osobom, by nie wprowadzić wśród nich podejrzeń, że coś się zmieniło. Tym bardziej, że wczoraj potwierdziłam nasz dotychczasowy pogląd.

– Nie wiem... – mężczyzna zawahał się.

– Tak? – spojrzała na niego.

Widać było, że mężczyzna się waha.

– Co chciałeś powiedzieć? – zachęciła go.

– Może to zabrzmi... może nie powinienem tego mówić.

– Mów, chcę znać twoją opinię. Bez względu na to, czy takiej oczekuję.

– Rozumiem. Chciałem powiedzieć, że mam wątpliwości, czy da się ukryć konieczną zmianę naszego stanowiska.

– Dlaczego tak sądzisz?

– Ponieważ obawiam się, że nie możemy jasno określić terminu, kiedy sytuacja wróci do normy. Nie wiem, czy znajdziemy szybko jakiś kontakt. Jeżeli oczywiście jest jakiś kontakt. Może to zabrzmi paradoksalnie, ale z informacji, które posiadam, wynika, że to był jedyny nasz łącznik.

– Jesteś tego absolutnie pewien?

– Jak już wspominałem, nasze kontakty obciążone są słabą pozycją jaką mamy. Stąd też konieczność dostosowywania się do ich wymagań, w zasadzie do umiejętnego spełniania ich oczekiwań. Od lat jesteśmy na pozycji spełniania stawianych przed nami wyzwań. Nierzadko trudnych... Ale skoro to warunek korzystnej dla nas stabilizacji, to jesteśmy skazani na kompromis. Jeżeli tak to można nazwać. Dlatego też przyjęliśmy takie, a nie inne formy bezpośredniego kontaktu. I właśnie dlatego zrobił się problem.

– Rozumiem. Poza tym nie chcę, byś musiał powiedzieć mi więcej, niż możesz i do czego jesteś upoważniony.

– Wiem i jestem za to wdzięczny.

– Zatem wróćmy do problemu dzisiejszego dnia. Co mam im twoim zdaniem powiedzieć?

– Mogę się chwilę zastanowić?

– Bardzo proszę. Skorzystam w tym czasie z łazienki. Odświeżę się – dodała, uśmiechając się. Kobieta wstała. Towarzyszący jej mężczyzna podniósł się kurtuazyjnie z miejsca. Usiadł w chwili, kiedy zniknęła za drzwiami łazienki. Zastanawiał się. Starał się wypracować jakieś rozwiązanie, które mógłby jej podpowiedzieć. Czas mijał. Drzwi łazienki otworzyły się. Kobieta podeszła do stojących foteli. Usiadła.

– Masz jakąś radę? – zapytała.

– Tak. Mam pewien pomysł. Otóż moglibyśmy zaproponować, przedstawiając plan realizacji, konkretną dwustopniową wersję.

– Co masz na myśli?

– Chciałbym posłużyć się kontrowersjami, jakie narosły wokół naszej koncepcji i wymagana jest pewna zmiana.

– Zaraz, wczoraj oznajmiłam im, że nie zgadzamy się na żadne modyfikacje.

– Wczoraj nie wiedzieliśmy tego, co wiemy dziś. Ale oczywiście powinniśmy znaleźć jakiś inny argument. W nowej sytuacji zaproponujemy, iż w pierwszym etapie powstanie zwykła instalacja obronna, a dopiero w drugim etapie zasadnicza instalacja.

– To wymaga, poza znalezieniem wiarygodnego argumentu, jeszcze dodatkowych środków, których nie mamy.

– To bezsporne, ale mam pewien pomysł. Proponowałbym, by takim argumentem była informacja o przygotowywanym negatywnym stanowisku Chin i w konwencji, problemach gospodarczych. Trudno zlekceważyć taką postawę.

– Tak sądzisz? –zastanowiła się kobieta.

– Owszem, proszę im powiedzieć, że taką informację otrzymaliśmy w nocy. A to już argument, nad którym wszyscy się poważnie zastanowią.

– Być może. W końcu ważny jest nie tylko sam powód, ale i forma przedstawienia go, a z tym sobie poradzę.

– Jestem tego pewien. – Mężczyzna uśmiechnął się.

– Pozostanie nam jeszcze problem, jak znaleźć środki finansowe.

– Właśnie. Jak już wspomniałem, mam pewien pomysł. Do- syć śmiały, muszę to zastrzec od razu.

– Jestem bardzo ciekawa – powiedziała życzliwie.

– Otóż, moglibyśmy uzyskać te środki od koncernów farmaceutycznych.

Od koncernów farmaceutycznych? – powtórzyła ze zdziwieniem.

– Tak. Wprowadzilibyśmy, zgodnie z moim zamysłem, specjalne obciążenie podatkowe, ze względu na wzrost obrotów firm farmaceutycznych spowodowanych zamówieniami rządowymi.

– A czy to w efekcie nie bilansuje tych środków?

– Nie, po pierwsze pochodzą one z różnych funduszy. Przychód z dodatkowych podatków może iść na sfinansowanie programu obronnego, a zamówienia będą finansowane z funduszy zdrowia. Poza tym, planowany duży wzrost przychodów koncernów nastąpi poprzez sprzedaż farmaceutyków innym krajom. Otóż, mogę założyć, iż uda nam się spowodować tak duże zainteresowanie zakupami, że zarządy firm w najmniejszym stopniu nie będą protestować przeciwko rządowym, nałożonym na nich zobowiązaniom.

– Myślisz, że taka sytuacja jest możliwa? Nie słyszałam jeszcze przypadku spokojnego przyjęcia zwiększenia obciążeń podatkowych. Mężczyzna przełknął łyk whisky.

– Mój plan zakłada wywołanie pandemii choroby, która stanie się postrachem na całym świecie.

– Co?! To brzmi jak żart! Nikt nie zgodzi się na wywołanie światowej paniki! To niemożliwe!

– Nie jestem pewien... – mężczyzna uśmiechnął się. – Otóż, nie myślę w żadnym przypadku o jakiejś ciężkiej chorobie. Niby nic ważnego, ale wykorzystując media, które rzucają się na każdą sensację... Myślę, że zrobią za nas całą robotę. Przewiduję, że koncerny farmaceutyczne wymyślą jakąś nieszkodliwą szczepionkę i zarobią na tym krocie. A skoro zarobią, pozwolą zabrać sobie część dobrowolnie.

– To szokujący plan – kobieta zamyśliła się.

Milczeli oboje przez chwilę.

– Wiesz, to być może absurdalne, ale to proste i zarazem genialne.

– Tak? Cieszę się, że mogłem się przydać.

Kobieta spojrzała na zegarek. Uśmiechnęła się.

– Musimy kończyć. Myślę, że po przedstawieniu twojego pomysłu uzyskam ich pełną akceptację. Tym bardziej, że zapewne każdy z nich będzie zastanawiał się od teraz, jak, wykorzystując swoje możliwości, zarobić na tej, jak to wymyśliłeś, epidemii. Jesteś niezwykle utalentowanym człowiekiem. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech.

– Sądzę, że wielu zbije ogromne fortuny na tym wydarzeniu i jestem pewien, że wszelkie opiniotwórcze gremia, które mogłyby doprowadzić do zdemaskowania tej historii, wyczuwając w tym własne korzyści, pierwsze zaczną głosić przerażające wieści.

– Tak... to wydaje się logiczne. Jestem ci zobowiązana za podpowiedź. Czuję się spokojniejsza, ale...

– Tak?

– Powinieneś uzgodnić ten pomysł.

– Wiem, zrobię to, jeszcze zanim zaczną się obrady.

– Posłuchaj, gdyby coś się stało, gdybyś nie zyskał akceptacji, wejdź i wywołaj mnie z obrad. Postaram się opóźnić dyskusję na ten temat.

Mężczyzna skinął głową.

– Oczywiście, uczynię to niezwłocznie.

Kobieta wstała.

– Do zobaczenia. – Podeszła do drzwi prowadzących na korytarz. – Życzę ci powodzenia.

Mężczyzna został sam. Wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Większy od normalnego telefonu. Służył mu do łączenia się w każdej chwili i z każdego miejsca na ziemi. Wykręcił numer.

– Połącz mnie... – powiedział do słuchawki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf