George wszedł do sali, w której przy stole czekał na niego
Marc. Za nim z ogromną tacą wtoczył się barman, jego szwa-
gier. Uśmiechnął się szeroko do Marca.
– No panowie, zanim zaczniecie dalszy ciąg dyskusji, chciałem byście przyjęli ode mnie ten skromny poczęstunek. Postawił na stole dwa talerze z ogromnymi golonkami w kiszonej kapuście i podsmażanymi ziemniakami. Całość dopełniły dwa duże kufle piwa.
– Skromny? – zaśmiał się Marc. – Nie wiem, czy przepełnia mnie bardziej wdzięczność, czy podziw dla skromności tej uczty.
– Nie będziemy się licytować – odparł wesoło barman.
– Czym chata bogata, panowie. Spotkanie na zamku się skończyło, więc trochę się odkuję.
– Serdecznie dziękuję – powiedział Marc. Teraz poczuł, że jest głodny. Od wielu godzin nie zwracał uwagi na tę potrzebę organizmu. Usiedli z Georgiem naprzeciwko siebie. Pochylili się nad przepełnionymi talerzami, z których unosił się ponętny zapach świeżo ugotowanej potrawy. Chwilę jedli w milczeniu. Ogromne porcje wolno znikały. Marc starał się dotrzymać tempa Georgowi, ale młody człowiek znacznie go wyprzedzał.
Zaspokoiwszy głód, kończyli posiłek smakowaniem miejscowego piwa.
– Niezłą regionalną kuchnię ma ten twój szwagier.
– A faktycznie – uśmiechnął się George – jest bardziej autentyczna niż pokrewieństwo pomiędzy nami.
– Domyśliłem się – skomentował Marc jego ostatnie słowa.
– No cóż, czasem najprostsze pomysły są najlepsze.
– Zgadza się, słuchaj George, powiedz mi, co oni wyprawiają na tym zamku? – zapytał poważnie Marc.
George spojrzał na niego.
– Chciałbym, byś przyjął moje słowa z pewną tolerancją. Otóż, część z informacji, jakie posiadam, jest wprawdzie sprawdzona, ale nie będę ukrywał, że część to jedynie hipotezy. Nasze domysły wynikają z obserwacji i analizy zdarzeń, jakie zachodzą w tym miejscu i wokół niego.
– Rozumiem. Nie oczekuję od ciebie niczego, czego byś sam nie zechciał mi powiedzieć.
– To dobrze. Posłuchaj Marc, to dziwne miejsce. Nie wiem, czy zostało przypadkowo wybrane, czy ktoś, kto je wybierał, wiedział co robi. Faktem jest, że to zamczysko nigdy nie zostałozdobyte i może kryć tajemnicę nieujawnioną od lat. Nie wiem również, jak długo służy do rzeczy, co do których mamy podejrzenia.
– Co masz na myśli?
– Sądzimy, że pod zamkiem może znajdować się podziemny system jaskiń i korytarzy, które służą do prowadzenia działań realizowanych w najgłębszej tajemnicy. Na ogół można podejrzewać różne rzeczy, związane najczęściej z militarnymi instalacjami, ale tym razem przypuszczamy, że na tym zamku, a właściwie pod nim, ktoś poza rządową kontrolą eksperymentuje na uprowadzanych wcześniej ludziach.
Marc spojrzał na niego zaskoczony.
– Jesteś pewien?
– Prawie... – odpowiedział George.
– Powiedziałeś, że dzieje się to poza rządową kontrolą. Czyją
kontrolą? Miałeś na myśli rząd amerykański?
– Powiedzmy, że mam na myśli tych, którzy oficjalnie zarzą-
dzają tym, co się na świecie dzieje.
– Rozumiem. Nie pytam już o to. Ale czy wiesz, kto prowa-
dzi te badania, czy jak powiedziałeś, eksperymenty?
– Hm... z pewnością uczestniczą w nich ludzie, którzy już
wcześniej specjalizowali się w takich eksperymentach.
– Uczestniczą? Brzmi to tak, jakby był jeszcze ktoś poza nimi.
George zamilkł na chwilę.
– Właśnie. Muszę przypuszczać, że ludzi ci pracują lub bar-
dziej wykonują tę pracę dla kogoś.
– Tak?
– Nie będę ukrywał. Posłuchaj, chcę powiedzieć, że wyko-
nują tę pracę pod nadzorem stworzeń pochodzących spoza
Ziemi. Jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało.
– Dziwnie? Jakbym słyszał fantazje różnych nawiedzonych poszukiwaczy sensacji.
– Daj spokój, nie przyszedłem tu z ciebie żartować.
Marc spojrzał na niego, marszcząc brwi.
– Wiesz, to dziwny zbieg okoliczności. Zanim tu przyjechałem, zgłosił się do mnie, do redakcji, pewien człowiek, który twierdził, że pracował w podziemnej bazie, gdzie przybysze z obcej cywilizacji prowadzą badania, wykorzystując do tego ludzi, których wcześniej w rożny sposób porywają. Jako dziennikarz często mam do czynienia z niecodziennymi historiami.
– Tak?! Musisz mi o tym opowiedzieć.
– Oczywiście, chętnie ci się zrewanżuję. Ale wróćmy do tematu. Czy wiesz, skąd oni pochodzą?
– Nie tego nie wiem. Nie widziałem ich osobiście. Obserwuję to miejsce od dłuższego czasu. Jest pilnie strzeżone. Zwłaszcza w momentach, gdy coś się dzieje i szczególnie, kiedy przybywają tu ludzie, którzy potem znikają.
– Znikają? W którym miejscu?
George zawahał się.
– Powiedz... – poprosił Marc.
– Wydaje mi się, że w czternastej bramie.
Marc spojrzał na niego zaskoczony.
– To szokujące. Wiesz, że w czasie mojego pobytu wydawało mi się, iż pewnej nocy pędzono kilkunastu ludzi w kierunku tej bramy? Nie zdążyłem się dokładnie przyjrzeć, ponieważ zostałem uderzony w głowę i straciłem przytomność.
– Widziałeś ludzi znikających w czternastej bramie? – zapytał zaskoczony George.
– No wiesz, nie mogę tego jednoznacznie potwierdzić, ale tak mi się wydawało. Co więcej, wśród ludzi, których tam dosłownie pędzono, zauważyłem pewnego człowieka, który zniknął kilka miesięcy temu na pewnym zamku w Polsce.
– Niesamowite. Jesteś tu tak krótko, a byłeś świadkiem takiego zdarzenia?
– Ach, to przypadek. Po prostu poszedłem na spacer, wchodząc na ten dziwny kondukt. Mężczyźni zamilkli. Marc odtwarzał w pamięci wydarzenia tamtej nocy.
– Napijesz się jeszcze piwa? – zapytał George.
– Jeśli można, to chętnie.
George wyszedł z małej sali. Wrócił po chwili z pełnymi kuflami.
– Nie chciałem fatygować szwagra – zaśmiał się przyjaźnie.
– Na tak. Bardzo miły człowiek.
George usiadł. Spojrzał na Marca, który nie krył zaskoczenia.
– Posłuchaj, czy wiesz coś o tych eksperymentach?
– Wiem, to znaczy, trochę wiem. Widzisz, udało mi się trafić na człowieka, który z stamtąd uciekł.
– Uciekł? To nadzwyczajny zbieg okoliczności.
– No prawie... jego komunikatywność była tak niewielka, że trudno było nam poskładać fakty...
– Nam? Kogo masz na myśli?
– Człowiek ten został poddany konsultacjom specjalistów, którzy starali dowiedzieć się jak najwięcej.
– Czego się dowiedzieli? – Marc był niecierpliwy.
– Najmniej o tych, którzy robili owe eksperymenty. Najwięcej o tym, na czym polegały. Oczywiście relatywnie najwięcej.
– Opowiedz mi o tym, proszę.
– Oczywiście, chcę cię tylko uprzedzić, że to, co powiem, będzie dosyć przerażające.
Marc spojrzał na Georga zdziwiony.
– Myślisz, że coś jeszcze może mnie przerazić?
– Nie wiem. To trudna sprawa. Jestem prawie pewien, że z niczym tak makabrycznym, co nie działo się w warunkach wojny, nie miałeś jeszcze do czynienia.
– Jasne, bardzo cię proszę... chociaż...
– Tak?
– Posłuchaj George... czy, zanim opowiesz mi tę historię... mógłbym cię o coś zapytać?
George spojrzał na Marca przyjaźnie.
– Oczywiście... pytaj.
– Czy mógłbyś... – zawahał się – korzystając z twoich... powiedzmy kontaktów... Czy mógłbyś mi pomóc w znalezieniu Monik?
– Monik?
– Monik to moja... to kobieta, którą kocham. Przyleciała do mnie przedwczoraj, na lotnisko w Klagenfurcie i zniknęła.
– Jak to zniknęła? – zdziwił się George.
– No właśnie... po przylocie, zanim zdążyła wyjść z lotniska, spotkała jakichś mężczyzn, którzy, jak przypuszczam, ją uprowadzili.
– Dziwne. Czy znasz jakiś powód? Domyślasz się, co mogło
stać się motywem porwania? Marc zastanowił się chwilę. Nie wiedział, jaki może być związek z ich wcześniejszymi przeżyciami.
– Zastanawiam się... jeżeli oczywiście wyeliminujemy jakiś
przypadek, to przychodzą mi do głowy trzy możliwe motywy.
– Bardzo cię proszę, zechciej je przytoczyć – George starał się być delikatny, widząc zatroskanie Marca.
– Posłuchaj... – Marc czuł, że jest coraz bardziej zdenerwowany. – Po pierwsze, to może być porwanie dla okupu. Jej ojciec jest bardzo zamożnym człowiekiem...
– A kim jest? – zainteresował się George.
– Właścicielem gazety, w której pracuję.
– A to faktycznie, ten motyw jest dosyć wyraźny. A pozostałe?
– Sądzę, że można założyć jakiś związek z moją wizytą na zamku. Oczywiście związek ze spotkaniem, jakie się tam odbywa.
– Tak, być może... – zastanawiał się George. – Być może ktoś mógł się w ten sposób zabezpieczyć, gdybyś przypadkiem dowiedział się czegoś niepożądanego.
– Ciekawe jest to, co powiedziałeś, ale... – ucieszył się – gdyby tak było, to jej uwięzienie nie potrwa długo. W końcu niczego się nie dowiedziałem.
– A trzeci motyw? – zapytał George.
– Trzeci jest trochę bardziej skomplikowany. Ostatni czas, jaki spędziliśmy razem... Otóż – podekscytowany mówił trochę nieskładnie – podążając za naszymi zawodowymi zainteresowaniami, zetknęliśmy się z ludźmi... ach trudno mi to prosto wyjaśnić. W każdym razie być może dla ludzi, którzy związani są z wielką polityką, nie zawsze uczciwie prowadzoną, ludzi ogromnego wpływu, staliśmy się niewygodni. A może...
– Tak?
– A może... – powtórzył Marc – chcą nas nastraszyć, byśmy nie zajmowali się tamtą sprawą.
– Możesz powiedzieć coś więcej?Marc wyprostował się gwałtownie.
– Ale mieliśmy rozmawiać o czymś innym...
– Mamy czas – uspokoił go George. – Zwłaszcza dla kobiety, którą kochasz. – Uśmiechnął się życzliwie.
Marc skinął głową w geście akceptacji.
– Masz rację. Inne sprawy mogą poczekać... Pójdę po piwo, jeżeli pozwolisz. Skoro mamy dłużej rozmawiać. – Spojrzał na niego pytająco.
– Oczywiście. Mam ci pomóc?
– Nie, nie, dam sobie radę. Wrócę za chwilę.
Wstał, podszedł do drzwi. Zatrzymał się na moment. A potem odwrócił się do Georga.
– Wiesz... to ogromnie dla mnie ważne... by ją odnaleźć.
Marc wyszedł, nie czekając na odpowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami