piątek, 28 lutego 2014
Drony i roboty wojskowe - wojna jak gra wideo
Technologie wojenne związane z dronami i robotami wojskowymi to przyszłość działań wojskowych. Nawet jeśli światowe mocarstwa takie jak Stany Zjednoczone planują znacznie zmniejszyć swój budżet wojskowy, to wciąż istotne pozycje (wcale nie mniejsze!) zajmować będą nowe urządzenia, które pozwolą zmniejszyć bezpośrednie zaangażowanie żołnierzy na polu walki. A drony stają się co raz powszechniejsze.
czwartek, 27 lutego 2014
Wojskowy podręcznik do prowadzenia cyberwojny lub wojny elektromagnetycznej do pobrania z sieci!
http://www.digitaltrends.com |
Zbiór podstawowych informacji na temat tego jak współczesny żołnierz powinien sobie radzić z nowoczesnymi technologiami został w tym miesiącu udostępniony przez armię amerykańską. Co ciekawe materiał ten nie jest w żaden sposób tajny, można go pobrać legalnie w formacie .pdf prosto z serwerów Federacji Amerykańskich Naukowców.
Pomimo tego warto się przyjrzeć czemu poświęcony jest powyższy podręcznik. Dotyczy on bowiem przełomowych technologii, które są już teraz częścią naszego codziennego życia.
Podręcznik poświęcony jest po równo dwóm kluczowym sferom czegoś co możemy nazywać współczesną wojną elektroniczną, są nimi:
Znaczenie tej pierwszej czytelnicy bloga "Kod Władzy" powinni już dobrze poznać, zważywszy, że temat ten dość często jest tutaj poruszany. W podręczniku opisano dokładnie i zdefiniowano metody komunikacji podczas realizacji operacji w cyberprzestrzeni a także jaki jest podział zadań i kto za co odpowiada. Zdefiniowano również najważniejsze priorytety dla takich operacji (ofensywnych i defensywnych), ich funkcje a także sposoby przygotowywania gromadzenia danych wywiadowczych.
Przez pojęcie wojny elektromagnetycznej rozumiemy natomiast działania obejmujące cały obszar otaczającego nas wokół pola elektromagnetycznego emitowanego zarówno przez radary jak i urządzenia elektroniczne takie jak radio, telewizja, komunikację sieci komórkowych, Wi-Fi czy Bluetooth. Z informacji zawartych w podręczniku uzyskać można wiedzę na temat tego jak zlokalizować urządzenia przeciwnika, nie podano jednak jak je zniszczyć. Te metody pozostaną zapewne jeszcze długo ściśle tajnymi.
Pomimo tego warto się przyjrzeć czemu poświęcony jest powyższy podręcznik. Dotyczy on bowiem przełomowych technologii, które są już teraz częścią naszego codziennego życia.
Podręcznik poświęcony jest po równo dwóm kluczowym sferom czegoś co możemy nazywać współczesną wojną elektroniczną, są nimi:
- cyberwojna
- wojna elektromagnetyczna
Znaczenie tej pierwszej czytelnicy bloga "Kod Władzy" powinni już dobrze poznać, zważywszy, że temat ten dość często jest tutaj poruszany. W podręczniku opisano dokładnie i zdefiniowano metody komunikacji podczas realizacji operacji w cyberprzestrzeni a także jaki jest podział zadań i kto za co odpowiada. Zdefiniowano również najważniejsze priorytety dla takich operacji (ofensywnych i defensywnych), ich funkcje a także sposoby przygotowywania gromadzenia danych wywiadowczych.
Przez pojęcie wojny elektromagnetycznej rozumiemy natomiast działania obejmujące cały obszar otaczającego nas wokół pola elektromagnetycznego emitowanego zarówno przez radary jak i urządzenia elektroniczne takie jak radio, telewizja, komunikację sieci komórkowych, Wi-Fi czy Bluetooth. Z informacji zawartych w podręczniku uzyskać można wiedzę na temat tego jak zlokalizować urządzenia przeciwnika, nie podano jednak jak je zniszczyć. Te metody pozostaną zapewne jeszcze długo ściśle tajnymi.
Zdolność do przejęcia sygnału a następnie przejęcia kontroli nad urządzeniami wroga to dziś standard, z którym liczyć się musi każdy, nawet szeregowy żołnierz. Wiele armii co raz poważniej inwestuje w inteligentne systemy naprowadzania, stosuje metody przechwytywania i przekierowywania urządzeń przeciwnika (przypomnijmy historię przejęcia przez Iran supernowoczesnego amerykańskiego drona).
Czy Waszym zdaniem coś podobnego może być również zastosowane w warunkach polskich?
środa, 26 lutego 2014
Latające drony już wkrótce dostarczą rządowe dokumenty
fot. singularityhub |
Wielka flota dronów pełniących funkcje kurierów to domena jedynie sektora prywatnego? Już nie! Najprawdopodobniej już w przyszłym roku rządowe przesyłki na terytorium Zjednoczonych Emiratów Arabskich będą dostarczane przy pomocy latających robotów.
Władze tego państwa ogłosiły konkurs, który wyłonić ma najlepszego dostawcę, warunek jest jeden - drony muszą być wyposażone w biometryczne skanery, przy pomocy których przed dostarczeniem dokumentu potwierdzona zostanie tożsamość odbiorcy. Docelowo drony mają również pełnić inne funkcje, takie jak monitoring ruchu drogowego.
Urządzenia te nie będą jednak poruszać się automatycznie, podobnie jak ich wojskowe odpowiedniki będą one sterowane przez pilotów.
Pionierem w wykorzystaniu dronów w biznesie była do tej pory firma Amazon, która wykorzystywała w pełni zautomatyzowane roboty do dostarczania produktów zamówionych wcześniej w tym największym sklepie internetowym.
singularityhub
Władze tego państwa ogłosiły konkurs, który wyłonić ma najlepszego dostawcę, warunek jest jeden - drony muszą być wyposażone w biometryczne skanery, przy pomocy których przed dostarczeniem dokumentu potwierdzona zostanie tożsamość odbiorcy. Docelowo drony mają również pełnić inne funkcje, takie jak monitoring ruchu drogowego.
Urządzenia te nie będą jednak poruszać się automatycznie, podobnie jak ich wojskowe odpowiedniki będą one sterowane przez pilotów.
Pionierem w wykorzystaniu dronów w biznesie była do tej pory firma Amazon, która wykorzystywała w pełni zautomatyzowane roboty do dostarczania produktów zamówionych wcześniej w tym największym sklepie internetowym.
singularityhub
wtorek, 25 lutego 2014
Wirtualna rzeczywistość - najsilniejszy narkotyk jaki znaliśmy
Gry komputerowe, wirtualna rzeczywistość - już wkrótce to one mogą się stać najgroźniejszym narkotykiem.
fot., Wikipedia |
Legalizacja przez stan Kolorado Marihuany była bezprecedensową decyzją władz w sprawie polityki narkotykowej. Zdecydowanie częściej rządy starają się ograniczyć dostęp do wszelkich narkotyków, bez względu na ich szkodliwość. Problem pojawia się w momencie kiedy okaże się, że podobnie do narkotyków działają również gry komputerowe.
Jak zwraca uwagę Steven Kotler, dyrektor organizacji zajmującej się ludzkim genomem promującej ulepszanie gatunku ludzkiego, podstawowe działanie większości narkotyków wiąże się bezpośrednio z poziomem dopaminy, hormonu odpowiedzialnego za odczuwanie przyjemności, zaangażowania, ciekawości oraz wyjątkowo pobudzającego. Sama w sobie dopamina ma bardzo pozytywne działanie, korzystnie wpływa na nasz organizm i samopoczucie, zaś z punktu widzenia ewolucji była ona postrzegana jako główny czynnik odpowiedzialny za nowe odkrycia.
Jak zwraca uwagę Steven Kotler, dyrektor organizacji zajmującej się ludzkim genomem promującej ulepszanie gatunku ludzkiego, podstawowe działanie większości narkotyków wiąże się bezpośrednio z poziomem dopaminy, hormonu odpowiedzialnego za odczuwanie przyjemności, zaangażowania, ciekawości oraz wyjątkowo pobudzającego. Sama w sobie dopamina ma bardzo pozytywne działanie, korzystnie wpływa na nasz organizm i samopoczucie, zaś z punktu widzenia ewolucji była ona postrzegana jako główny czynnik odpowiedzialny za nowe odkrycia.
Według Kotlera współczesne gry komputerowe skonstruowane są w ten sposób, że mózg gracza wciąż stymulowany jest do pozyskiwania nagród, odkrywania tajemnic i w końcu - odczuwania przyjemności. W efekcie tworzy to prawdziwą chemiczną bombę, która bombarduje nasz organizm i wprowadza nas w stan tzw. "flow" czyli momentu kiedy czujemy się najlepiej i robimy wszystko co najlepsze.
Co będzie następnym krokiem? Kotler twierdzi, że już wkrótce, wraz z rozwojem wirtualnej rzeczywistości będziemy w stanie bez pomocy chemicznych stymulatorów wprowadzać się w stany, które będą do złudzenia przypominały te jakie człowiek odczuwa pod zażyciu narkotyku. Jak jednak wówczas rządy będą z tym walczyć?
poniedziałek, 24 lutego 2014
Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 20 Stare Kiejkuty, Polska
Poprzedni rozdział
Poul zaparkował samochód w pobliżu pomostu, którego koniec ginął w tafli wody. Odetchnął głęboko świeżym powietrzem. Miał wrażenie, że przed chwilą spadł deszcz, ożywiając na moment niezwykłą w tym miejscu przyrodę. Na odgłos zatrzaskiwanych drzwi samochodu na progu chaty pojawił się mężczyzna. Wyszedł na werandę.
– Dzień dobry – odezwał się po angielsku Poul. – Czy może Kajetan?
– Tak, tak mam na imię – Kajetan przyjął gościa z uśmiechem.
– A ty pewnie jesteś Poul i przybywasz od naszych wspólnych przyjaciół, prawda?
– Tak, każdy z nich pozdrawia cię niezwykle gorąco.
Mężczyźni przywitali się. Dla postronnego obserwatora mogło się wydawać, że znają się od lat.
– Jak minęła podróż? – zapytał Kajetan.
– Nieźle, pogoda mi sprzyjała, a ruch na drogach był całkiem znośny. Wyjechałem z Krakowa wcześnie. Polska to naprawdę piękny kraj. Przejechałem niemal całą – uśmiechnął się. – Cieszę się, że mogę zastać cię w tak urokliwym miejscu. Jesteś tu sam?
– Żona wraca za kilka dni, pojechała do Warszawy...
Od strony chaty mężczyźni usłyszeli odgłos otwieranych drzwi. Na werandę weszła ubrana w strój kąpielowy Monik, a za nią Marc w sportowym ubraniu.
– Dzień dobry – odezwali się niemal równocześnie.
– Piękna pogoda – powiedziała Monik z uśmiechem.
– Dzień dobry – odrzekł Kajetan. – Pozwólcie, że przedstawię was mojemu przyjacielowi.
– Z przyjemnością – odparł Marc.
Podeszli do mężczyzn stających przy otwartym bagażniku samochodu.
– Monik i Marc przyjechali z Niemiec, są dziennikarzami. – Kajetan zwrócił się do Poula. – Przyjechali pisać o urokach Mazur.
A to mój przyjaciel Poul – zarekomendował nowego gościa przyjaźnie.
– Zatrzyma się u mnie na mały odpoczynek. Poul mieszka w Rzymie.
Przywitali się ze sobą uprzejmie, niemal serdecznie.
– Uroki przyrody, powiedziałeś – roześmiał się Poul. – Chyba że za chwilę odbędzie się tu tajny szczyt NATO albo jakiejś organizacji terrorystycznej. Chyba nie wiesz, kto u ciebie gości. Czy to pan – zwrócił się do Marca – nie jest przypadkiem tym słynnym Markiem Perce, asem dziennikarstwa śledczego? Monik spojrzała zaskoczona na Marca. Wszystko wskazywało na to, że zostali zdemaskowani. Ten jednak starał się zachować spokój.
Odwzajemnił się uśmiechem.
– Ależ mi pan reklamę zrobił… No nie wiem, czy można aż tak komplementować moje zajęcie i zainteresowania.
– Raczej pańskie sukcesy. Wystarczy przeczytać kilka pańskich artykułów – Poul nie ustępował. – Czuję, że czeka nas pasjonujący wieczór. Oczywiście pod warunkiem, że zdradzicie nam powód swojego pobytu w Polsce. Czy zatrzymali się u ciebie? – zwrócił się do Kajetana. – Mam nadzieję, że nie wyjeżdżacie dzisiaj?
– Wyobraź sobie, że w nocy, drugiego dnia pobytu, ukradziono im samochód.
Kajetan wyręczył Marca w niezręcznej, jak mu się wydało, sytuacji.
– Na szczęście się odnalazł, ale na razie nie chce oddać go miejscowa policja. Tak więc zostali zmuszeni do pozostania u mnie trochę dłużej niż zamierzali.
– No proszę… Jak się wam podobają Mazury? – zapytał.
– Ach, są wspaniałe – odparła Monik. – Jesteśmy oboje zachwyceni.
Ale przede wszystkim – zwróciła się do Kajetana – jesteśmy pod wrażeniem bezinteresownej życzliwości, z jaką spotkaliśmy sięw tym miejscu. Nasz gospodarz przychyla nam nieba, przynajmniej tak się czujemy – Monik zauważyła gesty protestu Kajetana.
– No to w takim razie – odezwał się Kajetan – zapraszam was na wspólną kolację. Będziemy mogli, jak sugeruje Monik korzystać z mojej gościnności i porozmawiać o naszych zainteresowaniach.
– Uroki przyrody, powiedziałeś – roześmiał się Poul. – Chyba że za chwilę odbędzie się tu tajny szczyt NATO albo jakiejś organizacji terrorystycznej. Chyba nie wiesz, kto u ciebie gości. Czy to pan – zwrócił się do Marca – nie jest przypadkiem tym słynnym Markiem Perce, asem dziennikarstwa śledczego? Monik spojrzała zaskoczona na Marca. Wszystko wskazywało na to, że zostali zdemaskowani. Ten jednak starał się zachować spokój.
Odwzajemnił się uśmiechem.
– Ależ mi pan reklamę zrobił… No nie wiem, czy można aż tak komplementować moje zajęcie i zainteresowania.
– Raczej pańskie sukcesy. Wystarczy przeczytać kilka pańskich artykułów – Poul nie ustępował. – Czuję, że czeka nas pasjonujący wieczór. Oczywiście pod warunkiem, że zdradzicie nam powód swojego pobytu w Polsce. Czy zatrzymali się u ciebie? – zwrócił się do Kajetana. – Mam nadzieję, że nie wyjeżdżacie dzisiaj?
– Wyobraź sobie, że w nocy, drugiego dnia pobytu, ukradziono im samochód.
Kajetan wyręczył Marca w niezręcznej, jak mu się wydało, sytuacji.
– Na szczęście się odnalazł, ale na razie nie chce oddać go miejscowa policja. Tak więc zostali zmuszeni do pozostania u mnie trochę dłużej niż zamierzali.
– No proszę… Jak się wam podobają Mazury? – zapytał.
– Ach, są wspaniałe – odparła Monik. – Jesteśmy oboje zachwyceni.
Ale przede wszystkim – zwróciła się do Kajetana – jesteśmy pod wrażeniem bezinteresownej życzliwości, z jaką spotkaliśmy sięw tym miejscu. Nasz gospodarz przychyla nam nieba, przynajmniej tak się czujemy – Monik zauważyła gesty protestu Kajetana.
– No to w takim razie – odezwał się Kajetan – zapraszam was na wspólną kolację. Będziemy mogli, jak sugeruje Monik korzystać z mojej gościnności i porozmawiać o naszych zainteresowaniach.
piątek, 21 lutego 2014
Przypominamy: Dowód na istnienie UFO? Zobacz niezidentyfikowany obiekt na orbicie księżycowej!
Unikatowe nagranie niezidentyfikowanego obiektu latającego w pobliżu Księżyca miało być dowodem na istnienie istot pozaziemskich, które przebywają w pobliżu naszej planety. Nic takiego się jednak nie stało.
fot. universetoday.com |
Bliskość Księżyca względem naszej planety powoduje, że wiele osób
nieustannie i na własną rękę prowadzi obserwacje jego powierzchni. Mając
na uwadze fakt, że atmosfera ziemska może powodować zniekształcenia
odbieranego przez nas obrazu to i tak stosunkowo często udaje się
rejestrować niesamowite wręcz nagrania.
czwartek, 20 lutego 2014
Encyklopedia spisku: Współczesny biały wywiad
Pojęcie białego wywiadu jest powszechnie znane i poniższy artykuł ma przede wszystkim na celu pokazanie jakie zastosowanie ma ta technika zdobywania informacji w zderzeniu z narzędziami powszechnie dostępnymi w sieci.
Biały wywiad (ang. Open Source Intelligence) definiujemy jako sposób gromadzenia danych z publicznie dostępnych źródeł (wg. Wikipedii), istnieją jednak również inne definicje stosowane w społeczności osób zajmujących się tego typu działalnością:
Biały wywiad (ang. Open Source Intelligence) definiujemy jako sposób gromadzenia danych z publicznie dostępnych źródeł (wg. Wikipedii), istnieją jednak również inne definicje stosowane w społeczności osób zajmujących się tego typu działalnością:
1) Każda nieutajniona informacja w każdym medium, która jest generalnie dostępna publicznej grupie odbiorców, nawet jeśli jej dystrybucja jest ograniczona lub też dostępna jedynie za opłatą,
2) Wywiad to proces, podczas którego informacja prowadzona jest w celu udzielenia odpowiedzi i przeprowadzenia analizy do wykorzystania przez podmiot. Informacja ta pochodzi z otwartego źródła, dlatego Open Source Intelligence (Biały wywiad) oznaczać będzie, że będzie ona otwarta, dostępna dla wszystkich.
Dzięki dostępności ogromnej ilości źródeł, zdjęć, map (również tych satelitarnych), danych statystycznych itp. informacja sama w sobie nie ma już tak dużej informacji jak dawniej. Dziś znacznie ważniejszą rolę odgrywa bowiem umiejętność odfiltrowania najbardziej interesujących danych, odpowiedniego ich zinterpretowania a w końcu odniesienia do rzeczywistości.
Posłużmy się przykładem opisanym niedawno na łamach IT World: na nagraniu z parady wojskowej w Phenianie 15 kwietnia 2012, które zostało przesłane i udostępnione na łamach portalu YouTube, grupa chińskich internautów dostrzegła sześć mobilnych wyrzutni z międzykontynentalnymi rakietami balistycznymi KN-08. Zauważyli oni, że rakiety są transportowane przez ciężarówki podobne do tych jakie wykorzystywane są przez chińskie wojsko a Informacja o tym została w krótkim tempie rozpowszechniona za pośrednictwem sieci. Władze chińskie zaprzeczyły jakoby eksportowały wyrzutnie do Korei Północnej, w końcu jednak przyznano, że producent ciężarówek, firma Wanshan Special Vehicle wysłała je w celach "cywilnych" - do prac leśnych.
Na tym jednak śledztwo się nie skończyło. Na innym dostępnym w sieci filmie widać Kim Dzong Una wizytującego jeden ze składów broni. Po raz kolejny (w sumie przez około 13 sekund) pojawiały się również wspomniane ciężarówki razem z rakietami. Na podstawie tych materiałów oraz parametrów ciężarówek ustalono rozmiary pomieszczenia, stworzono także jego wirtualny model. Jego kształ był na tyle charakterystyczny, że przy pomocy informacji na temat potencjalnych lokalizacji obiektów wojskowych natrafiono na miasto Hakmu na północy kraju. Nie istnieje ono w oficjalnych dokumentach, ale udało się je znaleźć w materiałach pochodzących ze Światowej Organizacji Zdrowia. Następnie, znając już jego orientacyjną lokalizację, przeszukano teren przy pomocy zdjęć dostępnych na Google Earth. W końcu znaleziono budynek, w którym najprawdopodobniej Koreańczycy trzymają rakiety (bardziej szczegółowy opis procesu gromadzenia informacji znaleźć można na stronie 38 North).
fot. na podstawie Google Maps |
Powyższy przykład najlepiej obrazuje jak przy ogromnej ilości informacji dostępnych w zasadzie dla każdego można znaleźć coś co może mieć strategiczne znaczenie dla wojska i może doskonale uzupełniać prace agencji zajmujących się działalnością szpiegowską.
Źródła:
http://en.wikipedia.org/wiki/Open-source_intelligence
http://www.onstrat.com/osint/
http://analysisintelligence.com/about/
http://intelnews.org/2011/11/08/01-861/
http://www.itworld.com/internet/404320/how-online-clues-located-north-koreas-missile-launcher-factories
http://resources.infosecinstitute.com/osint-open-source-intelligence/
środa, 19 lutego 2014
Michio Kaku: już wkrótce będziemy mogli kontrolować pogodę
fot. Campus Party Brasil/Wikipedia |
Trudno przejść obojętnie obok kolejnej "teorii spiskowej" w momencie kiedy o pewnym zjawisku mówi o osoba, która cieszy się w środowisku naukowym dużym autorytetem a co więcej mówi to ona w jednej z wiodących stacji telewizyjnych.
Taka sytuacja miała miejsce w związku z wystąpieniem profesora Michio Kaku, znanego naukowca, futurologa i propagatora transhumanizmu, obecnie również dziekana katedry fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Nowojorskim. Podczas rozmowy przeprowadzanej na antenie stacji CBS, Kaku zaczął opowiadać o eksperymentach, których celem jest przejęcie przez człowieka kontroli nad pogodą. Polegać mają one na wystrzeliwaniu promieni laserowych i mikrocząsteczek prosto w niebo co do złudzenia przypominać ma teorie związane z bronią HAARP.
Według Kaku w tej chwili w warunkach laboratoryjnych udało się przy pomocy wspomnianych laserów sztucznie zgromadzić chmury a nawet wywołać deszcz. Następnie, zagadnięty przez dziennikarzy zaczął on opowiadać o różnego rodzaju próbach kontrolowania pogody przez wojsko, w końcu wspomniał również o pewnych projektach US Army prowadzonych od lat 60-tych, które jednak, po zwróceniu na to uwagi przez dziennikarkę, skwitował jako "domniemane".
Taka sytuacja miała miejsce w związku z wystąpieniem profesora Michio Kaku, znanego naukowca, futurologa i propagatora transhumanizmu, obecnie również dziekana katedry fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Nowojorskim. Podczas rozmowy przeprowadzanej na antenie stacji CBS, Kaku zaczął opowiadać o eksperymentach, których celem jest przejęcie przez człowieka kontroli nad pogodą. Polegać mają one na wystrzeliwaniu promieni laserowych i mikrocząsteczek prosto w niebo co do złudzenia przypominać ma teorie związane z bronią HAARP.
Według Kaku w tej chwili w warunkach laboratoryjnych udało się przy pomocy wspomnianych laserów sztucznie zgromadzić chmury a nawet wywołać deszcz. Następnie, zagadnięty przez dziennikarzy zaczął on opowiadać o różnego rodzaju próbach kontrolowania pogody przez wojsko, w końcu wspomniał również o pewnych projektach US Army prowadzonych od lat 60-tych, które jednak, po zwróceniu na to uwagi przez dziennikarkę, skwitował jako "domniemane".
wtorek, 18 lutego 2014
Meksykański rząd ujawni istnienie istot pozaziemskich? Pytanie: kiedy?
fot. pacal-votan.blogspot.com |
Władze Meksyku już wkrótce opublikować mają starożytne dokumenty Majów, wśród których znajdą się dowody potwierdzające istnienie oraz kontakty człowieka z pozaziemskimi cywilizacjami.
Dokumenty mają być ujawnione przy wsparciu grupy archeologów, sam rząd meksykański póki co nie zajął w tej sprawie żadnego stanowiska, nie zostało również opublikowane żadne oficjalne oświadczenie. Jedyną osobą która postanowiła się odnieść do całej sprawy jest Luis Augusto García Rosado, minister turystyki stanu Campeche, który w telefonicznym wywiadzie wspomniał o istnieniu leżących w dżungli lądowisk liczących około 3 tysięcy lat, przyznał również, że miał miejsce kontakt "między Majami a istotami pozaziemskimi, co znajduje potwierdzenie w tłumaczeniach źródeł, które rząd od pewnego czasu przetrzymywał w zabezpieczonych, podziemnych kryptach".
Powyższe informacje pochodzą jeszcze z roku 2011 kiedy to opublikowany został film dokumentalny "Objawienia Majów na rok 2012 i poza niego". Od tego czasu w tej sprawie nic się nie dzieje, wiadomościami na ten temat zainteresowały się co prawda media, w tym brytyjski Guardian, ale od tego czasu sprawa zdaje się przycichła. Czy w związku z tym dokumenty dowodzące kontaktów obcych cywilizacji z Majami to nic innego jak kolejny mit? A może ktoś zablokował publikację tych materiałów chcąc pozostawić sprawę niewyjaśnioną do końca?
Dokumenty mają być ujawnione przy wsparciu grupy archeologów, sam rząd meksykański póki co nie zajął w tej sprawie żadnego stanowiska, nie zostało również opublikowane żadne oficjalne oświadczenie. Jedyną osobą która postanowiła się odnieść do całej sprawy jest Luis Augusto García Rosado, minister turystyki stanu Campeche, który w telefonicznym wywiadzie wspomniał o istnieniu leżących w dżungli lądowisk liczących około 3 tysięcy lat, przyznał również, że miał miejsce kontakt "między Majami a istotami pozaziemskimi, co znajduje potwierdzenie w tłumaczeniach źródeł, które rząd od pewnego czasu przetrzymywał w zabezpieczonych, podziemnych kryptach".
Powyższe informacje pochodzą jeszcze z roku 2011 kiedy to opublikowany został film dokumentalny "Objawienia Majów na rok 2012 i poza niego". Od tego czasu w tej sprawie nic się nie dzieje, wiadomościami na ten temat zainteresowały się co prawda media, w tym brytyjski Guardian, ale od tego czasu sprawa zdaje się przycichła. Czy w związku z tym dokumenty dowodzące kontaktów obcych cywilizacji z Majami to nic innego jak kolejny mit? A może ktoś zablokował publikację tych materiałów chcąc pozostawić sprawę niewyjaśnioną do końca?
Producenci filmu, jeszcze zanim doszło do jego premiery zapowiadali, że ujawnione zostaną przez nich wyniki odkryć jakich dokonano w latach 30-tych XX wieku na terytorium Gwatemali. Sprawa została wówczas ukryta przez władze Meksyku, USA i Wielkiej Brytanii
źródło: IntelHub
poniedziałek, 17 lutego 2014
Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 18 Schloss Bellevue, Berlin, Niemcy
Poprzedni rozdział
Poranek był słoneczny. Telefon na biurku zadźwięczał delikatnym głosem elektronicznego dzwonka.
Stojący przy bibliotecznej półce mężczyzna podszedł do aparatu.
Sięgnął po słuchawkę.
– Słucham? – odezwał się.
– Tu Hans. Spotkanie naszego znajomego z księdzem nie powiodło się – powiedział głos w słuchawce.
– Nie jestem z tego zadowolony.
– Domyślam się. Obiecuję, że jeszcze w tym tygodniu problem
zostanie rozwiązany. Chciałem przekazać wiadomość, że ksiądz jedzie dzisiaj z Krakowa na Mazury. Ma tam spotkanie z pewnym człowiekiem, który może coś o nas wiedzieć.
– Skąd masz tę wiadomość?
– Od naszego człowieka z Watykanu.
– Rozumiem. Do widzenia.
– Do widzenia.
Rozdział 19
Kraków, Polska
Poul wstał wcześnie. Wczorajszy dzień wstrząsnął nim. Zetknięcie się z innym obliczem rzeczywistości było dla niego niezwykle dotkliwym przeżyciem. Starał się zrozumieć swoją nową życiową rolę. Przypominał sobie wszystkie znane z literatury i kina zachowania bohaterów. Na razie nie czuł się w niej najlepiej. Sam nie wiedział, czy bardziej skupiać się na swojej wczorajszej przygodzie na rynku, czy może na informacjach przekazanych przez kardynała. Spakował swoje rzeczy i poszedł na śniadanie. W jadalni krzątało się kilka osób, za oknem świeciło słońce. Poul wypił kawę i zjadł świeżą bułkę obficie posypaną makiem. Posmarował ją masłem i polał miodem. Lubił miód. Po śniadaniu zszedł z bagażami na dziedziniec pałacu. Czekał tam na niego młody ksiądz, który wręczył mu kluczyki i dokumenty do stojącego obok czarnego volkswagena. Poul wrzucił bagaże do bagażnika, usiadł za kierownicą i wolno wyjechał przez bramę na ulicę. Ruch o tej porze był niewielki. Skierował się na trasę Kraków – Warszawa. Minęło kilka godzin, zanim przekroczył ponownie Wisłę, rzekę łączącą oba miasta. Przejechał przez most na drugą stronę Warszawy i znalazł drogę prowadzącą na odległe o kilka godzin jazdy Mazury.
Ten pokryty tysiącem jezior północny kawałek Polski graniczył z Rosją, a zachowując urok dzikiej przyrody, przyciągał żeglarzy, którzy czuli się tam jak w raju. Poruszali się po jeziorach bezszelestnie. Nocą słychać było śpiewy, którym towarzyszyły dźwięki gitar i rozbłyskujący ciepłym światłem blask ognisk. Niewiele w tej okolicy było luksusowych hoteli i eleganckich restauracji, ale właśnie to dodawało tej pokrytej gęstymi lasami okolicy wyjątkowego uroku. Kolejnych kilka godzin Poul spędził w samochodzie w towarzystwie płynącej z radia muzyki. Droga była coraz bardziej pusta, ale i coraz bardziej malownicza. Lasy widoczne za szybą pędzącego samochodu gęstniały. Zatrzymał się na małym parkingu i wysiadł z samochodu. Zgłodniał, był w podróży już od dłuższego czasu. Odpakował kanapkę, którą razem z termosem z kawą dostał od uprzejmych sióstr zakonnych na drogę. Jedząc, przyglądał się kartce papieru, na której naszkicowano plan dojazdu do chaty Kajetana. Zaznaczona strzałkami droga biegła od miejscowości Stare Kiejkuty nad jezioro. Pod rysunkiem ktoś, kto narysował mapę, napisał imię i numer telefonu. Poul przypomniał sobie radę kardynała, by nie korzystał ze swojej komórki. Rozglądał się dookoła. Ubrał się na sportowo, by nie wzbudzać zbędnego zainteresowania i nie pozostawać w pamięci ewentualnych przypadkowych rozmówców. Nie dostrzegł nikogo. Odkręcił termos i nalał sobie kawy. Pił z prawdziwą przyjemnością. Po chwili wsiadł do samochodu i ruszył dalej. Po godzinie dojechał do skrzyżowania, które pamiętał z mapy. Skręcił w zaznaczoną na niej drogę. Po dwudziestu minutach wjechał na malownicza polanę. Nad jeziorem stała chata.
Był na miejscu.
fot. Pudelek/Wikipedia |
Poranek był słoneczny. Telefon na biurku zadźwięczał delikatnym głosem elektronicznego dzwonka.
Stojący przy bibliotecznej półce mężczyzna podszedł do aparatu.
Sięgnął po słuchawkę.
– Słucham? – odezwał się.
– Tu Hans. Spotkanie naszego znajomego z księdzem nie powiodło się – powiedział głos w słuchawce.
– Nie jestem z tego zadowolony.
– Domyślam się. Obiecuję, że jeszcze w tym tygodniu problem
zostanie rozwiązany. Chciałem przekazać wiadomość, że ksiądz jedzie dzisiaj z Krakowa na Mazury. Ma tam spotkanie z pewnym człowiekiem, który może coś o nas wiedzieć.
– Skąd masz tę wiadomość?
– Od naszego człowieka z Watykanu.
– Rozumiem. Do widzenia.
– Do widzenia.
Rozdział 19
Kraków, Polska
Poul wstał wcześnie. Wczorajszy dzień wstrząsnął nim. Zetknięcie się z innym obliczem rzeczywistości było dla niego niezwykle dotkliwym przeżyciem. Starał się zrozumieć swoją nową życiową rolę. Przypominał sobie wszystkie znane z literatury i kina zachowania bohaterów. Na razie nie czuł się w niej najlepiej. Sam nie wiedział, czy bardziej skupiać się na swojej wczorajszej przygodzie na rynku, czy może na informacjach przekazanych przez kardynała. Spakował swoje rzeczy i poszedł na śniadanie. W jadalni krzątało się kilka osób, za oknem świeciło słońce. Poul wypił kawę i zjadł świeżą bułkę obficie posypaną makiem. Posmarował ją masłem i polał miodem. Lubił miód. Po śniadaniu zszedł z bagażami na dziedziniec pałacu. Czekał tam na niego młody ksiądz, który wręczył mu kluczyki i dokumenty do stojącego obok czarnego volkswagena. Poul wrzucił bagaże do bagażnika, usiadł za kierownicą i wolno wyjechał przez bramę na ulicę. Ruch o tej porze był niewielki. Skierował się na trasę Kraków – Warszawa. Minęło kilka godzin, zanim przekroczył ponownie Wisłę, rzekę łączącą oba miasta. Przejechał przez most na drugą stronę Warszawy i znalazł drogę prowadzącą na odległe o kilka godzin jazdy Mazury.
Ten pokryty tysiącem jezior północny kawałek Polski graniczył z Rosją, a zachowując urok dzikiej przyrody, przyciągał żeglarzy, którzy czuli się tam jak w raju. Poruszali się po jeziorach bezszelestnie. Nocą słychać było śpiewy, którym towarzyszyły dźwięki gitar i rozbłyskujący ciepłym światłem blask ognisk. Niewiele w tej okolicy było luksusowych hoteli i eleganckich restauracji, ale właśnie to dodawało tej pokrytej gęstymi lasami okolicy wyjątkowego uroku. Kolejnych kilka godzin Poul spędził w samochodzie w towarzystwie płynącej z radia muzyki. Droga była coraz bardziej pusta, ale i coraz bardziej malownicza. Lasy widoczne za szybą pędzącego samochodu gęstniały. Zatrzymał się na małym parkingu i wysiadł z samochodu. Zgłodniał, był w podróży już od dłuższego czasu. Odpakował kanapkę, którą razem z termosem z kawą dostał od uprzejmych sióstr zakonnych na drogę. Jedząc, przyglądał się kartce papieru, na której naszkicowano plan dojazdu do chaty Kajetana. Zaznaczona strzałkami droga biegła od miejscowości Stare Kiejkuty nad jezioro. Pod rysunkiem ktoś, kto narysował mapę, napisał imię i numer telefonu. Poul przypomniał sobie radę kardynała, by nie korzystał ze swojej komórki. Rozglądał się dookoła. Ubrał się na sportowo, by nie wzbudzać zbędnego zainteresowania i nie pozostawać w pamięci ewentualnych przypadkowych rozmówców. Nie dostrzegł nikogo. Odkręcił termos i nalał sobie kawy. Pił z prawdziwą przyjemnością. Po chwili wsiadł do samochodu i ruszył dalej. Po godzinie dojechał do skrzyżowania, które pamiętał z mapy. Skręcił w zaznaczoną na niej drogę. Po dwudziestu minutach wjechał na malownicza polanę. Nad jeziorem stała chata.
Był na miejscu.
sobota, 15 lutego 2014
Wysokiej rozdzielczości zdjęcia tajnych amerykańskich budynków rządowych
Portal Intercept został stworzony w celu publikacji materiałów dostarczanych przez Edwarda Snowdena, wśród nich niedawno pojawiły się zdjęcia siedzib najtajniejszych instytucji Stanów Zjednoczonych. Autorem zdjęć jest fotograf, Trevor Paglen, który na podstawie listy Snowdena ze śmigłowca sfotografował wymienione tam budynki.
Logiką organizacyjną aparatu śledzenia naszego narodu jest niewidzialność i sekretność, jego operacje mają jednak miejsce w realnym świecie. Programy cyfrowej obserwacji potrzebują swoich centrów informacyjnych, instytucje monitorujące znajdują się w istniejących fizycznie budynkach, systemach śledzenia bazujących na technologia, osobach i szerokiej sieci niezbędnych materiałów, w które one się zaopatrują. Patrzymy tutaj na konkretne miejsce, dzięki czemu możemy sobie uzmysłowić wielkość infrastuktury szpiegowskiego Stanów Zjednoczonych" - powiedział Paglen
Logiką organizacyjną aparatu śledzenia naszego narodu jest niewidzialność i sekretność, jego operacje mają jednak miejsce w realnym świecie. Programy cyfrowej obserwacji potrzebują swoich centrów informacyjnych, instytucje monitorujące znajdują się w istniejących fizycznie budynkach, systemach śledzenia bazujących na technologia, osobach i szerokiej sieci niezbędnych materiałów, w które one się zaopatrują. Patrzymy tutaj na konkretne miejsce, dzięki czemu możemy sobie uzmysłowić wielkość infrastuktury szpiegowskiego Stanów Zjednoczonych" - powiedział Paglen
fot. Paglen/Intercept |
fot. Paglen/Intercept |
fot. Paglen/Intercept |
El fotógrafo Trevor
Paglen arrendó un helicóptero y sacó imágenes aéreas de las sedes de los
tres mayores servicios de inteligencia del país. Según explica en su
publicación en The Intercept, a pesar de que desde las primeras revelaciones de Snowden han pasado ya ocho meses, casi no hay material visual al respecto.
Texto completo en: http://actualidad.rt.com/actualidad/view/119593-fotos-sedes-servicios-secretos-eeuu
Texto completo en: http://actualidad.rt.com/actualidad/view/119593-fotos-sedes-servicios-secretos-eeuu
czwartek, 13 lutego 2014
Tajemnicza śmierć bankiera. Piąta z rzędu.
fot. http://gvpedia.com |
Na przełomie stycznia i lutego miała miejsce zaskakująca seria zgonów wysoko postawionych pracowników sektora finansowego. Praktycznie w każdym z przypadków policja stwierdziła samobójstwo, jednak według rodzin zmarłych nie informowali oni o żadnych problemach i nic nie wskazywało na to, że chcą się pozbawić życia.
Sprawa na samym początku była ignorowana i pierwsze doniesienia traktowano jedynie jako przykry zbieg okoliczności, jednak z czasem, kiedy liczba "samobójstw" rosła, pojawiły się spekulacje, że wcale nie musi to być przypadek.
Wymieńmy więc "ofiary" po kolei:
Sprawa na samym początku była ignorowana i pierwsze doniesienia traktowano jedynie jako przykry zbieg okoliczności, jednak z czasem, kiedy liczba "samobójstw" rosła, pojawiły się spekulacje, że wcale nie musi to być przypadek.
Wymieńmy więc "ofiary" po kolei:
- 26 stycznia William Broeksmit, 58-letni były dyrektor wykonawczy Deutsche Bank AG zostaje znaleziony martwy w swoim domu w South Kensington w Londynie, przyczyna śmierci - samobójstwo,
- 27 stycznia - w hotelu Shangri-La w Bangkoku zostaje znalezione ciało Karla Slyma 51-letniego dyrektora zarządzającego Tata Motors
- 28 stycznia z dachu dachu siedziby europejskiego oddziału JP Morgan spada jego 39-letni pracownik, Gabriel Magee,
- 30 stycznia w parku znaleziono ciało Mike'a Duekera, głównego ekonomisty US investment bank. Policja podejrzewa morderstwo.
- 2 lutego rzekome samobójstwo popełnia Ryan Henry Crane, 37-letni pracownik JP Morgan
środa, 12 lutego 2014
Śmiercionośna broń przyszłości - co nas czeka?
O ich istnieniu dowiadujemy się z reguły dopiero wtedy kiedy ich prototypy są już gotowe, albo gdy po raz pierwszy zostaną wykorzystane na polu walki. Tylko niektórymi rządy chwalą się wcześniej, głównie zapewne dlatego, że takie informacje mają duży potencjał odstraszający. Zobaczmy jakiego rodzaju broni powinniśmy się obawiać.
Samodzielne drony
Na podstawie Stratrisks.
Samodzielne drony
Zaczniemy od tematu, który często pojawia się na tym blogu, czyli dronów. Potencjał UAV został już dawno dostrzeżony przez wojskowych wielu państw, którzy wyposażają swoje armie w coraz to nowsze samoloty bezzałogowe. Największym wyzwaniem będzie zapewne rozwój sztucznej inteligencji, która powoli zbliżać będzie tego typu maszyny do samodzielnego działania, a przede wszystkim, już wkrótce również samodzielnych decyzji, które nie tylko sprawią, że wykluczone zostanie ryzyko ludzkiego błędu, ale też urazy psychiczne jakie towarzyszą "pilotom" tych urządzeń.
Broń kosmiczna
Teoretycznie mówi się by kosmos pozostawał strefą zdemilitaryzowaną, ale w praktyce wiele państw nie tylko planuje stworzyć bazy na Księżycu, ale też przygotować broń, która będzie zdolna atakować satelity wroga. Taką rolę ma pełnić EMP, czyli bronie oparte na impulsie elektromagnetycznym. Ma ona z jednej strony być bardzo precyzyjnym narzędziem zdolnym wyeliminować lecący pocisk kończąc tym samym ewentualny zbrojny konflikt jeszcze zanim się on zacznie.
"Rail gun"
Skoro już jesteśmy przy broni magnetycznej to warto wspomnieć również o wyrzutniach typu "rail guns". Mogą one zastąpić tradycyjne materiały wybuchowe mając zdolność dosięgnąć cel w odległości 100 mil morskich!
Na podstawie Stratrisks.
wtorek, 11 lutego 2014
Czy ktoś chce wykończyć Bitcoina?
Cena najpopularniejszej wirtualnej waluty świata poszybowała w ostatnich dniach znacznie w dół, stając się po raz kolejnym przedmiotem krytyki i obaw o jej bezpieczeństwo. Wszystko zaczęło się jeszcze w czwartek 6 lutego kiedy to jedna z giełd, na której można handlować bitcoinami zaczęła mieć problemy z zatwierdzaniem transakcji a w piątek całkowicie zatrzymała wypłaty.
Okazuje się jednak, że japoński Mtgox o którym mowa, wcale nie uległ stuprocentowemu zawieszeniu. Jak podaje bowiem bloger Satoshi giełda bez problemu wypłaca 70-80% wpłaconych kwot, a problem jest jedynie z potwierdzeniem transakcji i wypłaceniem odpowiedniej ilości bitcoinów. Satoshi zwraca również uwagę na nieprawdziwość informacji jakoby Mtgox była największą giełdą handlującą wirtualnymi pieniędzmi na świecie. W rzeczywistości jest ona czwarta z kolei a pozostałe giełdy nie zgłosiły podobnych problemów, gdyż ich serwery są lepiej przystosowane do obsługi tak dużej ilości transakcji a tym samym ryzyko błędu jest tam znacznie mniejsze.
Mimo tego cena Bitcoin znacznie spadła w ostatnim czasie i gdyby porównać ją z ceną sprzed zaledwie kilka miesięcy to spadek ten wynosi już blisko połowę wcześniejszej wartości. Niektórzy komentatorzy tacy jak Max Keiser twierdzą, że jeszcze w 2014 roku cena BTC wynieść może 10 tysięcy dolarów za sztukę, na całym świecie jej popularność rośnie i zmusza rządy do zajęcia stanowiska (BTC zostało zabronione w Rosji, z drugiej zaś strony władze chińskie zdają się je po cichu wspierać). Dostrzegają to również korporacje, które powoli próbują z nimi walczyć - przykładowo tuż przez kryzysem w Mtgox firma Apple wycofała ze swojego sklepu wszystkie aplikacje obsługujące bitcoiny. Czy to oznacza, że moda na BTC się już skończyła? A może po prostu Apple planuje wprowadzić własny system rozliczeń, na którym będzie mogła z powodzeniem zarabiać?
Ostatni spadek cen bitcoin pokazuje, że wbrew pozorom system ten nie jest wcale doskonały, ale nie zawodzi on na poziomie samej waluty a problemem jest jedynie zaplecze techniczne serwisów potwierdzających zawierane transakcje.
Okazuje się jednak, że japoński Mtgox o którym mowa, wcale nie uległ stuprocentowemu zawieszeniu. Jak podaje bowiem bloger Satoshi giełda bez problemu wypłaca 70-80% wpłaconych kwot, a problem jest jedynie z potwierdzeniem transakcji i wypłaceniem odpowiedniej ilości bitcoinów. Satoshi zwraca również uwagę na nieprawdziwość informacji jakoby Mtgox była największą giełdą handlującą wirtualnymi pieniędzmi na świecie. W rzeczywistości jest ona czwarta z kolei a pozostałe giełdy nie zgłosiły podobnych problemów, gdyż ich serwery są lepiej przystosowane do obsługi tak dużej ilości transakcji a tym samym ryzyko błędu jest tam znacznie mniejsze.
Mimo tego cena Bitcoin znacznie spadła w ostatnim czasie i gdyby porównać ją z ceną sprzed zaledwie kilka miesięcy to spadek ten wynosi już blisko połowę wcześniejszej wartości. Niektórzy komentatorzy tacy jak Max Keiser twierdzą, że jeszcze w 2014 roku cena BTC wynieść może 10 tysięcy dolarów za sztukę, na całym świecie jej popularność rośnie i zmusza rządy do zajęcia stanowiska (BTC zostało zabronione w Rosji, z drugiej zaś strony władze chińskie zdają się je po cichu wspierać). Dostrzegają to również korporacje, które powoli próbują z nimi walczyć - przykładowo tuż przez kryzysem w Mtgox firma Apple wycofała ze swojego sklepu wszystkie aplikacje obsługujące bitcoiny. Czy to oznacza, że moda na BTC się już skończyła? A może po prostu Apple planuje wprowadzić własny system rozliczeń, na którym będzie mogła z powodzeniem zarabiać?
Ostatni spadek cen bitcoin pokazuje, że wbrew pozorom system ten nie jest wcale doskonały, ale nie zawodzi on na poziomie samej waluty a problemem jest jedynie zaplecze techniczne serwisów potwierdzających zawierane transakcje.
poniedziałek, 10 lutego 2014
Fragment powieści "Kod Władzy": Rozdział 17. Pałac Arcybiskupów Krakowskich, Kraków, Polska
fot. Lestat/Wikipedia |
Poprzedni rozdział
Poul wyszedł z łazienki. Obmywając twarz, zobaczył w lustrze, że jest rozpalony. Emocjonujące wydarzenia dnia jeszcze się nie skończyły. Wrócił do pokoju.
Po chwili wszedł również kardynał.
– Może zacznijmy od klinik Lebensbornu. To właśnie „produkty” tej „fabryki” twórcy nowego ładu postanowili wykorzystać do realizacji swoich planów. Pomysłem Himmlera było stworzenie ośrodków, które zapewniłyby przekazywanie z pokolenia na pokolenie nordyckich genów. Ta historia rozpoczęła się w 1935 roku. Utworzono wtedy coś, co można by nazwać gigantyczną fabryką nadludzi. Przewinęło się przez nią kilkaset tysięcy osób. Słowo „Lebensborn” oznacza źródło życia. Tak nazwano organizację, której celem miało być przebudowanie świata. Idea była prosta. Himmler ujął to tak: Jeśli dobra krew, na której się opieramy, nie będzie się mnożyła, to nie będziemy mogli panować nad światem. Początkowo jednym z celów była opieka nad niezamężnymi matkami, które zaszły w ciążę z esesmanami, oficerami gestapo i żołnierzami. Oczywiście opieką mogły zostać objęte tylko te kobiety, co do których czystości rasowej nie było jakichkolwiek wątpliwości. W placówkach Lebensbornu mogły one urodzić dziecko, a stowarzyszenie, jeśli nie udało mu się nakłonić ojca dziecka do ślubu z dziewczyną, a ta nie była w stanie sama zająć się wychowaniem potomstwa, oddawało dziecko do adopcji w czystych rasowo rodzinach niemieckich. Chodziło o to, by zachować „czyste rasowo i wartościowe jednostki” dla III Rzeszy.
– To okropne – powiedział Poul, wsłuchując się w opowieść kardynała.
– W Niemczech znajdowało się 8 należących do organizacji zakładów położniczych i 6 domów dziecka. Ośrodki zatrudniały lojalne pielęgniarki i wychowawczynie. Nadrzędną opiekę sprawowali lekarze SS. Utworzenie Lebensbornu było wynikiem praktycznej realizacji ideologii nazistowskiej zakładającej wcielenie w życie zasad doboru rasowego. Himmler nadzorował program zapisany przez Hitlera w „Mein Kampf ”, dosłownie interpretując zalecenia wodza i realizując je w praktyce, w formach choćby najbardziej absurdalnych.
– Czy w innych krajach Europy również stosowano takie praktyki? – zapytał Poul.
– Część ośrodków Lebensbornu było swoistymi punktami kopulacyjnymi, w których udającym się na front esesmanom stwarzano warunki do spłodzenia dziecka z odpowiednio dobranymi rasowo samotnymi Niemkami. Według Himmlera każdy oficer SS przed wyruszeniem na front powinien spłodzić potomka. Program realizowany był nie tylko w Niemczech, ale też w niektórych krajach okupowanych. Działo się tak między innymi we Francji i Danii, ale przede wszystkim w Norwegii. Wszędzie tam zachęcano niemieckich żołnierzy do poszukiwania partnerek w celu zwiększenia liczebności narodu nadludzi.
– To prawdziwy dramat – Poul był coraz bardziej zasępiony.
– Domyślam się, że te dzieci miały być wykorzystane do budowania nowego ładu w Europie? Ładu rozumianego w jeden jedyny sposób, jako totalna dyktatura?
– Otóż to! Najlepsze, wyselekcjonowane dzieci miały stanowić kadrę kreatorów nowej ideologii. Taka była wizja Himmlera – człowieka, który na ogromną skalę wprowadzał w życie swoje mrożące krew w żyłach pomysły.
– Wspomniał eminencja coś o zakonie…
– Marzeniem Himmlera było utworzenie nowego, germańskiego zakonu. W tym celu między innymi odwoływał się do tradycji Zakonu Krzyżackiego. W swoich działaniach był niezwykle konsekwentny. Nieopodal miasta Paderborn, w połowie drogi między Kolonią a Brunszwikiem, znajdowały się ruiny średniowiecznego zamku Wewelsburg. To właśnie to miejsce Himmler upatrzył sobie na siedzibę kierownictwa SS. W zamku przygotowano specjalne apartamenty dla dygnitarzy organizacji. Ich nazwy wywiedziono od sławnych postaci historycznych. Reichsfuhrer SS dla siebie wybrał apartament Henryka I. Wybudowano wielką komnatę, o długości 35 i szerokości 15 metrów, w której miały odbywać się spotkania najważniejszych osób. W podziemiach utworzono sanktuarium zakonu, miejsce kultu krwi, gdzie organizowano tak zwane Bluttaufe, chrzty krwi, rytuały towarzyszące przyjęciu każdego młodego adepta. Na wybór miejsca wpływ miała podobno legenda głosząca, że przyszłemu atakowi ze wschodu oprze się tylko jeden zamek w Westfalii. Okazało się, że najmocniejsze mury ma właśnie Wewelsburg.
– Podziwu godna fantazja… – Poul starał się rozjaśnić mroczną atmosferę.
– Nie wszyscy naukowcy uważają słowo „zakon”, przyjęte na nazwę organizacji, za trafione. Podkreślają oni na przykład, że Himmler i jego współpracownicy byli szczególnie zafascynowani postaciami Henryka I czy Henryka Lwa, zaś sam szef SS postrzegał siebie raczej jako kontynuatora ich tradycji niż wielkiego mistrza. Z drugiej strony profesor Gebhardt, jeden z bliskich przyjaciół Himmlera, uważał, że ten widział się mistrzem zakonu, który posiadał tylko jedną regułę – wyznaczoną przez Adolfa Hitlera. Słowa te podkreślają religijną wręcz zależność Himmlera od Hitlera, którego chciał być rycerzem i obrońcą.
– Ciarki mi chodzą po plecach – powiedział Poul. – Mam wrażenie, że to nie może być prawda.
– Niestety, to nie fikcja. Wszystko zaplanowano niezwykle starannie.
Zdaniem Himmlera członkowie SS byli kontynuatorami tradycji rycerskich. Stąd niezmiernie ważna była dla niego zewnętrzna oprawa. Wprowadzono specjalne odznaki, które miały podkreślić znaczenie władzy SS oraz stworzyć atmosferę tajemniczości i mistycyzmu. Szefowie organizacji mogli należeć do jednej z trzech kategorii. Do każdej przypisane były specjalne insygnia: odznaka, kordzik i herb. Najmniej ważnym, choć również pożądanym, był srebrny pierścień z emblematem trupiej czaszki.
– A jak zarządzana była organizacja? – zapytał Poul.
– Najwyższymi dostojnikami SS było dwunastu obergruppenfuhrerów.
Każdy z nich miał własny, specjalnie zaprojektowany herb. Himmler w swoim postępowaniu opierał się na micie o celtyckim królu Arturze, który ucztował i odbywał narady ze swoimi dwunastoma najdzielniejszymi rycerzami. W wielkiej komnacie w Wewelsburgu ustawiono dębowy stół dla niego i jego wybrańców. Wokół znalazło się miejsce dla oznaczonych tarczami z herbami i nazwiskami każdego z „rycerzy” foteli. Pod północną wieżą zaprojektowano także sanktuarium z marmuru. W środku, na podwyższeniu, płonął wieczny ogień – miały być w nim palone herby „rycerzy”. Dookoła stało dwanaście grobowców, a pośrodku najważniejszy – należący do samego Himmlera. Wentylacja we wnętrzu nie była najlepsza, stąd w czasie ceremonii wypełniał je dym, który sprawiał wrażenie obcowania z duchami zmarłych. Himmler nakazał również dygnitarzom z kierownictwa SS odbywać specjalne ćwiczenia duchowe i niemal okultystyczne ceremoniały, w czasie których mieli odczuwać łączność z przodkami i czerpać z niej inspirację oraz siłę wewnętrzną niezbędną do realizacji wyznaczonego im posłannictwa.
Kardynał wstał z fotela. Spojrzał na szarzejący Kraków. Po chwili zadumy odezwał się.
– Wojna się skończyła, a jej wynik wymagał wytyczenia perspektywy dla wszystkich zawiedzionych. I na taki grunt trafiła ideologia kontynuowania pomysłów Himmlera. Niewykluczone, że starannie dobrano nowych rycerzy. W tajemnicy werbowano posłusznych im członków, organizacja rozwijała się. Mogła zarabiać na handlu bronią i kontroli możnych tego świata. Zaczęła osłabiać pozycję tych, których zakon postanowił neutralizować. Ukrywano się za plecami terrorystów. Cel był jeden – zbudowanie potężnego porozumienia. Jest to konsekwencja tworzenia od setek lat koncepcji zastąpienia wartości chrześcijańskich i wiary w Boga nową doktryną. Inspirowania działalności ukrytych przed światem grup, które kiedyś wykorzystywały planowane wcześniej wojny, a dziś rozpoczęły wymuszanie wpływów na przykład strategią uzależniania krajów od dostaw energii. Dopuszczania ich do militarnego znaczenia w zamian za posłuszeństwo.
– Staram się to wszystko zrozumieć… – powiedział Poul.
– Zastanów się nad wydarzeniami zachodzącymi ostatnio na świecie. Układają się w całość. Dostrzeżesz działania dokumentujące istnienie konstrukcji, jak to niektórzy określają, nowego ładu. Oczywiście dla zaciemnienia całej sprawy wszystkich tych, którzy zwracają na to uwagę, uważa się za niespełna rozumu, a ich twierdzenia za teorie spiskowe.
– Z pewnością warto się nad tym zastanowić… Obalenie muru berlińskiego pozwoliło na nowe budowanie stosunków Niemiec z Rosją.
– Otóż to… – odpowiedział kardynał.
Wstał i podszedł do okna.
Po chwili podjął przerwany wątek.
– Przyjaciel kardynała, ten naukowiec z Polski, koordynował nasze poszukiwania uczestników tajnego porozumienia. Szukał przy tym nowocześnie wyposażonej prawdopodobnie podziemnej siedziby, w której prowadzone są wszystkie działania kontrolujące stworzony system. Ma ono znajdować się pod ziemią. I być może gdzieś w Polsce. Wiem tylko tyle, że w grę wchodzą trzy lokalizacje. Gdzieś na Mazurach, jest tam okolica pełna lochów i podziemnych korytarzy. Druga, prawdopodobna, na wyspie Wolin, w okolicach, w których kiedyś w czasie wojny produkowano pociski V1 i V2. I trzecia przypuszczalnie w Sudetach, w okolicach zamku Książ. Takie są nasze podejrzenia. Chciałbym, byś spotkał się z Kajetanem. To ten naukowiec. On cię we wszystko wprowadzi. Poul zamyślił się. Nie spodziewał się, że może kiedyś poznać najgłębsze tajemnice Watykanu. Nie wiedział, czemu lub komu zawdzięczał taki awans. Nie było to jednak w tej chwili najważniejsze.
Poul wyszedł z łazienki. Obmywając twarz, zobaczył w lustrze, że jest rozpalony. Emocjonujące wydarzenia dnia jeszcze się nie skończyły. Wrócił do pokoju.
Po chwili wszedł również kardynał.
– Może zacznijmy od klinik Lebensbornu. To właśnie „produkty” tej „fabryki” twórcy nowego ładu postanowili wykorzystać do realizacji swoich planów. Pomysłem Himmlera było stworzenie ośrodków, które zapewniłyby przekazywanie z pokolenia na pokolenie nordyckich genów. Ta historia rozpoczęła się w 1935 roku. Utworzono wtedy coś, co można by nazwać gigantyczną fabryką nadludzi. Przewinęło się przez nią kilkaset tysięcy osób. Słowo „Lebensborn” oznacza źródło życia. Tak nazwano organizację, której celem miało być przebudowanie świata. Idea była prosta. Himmler ujął to tak: Jeśli dobra krew, na której się opieramy, nie będzie się mnożyła, to nie będziemy mogli panować nad światem. Początkowo jednym z celów była opieka nad niezamężnymi matkami, które zaszły w ciążę z esesmanami, oficerami gestapo i żołnierzami. Oczywiście opieką mogły zostać objęte tylko te kobiety, co do których czystości rasowej nie było jakichkolwiek wątpliwości. W placówkach Lebensbornu mogły one urodzić dziecko, a stowarzyszenie, jeśli nie udało mu się nakłonić ojca dziecka do ślubu z dziewczyną, a ta nie była w stanie sama zająć się wychowaniem potomstwa, oddawało dziecko do adopcji w czystych rasowo rodzinach niemieckich. Chodziło o to, by zachować „czyste rasowo i wartościowe jednostki” dla III Rzeszy.
– To okropne – powiedział Poul, wsłuchując się w opowieść kardynała.
– W Niemczech znajdowało się 8 należących do organizacji zakładów położniczych i 6 domów dziecka. Ośrodki zatrudniały lojalne pielęgniarki i wychowawczynie. Nadrzędną opiekę sprawowali lekarze SS. Utworzenie Lebensbornu było wynikiem praktycznej realizacji ideologii nazistowskiej zakładającej wcielenie w życie zasad doboru rasowego. Himmler nadzorował program zapisany przez Hitlera w „Mein Kampf ”, dosłownie interpretując zalecenia wodza i realizując je w praktyce, w formach choćby najbardziej absurdalnych.
– Czy w innych krajach Europy również stosowano takie praktyki? – zapytał Poul.
– Część ośrodków Lebensbornu było swoistymi punktami kopulacyjnymi, w których udającym się na front esesmanom stwarzano warunki do spłodzenia dziecka z odpowiednio dobranymi rasowo samotnymi Niemkami. Według Himmlera każdy oficer SS przed wyruszeniem na front powinien spłodzić potomka. Program realizowany był nie tylko w Niemczech, ale też w niektórych krajach okupowanych. Działo się tak między innymi we Francji i Danii, ale przede wszystkim w Norwegii. Wszędzie tam zachęcano niemieckich żołnierzy do poszukiwania partnerek w celu zwiększenia liczebności narodu nadludzi.
– To prawdziwy dramat – Poul był coraz bardziej zasępiony.
– Domyślam się, że te dzieci miały być wykorzystane do budowania nowego ładu w Europie? Ładu rozumianego w jeden jedyny sposób, jako totalna dyktatura?
– Otóż to! Najlepsze, wyselekcjonowane dzieci miały stanowić kadrę kreatorów nowej ideologii. Taka była wizja Himmlera – człowieka, który na ogromną skalę wprowadzał w życie swoje mrożące krew w żyłach pomysły.
– Wspomniał eminencja coś o zakonie…
– Marzeniem Himmlera było utworzenie nowego, germańskiego zakonu. W tym celu między innymi odwoływał się do tradycji Zakonu Krzyżackiego. W swoich działaniach był niezwykle konsekwentny. Nieopodal miasta Paderborn, w połowie drogi między Kolonią a Brunszwikiem, znajdowały się ruiny średniowiecznego zamku Wewelsburg. To właśnie to miejsce Himmler upatrzył sobie na siedzibę kierownictwa SS. W zamku przygotowano specjalne apartamenty dla dygnitarzy organizacji. Ich nazwy wywiedziono od sławnych postaci historycznych. Reichsfuhrer SS dla siebie wybrał apartament Henryka I. Wybudowano wielką komnatę, o długości 35 i szerokości 15 metrów, w której miały odbywać się spotkania najważniejszych osób. W podziemiach utworzono sanktuarium zakonu, miejsce kultu krwi, gdzie organizowano tak zwane Bluttaufe, chrzty krwi, rytuały towarzyszące przyjęciu każdego młodego adepta. Na wybór miejsca wpływ miała podobno legenda głosząca, że przyszłemu atakowi ze wschodu oprze się tylko jeden zamek w Westfalii. Okazało się, że najmocniejsze mury ma właśnie Wewelsburg.
– Podziwu godna fantazja… – Poul starał się rozjaśnić mroczną atmosferę.
– Nie wszyscy naukowcy uważają słowo „zakon”, przyjęte na nazwę organizacji, za trafione. Podkreślają oni na przykład, że Himmler i jego współpracownicy byli szczególnie zafascynowani postaciami Henryka I czy Henryka Lwa, zaś sam szef SS postrzegał siebie raczej jako kontynuatora ich tradycji niż wielkiego mistrza. Z drugiej strony profesor Gebhardt, jeden z bliskich przyjaciół Himmlera, uważał, że ten widział się mistrzem zakonu, który posiadał tylko jedną regułę – wyznaczoną przez Adolfa Hitlera. Słowa te podkreślają religijną wręcz zależność Himmlera od Hitlera, którego chciał być rycerzem i obrońcą.
– Ciarki mi chodzą po plecach – powiedział Poul. – Mam wrażenie, że to nie może być prawda.
– Niestety, to nie fikcja. Wszystko zaplanowano niezwykle starannie.
Zdaniem Himmlera członkowie SS byli kontynuatorami tradycji rycerskich. Stąd niezmiernie ważna była dla niego zewnętrzna oprawa. Wprowadzono specjalne odznaki, które miały podkreślić znaczenie władzy SS oraz stworzyć atmosferę tajemniczości i mistycyzmu. Szefowie organizacji mogli należeć do jednej z trzech kategorii. Do każdej przypisane były specjalne insygnia: odznaka, kordzik i herb. Najmniej ważnym, choć również pożądanym, był srebrny pierścień z emblematem trupiej czaszki.
– A jak zarządzana była organizacja? – zapytał Poul.
– Najwyższymi dostojnikami SS było dwunastu obergruppenfuhrerów.
Każdy z nich miał własny, specjalnie zaprojektowany herb. Himmler w swoim postępowaniu opierał się na micie o celtyckim królu Arturze, który ucztował i odbywał narady ze swoimi dwunastoma najdzielniejszymi rycerzami. W wielkiej komnacie w Wewelsburgu ustawiono dębowy stół dla niego i jego wybrańców. Wokół znalazło się miejsce dla oznaczonych tarczami z herbami i nazwiskami każdego z „rycerzy” foteli. Pod północną wieżą zaprojektowano także sanktuarium z marmuru. W środku, na podwyższeniu, płonął wieczny ogień – miały być w nim palone herby „rycerzy”. Dookoła stało dwanaście grobowców, a pośrodku najważniejszy – należący do samego Himmlera. Wentylacja we wnętrzu nie była najlepsza, stąd w czasie ceremonii wypełniał je dym, który sprawiał wrażenie obcowania z duchami zmarłych. Himmler nakazał również dygnitarzom z kierownictwa SS odbywać specjalne ćwiczenia duchowe i niemal okultystyczne ceremoniały, w czasie których mieli odczuwać łączność z przodkami i czerpać z niej inspirację oraz siłę wewnętrzną niezbędną do realizacji wyznaczonego im posłannictwa.
Kardynał wstał z fotela. Spojrzał na szarzejący Kraków. Po chwili zadumy odezwał się.
– Wojna się skończyła, a jej wynik wymagał wytyczenia perspektywy dla wszystkich zawiedzionych. I na taki grunt trafiła ideologia kontynuowania pomysłów Himmlera. Niewykluczone, że starannie dobrano nowych rycerzy. W tajemnicy werbowano posłusznych im członków, organizacja rozwijała się. Mogła zarabiać na handlu bronią i kontroli możnych tego świata. Zaczęła osłabiać pozycję tych, których zakon postanowił neutralizować. Ukrywano się za plecami terrorystów. Cel był jeden – zbudowanie potężnego porozumienia. Jest to konsekwencja tworzenia od setek lat koncepcji zastąpienia wartości chrześcijańskich i wiary w Boga nową doktryną. Inspirowania działalności ukrytych przed światem grup, które kiedyś wykorzystywały planowane wcześniej wojny, a dziś rozpoczęły wymuszanie wpływów na przykład strategią uzależniania krajów od dostaw energii. Dopuszczania ich do militarnego znaczenia w zamian za posłuszeństwo.
– Staram się to wszystko zrozumieć… – powiedział Poul.
– Zastanów się nad wydarzeniami zachodzącymi ostatnio na świecie. Układają się w całość. Dostrzeżesz działania dokumentujące istnienie konstrukcji, jak to niektórzy określają, nowego ładu. Oczywiście dla zaciemnienia całej sprawy wszystkich tych, którzy zwracają na to uwagę, uważa się za niespełna rozumu, a ich twierdzenia za teorie spiskowe.
– Z pewnością warto się nad tym zastanowić… Obalenie muru berlińskiego pozwoliło na nowe budowanie stosunków Niemiec z Rosją.
– Otóż to… – odpowiedział kardynał.
Wstał i podszedł do okna.
Po chwili podjął przerwany wątek.
– Przyjaciel kardynała, ten naukowiec z Polski, koordynował nasze poszukiwania uczestników tajnego porozumienia. Szukał przy tym nowocześnie wyposażonej prawdopodobnie podziemnej siedziby, w której prowadzone są wszystkie działania kontrolujące stworzony system. Ma ono znajdować się pod ziemią. I być może gdzieś w Polsce. Wiem tylko tyle, że w grę wchodzą trzy lokalizacje. Gdzieś na Mazurach, jest tam okolica pełna lochów i podziemnych korytarzy. Druga, prawdopodobna, na wyspie Wolin, w okolicach, w których kiedyś w czasie wojny produkowano pociski V1 i V2. I trzecia przypuszczalnie w Sudetach, w okolicach zamku Książ. Takie są nasze podejrzenia. Chciałbym, byś spotkał się z Kajetanem. To ten naukowiec. On cię we wszystko wprowadzi. Poul zamyślił się. Nie spodziewał się, że może kiedyś poznać najgłębsze tajemnice Watykanu. Nie wiedział, czemu lub komu zawdzięczał taki awans. Nie było to jednak w tej chwili najważniejsze.
– Rozumiem. Jestem wdzięczny za obdarzenie mnie tak wielkim zaufaniem – podziękował.
– Musisz na siebie uważać. Do momentu, kiedy nie znajdziemy czegoś konkretnego, musisz pamiętać, że to, co przed chwilą ci powiedziałem, to tylko przypuszczenia. Nie możemy niczego udowodnić. W przypadku odkrycia ich logistycznej siedziby wszystko wyjdzie na jaw. Dlatego zakon zrobi wszystko, by zlikwidować tych, którzy zbliżą się do poznania jego tajemnic. Tym bardziej że, jak można przypuszczać, urywać się może za piętnowanymi powszechnie terrorystami. Oczywiście to tylko niebezpieczne przypuszczenie i dlatego należy być bardzo ostrożnym w artykułowaniu osądów.
– Rozumiem – odparł Poul.
– Należy być bardzo ostrożnym. W Polsce próbuje się nas skłócać, tworzyć medialne alternatywy mające ogromny wpływ na pozycję Kościoła. Politycznie próbuje się obalać autorytety. Polska była przez lata najsilniejszym bastionem chrześcijaństwa i podobnie jak miało to miejsce w wielu innych krajach, jego przeciwnicy przystąpili do ataku. Pomagają im w tym ludzie związani z Kościołem. Jestem głęboko przekonany, że również w Watykanie działa ich człowiek, a może nawet kilku. Jesteśmy w coraz trudniejszej sytuacji. Uważaj na siebie.
– A gdzie znajdę tego człowieka, Kajetana? – zapytał.
– Pojedziesz na Mazury. W miejscowości Stare Kiejkuty, a właściwie obok niej, nad jeziorem, stoi chata. W niej znajdziesz Kajetana. Staraj się nie dzwonić ze swojego telefonu. Idź na pocztę albo znajdź jakiś inny telefon. Jutro na dziedzińcu będzie czekał na ciebie samochód. Masz nieograniczony czas. Będziesz się kontaktował wyłącznie ze mną. Jeśli będziesz potrzebował jakichś informacji – dzwoń. A teraz idź spać. Śpij dobrze.
Kardynał wstał. Podszedł do Poula i położył mu rękę na ramieniu.
– Pamiętaj, od stuleci toczy się wojna, by zniszczyć to, co najcenniejsze w chrześcijaństwie. A to, co dzisiaj usłyszałeś, jest jej kolejnym etapem. Człowiek, który na ciebie czeka, wie na ten temat bardzo dużo …
– Musisz na siebie uważać. Do momentu, kiedy nie znajdziemy czegoś konkretnego, musisz pamiętać, że to, co przed chwilą ci powiedziałem, to tylko przypuszczenia. Nie możemy niczego udowodnić. W przypadku odkrycia ich logistycznej siedziby wszystko wyjdzie na jaw. Dlatego zakon zrobi wszystko, by zlikwidować tych, którzy zbliżą się do poznania jego tajemnic. Tym bardziej że, jak można przypuszczać, urywać się może za piętnowanymi powszechnie terrorystami. Oczywiście to tylko niebezpieczne przypuszczenie i dlatego należy być bardzo ostrożnym w artykułowaniu osądów.
– Rozumiem – odparł Poul.
– Należy być bardzo ostrożnym. W Polsce próbuje się nas skłócać, tworzyć medialne alternatywy mające ogromny wpływ na pozycję Kościoła. Politycznie próbuje się obalać autorytety. Polska była przez lata najsilniejszym bastionem chrześcijaństwa i podobnie jak miało to miejsce w wielu innych krajach, jego przeciwnicy przystąpili do ataku. Pomagają im w tym ludzie związani z Kościołem. Jestem głęboko przekonany, że również w Watykanie działa ich człowiek, a może nawet kilku. Jesteśmy w coraz trudniejszej sytuacji. Uważaj na siebie.
– A gdzie znajdę tego człowieka, Kajetana? – zapytał.
– Pojedziesz na Mazury. W miejscowości Stare Kiejkuty, a właściwie obok niej, nad jeziorem, stoi chata. W niej znajdziesz Kajetana. Staraj się nie dzwonić ze swojego telefonu. Idź na pocztę albo znajdź jakiś inny telefon. Jutro na dziedzińcu będzie czekał na ciebie samochód. Masz nieograniczony czas. Będziesz się kontaktował wyłącznie ze mną. Jeśli będziesz potrzebował jakichś informacji – dzwoń. A teraz idź spać. Śpij dobrze.
Kardynał wstał. Podszedł do Poula i położył mu rękę na ramieniu.
– Pamiętaj, od stuleci toczy się wojna, by zniszczyć to, co najcenniejsze w chrześcijaństwie. A to, co dzisiaj usłyszałeś, jest jej kolejnym etapem. Człowiek, który na ciebie czeka, wie na ten temat bardzo dużo …
Kardynał uścisnął Poula i powoli odszedł w kierunku drzwi. Poul został sam. Spojrzał na zegarek. Jeszcze będzie mógł zatelefonować do Watykanu. Nie wierzył własnym uszom. Mroczne duchy przeszłości wyszły z grobów, by wycisnąć piętno na jego życiu. Na ścianie jadalni tańczyły cienie drzew szarpane podmuchami nocnego wiatru. Zbierało się na burzę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)