poniedziałek, 14 grudnia 2015

Fragment powieści "Tajemnica 14 Bramy": Rozdział 50 Okolice zamku Hochosterwitz. Austria


Marc opadł na fotel. Był wyczerpany. Emocje dzisiejszego dnia dały o sobie znać. Przymknął oczy. Odetchnął głęboko. Do miejsca, w którym mieszkał George, dotarli już po zachodzie słońca. Ściemniał się szybko. Dom położony był na wzgórzu, w malowniczej ma łej dolinie, niedaleko zamku Hochosterwitz. George mieszkał sam. Dom wynajmował od właścicieli kilku niewielkich hoteli. Te rodzinne interesy zapewniały wielu mieszkańcom Austrii niezły poziom życia. Atmosfera małych hoteli przyciągała rzesze turystów, zimą szusujących na nartach, a latem odbywających górskie wycieczki. Malowniczy, pokryty górami kraj, wpisywał się znakomicie w mapę turystycznych miejsc, idealnych dla ludzi spragnionych odpoczynku. George zostawił swojego gościa w salonie, proponując mu coś do zjedzenia. Nie mieli czasu posilić się przez cały dzień. George zajął się przygotowaniem kolacji. Był wielbicielem kuchni włoskiej. Lubił gotować. Mężczyźni mają zwykle swoje ulubione zajęcia, które ich odprężają. Jedni wyprowadzają psa, inni piorą lub prasują koszule, a jeszcze inni gotują. Wrzucił makaron do wrzącej wody i zaczął przygotowywać sos. Z kuchni rozszedł się nęcący nozdrza zapach. Marc otworzył oczy. Przełknął ślinę. Poczuł głód. Pomyślał, że pomoże Georgowi nakryć stół. W chwili, kiedy podnosił się z wygodnego, miękkiego fotela, usłyszał dzwonek swojego telefonu. Zostawił go w kieszeni kurtki wiszącej w przedpokoju. Podszedł w tamtym kierunku.
Znalazł telefon po przeszukaniu kieszeni. Nacisnął zielony guzik z symbolem słuchawki.
– Tak słucham, Marc Perce.
– To ja, Alicja. Pamiętasz mnie? Spotkaliśmy się dziś rano na parkingu pod zamkiem – odezwał się drżący, kobiecy głos.
– Przyjechałam z tą holenderską wycieczką... pamiętasz?
– Czy coś się stało? Masz dziwny głos? – zaniepokoił się
Marc.
– Marc, błagam cię, pomóż mi...
– Co się stało? Gdzie ty jesteś?
– Marc... nie mogę znaleźć mojej grupy... Oni wszyscy zniknęli.
– Jak to zniknęli? O czym ty mówisz?
– Boję się, pomóż mi, proszę. – Zaczęła płakać.
– Spokojnie, posłuchaj, możesz swobodnie rozmawiać?
– Mogę.
– Powiedz mi powoli i spokojnie, co się stało.
Chwila milczenia.
– Zwiedzaliśmy zamek. Całą naszą grupą. Najpierw dziedziniec, potem zamkowe komnaty, a na końcu weszliśmy na chwilę do lochów. Musiałam pójść do łazienki. Widocznie nikt nie zauważył, jak się oddaliłam. To nie trwało długo, może dziesięć minut. Jak wróciłam – szlochała – to nie było już nikogo. Moja wycieczka zniknęła. Biegałam po zamku, wypytując wszystkich, czy ich widzieli. Wyobraź sobie, że nikt... Ani przewodnicy, ani osoby obsługujące kasę. Przecież to niemożliwe, żeby nikt ich nie pamiętał. Pobiegłam na parking. Marc, nasz autobus zapadł się pod ziemię. Dzwoniłam do hotelu. Powiedziano mi, że grupa skróciła swój pobyt, zapłaciła rachunek i odjechała. Dzwoniłam do paru osób. Ich telefony milczą. Marc, co ja mam robić?
– Powiedz mi, gdzie ty teraz jesteś?
– Gdzie jestem? No, stoję przed barem. Wiesz, na tym parkingu, gdzie się poznaliśmy. Boję się iść na zamek, boję się pojechać do hotelu.
– Posłuchaj, zaraz po ciebie przyjadę – starał się ją uspokoić.
– Nie bój się, tam w barze jest taki wysoki, potężny barman. Przyjaciel. Idź do niego, powołaj się na mnie, niech się tobą zajmie przez chwilę. Wsiadam w samochód i za pół godziny jestem. Zrozumiałaś?
– Tak, zrobię, jak powiedziałeś. Czekam.
– W porządku, do zobaczenia.
Dziewczyna rozłączyła się. Marc spojrzał przed siebie. Przed nim stał George, oparty o framugę drzwi . Przysłuchiwał się rozmowie od jakiejś chwili.
– Co się stało? – zapytał.
– Zniknął cały autobus ludzi – odpowiedział Marc.
– Dzisiaj?
– Tak, po południu, zwiedzali zamek. Poznałem pewną Holenderkę na parkingu rano, kiedy czekałem na ciebie. Odłączyła się na chwilę od grupy, a reszta poszła zwiedzać lochy. Jak wróciła, okazało się, że jej wycieczka wyparowała.
– No nieźle. Nasz dzień chyba się jeszcze nie skończył.
Od czasu jak tu jesteś, wszystko nabrało niezłego tempa.
– Na to wygląda. Ona czeka na mnie w barze na parkingu.
Pojedziemy razem?
– Oczywiście. Już się zbieram. Wyłączę tyko naszą kolację.
Chyba nie jest dane nam dzisiaj coś zjeść. – Uśmiechnął się.
– Wyjeżdżamy za pięć minut.
– Dobrze, będę czekał przy samochodzie.
Marc wyszedł na zewnątrz budynku. Spojrzał w niebo. Skrzyło się tysiącami gwiazd i rozbłyskującymi co chwilę kolorowymi światełkami przelatujących samolotów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się swoimi uwagami

- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.uAMCuvtT.dpuf