Marc wrócił na zamek rozczarowany. Stojący przy szlabanie ochroniarze spojrzeli na niego obojętnie. Wchodził pod górę powoli, zastanawiając się, co teraz zrobić. Przed oczyma miał obraz redaktora naczelnego. Wiedział, że nie będzie zadowolony, zwłaszcza, że wciągnął w to wszystko Monik. Ta myśl nie zaprzątała go długo. Stracił kobietę, którą kochał. Miał do siebie o to pretensje. Sam wciągnął ją w tę grę. W swoje skomplikowane życie, pełne fascynacji i niezwykłych sytuacji, które on kreował. Dała się temu ponieść. Poddała się jego urokowi. Zaufała mu. Teraz czuł, że ją zawiódł. Nie dopilnował, by los mu jej nie odebrał. Ogarnęło go przygnębienie. Przechodził ponownie przez kolejne bramy drogą prowadzącą na górę. Nie zauważał już ich uroku. Na górze nie czekał na niego nikt. Był sam. Po wejściu do swojej komnaty opadł na fotel. Czuł się zmęczony. Dzień pełen emocji dał o sobie znać. Zamknął na chwilę oczy. Ogarnęło go odrętwienie. Po raz kolejny podczas pobytu na zamku zapadł w głęboki, ciężki sen. Obudził się rano. Był kolejny dzień. Po porannej toalecie zszedł na śniadanie. W komnacie, w której je podawano, nie było prawie nikogo. Zjadł lekki posiłek. Pijąc kawę, układał sobie w głowie plan na dzisiejszy dzień. Postanowił zejść na parking i spotkać się z człowiekiem ze stojącego tam baru. Liczył, że będzie mógł porozmawiać z jego szwagrem pracującym na zamku. Tacy ludzie zawsze wiedzą więcej, niż się wydaje. Stykają się z wieloma ludźmi mającymi dostęp do nie zawsze jawnych spraw. Marc szukał analogii pomiędzy osobami, które uprowadziły Monik, a strażnikami pilnującymi zamku w czasie, w którym przebywali na nim tajemniczy goście. Intuicja podpowiadała mu, że istnieje jakiś związek. Monik nie zniknęła przypadkowo. Leciała do niego i ktoś mógł o tym wiedzieć. Zapewnie ten ktoś nie chciał dopuścić, by się spotkali. Może Monik miała dla niego jakieś informacje, których wartość ktoś ocenił bardzo wysoko. Może ktoś mu nieznany nie chciał dopuścić, by dowiedział się czegoś, co mogło znacząco wpłynąć na misję, jaką powierzył mu naczelny? Cóż takiego wiedziała Monik, że ktoś zaryzykował uprowadzenie córki wpływowego wydawcy jednej z największych światowych gazet? Wypił kawę i zszedł na dolny parking. W barze hałasowała jakaś grupa młodzieży. Zapewne przyjechali na zamek, ograniczając swój pobyt do wizyty w parkingowym barze. Chyba nikt nie uprzedził ich, że cel ich wycieczki stanie się nieosiągalny. Na twarzach młodych ludzi nie dostrzegł jednak rozczarowania. Prześcigali się dobrym nastrojem, krzycząc wszyscy naraz, jeden przez drugiego. Marc uśmiechnął się, szukając wzrokiem barmana. Przypomniał sobie swoje wycieczki szkolne. Nieważne było, dokąd się jechało. Ważne, obok kogo udało się usiąść w autobusie. Pierwsze miłości właśnie tak się przeżywało. Były naiwne, ale jakże cudownie przy tym niezapomniane. Przeciskał się przez tłum młodych ludzi do baru. Chciał przez chwilę porozmawiać z barmanem. Przekazać mu prośbę o zorganizowanie spotkania. Czuł, że może się czegoś dowiedzieć. W końcu, po kilku chwilach, dotarł do lady, na której lądowały kolejne kufle z jasnym, lekko spienionym piwem. Ruch był duży, więc barman poruszał się szybko, starając się spełniać życzenia swoich młodych gości. Marc usiadł na wysokim krześle. Rozglądając się, czekał na chwilę mniejszego ruchu. Zapalił papierosa. Młodzi ludzie odchodzili do stolików, pozostawiając za sobą coraz więcej miejsca przy ladzie baru. W końcu barman podszedł do niego, uśmiechając się szeroko.
– Dzień dobry. Proszę mi wybaczyć, ale ruch zrobił się nagle...
– W porządku – przerwał mu Marc. – Nic się nie stało... klient to klient. – Uśmiechnął się. – Nawet jak jest taki młody... i hałaśliwy – dodał.
Barman odwzajemnił uśmiech.
– Właśnie, człowiek się przyzwyczaił do różnych ludzi, przez te wszystkie lata, jak tu stoi. Napije się pan piwa?
– Chętnie – odpowiedział Marc. – Chciałem z panem chwilę
porozmawiać. Barman zaczął nalewać piwo. Postawił je przed Marciem na firmowej, tekturowej podstawce.
– Czy coś się stało? – nachylił się nad swym gościem.
– Chciałbym, jeżeli oczywiście pan mi pomoże... – przerwał – porozmawiać chwilę z pańskim szwagrem.
– Z moim szwagrem? – zdziwił się barman. – A co się stało? Samochód się panu zepsuł? – Uśmiechnął się.
– Nie, nie... na szczęście.
– A już myślałem, że będzie robota – dodał barman. – Wspominałem ostatnio, jaki z niego zdolny chłop.
Marc rozejrzał się wokół siebie. Ale nie dostrzegł nikogo podejrzanego.
– Widzi pan. Sporo dziwnych rzeczy stało się od czasu, odkąd tu jestem i chciałbym, oczywiście jeżeli będzie to możliwe, czegoś się dowiedzieć... a właściwie o coś zapytać.
– Mojego szwagra? – ponownie zdziwił się barman. – A co on może wiedzieć?
– Wiem tylko – odparł Marc – że to być może moja jedyna nadzieja, by czegoś się dowiedzieć.
Barman spoglądał na niego z niedowierzaniem. Marc od pierwszego spotkania wydał mu się sympatycznym człowiekiem.
– No dobrze. Zadzwonię do niego. Spotkamy się tutaj o dwudziestej, dobrze?
– Oczywiście – ucieszył się Marc. – Będę punktualnie.
Spojrzał na barmana.
– Proszę się na razie nie dziwić... Dla mnie to spotkanie po prostu jest ważne – usprawiedliwił się.
porozmawiać. Barman zaczął nalewać piwo. Postawił je przed Marciem na firmowej, tekturowej podstawce.
– Czy coś się stało? – nachylił się nad swym gościem.
– Chciałbym, jeżeli oczywiście pan mi pomoże... – przerwał – porozmawiać chwilę z pańskim szwagrem.
– Z moim szwagrem? – zdziwił się barman. – A co się stało? Samochód się panu zepsuł? – Uśmiechnął się.
– Nie, nie... na szczęście.
– A już myślałem, że będzie robota – dodał barman. – Wspominałem ostatnio, jaki z niego zdolny chłop.
Marc rozejrzał się wokół siebie. Ale nie dostrzegł nikogo podejrzanego.
– Widzi pan. Sporo dziwnych rzeczy stało się od czasu, odkąd tu jestem i chciałbym, oczywiście jeżeli będzie to możliwe, czegoś się dowiedzieć... a właściwie o coś zapytać.
– Mojego szwagra? – ponownie zdziwił się barman. – A co on może wiedzieć?
– Wiem tylko – odparł Marc – że to być może moja jedyna nadzieja, by czegoś się dowiedzieć.
Barman spoglądał na niego z niedowierzaniem. Marc od pierwszego spotkania wydał mu się sympatycznym człowiekiem.
– No dobrze. Zadzwonię do niego. Spotkamy się tutaj o dwudziestej, dobrze?
– Oczywiście – ucieszył się Marc. – Będę punktualnie.
Spojrzał na barmana.
– Proszę się na razie nie dziwić... Dla mnie to spotkanie po prostu jest ważne – usprawiedliwił się.
– W porządku – uśmiechnął się człowiek za barem. – O nic już nie pytam. Do wieczora.
– Tak, do wieczora.
Marc wstał. Chciał zapłacić, lecz barman machnął ręką.
– Niech pan zostawi. To na mój rachunek.
Marc podszedł do ciężkich drewnianych drzwi. Wyszedł na zewnątrz, zostawiając w środku rozwrzeszczanych, radosnych młodych ludzi.
Poszedł w kierunku zamku.
– Tak, do wieczora.
Marc wstał. Chciał zapłacić, lecz barman machnął ręką.
– Niech pan zostawi. To na mój rachunek.
Marc podszedł do ciężkich drewnianych drzwi. Wyszedł na zewnątrz, zostawiając w środku rozwrzeszczanych, radosnych młodych ludzi.
Poszedł w kierunku zamku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi uwagami